Część 2

–[ Z popielnika na Wojtusia… iskiereczka mruga… ]–

Pamiętał tę kołysankę. Mama śpiewała mu ją, gdy miał zaledwie kilka lat, a z czasem zaczęła się dziwić, że ją dalej pamiętał. Nie umiał zasnąć przy innej, chociaż ta… siała jakiś niepokój. Nie umiał do końca powiedzieć, czemu – na swój sposób powodowała ciarki na plecach, ale o nią właśnie prosił jako kilkulatek.

Podobna iskiereczka mrugała właśnie w jego otwartej dłoni – wyciągniętej przed siebie i uniesionej na wysokość twarzy. Nikle oświetlała twarz Dunbara w ciemności starej fabryki.

Płomyczek ostrożnie próbował się rozpalić – choć jego pan mu na to nie pozwalał. Nie dawał mu również zagasnąć – przynajmniej się starał. Trzymał go – ledwie się tlący, przydławiony, wpatrując się w niego jak w obrazek – gdy w głowie, jak na pętli, odtwarzała się stara kołysanka…

–[ Chodź, opowiem Ci bajeczkę – bajka będzie długa ]–

Tak? Z pewnością taka długa…?

Wiedział, jak to leciało – zarówno słowa piosenki, jak i zapis z katastrof jego życia. To miała być bajka, długa, o bohaterze, o obrońcy, o dzielnym wojowniku, który jednak okazał się być trepem na miarę „biednej, pierdolonej piechoty” z „Gwinta”.

–[ Była sobie Baba Jaga, miała chatkę z masła!

A w tej chatce same dziwy… ]–

Zachciało mu się, cholera, przykozaczyć.

Przechylił lekko głowę w bok i nagle… nastała ciemność.

–[ Pssst… iskierka zgasła. ]–

„Odetchnij i spróbuj ponownie. Tylko się wreszcie skup.”

Jakby nie robił tego już kolejną godzinę. Od której tu siedział? Nawet nie potrafił tego powiedzieć. Wtedy, gdy przychodził, rzucając torbę w kąt, słońce ani myślało jeszcze zachodzić. Teraz, przez otwarte wejście na halę, widział sierp księżyca na bezchmurnym niebie. Światło padało trochę przed nim – nie chciał w nim siedzieć, na wypadek, gdyby jednak ktoś miał zamiar tu się zapuszczać.

Chociaż, niby kto? Tumany kurzu i wciąż rdzewiejący, walający się po kątach sprzęt uświadamiał, że poza nim raczej nikt już tu nie przychodził. Po co? Dlatego wychodził z założenia, że jakby jednak się zdarzył przypadek, który przypadkiem postawi to miejsce w płomieniach, to się nic do końca nie stanie. On stąd wyjdzie. Najwyżej z dymem pójdzie złom z piwnicy.

–[ Patrzy Wojtuś, patrzy duma

Łzą zaszły oczęta! ]–

Złom z piwnicy…

–[ Czemuś mnie tak okłamała?

Wojtuś zapamięta… ]–

Owszem. Czuł się okłamany – ale żal to tylko… mógł mieć do samego siebie po tym wszystkim, prawda?

Bo kto by się porwał na powiedzenie całej prawdy takiemu durniowi jak on? Jeden przykład tego dowiódł boleśnie, dosadnie i bezsprzecznie – jeżeli czuł się okłamany, to chyba tak działo się dla jego własnego dobra.

Być może dlatego zaczynał w pewien sposób rozumieć mamę…? Bo znała go pewnie na tyle, że wiedziała – gdyby to rozgrzebał wcześniej, to mógłby odwinąć coś doprawdy głupiego.

Tylko wtedy chyba by nie zaufała mu na tyle, by dać materiały do samodzielnej nauki? A może to był zwykły gest umycia rąk – cokolwiek pójdzie nie tak, to nie ona miała z tym coś wspólnego…? Tak wiele pytań, mało odpowiedzi, wskazówki pojawiały się jedynie z kolejnymi ciągami myślowymi – a nie wszystkie przecież musiały być poprawne.

Nikły płomyczek ponownie pojawił się w dłoni. Srebrna iskierka jednak szybko zagasła tak, jak się pojawiła.

–[ Już Ci nigdy nie uwierzę, iskiereczko mała! ]–

„Żaden z Ciebie wojownik. Nawet wiedźma do dupy.”

Nieprawda.

„To nie tak, że chcieli ochronić sekret, by przypadkiem nie ujrzał światła dziennego. Od początku wiedzieli, że jesteś pieprzonym kretynem i wręcz czekali na to, kiedy sam władujesz się w pułapkę.”

Nieprawda…!

„Mama być może by ci powiedziała wcześniej, ale zna cię doskonale. Jesteś niereformowalnym przypadkiem idioty.”

Nieprawda!

„Śmiesz mówić, że czujesz się oszukany? Wiadomo już przecież, że im mniej wiesz, tym lepiej dla wszystkich wokół-”

NIEPRAWDA!!!

Już Ci nikt nigdy nie uwierzy, moja wiedźmo mała…”

Jeszcze raz. Srebrna iskierka.

Jeszcze raz ledwie zamrugała.

I jeszcze raz zgasła.

Zamknął oczy, zacisnął drżące już z nerwów dłonie w pięści i położył je na podkulonych nogach. Spuścił głowę.

„Już Ci nigdy nikt nie uwierzy…”

Ile w ten sposób spędził…?

Wciąż była noc. Tylko sierp księżyca zmienił swoją pozycję na niebie. Nikt nie dzwonił. Nikt go nie szukał. Przecież, gdyby zorientowano się co do jego nieobecności w akademiku, powiadomiono by rodziców. Może ktoś by szukał.

Kto wiedział – może jego mama pojawiłaby się przed nim, demonstrując na własnym przykładem działanie tej całej teleportacji, o której ostatnim razem wspominała…?

–[ Chwilę błyszczysz, potem zgaśniesz… ot, i bajka cała. ]–

– A jeśli… udowodnię?

Co i komu?

– Jeżeli nawet zawaliłem jako wojownik, to może… jednak mogę być jeszcze wiedźmą…?

Księżyc przesunął się akurat tak, że oświetlał siedzącą na ziemi sylwetkę licealisty.

William odetchnął i ponownie uniósł dłoń na wysokość swoich oczu. Pojawił się w niej płomyczek, srebrny, drobniutki.

– To… nie musi się kończyć w ten sposób… tak szybko – mówiąc to, drugą dłonią zrobił daszek nad ognikiem.

– Słyszałeś, że coś jest w tamtej starej fabryce…?

Dwóch gimnazjalistów stało na korytarzu akademika, dyskutując o czymś zawzięcie – tylko ściszonym głosem i co chwilę rozglądając się na boki.

– A… co?

– Wiesz… ponoć tam coś straszy. Jakiś duch…? A Leo mówił, że widział jakieś dziwne błyski, ale zwiał, gdy coś zaczęło mówić. Tak wiesz, cicho. Zaczął mówić…

Zamilkli. Każdy z nich wziął krok od siebie, w tył, gdy tylko zorientowali się, że korytarzem szedł inny uczeń. Przepuścili czarnowłosego chłopaka i ponownie się do siebie zbliżyli.

– Może jakaś czarownica? – kontynuował szeptem – Wiesz, woła dzieci, a potem zjada! Jak Baba Jaga!

Nie widzieli, jak William uśmiechał się pod nosem, przystając pod drzwiami pokoju. Zaczął grzebać w kieszeni spodni, cicho sobie nucąc znaną sobie melodyjkę.

Na Wojtusia z popielnika… iskiereczka mruga…

Przekluczone drzwi uchylił i wszedł do środka. Trochę chciało mu się śmiać, kiedy słyszał tę rozmowę – może jednak trzeba było trochę ich nastraszyć, żeby się tam nie zapuszczali? Och, dzieci nie zjadał jak tamta czarownica. Ale… wiedźmą już był.

Zostawił przejętych gimnazjalistów samych.

Chodź, opowiem Ci bajeczkę – bajka będzie długa.

Autorka: Morrigan

Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments