Ciągnie do swoich, co, William? – zaczął z pogardą Ulrich.
– Jesteś głupcem, Stern. X.A.N.Y. już nie ma.
X.A.N.A. został pokonany.
X.A.N.A. został pokonany.
– Ale powiedz, dobrze ci się żyło pod jego rozkazami, nie?
– Wypluj te słowa – syknął Dunbar.
– Co, prawda aż tak boli? – Niemiec cofnął się i oparł plecami o tylną ścianę windy. William od razu postanowił skorzystać z tej broni:
– Nie musisz od razu uciekać, już nie jestem pod wpływem X.A.N.Y., ale i tak mogę ci przywalić za takie podejrzenia.
– Może wcale nie musisz być pod wpływem X.A.N.Y.. Może nigdy nie byłeś. X.A.N.A. tylko cię na nas poszczuł. A później sam chętnie grałeś w tę grę.
– Coś nie tego masz pod tą czupryną – pokręcił głową Dunbar.
– Serio? To nie ja latałem kilka miesięcy z znakiem X.A.N.Y. na czole.
– Przeginasz – prychnął.
– To co? Chcesz mi przywalić?
William w sekundę pokonał odległość dzielącą go od Ulricha i spojrzał mu prosto w oczy.
– Tak. Bardzo się o to prosisz.
– Zgoda. Ale nie tu.
Nie takiej odpowiedzi się spodziewał. Wzruszył ramionami, a Niemiec wcisnął guzik i winda skierowała się na najniższe piętro – do hali z superkomputerem. Gdy się zatrzymała, a ciężkie drzwi rozsunęła hydrauliczna maszyneria, Stern wskazał kwantowy serwer.
– Nie tu, tylko tam.
* * *
Zimny wiatr, który zerwał się przed wschodem słońca, skręcał strugi deszczu w prawdziwe wodne bicze i szarpał płaszcz samotnego ucznia Kadic. Po chwili nastolatek dotarł do świetlicy i otworzył drzwi, a wtedy okazało się, że płaszcz jest tak naprawdę brezentową płachtą, o wiele lepiej sprawdzającą się w takiej sytuacji niż markowe kurtki przeciwdeszczowe, a samotny uczeń – dwoma osobami.
Aelita zapaliła światło i zaczęła się krzątać po pomieszczeniu, przecierając zaparowane okna, włączając centralne ogrzewanie i układając porozrzucane poduszki. Jeremy pozwolił wodzie spłynąć z płachty do wiadra, brezent zawiesił na nieużywanym karniszu w tylnej części świetlicy, a sam usiadł na kanapie i otworzył futerał, który przyniósł ze sobą z internatu.
Blondyn zamyślił się. Pół godziny temu przyszedł do niego Jim – swoją drogą wyglądający fatalnie – i kazał przekazać wszystkim w internacie, że śniadanie zostało przesunięte na godzinę ósmą, a lekcje dzisiaj zostały odwołane. Tak po prostu. Belpois ogarnął się, wykonał zadanie i nawet nie próbował na nowo zasnąć – raz wyrwany ze snu po prostu nie potrafił położyć się na nowo. Postanowił więc pójść z Aelitą do świetlicy.
Różowowłosa podała przyjacielowi filiżankę kawy – państwo Einstein nabyli tego zwyczaju podczas długich prac nad odtworzeniem Lyoko po zniszczeniu Serca, i od tego czasu oboje nie wyobrażali sobie dnia bez filiżanki mocnej kawy z rana. Francuz wyjął z futerału skrzypce i zaczął grać. Po pokonaniu X.A.N.Y. na nowo odnalazł swój zapomniany przed trzema laty talent i drugą, po programowaniu, pasję. Na grudniowym niebie słońce powoli wychylało się zza horyzontu przy akompaniamencie nastrojowej muzyki Jeremy’ego.
* * *
Siedem miesięcy wcześniej:
~ Nie! Nie! Nie!
– Jeremy! Weź się w garść! Co się dzieje? – wykrzyczała Yumi.
~ Ale… nie mogę nic zrobić! X.A.N.A. załatwił mnie na amen. Przejął kontrolę nad Skidem! A Skid jest przekaźnikiem między Lyoko a repliką!
– No i co? Powiedz, co mamy robić?
~ Nic! Bez kontroli nad przekaźnikiem, nie mogę was rematerializować po dewirtualizacji a Aelita i Odd… nie mam ich! X.A.N.A. równie dobrze mógł ich uwięzić w Skidzie jak wysłać do swojej repliki!
– Jeremy! Uspokój się! Co mamy zrobić?
Cisza.
– Jeremy? Jeremy! – Yumi wciąż krzyczała, tymczasem Ulrich spojrzał na wirtualną łódź podwodną i ocenił ją krytycznym wzrokiem.
– Einsteinie? – zaczął – Jeśli będę w kabinie dowodzenia, to powiesz mi, co zrobić?
Po chwili ciszy ponownie rozległ się głos:
~ Jak miałbyś tam się znaleźć?
– Po prostu powiedz, czy wtedy byłbym w stanie uratować Odda i Aelitę?
~ Nie – zapadł werdykt – Nie ty. Nawet nie Aelita. Ja – możliwe, ale nie pewne. Nawet Hopper miałby problemy… – urwał. Yumi usłyszała, jak cicho pochlipuje, a po chwili dobiegł ją inny dźwięk. Zorientowała się, że to odgłos energicznego stukania w klawisze.
– Masz jakiś pomysł? – zapytała z nadzieją.
~ Tak, ale dajcie mi chwilę.
~~~
– Jeremy, już jesteśmy! – zawołała Aelita. Razem z Włochem zmaterializowali się w postaci polimorficznych spektrów na stalowej pływającej platformie. Wokół piętrzyły się sterty różnych materiałów, a przed nimi unosił się na wodzie w połowie ukończony szkielet ogromnego niszczyciela. Przez głowę Della Robbii przemknęła myśl, że ramiona dźwigów zastygłe nad otwartym kadłubem okrętu wyglądają jak wielkie narzędzia chirurgiczne, przy pomocy których jakiś szaleniec przeszczepia ofierze zwierzęce organy. Włoch wzdrygnął się i pokręcił głową. „Za dużo seriali” – stwierdził w myślach.
– A ty narzekałeś, Einsteinie, że mgła utrudnia ci robotę – prychnął Odd, zaskoczony szybką teleportacją, ale wciąż nadąsany z powodu turnieju ping-ponga – To teraz może powiesz nam, gdzie jesteśmy, i jak co porozwalać, bo przypominam, że mimo wszystko trochę mi się spieszy.
– Przede wszystkim, nim zniszczycie superkomputer, musicie znaleźć główny terminal. Odkryłem, że ta dziwna mgła w replice nie jest naturalnym zjawiskiem, ale kolejnym podstępem X.A.N.Y.. Musicie usunąć odpowiedzialny za nią program, żeby wasz powrót do Lyoko przebiegał bez zakłóceń.
– Einstein nam się zawiesza – szepnął konspiracyjnie Odd, słysząc po raz kolejny ten sam wywód..
– Ale gra słów w jego stylu. Pewnie nawet jej nie zrozumiałeś? – odparła w ten sam sposób Aelita.
– W każdym razie, jesteście w tajnej wojskowej stoczni leżącej na terytorium Chin. Właśnie budowany jest tutaj nowy okręt flagowy, który będzie jednocześnie pełnił funkcję centrum koordynacji chińskiej marynarki dzięki zamontowanym na nim superkomputerowi. Na nasze nieszczęście zawirusowanym przez X.A.N.Ę. Musicie wejść na ten statek przed wami i dostać się na mostek. To tam znajduje się terminal, więc to najpierw tam musicie się dostać.
– Dobrze, Jeremy – po tych słowach Aelita dotknęła małej gwiazdy na swoim nadgarstku i podskoczyła. Poszybowała na swoich anielskich skrzydłach, jak je nazywała Yumi, nad wzburzoną morską topielą i po efektownym salcie wylądowała miękko na pokładzie statku.
Odd szybko podążył za nią, ale w odmienny sposób. Po krótkim rozbiegu skoczył z platformy i wbił się pazurami dosłownie metr nad poziomem wody. Po kilku sekundach dopadł kotwicy, zrywając przy tym w kilku miejscach warstwy farby antykorozyjnej, i wspiął się po stalowych linkach na pokład. Przeskoczył przez barierkę i obrzucił Aelitę pytającym spojrzeniem.
– Jakiej gry słów?
* * *
William spojrzał na superkomputer i przeszedł mu po plecach zimny dreszcz.
– Chyba zwariowałeś – chciał powiedzieć. Nie zdołał jednak wydać z siebie żadnego dźwięku.
– Co jest? Tchórzysz? – zapytał wyzywająco Ulrich.
– Oczywiście, że nie! – odpowiedział bez chwili zawahania. Przeraził się, słysząc własny głos, wysoki i piskliwy.
Stern uśmiechnął się kpiąco.
– Spokojnie, nie ma się czego bać. X.A.N.A. już nie istnieje.
X.A.N.A. został pokonany.
X.A.N.A. został pokonany.
William wziął głęboki wdech i zdał sobie sprawę, że robi dokładnie to, czego chce Niemiec. „To gra psychologiczna” – pomyślał – „Więc najwyższy czas przejąć inicjatywę.”
– Jestem ciekaw, jak chcesz to zrobić – z zadowoleniem stwierdził, że jego głos odzyskał zwykłą barwę i siłę – Wątpię, żeby Jeremy czy Aelita popierali twój pomysł i chcieli nas wysłać do Lyoko.
Ulrich powoli podszedł do superkomputera i położył dłoń na dźwigni będącej jednocześnie głównym bezpiecznikiem.
– Ale ja muszę nas tam tylko wysłać. Do tego nie potrzebujemy ani jednego Einsteina.
– I ty uważasz, że dasz sobie radę?
Stern powoli skierował wzrok na Williama.
– Stawiasz złośliwości przeciw mieczowi? Życzę powodzenia.
I pociągnął za dźwignię.
Autor: Qazqweop