Minerwa weszła do pokoju z czajnikiem i zalała wszystkim kakao. Dzbanek z mlekiem stał tu już nietknięty od kilkunastu minut. Była starsza od tego towarzystwa, poza tym dopiero co wyszedł od niej wujek. Wszyscy czuli się nieswojo i mieli powód. Ona też dziwnie czuła się z myślą, że gości w domu młodzież. Sama może i nie była stara, ale wciąż starsza.
Usiadła z kubkiem w ręku i zaczęła przyglądać się grupce. Szóstka nastolatków. Dwóch blondynów, brunet, ciemnowłosy chłopak i dziewczyna, no i druga dziewczyna, o jasnoróżowych, króciutkich włosach i ciepłym spojrzeniu. Ona pierwsza sięgnęła po kakao. Minerwa zawsze uważała, że ludzie, którzy jako pierwsi potrafią zaufać są najlepsi. Za to, nie mogła znieść wzroku jednego z blondynów- okularnika w niebieskim swetrze. Przyglądał jej się bacznie, chyba starając się domyślić, jakie ona ma wobec nich plany.
A miała bardzo proste. Porozmawiać, dowiedzieć się jak najwięcej i zapytać… Nie. Nie mogła pytać o Xanę. Przecież to tylko bajeczka.
Kot Minerwy wskoczył na wersalkę, na której siedziały dziewczyny. Ostrożnie przeszedł nad różowowłosą i, korzystając z tego, że druga nie zwróciła na niego większej uwagi, rozłożył się na jej czarnych spodniach. Minerwa uśmiechnęła się, na widok zaskoczenia ciemnowłosej.
– No dobrze. Skoro ani mój, ani wasz komputer nie jest teraz w niebezpieczeństwie, może w końcu porozmawiamy? – zaproponowała, gdy Wojownicy skończyli już pić. Nikt nie śpieszył się do odpowiedzi, więc zaczęła. – Komputer Rajskiego Ogrodu wybudowała moja matka razem z przyjacielem ze studiów. Nie znam jego nazwiska. Podobno już nie żyje. Powierzyła mi wszystkie plany i klucze. Jestem administratorką Ogrodu i jego jedyną strażniczką. Do tej pory nikt go nie znalazł. Teraz wy. Bronicie swojego komputera, przed tym, który się do mnie włamał, tak?
– Nie do końca. Bronimy go przed profesorem Tyronem, który zatrudnia takich jak tamten, ale także przed programem wieloczynnikowym, stworzonym przez twórcę naszego komputera– odpowiedział okularnik.
– Czemu musicie się bronić przed programem twórcy?
– Wymknął się spod kontroli. Jest niebezpieczny i próbuje nas zabić – odparł.
– A jakiś powód…?
– Nie ma powodu. Xana to Xana– mruknął drugi blondyn, a serce Minerwy załomotało.
– Xana? Ale prze… – ugryzła się w język. Miała nie mówić!
– Znasz Xanę? – zaniepokoiła się różowowłosa. Teraz ona też wyglądała, jakby podejrzewała Minerwę o największe zło.
– Nie znam. Matka o nim wspominała. Mówiła, że to strażnik. Nigdy więcej o nim nie słyszałam. Jeśli to program, to nie ma go w moim komputerze.
– Na pewno? Przecież, jeśli twój Ogród jest cały czas włączony, on mógł tu się chronić. Przez ciebie nie mogliśmy go zniszczyć i przez ciebie ojciec Aelity zginął na marne! – zdenerwował się okularnik. Jeden z towarzyszy, złapał chłopaka za rękę, żeby się uspokoił.
– Ogród nie jest cały czas włączony. Tylko wtedy, kiedy nad czymś pracuję. Nie wiem, kiedy zginął człowiek, o którym mówisz, ale mój komputer nie ma z tym nic wspólnego.
– Nie ma? – ponownie podniósł głos chłopak, ale różowowłosa upomniała go.
Minerwa spojrzała na nią. Wujek kiedyś opowiadał jej, że ma uczennicę o tak nietypowym kolorze włosów. Dziwił się, że w tak młodym wieku ktokolwiek używa tak nienaturalnych farb. Chociaż w ich rodzinie też zdarzały się takie indywidualności. Wciąż pamiętała, gdy dała się w końcu wyciągnąć na rodzinną wigilię i zobaczyła pół rodziny z kolorowymi włosami. Jim jednak nie mógł się do tego przyzwyczaić. Może i sam nie używał farb, ale czy mógł wypominać to innym? Chociaż może to przez jego karierę. Przez to, że w szkołach nie lubiono nienaturalnych kolorów. Nie lubiono, gdy uczeń się wyróżnia inaczej, niż przez oceny. A przynajmniej tak było, jak Minerwa chodziła do szkoły. Nie tak dawno, a jednak czasy się zmieniały.
– Jak się nazywał tamten człowiek?– zapytała w końcu.
– Franc Hopper– odpowiedziała ciemnowłosa dziewczyna.
– Znałam Antheę Hopper… A może Schaeffer? W sumie nie jestem pewna.
– Antheę? Moją matkę? – zdziwiła się różowowłosa.
Minerwa spojrzała na nią zdziwiona.
– Nie miała dzieci… A przynajmniej nic o tym nie wiem. Wyjechała potem na północ Francji… Chyba planowała odwiedzić kuzyna w Szwajcarii. To jest znajoma wujka, żona jego dawnego współpracownika. Powinien wiedzieć, że ma córkę, a zwłaszcza, że ją uczy.
– Ale to niemożliwe. Hopper przyjechał tu przecież sam, bez żony – rzucił okularnik.
– Mówię to, co wiem. Ani więcej, ani mniej – przyznała Minerwa, choć widziała, że nikt jej nie wierzy.
Widziała, że Wojownicy, czy jak się tam nazywali, widzą w tym wszystkim drugie dno. I nie obejdzie się bez tego jednego gestu z jej strony. Tego, który mógł ją do końca pogrążyć i, którego mogła już do końca życia żałować.
– Pokażę wam mój komputer. Przekonacie się, że mówię prawdę.
Autorka: Ananasims
Kategoria:ArtykułyRajski Ogród
Rozdział 2
Trzeci dzień od wtargnięcia do Ogrodu.
Jak na razie transporter stał niewykorzystywany, a Minerwa coraz poważniej rozważała wykorzystanie go, by dostać się do miejsca, z którego przybył. Nie było ich wiele, może trzy, czy cztery, przynajmniej w ostatnim czasie. Wcześniej widywała większą aktywność, ale nie sprawdzała jej. Jednorazowa wycieczka po Złotym Oceanie przysporzyła jej tylu problemów, że wolała nie ryzykować kolejnej. Ten statek jednak musiał być wytrzymalszy od tego, którym ona podróżowała. I na pewno miał zapisany superkomputerowy odpowiednik IP tego urządzenia, pod które był podłączony. Wystarczyło tylko dostać się do środka, albo podłączyć się pod stateczek i odczytać je. Obie rzeczy były trudne, ale nie niemożliwe.
Przynajmniej nie dla władczyni Rajskiego Ogrodu.
Wujek Morales wyszedł przed chwilą do pracy, a Minerwa, po zabezpieczeniu domu, zeszła do piwnicy i, z kubkiem “niekapkiem” pełnym kakao, usiadła przed komputerem. Standardowo sprawdziła zapis, zeskanowała Ogród w poszukiwaniu urządzeń namierzających i istot żywych i martwych, a następnie założyła swój hełm. Wzięła kilka głębokich wdechów, sprawdziła na liście, czy zrobiła wszystko, co musiała (kot protestował, że kolejny dzień nie może wyjść z domu) i nacisnęła przycisk. Niewielki, zielony guziczek na hełmie. Opadła na krzesło jak bez życia. Przenosiła się do Ogrodu.
Ogród powitał ją purpurowym niebem. Nie był to dobry znak. Widziała takie może ze dwa razy, zawsze działo się wtedy coś złego. Wywalał. Tak, superkomputer też może wywalić. Dziewczyna musiała zatem działać szybko. Pobiegła do statku i podłączyła do niego, przygotowany wcześniej, dekoder. Miał ją przenieść do środka, jeśli to możliwe, a jeśli nie, zgrać dane. Przeniósł.
Minerwa złapała za stery. Przeszedł ją dreszcz. A raczej jej prawdziwe ciało. Działo się coś? Wywołała panel kontrolny i spojrzała przez zamontowaną w komputerze kamerkę. Nie było tam nikogo, ani niczego. Przełączyła widok na urządzenia zamontowane poprzedniego dnia w innych częściach domu. Nikogo nie było ani w domu, ani przed domem. Kot spokojnie spał w salonie, a drzwi do tej części piwnicy były jak zawsze zamknięte na kluczyk. Od środka. Poza tym i tak miały kamuflaż w postaci odsuwanego regału.
Dziewczyna zamknęła panel, odetchnęła z ulgą i ponownie złapała za stery. Denerwowała się, bo nie miała pojęcia, w jakim systemie sterowania działa statek. Ostrożnie ruszyła go. Przeleciał kilkanaście metrów. Był nadzwyczaj czujny.
Miała jakieś pięć minut, zanim zhakowany statek wyśle sygnał do jego twórców. Natomiast czas ich reakcji mógł być różny. Zakładała więc, że ma maksymalnie dziesięć minut. Akurat tyle, ile potrzebowała, by dotrzeć do najbliższego komputera. I miała nadzieję, że statek, którym podróżowała miał klucze do niego. Inaczej mogłaby skończyć w Złotym Oceanie, co równałoby się prawdopodobnie ze śmiercią jej prawdziwego ciała. Albo przynajmniej niekończącą się śpiączką, która także zakończyłaby się śmiercią.
Okropna wizja.
Trzeba ruszać.
Minerwa ostrożnie zanurkowała w Oceanie. Przywitał ją błękit. Cóż, Internet, w przeciwieństwie do superkomputera Ogrodu, nie miał zamiaru się wywalać. Był niesamowicie stabilny. A pomyśleć, że jeszcze niedawno wydawał się czystą abstrakcją. Tak samo jak telefony, telewizory, samoloty, czy loty na Księżyc. Kiedyś w stronę ludzi mogła lecieć flota obcych, a dowiedzieliby się o tym tylko ci, których by zaatakowali. Ale cóż… Nigdy się tak nie stało.
Kilkuminutowa podróż statkiem zakończyła się przed wielką kulą z dzyndzelkiem. Minerwa zbliżyła się do niego, starając się wysłać odpowiedni klucz do superkomputera. Ten nie, ten nie… Przez chwilę bała się, że jej się nie uda. W końcu jednak coś zaskoczyło i otworzyło się przed nią przejście, niczym drapieżny kwiat, albo otwór gębowy jakiegoś potwora. Wpłynęła ostrożnie do środka, starając się nie panikować. Po chwili natomiast wynurzyła się ze wściekle pomarańczowej wody, a przed nią ukazały się platformy. Czarne, okropne platformy, pozbawione jakiejkolwiek imitacji roślin, czy innego życia. Po prostu kręgi, maszyny, unoszące się bez celu nad Oceanem. A w ich środku kula, jakby centrum tego komputera. Jeśli to było miejsce, z którego pochodzili tamci, mogła się założyć, że nie mieli dobrych zamiarów w stosunku do niej. Chociaż nie mogła mieć pewności, kto przybył stąd. I- czy ktoś w ogóle. W końcu nie musiał być to macierzysty komputer ludzi od statku. Mógł nie należeć do nikogo, kogo spotkała tamtego dnia.
Zbliżyła się ostrożnie do kuli pośrodku i zawisła kilkanaście metrów nad powierzchnią. Za pomocą swojego panelu wydostała się ze statku i pojawiła się na niej. Ostrożnie podeszła do kuli. Nie było tutaj żadnego włącznika, ani innego mechanizmu. Były płaskie, ciemnoszare drzwi. Nie dało się z nimi w żaden sposób połączyć, nawet używając zapasowego dekodera. Dziewczyna ostrożnie dotknęła ich, próbując skupić swoje wewnętrzne uprawnienia, ale także nic nie ruszyło. Cóż, to nie był Ogród. Tutaj nie miała żadnej władzy. Odeszła tyłem kilka kroków i wręcz nadziała się na jakieś ostrze. Odwróciła się ostrożnie.
Pseudo-samuraj.
No tak, minęło już dziesięć minut, może nawet trochę więcej. Najwyraźniej nie mieli żadnego problemu z dostaniem się tutaj. Może użyli statku jako anteny? Cóż, ona miała dekoder. W teorii też tak powinien działać.
Stali obok siebie w milczeniu. Za samurajem pojawiła się ta sama co ostatnio elfka i jeszcze jakiś chłopak w czarno-zielonym stroju z wielkim mieczem w ręku. Cała trójka była gotowa do walki. Ale skoro jeszcze jej nie zabili- może dało się z nimi rozmawiać?
– Kim jesteście i co robiliście trzy dni temu w Rajskim Ogrodzie? – zapytała w końcu.
– A ty kim jesteś i czemu ukradłaś naszego Skida? – zapytał ciemnowłosy. Elfka spojrzała na niego. Najwyraźniej nie był szefem tej grupy, ale za takiego się uważał.
– Nazywam się Minerwa Morales. Zabrałam wasz statek – uznała, że to o niego chodzi – bo chciałam się dowiedzieć, kim jesteście. To jest wasz komputer, prawda?
– Nie – odparła elfka. – Nie nasz. Jesteśmy Wojownikami Lyoko, a do twojego komputera trafiliśmy ścigając osobę na usługach twórcy tego superkomputera.
– To czarne coś… tak? – dopytała się Miriam. Cała trójka przytaknęła. – A można wiedzieć, czemu go ścigaliście? – kontynuowała rozmowę.
– To wymaga dłuższych wyjaśnień a tutaj nie jest bezpiecznie – odparł pseudo-samuraj.
~ Ach tak? Czyli co, pokażecie mi swój komputer?~ pomyślała dziewczyna, licząc na to, że za chwilę jej komputer się nie wyłączy. Cóż, wszystkiego się mogła spodziewać.
Autorka: Ananasims
Rozdział 1
Minerwa obudziła się w swoim pokoju, jak zawsze. Zdjęła z głowy ogromny hełm i rozejrzała się za telefonem. Nie wiedziała, czy przytomność wróciła jej od razu po dewirtualizacji, czy może przespała trochę. Musiała jak najszybciej pozbyć się intruzów ze swojego Ogrodu. Nie znajdując telefonu wstała, chwiejąc się i pobiegła do piwnicy, do komputera.
Kwiaty nie lubią piwnic. Ale ten jeden uwielbiał. Było tu gorąco, mimo, że chłodzenie chodziło jak zawsze. Gorąco, mokro… Gdyby nie szyba ochronna i zbierające wilgoć roślinki, superkomputer Rajskiego Ogrodu dawno by przestał działać. Ale matka zatroszczyła się o to, by nic mu się nie stało.
Ach, jak pięknie dzisiaj pachniało zmutowanymi różami!
Przeszła przez szklane drzwi i usiadła na wielkim, starym krześle obrotowym. Delikatnie skrzypnęło, gdy przysunęła się do komputera. Wpisała kilka komend i po chwili na ekranie ukazał się podgląd Ogrodu. Był pusty, chociaż przy jego skraju lewitował obcy statek… Należał do któregoś z najeźdźców, ale był chwilowo pusty.
Zgodnie z planem, Minerwa sprawdziła rejestr.
Wieża, wieża. Nie mogła nic znaleźć. Czyżby spała przez tak długi czas, że zdążył się wykasować? A może po prostu był to jakiś system ostrzegawczy wieży, czy coś w ten deseń. Dziewczyna sprawdziła datę. Ta sama, co ostatnio. Rejestr zatem nie mógł się wymazać, chyba, że ktoś usunął go z zewnątrz…
Dziewczyna zadrżała. Perspektywa, że ktoś teraz kręci się po jej domu napawała ją lękiem. Miała co prawda w kieszeni nóż, ale czy to coś mogło pomóc? Wyjęła go i wstała z krzesła. Ktokolwiek był w jej kryjówce, nie miał raczej dobrych zamiarów. Co prawda nie zniszczył komputera, ale kto wie, ile ukradł, ile skasował… Kto wie, jaki był jego cel? Może teraz krążył po wszystkich piętrach, szukając Minerwy, by ją zabić, albo informował swoich pracodawców, gdzie superkomputer ogrodu się znajduje.
Dziewczyna wyszła z piwnicy, zamykając ją za sobą. Po cichu obeszła cały dom. Co prawda nikogo nie znalazła, ale wciąż była zdenerwowana. Ktokolwiek usunął rejestr – musiał wiedzieć już, gdzie mieszka. Wyszedł już pewnie, ale mógł wrócić. Minerwa pobiegła do drzwi wejściowych. Jak zawsze stała obok nich szafka. Z trudem zastawiła nią drzwi, a następnie przejrzała ponownie cały dom, szukając otwartych okien. Zostawiła tylko to najmniejsze, w drugiej części piwnicy, żeby jej kot mógł wejść do środka. Postawiła obok niego krzesło, stolik i zaczekała.
Zwierzak pojawił się po jakiś dwóch godzinach. Gdy tylko wszedł, Minerwa zamknęła okienko, upewniła się, że nie się nie otwiera i poszła na górę, poszukać telefonu. Musiała zadzwonić do kogoś. Chociażby po to, żeby trochę się uspokoić. Znalazła go w kuchni na stole. Miała dwa nieodebrane połączenia. Nieznany numer. Nie oddzwaniała. Wolała nie stresować się rozmową z obcymi.
Weszła na piętro i usiadła na fotelu, tuż obok okna wychodzącego na przód domu. Stąd doskonale widziała swój rozległy ogródek, szklarnię i, co najważniejsze, drzwi. Wybrała numer swojego wujka i zadzwoniła.
– Co jest, młoda? – odezwał się po kilku sygnałach.
– Ktoś kręcił się obok mojego domu. Boję się – powiedziała, trochę zmieniając wersję wydarzeń.
– Przyjadę do ciebie po pracy, dobrze? – zapytał wujek.
– Dobrze – zgodziła się, licząc na to, że do tej pory nikt nie zdąży przyjść po jej komputer. Wujek się rozłączył. No tak, pewnie miał zajęcia.
Był nauczycielem w-fu w jednej z podparyskich szkół. Zwykle kończył późno… W zasadzie mieszkał w szkole, więc i tak nie robiło mu to problemu. Ale teraz liczył się czas. Kolejne kilka godzin spędzone w pustym mieszkaniu, do którego w każdej chwili ktoś mógł się włamać… to nie była przyjemna perspektywa. Minerwa wstała z fotela i zaczęła się kręcić nerwowo po pokoju. Miała tu książki, miała telewizor i pokaźną kolekcję kaset VHS z bajkami i kilkoma starymi filmami. Ale na nic nie miała ochoty. Zeszła pośpiesznie do kuchni i wstawiła czajnik na gaz. Nic bardziej jej nie uspokajało, niż gorące kakao.
Kot podszedł do niej i, ocierając się o nogi, zasugerował brak jedzenia w miseczce. Odwróciła się, by poszukać karmy i zamarła, widząc przez okno dwóch mężczyzn próbujących otworzyć furtkę. Nie udało im się. Dobrze, że była na tyle wysoka, że nie próbowali przejść górą oraz, że nie zauważyli w ogóle dziewczyny. Pobiegła na górę po telefon. Zadzwoniła ponownie.
– Proszę przyjedź. Znowu ktoś tu był – powiedziała, nie dając mężczyźnie nawet się odezwać.
– No dobrze. Uspokój się. Zaraz pójdę do dyrektora, poproszę, żeby mnie zwolnił. Dobrze?
– Aha – odparła dziewczyna. Wuj rozłączył się.
Przez chwilę Minerwa stała z zamkniętymi oczami, starając się uspokoić. O mało nie krzyknęła, gdy z dołu dobiegł dźwięk gwizdka. No tak, wstawiła czajnik. Zeszła z powrotem na dół, zakręciła gaz, zalała kakao i, zapominając o kocie, wróciła na górę. Usiadła na swoim fotelu, bacznie obserwując furtkę. Po kilku minutach jej zwierzak leniwie rozłożył się na jej kolanach. Najwyraźniej nie był tak głodny, jak wcześniej sugerował, bo nie próbował miauczeć na właścicielkę, by ją pośpieszyć. Dziewczyna odstawiła kubek na parapet i zaczęła głaskać jego szare futerko. Zamruczał. Działało to na Minerwę uspokajająco, choć nie na tyle, by całkowicie się rozluźniła. Odetchnęła z ulgą dopiero, gdy zobaczyła wujka.
Zrzuciła kota z kolan i pobiegła do drzwi, by je odblokować. Szafka udała się ruszyć akurat, gdy zadzwonił dzwonek. Dziewczyna ustawiła ją tak, by otworzyć drzwi, a następnie uchyliła je. Na zewnątrz stał jej wujek- grubszy mężczyzna po czterdziestce, jak zawsze w czerwonej dresowej bluzie i szarych spodniach. Minerwa zawsze śmiała się, że to jego jedyne ubranie.
– Chodź – wpuściła go.
– Co się dzieje? – zapytał.
– Mówiłam, ktoś kręcił się tutaj. Dwóch facetów, próbowali przejść przez furtkę – odparła Minerwa, zamykając drzwi za krewnym. Gestem pokazała mu szafkę. Wzruszył ramionami i zasunął nią drzwi.
– Może po prostu pomyliły im się furtki. Sąsiedzi też mieli ogród, a podobno wprowadziło się tam kilkoro takich…
– I tak się boję.
– Nie bój się. Zostanę z tobą do jutra. Potem możesz jechać ze mną, jeśli chcesz.
– Do Kadic? – zdziwiła się. ~ “Mam zostawić komputer”?~ pomyślała.
– Tak. Do domu przecież nikt nie wejdzie. A twój kot i tak wychodzi zawsze na kilka dni.
– Jeśli już… Wolałabym jednak zabrać go ze sobą.
– Wiesz, że w internacie nie można trzymać zwierząt.
– Przecież i tak nie ma go całymi dniami – użyła tego samego argumentu. – Będę go tylko karmić… A z drugiej strony – zmieniła temat – Boję się, czy na pewno dom jest bezpieczny. Nie chcę, żeby coś mi ukradli.
– Eh? No dobrze. Mam inny pomysł. Będę do ciebie przychodził po pracy i zostawał na noc. Dobrze? – zapytał. Dziewczyna potwierdziła. – Ach, przypomina mi to, jak pracowałem w agencji ochrony. Opowiadałem ci?
– Nie. Rzuciłeś tylko, że wolałbyś o tym nie mówić.
– Naprawdę? Dziwne, że ci tego nie opowiedziałem, taka dobra historia… Ale nie mówmy już o tym. Chodźmy może z tego korytarza, co?
– Yy… Dobrze – zmieszała się trochę dziewczyna, a następnie zaprowadziła wujka do salonu.
Zostawiła mężczyznę na kanapie i ruszyła w stronę kuchni. Wyjęła z szafki szklanki i sok pomarańczowy. Po namyśle na tackę postawiła jeszcze butelkę wody. Spojrzała przez okno, dla pewności, że nikogo tam nie ma, a następnie wróciła do salonu. Wujek czytał dzisiejszą gazetę, którą rano przyniosła z kiosku. Nie zauważył, kiedy przyszła, postawiła tacę na stole i usiadła obok niego. Zwrócił na nią uwagę dopiero, kiedy przytuliła się do niego. Uśmiechnął się i pogładził ją po głowie.
Zastępował jej ojca, od kiedy pamiętała. Był co prawda bratem matki, ale jakoś nie robiło to dużej różnicy. Gdy zniknęła, zabrał Minerwę do siebie, aż dorosła i mogła mieszkać sama w zostawionym przez rodzicielkę domu. Nic nie wiedział o Rajskim Ogrodzie, był ostoją normalności Minerwy. Może i by zrozumiał, czemu dziewczyna broni komputera. Może nie zdziwiłby go aż tak bardzo tak zaawansowany sprzęt. Przecież znał dobrze matkę Minerwy. Ale musiał być, jaki był. Musiał pełnić rolę kotwicy. Bo bez niego, możliwe, że Minerwa już dawno zamknęłaby się w Ogrodzie i zostałaby tam, dopóki jej ciało nie umarłoby z wycieńczenia. Chciałaby znaleźć sposób, by nie musiała wychodzić z Ogrodu. Mogłaby tam siedzieć całymi latami.
Ale miała wujka, którego nie chciała opuszczać. A teraz miała także nowych wrogów.
Autorka: Ananasims
Prolog
Minerwa wyszła z wieży. Powitał ją znajomy widok rajskiego ogrodu. Jej matka pięknie go przygotowała. Te wirtualne kwiaty, drzewa, owoce. Szkoda, że nie udało się dokończyć programu na tyle, żeby dało się wyczuwać smaki. Niestety matka Minerwy zniknęła. Kilkanaście lat temu. W nocy. I co po sobie pozostawiła?
Tylko ten świat, jakże piękny i wiadomość, która nigdy nie nabrała sensu.
Xana, Xana… Piękny rycerz, jak z bajki.
Tak, wiadomość, która mówiła o tajemniczym obrońcy nigdy nie nabrała sensu. Przecież to śmieszne! Czemu ktoś miałby tworzyć dla matki program, który miał bronić jej i jej córki? A co ważniejsze- czemu nie bronił ani jednej, ani drugiej? Czemu nie zareagował, kiedy matka zniknęła? Ani czemu nic nie robił teraz, gdy do jej świata przedostał się ktoś obcy?
Dziewczyna wzięła do ręki kwiatową różdżkę, aktywowała skrzydła i skierowała się w stronę intruza. Była to jedna, ohydna kreatura. Człekopodobna postać była czarna, z zielonkawymi zdobieniami. Nie miał szyi, jego głowa była złączona z resztą tułowia jakby kaptur- z każdej strony. Miał dwa ostrza. Okropne. Nie pasował do ogrodu.
Ale ale! Skąd on się tu wziął? Wizjer nie pokazał żadnego statku, którym mógłby przekroczyć Złoty Ocean, a żeby pojawić się bezpośrednio w ogrodzie, musiałby przecież wejść z góry. No i poza tym- przez wieżę.
Przybysz wydawał się być zdezorientowany. Nie wiedział, gdzie iść. Do pasa miał przyczepione jakieś urządzenie. Ale cóż, raczej nie miał pokojowych zamiarów. Wystarczyło, że zobaczył Minerwę, a rzucił się na nią, jak szalony.
Dziewczyna nie zdążyła zareagować, różdżka wypadła jej z ręki. Odleciała trochę, a z jej wirtualnego wcielenia posypało się kilka pikseli. Straciła punkty życia. Nie dużo, ale jednak. W przeciwieństwie do niej, obcy zdawał się być zaprawiony w walce. Prychnęła, starając się dostać do swojej broni. Wróg jednak nie dał jej żadnej szansy. Ciachnął ją po ręce. Zacisnęła zęby i ponownie zrobiła unik. Kątem oka zauważyła, że aura otaczająca wieżę zmieniła kolor. Czerwona? Nigdy nie widziała jej czerwonej. Czy to przez to, że pojawił się wróg? Będzie musiała sprawdzić później rejestr.
Minerwa ponowiła próbę zdobycia różdżki. Udało się, choć straciła kolejne punkty życia. Wysłała w stronę wroga kolce. Zrobił unik. Jakim cudem? Przecież człowiek nie zdążyłby zareagować. Kolce były zbyt szybkie. Odleciała na kilka metrów, puszczając w stronę wroga kolejną falę cierni i pnącze, które miało go zatrzymać. Przeciął je. Bez żadnego problemu.
Ale po chwili ktoś przeciął jego.
Czyżby to ten tajemniczy obrońca?
A może kolejny wróg?
Wróg o wyglądzie nowoczesnego samuraja, z dwiema katanami w rękach, a za nim różowowłosa elfka i kot…
Ta czerwona wieża coś zrobiła. Ale co? Przyzwała na jej teren dziwnych ludzi, którzy mieli tam zamiar walczyć między sobą? Albo może przyzwała ich, by zniszczyli jej ogród, przejęli go…
Bez względu na to, co zamierzali zrobić, Minerwa musiała się bronić. Uniosła się, skierowała w stronę przybyszów różdżkę i zapytała:
– Kim jesteście i jakim prawem nachodzicie święty ogród mojej matki?
Przybysze spojrzeli po sobie, ale dziewczyna nie zdążyła usłyszeć odpowiedzi. Coś uderzyło ją w plecy, zabierając wszystkie punkty życia…
Xana, ty głupi, nieistniejący obrońco… Jeśli na prawdę masz mnie bronić, czemu tego nie robisz?
Autorka: Ananasims