Aratshaa: Zgadnijcie, kto odzyskał sprzęt z naprawy! C:
Rien: O, świetnie! I jak, wymienili ci ten płyn od kierunkowskazów? XD
Aratshaa: Nooo! I tą, uszczelkę pod prockiem. I ugotowali mi nową kulkę do myszki.
Wey_lin_53: Mrrr, gotowanie jajek na nową kulkę do myszki. Kiedyś to było. To były czasy…
Rien: Taaa, teraz to, kurła, nie ma czasów.
Runin: To co, zmiana nazwy serwera? Z Valarynów stajemy się Jean’ami.
— Eeeej, ziemia do Sterna!
Ulrich wzdrygnął się i podniósł głowę znad telefonu. Odd patrzył to na niego, to na urządzenie, które trzymał w ręku, póki nie schował go do kieszeni spodni.
— Słucham cię, słucham. — nie, nie słuchał, ale Oddowi to nigdy nie przeszkadzało. Włoch był stworzeniem, które musiało powiedzieć swoje i nie przejmowało się tym, że ktoś mógł to olać. Nawijał, nawijał, a i tak tego nie weryfikował. — Ciebie i tak się nie da nie usłyszeć.
Niejednokrotnie przecież mawiało się że fakt, że dawało się go przeoczyć w tłumie, nadrabiał swoją głośnością: aby na pewno się dało go usłyszeć. Zresztą, czymś musiał, odkąd zrezygnował ze stawiania włosów na żel. Co najwyżej przybyło mu trochę fioletowych pasemek.
— Pytałem, co to za piękna pani do ciebie tak wypisuje…
Ulrich zakrztusił się własną śliną. Musiał porządnie odkaszleć, zanim cokolwiek byłby w stanie z siebie wydusić, wytrzeć łzy z twarzy, które zebrały mu się i zasłoniły wizję wskutek kaszlu. Nagłego uderzenia w plecy również się nie spodziewał.
— K-kurrrw… Odd! — finalnie z siebie wykrztusił, kiedy udało mu się opanować napad kaszlu. Zasłonił usta przedramieniem i zacisnął na krótko powieki. Miał wrażenie, że prawie by się udusił.
Co to byłaby w ogóle za śmierć? Z „ręki” własnego najlepszego przyjaciela, z przyczyn naturalnych (bo od własnej śliny) i od jednego, zadanego iście przypadkowo pytania?
Trochę wstyd zejść w taki sposób, chciało się powiedzieć.
— Trafiłem? — Della Robbia ożywił się i poszerzył jeszcze bardziej swój uśmiech. — Nieee, Stary! Poważnie!?
— Nie.
I nagle entuzjazm Odda zmalał. Mina mu zrzedła i westchnął ciężko.
— Eh, a już myślałem. Tak się uśmiechasz do tego telefonu i kompletnie mnie nie słuchasz…
Ulrich uniósł brwi, widząc, że Odd jednak się ten jeden raz pokapował. Może i trochę rozumiał tę ciekawość… nie, nie rozumiał. On nigdy chłopakowi nie gapił się przez ramię. I nie lubił, kiedy on to robił jemu, ale przyzwyczaił się: bo dzielił z Della Robbią jeden pokój w internacie przez lata i zapowiadało się na kolejne tego dwa lata.
Czasami odpowiednio mocne zgromienie spojrzeniem potrafiło działać cuda.
— Serwer z jednej gierki. Nic ważnego. — spróbował uciąć temat. — Jadą się wzajemnie na głównym kanale. Wiesz, kabaret za darmo, nie trzeba wychodzić z domu. To, kiedy wracasz z tego Mediolanu?
— Oh, jak miło. Jeszcze nie wyjechałem, i już za mną tęsknisz?
Odd, uśmiechając się pod nosem, przeciągnął ręce nad głową.
— Wiesz, nie będzie nikogo, kto mógłby zadbać o to, że będę miał odpowiednio wysokie ciśnienie krwi… — Stern spojrzał na przyjaciela z ukosa, ale nie umiał ukryć, że sam śmiał się pod nosem.
Było coś dziwnie rozluźniającego w interakcjach z Della Robbią. Nieważne, jak bardzo spięty nie wychodził i co się nie działo, jego podejście lekkoducha potrafiło bardzo szybko uspokoić poszarpane nerwy. Nieważne, gdzie by nie byli: w szkolnej bibliotece, odsiadując wspólnie karę za narobienie na diabła, czy też w środku miasta…
…albo i na jego obrzeżach.
Wey_lin_53: Rajd o 19?
Rien: O nieeee… nie mogę :c
Wey_lin_53: Słuchaj no, mały gnoju
Rien: Pozbądź mi się ludzi z domu, to wtedy chętnie XD
Aratshaa: Zespawnuj czarną dziurę. To Ci idzie najlepiej, tak zauważyłam. Czy trzeba, czy nie trzeba XDD
Rien: Et tu, Brute, contra me?
Wey_lin_53: @Aratshaa słyszałem, że masz już sprzęt w domu…
Czy do dziewiętnastej zdąży sobie odblokować rajdy? I tak na pewno będzie mocno odstawał wyposażeniem i poziomem od reszty drużyny. Będzie musiał trzymać się z tyłu, zginie co najmniej piętnaście razy i wpieni się niemiłosiernie.
I do tego jeszcze za to jak nic wpadną dodatkowe punkty dla drużyny przeciwnej.
— Pod koniec sierpnia. Wiesz, żeby mieć ten tydzień na aklimatyzację. Upewnię się, że będziesz wiedział odpowiednio wcześnie, amico mio. — Odd wyszczerzył się szerzej. — Ale nie myśl, że nie będziesz dostawał spamu zdjęciami! Co to, to nie. Będę Ci wysyłał najbardziej popieprzone rzeczy nawet o trzeciej nad ranem…
— To ty wytrzymasz do trzeciej nad ranem? — Ulrich spojrzał z powątpiewaniem na Włocha. Nie to, że nie wierzył w te zapewnienia… no w porządku, trochę wierzył. Kilka razy to mu się zdarzyło, ale chłopak zdawał się posiadać jakiś wyłącznik. Coś przeklikiwało mu pod tą blond czupryną, i nagle spał z głową opartą o cokolwiek.
Doświadczyli tego niejednokrotnie. Jeżeli Odd był zmęczony… to działała magia poduszki i ciepłej pierzynki. Mógł tak spać nawet „w opakowaniu”. Nic mu nie przeszkadzało, ale… to chrapanie… Ulrich do tej pory miał wrażenie, że od tego trzęsły się ściany na połowie piętra chłopaków.
Stanęli pod lokalem z grami arcade. Stwierdzili, że po zakończeniu roku szkolnego, potrzebowali właśnie takiego rozerwania, a ostatnio całkiem zainteresowała ich tematyka starszych gier.
— Wiesz, zakładam, że jeżeli Bianca mówi „robimy maraton filmów do samego rana”… to zakładam, że już odpowiednio zadba, żebyśmy przesiedzieli do samego rana. — Włoch podrapał się po karku. — Tak czy siak, nie martw się. Kiedy wstaniesz, będziesz miał kontent do samego południa. Zadbam o to. ~
Ulrich w to nie wątpił. Oczywiście, że w to nie wątpił.
— A ty, Ulrich? Jak się nastawiasz na swoje pierwsze wakacje w pełni we Francji?
Stern wzruszył ramionami.
— Normalnie. To wakacje i to wakacje. Znajdę sobie zajęcie.
I think that something wrong is going on outside
Is it just me or is the whole f-cking world on fire?
Nie, to nie były normalne wakacje. A przynajmniej nie do tej pory. Ulrich do tej pory spędzał je w domu rodzinnym, do którego wchodził jak saper na pole minowe. Każdy jego krok musiał być odpowiednio wyważony.
Jego świat był w ogniu.
Wszystko przez ojca mającego na tyle krótki lont, skonstruowany z bardzo łatwopalnego tworzywa, że podpalić mogło go praktycznie wszystko. I jak miał być szczery? Robił wszystko, żeby tylko nie wracać do Niemiec. W poprzednim roku udało mu się załapać do pracy w kawiarni niedaleko Kadic, na miesiąc. Nocował na kanapie u kumpla, który mieszkał ze swoim bratem-studentem. Potem musiał już wrócić do Niemiec, chociaż bardzo nie chciał.
Dwa lata temu dorwał się do pracy przy roznoszeniu ulotek. Robił wszystko, żeby tylko odwlec swój wyjazd.
W progu witała go mama, z ciepłym uśmiechem i otwartymi ramionami.
Wszystko rozpraszały zimne oczy ojca i jego grymas na twarzy, kiedy oceniająco obserwował syna.
Sucha wymiana zdań, wszystko w ramach konwenansów.
Kilka gorzkich słów z jednej strony, milczenie z drugiej. Z trzeciej nieme błaganie o zaprzestanie, które praktycznie nie zostawało wysłuchane.
Stół w jadalni był planszą w grze, w której jeden fałszywy ruch potrafił nabruździć graczowi… albo skończyć przedwcześnie rozgrywkę.
Własny pokój nie był takim bezpiecznym schronem, jakby to się wydawało.
Dlatego Ulrich zatracał się swojego czasu w Valarynie, kiedy ojciec nie widział. Było to jedyne bezpieczne miejsce, w którym mógł zapomnieć. Mógł rzucić się w wir walki, by zapomnieć o wojnie, jaką toczył za każdym razem po wyjściu z czterech ścian.
Mógł założyć słuchawki i nie słyszeć wrzasków ojca oraz wiele cichszych prób uspokojenia sytuacji przez mamę. Mógł… spróbować się na moment chociaż odciąć. Ale zawsze był w stanie rozpoznać trzask drzwi wyjściowych.
Słuchawki nie tak zawsze były w stanie wygłuszyć trzask zbijanych naczyń.
Starał się jak najmniej przebywać w domu. Znaleźć sobie jakieś zajęcie. Ulotnić się i nie próbować włazić w drogę. Nie chciał, by mama musiała się jeszcze bardziej o niego martwić, niż to po niej widział do tej pory.
Board the windows and close the blinds
— Skoro tak mówisz…
Odd otworzył drzwi do salonu gier. Wykupili sobie wejściówki i weszli na salę.
Beautiful_disaster: Wpadnę, ale nie liczcie, że wam zrobię dmg.
Aratshaa: …no to jak się wywalić na ryj, to wszyscy razem. Hej, hoooo! XD
Autorka: Morrigan