Cokolwiek to było, nie mogło dostać ciała Sissi. Tyle mu wyjaśnił Odd. William jednak nie wiedział, z czym dokładnie mieli do czynienia. Nie widział ani wilka, ani duszy, nie miał pojęcia, na co właśnie nacierał Della Robbia, zanim i on mu nie zniknął z oczu. Całość walki została przeniesiona do rzeczywistości, do której chłopak w tej chwili nie powinien wchodzić. Ktoś musiał zostać z naczyniem na wypadek, gdyby napastnik miał swojego wspólnika w prawdziwym świecie.
Rzucił swoją torbę obok nieprzytomnej dziewczyny i przystawił dłoń do jej szyi. Pod palcami poczuł jej tętno. Odetchnął z ulgą. Żyła. Jeżeli Odd ją z tego wyciągnie, będzie mogła wrócić do swojego ciała. Nie wiedział, co zrobi później, kiedy córka dyrektora zacznie zadawać pytania.
Zacznij działać.
William ostrożnie wyrysował wokół nich okręg. Do nozdrzy dotarł zapach spalanej trawy, ziemia jarzyła się srebrem.. Wiedział, że zostanie po tym ślad. Obawiał się, że przez to ktoś się zainteresuje tym miejscem i w duszy mógł tylko się cieszyć, że oddalili się nieco od fabryki. Nie powinien używać swojej magii w tak otwartym terenie. Była to jednak sytuacja podbramkowa, nie mieli więcej czasu do stracenia. Przynajmniej tyle zrozumiał z wyjaśnień.
Złapał za jedną z kartek, jakie wyleciały Sissi z rąk, kiedy upadała. Słowa zapisane na nich zostały starannie nakreślone, ale jeżeli miał być szczery, nie rozumiał nawet połowy z nich. Nie zostały zapisane po francusku, czy po angielsku. Nie posądzał również o ich znajomość tej dziewczyny. Musieli ustalić, czym się posłużyła i liczył, że wieszczek dość szybko do tego dotrze.
Wbrew pozorom, Odd Della Robbia miał łeb jak sklep, ale Dunbara trochę bardziej martwił burdel panujący na jego półkach.
— *** —
Odd nie musiał się odwracać, by wiedzieć, że William już chronił Sissi i samego siebie przed potencjalnym zagrożeniem. Nie było zresztą tak łatwo przedrzeć się przez magię wiedźmy starego rodu, tyle, że chłopak, jak się okazywało w ostatnim czasie, nie miał zbyt długiego stażu czy doświadczenia. Robił wiele rzeczy na wyczucie i to na razie musiało wystarczyć.
On miał w tej chwili poważniejsze zmartwienie.
– No… proszę… – wydobyło się z gardła wilka. – Przyszedł po mnie sam wieszczek. Ale… to jeszcze nie pora na mnie, dziecko…
Mógłby przysiąc, że ten pysk układał się w uśmiech, ale nie wiedział, na co potwór dokładnie spoglądał: na niego, czy na ciało Sissi w kręgu.
– To urocze, że zabrałeś ze sobą małą wiedźmę.
– Oooh, schlebiasz nam! – Odd wyszczerzył się, podchodząc powoli dwa kroki bliżej. – Chętnie posłuchałbym o tym dłużej, ale trochę nie mamy na to czasu. No, zabieraj się!
– Nie pójdę bez naczynia… – ponownie, rozległ się niski warkot. Wilk również skracał dystans między sobą, a Oddem. Teraz miał pewność, że te białe ślepia były skierowane na niego. – Zejdź mi z drogi, szczeniaku…
Ale Odd nie zamierzał się cofać. Do głowy mu nie przyszło nawet się uginać przed tymi żądaniami. Może i wilk wyglądał groźnie, ale ta rzeczywistość była miejscem, w którym czuł się jak ryba w wodzie. I jego uśmieszek pod nosem doskonale o tym świadczył. Wilk mógł na niego szarżować. Z pewnością zdziwił się, kiedy po skoku nie miał pod sobą swojego przeciwnika, a ten stał za nim.
– Tutaj.– był pod drzewem.
– Tutaj! – nagle stał za kręgiem.
– Tutaj, haha! – mignął przed pyskiem i zniknął.
Jeden, drugi i trzeci raz, chłopak pojawiał się w różnych miejscach i znikał. Ewidentnie bawił się ze swoją ofiarą i czekał, aż ta się finalnie zmęczy i odpuści. Ale wilk? On przyszedł tu w jednym celu i miał zamiar to uzyskać. Nigdy nie odchodził z pustymi łapami.
– Odpowiedziałem na wezwanie… i żadne szczeniaki nie będą mi odbierały należnej mi zapłaty…!
“Co?”
– Przyznaj się… wezwałaś mnie, smarkulo… i powiedziałaś, że oddasz mi, co tylko będę chciał za to dostać…!
“Nie mam niczego, czym mógłbym go tutaj zranić. William nie da rady tego zrobić z poziomu ziemi. Jeżeli go wciągnę w rzeczywistość, zarówno on jak i Sissi mogą być do odesłania…!”
Analizował jednak kolejne słowa wilka. Przyszedł tutaj zwabiony perspektywą zyskania ludzkiego naczynia. Z takim byłby w stanie zrobić wiele więcej, niż obecnie. Cokolwiek zrobiła ta dziewczyna, wpakowała się w niesamowite bagno i musieli zrobić absolutnie wszystko, żeby ją z tego wyciągnąć.
– A-ale ja chciałam tylko zobaczyć, cz-czy to… to działa…! – wypiszczała Sissi, ewidentnie przerażona biegiem zdarzeń. Nie tak sobie to wszystko wyobrażała i liczyła, naprawdę mocno liczyła, że to wszystko jej się śniło.
– No to właśnie widzisz, że zadziałało. Co cię podkusiło do takich rzeczy, i to jeszcze o tej porze? – Odd wywrócił oczami. To nie było ani trochę rozsądne, ale szczerze, nie dawało się od niej wymagać czegoś podobnego. Bardziej przysłonił sobą jej ciało oraz Williama, zamkniętych w kręgu.
– A-ale… chyba tak się powinno, p-prawda…? – zapytała, z nieco mniejszym niż dotychczas przekonaniem co do słuszności swojego pomysłu.
Nikt jej nie odpowiedział. Zajęła się wydzieraniem na Williama, który nic nie słyszał. Obserwowała, jak niespokojnie rozglądał się dookoła, nasłuchując, czy ktoś jeszcze ich tutaj nie znajdzie. Nie reagował na jej żądania wytłumaczeń.
“Ona… nie zdaje sobie sprawy z tego, co najlepszego narobiła.”
Przeklinając to wszystko, Odd ruszył na wilka, mając tylko jeden cel: odesłanie go. Wystarczyło, by do niego dopadł, złapał za łeb i stworzył przejście dla ducha, które to wyśle go tam, skąd przybył. Wierzył, że William utrzyma swoją osłonę. To nie było ciężkie. Nie musiał na razie wiedzieć, co tu się działo. Zapewni mu to spokój i pozwoli skupić się na jednej czynności. Nie potrzebowali rozgardiaszu.
Nie było ciężko przewidzieć kolejne ruchy przeciwnika. Jego smolisto czarna nitka energii objawiała się tam, gdzie miał zamiar się zjawić. I Odd musiał zrobić wszystko, by jednak utrzymać go z dala od kręgu. Może i się nie przedrze, ale nie chciał ryzykować zbyt mocno.
A wilk? Doskonale wiedział, do czego byłby zdolny ten chłopak, jeżeli tylko by go dorwał. Dlatego uskakiwał, unikał, ale nie miał zamiaru wiecznie pozostawać w defensywie. Wreszcie zaczęły się kłapnięcia zębami i próby uderzeń łapami.
Rozległ się pierwszy krzyk, gdy tylko pazury przeorały mu wreszcie rękę. Ten dosłyszał również i William, który szybko zbystrzał i zaczął się rozglądać.
– Odd!? – zawołał. Podsycił rozpalony w ręku płomień, by spróbować się dopatrzeć, gdzie mógłby być jego towarzysz.
Poruszyły się zarośla. Nie widział tego, ale tam właśnie wylądował jego towarzysz.
“Co tam się, do cholery, dzieje…!?”
– No zróbże coś! – wrzasnęła Sissi, obserwując, jak wilk znowu zbliżał się do Włocha, trzymającego się za obolałą rękę. Rana zasklepiała się na oczach, szybko, ale chwilowo jednak przeszkadzała. Chciała podnieść leżącą na ziemi gałąź, ale nie mogła. Jej dłonie przenikały przez drewno. Nie wiedziała, jakim cudem zatem Odd i tamto zwierzę byli w stanie czymkolwiek poruszyć.
I nagle, wszystko stanęło. Przestały dochodzić odgłosy szamotaniny. Dziewczyna patrzyła, jak wilk znieruchomiał.
Odd wreszcie dotknął jego łba. Zacisnął na nim palce i milczał. Powoli wykaraskał się spod cielska.
– Kto naprawdę cię tu wysłał…? – zapytał, drugą, finalnie zasklepioną ręką, rysując na ziemi prostą linię.
– Wezwała mnie… słowami Mistrza… który zejdzie tutaj i zrobi porządek z waszą nędzną magią…
“Mistrza…?”
To był nowy trop. Warkot z gardła wilka próbował przypominać niski śmiech.
– Odliczajcie… dni… on przyjdzie. Takich jak ja będzie więcej… i nic z tym nie zrobisz ty… ani ta twoja pieprzona wiedźma… ani cholerna łowczyni… możesz mnie odesłać, gdzie tylko chcesz… ON I TAK WAS DORWIE…!
Cokolwiek miało paść więcej, wilk nie zdążył. Zniknął w fioletowej poświacie, nie zostawiając po sobie zupełnie nic. Odd podniósł się z klęczek i finalnie ujawnił Williamowi. Dunbar poderwał głowę, finalnie widząc postać towarzysza.
– Odd! Co tu się dzieje!? – zapytał. Zerknął na ciało Sissi. – Gdzie ona jest? Czy…
– Spokojnie, ta piszczałka nawet nie pomyślała o wzięciu nóg za pas. – Della Robbia machnął ręką i złapał Sissi, która zaczęła żądać puszczenia jej i wyjaśnienia, co tu się najlepszego działo. Przynajmniej teraz William mógł zobaczyć, że ona była. Nawet, jeżeli nie mógł rozpoznać szczegółów jej sylwetki. – Zgaś to, bo inaczej jej tu nie zaprowadzę.
Kiedy krąg zagasł, chłopak bez pardonu pociągnął Sissi w stronę jej ciała, kazał jej nad nim stanąć i popchnął ją. Dusza nagle zniknęła. Ciało nieco poruszyło się.
– I tam siedź. I niech cię broni cokolwiek przed ponownym zwracaniem się do jakichkolwiek sił po zmroku. – mruknął, wywracając oczami. – Udało ci się rozszyfrować cokolwiek z tych kartek? – zwrócił się do Williama, który pokręcił głową, ale zaczął je zbierać do swojej torby.
Sissi obudziła się niedługo później. William wyjaśnił jej, że znalazł ją tutaj i odprowadzi ją do akademika. Całe szczęście, niczego zdawała się nie pamiętać, a ewentualne wkręcanie jej, że to wszystko się przyśniło, powinno być w miarę proste. Sprzedał bajkę, że potrzebował się przewietrzyć. Uwierzyła. Była na tyle zdezorientowana, że nie kwestionowała niczego, co się do niej mówiło.
Odd zaś obiecał, że przyjdzie następnego dnia i porozmawiają o tym, co tu zaszło. Słońce miało niedługo wzejść. To oznaczało, że ktoś, jeżeli się nie pospieszą, mógłby odkryć nieobecność w pokoju.
“Mistrz… łowczyni… to musi mieć pieprzony związek z tym całym… harmiderem na granicach.”
Autorka: Morrigan