Rozdział 5

W tunelu było bardzo ciemno mimo lamp zamontowanych co kilka metrów i latarek. Yumi z Williamem powoli przemierzali kanały próbując nie zgubić się w labiryncie odnóg i korytarzy.

– Słyszałeś? – zapytała Yumi. – Jakiś krzyk w oddali.

– Musimy być już blisko, chodź!

Ulrich wyjął metalową część która wbiła mu się w nogę. Po kilku krokach zdał sobie sprawę, że nie da rady iść i upadł na ziemię. Zaczął się czołgać. Nie słyszał za sobą żadnych dźwięków, ale nie chciał się odwracać by sprawdzić czy ktoś za nim idzie. Stracił orientację ile czasu już się czołga, w głowie miał pustkę. Nagle zobaczył z oddali dwa zbliżające się światła. Pierwsze o czym pomyślał to agenci Kartaginy. Po chwili dopiero zorientował się kto to.

– Ulrich! – Yumi podbiegła do chłopaka. – Nic ci nie jest?! Gdzie reszta?

– Nie dałem rady…

– O czym ty mówisz? Podobno w szkole jakiś uczeń przeprowadził atak terrorystyczny!

– Żaden cię nie ugryzł? – Spytał chłodno William.

– Nie…

– Masz jakieś notatki, cokolwiek o wirusie z komputera Herba?

Ulrich nie myśląc wiele dał Williamowi płytę. Yumi widząc w jakim stanie jest Ulrich niezbyt zainteresowała się informacją o jakimś wirusie i tym o co pytał William.

– Yumi… Muszę Ci coś powiedzieć… Ko…

W tunelu dźwięk wystrzału z pistoletu niósł się przeraźliwym echem. Ulrich padł martwy na podłogę. Nim Yumi zdążyła zrozumieć co się dzieje padł drugi strzał. Trzymając się za klatkę piersiową popatrzyła na Williama i słabym głosem zapytała:

– …Dlaczego?

– Zawsze wolałaś jego ode mnie. Mogliśmy być razem. Z projektem Kartagina się nie zadziera.

Yumi upadła obok Ulricha. William schował płytę do kieszeni i powoli ruszył w stronę wyjścia.

Koniec.

Autor: Owik

Rozdział 4

Żeby nic im nie było. Żeby tylko jemu nic nie było. Stała schowana w cieniu drzew na skraju parku. Na horyzoncie powoli wyłaniało się słońce, wstawał nowy dzień. Przebierała z nogi na nogę niecierpliwiąc się. Od strony szkoły słychać było różne dźwięki, gdzieś w pobliżu latały helikoptery. Miała szczęście, że dzień wcześniej był u niej Ulrich i dał jej Kiwiego na przechowanie w związku z zbliżającą się inspekcją internatu. W środku nocy obudził ją szczekaniem, dzięki czemu szybko zorientowała się, że coś się dzieje, gdy w stronę szkoły jeździły pojazdy na sygnale. W mediach mówili o jakimś ataku terrorystycznym… Zamachowiec lub zamachowcy mieli być wśród uczniów co wydawało się jej nieprawdopodobne. Cokolwiek działo się w Kadic wiedziała, że jej przyjaciołom przyda się pomoc.

– Witaj Yumi.

Dziewczyna obróciła się. Z oddali szedł w jej stronę William Dunbar.

– No wreszcie. Całe wieki na ciebie czekam.

William podszedł do dziewczyny chcąc ją pocałować, ale ta obróciła głowę.

– Przestań. Musimy jakoś pomóc reszcie w szkole. Podobno to jakiś atak terrorystyczny.

– Obiło mi się coś o uszy, ale dla mnie to podejrzanie brzmi. To musi chodzić o coś innego.

– Musimy dostać się do środka… Potem zobaczymy co dalej.

– Masz jakiś pomysł jak? Tak po prostu tam nie wejdziemy.

– Jest droga kanałami. Kiedyś z Aelitą jej użyliśmy. Można tamtędy dostać się do piwnicy w szkole ale łatwo się zgubić. No i jest ciemno.

– Boisz się ciemności?

– Nie czas na żarty. Pomóż mi przesunąć ten właz.

Upewniwszy się, że nikt nie patrzy Yumi z Williamem weszli do kanałów. Uzbrojeni w latarki zaczęli powolne poszukiwania drogi do piwnic w Kadic.

Nie myśląc wiele Ulrich zatrzasnął drzwi do piwnicy i zamknął je od środka na klucz. Zszedł kilka kroków schodami w dół. Czekali tam na niego Jeremy z Aelitą. Nikt nie był w stanie powiedzieć nawet jednego słowa po tym co się stało. Po chwili Jeremy powiedział:

– Próbował ratować Milly…

– Tak… Musimy iść dalej… Odd nie chciałby żebyśmy się teraz poddali.

– Czemu oni do nas strzelali? Przecież jesteśmy bezbronni… – powiedziała cicho Aelita.

Ulrich opowiedział im o napisie Kartaginy który widział na kostiumach żołnierzy. Sytuacja wyglądała coraz poważniej, jeżeli organizacja która jak byli przekonani od dawna nie istnieje, chce ich zabić. Ulrich dopiero po chwili zdał sobie sprawę, że ciągle trzyma w dłoni pistolet zabrany zaatakowanemu żołnierzowi. Schował go za pasek spodni i cała trójka ruszyła przed siebie. Aelita miała nadzieję, że teraz będzie już tylko łatwiej, zmieniła jednak zdanie, gdy dotarli do głównego pomieszczenia w piwnicy i zapalili słabe światło. Większa część podłogi była cała czerwona od krwii. Żałowała, że nie zabrała ze sobą “małpki”, nigdy wcześniej nie czuła tak bardzo, że musi się napić.

– Patrzcie na to! – ulrich wskazał na jedną ze ścian. Ustawione tam były probówki i sprzęt chemiczny. Szybko skojarzył, że były to te same urządzenia które jakiś czas temu razem z Oddem w ramach kary przenosili do składziku w gabinecie dyrektora.

– To po to chodził Herb każdej nocy… Pamiętam jak Pani Herz mówiła, że ten sprzęt ma zostać wyrzucony a tymczasowo mieliśmy go przenieść do gabinetu Delmasa.

– Nie dotykajcie niczego! – powiedział Jeremy. – To tutaj Herb musiał stworzyć ten wirus… Wszystko pachnie tu truskawkami…

Aelita wskazała kratę ściekową po drugiej stronie pomieszczenia.

– Tędy dostaniemy się do kanałów. Powinniśmy znaleźć wyjście w okolicach parku… O nie!

Ulrich z Jeremim podeszli do niej. Krata była zamknięta na kłódkę.

– Ostatnim razem niczego takiego nie było… Co teraz?

– Nie możemy już wracać na górę. Musimy poszukać tutaj klucza… Może gdzieś go znajdziemy.

Ulrich zaczął przeszukiwać niewielkie pomieszczenie mając nadzieję znaleźć klucz. Wiedział, że jak go tu nie będzie zostaną tu uwięzieni. Jeremy wrócił do laptopa i próby rozszyfrowania plików z komputera Herba. Aelita przyglądała się aparaturze chemicznej. Wiele probówek było rozbitych, było dużo śladów krwi. Bez wątpienia musiał się tu wydarzyć jakiś incydent. Gdzieś nad nimi rozległ się stłumiony dźwięk. Ulrich miał nadzieję, że jeśli nie dadzą rady się wydostać z piwnicy to będą tu przynajmniej w miarę bezpieczni. Ciężkich metalowych drzwi do piwnicy nie da rady tak łatwo wyważyć. Zostały mu do sprawdzenia jeszcze dwie metalowe szafy przy ścianie.

– Mam coś – powiedział Jeremy.

Reszta spojrzała na niego.

– Rozszyfrowałem część pamiętnika Herba. Pisze tu o Sissi, jak mu się podoba i co by z nią… uuh, tego nie będę czytał… O konkursie chemicznym… No tak za 2 tygodnie miał się odbyć konkurs. Herb chciał wziąć w nim udział… Ale miał przygotować coś dla Sissi żeby to ona wygrała… Jakąś perfumę?… Pisze, że skontaktowali się z nim jacyś ludzie którzy nazywają się Kartaginą. Pomogli mu w badaniach…

– Czyli Herb był przekonany, że robi jakąś specjalną perfumę dla Sissi? Jakiś afrodyzjak czy co? – Aelita nie mogła uwierzyć w to co słyszy.

– Nie wiem. Ale dzięki notatkom o tym specyfiku, jestem pewien, że ktoś odpowiedni mógłby przygotować jakąś odtrutkę… Albo chociaż szczepionkę.

Ulrich w międzyczasie podszedł do ostatniej metalowej szafy. Ta była zamknięta na rygiel. Otworzył go ale momentalnie zamarł. Na podłodze obok szafy leżał mały fragment tkaniny. Był jasno różowy. Ulrich od razu pomyślał o bluzce Sissi. W tym samym momencie poczuł lekko wyczuwalny zapach. Truskawek. Chciał zamknąć rygiel z powrotem ale było już za późno. Z gigantyczną siłą coś uderzyło w drzwi od środka. Ulrich poleciał przez całe pomieszczenie lądując pod ścianą będąc w pół przytomnym. Jeremy i Aelita krzyknęli. Z szafy wyszedł Herb. Lub to co kiedyś nim było. Oczy były całe blade, z nosa i ust kapała mu krew. Ciągle kręcił głową w nienaturalny sposób wydając dziwne odgłosy. Rzucił się na znajdującego się najbliżej Jeremiego. Aelita uderzyła Herba kluczem francuskim leżącym obok niej, na Herbie nie zrobiło to jednak wrażenia, wolną ręką odepchnął ją, drugą przytrzymywał Jeremiego.

Ulrichowi kręciło się w głowie. Wyciągnął pistolet zza pasa i wycelował. Wszystko widział przez mgłę i nie wiedział do kogo mierzy. Wiedział jednak, że coś musi zrobić. Pociągnął za spust. Pocisk trafił Herba w nogę, ten zawył z bólu. Odwrócił głowę w stronę Ulricha i z ogromną wściekłością rzucił się na niego. Ulrich wystrzelił ponownie. Pudło, trafił w jedną z metalowych szaf. Herb był już blisko, skoczył na niego z otwartą szczęką gotów ugryźć Ulricha. Trzeci strzał był już jednak celny. Trafił prosto między martwe oczy Herba, roztrzaskując jego głowę. Martwe ciało okularnika wylądowało na Ulrichu. Ten po chwili zrzucił je z siebie.

– Jeremy! – aelita podbiegła do swojego przyjaciela. Ten nie ruszał się. Ulrich powoli podniósł się na kolana i doczołgał się do niego.

– Uuuh – zawył cicho Jeremy. Ulrich zauważył dużą ranę szarpaną na klatce piersiowej.

– Spokojnie Jerry, zabierzemy Cię stąd! – powiedziała nerwowo Aelita.

– Nie dotykaj mnie… Jestem zarażony… Uciekajcie stąd.

W kanale wentylacyjnym biegnącym przy suficie wydobyły się dźwięki tupania. Ktoś się zbliżał.

– Ulrich! – krzyknęła zrozpaczona Aelita.

Ten nagle wpadł na genialny pomysł. Podszedł do kraty przy podłodze i starając się powstrzymać drżenie rąk wycelował w kłódkę i strzelił. Ta od razu pękła, roztrzaskując się na pół. Dlaczego nie mógł tego wymyślić 5 minut wcześniej?

Myśli przerwał mu dźwięk pękającego metalu. Szyb wentylacyjny nad nimi roztrzaskał się, a niewielki fragment metalu wbił mu się w nogę. Z szybu spadła Sissi. Wyglądała bardzo podobnie jak Herb i w niewielkim stopniu już przypominała dawną dziewczynę. Ulrich wycelował i zaczął strzelać. Oddał trzy strzały w jej kierunku, przy czwartym nic się nie wydarzyło. Skończyła się amunicja. Sissi padła na podłogę, ale wciąż się ruszała. Aelita, podbiegła do kraty i ją otwarła. Pomogła rannemu w nogę Ulrichowi wejść do kanału. Ale zamiast wejść z nim wróciła się.

– Gdzie idziesz? Musimy uciekać!

– Jeszcze to! – Aelita podbiegła do laptopa i wyjęła z niego płytę z wszystkimi informacjami o wirusie. – Podała mu ją i sama zaczęła wchodzić po drabinie w dół.

– Ktoś zrobi odtrutkę… Podamy ją Jeremiemu… Jeszcze nie jest za póź…

Sissi chwyciła Aelitę i zaczęła szarpać. Ulrich chwycił dziewczynę starając wciągnąć ją na dół. Sissi była jednak silniejsza i po chwili wyrwała ją chłopakowi wciągając ją z powrotem do środka. Ostatnie co Ulrich słyszał to krzyk Aelity.

Autor: Owik

Rozdział 3

Ktoś tam jest.

– Cicho! Weź jakąś broń i chodź za mną. Pewnie ugryziony dyrektor. Ogłuszymy go.

Ulrich z Oddem podeszli do szafy. Ustawili się z lewej i prawej strony. Jeremy i Aelita stanęli obok nich. Na znak Ulricha otworzyli szafę.

Odd był już gotowy wymierzyć cios złotym pucharem który zabrał z biurka, w środku jednak zamiast przemienionego dyrektora siedziała skulona i przerażona Milly.

– Nic ci nie jest? – Aelita podbiegła i przytuliła małą dziewczynkę.

– Nie jesteś ugryziona? – dopytywał Odd.

– Nie… – odpowiedziała drżącym głosem. – Gdy to się zaczęło, nagrywałyśmy wszystko z Tamiya… ale na korytarzu trafiliśmy na pielęgniarkę… Uciekłam ale Tamiya nie dała rady i…

– Już dobrze, nic nie mogłaś zrobić. – Próbowała pocieszyć ją Aelita.

– A ty? – Odd spojrzał na Ulricha. – Co z twoją ręką?

– To twój głupi pies wczoraj mnie pogryzł gdy oddawałem go Yumi. Swoją drogą dobrze, że go tu nie ma.

Gdy upewnili się, że są w miarę bezpieczni w gabinecie, zaczęli poszukiwania klucza do piwnicy. Jeremy w tym czasie uruchomił komputer dyrektora. Po dokładnym przeszukaniu całego pomieszczenia, znaleźli w biurku schowek z podpisanymi kluczami. Były wszystkie, oprócz tego do piwnicy.

– No nie! To co teraz zrobimy?

– Hmmm, dziwne.

– Jeremy, masz coś?

– Przeglądam nagrania z kamer. Mniej więcej od miesiąca ok godziny 1:00 i 3:00 w nocy na kilka minut przestaje działać cały system monitoringu. Ktoś musiał się tu włamywać co noc!

– Tylko kto i po co?

– Ja chyba wiem… Powiedziała cicho Milly.

Wszyscy spojrzeli na nią z zaciekawieniem.

– Kilka dni temu ktoś obudził mnie w środku nocy. Zabrałam kamerę i poszłam nagrywać. Milly pokazała wszystkim swoje nagranie. To był Herb Pichon. Na filmie było ciemno ale bez problemu można go było rozpoznać. Skradał się do gabinetu dyrektora.

– To było o pierwszej w nocy. Potem szedł w stronę piwnicy. Zauważyłam, że robi to codziennie.

– Czemu nic nikomu nie powiedziałaś?!

– Bo prowadziłam śledztwo z Tamiya… Miałyśmy same odkryć prawdę i opisać wszystko w gazetce.

Odd uderzył się w głowę nie mogąc uwierzyć w to co usłyszał.

– No nic. Jest szansa, że klucz jest u Herba. Musiał od dłuższego czasu pożyczać go i chodzić do piwnicy.

– Ciekawe po co…

– To nieważne. Musimy dostać się do jego pokoju i tam szukać dalej.

Jeremy z Ulrichem przesunęli po cichu biurko. Otworzyli lekko drzwi i upewnili się, że jest czysto. Emily nigdzie nie było widać. Odd przed wyjściem wziął łyk “małpki” znalezionej w ostatniej szufladzie biurka dyrektora. Jeremy już miał zaprotestować, ale Aelita również się napiła. Postanowił nic nie mówić.

Pokój Herba był piętro niżej. Szybkim krokiem przeszli po schodach i po kilku chwilach znaleźli się w środku. Po drodze usłyszeli krzyki i strzały dobiegające ze strychu. Wojskowi byli na szczęście daleko.

W pomieszczeniu był straszny bałagan, ale nie było śladu nikogo. Jeremy z Aelitą siedli do komputera a reszta szukała klucza.

– Mam! – wykrzyknął Ulrich.- Jest nawet podpisany.

– Szybko poszło, dobra robota. Ruszajmy.

– Zaraz – zaprotestował Jeremy. W komputerze znaleźliśmy coś ciekawego.

– To nie czas na to einsteinie, musimy iść.

– Herb ma na komputerze zaszyfrowane wiadomości i pliki… Aurora… Czy nie tak nazwali ten wirus z megafonu?

– Chyba tak… Czyli co, to Herb jest za to odpowiedzialny?! Przecież to nie możliwe, nie jest aż tak mądry, żeby coś takiego zrobić… Ani tak głupi, żeby coś takiego zrobić.

Jeremy z Aelitą zaczęli łamać hasła. Po chwili udało im się rozszyfrować część plików.

– Niesamowite… Dokładny opis wirusa… Oraz jego otrzymanie w warunkach laboratoryjnych… Wiedziałem, że Herb jest lepszy ode mnie z chemii ale żeby aż tak. Sam nie mógł tego przygotować… O kurwa.

Wszyscy spojrzeli na Jeremiego z niedowierzaniem, pierwszy raz słyszeli przekleństwo z jego ust.

– Są tu wiadomości z ludźmi którzy podpisywali się jako… projekt Kartagina.

– Co takiego? Ten projekt Kartagina z którym powiązany był mój ojciec?

– Na to wygląda…

Nagle usłyszeli przeraźliwy krzyk i odgłosy biegnących ludzi.

– Musimy iść, szybko!

Jeremy nagrał na płytę wszystkie pliki i czym prędzej opuścili pokój Herba. Przebiegli schodami na parter kierując się do drzwi prowadzących do piwnicy. W połowie drogi niespodziewanie z damskiej toalety wybiegły dwie zarażone dziewczyny. Rzuciły się na grupę, na końcu której szły Milly i Aelita. W tym momencie trójka żołnierzy w skafandrach wybiegła z pokoju obok i zaczęli strzelać w zarażone. Po kilku sekundach padły martwe na ziemię. Żołnierze od razu wycelowali w wojowników lyoko, Odd szybko powiedział, że nie są zarażeni. Ciągle celując w nich jeden z wojskowych wyciągnął małe zdjęcie z kieszeni. W tym czasie Ulrich przyjrzał się oznaczeniom na skafandrach. Zamiast jakichkolwiek znanych mu oznaczeń sił francuskich zdołał dostrzec niewielki napis “Carthage”.

– To oni! – Krzyknął żołnierz patrząc na zdjęcie.

Ulrich czuł jak serce podchodzi mu do gardła. Usłyszał dźwięk przeładowywanej broni. Nim jednak którykolwiek z żołnierzy zdążył oddać strzał, drzwi do męskiej toalety zostały wyważone a ze środka wybiegł Jim. Warcząc niczym Kiwi jednym ciosem powalił pierwszego żołnierza zanurzając w jego szyi zęby.

– Teraz!

To był głos Odda. Biegł w stronę metalowych drzwi prowadzących do piwnicy. Dopiero po krótkiej chwili Ulrich zorientował się, co się dzieje. Pod jego nogami wylądował pistolet zaatakowanego żołnierza. Nie myśląc dużo podniósł go i ruszył za przyjacielem. Ze wszystkich stron zaczęli zbliżać się zarażeni i przez chwilę wojownicy przestali być priorytetem dla żołnierzy. Ci strzelali do zbliżającej się hordy. Odd otworzył drzwi i poganiał wszystkich do środka.

– Milly! – Krzyknęła Aelita.

Odd spojrzał w jej stronę i zobaczył jak pochyla się nad ciałem jednej z dziewczyn które przed chwilą ich zaatakowały. Nie myśląc wiele rzucił się biegiem chcąc ją zabrać. Dobiegł do niej i zaczął ciągnąć w stronę drzwi. Ta jednak szarpała się krzycząc, że nigdzie nie idzie. Dopiero po chwili Odd zorientował się, że jedną z dziewczyn które ich zaatakowały była Tamiya. Milly była w szoku i za nic nie chciała się ruszyć.

– Musimy iść Milly! Nie ma czasu na…

Jeden z żołnierzy z zimną krwią posłał serię z karabinu w stronę Odda i dziewczyny. Ostatnie co Odd zobaczył to martwe ciało Milly opadające na podłogę. Ułamek sekundy później, leżał obok niej.

Autor: Owik

Rozdział 2

Odd podbiegł do drzwi, zamknął je na klucz i przewrócił szafę z ubraniami. Nakazał zgasić światła i zasłonić okno. Inni spojrzeli na niego z niedowierzaniem.

– Co tak stoicie?! Ulrich pomóż mi to przesunąć, musimy się tu zabarykadować. To apokalipsa zombie!

– Nie przesadzaj Odd… To wszystko da się na pewno racjonalnie wyjaśnić…

– Ciekawe jak? Wirus, Wojsko, Kwarantanna… Sissi musiała w jakiś sposób zarazić się pierwsza. Ugryzła Emily… Nie możecie pozwolić dać się ugryźć ani podrapać!

– Skąd ty to wszystko wiesz?

– Co, filmów o zombie nie oglądacie?

– Odd, nie ma żadnych zombie, to po prostu… – Jeremy nie wiedział co powiedzieć.

Cała sytuacja wydawała się strasznie abstrakcyjna, ale po chwili wszyscy zaczęli wykonywać polecenia Odda, nikt nie mógł zebrać myśli.

Na korytarzu co jakiś czas było słychać czyjeś kroki i dźwięk trzaskanych drzwi, wyglądało na to, że większość osób również postanowiła zamknąć się w pokojach i nie wychodzić. Ulrich powiedział bardziej do siebie niż do innych, że musi zadzwonić do Yumi. Brak zasięgu. Jeremy próbował połączyć się z internetem ale również jemu to się nie udało. Wyglądało na to, że byli odcięci od świata.

– Boję się… – szepnęła Aelita.

– Wszystko będzie dobrze – próbował pocieszyć ją Jeremy. – Dobrze, że jest tu wojsko, na pewno zaraz opanują sytuację i jak zobaczą, że jesteśmy zdrowi, zabiorą nas stąd.

W tym momencie usłyszeli przeraźliwy huk i dźwięk łamanego drewna. Następnie czyjś krzyk. Ulrich podbiegł do judasza i zobaczył szybko biegnącą postać przez korytarz.

– Okno! – Krzyknął do pozostałych!

Ci natychmiast odsunęli zasłony i z daleka zobaczyli biegnącego korytarzem ucznia. Nie mogli rozpoznać kto to jest ale na pewno jeden z młodszych klas. Po chwili ujrzeli przed kim uciekał. Był to nauczyciel sztuki Gustave Chardin. Poruszał się na czworaka niczym pająk, z prędkością której nie powstydził się Jim, za swoich najlepszych lat. Uczeń biegł w stronę głównego wyjścia z budynku, gdzie paręnaście minut wcześniej Emily ugryzła szkolną pielęgniarkę. Krzycząc coś niezrozumiałego wybiegł przez drzwi na zewnątrz, Gustave był tuż za nim. Nagle ucichł, padając na ziemię. Przynajmniej 4 wojskowych otworzyło ogień w jego stronę oraz nauczyciela, nie przestając strzelać dopóki nie upewnili się, że żaden z nich już nie wstanie. Momentalnie pojawiło się dwóch innych żołnierzy którzy przeciągnęli ciała do pobliskiej ciężarówki.

Aelita zaczęła płakać, wszyscy Wojownicy byli w szoku. Z megafonu można było usłyszeć:

-…Nikt nie może opuścić…

Po kilku minutach siedzenia w ciszy, przerywanej szlochaniem, Ulrich zabrał głos.

– Musimy się stąd wydostać… Nie możemy tu zostać.

– Świetny plan stary. A może powiesz jak? Jakbyś nie zauważył siedzimy w szklanej bańce, a do głównego wyjścia nie radzę się zbliżać.

– Zastanówmy się na spokojnie. Musi gdzieś być jakieś inne wyjście.

– W piwnicy – powiedziała cicho Aelita.

– Skąd wiesz?

– Podczas jednego z ataków Xany, korzystaliśmy z tego przejścia z Yumi. Można tam dostać się do kanałów.

– Nie powinniśmy się stąd ruszać – zaprotestował Odd. – Na korytarzu jest niebezpiecznie. Zostańmy tutaj i poczekajmy na pomoc.

– Pomoc od kogo? Widziałeś do czego zdolni są Ci żołnierze. Zresztą dziwne jest to, że nie mają żadnych oznaczeń.

Po krótkiej naradzie grupa postanowiła powoli i po cichu dostać się do piwnicy. Ulirich z Oddem zlikwidowali prowizoryczną barykadę, otworzyli drzwi i zajrzeli na korytarz. Było pusto, i gdyby nie licząc małych czerwonych plam krwi na podłodze mogłoby się wydawać, że wszystko jest ok.

– Czysto, idziemy – powiedział Ulrich.

Szedł przodem, za nim Odd, Jeremy i na końcu Aelita. Po paru metrach doszli do pokoju w którym były wyważone drzwi. Tam musiał ukrywać się młodszy uczeń którego próbował dopaść nauczyciel sztuki. Bez większych problemów udało im się dotrzeć do klatki schodowej. Od tego momentu nie było jednak już tak łatwo.

– Gówno! – przeklął cicho Ulrich – Drzwi do piwnicy są zamknięte.

– To co robimy teraz?

– W gabinecie dyrektora powinny być jakieś klucze – zauważył Jeremy.

– To na drugim piętrze. Dobra chodźmy powoli.

Ruszyli schodami na górę, tymczasem dokładnie na przeciwko nich po drugiej stronie przy głównych drzwiach pojawiła się trójka żołnierzy. Widać było, że podchodzą do folii i szykują się do wejścia na teren szkoły. Ulrich ruchem ręki kazał wszystkim się pośpieszyć, licząc, że ich nie zauważyli.

Zbliżali się do gabinetu dyrektora. W połowie drogi na korytarzu nie działało światło. Ulrich spojrzał na sufit. Lampy były rozbite, z każdym krokiem starał się unikać rozbitego szkła.

– Jest gabinet – powiedział cicho.

W momencie gdy już miał wyciągnąć dłoń na klamkę, kątem oka dostrzegł dziwny ruchomy cień nad sobą. Podniósł głowę do góry i ujrzał Emily. Trzymała się rozbitej lampy na suficie i z przerażającym sykiem puściła się lądując dokładnie na plecach Ulricha. Ten krzyknął padając na ziemię, równocześnie próbując zrzucić ją z siebie. Na szczęście Odd przytomnie chwycił pierwszy ciężki przedmiot jaki miał pod ręką czyli gaśnicę i z całej siły uderzył w Emily. Ta oszołomiona spadła z Ulricha i potoczyła się parę metrów dalej.

– Szybko do środka! – Aelita i Jeremy pomogli wstać Ulrichowi i wszyscy wbiegli do gabinetu dyrektora. Odd momentalnie zaczął pchać biurko w stronę drzwi, Aelita i Jeremy mu pomogli.

– Ulrich, żyjesz? – Spytał Odd

– Tak, dzięki… – Gdyby nie ty…

– Pokaż plecy, czy cię nie ugryzła.

– Nie, nic mi nie jest.

Odd przyjrzał się i odetchnął z ulgą, ale momentalnie zamarł, jak zobaczył rękę Ulricha i ślady pazurów. Ulrich to zauważył ale nim zdążył cokolwiek odpowiedzieć, z szafy w gabinecie rozległ się głośny dźwięk, jakby coś w środku spadło. Ktoś lub coś ukryło się w środku.

Autor: Owik

Rozdział 1

Usłyszał dziwny stłumiony dźwięk z oddali. Otworzył powoli oczy zdając sobie sprawę, że po raz kolejny zasnął przy komputerze. Obiecał Aelicie, że zrobi wszystko by sprowadzić jej ojca na ziemię, choć w głębi wiedział, że po pokonaniu Xany i jego poświęceniu jest to niemożliwe. Spojrzał sennym wzrokiem na zegar, była 3:30. Przypomniał sobie jak jakiś czas temu Odd opowiadał mu o tym, że godzina 3:30 jest czasem największej aktywności duchów i zjawisk paranormalnych. Stek bzdur, pomyślał. Kto by wierzył w coś takiego jak zjawiska para… Jego myśli przerwał krzyk dobiegający z korytarza. Zdał sobie sprawę, że ciągle słyszy też dziwny dźwięk z oddali który chyba go obudził. Coś jak syrena z wozu strażackiego lub policji?

Wstał z fotela i powoli ruszył w stronę drzwi. Otworzył je i wyjrzał na korytarz. Było ciemno, nikogo ani niczego nie było widać. Poczuł jednak strach i dziwne przeczucie jakby coś albo ktoś znajdował się blisko niego i momentalnie zamknął drzwi. Coś zdecydowanie było nie tak. Zadzwoniła jego komórka, z oddali zobaczył, że dzwoni Aelita. Podbiegł do telefonu i odebrał.
– Jeremy, coś stało się z Sissi… Ona rzuciła się na Emily i próbowała ją pogryźć i podrapać…

– O czym ty mówisz?

– Nie wiem o co chodzi, wyszłam teraz do toalety i zobaczyłam jak w pokoju Emily jest Sissi… Zaatakowała ją, a jak podbiegłam to uciekła. Wiem, że to dziwne ale pachniała truskawkami… Coś było nie tak z jej oczami, coś jakby…

– Xana?

– Nie, były wyblakłe, pozbawione życia… Zadzwoniłam, już do Jima, trzeba zabrać Emily do pielęgniarki, jest cała poraniona… Jerry, boję się.

– Spokojnie, obudzę chłopaków i już idziemy na twoje piętro.

Starał się brzmieć spokojnie, ale również się bał.

Wyszedł na korytarz, tym razem parę osób z internatu również się obudziło i światła były zapalone. Podbiegł do pokoju Ulricha i Odda, akurat gdy wychodzili na korytarz zobaczyć co się dzieje. Zdziwił się, że byli w piżamach, ale zorientował się, że jest w końcu środek nocy.

– Jeremy, wiesz co się dzieje? Co to za hałasy? – spytał zaspany Odd.

– Aelita do mnie dzwoniła. Coś stało się z Sissi. Ona… pogryzła Emily.

– Co takiego?

Jeremy pokrótce wyjaśnił czego się dowiedział od Aelity. W międzyczasie pojawił się Jim z pielęgniarką Dorothy. Kazali wszystkim pozostać w pokojach i nie wchodzić na piętro dziewczyn czego oczywiście nikt nie posłuchał i po chwili wszyscy byli na górze. Jim pomógł Emily zejść po schodach, mówiąc, że zadzwonił już po karetkę.

– Musi już być blisko, słychać z oddali syreny.
Jeremiego martwiło, że syrenę alarmową, słyszał już od dawna, nim Jim zadzwonił po pomoc i wcale nie wydawało się, że się zbliża.

Po drodze spotkali dyrektora który był zszokowany całą sytuacją.

– Gdzie jest Elisabeth? To niemożliwe, żeby tak się zachowała!

Aelita opowiedziała o tym jak widziała wybiegającą ją z pokoju i o jej dziwnym wyglądzie.

Jean-Pierre nie był zachwycony tą odpowiedzią. Kazał wszystkim uczniom wracać do swoich pokoi a Jimowi i pielęgniarce by zaczekali na karetkę dla Emily. Sam wyciągnął telefon i Ulrich kątem oka dostrzegł jak dzwoni na policję. Sprawa wydawała się coraz bardziej poważna.

Zamiast do swoich pokoi, wojownicy Lyoko postanowili, że pójdą wszyscy do pokoju Ulricha i Odda i poczekają na rozwój sytuacji. W międzyczasie zdążyli się przebrać, jasne było, że tej nocy już nikt nie zaśnie.

Po kilkunastu minutach sytuacja się uspokoiła. Odd zaczął wymyślać teorię co mogło się stać z Sissi i czym było to spowodowane na czele z tą, że dzisiejsza fasolka na obiad nie była najświeższa. Ulrich zignorował go i zapytał czy to możliwe by Xana maczał w tym palce.

– Xany już nie ma, to niemożliwe. Zresztą żadna wieża nie jest aktywna. – Powiedział Jeremy zerkając na swój laptop który zdążył zabrać ze swojego pokoju.

Momentalnie odgłosy syren w oddali przybrały na sile. Z okna pokoju był dobry widok na drzwi wyjściowe gdzie czekała Emily wraz Jimem i pielęgniarką. Wydawała się być strasznie blada, choć Jeremy pomyślał, że to przez słabe światło. Oprócz syren alarmowych usłyszeli inny dźwięk. Helikopterów. Zobaczyli je z oddali, co najmniej 4, leciały prosto nad Kadic.

Następnie wszystko wydarzyło się tak szybko, że Jeremy nie mógł uwierzyć w to co widzi i słyszy. Zamiast karetki na sygnale do szkoły zbliżały się pojazdy wojskowe. Wybiegli z nich ludzie ubrani w żółte skafandry i maski gazowe. Kazali natychmiast wrócić do środka szkoły zdziwionemu Jimowi który nie rozumiał kompletnie co się dzieje. Po chwili dopiero zorientował się, że dziwni ludzie w skafandrach trzymają wycelowaną w niego broń. Helikoptery zawisły nad szkołą kompletnie zagłuszając wszystko wokół. Zrzuciły przeźroczystą folię którą w błyskawicznym tempie rozstawili żołnierze, nad całym terenem szkoły. Odd poczuł się jak bohater gry Gothic, zamknięty w magicznej barierze którą pokazał mu jego kolega z Polski w ostatnie wakacje. Po chwili śmigłowce odleciały i gdzieś z oddali można było usłyszeć głos wzmocniony megafonem.

– …zachowajcie spokój… doszło do zakażenia… wirus aurora… zaczekajcie na czas kwarantanny… nikt nie może opuścić skażonej strefy… będzie użyta siła…

Wszyscy w pokoju spojrzeli po sobie bez słowa, nie mogli uwierzyć w to co się dzieje. Przez okna dostrzegli Jima wykrzykującego coś w stronę wojskowych, nie mogli go jednak usłyszeć. Jeremy zorientowali się, że Emily leży nieprzytomna obok pielęgniarki. Kazał reszcie spojrzeć w tamtą stronę. Nagle zaczęła się ruszać i rzuciła się na w ogóle nie spodziewającą się tego Dorothy. Niczym wampir wbiła swe zęby w jej szyje i dopiero po chwili Jim pomógł ją zrzucić. Ta z zadziwiającą szybkością pobiegła korytarzem i znikła za rogiem.

Była godzina 4:30. W Kadic wybuchła panika.

Autor: Owik (http://code-lyokokartagina.blogspot.com/)