Rozdział 14 – Lato bez ogórków (albo jak wkurzyć Francuzów)

Na przełomie maja i czerwca po raz kolejny na facebookowym profilu Teletoona pojawiła się dyskusja na temat obietnic oraz ogólnej kondycji stacji, dość sporo osób się w to włączyło, niektórzy określali akcję pisania postów (dotyczących nie tylko kwestii lyokowatej) „sprzeciwem wobec niesprawiedliwości Teletoona”. Wpisów było na tyle dużo, że redakcja telewizji nie mogła tego zlekceważyć, dlatego jednego dnia, dość późno, bo tuż przed 23:00, odpisali następująco:

Aktualnie nie mamy licencji na CL i póki co nie możemy go emitować. Gdybyśmy mieli licencję, bezzwłocznie byśmy pokazali ten serial. Czemu mielibyśmy go przed Wami “chować”? Przecież sprawa jest oczywista – my jesteśmy szczęśliwi, kiedy nasi widzowie są zadowoleni. Nie rozumiemy czemu doszukujecie się naszej złej woli? Co mielibyśmy tym osiągnąć? Tak jak pisaliśmy – mamy informację z redakcji, że nie zrezygnowaliśmy, staramy się dla Was o ten serial.

Coraz bardziej było widoczne to, że do redakcji kompletnie nie trafiają argumenty prezentowane przez fanów, że jest to lekceważone i że nic sobie nie robią z tego, że my wiemy o tym, iż prawa zostały zakupione, tylko wymyśla się jakieś powody, żeby tego nie puścić, jednocześnie nie mówiąc wprost, co się dzieje. Tu właśnie był jeden z największych błędów redakcji telewizji, który mocno zaszkodził ich reputacji, dość miernej bądź co bądź – zamiast przyznać się do błędu i powiedzieć „no, pomyliliśmy się, serialu nie będzie wtedy, gdy to zapowiadaliśmy, jesteśmy winni wam wyjaśnienia i przeprosiny”, bawiono się w przestawianie dat, zapominając o poprzednich deklaracjach. Tym razem jednak trochę było widać też, że może się wystraszono siły fanów, bo dosłownie godzinę później pojawił się nowy komunikat:

Wiemy, że redakcja stara się o to, aby Kod Lyoko pojawił się na antenie teleTOON+, ale w wakacje na pewno się nie uda.

My oczywiście wiedzieliśmy, że Teletoon już o nic nie musi się starać, bo te prawa ma od paru miesięcy, o czym napisano w komunikacie przedstawianym już kilka razy w tych wspomnieniach, ale ta nagła wypowiedź dawała nam znak co do tego, jak rozplanować kolejne działania. Jeśli w wakacje i tak nie byłoby emisji, to można było nieco odpuścić z pytaniami. Nie chodziło o totalne zapomnienie sprawy, ale o przyjęcie taktyki „na przeczekanie” – do mniej więcej końca lipca raczej nie pytać, wracając do tematu w sierpniu, oczywiście w dalszym ciągu pamiętając o całej sprawie, aby w razie potrzeby wyjaśnić ją na szybko, gdyby ktoś nowy się dopytywał na Facebooku albo w innych miejscach.

Gdy w Polsce zajmowaliśmy się kolejnymi wersjami w sprawie teletoońskiej, Francja podgrzewała napięcie przed premierą ostatnich odcinków. Na początku czerwca międzynarodówka wrzuciła około minutową zapowiedź złożoną z kilku scen pochodzących z nieemitowanych jak dotąd odcinków. Wynikało z nich, że najprawdopodobniej jedna z największych tajemnic CL, czyli losy matki Aelity Schaeffer, mogą się wyjaśnić. Mało tego – niektórzy sugerowali się ujęciem z końcowych sekund i sądzili, że powróci, nie w retrospekcjach, ale w czasie aktualnym fabuły, postać Franza Hoppera, uznawanego za nieżywego po 94 odcinku. W połowie miesiąca francuska telewizja publiczna ogłosiła, że na początku września planowane jest wznowienie emisji premierowych odcinków, nie deklarowano jednej dokładnej daty, mówiono o 7 lub 14 września, to wynikało z tego, że nie w każdą sobotę emitowano powtórki i nie było jasne, kiedy telewizja dobije do 18 odcinka (ostatniego, jaki został pokazany w telewizji przed przerwą). Jednocześnie prywatny Canal J, który współpracował przy produkcji serialu, ogłosił że również będzie emitować Evolution, ale najpierw przypomni poprzednie serie.

Wydawać by się mogło, że skoro jest sezon ogórkowy, to po tych wiadomościach już nic więcej nie powinno się pojawić aż do września. Wyszło jednak inaczej, lato 2013 było bardzo obfite w wydarzenia.

28 czerwca w wieściach fandomowych poinformowaliśmy o nieoczekiwanej sprawie. Podano do wiadomości publicznej, że firma Moonscoop, która była częścią „wielkiego Moonscoopa”, a przed złączeniem w grupę z inną firmą nazywała się Antefilms Productions (takie logo widniało w pierwszej serii CL), zaś istniała już od 1984 roku, została postawiona w stan upadłości. Powód był dość prostu do przewidzenia – niewypłacalność finansowa. O pewnych problemach z pieniędzmi zaczęto mówić w momencie, gdy wyciekły informacje na temat konfliktu między MS a Norimage Studios, firmą odpowiedzialną za część live-action. Jednak to jakoś udało się załagodzić. W momencie pojawienia się tej depeszy nie było jasne, jak wygląda sytuacja innych spółek „wielkiego MS”, takich jak Moonscoop Digital Media czy IP Moonscoop, jednak sama ta wieść wywołała poruszenie wśród fanów na całym świecie, gdyż praktycznie stawiało to pod wielkim znakiem zapytania przyszłość serialu.

Całkiem możliwe, że te zdarzenia mogły mieć wpływ na to, co działo się przy Japan Expo. W 2013 roku impreza zaplanowana na pierwszy weekend lipca w Paryżu miała aż huczeć od eventów związanych z serialem, Moonscoop początkowo planował zrobienie kilku punktów programu wraz z redakcją międzynarodówki, były wśród nich między innymi quiz wiedzy o serialu albo prezentacja fanowskich teledysków, okazało się jednak, że firma nie jest już tym zbytnio zainteresowana, co może być tłumaczone właśnie kłopotami finansowymi. Nie sądzę, żeby wtedy nagle się firmie przestawało opłacać wspieranie rzeczy, które w dużej mierze i tak robiła redakcja francuskiej strony, Moonscoop miał tylko to przyklepać i dać swoje logo. Obyło się jednak bez pomocy korporacji, zorganizowano konkurs cosplayowy, zaś gwoździem programu okazała się wizyta Melanie Tran oraz Quentina Merabeta (notabene załatwiona tylko przez redakcję, Moonscoop nawet nie planował czegoś takiego). Pomimo tego, iż sama Evolution miała różne recenzje i wzbudzała niekiedy skrajne emocje, to aktorzy tam występujący stali się ulubieńcami fandomu, co było widać po entuzjastycznych reakcjach w trakcie spotkania, jakie odbyło się ostatniego dnia konwentu. Jego przebieg opisałem kilka dni później na stronie:

Melanie i Quentin przybyli na miejsce ok. 14:30. Na początek pozowali do pierwszych zdjęć z fanami. Następnie otrzymali trudne zadanie: mieli wyłonić zwycięzców konkursu malarskiego, który odbywał się na festiwalu. Po ogłoszeniu laureatów aktorzy byli dostępni dla wszystkich fanów. Rozdawali autografy, rozmawiali z fanami, było bardzo wesoło, a aktorzy z uśmiechem i życzliwością przyjmowali kolejne grupki Lyokofanów. Z racji tego, że ludzi było więcej niż się spodziewano, naraz mogły się zobaczyć z aktorami 4 osoby. Z tego też powodu spotkanie się przedłużyło, ale pomimo zmęczenia wszyscy byli zadowoleni: fani CL, gdyż mogli zobaczyć swoich ulubieńców na żywo, oraz aktorzy. ponieważ byli bardzo zaangażowani i zadowoleni z tego spotkania (12 lipca 2013)

Zdarzenie, które najbardziej poruszyło fandom podczas tych wakacji, miało swój początek – jak to często była – w niepozornej wiadomości, jaką zamieściliśmy w pierwszych dniach lipca:

Węgry będą pierwszym krajem poza Francją, który wyemituje Code Lyoko: Evolution w telewizji. Emisja rozpocznie się 13 lipca, nie wiadomo czy obejmuje tylko te 18 odcinków, które zostały już pokazane na antenie France 4, czy również te odcinki, których jeszcze nie pokazano, ale prawdopodobnie stanie na tym pierwszym wariancie. (4 lipca 2013)

Z punktu widzenia polskich fanów nieco irytujące było to, iż Węgrzy dostaną CL:E w zasadzie bez żadnej walki, do tego jako pierwsi, podczas gdy my nadal byliśmy na etapie dobijania się o serie animowane, zaś data premiery piątej serii nie była wciąż znana. Mieliśmy też jednocześnie argument świadczący o nieudolności Teletoona, skoro takie Węgry praktycznie od ręki sobie mogą serial puścić. Fandom we Francji natomiast był skonfundowany. Wejście serialu na zagraniczne rynki w 8 miesięcy po premierze telewizyjnej było dość dobrym wynikiem (pamiętajmy, to 2013 rok, nie ma jeszcze Netflixów, HBO GO, Amazonów, więc pojęcie premiery równocześnie w 60 krajach świata praktycznie na rynku telewizyjnym – poza chyba właśnie HBO, ale w formie kanału tradycyjnego – nie istnieje). Jednak wciąż nie wyemitowano wszystkich odcinków. Zakładano dość logicznie, że skoro to serial francuski, to najpierw do końca zobaczą go widzowie w kraju, z którego on pochodzi, zaś na Węgrzech wyemitowano by tylko te odcinki, które już są znane. Niektórzy nawet mówili o tym, że premiera będzie się tam odbywać w dwóch rzutach po 13 odcinków, właśnie po to, by nieco przeczekać i zaprezentować finał serii już po światowej premierze. Wyszło jednak coś innego.

Najpierw pojawiło się nagranie zapowiedzi z kanału Megamax, który to miał emitować CL:E na Węgrzech. Znalazły się tam fragmenty z odcinków dotąd nieemitowanych, co już wzbudziło pewną podejrzliwość. Niejako w odpowiedzi na to francuska strona ujawniła tytuły odcinków do 23 włącznie. Następnie okazało się, że premiery będą pokazywane także w Rumunii. Wynikało to z faktu, iż Megamax był kanałem w zasadzie międzynarodowym, co oznaczało, że kupowane kreskówki i seriale emitowano w kilku wersjach dla tych krajów, w których stacja nadawała, czasem wręcz o tych samych godzinach, gdyż ustalano jedną ramówkę dla wszystkich krajów. Nie było to niczym dziwnym, bo także w Polsce mieliśmy całkiem sporo telewizji, które działały w ten sposób, jak choćby filmowa Europa Europa, telenowelowa Romantica czy skierowany do kobiet Club. Niekiedy wychodziły dość zabawne sytuacje, gdy zapomniano przepiąć sygnał i ścieżkę dźwiękową. Pół biedy, jeśli stało się to podczas bloku reklamowego, wtedy mogliśmy się nauczyć, że „nowość” po rumuńsku to „uj”. Gorzej, jak takie wpadki wychodziły w trakcie programów i nagle bohaterka jednej z telenowel zaczęła niezrozumiale gadać. Największym zaskoczeniem w kwestii emisji był jednak fakt, iż Megamax zaplanował emisję wszystkich odcinków, także tych, których jeszcze nie widzieliśmy, czyli od 20 do 26 (pamiętając, że odcinek 19 też premiery telewizyjnej nie miał, ale znaliśmy go dzięki uprzejmości pracowników Steve’a Jobsa).

W tym momencie Francuzi byli już nieco zdziwieni. Wszystkie założenia o tym, że jeśli serial poleci w wakacje poza granicami kraju, to raczej tylko do tego momentu, w którym zawieszono premiery, poszły w łeb, może poza jednym przypadkiem, o którym było nieco ciszej. W tym samym czasie emisję rozpoczynającą się 19 lipca, ale w cyklu jednego odcinka na tydzień, zapowiedziano w Finlandii. Taki tryb pokazywania oznaczał, że najprawdopodobniej finał serii byłby tam pokazany już po premierze we Francji. Okazywało się jednak, że światowa premiera finału sezonu tym razem będzie mieć miejsce na Węgrzech i Rumunii. Ostatnie siedem odcinków, których jeszcze publicznie nikt nie widział, miało być zaprezentowanych od 27 lipca do 2 sierpnia. Jedno trzeba przyznać: nagrania pojawiały się w sieci dość szybko, tyle tylko że z samej ścieżki dialogowej niewiele można było wyciągnąć, jeśli się nie rozumiało węgierskiego, a to jest jednak dość rzadki język i niewielu fanów poza Węgrami go zna. Trochę się wyciągało z omówień tłumaczonych najpierw z węgierskiego na francuski, a potem z francuskiego na polski. Trochę też się dowiadywaliśmy ze spoilerów, które publikowano na międzynarodówce z adnotacją „prosimy nie komentować” (którą to prośbę i tak łamano). Napisy po francusku i angielsku pojawiać się zaczęły na początku sierpnia. W tym czasie fani francuscy dzielili się na dwie frakcje: ci, którzy czekali na premierę w swojej telewizji i nie oglądali nagrań w internecie, uznając że i tak został góra miesiąc, oraz ci, którzy nie mogli się już doczekać (albo też byli zirytowani tym, że jacyś Węgrzy wcześniej od nich mogą sobie oglądać) i sięgali po wersje z napisami, które pojawiały się z około tygodniowym opóźnieniem.

W międzyczasie pojawił się jeszcze jeden element, jeśli szło o polską walkę o emisję CL:E. 15 lipca Teletoon poinformował, że potwierdza emisję piątej serii w 2014 roku. W zasadzie nic nowego, bo już dawno przestaliśmy mieć jakiekolwiek złudzenia, że coś się zmieni na naszą korzyść w krótkim czasie. Inna sprawa, że tak jak na początku roku uznawaliśmy, że kwiecień 2013 to cokolwiek dość prędki termin na premierę serii, która nie była jeszcze w całości wyemitowana w kraju pochodzenia, tak wydarzenia z wakacji pokazywały, że jednak da się tak zrobić. Wystarczyło tylko chcieć. A to nie był jeszcze koniec niespodzianek…

Rozdział 13 – Ci, którzy próbowali nas zniszczyć

W połowie maja okazało się, że niektórym osobom bardzo nie podoba się to, co robimy, nie akceptują oni naszego traktowania sprawy z emisją serialu na Teletoonie. Postanowili to pokazać w dość dziwny sposób – spamując naszą stronę kretyńskimi komentarzami. Jak szybko żeśmy odkryli, prowodyrami byli ludzie z Forum.CodeLyoko.pl: Adasiekkk oraz Ziutek, dwóch osobników, którzy generalnie znani byli z różnych wybryków. Oni pojawili się już w jednym z wcześniejszych rozdziałów. Tym razem postanowiono, żeby nieco zapaskudzić stronę, co spotkało się z szybką reakcją TheLyokofana oraz wywaleniem naszej strony z listy polecanych na forum Likkiego. O ile to pierwsze jest zrozumiałe, bo każdy odpowiedzialny administrator strony by posprzątał po szkodnikach, to ta druga decyzja była dość zaskakująca. Otóż rzeczeni użytkownicy, po tym jak zrobiono porządek, poskarżyli się na forum, że „oto TheLyokofan19 i Jeremie nas cenzurują i usuwają nasze wpisy”. Uznano wtedy, że trzeba nas z listy usunąć, myśmy na swojej stronie zrobili to samo i przez jakiś czas na linii nasza redakcja – forum Likkiego było pewne spięcie (ono zakończyło się w momencie, w którym Likki musiał gdzieś zareklamować krótko istniejące Imaginaerum.pl, forum, które nie odegrało praktycznie żadnej roli w fandomie).

Najbardziej osobliwym tekstem, który pojawił się podczas tego, jak to wtedy TheLyokofan nazywał, ataku (i z powodu którego chciał zamknąć stronę, ale po rozmowie ze mną zrezygnował z tego pomysłu, ograniczając się tylko do wyłączenia rejestracji nowych osób na kilka dni) była lista zwana „26 powodów, dla których CL:E ssie”. Składały się na nią zarówno zarzuty merytoryczne, w niewielkiej ilości, a także głupoty, które może czytelników do 16 roku życia bawiły, ale tych starszych żenowały. Traf chciał, że zdążyłem to sobie zapisać na pamiątkę i teraz mogę się do tych „mądrości” odnieść, bo tak jak sobie przypominam, to nigdy wcześniej się do tego szerzej nie odnosiłem. Tak więc będzie „wielki powrót” tekstu, który kiedyś – zdaniem niektórych – ocenzurowaliśmy (z moim komentarzem):

26 powodów, dla których CL:E ssie

1) Aelita jest płaska jak deska, a jej włosy wyglądają jak hełm

Pierwszy „argument” i od razu możemy zacytować mądrość ludową: głodnemu chleb na myśli. A wystarczy się lekko przypatrzeć choćby w odcinku, w którym Jim robi bieg wokół szkoły, by zobaczyć, że Aelita nie jest płaska. No, chyba że się ktoś za dużo anime naoglądał, ale wtedy ma spaczone pojęcie na temat rozmiaru piersi.

2) Odd to dzieciak

Paradoks jest taki, że aktor grający Odda jako jeden z nielicznych pasuje wiekiem prawdziwym do metryki odgrywanego bohatera.

3) Odd i tak jest lepszy od Jeremiego, który gra jakby połknął kijek od nordic walkingu, a drugi sobie wsadził w dupę

A tu z kolei mamy dowód na to, jak niektórzy mieli zbyt wygórowane oczekiwania wobec aktorów występujących w Ewolucji. Nie oczekujmy od 13-latka debiutującego w serialu, że będzie grał niczym De Funes. Poza tym – często ci, którzy tak bardzo kategorycznie oceniają grę debiutantów, sami najpewniej narobiliby w gacie, stając przed kamerą. A Jeremie nie był zagrany aż tak źle. W końcu w momencie premiery CL:E mieliśmy już, choćby u nas w telewizji, przykłady miernego aktorzenia (wszystkie paradokumenty oraz ta propagandówka z Jedynki, co idzie w czwartki o 21:00, tam skopane jest wszystko, od gry, przez scenariusz, po wkręcanie kitu).

4) Spektra niosą śmierć przez przytulanie

Cóż… to w sumie było trochę dziwaczne, że spektra zamieniły się w diaboliczną wersję Teletubisów.

5) Debilne ataki XANY

Ano, bo miś Godzilla z pierwszego odcinka to nie był debilny… ale nie, serio – oczekiwanie od serialu, który ma być z gatunku science-fiction i jest kierowany do młodzieży, by nie znajdowały się tam absurdalne wątki? Oczekiwanie od Code Lyoko, żeby nie było tam wariackich ataków Xany? Zresztą i tak formuła live-action nieco tu twórców ograniczała.

6) Nadużywanie rule of drama.

Nie wydaje mi się, żeby to było nadużywane.

7) Bardzo nadużywanie rule of drama.

A tu jeden z przykładów, co robić, jak brakuje argumentów – wpisać to samo, tylko ze słówkiem stopniującym.

8) Jerbot – brak jakichkolwiek emocji w stosunku do Aelity

Umówmy się – Jeremie nigdy nie był jakoś przesadnie uczuciowy i emocjonalny, w poprzednich seriach mu się kilka razy takie momenty zdarzały w stosunku do Aelity, ale w Ewolucji pod tym względem nie było nic tak naprawdę.

9) Poza tym, nie umie już nic przy superkompie bez Laury zrobić

Z tym nic to bym się kłócił, tutaj problemem nie jest to, że Jeremie nagle z geniusza stał się totalnym melepetą rodem z komendy miejskiej policji, który nie wie, gdzie jest enter na klawiaturze, a raczej to, że nagle się pojawia Laura, która nie wiadomo skąd wszystko umie.

10) A propos Laury – sprzedaje się na każdym kroku

Od razu „sprzedaje się”… pod jednym względem nie dziwię się twórcom, że Laura była tak eksploatowana w serii. W końcu jako nowa postać, która nieco namieszała, to jednak musiała się pojawiać na tyle często, aby widzowie ją zapamiętali, nawet jeśli spora grupą ją znienawidziła.

11) Pod latarnią też

A tu to nawet nie wiem, jak to skomentować, bo to tak prostackie…

12) W Lyoko postacie wyglądają jak lalki

Taki urok nowszej techniki animacyjnej. Jakby sceny w świecie wirtualnym robiono tak, jak w seriach 1-4, to by były narzekania, że za archaiczne.

13) Yumi w Lyoko się włosy do czoła przykleiły

Jeśli to ma być powód, dla którego mamy uważać Ewolucję za słabą, to nie wiem… może się jeszcze będziemy długości tych włosów czepiać?

14) Zbliżenia na dupę Williama

15) Zbliżenia na kroczę Williama

16) Zbliżenia na kroczę Ulricha

Te trzy punkty biorę razem, ale tylko dlatego, by napisać, że jeśli ktoś zwraca na takie rzeczy uwagę, to jest zboczony.

17) Biust Williama, notabene większy od cycków Yumi czy Aelity

Jak dotąd, a od powstania tej listy minęło 7 lat, nikt nigdy tego nie zmierzył i nie porównał, więc nie możemy tego potwierdzić.

18) Debilne ataki XANY po raz drugi

I tu znowu zapychanie listy, byleby dłuższa była.

19) Pani Hertz wygląda jak Pani Meyer

Trochę to może niekonsekwencja twórców, że wybrano aktorkę niepodobną do kreskówkowej wersji, ale za to bardziej pasującą do francuskich kanonów urody.

20) Jean-Pierd Delma wygląda jak Ojciec Ulricha

„Żart” z imienia pominę, bo to szczeniactwo. Ale tu pewnie się kierowano tym, że skoro i tak ta postać pojawia się może w kilku odcinkach, to też nie ma po co na siłę szukać kogoś, kto byłby podobny do tego z kreskówki.

21) Sissi jest blondynką

To było puszczenie oczka do starych fanów – w czwartej serii Odd jej sugerował farbowanie włosów.

22) Sam jest blondynką oraz jest biała

Z nią to jest ciekawa sprawa, bo nie wiadomo, czy to ta sama osoba, co wcześniej, czy też nie.

23) Matka Aelity jest blondynką – see the trend?

Może po prostu nie chcieli robić nowej peruki.

24) Rozciąganie wątków, które powinny dawno zostać zakończone

Tu mamy przykład niedokończonego argumentu. Bo ok, jest mowa o rozciąganiu wątków, ale autorzy się nawet nie wysilili, żeby wskazać, jakie wątki ich zdaniem powinny zostać zakończone. Drobny szczegół: tekst powstawał w momencie, gdy nie znaliśmy wszystkich odcinków, więc wtedy, w maju 2013, stawianie takiego zarzutu było jeszcze nadużyciem. Teraz to wygląda nieco inaczej, bo możemy sobie wskazać, że takim wątkiem jest na przykład przeszłość Aelity czy kwestia związku Ulricha i Yumi.

25) Minimalny rozwój pozostałych wątków

I tu podobny zgrzyt co punkt wyżej, choć tu nieco łatwiej idzie z wymienieniem, bo wśród takich wątków są wszystkie ogólnoszkolne, relacje z ludźmi spoza paczki (banda Sissi, redaktorki gazetki, których w CL:E praktycznie nie ma). Inna sprawa, że myśmy w tym serialu mieli z tym problemy już w okolicach czwartej serii, gdy odcinki skupiały się praktycznie na walce w Lyoko, w Replikach i Cyfrowym Morzu, a obyczajówka stawała się tylko dodatkiem, choć w pierwszym sezonie na niej w dużej mierze budowano fabuły danych odcinków.

26) Debilne ataki XANY po raz trzeci.

To pewnie dopisano po to, żeby liczba punktów była parzysta.

Swoją drogą to gdy patrzę teraz na te powody i piszę swoje opinię o nich, zaczynam się zastanawiać, w jaki sposób doszliśmy od momentu, w którym krytyka Ewolucji sprowadzała się do puszczania tego typu rzeczy, do prób tworzenia oficjalnych petycji z żądaniem skasowania i uznania tej serii za nieistniejącą oraz niekanoniczną…

Jakie paręnaście dni po zajściach na stronie zdarzyło się jeszcze coś. Uaktywnił się Konrado683. On nie był aktywny w fandomie przez cały czas, pojawiał się raczej zrywami. W 2012 roku wystąpił w radiu, mniej więcej wtedy też napisał opowiadanie „Czas Kartaginy”. Tu jest w ogóle dość ciekawa kwestia, bo obecnie się próbuje kreować ten fanfick jako jeden z najlepszych, jakie kiedykolwiek powstały, choć wcale taki nie jest. Owszem, nie jest to też jakoś bardzo tragiczne, ale mówiąc krótko – tyłka nie urywa, a mam też wrażenie, że samo wsadzenie Polaka w fabułę to za mało, by wynosić to do rangi wybitnego dzieła. Konrado generalnie był nawet akceptowany przez ludzi, nawet po tym, jak w gazetce u Macieja napisano, że zbluzgał on autora „Wiadomości Kadic” i zerwał z nim współpracę. Jednak po pewnym wyczynie zszargał sobie kompletnie reputację. Otóż wymyślił sobie, że nagra filmik komentujący to, co mówię w „7 dniach w Lyoko”. W sumie można, dzięki temu, iż od 30 lat żyjemy w demokratycznym kraju, mamy wolność słowa. Nazwał to „Jeremy krytyk”, odwołując się do bardzo popularnego wtedy Niekrytego Krytyka.

W tym momencie musicie mi wybaczyć, ale muszę, po prostu muszę zrobić dygresję o Niekrytym. Moja autobiografia, to sobie mogę pisać, co chcę, a związek pewien z moim życiem jest, bo oglądałem Niekrytego właśnie w latach, o których teraz piszę, a wy czytacie. W tamtym czasie Maciej Frączyk był absolutnym liderem, jeśli chodzi o popularność na polskim YouTube, każdy jego film oglądało kilkaset tysięcy widzów. I były to naprawdę dobre produkcje. Interesujące, zabawne, widać było, że robi to dlatego, bo chce i ma na to zamysł, a nie z pobudek materialnych, zresztą wtedy nie zarabiało się kokosów z YT, więcej to pewnie Frączyk wyciągnął wtedy ze sprzedaży pierwszej części „Zeznań Niekrytego Krytyka” albo audycji w Radiu Zet. Za samo to, że potrafił się utrzymać w sieci przez ponad 10 lat, należy mu się szacunek. Jednak to, co robił w pierwszych latach, to jedna kwestia, a jego obecna forma to drugie. I tu niestety aż tak fajnie to moim zdaniem nie wygląda. Widać już ewidentnie, że odcinki robione są „bo muszą być”, żeby tylko na kanale coś świeżego się pojawiało, żarty już nie te co dawniej, a żeby tylko sobie nabijać kolejne epizody, to Frączyk nagrywa odcinki na podstawie oglądanych wcześniej durnowatych paradokumentów. Dobra, raz czy drugi mógł to zrobić, jak miał na to jakiś pomysł. Ale żeby tak ciągle? Chyba faktycznie teraz nadszedł czas, by móc powiedzieć, że Niekryty się kończy i że najlepsze jego filmy się pokażą wtedy, jak na jego kanale wybierze się opcję „pokazuj od najstarszych”. Zresztą podobnie wygląda kwestia z książkami – pierwsza bardzo dobra, druga ciut gorsza, ale też interesująca, przy trzeciej jest znacząco nudniej niż wcześniej, a „Disco Polo, Wiedźmin i gumy kulki, czyli III RP oczami Niekrytego Krytyka” stała się bardziej wartościowa wtedy, gdy Biedronka ją sprzedawała za 5 złotych. Nie dlatego, że była megatragiczna, ale dlatego, że pisana była na odpierdol. Niecałe 170 stron, i to wypełnionych niekiedy do połowy, coś co można przeczytać może w godzinę siedzenia na dworcu kolejowym w oczekiwaniu na pociąg. A w grudniu 2020 ma być kolejna książka i coś czuję, że znowu to będzie trochę na zasadzie odcinania kuponów od sławy, która – szczerze mówiąc – już trochę przeminęła, bo i filmy już tak nie ciekawią jak kiedyś, i odbiorcy się zmienili…

Cóż, tyle tej dygresji, wracamy do Konrad i jego prób dorównywania Niekrytemu, prób nieudolnych, warto dodać. Pal licho mizerną jakość techniczną, nagrywanie przez laptopową kamerkę i niezbyt schludny ubiór autora filmu (choć jeśli się już zakłada krawat, to powinno się go normalnie nosić, a nie tak, jakby się wyszło pijanym z imprezy), pal licho wrzucenie tego na Wrzutę, choć to może nawet lepiej dla twórcy, bo portal już dawno nie istnieje i nagrania w internecie nie ma (ja mam jedyną kopię, dobrze zabezpieczoną), a jak nie ma, to i wstyd mniejszy. A czemu wstyd? Ano, bo choć sam pomysł może mógłby się podobać, to cały czar pryska w pierwszym zdaniu, gdy się dowiadujemy, iż to coś szumnie nazwane „programem” ma na celu pokazanie „najgłupszych wypowiedzi z programu 7 dni w tygodniu… yyy, przepraszam, 7 dni w Lyoko”. Suchar musi na początku być, ale potem jest jeszcze gorzej.

Jako pierwszą „głupotę”, poza czepianiem się rzekomego mlaskania podczas moich wypowiedzi (które to mlaskanie najpierw niby zostało wychwycone, ale w następnych fragmentach z mojego programu – stanowiących większość materiału – w ogóle nie występuje), Konrado wziął depeszę o petycjach do MoonScoopa. W tamtym czasie stworzono dwie: jedną napisali zwolennicy kontynuowania serialu i stworzenia szóstej serii, drugą zaś ci, którzy nie chcieli żadnej kontynuacji. Jak można się było domyślać, więcej osób podpisało pierwszą, na początku czerwca 2013 było ich około 260, natomiast przeciwników bodajże koło 40. Co zrobił autor filmu? Zaczął się czepiać, że oto ta grupa 260 osób chce niby zmusić MoonScoop do stworzenia nowej serii w sytuacji, gdy po połowie Ewolucji wiele osób uważało, że to klapa. Jako poparcie swoich pretensji rzucił, że to jest znikoma liczba wobec ludności Polski, która jego zdaniem wynosi jakieś 48 milionów. Od razu się niby poprawił, mówiąc że może się myli, ale demografem nie jest. Może byłoby to do zrozumienia, gdyby nie fakt, że populacja Polski to wartość, o której uczą się dzieci w podstawówce. Nie trzeba wcale na studia żadne iść ani być demografem, by to wiedzieć. A nawet, jak się zapomniało, to sprawdzenie tej informacji w internecie zajmuje kilka sekund. Generalnie absurdem było uznawanie za głupotę samego faktu, iż taka informacja się w programie pojawiła.

Dalsza część materiału to próba szukania „riposty” na to, co powiedziałem na temat kolejnej odsłony wojny z Teletoonem, próba nieudana, bo zamiast merytorycznych argumentów mieliśmy do czynienia z wyśmiewaniem tego, co padło w moim programie, albo z niezrozumieniem czy też wyciąganiem z kontekstu i ustawianiem tego tak, aby wyszło, że ja jestem głupi, a Konrado, reprezentujący wtedy dość głośną, aczkolwiek skromną ilościową frakcję tych, którzy uznawali że Teletoon robi dobrą robotę, ma rację w tym co mówi. Choć tak prawdę tam niczego merytorycznego nie da się wyciągnąć. Przypomniałem sobie nawet ten filmik tuż przed pisaniem rozdziału, i niczego takiego praktycznie znajduję, bo wszystko, co tam padło z jego strony, musiałbym prostować. Konrado nie zrozumiał na przykład porównania, jakie padło, o tym że gdyby ludziom z Teletoona w grudniu obiecano premię świąteczną, a potem przez pół roku mówiono, że dostaną ją nie wiadomo kiedy, to też byliby wkurzeni, jako i my byliśmy, jeśli chodzi o przesuwanie wejścia serialu do telewizji. Albo inaczej – zrozumiał to tak, jak jemu było wygodnie, żeby tylko pod tezę pasowało. Kłamstwa pewne też tam były, jak deklarowanie, że się nie ogląda MLP (choć wtedy na forum miał on już sygnaturkę typu „mój ulubiony kucyk do którego się upodabniam”). Dziwne było prawie pod koniec, gdy zarzucono mi błędy w interpretacji pewnych rzeczy z serialu, nie wyjaśniając kompletnie, o co chodzi, a zasłaniając się tym, że to było nieciekawe. Trochę to przypomniało metodę, jaka w fandomie na większą skalę pojawiła się kilka lat później – uznawanie, że jest tylko „jedynie słuszna” interpretacja, a wszelkie inne są błędne i powinny być korgowane. Pewną żenadą był fragment o Smerfach, pomijam już fakt, że tutaj Konrado ponownie nie zrozumiał, co miałem na myśli i że nie czepiałem się Smerfów jako takich, a tego, iż weszły one do ramówki bez zapowiedzi, do tego były one nadawane w publicznej telewizji, więc puszczanie tego na kodowanej antenie nie miało zbytniego sensu. Żenadą był tekst o tym, że może i by coś zrobił ze Smerfetką z wersji 3D, która mniej więcej wtedy wchodziła. Ale cóż, widocznie tak musi być, ci mniej dojrzali oglądają się za Smerfetkami czy kucykami, ci bardziej dojrzali wolą raczej spoglądać na nieco lepsze obiekty zainteresowań, jak aktorki czy prowadzące porannych dzienników w Rai Uno…

Generalnie nie ma tu zbyt wiele do ocenienia, poza prostactwem autora, które ujawnia się z całą mocą na samym końcu, po tym jak puścił zabawy montażowe swojego, jak on określił, przyjaciela Adaśka. Na pożegnanie Konrado zapowiada następny odcinek za tydzień, chyba że, i tu cytat „ten dureń się czegoś nauczy, choć wątpię”. O ile wcześniej niektórzy mogli to nazywać satyrą, choć bardzo niskich lotów, to tym właśnie zdaniem autor filmiku pogrążył się zupełnie, w dodatku narażając się na konsekwencje prawne, bo tu już w sumie mamy do czynienia ze zniesławieniem wykonanym własną gębą. Po puszczeniu filmu na Wrzutę i ogłoszeniu tego na forum posypały się bardzo nieprzychylne komentarze, nikt praktycznie nie potraktował tego filmu jako coś dobrego, a raczej jako rzecz niepotrzebną, krytykowano nadmierne czepianie się mnie przez niektórych użytkowników forum, zaś Likki i Adasiekkk, którzy zostali określeni w tym filmie jako „przyjaciele”, nabrali wody w usta i nie powiedzieli nic. Słowem nie odniósł się też sam Konrado, który po tej kompromitacji zniknął z fandomu.

Z perspektywy lat widać, kto miał rację, a kto się mylił. W sumie sam fakt, że ja się po tym filmie utrzymałem, nie zrobiłem tego, co można było sugerować, czyli nie odpuściłem dlatego, że ktoś nagrał o mnie bzdury bez pokrycia, by mnie wyeliminować z fandomu. Gdyby ktoś się zastanawiał, czemu poświęcam tyle miejsca na kogoś, kto takie głupoty zrobił… cóż – robię to dla prawdy. W końcu fandom ma się na niej opierać. A taka jest właśnie prawda o Konrado683 i warto mieć to za uwadze wtedy, gdy znowu będzie się pojawiać śpiewka o tym, jakie to podobno wspaniałe rzeczy on tworzył…

Rozdział 12 – Roszady ramówkowe

W drugiej połowie kwietnia coraz częściej pojawiało się pytanie, kiedy nastąpi przerwa w emisji nowych odcinków Evolution. To, że nastąpi, wiedzieliśmy od dawna, bo już w momencie, gdy ogłoszono, że po 13 odcinku będzie nadany następny, zapowiedziano jednocześnie, że ta przerwa będzie, ale o niej dowiemy się w swoim czasie. Mijały dni, a wiadomości wciąż nie było, niektórzy nawet mieli nadzieję, że cały sezon będzie zaprezentowany w jednym rzucie. Smaczku dodawał fakt, że w dalszym ciągu praktykowano ujawnianie tytułów następnych odcinków, w pewnym momencie znaliśmy już nazwę epizodu z numerem 21. Sprawy nie ułatwiał fakt, iż trudno byłoby wykombinować jakiś sensowny powód do przerwy w takim, a nie innym momencie. Przy tej pierwszej wersji, czyli podzieleniu serii na dwie połowy, to jeszcze miało ręce i nogi, bo wyglądało to nawet logicznie – zamiast wyprztykać się z premier od razu, dzieli się serial tak, aby go w dwóch sezonach puścić. Inna sprawa, że zaczęto emisję w styczniu, a nie w marcu, więc tu też nieco zaburzano ten tradycyjny przebieg sezonu. Ale robienie przerwy na przykład po siedemnastym? Tu już tak łatwo nie było, chyba że przyjęlibyśmy, iż ostatnie 9 odcinków to takie petardy, że aż trzeba zrobić pewną „atmosferę oczekiwania”.

Pod koniec miesiąca zaczęły się jednak pojawiać pewne informacje. Najpierw ktoś we Francji sprawdził ramówki, wychodziło z nich, że 4 maja, zamiast emisji odcinka dziewiętnastego, rozpocznie się powtórkowa emisja od „Xany 2.0”. Tuż po tym, jak zaczęło to krążyć wśród fanów, na międzynarodówce opublikowano oświadczenie MoonScoopa. Było ono nieco kuriozalne, bo najpierw ogłoszono, że to co jest w ramówkach, to błędny zapis i 4 maja odbędzie się premiera nowego odcinka, żeby w następnym zdaniu dodać, że może się to jeszcze zmienić, gdyż za emisję odpowiada dyrekcja francuskiej telewizji, zaś sami twórcy nie mają w tej sprawie decydującego głosu. Przy okazji zapowiedziano publikację – ale dopiero po wyemitowaniu wszystkich 26 odcinków serii – wyników oglądalności, od których miała zależeć przyszłość serialu. Wyników nie było. Oświadczenie niczego tak naprawdę nie wyjaśniało, poza tym, że nowy odcinek będzie, albo nie będzie.

Pierwszego maja międzynarodówka podała, że w pierwsze trzy soboty tego miesiąca (4, 11 i 18) będą puszczone trzy pierwsze odcinki CL:E, co oznaczałoby jednocześnie rozpoczęcie przerwy i urwanie premier po osiemnastu odcinkach. Powiedziano też, że nowe odcinki będą się pojawiać dopiero od 31 sierpnia, prawie że to by się stykało z rundą powtórkową, przy czym na przykład tego wyliczonego 31 sierpnia France4 musiałaby puścić 18 i 19 odcinek po sobie. Francuzi zastrzegli, że jest to informacja z kanałów niekoniecznie oficjalnych, ale niedługo ma nadejść potwierdzenie. Doczekaliśmy się go 3 maja, w zasadzie na kilkanaście godzin przed emisją.

Wydawać by się mogło, że wszystko w tym momencie jest jasne: mamy przerwę, nowe odcinki po wakacjach, do tego czasu mogą być przecieki, a potem premiery do mniej więcej końca października. Okazało się jednak, że nie przewidziano pewnej rzeczy…

Nadszedł 4 maja. Pierwsza sobota od początku roku bez nowego odcinka. Teoretycznie nie było na co czekać. Nagle koło wieczora gruchnęła wieść – wyciekł odcinek 19, „Le piège”. W fandomie poruszenie. Jak to? Nie było premiery telewizyjnej, a jest nagranie? MoonScoop z miejsca wszczął dochodzenie, a na międzynarodówce zabroniono, pod groźbą bana, publikacji linku, dlatego pojawiał się on na innych stronach. A skąd się ten odcinek w ogóle pojawił? Czy ktoś miał kontakty we francuskiej telewizji? Sprawa ostatecznie wyglądała nieco inaczej, nie był to wyciek w takim „tajnym” znaczeniu. France Televisions miała podpisaną umowę z Apple o udostępnianie na iTunes odcinków seriali. Co prawda istniał osobny serwis VOD, ale on był przeznaczony tylko dla mieszkańców Francji. Geoblokada obejmowała nawet Belgię, więc jeśli ktoś z Belgii chciał sobie obejrzeć CL:E, a nie zdążył na emisję telewizyjną, to albo musiał czekać na kopie z drugiej ręki, albo wykupował sobie dostęp w Apple (2 euro za odcinek). Przypominam, mówimy tu o roku 2013, gdy jeszcze nie rozpowszechniono modelu wrzucania wszystkich odcinków sezonu od razu. Evolution na iTunes pojawiał się zwykle klika godzin po emisji. Najprawdopodobniej nie poinformowano ekipy serwisu o przerwie w telewizji i odcinek pojawił się jak gdyby nigdy nic. Oczywiście w następnych tygodniach takich wpadek już nie popełniano.

My w Polsce nie mogliśmy liczyć na takie przygody, jednak też mieliśmy swoje perypetie z emisją, a raczej z jej brakiem. Od kilkunastu dni wiedzieliśmy, że serial ma się pojawić na Teletoonie w drugiej połowie roku. Jednak w połowie kwietnia na ich profilu na Facebooku pojawiła się wieść, że zapowiedź serialu ukaże się 26 dnia miesiąca. Oczywiście okazało się potem, że była to jedynie brednia i nic się nie pojawiło, ale i tak pewna aktywność na profilu się znowu pojawiła. Było to zresztą do przewidzenia, bo praktycznie od pierwszych zapowiedzi w grudniu 2012 wątek emisji CL oraz Evolution dominował w pytaniach od widzów, co świadczyło o popularności. Temat emisji szerzej poruszyłem w wiadomości z 14 maja, zatytułowanej „Sytuacja z emisją KL na Teletoonie – wciąż niedobra”, brzmiała ona tak:

Jak pewnie sami wiecie, od 161 dni czekamy na rozpoczęcie emisji Kodu Lyoko na kanale Teletoon+. Emisja została zapowiedziana w grudniu 2012, lecz do dziś nie mamy ostatecznej decyzji w tej sprawie (a mamy już połowę maja).

W ostatnich dniach na profil tej stacji zaczęło napływać dużo zapytań w tej ważnej sprawie. Oto jedna z odpowiedzi:

“Mamy informacje, że ma być w drugiej połowie roku, ale niestety nie mamy jeszcze 100% pewności.”

Jak więc widać, obecna wersja to “druga połowa roku”. Jednakże termin ten jest bardzo rozległy i może oznaczać zarówno lipiec, jak i listopad lub grudzień.
Sprawa emisji KL była także powodem do poruszenia na profilu Teletoona dyskusji nad zdziecinnieniem stacji (o czym świadczy emisja Smerfów). Teletoon przekonał się, że jest coraz więcej zwolenników emisji KL (pojawiały się nawet propozycje zmian w ramówce, czyli co wywalić, by było miejsce na Kod Lyoko). Na te sugestie (oraz między innymi na to, że Teletoon nie chce puścić KL) odpowiedź była następująca:

“Słuchajcie, wiemy, że czekacie na ten serial, a my lubimy jak nasi widzowie są zadowoleni. Dlatego mamy nadzieję, że Kod Lyoko trafi na antenę teleTOON+. I bardzo się staramy. Tylko nie wiem jeszcze kiedy dokładnie. I nie doszukujcie się naszej złej woli. Gdybyśmy mogli emitować KL to niezwłocznie byśmy to uczynili.”

W tym momencie może będę niezbyt obiektywny, ale uważam, że obecne postępowanie Teletoona raczej im szkodzi i w taki sposób na pewno nie pozyskają oni nowych widzów, a nawet narażają się na utratę starych.
Co do sytuacji z emisją KL, to wciąż nie znamy szczegółów i zaczynam się zastanawiać, czy Teletoonowi zależy na tym, czy nie zależy. Co prawda trzeba pamiętać, że nadzieja umiera ostatnia i że niby powinniśmy czekać, ale czekamy już ponad pół roku! Czy to nie za długo? A przy tym pojawiają się informacje o nowych serialach, które nie były zapowiadane pół roku przed emisją.

Na pierwszy rzut oka nie zmieniło się nic, wciąż utrzymywano wersję o drugiej połowie 2013, dodając jednak, że nie ma pewności, czy na pewno wtedy serial zobaczymy. To było zastanawiające, bo przecież MoonScoop już dawno ogłosił, że Polska ma znowu wykupioną licencję. A tutaj czytamy o braku pewności. Podejście Teletoona było też bardzo niepoważne, bo w międzyczasie, odkąd wpuszczono pierwszą wzmiankę o Lyoko, w ramówce pojawiło się kilka innych produkcji, które nie były wcześniej anonsowane. Już wtedy miałem poczucie, że nie musimy się doszukiwać złej woli stacji, bo ją widać jak na dłoni.

Jedna rzecz, której dzisiaj bym nie zrobił, pisząc taki tekst, to puszczenie komentarza (ostatnie dwa akapity) w tym samym miejscu, co wiadomość. Nawet jeśli ja to oddzieliłem i zaznaczyłem, że od tego momentu zaczyna się część subiektywna, a nie informacyjna, to teraz bym raczej zapisał to w osobnym felietonie. Inna sprawa, że w 2013 nie praktykowaliśmy zamieszczania osobnych tekstów, wszystko szło w wieściach, a zależało mi też na tym, by wypunktować niekonsekwencję kierownictwa stacji, dlatego ten tekst wygląda na dość ostry. Jakiś dzień po publikacji miało się okazać, że niektórym takie podejście nie odpowiada tak bardzo, że trzeba było spróbować nas zniszczyć…

Rozdział 11 – Łamanie monopolu

Po nieco ponad miesiącu przerwy LyokoFM zapowiedziało kolejną audycję na 5 kwietnia. Tak się złożyło, że mogłem jej wysłuchać praktycznie w całości na żywo, a trwała praktycznie 4 godziny. Jedno trzeba przyznać, była dość różnorodna, bo najpierw było o Pyrkonie, potem o kolejnych odcinkach Evolution, wpleciono nawet krótki apel do „frakcji pod przewodnictwem Jeremiego” że to, iż Teletoon będzie emitować „Smerfy” to nic złego, i że mamy cierpliwie czekać a nie narzekać, że nas oszukują z tym, czy chcą puścić CL, czy też nie. Następnie parodiowano „Milionerów” (tylko czemu oni użyli czołówki przerobionej, choć oryginalna jest najlepsza). I właśnie podczas tej audycji wpadłem na pewien pomysł.

Ogólnie fajnie, jest sobie LyokoFM, rozmawia się o serialu, tyle że… na dobrą sprawę aż tak wiele miejsca naszemu fandomowi tam nie poświęcano. Do tego program był robiony tak, że skupiano się nie tyle na przekazaniu słuchaczom informacji, a bardziej na przedstawieniu opinii. Po programie wiedziałeś, co cała ekipa miała do powiedzenia w sprawie scenariusza 6 odcinka, ale nie usłyszałeś, jeśli nikt nie wspomniał, o tym co się działo w fandomie. Dlatego zacząłem myśleć o stworzeniu swego rodzaju programu informacyjnego, ale w którym też byłby czas i miejsce na komentarze. Warunek był jeden – program w całości poświęcano by na CL. Żadnych omówień rzeczy niedotyczących nas jako fandomu, żadnych quizów, konkursów i tego typu ozdobników. Pierwszym punktem było wymyślenie nazwy, najlepiej takiej, by połączyć w niej to, jaki charakter miałaby ta audycja mieć oraz fakt, że dotyczy ona Lyokofandomu. Wstępnie chodziło mi coś w stylu „LyokoJournal” – to drugie słowo miało być nawiązaniem do Francji, gdzie praktycznie wszystkie programy informacyjne określa się słowem „journal” czyli „dziennik”. Był nawet wariant, by między tymi słowami dawać cyfrę 7, tyle ile dni tygodnia. Ostatecznie jednak – a było to 10 kwietnia, w środę – postanowiłem nazwać ten projekt jako „7 dni w Lyoko”. Tu z kolei nawiązywałem do popularnego w czasach mojego dzieciństwa magazynu o sprawach międzynarodowych „7 dni świat”. Wszystko to jednak było nadal w fazie koncepcyjnej, łącznie z formą programu i tym, jak on będzie wyglądać. Wiedziałem, że najpewniej składać się on będzie z dwóch części: w pierwszej przedstawiałbym ostatnie wiadomości z fandomu, w drugiej albo coś bym komentował, albo omawiał jakieś szersze tematy, takie jak paringi. Nie wiedziałem natomiast, kiedy miałbym z tym ruszyć, myślałem że to będzie kolejny projekt odłożony na czas nieokreślony. Rzeczywistość jednak miała pokazać, że wyjdzie to nieco inaczej.

Okazja do tego, aby zrealizować pierwsze wydanie, nadarzyła się jednak dość szybko, jeszcze tego samego tygodnia. W sobotnie przedpołudnie, 13 kwietnia, coś mnie naszło, żeby nagrać na praktycznym spontanie pierwsze wydanie. Miałem odpowiednie warunki, bo byłem sam w domu, a nie lubię, gdy mi ktoś po mieszkaniu w trakcie nagrania chodzi. Było kilka godzin po emisji jednego z odcinków, więc coś sobie o nim poczytałem, nie robiłem jednak dokładnych przygotowań do nagrania. Teraz, gdy rocznie realizuję w ramach „Medialnych” ponad 50 wydań głównego programu, do tego jeszcze dochodzą materiały do programu sportowego, a niekiedy nawet jego prowadzenie w zastępstwie, taki totalny spontan byłby nie do pomyślenia. Jednak wtedy wyglądało to nieco inaczej. Nie miałem profesjonalnego sprzętu, bo osobny mikrofon kupiłem dopiero po 5 miesiącach od pierwszej audycji, wszystko więc nagrywałem na mikrofon w laptopie. Przyjąłem zasadę, że będę to robić jak najbardziej naturalnie, tak żeby przypominało to program na żywo, a nie coś, co było wcześniej nagrane. Dlatego, poza pewnymi przypadkami, jak na przykład rejestracja wywiadów do programu, nie stosowałem praktycznie montażu. Cała postprodukcja ograniczała się do wstawienia czołówki, ewentualnie innych materiałów w luki. Te z kolei nawet nie były generowane komputerowo, co w sposób naturalny. Po prostu na początku nagrania, po formułce wstępnej z datą i numerem wydania, nie mówiłem nic przez 30 sekund. Co prawda potem niektórzy mi zarzucali to niezbyt profesjonalne podejście, jednak uważałem, że ten sposób jest bardziej autentyczny. Owszem, mogłem po każdym nagraniu siedzieć nad nim kilka godzin, poprawiając, dogrywając, usuwając, zmieniając kolejność wątków, ale po co? To by zabiło całą autentyczność programu, całe wrażenie, że słuchasz czego, co jest realizowane praktycznie na żywo, a nie wyklepane i wyuczone. Nie mówię już o tym, że zabierałoby to mnóstwo czasu, bo nagle by się okazało, że na 60 minut audycji jakieś 40 chcę poprawiać. W taki sam sposób od 2016 roku realizuję Medialnych i to się sprawdza doskonale.

Pierwsze wydanie, które nagrałem i opublikowałem 13 kwietnia, trwało 16 minut. Tak naprawdę miał to być „pilot” projektu, nie planowałem, że ono jednak potrwa ciut więcej niż kwadrans (zresztą nigdy nie planowałem z góry, ile ma trwać dane wydanie). Słuchając tego po prawie 7 latach, odczuwam, jak bardzo wtedy był to spontan (a jak mi się głos zmienił, o kurna…). Pierwszą wiadomością była kwestia emisji 16 odcinka Ewolucji a także nietrzymanie się ramówki, tu padło nawet ostrzejsze słowo, bo uznałem, że nie będę cenzurować programu. Ogólnie jestem przeciwko cenzurze. To, co słychać, i czego starałem się trzymać, to założenie, że ten program ma nie być takim sztywnym przeglądem informacji, tylko czymś prowadzonym, że tak to nazwę, w różnych stylach. Kiedy na poważnie, to na poważnie, ale kiedy można sobie pożartować, to lecą żarty. Sama część informacyjna trwała w tym premierowym wydaniu 10 minut, ostatnie 6 poświęciłem na zapowiedź tak zwanej części publicystycznej i kilka słów na temat tego, jak jest oceniany charakter Aelity w nowej serii. Nawet było ogłoszenie że program będzie publikowany na Wrzucie (ten serwis już nie istnieje) i wspomnienie o marzeniach na temat kolejnej serii. Nagranie zmontowałem dość szybko, wrzuciłem do sieci, zalinkowałem i czekałem na komentarze. Kilka osób się wypowiedziało, program się nawet spodobał, nie wychwytywano pewnych niedociągnięć, które ja teraz zauważam przy odsłuchiwaniu. Sam chyba nawet byłem dość pewny, że chcę to kontynuować po tym wydaniu, gdyż zapowiedziałem następne za tydzień.

Na drugie wydanie trzeba było poczekać jednak tydzień i jeden dzień, ponieważ w planowanym terminie (20 kwietnia) nie można było tego zrealizować z powodu nagłego remontu w domu. Na szczęście udało się nagrać magazyn dzień potem, wbrew przysłowiu „Niedzielna praca w gówno się obraca”. Miałem już czas na przygotowanie, co było widać po czasie trwania odcinka, trwał on 44 minuty, po raz pierwszy w części informacyjnej (zajmujące prawie 18 minut) pojawił się wątek z Teletoonem, który jeszcze wielokrotnie miał wypełniać wiele następnych wydań. Bogatsza była też część publicystyczna, którą poświęciłem Laurze, jej kwestia była bardzo komentowana w fandomie w tym czasie. Program zdobywał coraz większą popularność, jednak niedługo miało się okazać, że nie wszystkim było w smak to, że coś takiego powstało…

Rozdział 10 – Lyoko w eterze

Działalność w naszym fandomie, początkowo ograniczona do tworów tekstowych i wrzucania odcinków nagrywanych niekiedy jeszcze na kasetach VHS, z biegiem lat przybierała inne formy techniczne. Mniej więcej w 2008 zaczęto eksperymentować z radiem internetowym pod nazwą „XANA Listen Radio”, opierało się ono w dużej mierze na automatycznej playliście, a pozdrowienia od słuchaczy przyjmowano podczas audycji z prezenterami. Oczywiście piosenki były emitowane nieco nielegalnie, nikt nie płacił tantiem, ale i tak jakby ktoś chciał namierzać takie radia, to niczego nie mógłby udowodnić, gdyż serwery (darmowe!) na których nadawano takie rzeczy, ukryte były w niewiadomych miejscach, poza tym w tamtych czasach takich radioamatorów było od groma. Że słuchalność takich wirtualnych rozgłośni rzadko przekraczała 100 to już inna sprawa…

Warto tu wspomnieć o innym projekcie ze Xaną w nazwie. Otóż przez pewien czas działała fandomowa telewizja. W 2010 roku, na krótko przed upadkiem pierwszej wersji KodLyoko.pl, zaczęto pisać o czymś, co nazywało się „Xana Vision TV”, była to telewizja nadawana na portalu Pino. Czemu tam, a nie na przykład na YouTube? Ano, wtedy YT nie był tak zaawansowany technicznie, chyba nawet wtedy jeszcze nie można było wrzucać filmów dłuższych niż 15 minut, a co dopiero mówić o transmisjach. Inna sprawa, że nawet jakby w 2010 było już coś takiego jak opcja streamowania, to niezbyt wiele osób w Polsce mogłoby się tym cieszyć, w tamtych czasach wciąż jeszcze królowała Neostrada z kultowymi białymi skrzyneczkami i jeszcze bardziej kultowymi problemami technicznymi. Poza tym Pino miał dość ciekawe rozwiązanie. Żeby upodobnić swój kanał do takiej prawdziwej telewizji, można było nie prowadzić programu na żywo, a po prostu ustawić ramówkę i te rzeczy, które mają być emitowane, zwyczajnie wgrać do portalu. Było to o tyle wygodniejsze, że nie trzeba było specjalnie prowadzić streamingu, wystarczyło mieć materiały. I tak właśnie zrobiono w wypadku Xana Vision. Zamieszczono 3 odcinki serialu, w tym jeden niepełny, do tego jakiś teledysk i piosenkę otwierającą każdy epizod kreskówki. Trzeba przyznać, że pomysł nawet niezły, choć można było odnieść wrażenie, że więcej tu było pewnego nadmuchania całej sprawy na większą, niż okazała się w rzeczywistości. Plany były całkiem ambitne, bo obiecywano nawet realizację własnych programów czy choćby emisji materiałów dla fanów pochodzących z Hiszpanii, przetłumaczonych na polski. Wystarczyć jednak musiały teledyski robione w Movie Makerze, coś co w 2010 jeszcze jakoś przechodziło, bo i wtedy uznawano, że to całkiem dobry program, który wystarczy do robienia filmów. Teraz to się zmieniło.

Ktoś mógłby powiedzieć „ło kurna, ale mi rzecz, 3 odcinki i dziadostwo z Movie Makera”. Owszem, w dzisiejszych czasach, gdy każdy palant może sobie robić streamy na YT z wielotysięczną widownią i prezentować jej swoje życie, polegające na picu piwka, nie jest to zbyt wymagające, chociaż… Hiszpanie zrobili coś podobnego do polskiego projektu, „Codigo Lyoko TV”, i zdobywa on coraz większą widownię.

Kolejne próby z radiem, tym razem już w nieco innej formie, nadeszły w sierpniu 2011 roku, gdy istniało już Forum.CodeLyoko.pl. Wtedy to narodziła się idea LyokoFM, nowej rozgłośni, która miałaby się zajmować sprawami fandomowymi i nie tylko. Pomysłodawcą był Miglate, a prowadzącymi byli Amarantine i Likki. Inna forma polegała na tym, że nie był to już stały stream z programowaną playlistą i audycjami w danych porach. Zamiast tego były same programy na żywo, zapowiadane co jakiś czas. Pierwszy odbył się 10 września, nie został on nagrany w żaden sposób, wiemy w zasadzie tylko to co kiedyś padło w „Wiadomościach Kadic”, że był to program dość wulgarny zdaniem autora, żarty miały być słabe i nieśmieszne, zauważano też dość sporą dawkę słów niecenzuralnych. Jesienią 2011 roku odbyło się jeszcze kilka audycji, bodajże od drugiej zaczęto je już rejestrować dla potomnych. Niektóre programy były też robione całkowicie „z puszki”, nie tworzono ich na żywo, a nagrywano i dopiero potem montowano. Całkiem niedawno słuchałem sobie nagrań z tych audycji, jeśli ktoś by szukał w nich jakiejś poważniejszej dyskusji, to ciężko by miał, ale jak wolał jajcowanie i niekiedy totalne kretynizmy, to miał tego sporo, bo i też audycje były robione często z wielkim luzem oraz totalnie spontanicznie. Czasem z tej spontaniczności wychodziło tyle, że audycja nie dotyczyła stricte tematów lyokowych, ale i tak miało to pewną, drobną bo drobną, ale zawsze, grupę ludzi słuchających. Pewnym paradoksem był fakt, iż pierwsze audycje, uznawane niekiedy za gorsze jakościowo, z większą ilością żartów i głupot, były przez większość słuchaczy oceniane jako lepsze niż te programy, gdzie była ustalana tematyka danych części i gdzie było to nieco bardziej zorganizowane.

Jedna z takich bardziej pamiętnych audycji miała miejsce w maju 2012, wtedy pojawiały się one już nieco rzadziej. Ta konkretna nosiła nazwę „Echoes of Fata” i w założeniu była poświęcona twórczości publikowanej niegdyś na dawnym Fatamorgana Forum. Jednak to nie ten punkt programu był najbardziej oczekiwany. Tego samego dnia zapowiedziano wykonanie na żywo odczytania pierwszych rozdziałów „Powrotu Xany”, pisanego przez Macieja. O ile dobrze kojarzę, to jednym z pomysłodawców był Adasiekkk, nowy członek ekipy radiowej, po tym jak Miglate odszedł to on odpowiadał za technikalia. A czemu akurat to opowiadanie, ktoś może spytać. Przecież w tamtym okresie powstawało mnóstwo tekstów. Ano, tajemnica cała kryje się w tym, iż większość ludzi z forum Likkiego traktowała „Powrót Xany” raczej mało poważnie. Wynikało to z kilku rzeczy. Sam tekst, w tej wersji, jaka była znana w 2012, napisany był w bardzo słabym stylu, popełniono tam podstawowe błędy, jak na przykład wtajemniczanie nowej postaci do Lyoko już w pierwszym rozdziale, czy też nawet nie ukrywanie tego, że ta własna postać to autor, tylko nieco wyidealizowany (nawet takie samo imię nosił). Ulumiści skarżyli się na zbyt szybkie połączenie Ulricha i Yumi w związek, bez rozwinięcia fabuły między nimi. Do tego sam tekst był pisany chyba bez korekty. To wszystko kontrastowało z bardzo ambitnymi zapowiedziami, że kiedyś „Powrót Xany” będzie wydany jako książka w czterech tomach i sprzedawany w księgarniach. To wywoływało wręcz salwy śmiechu. Nic dziwnego więc, że to nagranie audiobooka (bo pierwotnie to chyba w takiej formie miało powstać) przerodziło się w swego rodzaju parodię. Najdziwniejszy był tam głos Jeremiego, brzmiał on jakby to był ktoś niedorozwinięty umysłowo, do tego specjalnie robiący manierę głosu mającą przypominać francuski akcent, choć wcale to koło tego nawet nie stało.

Ogólnie rzecz biorąc to sam autor opowiadania miał mieszane uczucia co do tej parodii, z jednej strony uznał ją za żałosną, ale z drugiej potraktował ją jako kubeł zimnej wody i wskazanie, co jest w jego opowiadaniu nie tak. Jakiś czas później zaczęła się publikacja nowej wersji, która ma nieco bardziej rozbudowaną fabułę, pozbyto się w niej błędów z pierwowzoru. Przy okazji weszły nowe zgrzyty…

Przez ponad pół roku nie było audycji, kolejna pojawiła się pod koniec lutego 2013, pod nazwą „OMG, to coś jeszcze istnieje?”. Program okazał się nawet całkiem dobry, chwilami słuchało go 16 osób, co jak na tamte forum było sporawą liczbą odbiorców. Nieco tam co prawda zjechano Ewolucję, ale wtedy na szczęście nikt jeszcze nie chciał bawić się w dekretowanie „jedynie słusznej prawdy”, więc można było zarówno jechać po całości na to, jakie to Evolution jest złe (nawet zapowiedź dyskusji na ten temat brzmiała „porozmawiajmy o gównie zwanym Evolution”), jak i też napisać, że są dobre strony 5 serii. Wprowadzono nawet radioturniej, w tej audycji parodiowano „Familiadę”, chyba dla picu zmieniono nazwę, bo Likki i Adasiekkk bali się praw autorskich (jakby było się czego bać). Na kolejny program, najdłuższy w historii radia, bo trwający aż 4 godziny, trzeba było poczekać do 5 kwietnia. Właśnie wtedy zaczął mi się w głowie rodzić nowy projekt…

Rozdział 9 – Okrutne żarty

Pierwszy kwietnia, Poniedziałek Wielkanocny. Pogoda zrobiła psikusa adekwatnego do dnia i tym razem Śmigus-Dyngus mógł odbyć się nie poprzez polewanie wodą, a obrzucanie śnieżkami. Zresztą już od pewnego czasu zaczęła objawiać się nowa świecka tradycja – śnieg wielkanocny i błoto na Boże Narodzenie. Co prawda to był dzień świąteczny, jednak nauczony już pewnym doświadczeniem pracy na stronie, a także taką wieloletnią praktyką obserwowania wiadomości wszelakich, wiedziałem że nawet gdy jest święto, to coś się może stać. I się stało.

Przyznam się, że nie jestem wielkim zwolennikiem Prima Aprilis. Owszem, niektóre rzeczy przygotowywane i prezentowane w mediach mnie śmieszą bo faktycznie są zabawne, jednak w wielu przypadkach to są głupoty. Inna sprawa że obecnie, oglądając na przykład rządową TVP, wychodzi na to że ten Prima Aprilis trwa nieprzerwanie (nawet była taka piosenka w stareńkim programie „Polskie ZOO”. To szło tak: „Prima Aprilis teraz trwa/w naszej ojczyźnie cały rok”. Nagrano to chyba w ‘92 roku). Ale że tradycje trzeba podtrzymywać, toteż i my w redakcji myśleliśmy nad tym, jaki to żarcik puścić. Chcieliśmy dać drobne niby-przecieki na temat tego, co zdarzy się w ostatnich odcinkach Evolution. Oczywiście dośpiewując legendę, że to z francuskich forów albo z prasy telewizyjnej. Było coś o matce Aelity, że ujawni się w przedostatnim odcinku i wtedy okaże się, że przez ten cały czas była w szopie w Kadic (wiecie, tej co grabki trzymano, z niej wylazł Miś Godzilla). Było też coś o Ulumi, że Ulrich wyzna Yumi to, co do niej czuje, w 26 odcinku serii. Ogólnie wszystko mieliśmy dopięte, wystarczyło to tylko puścić. Umówiliśmy się, że zajmę się tym 1 kwietnia po południu.

Nadszedł ten dzień. Rutynowo zacząłem od sprawdzenia skrzynek, nie było nic pilnego. Następnie zajrzałem na zagraniczne strony w poszukiwaniu wieści, które można by przekazać. CodeLyoko.fr tego dnia niczego nowego nie zamieściło. Inaczej rzecz wyglądała w przypadku CodeLyoko.net, tam był artykuł zatytułowany „Nie będzie 2 sezonu CL:E”. Zaintrygowany wrzuciłem treść do tłumacza. Tekst był bardzo poważny w tonie, na początku stawiano pytanie, co dalej z serialem, redakcja tamtej strony się nad tym zastanawiała. Przytoczono wypowiedzi Melanie i Quentina z twitcama mającego miejsce tydzień wcześniej właśnie na temat kontynuacji. Melanie uważała, że nowej serii raczej nie będzie, natomiast Quentin posiadał nieoficjalne informacje, że Evolution będzie kontynuowane, ale najwcześniej w 2014 roku. Następnie podano, że redakcja CodeLyoko.net dotarła do treści maili przesyłanych siecią wewnętrzną pomiędzy pracownikami MoonScoopa. Wynikało z nich, że oglądalność jest mizerna, nie ma powtórki z tego, co działo się przy poprzednich sezonach, a po 7 odcinku widzów ubywało jeszcze bardziej. Dlatego też francuska telewizja postanowiła jak najszybciej zakończyć emisję, nie robiąc przerwy po 13 odcinku i zastąpić Evolution kreskówką dla małych dzieci „My Little Pony”. Oznaczało to jednocześnie, że MoonScoop miał już nie produkować serialu.

Gdy to przeczytałem, byłem zaszokowany. Zacząłem układać depeszę po polsku, w międzyczasie informując TheLyokofana19, że te żarciki, które przygotowaliśmy, muszą spaść, bo mam o wiele grubszą sprawę. Oczywiście miałem świadomość tego, że to może być żart na 1 kwietnia, i zaznaczyłem to w tekście, który został u nas opublikowany. Jednak kilka czynników kazało mi nieco w to wątpić. Po pierwsze: Francuzi cytowali słowa Melanie i Quentina, one były prawdziwe, bo sam o tym pisałem kilka dni wcześniej. Po drugie: tekst był napisany w zbyt poważny sposób, by traktować to tylko jako wygłupy. Po trzecie: publikacja takiej informacji właśnie 1 kwietnia mogła mieć na celu pewne uśpienie czujności. Wielu czytelników mogło faktycznie pomyśleć „e tam, pierdoły, dzisiaj pierwszy kwietnia, to pewnie jakieś banialuki”, żeby potem, po pewnym czasie, obudzić się z ręką w nocniku. Niemniej jednak asekuracyjnie zamieściłem zdanie o tym, że ta wiadomość może zostać zdementowana i że jak tylko takie dementi pojawi się w internecie, to poinformujemy o tym. Zamieściliśmy tekst i czekaliśmy na reakcje fanów, obserwując też to, co dzieje się we Francji.

Zarówno u nas, jak i w ojczyźnie Lyoko, oburzenie było spore. Nasz admin skomentował to dosadnie „Chyba ich popierdoliło”. Podobne były reakcje innych osób. Czuć było ten żal, że historia, którą kontynuowano po tylu latach oczekiwana, będzie tak gwałtownie ucięta w zasadzie bez jakiegoś konkretnego powodu oprócz spadającej oglądalności. We Francji nastroje wręcz grobowe, pojawiały się wpisy mówiące wprost „Code Lyoko est mort”. Dochodziły do tego także wyrazy złości na kierownictwo francuskiej TV, która zamierzała dawać w miejsce jednego z największych dzieł francuskiej kinematografii jakąś kreskówkę dla małych dzieci o gadających kucykach, choć wiadomo było, że w ogóle to nie pasuje do grupy docelowej, jaka miała zwyczaj zasiadać przed telewizorami w porze emisji Evolution. W Polsce akurat ten aspekt zastąpienia Lyoko kucykami nie był aż tak eksponowany, o ile w ogóle ktoś to wspominał, wynikało to z faktu iż wtedy nie byliśmy jeszcze na etapie panoszenia się psychofanów kucyków w każdym dosłownie miejscu, tytuł planktonu sieci dzierżyły mocno, dzieląc się nim na pół, psychofanki One Direction oraz Justina Biebera (obecnie gatunek na wymarciu, bo Bieber z rozśpiewanej małpy stał się małpą pijącą, a 1D dawno temu już ogłosiło koniec kariery, nazywany przerwą dla mniejszego strachu psychofanek i mniejszego zysku firmy Gillette). Poza tym wtedy też można było otwarcie krytykować kreskówkę o kucykach bez narażania się na jakieś bany, bo i tak większość miała wywalone, nie mówiąc już o tym, że w 2013 nikt nawet nie myślał o łączeniu tego z CL i mówieniu że to dla dobra fandomu i popularyzacji kreskówki, to było nieco później.

W dość smutnych nastrojach przeszliśmy do 2 kwietnia. Okazało się, że wszystko, co podała CodeLyoko.net, to żart. Szczerze mówiąc był to bardzo żałosny dowcip, mnie on w ogóle nie bawił, tak samo jak znacznej większości fanów. Dobrą stroną było to, że mogliśmy puścić dementi, a przyszłość serialu wciąż była otwarta. Francuska telewizja nie zamierzała emitować serialu o kucykach, co wszyscy przyjęli z ulgą, gdyż we Francji panowała opinia, że takich rzeczy kanał publiczny raczej nie powinien emitować. Cała sprawa miała jeszcze pewien dość osobliwy epilog…

W pewnym momencie na naszą stronę wpadł Likki, postanowił on skomentować całą sprawę. Napisał komentarz w którym wszystkich fanów, którzy choć trochę przejęli się sytuacją, wyzwał od autystów, stwierdzając przy tym, iż każdy normalny człowiek wiedział niby od razu, że to żart. Oczywiście otrzymał ripostę, że w dniu publikacji mało kto wiedział, a napisanie o tym, wraz z zaznaczeniem, iż to może być żart (czego Likki nie doczytał, dlatego naskakiwał na redakcję) jest czymś, co uznajemy za normalne, nie moglibyśmy tego przemilczeć. Najśmieszniejszy zaś, choć chyba powinienem w sumie uznać że najbardziej żałosny w zachowaniu Likkiego, był fakt, iż swój komentarz napisał on 2 kwietnia o 16:29. Dementi tej wieści wisiało na stronie od 10:00, Nie wiem, jak można było tego nie zauważyć…ale faktem jest, że potem całą historię, bez mojego wyjaśnienia tego, dlaczego to puściłem i co napisałem, próbowano kolportować jako dowód mojego rzekomego „ewolucjonazizmu”.

Na początku kwietnia zdarzyła się również inna dość niewesoła rzecz. Czwartego dnia tego miesiąca, 5 miesięcy po pierwszej wzmiance od Teletoona na temat emisji CL oraz Evolution w telewizji, ogłoszono nowy komunikat w tej sprawie. Na początku mówiono o tym, iż prowadzono negocjacje w sprawie licencji na nadawanie serialu. Już samo to było nieco zastanawiające, bo od końca grudnia 2012 było wiadome z francuskiej strony – i potwierdzało to kierownictwo stacji – że licencja została zakupiona. Potem zaś napisano „W obecnej chwili dotarły do nas wieści, że ze względów formalnych musimy ją przesunąć na drugą połowę roku.”. Nie muszę mówić, że fani w Polsce byli oburzeni. Dopiero co potwierdzano wersję o maju jako ostateczną, a tu nagle na niecały miesiąc przed, w momencie gdy tak naprawdę trzeba by było zacząć już promocję serialu choćby w social mediach, wykręcają się rzekomymi powodami formalnymi. Niestety nie wyciągnięto już, jakie to dokładnie powody. Ale i tak to by w sumie nic nie dało z jednego prostego powodu. Zwrot „powody formalne” w takiej sytuacji znaczy praktycznie nic. To pusta wymówka dla mniej obeznanych w temacie. Już wtedy wyczuwałem, że oni tak wcale się nie palą do emisji CL. Dla większego absurdu całej sytuacji – dzień później ich biuro prasowe puszcza triumfalną wiadomość, że oto pozyskali prawa do emisji… Smerfów. Pomysł naprawdę bardzo mądry, stacja kodowana, nadająca tylko w sieciach kablowych i satelitarnych, wykupuje licencję na emisję kreskówki znanej w Polsce od czasów późnej, upadającej komuny i nadawanej w głównym programie Telewizji Polskiej, a od kilku miesięcy także w kanale dziecięcym publicznego nadawcy. O Smerfy nikt się nawet nie pytał, nikt się nie zająknął, a niektórzy po komunikacie pisali że to powinno MiniMini nadawać, pojawił się też nasz lyokonerski wątek, czemu to my mamy czekać, choć zainteresowanie jest spore i widownia też by dopisała, a puszcza się coś, co i tak jest wałkowane na kilku ogólnodostępnych stacjach. Na to pytanie też nie poznaliśmy odpowiedzi.

Rozdział 8 – Wielkanoc w redakcji

Druga połowa marca 2013 była dość pracowitym okresem. Wiedzieliśmy już wtedy, iż nie będzie przerwy po 13 odcinku, co oznaczało przynajmniej kilka weekendów pod znakiem spoilerów, linków i odczytywania angielskiej transkrypcji dialogów by wyłapać szczegóły. Ale nie tylko tym się zajmowaliśmy. Już 15 marca puściliśmy w ramach „Wieści z Lyoko” notkę o utworzeniu w polskiej Wikipedii hasła o Ewolucji. Oczywiście jak na hasło z Wikipedii przystało, pojawiło się kilka pomyłek, które sprostowaliśmy. Twórca hasła napisał iż jest siedmiu wojowników, tak jakby Laura też należała do paczki, choć tak nie było. Do tego też przy fragmencie o emisji w Polsce posłużono się pierwszą wersją z grudnia 2012, mówiącą o emisji w kwietniu, choć już wtedy było wiadome, że to jest nieaktualne i że nie wiemy, kiedy 5 seria zagości na ekranach polskiej telewizji. Jakiś czas po naszym artykule te błędy zostały skorygowane.

Trzy dni później, 18 marca, przygotowałem do publikacji całkiem ciekawą rzecz. Otóż jeszcze w poprzednim miesiącu francuska telewizja zaproponowała, by widzowie wysłali pytania do aktorów występujących w Ewolucji. Pomysł chwycił, opublikowano więc odpowiedzi, których udzielili: Leonie Berthonnaud, grająca Aelitę, Pauline Serieys, wcielająca się w postać Laury oraz Marin Lafitte, czyli ewolucyjny Jeremie. Zapowiadano co prawda drugą część, gdzie mieli się wypowiedzieć pozostali, ale to ostatecznie nie było potem publikowane we Francji. Pewnie uznali, że i tak Quentin i Melanie odpowiedzą na pytania na swoim twitcamie. Ale i tak to co zostało opublikowane było interesującym materiałem, do tego nawet łatwym do tłumaczenia. Nie było tych pytań zbyt wiele, najwięcej miał Marin, bo 12, Leonie odpowiedziała na 9, natomiast Pauline na 6. Najprawdopodobniej była dokonywana selekcja przed przekazaniem aktorom pytań, bo wszędzie były „punkty obowiązkowe”: jak długo kręcono serial, czy się było wcześniej fanem i oglądało poprzednie serie, jakie były relacje z pozostałymi aktorami, czy gra się w Code Lyoko Social Game. Czyli raczej takie ogólniki. Do tego jeszcze pytania o odgrywaną postać typu „Czy jesteś z charakteru taka jak Laura?”. Nie było żadnych pytań o fabułę, o to jak się dalej akcja potoczy, w zasadzie tylko Marin tak trochę uchylił rąbka tajemnicy, mówiąc iż ostatnia scena jaką kręcili była pełna emocji, ale nic poza tym. W zasadzie trudno się było temu dziwić, organizowała to francuska TV, był to wywiad „oficjalny”, więc wiadomym było iż pytania o szczegóły dalszej fabuły zostaną cofnięte, żeby nie psuć radości z oglądania serialu.

Ciekawe w tym wywiadzie były na przykład rzeczy związane z porównywaniem charakterów, to że Marin tak naprawdę jest przeciwieństwem Jeremiego, bo z niego raczej jest dusza artystyczna niż ścisłowiec. Do tego też zastanawiać mogło niektórych czytelników postawienie opinii, iż Jeremie jest frajerem, chociaż nawet w kreskówce nie był on na frajera kreowany, a co dopiero przy 5 serii. Może to wynikało z faktu, iż niektórzy zaczęli patrzeć tylko na wygląd zewnętrzny postaci i pojechali po stereotypie, że jak się ma okulary z grubymi oprawkami i koszulę w kratkę to jest się frajerem, co jest mylnym wrażeniem, bo to przecież od charakteru zależy.

Coraz bliżej było do Wielkanocy, dzień po Niedzieli Palmowej admin ogłosił trochę nowości technicznych na stronie, między innymi dwóch zakładek, jednej z polecanymi stronami o KL i drugiej ze stronami polecanymi niedotyczącymi serialu. To w zasadzie zostało do dnia dzisiejszego, przy czym strony związane z fandomem mają swój panel na stronie, natomiast te pozostałe są w dziale z linkami. No i też w samym dziale więcej jest stron fandomowych niż na panelu, bo nie wszystkie się tam zmieściły. Nawet można odszukać, jak się ktoś dokopie, stronę Kamixa, o której pisałem w jednym z pierwszych rozdziałów.

Przyznam się szczerze, że z racji zbliżającej się Wielkanocy spodziewałem się pewnego zwolnienia, jeśli chodzi o newsy. Wiadomo, była zapowiedziana emisja premierowego, 14 odcinka CL:E, więc na pewno byłyby 2 albo 3 linki do podania, ale niczego więcej nie oczekiwałem. W końcu przy Bożym Narodzeniu 2012 praktycznie nie podawano żadnych informacji, wszyscy odpoczywali. W zasadzie nawet co do wypuszczenia odcinka, a zwłaszcza tłumaczeń na angielski i polski, to nie oczekiwałem że to już w niedzielę będzie, szczególnie że czasami odcinki z polskimi napisami pojawiały się w połowie tygodnia. Cóż… to, co się działo w Wielkim Tygodniu, nieco te oczekiwania zweryfikowało.

25 marca był komunikat o nowościach na stronie. 26 marca TheLyokofan19 zorganizował premierę swojego nowego teledysku, gdyż w wolnych chwilach, jak nic nie było pilnego do zrobienia na stronie, nic nie czekało na publikację, nasz admin lubił tworzyć teledyski związane z Kodem Lyoko i całkiem nieźle mu to wychodziło. Widać było że się jednak nieco pracy wkładało w te filmiki, nie było to tylko byle jakie wklejenie muzyczki pod randomowe obrazki, zrobione w Movie Makerze, był tam dobry zamysł. Zresztą co do oprogramowania – admin robił to w Ulead Video Studio plus 11, jednym z lepszych programów do obróbki audio/video, chociaż sam pisał że i tak najlepiej to wychodzi w Sony Vegasie, którego chciał sobie ściągnąć. Zastanawiam się, czemu usunął te teledyski, trochę szkoda ich.

27 marca, tak jak w każdą środę, francuska strona podała komunikat o tytule odcinka mającego mieć premierę za 2 tygodnie, tym razem wypadało że to był epizod numer 16. Prawdziwy potok informacji zaczął się następnego dnia, w Wielki Czwartek. W zasadzie przez większość dnia nic się nie działo, poza tym że zaczynało się Triduum Paschalne, pierwsze za pontyfikatu papieża Franciszka (ale o tym nie pisaliśmy), a my mieliśmy wolne, dzięki czemu mogliśmy na spokojnie obserwować to, czy coś się pojawia. Czekaliśmy na 13 odcinek z napisami po polsku. Co prawda minęło już kilka dni, jednak zrozumiałe było, że na wykonanie tego potrzeba czasu, bo najpierw należało przetłumaczyć angielskie napisy (jak się pojawiły), potem je odpowiednio wstawić do odcinka, a to jednak trochę czasochłonne. Do tego jeszcze tłumaczka odcinków miała także sprawy osobiste, szkołę, a przecież nie uznaliby usprawiedliwienia typu „nie mogłam być w szkole bo tłumaczyłam serial”. Ale jednak wreszcie odcinek się pojawił, newsa o tym opublikowaliśmy o 20:02. Praktycznie minutę później francuska strona podała spoiler o najbliższym odcinku. Zdjęcie z hangaru Skida, na statku Ninja siedzi, a na teleportach do Skida stoją Aelita, Odd i William. Nie wiadomo, co to miało oznaczać, poza tym że Tyron chciał krzywdę naszym bohaterom zrobić. Opublikowaliśmy to o 20:12. Dwa newsy w jeden dzień – rzadko się to zdarza. Ale… minęło pół godziny, a tu znowu się pojawia wieść. Okazało się, że był twitcam z Melanie i Quentinem, zamieszczono nagranie na YT, więc można było to też podać. Szybki rzut oka na to, co widać, żeby można było napisać w newsie że jest siostra Quentina i że cała trójka je sushi. W zasadzie nic poza tym nie podaliśmy bo i tak dopiero na następny dzień zapowiadano sprawozdanie z fragmentów dotyczących serialu. Informację o twitcamie zamieściliśmy o 20:52. I w zasadzie to był koniec dnia.

29 marca. Rankiem administrator puścił filmik z życzeniami świątecznymi. Coś z YouTube, żeby było. Do tego tradycyjny dopisek o zdrowych i wesołych świętach Wielkanocnych. W zasadzie to potem, jak już ja się takimi rzeczami zajmowałem, to przy Wielkanocy życzenia publikowałem dopiero w Wielką Sobotę wieczorem, trochę dopasowując się do liturgii, ale to szczegół. Wydawałoby się, że oprócz tego wpisu świątecznego nic się nie pojawi, może oprócz jakiegoś spoilera (bo jednak czekała nas premiera 14 odcinka), ale… tuż przed 18:00 ukazała się tekstowa relacja ze środowego twitcamu. Tak więc, skoro mamy tekstową wersję, to możemy napisać, co było, bo i tak wielu nie oglądało. Co prawda tekstówki wyglądały tak, że wyciągano może 4 – 5 fragmentów z 90-minutowej transmisji, bo akurat te fragmenty były ściśle związane z Lyoko, ale to też może w tym cały sens był wpuszczania tego przez „międzynarodówkę”. Takie ułatwienie dla tych, co chcą wiedzieć, czy coś było o serialu, ale niekoniecznie mają czas, by się z długim metrażem mierzyć. Albo też nie znają języka. Tak czy inaczej, poszło to na stronę, wraz z przypomnieniem o emisji odcinka we Francji.

30 marca – dzień premiery nowego odcinka. Gdy Francuzi oglądali go na swoich telewizorach, my opublikowaliśmy zapis filmowy spotkania aktorów Ewolucji z fanami, które było organizowane przez francuską TV. Tam co prawda nie było mowy o pytaniach typu „co się zdarzy w ostatnim odcinku?”, bo i tak by odpowiedzi nie było, a gdyby jeden z aktorów coś choćby pisnął, to nie miałby potem zbyt przyjemnej przyszłości. Tak więc całe spotkanie, trwające niecałe pół godziny, opierało się na ogólnych rozmowach, okraszonych zabawą figurkami bohaterów serialu. W sumie podaliśmy to bardziej jako ciekawostka, nie było do tego też żadnej tekstówki, uznano zapewne, iż nie jest to aż tak istotne. Przed 11:00 admin podał na stronie coś, co wysłałem mu prywatnie na stronie. Mianowicie: spojrzałem sobie na różne polskie strony o KL, wynotowałem dane o tym, ilu użytkowników mają, i ile wejść zanotowano. Tak po prawdzie to ta notatka miała być tylko do użytku wewnętrznego, nie chciałem żeby to zamieszczano. Ale też z drugiej strony nie chciałem żeby nie zamieszczano. Dlatego też pojawiła się notka, do której admin dopisał, pogrubionymi literami, kilka słów o tym, że były pytania od użytkowników co do redakcji. Do dziś się uśmiecham, gdy czytam ten fragment „W ZWIĄZKU Z TYM ŻE REDAKCJA JEST JUŻ TROCHĘ DUŻA, POSTANOWIŁEM BY JEJ NIE BYŁO”. Oznaczało to mniej więcej, że każdy, kto dał choćby małą wieść na stronę, mógł się czuć jej współtwórcą (chociaż i tak ja byłem tym głównym użytkownikiem w pionie informacyjnym). Jeszcze przed 12:00, czyli bardzo szybko, mogliśmy podać link do nowego odcinka, i to w wersji online. To nie było często spotykane, przyzwyczaiłem się już do tego, iż takie rzeczy pojawiały się dopiero około 18:00. I to w zasadzie był już koniec pracy na ten dzień.

31 marca, Wielkanoc – w zasadzie nie zakładałem, że ktoś w święto wrzuci odcinek z napisami. Sprawdziłem jednak dla pewności strony, okazało się że około 21:00 link już był dostępny. A skoro link jest, no to wysyłamy newsa na stronę. Tak się złożyło, że admin był na miejscu, więc publikacja nastąpiła dość szybko. Minęło niecałe 10 minut i jest kolejny news – mamy polskie napisy. Tak więc w ciągu kilkunastu minut mieliśmy już całość, co nawet mnie nieco ucieszyło bo to oznaczało, że przynajmniej poniedziałek będzie wolny. Nie przeczuwałem tego, co miało się wtedy stać…

Rozdział 7 – Spór o Ewolucję

To, że Code Lyoko: Evolution będzie wzbudzać różne emocje w fandomie, było wiadome w zasadzie od samego początku, od momentu, w którym ogłoszono, że ta seria będzie się mocno różnić od poprzednich czterech. Praktycznie rzecz biorąc już przy samej zapowiedzi, iż nowa seria będzie z żywymi aktorami, zaczęto mocno spekulować nad formą. W sumie nic dziwnego, bo o ile przy projekcie Reloaded, planowanym jakieś 2 lata po zakończeniu 4 serii, kwestią dyskusyjną mogłoby być co najwyżej to, iż miał to być film pełnometrażowy (a mówiło się nawet o serii 3 filmów), to już tutaj zabawa rozkręcała się na całego. Zastanawiano się, po co MoonScoop, mając dobrą animację 2D, chce wchodzić w live-action, czy ma na to pieniądze, i czy przyciągnie tym nowych fanów, nie odtrącając starych (do tej kwestii „nowicjusze-weterani” jeszcze wrócę). Spekulowano, kto by mógł zagrać w serialu, przy czym nazwiska jakie padały, były co najmniej kosmiczne. Chyba najbardziej dziwacznym pomysłem było to, aby Jeremiego zagrał Justin Bieber, wtedy mierny piosenkarz z wyglądem lalusia (teraz mierny piosenkarz udający nie wiadomo jakiego macho). Czemu niby on miałby Jeremiaszka grać? Bo jest blondynem. I tylko dlatego. Na całe szczęście nikt takiej głupoty nie zrobił, a gdy ogłoszono listę aktorów, to okazało się… że prawie nikt ich nie zna. I wbrew pozorom to nie była wada. Praktycznie wszyscy główni bohaterowie albo wcześniej praktycznie nie grali nigdzie, albo występowali w rolach epizodycznych. Chyba najbardziej doświadczeni pod tym względem byli Quentin i Melanie (odgrywający role Ulricha i Yumi). Melanie już 2 lata przed premierą Ewolucji zagrała zaszczytną rolę w jednym z odcinków serialu „Section de recherches”, była głównym obiektem zainteresowania w odcinku, bo zabito ją w okrutny sposób kamieniem w lesie. Serial szedł w prime-time po dzienniku telewizyjnym, więc kilka milionów widzów widziało, jak ktoś zabija Melanie kamieniem. Quentin też miał już pewne przygody przed kamerą. Chociaż to też wynika z wieku, ta dwójka jest najstarsza.

Teoretycznie można by było też uznać, iż fakt, że nikt z głównych bohaterów nie był wcześniej obsadzony w pierwszoplanowej roli, jest wadą. Ale to niezupełnie prawda. Z racji swojego wieku nie mogli oni liczyć od razu na główne role, więc i tak im się z Lyoko teraz poszczęściło. Zresztą, aktorzy to tylko jedna kwestia. Dochodziły do tego jeszcze sprawy fabuły, animacji, ogólnie mnóstwo tego było. Niektórzy (co prawda mniejszość i to niezbyt znacząca) już przy zapowiedziach, jeszcze przed grudniem 2012, gdy odbyła się premiera pierwszego odcinka nowej serii, zapowiedzieli od razu że to jest upadek serialu, że to już nie będzie to samo Lyoko i w ogóle że to dno będzie. Jednak cała reszta wolała poczekać z opiniami do momentu zobaczenia serialu (w końcu jedyny gatunek, jaki można oceniać bez oglądania, to paradokumenty, tego nie trzeba widzieć, by wiedzieć że wyjdzie szmira).

Przedpremierowy pokaz pierwszych dwóch odcinków zorganizowano w Paryżu 5 grudnia 2012. Jakiś czas potem, 19 grudnia, wyemitowano w internecie pierwszy odcinek. O ile pokaz przedpremierowy był tylko dla wybrańców, bo to była zamknięta impreza, to już w sieci mogła ten odcinek zobaczyć cała Francja. I teoretycznie tylko tam miał on być znany. Wprowadzono specjalną blokadę regionalną, żeby nikt mieszkający poza Francją nie mógł obejrzeć odcinka. Blokada była tak dobra, że podobno blokowała nawet rodowitych Francuzów mieszkających pod Paryżem. Zabezpieczenia były potrzebne po to, by nie doszło do wycieku odcinka. Oczywiście wiadomym było, że to nie wypali, i już po kilku dniach „Xana 2.0” hulał wesolutko po sieci. Co prawda na YouTube był jeszcze blokowany tuż po publikacji, ale już na DaliyMotion nikt się prawami autorskimi nie przejmował.

Wiele kontrowersji wywołał 4 odcinek, noszący tytuł „Madame Einstein”. Jego premiera miała miejsce 19 stycznia 2013 roku. Zaczęło się to wszystko od zapowiedzi, iż będzie w Ewolucji nowa postać – Laura. Najpierw myślano, że będzie to postać mniej więcej na takich samych zasadach co William w drugiej serii: trochę pomiesza, będzie powoli wchodzić do sekretów grupy, ale nie uzyska od razu 100% zaufania. Jednak w momencie, gdy ogłoszono, że debiut Laury ma nastąpić w odcinku pod nazwą „Madame Einstein”, zaczęło się robić dość ciekawie. To był w końcu taki półoficjalny tytuł Aelity, a nowa postać ma się akurat wtedy pojawić. W dniu emisji okazało się, że tak naprawdę MoonScoop nieco inaczej widział obecność Laury niż wielu fanów. Z biegiem czasu (a było to tempo błyskawiczne, bo to jeszcze przed połową serii wyszło) niektórzy mieli wręcz wrażenie, że to Laura ma być nową Panią Einstein. O nową postać ogólnie było dość sporo zamieszania w fandomie. Jedni (niezbyt liczni) uważali, że to bardzo dobrze zrobiony charakter. Inni (znacząca większość) uważali zaś, że Laura jest bardzo wkurzająca. Po dość niedługim czasie Laura stanie się ogromną kością niezgody w fandomie, co zresztą wykorzystam w jednym ze swoich projektów. Ale to już przy okazji innego rozdziału.

Jeśli chodzi o to, jak nasz polski fandom przyjął Ewolucję… cóż, ile głów, tyle opinii. Jednym się podobało, innym nie. Pamiętam że na forum u Likkiego bardziej rozpisywali się właśnie ci, którzy – w skrajnych przypadkach – już po „Xana 2.0” ogłosili koniec prawdziwego Kodu Lyoko, a przy „Spektromanii” deklarowali, że nie są już Lyokofanami, przestają się tym interesować i idą w diabły do innych fandomów (niektórzy wtedy pobłądzili). Wyrazem tego negatywnego przyjęcia Ewolucji był właśnie wybryk na Wikipedii, o którym wspominałem w poprzednim rozdziale. Pamiętam nawet, że w Lyoko FM, forumowym radiu (o tym szerzej w innym miejscu) dyskusję o tej serii zaczęto zdaniem „Pogadamy teraz o gównie zwanym Evolution”, poszła też oryginalna myśl: „żeby się z tego nabijać to nie musisz znać francuskiego”. Chociaż tam też te opinie się nieco zmieniały, bo o ile w jednej audycji, nadanej w lutym, mówiono że jak na razie nie jest zbyt dobrze, a pierwsze 3 odcinki to totalna porażka, to już w kwietniu nastawienie przeszło już na bardziej pozytywne.

Myśmy na naszej stronie komentowali odcinki zarówno na shoutboxie, jak i w komentarzach pod newsami, choć na forum też się udzielaliśmy (na tym polu ja byłem nieco bardziej aktywny niż TheLyokofan19). Pamiętam, że przy okazji jednej depeszy, którą admin przygotowywał (była to informacja o 5 odcinku wrzuconym do internetu), pojawiło się wymienienie plusów i minusów tego właśnie odcinka. Wiadomo, że to była opinia subiektywna, sam nawet napisałem swój komentarz do tego, lekko się nie zgadzając ze zdaniem admina. Zresztą co do Laury też mieliśmy odmienne stanowiska: administrator uważał że jest w miarę fajna (choć po 22 odcinku nieco zmienił zdanie), ja zaś od początku miałem o niej niepochlebne zdanie. Ogólnie jednak rzecz biorąc nie dowalaliśmy Ewolucji za byle co, tak jak co poniektórzy. Na forum za takie stanowisko zostaliśmy nazwani (bo nie tylko redakcja miała takie zdanie o Ewolucji, pamiętam że Wrath też był raczej pozytywnie nastawiony) grupowo jako „CL:E Nazi”, bo niby byliśmy fanatykami, głosiliśmy że Ewolucja jest najlepsza na świecie, a kto się z nami nie zgadza, to tego na stos. Argument kretyński, bo w naszym fandomie raczej nie ma fanatyków, szukałbym ich gdzieś indziej. A zostaliśmy nazwani „ewolucjonazistami” tylko dlatego, że nie krytykowaliśmy serialu w każdej sekundzie. To mniej więcej tak samo durne jak nazywanie każdego, kto ma choćby odrobinę poglądów centrowych (nawet nie lewicowych), mianem „lewaka”. Nie dość że bez sensu, to jeszcze wychodzi, że jak ktoś tak gada, to nie zna tak naprawdę znaczenia słów, których używa.

Gdzieś mniej więcej pod koniec lutego wpadliśmy w redakcji na to, aby po 13 odcinkach, czyli połowie serii, opublikować ocenę dotychczas nadanych odcinków. Teksty miały być dwa, jeden przygotowany przez admina, drugi przeze mnie, dzięki czemu byłyby dwa punkty widzenia. Nawet system emisji, jaki wprowadzono przy tej serii, szedł nam na rękę przy tym projekcie. Dlaczego? Otóż: dotąd było tak, że odcinki poszczególnych serii szły premierowo co tydzień w sobotę, nie robiono żadnych przerw, ewentualnie przyśpieszano w taki sposób, że kilka odcinków emitowano dzień po dniu (tak było z końcówką 3 serii i częścią 4 serii). Zdarzało się jeszcze tak, że wcześniej odcinek szedł w Canal J, a potem dopiero we France 3. No, i jeszcze 94 oraz 95 odcinek premierowo poszły tego samego dnia jeden po drugim. System nieco inny niż ten, do którego przyzwyczailiśmy się w Polsce, czyli codzienna emisja i codzienne premiery odcinków (od 2 serii, bo pierwszą emitowano premierowo tylko w soboty i niedziele). Pod względem częstotliwości emisji Ewolucja miała mieć taką samą sytuację jak poprzednie serie. Też w soboty, też raz w tygodniu (choć początkowo to chyba 2 albo 3 odcinki najpierw poszły około 19:00 którejś soboty, a potem je powtórzono w slocie porannym). Jednak przy Ewolucji postanowiono zrobić przerwę w premierowej emisji po 13 odcinku. Cała seria miała tych odcinków 26, więc wyszłoby po równo. I tak trochę „po amerykańsku”, bo stamtąd przyszedł zwyczaj tworzenia serii mających 13 epizodów (nawet nasze polskie „Ranczo” miało serie posiadające tyle właśnie odcinków). Co prawda to mogło trochę dziwnie wyglądać, bo pierwszy odcinek poszedł w styczniu, a już pod koniec marca byłaby przerwa, zapewne gdzieś do sierpnia (choć nie mówiono o tym oficjalnie), jednak dzięki tym planom mogliśmy ustalić, kiedy będzie publikacja naszych recenzji po połowie serii.

Ostatni odcinek z pierwszej części zaplanowany był na 23 marca. Postanowiliśmy więc, że po tym dniu wypuścimy teksty. Jakbyśmy się sprężyli, to nawet by to mogło być 2 dni po emisji 13 odcinka, choć bardziej chcieliśmy to już na samą Wielkanoc (23 był na tydzień przed Wielką Sobotą), nawet by lepiej pasowało, bo nie spodziewaliśmy się, że w święta pojawi się zbyt wiele informacji, poza tym wtedy jest więcej czasu by na spokojnie takie bardziej rozbudowane teksty czytać (czyli coś praktycznie jak w weekendowych i świątecznych wydaniach gazet). Jednakże na 10 dni przed emisją trzynastego odcinka, czyli 13 marca, ogłoszono że przerwa zostaje przesunięta na okolice maja. To nam nieco plany zmieniło. Sam nie miałem jeszcze gotowego całego tekstu, u admina też nie było całości. Mieliśmy jeszcze zamysł, by to tak czy inaczej puścić po 13 odcinku, jednak doszliśmy do wniosku, że nie miałoby to zbytnio sensu, jeśli nie ma przerwy, bo co jeśli w tych odcinkach od 14 i dalej byłoby coś, co zmieniłoby nasze stanowiska wyrażone w tekstach, a my dopiero co bylibyśmy po ich publikacji. Zamysłem tych tekstów było to, aby się uczciwie, bez pośpiechu przyjrzeć zarówno zaletom, jak i wadom Ewolucji. Trochę dziwne byłoby, gdybyśmy najpierw to publikowali, a potem nagle przy 14 odcinku coś by się komuś z nas odwidziało. Dlatego zarzuciliśmy ten pomysł. Szkoda byłoby mi jednak usuwać to, co już napisałem, dlatego zostawiłem swój niedokończony artykuł na dysku. I w tym momencie, po 4 latach, postanawiam go opublikować w takiej formie, w jakiej go zostawiłem. Nazwałem to „Pierwsza trzynastka”.

Przez 5 lat czekaliśmy na 5 serię CL. Najpierw było to czekanie na decyzję o kontynuacji, potem docierały do nas coraz to nowe pomysły na kontynuację. Wreszcie nadszedł ten dzień. 5 stycznia 2013 (chociaż premiera internetowa była 19 grudnia 2012, ale to było dość źle wykonane). Właśnie tego dnia, 05.01.2013, rozpoczął się nowy rozdział w historii CL. Rozdział, który zwie się “Evolution”. Wiele oczekiwaliśmy po tej serii. “Ewolucja” była szumnie zapowiadana przez twórców jako “najlepszy sezon CL, jaki został stworzony”. Jesteśmy już po 13 odcinkach, po połowie serii, więc można już podsumować pierwszą część CL:E.

Na pewno można powiedzieć, że CL:E to specyficzna seria. Była ona tworzona zadziwiająco szybko, bo w 2 miesiące. MoonScoop musiał w tej serii zmierzyć się z dylematem: czy robić to głównie dla weteranów, którzy czekali 5 lat na 5 serię, czy dla nowych widzów, którzy nigdy nie widzieli poprzednich części. Najlepiej byłoby zrobić to mniej więcej po połowie, ale czy MS tak zrobił, odpowiem w dalszej części podsumowania.

Pierwsza rzecz, która rzuca się w oczy podczas oglądania CL:E, to zmiana z techniki 2D, na technikę live-action (czyli mówiąc krótko: kręcenie w prawdziwym świecie). Oczywiście jeśli live-action, to i aktorzy. Gdy ogłoszono radykalną zmianę, w internecie pojawiło się wiele spekulacji na temat obsady aktorskiej. Były nawet plotki o zaangażowaniu J.Biebera, do czego na całe szczęście nie doszło. Aktorów wybrano podczas castingu i stwierdzam, że w większości wybory były dość trafione. Największym mankamentem jest niezbyt dobre dopasowanie wiekowo postaci do wieku prawdziwego aktorów, ale nie zawsze da się to dobrze zrobić. Zdarzyło się też, że aktor dobrany do danej roli wygląda młodziej niż postać (w poprzednich 4 seriach) przez niego grana. Widać to przy dyrektorze Delmasie, który jest w CL:E zdecydowanie młodszy. Ale to już takie malutkie szczególiki dla weteranów.

Wracając do głównych bohaterów, to należy podkreślić, że mają dość dobry kontakt z widzami. Najlepszy w tej kwestii jest Quentin (odtwórca Ulricha), który często organizuje twitcamy i kontaktuje się z fanami poprzez Twittera. Trochę zaniedbuje to Guliver (Odd), który ma konto na asku, ale od jakiegoś miesiąca nie odpowiada na żadne pytania. Nieładnie, Odd, nieładnie… 🙂

Skoro aktorów już omówiłem, to czas na chyba najważniejszą kwestię: fabułę i całą otoczkę serialu.

A więc, nasi bohaterowie uczą się w szkole, niby nic ciekawego się u nich nie dzieje, aż tu nagle Aelita widzi w komputerze dziwne, ale znane kody, a w Kadic dzieją się dziwne rzeczy (i nie ma to związku z tym, że Jim chce uczyć informatyki 🙂 ).

Postanowiono odpalić ponownie Superkomputer. I co się okazuje? XANA odżył, ale nie jest tak silny jak dawniej. Potem następuje odkrycie Cortexu, odkrycie profesora Tyrona (kolega Hoppera), ale to już pewnie wiecie, więc nie będę o tym pisać.

Widzimy naszych bohaterów, bohaterów których znamy i pamiętamy (a dla nowych widzów: których poznaliśmy dzięki podpisanym zdjęciom z Polaroida pokazanych w pierwszym odcinku). I co widzimy? Odd nie ma irokeza! Nie można by kupić mu peruki? Przecież MS ma środki. Dobrze, że Aelita ma włosy takie jak wcześniej. charakter bohaterów pozostał prawie taki sam, tylko wydaje mi się, że Jeremie jest bardziej kujonowaty i sztywniacki niż w poprzednich seriach. U reszty głównych postaci nie zmieniło się w zasadzie nic, oprócz tego że Ulrich jest najwyższy w grupie. Ale do grupy chce dołączyć Laura.

Laura… MoonScoop wprowadzając nową postać do serialu chciał wprowadzić nieco świeżej krwi. Wymyślono, że to będzie żeńska wersja Jeremiego. Jej pierwsze pojawienie się w 4 odcinku było zapowiadane już w tytule. “Mrs Einstein”- tak nazywano Aelitę. Już w pierwszym odcinku ze swoim udziałem Laura zaczyna się wypytywać Jeremiego o wszystko, co związane jest z Lyoko. Jest strasznie przemądrzała i cholernie irytująca. OK, może i pomogła ze 2 razy, ale czy to jest wystarczający powód aby z niej świętą robić? Brakuje jeszcze tego, aby ktoś brał ją na barana za każdym razem, gdy zrobi coś dobrego dla grupy i robił jej obchód triumfalny wokół superkomputera. MS traktuje ją bardzo pobłażliwie. Przykład: w 12 odcinku Laura zaprowadziła ojca do fabryki i mu ją pokazała. Co zrobiła grupa? Dała jej “szlaban na fabrykę”. Co z tego, skoro w następnym odcinku Laura ma już być zwirtualizowana w Lyoko. Na szczęście do tego nie doszło. Ale i tak to trochę dziwne. Ulrich za to, że użył bez zgody reszty grupy powrotu do przeszłości ( i to żeby pomóc Yumi), miał zostać wyrzucony z grupy na wieki. A tutaj mamy jakiś “szlaban”. Widać, ze traktowanie Laury jest zbyt łagodne.

Samo wprowadzenie Laury było za szybkie i zbyt chaotyczne. Gdy w drugiej serii wprowadzano Willama, to musiał się naczekać do końca 3 serii, aby wejść do Lyoko. W przypadku Laury mamy bodajże 9 odcinków od wprowadzenia, a ona już w skanerze stoi! Czy to nie jest aby za szybko? Rozumiem, że to tylko 26 odcinków, ale chyba można by to było trochę rozciągnąć w czasie. Z Williamem wyszło wam to dobrze, to dlaczego z Laurą miałoby się to nie udać? Dzięki temu jej postać nie byłaby postrzegana tak źle.

OK, Laurę już opisałem, ale jest jeszcze kilka innych ciekawych wątków. UlrichxYumi-paring istniejący od pierwszej serii, ciągnięty z różnymi przygodami przez 95 odcinków. Czy Ulrich powiedział Yumi to co do niej czuje w pierwszym odcinku nowej serii? Co prawda ten wątek był wtedy podjęty, ale pamiętajmy że to MS i za szybko to się nie może stać. Dzięki temu w następnych 12 odcinkach o Ulrichu i Yumi oglądamy może 8 scen. A William praktycznie się do nich nie wtrąca, mało tego, jest teraz dobrym kumplem Ulricha. W internecie są już różne teorie na ten temat, łącznie z taką, że dawniejsze UlrichxYumi to UlrichxWilliam. Co do Jerelity (czyli paringu JeremiexAelita, jakby ktoś nie wiedział), to po pojawieniu się Laury Aelita zrobiła się zazdrosna, a Jeremie dziwnie miły dla nowej przybyszki. Więcej atrakcji jednak w tym paringu nie przewidziano.

Zaskoczeniem in minus jest brak wielu postaci drugoplanowych. w CL:E nie zobaczymy Milly i Tamiyi, redaktorek ze szkolnej gazetki. Herve i Nicolas też zapewne “zaginęli w akcji”, gdyż ich też nie ma. Natomiast Sissi jest i na dodatek przefarbowała sobie włosy na blond. W jednym z wcześniejszych odcinków (jeszcze przed Evolution) Odd sugerował jej przefarbowanie włosów. To może być takie odwołanie do przeszłości, nawet fajnie to wkomponowano. Jeśli jesteśmy w wątku “odwołania do wcześniejszych serii”, to warto wspomnieć o tym, że wstawiono do serialu… Samanthę. Pamiętacie pewnie tą ciemnoskórą dziewczynę, która jeździła na desce, chciała ukraść komputery ze szkoły i okazała się pierwszą “na poważnie” dziewczyną Odda. Więc tak… w CL:E Samantha wybielała! Według MS ona zawsze taka była, bo podobno to nie ta sama osoba, ale dobrze wiadomo, że to tylko bajer dla nowych widzów. Weteranów się oszukać nie da. Ale wracając do samego wątku: można zobaczyć, że jest to uczucie między Oddem a Samanthą. Nawet nieźle.

Teraz przejdę do Xany i samego Lyoko, bo o samych bohaterach już za dużo się rozpisałem. Xana atakuje, ale te ataki nie są takie spektakularne jak kiedyś. Wysyła się polimorficzne spektrum (słynny termin z KL), które przytula (tak, przytula, brakuje jeszcze “Tulimy!”, jak w Teletubisiach) jednego z bohaterów i wpatruje się w niego tak długo, aż nie zostanie zdezaktywowana wieża. Normalnie takie to straszne, że cała widownia we Francji teraz zasnąć nie może, bo ten “zły dotyk” się śni po nocach! (A jak wiadomo, zły dotyk boli przez całe życie). Ale na poważnie: ataki Xany są teraz zbyt monotonne. Gdyby spektra wystąpiły raz, to byłoby w porządku. Ale powtarzać to parę razy w ciągu 13 odcinków? To się robi wtedy zbyt nudne. Dla porównania w pierwszej serii mieliśmy: wielkiego pluszowego misia, autobus z uczniami pędzący wprost w elektrownię atomową, dwa pociągi, które mogłyby podczas zderzenia spowodować klęskę w mieście, awarię w elektrowni, trujący gaz. To ataki Xany z pierwszych 5 odcinków pierwszej serii CL. Wiem, że w live-action może trochę ograniczać możliwości, ale to nie jest powód, aby od razu niszczyć całą inwencję i sprowadzać wszystko do jednego sposobu atakowania. Chyba można coś więcej wymyśleć.

Jak więc widać, tekst był – przynajmniej w tej części, którą zdążyłem napisać – dość krytyczny, jednak nie z pozycji totalnego negowania całości Ewolucji. Zresztą, jak miało się to okazać przy premierach kolejnych odcinków, ta seria stawała się coraz lepsza. Pisałem w tekście o dylemacie, dla kogo Moonscoop tworzył Ewolucję: czy dla weteranów, czy też dla nowych widzów, i wydaje mi się, że to jest kwestią, którą wielu przy ocenie tej serii kompletnie olewało, choć moim zdaniem jest ona bardzo istotna. Wiemy, jaki okres dzieli powstanie 4 serii i powstanie Ewolucji – 5 lat. Niby niewiele, ale jednak w ciągu tej pięciolatki pojawiła się nowa grupa odbiorców. Gdyby Moonscoop chciał tworzyć kolejną serię tylko dla tych starych (w przenośni, choć teraz coraz bardziej dosłownie) fanów, to tak naprawdę nie tworzono by żadnego „Evolution”, nie wchodzono by w live-action, a całość zrobiono by tak jak zapowiadano wtedy, gdy mówiono o Code Lyoko: Reloaded. Może i wtedy wyglądałoby to inaczej, może byłaby to kontynuacja zadowalająca wszystkich, albo prawie wszystkich. Ale dalej byłby to serial dla mniej więcej tej samej grupy odbiorców. Nie mówię, że niemożliwym by było przyciągnięcie nowych widzów w takiej sytuacji, ale oni mieliby wtedy pewien mętlik w głowie, bo wrzuceni byliby zapewne w środek fabuły (po angielsku coś takiego ma wdzięczną, choć nieco nieprzyzwoitą nazwę „mindfuck”). Natomiast w Ewolucji mamy coś, co nazywam dwutorowością. Starzy widzowie będą szukać w tej serii kontynuacji historii podjętej wcześniej, natomiast nowi, którzy nie mieli wcześniej do czynienia z tym uniwersum, będą traktować to jako zupełnie nową historię, i będą to nieco inaczej traktować. Możliwe że potem sięgną po poprzednie serie, jeśli się dowiedzą, że ta historia miała już wcześniej swoje bogate rozwinięcie. Z tego też powodu to, co dla weteranów może być wadą, dla tego nowego pokolenia fanów wcale wadą być nie musi, bo nie widzą nic złego na przykład w tym, że Odd nie ma irokeza (a pewnie gdyby miał to by gadali że dla kasy sobie czuba na łbie postawił).

Spór o Ewolucję w zasadzie toczy się cały czas, choć może nie jest to już w większości przypadków tak burzliwe i emocjonalne jak w 2013, czemu w sumie trudno się dziwić, bo jednak przez ten czas zdążono się nieco oswoić z Ewolucją, nawet niektórzy fani, deklarujący się w 2013 jako osoby, którym nowa seria się nie spodobała, teraz chcieliby kontynuacji, nawet w ewolucyjnej formie. Wynika to z wielu kwestii, które zapewne wyjdą w kolejnych rozdziałach. Zresztą i tak w tym rozdziale wszystkiego związanego z tym sporem nie opisałem. Ale na to przyjdzie jeszcze odpowiedni moment.

Rozdział 6 – Linia awaryjna

Po tym jak na początku lutego mieliśmy drobne zamieszanie w kwestii emisji serialu w Polsce, przez pewien czas mieliśmy praktycznie powrót do rutynowych newsów. Na 28 lutego zapowiedziano angielską premierę Evolution, więc mieliśmy jeszcze czas by się do tego przygotować. 6 lutego odbył się kolejny twitcam z Quentinem i Melanie, dzięki czemu mogliśmy podać kilka interesujących szczegółów, na przykład o tym, że aktorka wcielającą się w postać Aelity, czyli Léonie Berthonnaud, wyjechała na rok do Afryki, by tam studiować. Dowiedzieliśmy się też, że nowa seria ma zadowalającą oglądalność. Dokonywała się także stopniowa aktualizacja strony, poprawialiśmy i dodawaliśmy informacje w niektórych działach, były także drobne zmiany graficzne. Zbliżaliśmy się też powoli do półmetka serii, co miało oznaczać przerwę w emisji na jakiś czas.

14 lutego ogłosiliśmy postępy co do aktualizacji, zapowiadaliśmy kolejne zmiany. Wszystko kręciło się nieźle. Do 18 lutego , to był poniedziałek. Jeszcze w weekend wszystko działało, podaliśmy informację o kolejnym odcinku. Nic nie zapowiadało awarii. Ta jednak nastąpiła. Gdy w poniedziałek po południu chciałem wejść na stronę by sprawdzić, czy czasem nie dostałem jakiejś wiadomości od admina. A tu się pojawia błąd, strona się nie wczytuje. Sprawdziłem Lyokokod Szympiego. Nie wczytuje się. Sprawdziłem także KLPX Lyokoherosa (wtedy jeszcze używał w fandomie swojego imienia i na swojej stronie nazywał się MaciejDoragon), też nie działa. To oznaczało jedno: serwery od darmowych stron musiały się schrzanić. Ta wersja wydarzeń została potwierdzona, gdy admin skontaktował się ze mną poprzez system prywatnych wiadomości na Forum.CodeLyoko.pl.

Ano właśnie… myślę, że to dobry moment, by nieco odejść od głównego wątku tego rozdziału i poświęcić trochę miejsca na to, by opowiedzieć, cóż to za twór był. Tak więc, przenosimy się w przeszłość, do 2011 roku. Wtedy to właśnie powstaje Forum.CodeLyoko.pl. Założycielem był niejaki HubertOdd, on też był pierwszym adminem. Funkcję tę pełnili także (choć nie mam pewności czy od samego początku) Amarantine i Likki, który w późniejszym okresie stał się tym wiodącym administratorem, głównie dlatego że Hubert po pewnym czasie miał wywalone na forum. Najbardziej to było widać wtedy, gdy kończył się termin ważności serwera (forum było postawione na dość popularnym silniku firmy IPS, używanym na różnych forach do teraz, jednak kosztowało to parę stów). Zazwyczaj wtedy otwierano temat na forum i roztrząsano publicznie sprawę zapłacenia na serwer. Trochę się to ciągnęło, bo z jednej strony był argument „ja i tak już nic tu nie piszę, więc nie zapłacę”, z drugiej strony natomiast „skoro to zakładałeś, to powinieneś płacić”. Pojawiały się nawet pomysły na zorganizowanie składki wśród użytkowników, ale nie doszło to do skutku z racji tego, że nie znalazłoby się zbyt wielu chętnych. I tak potem kończyło się pokojowo, serwer był opłacony i „money drama” dobiegała końca. Gdzieś do 2014 roku to było bardzo aktywne miejsce spotkań Lyokofanów, nawet jeśli czasem dochodziło do pewnych ekscesów.

Razu pewnego, pod koniec lutego 2013 roku, dwóch użytkowników (bodajże Adasiekkk i Beniak) postanowiło zrobić żarcik na Wikipedii. Jak wiadomo, czasem z weryfikacją treści tam zawartych jest dość ciężko. Tak więc postanowiono dopisać własne opisy dotychczas wyemitowanych odcinków Ewolucji. Po części się zgadzały, ale były zrobione w taki sposób by ośmieszyć nową serię, zawierały też dość sporą dawkę żartów, które można opowiadać po 23. Swoją drogą to też nie był jakiś wyszukany poziom, wiecie, żarty z miesiączki takie dojrzałe… albo w zdaniu „Grupa oficjalnie przyjmuje Laurę jako członka” ostatnie słowo to hiperłącze prowadzące do hasła „Penis”. Podobna kreatywność bije przy fragmentach, gdzie firma produkująca serial jest nazywana „Księżyc z Kupy”, co ma stanowić aluzję do nazwy „Moonscoop”. Te „perły humoru” zostały dość szybko usunięte z Wikipedii (choć i tak zapisały się w historii edycji i można wciąż to poczytać), ale zrobiono zrzuty ekranu, by pochwalić się wielce bohaterskim czynem napisania kretynizmów. Wywiązała się z tego dość burzliwa dyskusja. Jedni uważali, że w zasadzie nie ma co się oburzać, bo to były tylko żarciki, które nikomu krzywdy nie zrobiły. Inni zaś określili to jako profanację serialu i rzecz, której nikt, kto jest fanem Kodu Lyoko, nie ważyłby się nawet w myślach popełnić, niezależnie od tego, jakie miałby zdanie o Ewolucji. Przy czym takich wypowiedzi było na forum mniej. Ja byłem trochę tak zmieszany całą sytuacją. Z jednej strony wyglądało to jak może niezbyt niewinny, ale wciąż żarcik, z drugiej strony głupie to było cholernie, i strasznie niedojrzałe, poza tym jednak jakieś poszanowanie do ulubionego serialu i do jego twórców powinno się posiadać. A i tak uważam, że nasz fandom nie ma takiego fanatycznego podejścia do produkcji jak w niektórych innych środowiskach, gdzie każdy, kto choćby podważy tezę, że dany serial czy kreskówka to cud nad cudami, z miejsca jest uznawany za wroga. Całe zdarzenie w swoich „Wiadomościach Kadic” opisał Lyokoheros (wtedy jeszcze nazywał się Maciej) w artykule pod nazwą „Forum staczania się ciąg dalszy”. W zasadzie to była druga część tego artykułu, bo pierwszą wypełniała inna sprawa.

W 2012 roku Maciej został na forum moderatorem, wtedy też mniej więcej inny z „zielonych” (tak określano moderatorów z racji tego, że tytuł tej funkcji pisze się na różnych forach często na zielono), czyli Dragon, zapowiedział bezwzględną walkę z przekleństwami na forum (a tam autocenzor był nałożony tylko na shoutbox). Maciej od razu się do tego dołączył, choć jak sam przyznaje, początkowo nie był on tak zdecydowany w tej walce. Ale potem to się zmieniło. I to spowodowało pewne pretensje ze strony użytkowników, pojawiły się zarzuty o nadużywanie władzy moderatorskiej. Czyli klasyk i evergreen na każdym forum. Zawsze pojawi się ktoś, kto będzie uważał, że „kolorek” namieszał w głowie i się nadużywa pozycji. A jak to wyglądało w omawianym przypadku? Otóż zaczęła się ta walka z wulgaryzmami, i niektórzy użytkownicy mieli pretensje, iż dostają ostrzeżenia za słowa, które według nich nie są wulgarne, albo są „lekkimi” przekleństwami. Problem tutaj polegał na tym, że nie ma jakiejś sztywnej definicji na to, co jest wulgaryzmem „lekkim”, a co „ciężkim”. W zasadzie każdy ma swoją miarę w tej kwestii. Dla jednych wulgaryzmami będą tylko te wyrazy, które telewizja cenzuruje, a dla innych nawet „cholera jasna” będzie uznawana jako zakazane wyrażenie. I tu był właśnie pies pogrzebany. Bo strona moderatorska była bliżej tego drugiego sposobu, natomiast użytkownicy stosowali raczej łagodniejszą zasadę. Zrobił się z tego pewien dym, chyba nawet zaczęto weryfikować pod tym względem teksty fanficków, ale tutaj dość szybko wprowadzono poprawkę do regulaminu, zezwalającą – oczywiście w umiarze i wraz z zamieszczeniem odpowiedniej notki na początku opowiadania – na stosowanie tych wyrazów, które w słownikach oznacza się jako „wulg.”.

Z racji tych słów posypało się nieco ostrzeżeń, nie była to jakaś może wielka lawina, ale coś wpadło. Pamiętam też, że niektórzy zarzucali wciskanie przez moderatora swoich poglądów innym. Miało się to odbywać w dziale „Na poważnie”. Z tym działem to też jest ciekawa sprawa. Choć samo forum dotyczyło tak naprawdę kreskówki dla młodzieży, to lwia część użytkowników łapała się już do czegoś, co nazywam „ubertargetem”, czyli grupą osób, która jest już poza grupą docelową danej produkcji. Więc takie osoby nie będą ciągle tylko o jednym na forum rozmawiać, więc utworzono całkiem rozbudowany Hyde Park. Zresztą na wielu fanowskich forach wielu produkcji, lepszych lub gorszych, coś takiego jest praktykowane. I tam właśnie był też dział „Na poważnie”, przeznaczony do głębszych rozważań i dyskusji. Przynajmniej w teorii. Chociaż w praktyce też się okazywało że można tam toczyć głębokie dyskusje, z tego co teraz kojarzę to był wątek o aborcji, o homoseksualizmie, o karze śmierci, więc dość gruby kaliber. Sam nawet założyłem temat o katastrofie pod Smoleńskiem, tam padł pewien dość szalony pomysł, aby puścić do Macierewicza cynk, że za katastrofę jest odpowiedzialny Xana. Wtedy to potraktowano jako pewne science-fiction (nawet dobry pomysł na opowiadanie swoją drogą, tajemna siła powoduje katastrofę państwowego samolotu, a tylko 6 osób wie, kto jest sprawcą, i wszystkie z nich są niepełnoletnie – zastrzegam prawa autorskie!), jednak wtedy gdy piszę te słowa (kwiecień 2017) to mam coraz większe wrażenie że ktoś by w to mógł naprawdę uwierzyć.

OK, to wracamy do 18 lutego 2013. Wiedziałem, że coś się stało. Nagle spostrzegłem, że otrzymałem wiadomość na skrzynkę na forum. To był admin naszej strony. Po nicku nie za bardzo poznałem, bo on tam działał jako „mati19”, wspólna była tylko liczba, a i też za dużo się tam nie udzielał. Z wiadomości dowiedziałem się, że padł cały serwer odpowiedzialny za obsługę stron na darmowych domenach, a jego naprawa potrwa kilkanaście godzin. Tak naprawdę to drogę korespondencji przez forum stosowaliśmy tylko przez jeden dzień, bo już następnego dnia admin dotarł do moich personaliów na Facebooku (spokojnie, za dużo tam nie ma, tylko podstawowe dane), więc przerzuciliśmy się na tą drogę, którą nazywałem „niebieską linią” (od koloru Facebooka). I praktycznie tak już zaczęliśmy się stale komunikować, a tylko teksty przesyłaliśmy przez stronę. To chyba najwygodniejsza forma komunikacji, od tego momentu mogliśmy przekazywać sobie sugestie nawet na przerwie w szkole. Sam pamiętam jak kiedyś na przerwie chodziłem na boisko szkolne i na parapecie zewnętrznym sali gimnastycznej uzgadniałem sprawy nagłówków czy też inne kwestie. Cały kryzys związany z awarią strony skończył się 20 lutego, tego dnia wypuściliśmy oświadczenie wyjaśniające sytuację. Okazało się, że ostatnia kopia danych pochodziła z 15 lutego, wszystko co opublikowaliśmy po tym dniu zostało wykasowanie. Z tego też powodu musieliśmy jeszcze raz podać te wieści, które wyparowały z racji awarii. Trochę tego było, bo przed zepsuciem się serwera podawaliśmy linki do 7 i 8 odcinka Evolution, w zasadzie przy numerze 7 było tak, że wtedy była pewna obsuwa z publikacją wersji z angielskimi napisami, pojawiła się ona dopiero 6 dni po emisji we Francji. Zwykle tłumaczenie znaliśmy już na drugi dzień. I tak już było z odcinkiem ósmym.

Niebieska linia była istotna przy podjęciu pewnej ważnej decyzji o publikacji informacji niezwiązanej z naszym fandomem. Rzadko zdarza się tak, aby strona fanowska, niezależnie czego by dotyczyła, publikowała wieść, która nie dotyczy tematyki. Praktycznie rzecz biorąc to w naszym fandomie, za czasów zanim jeszcze pracowałem na stronie, był tylko jeden taki przypadek. 10 kwietnia 2010 – katastrofa smoleńska. Wtedy na Lyokokodzie u Szympiego pojawiła się nadzwyczajna wiadomość o tej tragedii. W zasadzie za dużo nie trzeba było pisać, więc depesza ograniczyła się do przedstawienia, a raczej próby opisania uczuć które towarzyszyły Szympiemu podczas dowiadywania się o katastrofie, do tego dołożono informację o tym że skórka strony będzie żałobna, shoutbox i część forumowa będzie aktywna, ale żaden nowy news się nie pojawi. Gdy po chyba 6 latach, przy okazji dyskusji na temat fandomowych stron, pojawił się ten wątek, zastanawialiśmy się wraz z Lyokoherosem, czy przerwa w publikacji informacji jest do czegoś potrzebna. Wiadomo, teraz nam łatwo bo patrzymy na to z pewnej perspektywy czasowej. Z jednej strony wtedy było w zasadzie dość łatwo podejmować takie kroki, bo kwiecień 2010 był w fandomie okresem posuchy (w zasadzie to gdzieś do 2011 wręcz była „wielka smuta” w światowym fandomie). Nie było wtedy odcinków, więc nie było aż tak wiele do podawania. Z drugiej jednak strony samo podanie informacji, szczególnie jeśli wtedy by premierowo emitowano odcinki we Francji, nie byłoby nie wiadomo jakim występkiem przeciwko zarządzeniu o żałobie narodowej. Więc gdybym wtedy kierował stroną to zapewne nie robiłbym przerwy w publikowaniu informacji. Zwłaszcza że z powodu tej decyzji informacja o powstaniu projektu pod nazwą IFSCL poszła nieco później niż w światowym fandomie. Tam poszło to 13 kwietnia, w Polsce jakiś czas potem.

Okazja, na całe szczęście nie tragiczna, do tego by podać informację nadzwyczajną, nadarzyła się 13 marca. Był to kolejny dzień konklawe w Watykanie, spowodowane bezprecedensowym wydarzeniem – abdykacją papieża Benedykta XVI. O samej abdykacji nie puszczaliśmy wieści, jednak konklawe komentowaliśmy na shoutboxie. 13 marca wieczorem z komina w Watykanie zaczął wydobywać się biały dym, znak że nowy papież został wybrany. Zaczęliśmy sobie o tym rozmawiać na shoutboxie, i mniej więcej około 20:30, wtedy gdy już wiedzieliśmy, jak się nazywa i jak wygląda następca Benedykta, admin napisał do mnie na „niebieskiej linii”. Przez pół godziny dyskutowaliśmy nad tym, czy puścić informację o papieżu Franciszku na stronę. W końcu stanęło na tym, że to jest tak nadzwyczajne wydarzenie, że możemy o nim napisać. Sporządziłem tekst na podstawie depesz z PAPu i włoskiej agencji ANSA, admin dodał jeszcze świeże zdjęcie, i o 21:15 opublikowaliśmy newsa. Co prawda niektórzy (głównie na Forum.CodeLyoko.pl) się dziwili, czemu żeśmy to zrobili, ale argument o nadzwyczajności i doniosłości wydarzenia był tu absolutnie wystarczający.

Rozdział 5 – Jedna jaskółka wojny nie czyni…

Koniec stycznia 2013 wyglądał praktycznie podobnie jak wcześniejsze dni tego miesiąca. Wszystko toczyło się swoim rytmem, pojawiały się nowe odcinki, były informacje o tytułach następnych epizodów. Francuska strona CodeLyoko.fr zanotowała w tym czasie 5 milionów unikalnych odsłon. Z tej okazji wymyślono, że wreszcie przetłumaczą stronę na angielski. Co prawda zapowiedziano też, że może to potrwać nieco dłuższy czas, ale jednak zrobiono to. Chyba w połowie 2014 ukończono większość prac. Obecnie prawie wszystko jest przetłumaczone, tylko nieliczne strony pozostały wyłącznie po francusku, ale to już tylko drugorzędne.

Pod koniec stycznia postanowiliśmy także jeszcze raz zwrócić się do kierownictwa Teletoona z pytaniami w sprawie emisji. W końcu do rozpoczęcia nadawania KL został już tylko miesiąc, a 2 miesiące dzieliły nas od premiery Ewolucji. Pamiętam, że wtedy wysłałem im zapytanie co do dubbingu, a dokładniej o kwestię tego, czy w nowej serii będzie kontynuowany dubbing z taką obsadą jak w poprzednich sezonach. Sprawa interesowała także innych fanów, niektórzy się nawet wypowiedzieli na Facebooku. Odpowiedź od redakcji Teletoona otrzymałem 28 stycznia, 4 dni po tym jak wysłałem im pytanie. To był dość długi okres, jednak w tamtym czasie i tak sprawnie odpowiadano na pytania widzów. Teletoon odpisał, że jest planowane pozostawienie takiej samej obsady aktorskiej, szczególnie w sytuacji, gdy mają być wyemitowane poprzednie serie, do których dubbing tworzono w latach 2005-08. Postanowiliśmy w naszej redakcji wypuścić informację w notce razem z tytułem 8 odcinka CL:E. Było to 31 stycznia. Następnego dnia stało się coś, czego nikt się nie spodziewał…

Jak dotąd wszystko było jasne, w marcu emisja serii animowanej, a od kwietnia premiera Ewolucji. Sprawa powrotu KL po 3-letniej przerwie na antenę interesowała wiele osób, nie dziwił więc fakt, iż napływało wiele pytań od wielu fanów w tej kwestii, także pod postami o innych sprawach (więc nie tak jak potem niektórzy sugerowali, że niby ja tylko wysyłałem pytania). Takie pytanie pojawiło się właśnie 31 stycznia. Spodziewaliśmy się w redakcji, że stacja odpowie tak jak zawsze, podając te 2 miesiące, o których wiadomo było od grudnia. Z tego właśnie względu sprawdzenie strony facebookowej i zobaczenie, czy odpisali, wydawało się formalnością. Okazało się jednak, że wraz z tą odpowiedzią wypłynęły nowe fakty. Niestety, nie były one zbyt optymistyczne. Na plus można zaliczyć szybkość odpowiedzi, nadeszła ona już 1 lutego. I to był w zasadzie jedyny plus.

Kierownictwo Teletoona odpisało wtedy tak: „My jeszcze sami nie znamy planowanej daty emisji Kodu Lyoko (nie została ona ustalona póki co).” Już to jedno zdanie mnie strasznie zdziwiło. No bo jak, od grudnia wiadomo o tym, że emisja jest planowana na marzec, co było kilka razy potwierdzane przez stację, a tu nagle oni nie znają daty, o której wiedzą redakcje, bo korzystały z informacji od Teletoona. Do tego dowiadujemy się, że data nie została ustalona. Czyli że nagle, nie wiadomo dlaczego, ustalenia z grudnia okazują się nie tyle poddane jakiejś poprawce, bo o czymś takim moglibyśmy mówić wtedy, gdyby kierownictwo powiedziało coś w stylu „słuchajcie, planowaliśmy to na marzec, ale niestety jest nam przykro, i musimy to przełożyć na jakiś czas”. Nic takiego nie było. W jednym momencie uznano, że nie było żadnych wzmianek o marcu, o kwietniu, nie było żadnych wpisów na ten temat, totalna amnezja. Co prawda nie usunięto tego, i wciąż to jest dostępne, ale łatwiejszy dostęp do tak starych wpisów mają głównie autorzy, o ile nie opróżniają skrzynek e-mailowych, gdyż dzięki powiadomieniom e-mailowym z Facebooka można do tego dotrzeć. To wina Zuckerberga, że nie zrobił jakiegoś systemu wyszukiwania w postach gości na stronach fanowskich. A potem się człowieku męcz, gdy nagle, po 3 latach, okazuje się to dość potrzebną wiedzą…

Tak czy inaczej, już sam ten fragment oświadczenia zmienił sytuację. Ale był jeszcze dalszy ciąg. Mowa była o tym, że sprawa emisji zależy od pewnych czynników. Jakie to były czynniki? Tego się nie dowiedzieliśmy. Zastanawiające było to zdanie: „Gdyby zależało to tylko od nas, byłoby w marcu na 100%”. Z tych słów wynikało, iż kwestia emisji serialu zależy jeszcze od kogoś, od jakiegoś innego podmiotu. Logiczne było, że chodzi tu o MoonScoopa. I tutaj pojawia się dodatkowa kwestia. Pod koniec 2012 roku, mniej więcej wtedy, gdy otrzymaliśmy pierwsze oficjalne potwierdzenie z kierownictwa Teletoona, francuska redakcja podała komunikat o sprzedaży praw do emisji. Pojawiało się to już w poprzednich latach, była to wyliczanka stacji telewizyjnych, które kupiły prawa do emisji. Tym razem były stacje z Izraela, Portugali, byłej Jugosławii, figurowała tam również Polska. Podkreślano także, że tym krajom sprzedano od razu prawa do Ewolucji w pakiecie z poprzednimi 4 seriami. To oznaczało praktycznie, że Teletoon mógł zacząć emitować serial praktycznie nawet w styczniu 2013. Czyli ze strony MoonScoopa było wszystko załatwione, i to raczej strona polska mogła coś nawalić.

W redakcji postanowiliśmy, że oświadczenie Teletoona przedstawimy w całości, dodając tylko kilka słów przypominających poprzednie stanowisko stacji w tej sprawie. Jak na razie nie trzeba było pisać jakiejś dogłębniejszej analizy i porównania tego, co mówią ludzie z telewizji, z tym co jest w rzeczywistości, to jeszcze nie był ten etap. To nawet w zasadzie jeszcze żadna wojna teletoońska nie była. Ba, nawet nikt nie myślał, że takie określenie powstanie.

Możliwe że podczas czytania tego rozdziału niektórzy powiedzą „Toć oni już wtedy kręcili, a wyście tego nie widzieli?”. Teraz, z perspektywy paru lat, gdy przypominam sobie pewne sprawy w celu ich opisania, to istotnie to tak wygląda, szczególnie jeśli weźmiemy pod uwagę to, iż dalsze etapy coraz bardziej przypominały zabawę w kotka i myszkę z widzami, aniżeli postępowanie poważnej stacji telewizyjnej, co opiszę w następnych rozdziałach. Problem był taki – nawet gdybyśmy już wtedy mieli jakieś podejrzenie, że redakcja Teletoona kłamie, to nie moglibyśmy jeszcze tego podać. Było jeszcze zbyt wcześnie, poza tym nie mieliśmy zbyt wielu dowodów, a praktycznie to nie mieliśmy żadnych. Tak naprawdę nie można było po jednym oświadczeniu stacji od razu postawić tezy „Oni nas oszukują!”. Trochę zaufania się tutaj przydało. Tak naprawdę to wtedy jeszcze mieliśmy nadzieję, że w najbliższych dniach sytuacja się jakoś wyklaruje, kierownictwo Teletoona doprecyzuje swoje stanowisko, poznamy dokładną datę premiery i będziemy mogli sobie spokojnie czekać. Naiwni byliśmy. Ale, jak już pisałem, wtedy jeszcze nie wyglądało to aż tak strasznie by walić w bęben na alarm. Owszem, informowaliśmy, i smuciło nas to. Ale to jeszcze nie był ten etap.