Deszcz padał nieprzerwanie. Od trzech dni. Raz mocniej, raz słabiej, raz wyszło słońce, to znów zaszło, ale z nieba na ziemię wciąż spadały strumienie wody. Ponoć wczoraj, na kilka minut przed północą całkiem się wypogodziło. Nawet jeśli to była prawda, w co Ulrich szczerze wątpił, to już o czwartej nad ranem z powrotem lało jak z cebra. Niemiec wyjął telefon z kieszeni i odczytał godzinę: 4:35. Czas płynął bardzo powoli. Przybity brunet opadł na łóżko i rozejrzał się po pokoju. W przeciwległym krańcu pokoju smacznie spał Odd.
Ulrich ponownie spojrzał na zegarek – wskazywał 4:38. Wstał z łóżka, narzucił na siebie wysłużoną wiatrówkę i wyślizgnął się z pokoju. Schodził powoli schodami na parter internatu, kiedy nagle usłyszał za sobą ciche skomlenie. W jednej chwili szedł korytarzem ospałym krokiem, z przymkniętymi powiekami, a w następnej stał w pozycji obronnej, lekko podskakując na ugiętych nogach. Oczy chłopaka zdążyły się już przyzwyczaić do ciemności, więc ten łatwo dojrzał w mrokach korytarza źródło hałasu – małego psa z czerwoną obróżką. Ulrich uspokojony natychmiast powrócił do wcześniejszej postawy i, niemal przysypiając na stojąco, skinął głową na zwierzę i szepnął:
– To tylko ty. Jak już tu jesteś, to chodź, Kiwi.
Niemiec wymknął się z budynku internatu i schował się pod arkadami. Piesek posłusznie pobiegł za przyjacielem swojego pana i zatrzymał się obok filaru. Ulrich wpatrywał się w niebo nieobecnym wzrokiem. Ulewa znowu przybierała na sile. Boisko już po dwóch dniach przesiąkło wodą na co najmniej metr. Niemiec przekonał się o tym na własnej skórze, bo, mimo zaleceń dyrektora, Jim nie odwołał turnieju piłkarskiego.
Jeszcze pół roku temu na widok takiego deszczu Stern pognałby do opuszczonej fabryki na nieodległej wysepce. Jednak X.A.N.A. został pokonany, a ulewa była całkowicie normalną ulewą, dodatkowo zapowiadaną od kilku dni przez synoptyków. Fakt, że tą klęską został objęty zespół szkół Kadic był zwykłym zbiegiem okoliczności. Bo X.A.N.Y. już nie ma.
X.A.N.A. został pokonany.
– X.A.N.A. został pokonany – wyszeptał Ulrich.
Pies spojrzał zdziwiony na chłopaka, po czym wrócił do drapania się łapą za uchem.
Stern po raz kolejny spojrzał w niebo. Podobieństwo tej sytuacji do tamtego ataku było aż nazbyt wyraźne.
* * *
Podobieństwo tej sytuacji do tamtego ataku było aż nazbyt wyraźne – William Dunbar siedział w fotelu superkomputera i bawił się scyzorykiem. Spojrzał na wygaszone monitory potężnej maszyny. Więziony był w niej przez kilka miesięcy. I z jakiego powodu? Z własnej głupoty! Jeremy tłumaczył Williamowi, gdzie dokładnie przebywało jego ciało i umysł w czasie niewoli u X.A.N.Y., ale Dunbar nie wysilił się, żeby zapamiętać, a co dopiero zrozumieć wywód Francuza.
W ciszy martwej fabryki brunet mógł usłyszeć krople deszczu bębniące o blaszany dach budynku. Taka ulewa. Identyczna jak wtedy…
Ponownie powróciło do niego to wspomnienie. Jedno z nielicznych, bardzo dobrze zachowanych wspomnień z czasów X.A.N.Y.. Pamiętał tamten dzień z wszystkimi szczegółami. Wzdrygnął się. Po części ze strachu, po części z zimna. Mimo nieustającego deszczu niska temperatura przypominała o tym, że jest środek grudnia.
I ponownie, poddał się bezsilny temu wspomnieniu…
* * *
Siedem miesięcy wcześniej:
Skidbladnir powoli, można nawet powiedzieć, że majestatycznie, wyłonił się z wewnętrznego Morza Cyfrowego kolejnej już repliki Lyoko. Wirtualna łódź podwodna wznosiła się coraz wyżej i wyżej, ale Aelita nie potrafiła zauważyć żadnego choćby śladu po istnieniu jakiegokolwiek sektora.
~ I co? Jaki to sektor? – rozległ się głos Jeremy’ego.
– To jakieś żarty! Tu nie ma żadnego sektora! – oburzył się Odd. Tego wieczoru miał się odbyć w Kadic turniej tenisa stołowego i Włoch, który ostatnio poświęcał większość wolnego czasu na treningi, miał ambicję zdobyć pierwszą nagrodę. Plany pokrzyżował mu jednak wypad do repliki.
– Może X.A.N.A. wybrał się na ping-ponga i nie miał czasu na dokończenie repliki? – parsknął Ulrich.
– Po co X.A.N.A. miałby tworzyć pusty wirtualny świat? To bez sensu – Aelita była równie zdziwiona co Odd.
– Może to zmyłka? Podpucha – podrzuciła, jak zawsze myśląca racjonalnie, Yumi.
~ Yumi może mieć rację – wtrącił Jeremy– Każdy kolejny znaleziony świat trzeba będzie sprawdzić Skidem i…
– My będziemy latali po Internecie jak głupi, a X.A.N.A. będzie się bawił w najlepsze – dokończył Odd.
– Przy ping-pongu? – spytał złośliwie Ulrich.
– Dajcie spokój! Jeremy, a co u ciebie? Widzisz coś na monitorach?
~ Nic. Holomapa ciągle się renderuje od nowa. Ale Odd ma rację. Jeśli to faktycznie pusty świat, to myślę, że do wygenerowania go może wystarczyć nawet nasza sieć komputerowa.
– W takim razie X.A.N.A. może stworzyć tysiące zmyłek, a my nic z tym nie zro… – Niemiec urwał w pół słowa i krzyknął – Patrzcie, tam!
– Sprecyzuj, z łaski swojej – rzucił z przekąsem Della Robbia.
– Też to widzę! – zaczęła Aelita – Na godzinie trzeciej!
Skidbladnir odbił delikatnie w prawo, i zza mgły ukazała się już wszystkim Wojownikom Lyoko lewitująca wysepka z niskim wzniesieniem i małym, skarłowaciałym cyfrowym drzewkiem.
– Jeremy, to sektor górski! Masz już coś na mapie?
~ Nic. Coś tu jest nie tak. Teraz nawet podgląd Skida zaczyna mi się wieszać.
– Nic dziwnego – rzucił Odd – Mamy tu taką mgłę, że nawet nam się Skid wiesza.
– Proszę proszę, humor ci… – zaczął Ulrich, ale Belpois brutalnie mu przerwał:
~ Mgła? Moment…
Autor: Qazqweop