Trzeci dzień od wtargnięcia do Ogrodu.
Jak na razie transporter stał niewykorzystywany, a Minerwa coraz poważniej rozważała wykorzystanie go, by dostać się do miejsca, z którego przybył. Nie było ich wiele, może trzy, czy cztery, przynajmniej w ostatnim czasie. Wcześniej widywała większą aktywność, ale nie sprawdzała jej. Jednorazowa wycieczka po Złotym Oceanie przysporzyła jej tylu problemów, że wolała nie ryzykować kolejnej. Ten statek jednak musiał być wytrzymalszy od tego, którym ona podróżowała. I na pewno miał zapisany superkomputerowy odpowiednik IP tego urządzenia, pod które był podłączony. Wystarczyło tylko dostać się do środka, albo podłączyć się pod stateczek i odczytać je. Obie rzeczy były trudne, ale nie niemożliwe.
Przynajmniej nie dla władczyni Rajskiego Ogrodu.
Wujek Morales wyszedł przed chwilą do pracy, a Minerwa, po zabezpieczeniu domu, zeszła do piwnicy i, z kubkiem “niekapkiem” pełnym kakao, usiadła przed komputerem. Standardowo sprawdziła zapis, zeskanowała Ogród w poszukiwaniu urządzeń namierzających i istot żywych i martwych, a następnie założyła swój hełm. Wzięła kilka głębokich wdechów, sprawdziła na liście, czy zrobiła wszystko, co musiała (kot protestował, że kolejny dzień nie może wyjść z domu) i nacisnęła przycisk. Niewielki, zielony guziczek na hełmie. Opadła na krzesło jak bez życia. Przenosiła się do Ogrodu.
Ogród powitał ją purpurowym niebem. Nie był to dobry znak. Widziała takie może ze dwa razy, zawsze działo się wtedy coś złego. Wywalał. Tak, superkomputer też może wywalić. Dziewczyna musiała zatem działać szybko. Pobiegła do statku i podłączyła do niego, przygotowany wcześniej, dekoder. Miał ją przenieść do środka, jeśli to możliwe, a jeśli nie, zgrać dane. Przeniósł.
Minerwa złapała za stery. Przeszedł ją dreszcz. A raczej jej prawdziwe ciało. Działo się coś? Wywołała panel kontrolny i spojrzała przez zamontowaną w komputerze kamerkę. Nie było tam nikogo, ani niczego. Przełączyła widok na urządzenia zamontowane poprzedniego dnia w innych częściach domu. Nikogo nie było ani w domu, ani przed domem. Kot spokojnie spał w salonie, a drzwi do tej części piwnicy były jak zawsze zamknięte na kluczyk. Od środka. Poza tym i tak miały kamuflaż w postaci odsuwanego regału.
Dziewczyna zamknęła panel, odetchnęła z ulgą i ponownie złapała za stery. Denerwowała się, bo nie miała pojęcia, w jakim systemie sterowania działa statek. Ostrożnie ruszyła go. Przeleciał kilkanaście metrów. Był nadzwyczaj czujny.
Miała jakieś pięć minut, zanim zhakowany statek wyśle sygnał do jego twórców. Natomiast czas ich reakcji mógł być różny. Zakładała więc, że ma maksymalnie dziesięć minut. Akurat tyle, ile potrzebowała, by dotrzeć do najbliższego komputera. I miała nadzieję, że statek, którym podróżowała miał klucze do niego. Inaczej mogłaby skończyć w Złotym Oceanie, co równałoby się prawdopodobnie ze śmiercią jej prawdziwego ciała. Albo przynajmniej niekończącą się śpiączką, która także zakończyłaby się śmiercią.
Okropna wizja.
Trzeba ruszać.
Minerwa ostrożnie zanurkowała w Oceanie. Przywitał ją błękit. Cóż, Internet, w przeciwieństwie do superkomputera Ogrodu, nie miał zamiaru się wywalać. Był niesamowicie stabilny. A pomyśleć, że jeszcze niedawno wydawał się czystą abstrakcją. Tak samo jak telefony, telewizory, samoloty, czy loty na Księżyc. Kiedyś w stronę ludzi mogła lecieć flota obcych, a dowiedzieliby się o tym tylko ci, których by zaatakowali. Ale cóż… Nigdy się tak nie stało.
Kilkuminutowa podróż statkiem zakończyła się przed wielką kulą z dzyndzelkiem. Minerwa zbliżyła się do niego, starając się wysłać odpowiedni klucz do superkomputera. Ten nie, ten nie… Przez chwilę bała się, że jej się nie uda. W końcu jednak coś zaskoczyło i otworzyło się przed nią przejście, niczym drapieżny kwiat, albo otwór gębowy jakiegoś potwora. Wpłynęła ostrożnie do środka, starając się nie panikować. Po chwili natomiast wynurzyła się ze wściekle pomarańczowej wody, a przed nią ukazały się platformy. Czarne, okropne platformy, pozbawione jakiejkolwiek imitacji roślin, czy innego życia. Po prostu kręgi, maszyny, unoszące się bez celu nad Oceanem. A w ich środku kula, jakby centrum tego komputera. Jeśli to było miejsce, z którego pochodzili tamci, mogła się założyć, że nie mieli dobrych zamiarów w stosunku do niej. Chociaż nie mogła mieć pewności, kto przybył stąd. I- czy ktoś w ogóle. W końcu nie musiał być to macierzysty komputer ludzi od statku. Mógł nie należeć do nikogo, kogo spotkała tamtego dnia.
Zbliżyła się ostrożnie do kuli pośrodku i zawisła kilkanaście metrów nad powierzchnią. Za pomocą swojego panelu wydostała się ze statku i pojawiła się na niej. Ostrożnie podeszła do kuli. Nie było tutaj żadnego włącznika, ani innego mechanizmu. Były płaskie, ciemnoszare drzwi. Nie dało się z nimi w żaden sposób połączyć, nawet używając zapasowego dekodera. Dziewczyna ostrożnie dotknęła ich, próbując skupić swoje wewnętrzne uprawnienia, ale także nic nie ruszyło. Cóż, to nie był Ogród. Tutaj nie miała żadnej władzy. Odeszła tyłem kilka kroków i wręcz nadziała się na jakieś ostrze. Odwróciła się ostrożnie.
Pseudo-samuraj.
No tak, minęło już dziesięć minut, może nawet trochę więcej. Najwyraźniej nie mieli żadnego problemu z dostaniem się tutaj. Może użyli statku jako anteny? Cóż, ona miała dekoder. W teorii też tak powinien działać.
Stali obok siebie w milczeniu. Za samurajem pojawiła się ta sama co ostatnio elfka i jeszcze jakiś chłopak w czarno-zielonym stroju z wielkim mieczem w ręku. Cała trójka była gotowa do walki. Ale skoro jeszcze jej nie zabili- może dało się z nimi rozmawiać?
– Kim jesteście i co robiliście trzy dni temu w Rajskim Ogrodzie? – zapytała w końcu.
– A ty kim jesteś i czemu ukradłaś naszego Skida? – zapytał ciemnowłosy. Elfka spojrzała na niego. Najwyraźniej nie był szefem tej grupy, ale za takiego się uważał.
– Nazywam się Minerwa Morales. Zabrałam wasz statek – uznała, że to o niego chodzi – bo chciałam się dowiedzieć, kim jesteście. To jest wasz komputer, prawda?
– Nie – odparła elfka. – Nie nasz. Jesteśmy Wojownikami Lyoko, a do twojego komputera trafiliśmy ścigając osobę na usługach twórcy tego superkomputera.
– To czarne coś… tak? – dopytała się Miriam. Cała trójka przytaknęła. – A można wiedzieć, czemu go ścigaliście? – kontynuowała rozmowę.
– To wymaga dłuższych wyjaśnień a tutaj nie jest bezpiecznie – odparł pseudo-samuraj.
~ Ach tak? Czyli co, pokażecie mi swój komputer?~ pomyślała dziewczyna, licząc na to, że za chwilę jej komputer się nie wyłączy. Cóż, wszystkiego się mogła spodziewać.
Autorka: Ananasims
Subscribe
Login
0 komentarzy