3

Ciągnie do swoich, co, William? – zaczął z pogardą Ulrich.

 – Jesteś głupcem, Stern. X.A.N.Y. już nie ma.

X.A.N.A. został pokonany.

X.A.N.A. został pokonany.

 – Ale powiedz, dobrze ci się żyło pod jego rozkazami, nie?

 – Wypluj te słowa – syknął Dunbar.

 – Co, prawda aż tak boli? – Niemiec cofnął się i oparł plecami o tylną ścianę windy. William od razu postanowił skorzystać z tej broni:

 – Nie musisz od razu uciekać, już nie jestem pod wpływem X.A.N.Y., ale i tak mogę ci przywalić za takie podejrzenia.

 – Może wcale nie musisz być pod wpływem X.A.N.Y.. Może nigdy nie byłeś. X.A.N.A. tylko cię na nas poszczuł. A później sam chętnie grałeś w tę grę.

 – Coś nie tego masz pod tą czupryną – pokręcił głową Dunbar.

 – Serio? To nie ja latałem kilka miesięcy z znakiem X.A.N.Y. na czole.

 – Przeginasz – prychnął.         

 – To co? Chcesz mi przywalić?

William w sekundę pokonał odległość dzielącą go od Ulricha i spojrzał mu prosto w oczy.

 – Tak. Bardzo się o to prosisz.

 – Zgoda. Ale nie tu.

Nie takiej odpowiedzi się spodziewał. Wzruszył ramionami, a Niemiec wcisnął guzik i winda skierowała się na najniższe piętro – do hali z superkomputerem. Gdy się zatrzymała, a ciężkie drzwi rozsunęła hydrauliczna maszyneria, Stern wskazał kwantowy serwer.

 – Nie tu, tylko tam.

* * *

            Zimny wiatr, który zerwał się przed wschodem słońca, skręcał strugi deszczu w prawdziwe wodne bicze i szarpał płaszcz samotnego ucznia Kadic. Po chwili nastolatek dotarł do świetlicy i otworzył drzwi, a wtedy okazało się, że płaszcz jest tak naprawdę brezentową płachtą, o wiele lepiej sprawdzającą się w takiej sytuacji niż markowe kurtki przeciwdeszczowe, a samotny uczeń – dwoma osobami.

Aelita zapaliła światło i zaczęła się krzątać po pomieszczeniu, przecierając zaparowane okna, włączając centralne ogrzewanie i układając porozrzucane poduszki. Jeremy pozwolił wodzie spłynąć z płachty do wiadra, brezent zawiesił na nieużywanym karniszu w tylnej części świetlicy, a sam usiadł na kanapie i otworzył futerał, który przyniósł ze sobą z internatu.

Blondyn zamyślił się. Pół godziny temu przyszedł do niego Jim – swoją drogą wyglądający fatalnie – i kazał przekazać wszystkim w internacie, że śniadanie zostało przesunięte na godzinę ósmą, a lekcje dzisiaj zostały odwołane. Tak po prostu. Belpois ogarnął się, wykonał zadanie i nawet nie próbował na nowo zasnąć – raz wyrwany ze snu po prostu nie potrafił położyć się na nowo. Postanowił więc pójść z Aelitą do świetlicy.

Różowowłosa podała przyjacielowi filiżankę kawy – państwo Einstein nabyli tego zwyczaju podczas długich prac nad odtworzeniem Lyoko po zniszczeniu Serca, i od tego czasu oboje nie wyobrażali sobie dnia bez filiżanki mocnej kawy z rana. Francuz wyjął z futerału skrzypce i zaczął grać. Po pokonaniu X.A.N.Y. na nowo odnalazł swój zapomniany przed trzema laty talent i drugą, po programowaniu, pasję. Na grudniowym niebie słońce powoli wychylało się zza horyzontu przy akompaniamencie nastrojowej muzyki Jeremy’ego.

* * *

Siedem miesięcy wcześniej:

            ~ Nie! Nie! Nie!

 – Jeremy! Weź się w garść! Co się dzieje? – wykrzyczała Yumi.

 ~ Ale… nie mogę nic zrobić! X.A.N.A. załatwił mnie na amen. Przejął kontrolę nad Skidem! A Skid jest przekaźnikiem między Lyoko a repliką!

 – No i co? Powiedz, co mamy robić?

 ~ Nic! Bez kontroli nad przekaźnikiem, nie mogę was rematerializować po dewirtualizacji a Aelita i Odd… nie mam ich! X.A.N.A. równie dobrze mógł ich uwięzić w Skidzie jak wysłać do swojej repliki!

 – Jeremy! Uspokój się! Co mamy zrobić?

Cisza.

 – Jeremy? Jeremy! – Yumi wciąż krzyczała, tymczasem Ulrich spojrzał na wirtualną łódź podwodną i ocenił ją krytycznym wzrokiem.

 – Einsteinie? – zaczął – Jeśli będę w kabinie dowodzenia, to powiesz mi, co zrobić?

Po chwili ciszy ponownie rozległ się głos:

 ~ Jak miałbyś tam się znaleźć?

 – Po prostu powiedz, czy wtedy byłbym w stanie uratować Odda i Aelitę?

 ~ Nie – zapadł werdykt – Nie ty. Nawet nie Aelita. Ja – możliwe, ale nie pewne. Nawet Hopper miałby problemy… – urwał. Yumi usłyszała, jak cicho pochlipuje, a po chwili dobiegł ją inny dźwięk. Zorientowała się, że to odgłos energicznego stukania w klawisze.

 – Masz jakiś pomysł? – zapytała z nadzieją.

 ~ Tak, ale dajcie mi chwilę.

~~~

             – Jeremy, już jesteśmy! – zawołała Aelita. Razem z Włochem zmaterializowali się w postaci polimorficznych spektrów na stalowej pływającej platformie. Wokół piętrzyły się sterty różnych materiałów, a przed nimi unosił się na wodzie w połowie ukończony szkielet ogromnego niszczyciela. Przez głowę Della Robbii przemknęła myśl, że ramiona dźwigów zastygłe nad otwartym kadłubem okrętu wyglądają jak wielkie narzędzia chirurgiczne, przy pomocy których jakiś szaleniec przeszczepia ofierze zwierzęce organy. Włoch wzdrygnął się i pokręcił głową. „Za dużo seriali” – stwierdził w myślach.

 – A ty narzekałeś, Einsteinie, że mgła utrudnia ci robotę – prychnął Odd, zaskoczony szybką teleportacją, ale wciąż nadąsany z powodu turnieju ping-ponga – To teraz może powiesz nam, gdzie jesteśmy, i jak co porozwalać, bo przypominam, że mimo wszystko trochę mi się spieszy.

 – Przede wszystkim, nim zniszczycie superkomputer, musicie znaleźć główny terminal. Odkryłem, że ta dziwna mgła w replice nie jest naturalnym zjawiskiem, ale kolejnym podstępem X.A.N.Y.. Musicie usunąć odpowiedzialny za nią program, żeby wasz powrót do Lyoko przebiegał bez zakłóceń.

 – Einstein nam się zawiesza – szepnął konspiracyjnie Odd, słysząc po raz kolejny ten sam wywód..

 – Ale gra słów w jego stylu. Pewnie nawet jej nie zrozumiałeś? – odparła w ten sam sposób Aelita.

 – W każdym razie, jesteście w tajnej wojskowej stoczni leżącej na terytorium Chin. Właśnie budowany jest tutaj nowy okręt flagowy, który będzie jednocześnie pełnił funkcję centrum koordynacji chińskiej marynarki dzięki zamontowanym na nim superkomputerowi. Na nasze nieszczęście zawirusowanym przez X.A.N.Ę. Musicie wejść na ten statek przed wami i dostać się na mostek. To tam znajduje się terminal, więc to najpierw tam musicie się dostać.

 – Dobrze, Jeremy – po tych słowach Aelita dotknęła małej gwiazdy na swoim nadgarstku i podskoczyła. Poszybowała na swoich anielskich skrzydłach, jak je nazywała Yumi, nad wzburzoną morską topielą i po efektownym salcie wylądowała miękko na pokładzie statku.

Odd szybko podążył za nią, ale w odmienny sposób. Po krótkim rozbiegu skoczył z platformy i wbił się pazurami dosłownie metr nad poziomem wody. Po kilku sekundach dopadł kotwicy, zrywając przy tym w kilku miejscach warstwy farby antykorozyjnej, i wspiął się po stalowych linkach na pokład. Przeskoczył przez barierkę i obrzucił Aelitę pytającym spojrzeniem.

 – Jakiej gry słów?

* * *

            William spojrzał na superkomputer i przeszedł mu po plecach zimny dreszcz.

 – Chyba zwariowałeś – chciał powiedzieć. Nie zdołał jednak wydać z siebie żadnego dźwięku.

 – Co jest? Tchórzysz? – zapytał wyzywająco Ulrich.

 – Oczywiście, że nie! – odpowiedział bez chwili zawahania. Przeraził się, słysząc własny głos, wysoki i piskliwy.

Stern uśmiechnął się kpiąco.

 – Spokojnie, nie ma się czego bać. X.A.N.A. już nie istnieje.

X.A.N.A. został pokonany.

X.A.N.A. został pokonany.

William wziął głęboki wdech i zdał sobie sprawę, że robi dokładnie to, czego chce Niemiec. „To gra psychologiczna” – pomyślał – „Więc najwyższy czas przejąć inicjatywę.”

 – Jestem ciekaw, jak chcesz to zrobić – z zadowoleniem stwierdził, że jego głos odzyskał zwykłą barwę i siłę – Wątpię, żeby Jeremy czy Aelita popierali twój pomysł i chcieli nas wysłać do Lyoko.

Ulrich powoli podszedł do superkomputera i położył dłoń na dźwigni będącej jednocześnie głównym bezpiecznikiem.

 – Ale ja muszę nas tam tylko wysłać. Do tego nie potrzebujemy ani jednego Einsteina.

 – I ty uważasz, że dasz sobie radę?

Stern powoli skierował wzrok na Williama.

 – Stawiasz złośliwości przeciw mieczowi? Życzę powodzenia.

I pociągnął za dźwignię.

Autor: Qazqweop

2

W nocy stara fabryka wydawała się upiorna. Ale nie Ulrichowi. Bywał tu dziesiątki razy i zdążył się przyzwyczaić do widoku pogrążonej w mroku wysepki. Deszcz siekł coraz mocniej, ale Niemiec nic sobie z tego nie robił.

Kiwi był przeszczęśliwy po długim spacerze przez miasto. Z uwagi na wczesną porę Ulrich postanowił przechodzić nie ściekami, ukryty przed wzrokiem nauczycieli z Kadic, ale po prostu ulicami. Gdy tylko znalazł się pod dachem fabryki, zsunął kaptur, i zawiesił ociekającą wodą kurtkę na poręczy zniszczonych schodów. Nie zważając na psa złapał dłonią jedną z zwisających z sufitu lin i bez cienia wątpliwości zsunął się dwa piętra niżej. Ulrich cierpiał na lęk wysokości, ale po wielu wypadach do fabryki wyzbył się strachu w tym konkretnym miejscu.

Stern podszedł do starego szybu i już miał wcisnąć guzik przywołujący windę, kiedy zdał sobie sprawę, że nie pamięta kodu odblokowującego. Wzruszył ramionami i udał się na tyły fabryki z zamiarem skorzystania z przejścia przy liniach montażowych. Po kilkunastu sekundach dołączył do niego Kiwi – bystry zwierzak łatwo odnalazł całkiem bezpieczne dla czworonoga zejście na parter. Gdy obaj dotarli do kolejnego, mniejszego szybu, którym dało się dostać do pomieszczenia kontrolnego superkomputera, Ulrich, ponownie nie przejmując się zwierzęciem, zszedł piętro niżej.

Jego oczom ukazał się widok, którego na pewno się nie spodziewał. Nie teraz. Pół roku temu – nawet by go nie zdziwił. Nie teraz. Gdy X.A.N.A. został pokonany.

X.A.N.A. został pokonany.

Co on tu robi?!

* * *

            Co on tu robi?! – William był autentycznie zdumiony – Może nie tylko mi zebrało się na wspomnienia…

 – William – wysyczał Niemiec.

 – Ulrich.

Dunbar wstał z fotela, złożył scyzoryk i schował go do kieszeni. Dwóch chłopaków mierzyło się spojrzeniami, a w nerwowej ciszy, która zapanowała w fabryce, można było usłyszeć, że po raz kolejny zaczęło się prawdziwe oberwanie chmury.

* * *

            Dyrektor Kadic spojrzał na zegarek – 5:49 – i wyjrzał przez okno. Deszcz był tak mocny, że Delmas nie potrafił dojrzeć nic w odległości większej niż trzy metry. Nagle usłyszał pukanie do drzwi swojego gabinetu.

 – Proszę!

W progu stanął Jim – w mało reprezentacyjnym ubiorze. Miał na sobie przymały nieprzemakalny płaszcz, pod płaszczem wymięty biały podkoszulek i czerwone slipy. Na jego widok dyrektor się zawahał, ale w końcu powiedział:

 – Proszę, wejdź.

 – Chciał mnie pan… – wuefista przerwał i ziewnął głośno, przecierając oczy ręką – … widzieć?

Delmas westchnął:

 – Przepraszam, że wyrwałem cię z snu, kiedy od dwudziestu minut powinieneś być w kotłowni i…

Jim nagle podrapał się po głowie, pokręcił głową i przerwał dyrektorowi.

 – Przysiągłbym, że to Suzanne mnie obudziła.

 – Jim!

 – A, przepraszam, dyrektorze, ale byłem bardzo śpiący.

 – To prawda, pani Hertz cię obu…

Morales wycelował palec w Jean-Pierra i krzyknął triumfalnie:

 – Czyli to jednak Suzanne!

Dyrektor usiadł za swoim biurkiem i oparł się łokciami o blat, składając dłonie.

 – Dobrze. Po prostu powiedz uczniom w internacie, że nie ma dzisiaj lekcji.

 – Co!? Ale jak to!?

 – Porozmawiamy o tym, jak się obudzisz, jasne?

 – Tak jest, sir! – wykrzyknął Jim i wymaszerował z gabinetu.

Delmas zamknął drzwi, które Morales zostawił otwarte i głośno westchnął.

 – To będzie dziwny dzień.

* * *

Siedem miesięcy wcześniej:

            Skidbladnir powoli przebijał się przez kłęby gęstej wirtualnej mgły. Przyjaciołom co chwila migały przed oczami fragmenty sektora górskiego. Póki co właśnie oczy Wojowników Lyoko były bardziej pomocne niż superczuły radar łodzi podwodnej.

~ Miałem rację – po chwili milczenia zaczął Jeremy – Ta mgła nie jest zwykłym zjawiskiem w sektorze górskim. To, co widzicie, a raczej co sprawia, że nie widzicie niczego, to modyfikacja wywołana przez specjalny program zainstalowany w superkomputerze repliki. Wywołuje zakłócenia transmisji. W obie strony. Zakłócenia się nasilają w miarę, jak zbliżacie się do centrum sektora. Możliwe, że niedługo stracimy nawet łączność głosową.

 – Zatrzymaj się, Einsteinie! – wtrącił Odd – Skąd wiesz, że zbliżamy się do środka sektora? Działa ci holomapa?

 ~ Nie, ale przecież odbieram widok kuli repliki w Cyfrowym Morzu.

 – I co z tego? 

 – Wysil się trochę, Odd – włączyła się do rozmowy Yumi – Skoro ma średnicę kuli, to ma też współrzędne środka kuli.

 – Hmm… Odd dla odmiany powiedział coś mądrego. Jeremy, a skąd wiesz – kontynuował Ulrich, nie zwracając uwagi na oburzonego Włocha – że centrum kuli pokrywa się z środkiem sektora?

 – Bo tak to wyglądało w pozostałych replikach – odpowiedziała za przyjaciela Aelita – Ej, mam coś na ekranie! Na dziesiątej!

Po chwili oczy czworga przyjaciół dostrzegły to, co radar Skida – wysoki biały walec, oblepiony czarną substancją u podstawy. Gdyby Odd nie wiedział, że nad wieżą unosi się biała poświata, nigdy by się tego nie domyślił przez wszechobecną mgłę.

 ~ Dobra. Mimo że wieża normalnie powinna mi płonąć na radarze, to sam nie jestem w stanie jej zlokalizować. Najłatwiej byłoby mi, gdybyś, Aelita, wysłała mi mapę sporządzoną przez czujniki Skida. Niestety, nie jest to już możliwe – musielibyście zawrócić. Więc po prostu zadokuj do wieży i podaj mi jej współrzędne. W takich warunkach aktywacja może mi trochę zająć.

 – Na pewno sobie poradzisz, Jeremy – odparła słodkim głosem Aelita.

Nagle gęste od mgły niebo przeciął poziomy laserowy strzał.

 – Co to było!? – wykrzyczał Odd.

 – Megaczołg – odpowiedział ponuro Ulrich – Aelita, wysadź mnie i Yumi. Zajmiemy się nim… – urwał nagle, bo w tym momencie cały wirtualny statek zatrząsł się od trafienia potężnym laserem. – A wy lećcie na Ziemię – dokończył Niemiec.

Różowowłosa elfka zawahała się na chwilę, ale szybko podjęła decyzję i wcisnęła kilka przycisków na konsolecie.

 – Teleport.

Gdy Aelita wypowiadała to słowo, samuraj i gejsza lądowali już na platformie poniżej.

 – Ale przynajmniej przez tę mgłę czołgi mają problem z celowaniem – mruknął Odd.

Ulrich wykazał się refleksem i pchnął Ishiyamę w lewo, a sam odskoczył w prawą stronę. Ułamek sekundy później, w miejsce, w którym przed chwilą stało dwoje awatarów, uderzyła dewirtualizująca ściana energii. Odd, który z swojego miejsca w NavSkidzie doskonale widział całe zajście, dodał:

 – Albo i nie.

Samuraj skakał po całej platformie i unikał laserowych strzałów potwora, ciągle się do niego zbliżając. Kiedy dzieliło go od czołgu raptem sześć czy siedem metrów, wyjął katanę i rzucił  nią w twór X.A.N.Y.. Maszyna natychmiast złożyła się w stalową kulę i miecz tylko odbił się od wytrzymałej powłoki. Następnie ruszyła w stronę Ulricha zmieniając uzbrojenie wojownika w cyfrowy pył, a samego Sterna przed zmiażdżeniem uratowała tylko moc supersprintu. Wtedy Yumi krzyknęła:

 – Przytrzymaj go!

 – Co takiego?!

Megaczołg otworzył się i posłał morderczą falę w stronę Niemca. Ten błyskawicznie zareagował i wyjął zza pleców drugie ostrze. Jedną ręką trzymając rękojeść, a drugą podpierając płaz miecza blokował strzał. Siła wysokoenergetycznego lasera była jednak tak duża, że spychała samuraja w stronę krawędzi platformy. Ulrich zerkał gorączkowo w tył i patrzył, jak odległość do skraju lewitującej wysepki niebezpiecznie maleje.

Trzy metry.

Dwa metry.

Jeden metr.

I wtedy dwa wachlarze trafiły potwora prosto w oko X.A.N.Y.. Maszyna zachwiała się i eksplodowała, a fala energii rozpłynęła się w cyfrowym powietrzu. Ulrich oparł dłonie na kolanach i odetchnął z ulgą.

 – Dzięki. W samą porę – rzucił do przyjaciółki, która przywołała dwa wachlarze telekinezą z powrotem do siebie.

 – Nie ma za co – odparła – Skid już dokuje.

I faktycznie, gdy samuraj obejrzał się przez ramię, zauważył, że Skidbladnir wysyła purpurowe, niematerialne wici, które oplatają białą konstrukcję.

Aelita podawała Jeremy’emu kolejne liczby składające się na współrzędne łodzi, a gdy tylko zamilkła, wieża natychmiast zapaliła się na czerwono.

Autor: Qazqweop

1

Deszcz padał nieprzerwanie. Od trzech dni. Raz mocniej, raz słabiej, raz wyszło słońce, to znów zaszło, ale z nieba na ziemię wciąż spadały strumienie wody. Ponoć wczoraj, na kilka minut przed północą całkiem się wypogodziło. Nawet jeśli to była prawda, w co Ulrich szczerze wątpił, to już o czwartej nad ranem z powrotem lało jak z cebra. Niemiec wyjął telefon z kieszeni i odczytał godzinę: 4:35. Czas płynął bardzo powoli. Przybity brunet opadł na łóżko i rozejrzał się po pokoju. W przeciwległym krańcu pokoju smacznie spał Odd.

Ulrich ponownie spojrzał na zegarek – wskazywał 4:38. Wstał z łóżka, narzucił na siebie wysłużoną wiatrówkę i wyślizgnął się z pokoju. Schodził powoli schodami na parter internatu, kiedy nagle usłyszał za sobą ciche skomlenie. W jednej chwili szedł korytarzem ospałym krokiem, z przymkniętymi powiekami, a w następnej stał w pozycji obronnej, lekko podskakując na ugiętych nogach. Oczy chłopaka zdążyły się już przyzwyczaić do ciemności, więc ten łatwo dojrzał w mrokach korytarza źródło hałasu – małego psa z czerwoną obróżką. Ulrich uspokojony natychmiast powrócił do wcześniejszej postawy i, niemal przysypiając na stojąco, skinął głową na zwierzę i szepnął:

 – To tylko ty. Jak już tu jesteś, to chodź, Kiwi.

Niemiec wymknął się z budynku internatu i schował się pod arkadami. Piesek posłusznie pobiegł za przyjacielem swojego pana i zatrzymał się obok filaru. Ulrich wpatrywał się w niebo nieobecnym wzrokiem. Ulewa znowu przybierała na sile. Boisko już po dwóch dniach przesiąkło wodą na co najmniej metr. Niemiec przekonał się o tym na własnej skórze, bo, mimo zaleceń dyrektora, Jim nie odwołał turnieju piłkarskiego.

Jeszcze pół roku temu na widok takiego deszczu Stern pognałby do opuszczonej fabryki na nieodległej wysepce. Jednak X.A.N.A. został pokonany, a ulewa była całkowicie normalną ulewą, dodatkowo zapowiadaną od kilku dni przez synoptyków. Fakt, że tą klęską został objęty zespół szkół Kadic był zwykłym zbiegiem okoliczności. Bo X.A.N.Y. już nie ma.

X.A.N.A. został pokonany.

 – X.A.N.A. został pokonany – wyszeptał Ulrich.

Pies spojrzał zdziwiony na chłopaka, po czym wrócił do drapania się łapą za uchem.

Stern po raz kolejny spojrzał w niebo. Podobieństwo tej sytuacji do tamtego ataku było aż nazbyt wyraźne.

* * *

            Podobieństwo tej sytuacji do tamtego ataku było aż nazbyt wyraźne – William Dunbar siedział w fotelu superkomputera i bawił się scyzorykiem. Spojrzał na wygaszone monitory potężnej maszyny. Więziony był w niej przez kilka miesięcy. I z jakiego powodu? Z własnej głupoty! Jeremy tłumaczył Williamowi, gdzie dokładnie przebywało jego ciało i umysł w czasie niewoli u X.A.N.Y., ale Dunbar nie wysilił się, żeby zapamiętać, a co dopiero zrozumieć wywód Francuza.

W ciszy martwej fabryki brunet mógł usłyszeć krople deszczu bębniące o blaszany dach budynku. Taka ulewa. Identyczna jak wtedy…

Ponownie powróciło do niego to wspomnienie. Jedno z nielicznych, bardzo dobrze zachowanych wspomnień z czasów X.A.N.Y.. Pamiętał tamten dzień z wszystkimi szczegółami. Wzdrygnął się. Po części ze strachu, po części z zimna. Mimo nieustającego deszczu niska temperatura przypominała o tym, że jest środek grudnia.

I ponownie, poddał się bezsilny temu wspomnieniu…

* * *

Siedem miesięcy wcześniej:

            Skidbladnir powoli, można nawet powiedzieć, że majestatycznie, wyłonił się z wewnętrznego Morza Cyfrowego kolejnej już repliki Lyoko. Wirtualna łódź podwodna wznosiła się coraz wyżej i wyżej, ale Aelita nie potrafiła zauważyć żadnego choćby śladu po istnieniu jakiegokolwiek sektora.

 ~ I co? Jaki to sektor? – rozległ się głos Jeremy’ego.

 – To jakieś żarty! Tu nie ma żadnego sektora! – oburzył się Odd. Tego wieczoru miał się odbyć w Kadic turniej tenisa stołowego i Włoch, który ostatnio poświęcał większość wolnego czasu na treningi, miał ambicję zdobyć pierwszą nagrodę. Plany pokrzyżował mu jednak wypad do repliki.

 – Może X.A.N.A. wybrał się na ping-ponga i nie miał czasu na dokończenie repliki? – parsknął Ulrich.

 – Po co X.A.N.A. miałby tworzyć pusty wirtualny świat? To bez sensu – Aelita była równie zdziwiona co Odd.

 – Może to zmyłka? Podpucha – podrzuciła, jak zawsze myśląca racjonalnie, Yumi.

 ~ Yumi może mieć rację – wtrącił Jeremy– Każdy kolejny znaleziony świat trzeba będzie sprawdzić Skidem i…

 – My będziemy latali po Internecie jak głupi, a X.A.N.A. będzie się bawił w najlepsze – dokończył Odd.

 – Przy ping-pongu? – spytał złośliwie Ulrich.

 – Dajcie spokój! Jeremy, a co u ciebie? Widzisz coś na monitorach?

 ~ Nic. Holomapa ciągle się renderuje od nowa. Ale Odd ma rację. Jeśli to faktycznie pusty świat, to myślę, że do wygenerowania go może wystarczyć nawet nasza sieć komputerowa.

 – W takim razie X.A.N.A. może stworzyć tysiące zmyłek, a my nic z tym nie zro… – Niemiec urwał w pół słowa i krzyknął – Patrzcie, tam!

 – Sprecyzuj, z łaski swojej – rzucił z przekąsem Della Robbia.

 – Też to widzę! – zaczęła Aelita – Na godzinie trzeciej!

Skidbladnir odbił delikatnie w prawo, i zza mgły ukazała się już wszystkim Wojownikom Lyoko lewitująca wysepka z niskim wzniesieniem i małym, skarłowaciałym cyfrowym drzewkiem.

 – Jeremy, to sektor górski! Masz już coś na mapie?

 ~ Nic. Coś tu jest nie tak. Teraz nawet podgląd Skida zaczyna mi się wieszać.

 – Nic dziwnego – rzucił Odd – Mamy tu taką mgłę, że nawet nam się Skid wiesza.

 – Proszę proszę, humor ci… – zaczął Ulrich, ale Belpois brutalnie mu przerwał:

 ~ Mgła? Moment…

Autor: Qazqweop

Wspomnienie