Rozdział 41

Wiadomość o pomyłce lekarskiej bardzo ucieszyła przyjaciół Yumi. Najbardziej kamień z serca spadł Ulrichowi, zdarzyło się wręcz, że się wzruszył ze szczęścia. Co prawda mieli oni z tyłu głowy to, iż nawet jeśli z ludzkiego punktu widzenia jest to happy end, to pod względem profesjonalizmu medyków mamy do czynienia z wielkim zgrzytem. Nie psuło to jednak nastrojów naszych bohaterów. Poza tym mieli oni inne sprawy na głowie.

Przygotowania do wprowadzenia nowego regulaminu miały się ku końcowi. Dokonano pomiarów do mundurków, miały one niedługo trafić do uczniów. W międzyczasie Sissi oficjalnie została pasowana na tamburmajorkę, co obserwowała jakieś kilkadziesiąt osób. Reszta szkoły zbyt wiele nie straciła, bo i tak w internecie oraz miejscowej gazecie wydawanej przez koncern paliwowy pojawiły się obszerne relacje z wieloma zdjęciami. Zapomniano tam jednak wspomnieć, iż orkiestra, sprowadzona ze szkoły im. Kaczora Donalda, fałszowała zarówno „Marsyliankę’, jak i „Marsz Żandarmów z Saint Tropes”, zagrany na koniec, a jedyne, co wyszło czysto, to tremolo, czyli ciągłe walenie w werbel przy momencie przekazania pałki tamburmajorskiej.

Yumi, jak i reszta grupy opozycjonistów, jak się sami nazwali, coraz intensywniej myśleli nad akcją strajkową. Wiele pomysłów wymieniano za pomocą serwera na Discordzie, przez co można było się porozumiewać bez konieczności spotkania. Jednak ze swoimi przyjaciółmi Japonka postanowiła omówić pewne kwestie osobiście.

– W tym momencie największym problemem jest moment rozpoczęcia strajku – rzekła czarnowłosa dziewczyna. – Od tego zależy całość naszych działań.

– Nie możemy tego zacząć od razu, pierwszego dnia po wprowadzeniu mundurków? – zapytał Odd.

– To byłoby zbyt proste, zbyt łatwe do rozbicia i dawało sygnał, iż zależy nam tylko na ubiorze – odpowiedziała Yumi. – A tak naprawdę mundurki są tylko symbolem. Ważnym, owszem, ale symbolicznie. Nam zależy na zmianach w całym regulaminie.

– Myślisz, że to możliwe? – z lekkim wahaniem w głosie odezwała się Aelita. – Przecież dyrekcja się tak łatwo nie ugnie i nie zmieni tego, nad czym tak długo pracowała.

– W takim razie będziemy protestować aż do skutku. Może damy tym samym impuls innym szkołom do tego, by też zaczęły strajkować.

– Sądzisz, że należy do tego wciągać inne placówki?

– Bez tego zbyt wiele nie zdziałamy. Bo co wtedy by było? Bunt jednego zespołu szkół, który łatwo będzie można zgasić. Jeśli zrobimy z tego początek ogólnoparyskiego, a nawet ogólnokrajowego strajku, to możemy doprowadzić nawet do dymisji ministra.

– Yumi… – zaczął głośno myśleć Jeremie. – Dymisja? Czy to nie jest zbyt wysoko postawiona poprzeczka?

– Sky is the limit, jak mawiają – odpowiedziała Japonka. – A jeśli zrobi się naprawdę spora zadyma, taka jak przy próbie podwyższenia wieku emerytalnego, to różne rzeczy mogą się wydarzyć.

– Tak, tylko… zadymy były, rozróby były, a rząd i tak dopiął swego. Tylko szklarze na tym zyskali.

– W naszym wypadku będzie inaczej. Tylko musimy znaleźć odpowiedni moment. Ale jednocześnie nie możemy go sami sprowokować. Środki perswazji i prowokacji musimy zostawić na dalszą fazę strajku.

– Co więc proponujesz? – zapytał Ulrich.

– Obserwować. Mam już takie wrażenie, że powoli wchodzimy w stan pewnej apatii uczniowskiej. A od tego prosta droga do wybuchu buntu. Wystarczy zobaczyć, jak wszyscy wyglądamy w tych szmatach.

– Prawie wszyscy – wtrącił Odd.

– Masz rację, została ta banda od Sissi łażąca na co dzień w tych ćwiczebnych szmatkach, mimo że treningi są tylko 2 razy w tygodniu. No i ci niby porządkowi. Ale zobaczycie, niedługo zaczną być widoczne pewne zalążki. Wystarczy tylko obserwować i wykorzystać sytuację.

Pierwsze dwa tygodnie funkcjonowania nowych zasad w Zespole Szkół Kadic minęły dość spokojnie. Większość uczniów powoli dostosowywała się do nowego ubioru. Łatwiej miała sekcja mażoretek pod wodzą Sissi, która miała specjalne komplety strojów na każdą okazję wraz z dresami. Oczywiście córka dyrektora postawiła na swoim także w tym przypadku i nawet te najbardziej codzienne ubrania dla niej były osobno szyte, tak aby każdy widział, kto jest najważniejszą tancerką w szkole. Nieco większy wybór od reszty uczniów mieli także ci, którzy zapisali się do legii szkolnej, jednak gdy wypadał komuś patrol na boisku czy korytarzach, to obowiązkowy był mundur w oliwkowych kolorach. Do wyboru były jeszcze czarne albo niebieskie, ale te nie kojarzyły się zbyt dobrze po ostatniej fali zamieszek, jaka wybuchła we Francji po zamordowaniu przez policję 16-latka.

Incydentów praktycznie nie było. Ot, ktoś napluł na posadzkę i dostał mandat, bo miał pecha skierować ślinę pod czujnym okiem porządkowego legionisty. Komuś innemu wymsknęło się brzydkie słowo i również otrzymał reprymendę. Ale nieposłuszeństwa otwartego jak na razie nie było widać.

Wydawać by się mogło, że taki rozwój spraw ucieszy dyrektora szkoły. Jean-Pierre jednak był dość niespokojny. Nie panikował, bo uznawał, że to dobrze, iż uczniowie jak na razie stosują się do zasad. Cieszył się nawet, że udało mu się poskromić własną córkę, co poczytywał sobie za największy sukces wychowawczy w ostatnim 10-leciu bycia rodzicem. Był jednak doświadczonym pedagogiem i miał świadomość, że sielanka nie potrwa długo. Swoimi wątpliwościami podzielił się z gronem pedagogicznym.

– Jak wiecie, na ten moment w szkole nie dochodzi do większych incydentów. Możemy stwierdzić, że społeczność przyjęła nowe zasady. Chciałbym jednak was spytać, czy sami nie zauważacie czegoś, co mogło ujść mojej uwadze.

Większość nauczycieli nie miała żadnych sugestii. Zgłosiła się jednak Suzanne Hertz.

– Owszem, ogólnie jest bardzo dobrze, nawet zaskakująco spokojnie. Są jednak dwie sprawy, nad którymi trzeba się pochylić. Pierwsza to makijaż. Wciąż niektóre uczennice go nadużywają. Dotychczas nie zwracaliśmy na to zbytniej uwagi, ale sądzę, że powinniśmy to zmienić.

– A kto się u nas za bardzo maluje? – spytał dyrektor.

– Cóż… – zaczęła się zastanawiać Hertz. – Na pewno kilkukrotnie zbyt mocny makijaż widziałem u Calliente, tej nowej dziewczyny z Włoch.

– Może to jej sposób na zaadoptowanie się do nowej sytuacji? – podrzucił Gustav Chardin. – Nowa szkoła, nowy dom, nowy kraj i do tego jeszcze wejście w trakcie reformy. Jakoś musi sobie z tym radzić.

– Owszem, ale to nie powód, żeby lekceważyć regulamin. Poza tym widzę ten problem u panien Monroe, Zikaricz, Kordeluk i jeszcze kilku innych, głównie z tej grupy mażoretkowej.

– OK, tu musimy na to bardziej zwrócić uwagę – podsumował dyrektor. – A druga sprawa?

– Obawiam się, Jean-Pierre, że powoli może nam tu rosnąć bunt. Pamiętajmy, że większość uczniów jest w takim wieku, w którym się nie akceptuje narzuconych zasad. I to może się objawić prędzej czy później. Już teraz zauważyłam, że niektórzy uczniowie, dotychczas chętnie wychodzący w czasie wolnym na miasto, teraz tego nie robią, gdyż tam też musieliby nosić mundurki.

– I co w tym złego? Pokazują tym samym, że reprezentują naszą szkołę – odparł Delmas.

– Tak, ale to ich może krępować. Podobno już niektórzy robią tak, że jeśli chcą gdzieś wyjść, to najpierw umawiają się u kogoś, kto nie mieszka w internacie. Idą do domu takiej osoby, przebierają się w nieszkolne ubrania, a potem udają się do centrum handlowego. Gdy nadchodzi pora powrotu, przebierają się w mundurki i idą do szkolnego parku.

– Czy mamy możliwość, by to ukrócić?

– Teoretycznie tak – powiedziała nauczycielka chemii. – Wprowadzić zakaz wychodzenia poza teren szkoły w dni powszednie. Ale nie wiem, czy to nie byłoby zbyt ryzykowne, zwłaszcza że niektórzy uczniowie mają już 18 lat i mogą uznać to za niekonstytucyjne.

– W sumie racja… – przyznał dyrektor. – Ale… z drugiej strony: gdybyśmy zrobili z tego karę? Albo indywidualną, albo zbiorową? Wtedy nikt by się nie mógł do nas przyczepić. W końcu zamykanie na 4 godziny w bibliotece też jest jakimś ograniczeniem wolności, a nikt nam tu nie wyskakiwał z łamaniem praw.

– To dobry pomysł – pochwaliła myślenie dyrektora Hertz.

– Ogłaszamy to jakoś uczniom? – spytał Chardin.

– Nie ma takiej potrzeby – powiedział Delmas, wyraźnie uspokojony rozmową z nauczycielami. – Kto będzie musiał, dowie się w swoim czasie…

Korekta: Azize

Rozdział 40

Klinika Badań Onkologicznych znajdowała się jakieś 70 kilometrów od domu państwa Ishiyama. Była uznawana za najbardziej cenioną w tej części Europy. Choć Yumi bała się tego wyjazdu, to jednak musiała w końcu to zrobić, by mieć pewność, co się dzieje z jej ciałem, czy w środku ma okupanta, który próbuje przejąć jej organizm. Badania trwały dość długo, ale zaletą przeprowadzania ich w tym ośrodku był fakt, że nie trzeba był oczekiwać na wyniki przez kilka tygodni. Otrzymywało się je tego samego dnia.

Japonka siedziała zniecierpliwiona na korytarzu. Przejrzała już wszystkie gazety leżące na stoliku, były to głównie stare numery pism typu „Żryj mniej” oraz „Żyj zdrowo”, ale znalazło się też parę pism o polityce. Po około godzinie pielęgniarka poprosiła ją do gabinetu. Za dość długim biurkiem siedział brodaty okularnik w białym kitlu. Spojrzał na dziewczynę.

– Panna Ishiyama, jak sądzę?

Yumi potwierdziła.

– Proszę usiąść. Mam już wyniki i to co zobaczyłem, jest wręcz niewiarygodne… – lekarz zawiesił głos.

Dziewczyna momentalnie zbladła na twarzy.

– Jest aż tak źle…? – zapytała z drżeniem w głosie.

– Fatalnie! Straszliwie fatalnie – odparł lekarz. – Jak można być tak nieodpowiedzialnym koniowałem, żeby w taki sposób przeinaczyć wyniki badań? Przecież one są kompletnie sprzeczne z tym, co wyszło teraz. Co oni, kurwa, wygrali dyplomy w chipsach? – ostatnie słowa medyk wręcz wykrzyczał.

Yumi przestawała powoli rozumieć, co się dzieje.

– Ale co to oznacza, mam tego… raka?

– Panna? Raka? – brodacz zaczął się śmiać. – Kochana, ty jesteś zdrowa jak rydz! To ten doktorek z bożej łaski, który robił pierwsze badania, jest chory na coś, najpewniej na głowę. Jak oni w tych akademiach medycznych uczą… – mężczyzna wstał i zaczął chodzić po gabinecie. – Przyjmują kogo popadnie, wykładają po łebkach, nie sprawdzają wiedzy tak jak powinni. A panienka wie, jak to było za moich czasów, 25 lat temu?

Japonka pokręciła przecząco głową.

– Musieliśmy się uczyć wszystkiego na pamięć, od A do Z. Nie było żadnych internetów, ściąg, pomocy na kolokwiach, dodatkowych terminów. Albo umiałeś, albo wypierdalaj do innej pracy. Szkolono elitę. A teraz… marność nad marnościami, byle tylko etaty wypełnić. A najgorsze, że tak się dzieje wszędzie. W polityce, w wojsku, w szkolnictwie, ba – nawet kasjerki w Auchanie są mniej kompetentne niż 20 lat temu i nie potrafią liczyć w pamięci.

Po kilku minutach doktor się uspokoił i wyjaśnił jeszcze raz zadowolonej dziewczynie, że nie musi się niczego bać i jest kompletnie zdrowa. Gdy Yumi wyszła wręcz w podskokach z gabinetu, mężczyzna w średnim wieku podniósł słuchawkę wewnętrznego telefonu łączącego go z pokojem pielęgniarek i powiedział:

– Siostro! Proszę jedną dawkę cofeinian aluminum carbonatum liqudio pure.

– Przepraszam, czego? – zdziwiła się kobieta po drugiej stronie słuchawki.

– Puszkę Pepsi! A, zapomniałem, was już nie uczyli łaciny na studiach…

Jeremie zmierzał do galerii handlowej. Zamierzał kupić sobie przystawkę do telewizora, która pozwalałaby mu działać tak, jakby miał już technologię Smart TV. Uznał, że nie ma sensu wydawać prawie tysiąca euro na nowy telewizor, skoro można kupić urządzonko za może dziesięć procent ten ceny. Okularnik postanowił także zajrzeć do księgarni. Jeszcze przed wyjściem dostał jednak wiadomość od Milly z prośbą, czy się może spotkać z nią i Tamiyą w sprawie strajku i całej sytuacji związanej z nowym regulaminem. Dziewczyny wiedziały, że teraz nie ma potrzeby niepokoić tym Yumi. Chłopak zgodził się na spotkanie, dlatego wziął ze sobą trochę dokumentów pozyskanych z internetu. Dotyczyły one postępów w wprowadzaniu reformy w kilkunastu francuskich szkołach.

Gdy Jeremie przyszedł do strefy gastronomicznej, dziewczyny właśnie tam dochodziły.

– Bierzecie coś do jedzenia? Mogę postawić – zaproponował.

– Spokojnie, nie trzeba, przyszliśmy tu w sprawach wagi państwowej, a nie na randkę – odpowiedziała ze śmiechem Tamiya.

Gdy wszyscy zamówili już swoje posiłki i je odebrali, można było przejść do konkretów.

– Wciąż się zastanawiam – zaczęła Milly – dlaczego Delmasowi tak zależy na tej reformie? Przecież wcześniej aż tak nie cyrkowano. A teraz mundurki, jakieś wybieranie uczniów do pilnowania zasad, jakby on tu jakiś cel dodatkowy miał w tej nadgorliwości.

– Bo ma – stwierdził Jeremie. – A przynajmniej takie mam wrażenie. Przecież on nie będzie wiecznie dyrektorem, przepisy na to nie pozwalają. Za to bez limitu kadencji można zostać kuratorem oświaty. Wiecie, z jakiego grona zazwyczaj wybiera się kuratorów?

– Z byłych nauczycieli? – z lekkim wahaniem w głosie odpowiedziała czarnoskóra dziewczyna.

– Dokładniej z byłych dyrektorów. Mają największe doświadczenie, jeśli chodzi o zarządzanie, a do tego mogą pomóc swoim placówkom z oddali. Wiecie, tu się zrobi mniej kontroli, tam się da więcej, jakiś skandal się wyciszy, komuś da pracę…

– Czyli kolesiostwo i własna kariera – rzekła Milly.

– A jakżeby inaczej. Tylko ubrane to wszystko jest w piękne słowa o tym, że to wszystko jest dla naszego dobra, że w taki sposób się bardziej rozwiniemy i wyrośniemy na porządnych obywateli. Takie pierdolenie zwyczajne.

– No, dobra… – zawahała się dziewczyna o czerwonych włosach. – Ale zauważyłyśmy coś jeszcze. My też badałyśmy, jak to wygląda w innych szkołach, rozmawiałyśmy z kolegami z innych gazetek i nie trafiłyśmy nigdy na taki pomysł jak legia szkolna, a już na pewno nie z kimś takim jak Jim.

– To się zgadza, ale co szkoła, to pomysł – Jeremie wyciągnął teczkę, otworzył ją i wyjął z niej notatki. – Na przykład w Zespole Szkół nr 40 wszystkim uczniom klas ósmych zalecono zapisanie się do harcerstwa. Nie było oficjalnego polecenia, ale jak nagle wyszło, że na 120 uczniów tylko 3 nie podjęło zapisu w ciągu tygodnia od tego ogłoszenia, to się zaczęły naciski, perswazje psychologiczne, rozmowy z tekstami typu „a co tak sami będziecie jak te odludki, widzicie że reszta wstąpiła, pójdźcie też, nie zaszkodzi wam odrobina dyscypliny harcerskiej”.

– I co z tą trójką się stało? – zapytała Tamiya.

– Zapisali się, chociaż podobno tam się szykuje jakaś forma sprzeciwu. Z kolei w innej szkole, imienia Ronalda McDonalda, wszystkim kazano chodzić na dodatkowe zajęcia sportowe.

– A co, jak ktoś nie lubi? – wtrąciła się Milly.

– To już jego problem, musiał coś wybrać i się na tym pojawiać, żeby choćby w statystykach to było odnotowane.

– Przecież tak się tylko młodych zniechęci do sportu – powiedziała Tamiya.

– Tak jakby kogoś to obchodziło… – pokiwał głową okularnik.

Po chwili milczenia odezwała się Milly:

– Ale protest w Kadic chyba ruszy, co nie? Nawet bez Yumi?

– Właśnie – dodała Tamiya. – Wiesz może, co z nią?

– Otóż jeśli chodzi o Yumi, to… – Jeremie nie dokończył, gdyż zadzwonił telefon. Chłopak odebrał:

– Tak, Yumi?… To świetne wieści! A co tam wyszło?…. Ech, normalka…tak, tak, zobaczymy się jutro….koniecznie do niego zadzwoń, bo strasznie załamany jest, ale po tej informacji na pewno mu się humor zmieni…ok, do jutra.

Einstein odłożył komórkę.

– Jeśli chodzi o Yumi, to strajk ruszy. Yumi żyje i żyć będzie.

Aelita i Monica siedziały w swoim pokoju. Korzystały z wolnego, a że przybyszka z Włoch jeszcze się nie rozpakowała do końca, różowowłosa postanowiła jej pomóc. Dziewczyna zauważyła, że nowa lokatorka ma ze sobą dość sporo kosmetyków.

– Widzę, że trafiłam na znawczynię makijażu – powiedziała z uznaniem.

– E tam… – skromnie odpowiedziała Monica. – Takie drobiazgi. Przecież to nawet nie jest oryginalne Maybelline albo Max Factor. To są podróbki, kupuję je, bo są dziesięć razy tańsze, a efekt jest praktycznie ten sam. Jeśli nie widać różnicy, to po co przepłacać?

Do pokoju dotarła też niedawno ostatnia walizka z ubraniami. Znajdowały się tam głównie spódniczki i sukienki.

– Ta będzie na dyskotekę, ta na popołudniowe spacery… – mówiła Monica, wieszając kolejne ubrania w szafie. – Dobrze, że mamy sporo miejsca.

– Racja, ale tak naprawdę większości z nich nie pozwolą ci założyć z powodu nowego regulaminu – odpowiedziała Aelita.

– Ktoś mi zabroni?

– Nauczyciele. Zresztą jutro mają nam wszystko powiedzieć, a od następnego dnia musimy nosić mundurki.

– Mam nadzieję, że nie będzie to jakiś badziew rodem ze szkoły dla pensjonarek sprzed 100 lat. Wiesz, spódnice do kostek, golfy niekształtne i inne tego typu archaizmy.

– Szczerze mówiąc to nie wiem, czy będziesz zadowolona… – zaczęła się wahać Aelita. – Ale zobaczymy jutro.

– A zresztą – machnęła ręką Włoszka. – Ja tam zawsze jakiś sposób znajdę, żeby nieco te przepisy obejść. W końcu regulamin jest po to, żeby go łamać. We Włoszech wszyscy tak robiliśmy.

– Dlaczego?

– Żeby wprowadzić odrobinę fantazji w smutne mury szkoły. Sądzę, że tu w Kadic też się coś takiego przyda.

Korekta: Azize

Rozdział 39

Słońce kryło już się za chmurami, jednak Jean-Pierre Delmas musiał jeszcze zostać w swoim gabinecie. Właśnie przeglądał kolejne dokumenty związane z reformą. Wraz z wieloma rewolucyjnymi planami przybyło także sporo biurokracji, jednak po tylu latach w zawodzie nauczyciela, a potem na stanowisku dyrektora, mężczyzna wiedział, że nie uniknie tego żmudnego obowiązku. Miał też jednak świadomość, iż po raz pierwszy coś faktycznie się zmieni, a moment wprowadzenia nowych przepisów nadchodził naprawdę wielkimi krokami.

Równie szybko i w podobnym rozmiarze kroków do gabinetu zbliżał się Jim Morales. Był zaproszony przez swojego szefa na spotkanie w cztery oczy, a późna pora i kameralna atmosfera miały sprawić, że rozmowa odbędzie się w bardziej swobodnej atmosferze. Nauczyciel zapukał do drzwi.

– Wejść – odpowiedział głos.

Wuefista przywitał się z dyrektorem i usiadł na fotelu po drugiej stronie stołu. Położył na nim teczkę.

– Jak widzę, jesteś przygotowany lepiej niż niektórzy uczniowie tej szkoły – powiedział Delmas.

– Staram się jak mogę, szefie – przyznał skromnie nauczyciel.

Dyrektor otworzył teczkę i wyjął z niej trzy kartki zszyte ze sobą. Przez chwilę uważnie zapoznawał się z jej treścią.

– Aż 56 osób? – zdziwił się. – Tylu chętnych jest do legii szkolnej? No proszę, a do tego uczniowie, po których bym się tego nie spodziewał: Poliakoff, Pichon, De Funes… jak ich do tego namówiłeś?

– Mówiąc szczerze, to praktycznie wcale nie musiałem namawiać. Sami przyszli i się zapisywali, zarówno chłopcy, jak i dziewczęta. I to pomimo tego, że myśmy jeszcze im dokładnie nie powiedzieli, co oni tam będą robić.

– Niedługo będziemy mogli. Postanowiłem, że to będzie pewna lekcja odpowiedzialności?

– Co ma pan na myśli? – zapytał Jim.

– Słyszałeś pewnie nieraz, jak uczniowie mówili, że są już dojrzali. Pokażemy im, że dojrzałość to także odpowiedzialność. Członkowie legii będą odpowiadać za to, aby cała społeczność szkolna przestrzegała regulaminu. Dostaną nawet specjalne uprawnienia, by móc egzekwować przepisy. Wszystko po to, żeby nauczyć ich wszystkich jednej lekcji: prawa trzeba przestrzegać i umieć je stosować.

– Myśli pan, że to dobry pomysł?

– Najlepszy. Nic tak nie uczy jak praktyka. A przy okazji pokażemy, że w zależności od pozycji społecznej można mieć zarówno przywileje, jak i obowiązki dodatkowe. Rozpiszę ci jeszcze dokładniej, co to będzie oznaczać, tak aby wyjaśnić to wszystkim legionistom.

– OK, mam ich jeszcze na coś przygotować?

– Tak. Przygotuj ich na to, że wyjadą na tydzień na poligon. A ty razem z nimi?

Nauczyciel był zaskoczony.

– Na poligon? A po co?

– Ministerstwo edukacji zaczęło współpracować z ministerstwem obrony i zdecydowało, że wszystkie takie organizacje paramilitarne będą objęte programem szkoleń wojskowych. Trochę nie wiadomo po co, ale tak postanowili, przynajmniej się dzieci nauczą strzelania i ukrywania się w lesie oraz sadzenia papierzaków.

– To w sumie dobry pomysł – przyznał Jim. – Ale… ja też mam jechać?

– Powinieneś, skoro nimi kierujesz. Dostaniesz dodatek do pensji. Poza tym mówiłeś kiedyś, że byłeś w wojsku.

– Znaczy, no… – wuefista stracił na chwilę rezon. – Byłem, ale głównie w kuchni.

– Nie dowodziłeś oddziałem?

– Tak, dowodziłem. Oddziałem kucharzy. Nie musztrowali nas za bardzo, ale jakieś podstawy znam. Tylko wie pan, panie dyrektorze, prosiłbym żeby to jak na razie zostało między nami.

– Spokojnie, nie masz się o co martwić, poza tym z tego co wiem, to na takich kursach wycisk dostają gówniarze, zaś was, kadrę kierowniczą, będą traktować jako rezerwę.

Dyrektor się rozmarzył:

– Ech… pamiętasz jeszcze te czasy, gdy piło się tani alkohol i śpiewało piosenki? Znam jedną..

Po chwili, podczas której Delmas musiał sobie przypomnieć, jak brzmi melodia, zaintonował:

– Niech żyje nam rezerwa, przez szereg długich lat!

Jim znał ten utwór, więc podchwycił:

– Gdy rezerwiści piją, w Paryżu wódki braaak!

Potem mężczyźni jeszcze długo wspominali młodzieńcze lata, przywołując piosenkę o pobudce zaplanowanej na godzinę piątą, minut trzydzieści, w której dzielny wojak wsiadł do pociągu, pierdolnął drzwiami i tak się pożegnał z kurwami, jak głosił tekst tego utworu.

Ulrich nie wychodził praktycznie z pokoju, chyba że do toalety. Poza tym leżał na łóżku i oglądał telewizję. Chociaż w jego obecnym stanie psychicznym słowo „oglądał” byłoby nieco na wyrost. Po prostu próbował coś rejestrować w umyśle, żeby nie myśleć ciągle o Yumi i wszystkim, co stało się wokół jej diagnozy. Nadal czuł ogromną złość do Sissi, więc postanowił sobie w duchu, że już nigdy w życiu ani słowem się do niej nie odezwie. Nie miał też ochoty na odbieranie telefonów. Gdyby chciał sprawdzić nieodebrane połączenia, to okazałoby się, że Japonka próbowała do niego kilka razy zadzwonić, napisała też trzy smsy. Postanowiła ostatecznie, że pójdzie sprawdzić, co z Niemcem.

Zapukała do drzwi. Nikt nie odpowiadał, ale słyszała głos z telewizora:

-…teleturniej historyczny „Kto kiedy zdechł?”, już jutro o 16:35!

Pociągnęła za klamkę. Ulrich był sam. Ledwo zauważył, że ktoś wszedł.

– Hej, Ulrich… co się stało?

Zobaczyła, że chłopak wygląda dość marnie, z jego oczu widać było, jakby niedawno płakał.

– Yumi…? Co ty tu robisz?

– Wpadłam sprawdzić, dlaczego ode mnie nie odbierasz. Długo tu tak leżysz?

– Nawet nie wiem, straciłem rachubę czasu – Ulrich usiadł na łóżku. Dostrzegł dokładniej, że dziewczyna ma na sobie czarną zapinaną koszulę, pod którą widać było obrys stanika tego samego koloru. Także legginsy i buty trzymały się tej barwy. – Po prostu… jakby ci to wytłumaczyć…

– Powiedzmy wprost: boisz się o mnie, tak…? Widzę to po twojej minie, oczach i zużytych chusteczkach. Płakałeś.

– Tak… ale to dlatego, że się naprawdę martwię, Yumi. Wiem, że początkowo tego nie okazywałem, ale gdy uświadomiłem sobie, że może cię zabraknąć, to poczułem, że mógłbym tego nie przeżyć.

Japonka westchnęła.

– Cóż… musimy być dobrej myśli. Sama też przeżywałam moment bycia w totalnym dole, więc rozumiem, co czujesz. Ale jeszcze nic nie jest pewne. Pojutrze jadę na dokładniejsze badania, może wtedy czegoś się dowiemy.

Ulrich postanowił opowiedzieć całą historię ostatniej sprzeczki z Sissi. Chwilami było mu ciężko, ale Yumi postanowiła złapać chłopaka za rękę, żeby mu dodać otuchy. Gdy skończył, oceniła krótko:

– Co za jebana sucz.

Po chwili Niemiec zapytał:

– Tak w ogóle… wiesz, że chyba od przyszłego tygodnia musimy już nosić mundurki?

– Czyli jednak się uparli – rzekła Yumi. – Na szczęście mam pewien plan. Przez kilka dni będę chodzić jak grzeczna uczennica, a potem…

– Co potem?

– Zaczniemy rewolucję. Wiem nawet, od czego – dziewczyna zaczęła chodzić po pokoju. – Kojarzysz pewnie, że mam taki długi, czarny, skórzany płaszcz. Przyjdę w nim pewnego pięknego dnia do szkoły.

– Ale wtedy każą ci go zdjąć – zauważył Ulrich.

– I o to właśnie chodzi. Zdejmę płaszcz, a pod nim, zamiast mundurka, będę mieć koszulkę ze sporym dekoltem, krótką kraciastą spódniczkę, ale taką naprawdę najkrótszą, do tego glany oraz kabaretki na nogach, jak z paryskiego kabaretu. To się dopiero pani Hertz zdziwi!

– Myślisz, że to coś da?

– Zobaczymy…

Ulrich i Yumi rozmawiali jeszcze przez godzinę, w trakcie której Niemiec poczuł się lepiej i zapomniał o troskach. W pewnym momencie Japonka musiała jednak wyjść.

– Odprowadzisz mnie?

– Tak, jasne, tylko… poczekaj chwilę.

Ulrich podszedł do dziewczyny i pocałował ją w policzek, po czym szybko się odsunął, speszony swoją nagłą śmiałością.

– Dzięki, że wpadłaś…

Japonka objęła chłopaka i przytuliła go.

– Nie ma sprawy, to ja dziękuję, że przy mnie jesteś – wyszeptała mu na ucho.

„Jeszcze nie teraz, ale kiedyś jej to powiem. Muszę.” – pomyślał Ulrich, będąc w objęciach tej, która skradła mu serce.

Korekta: Azize

Rozdział 38

Pragnienie bycia sławną i podziwianą było w Sissi praktycznie od zawsze. Już w przedszkolu chciała być w blasku fleszy, tak aby każdy się nią zachwycał. Nie bez powodu w Kadic zawsze brała udział w konkursach miss szkoły i zawsze je wygrywała. Z tych samych pobudek została mażoretką na szkolnym boisku. Chociaż tu trochę się jej śmiać zachciało, gdyż do dziś pamiętała, że Jim, proponując jej to, mówił o byciu cheerleaderką i lataniu z pomponami, zaś dopiero potem wyszło, ze wuefista pomylił przedmioty, więc Sissi dostała pałeczkę. Na szczęście spodobało jej się to, szczególnie że mogła wtedy obserwować każdy mecz Ulricha.

Tym bardziej ucieszyła się, gdy dzięki protekcji ojca załapała się do miejskiego zespołu, tworzonego przez dziewczyny z całego Paryża. Traf chciał, że główny punkt zbiórek i treningów miał znaleźć się niedługo właśnie w Kadic, chwilowo jednak treningi odbywały się w remizie strażackiej 3 kilometry dalej. Po wielu tygodniach spotkań instruktorka ogłosiła:

– Popatrzyłam na was, wiem już, jakie macie predyspozycje i umiejętności. Zaraz poprzydzielam wszystkim sekcje i pozycje.

Część dziewczyn oddelegowano do sekcji żonglującej pałeczkami, następną grupę stanowiły chorąże, których zadaniem było trzymanie flag. Stworzono także oddział z pomponami. Na końcu wybrano tamburmajorkę, która miała kierować wszystkimi grupami i być najważniejszą osobą na paradach.

– To jest bardzo ważna funkcja – mówiła blondwłosa instruktorka, która sama przez pięć lat dowodziła podobną grupą w młodości. – Dlatego muszę ją powierzyć tej z was, która będzie najlepiej się do tego nadawać. A wiem, że najbardziej stara się tutaj Sissi Delmas. Gratuluję, będziesz nową tamburmajorką. Niedługo cię uroczyście pasujemy przed defiladą z okazji powstania punktu w Kadic.

Córka dyrektora do teraz pamiętała, jak ją to podbudowało, niecierpliwiła się więc nieco, czekając na ten dzień. Dostała właśnie przesyłkę od kuriera. W pudle znajdował się telegram, z którego wynikało, że impreza odbędzie się za pięć dni. Był tam także jej nowy galowy mundur, składający się z niebiesko-czerwonej marynarki ze złotymi epoletami na ramionach, spódniczki zapinanej na suwak, która była bordowa, biało-błękitnej furażerki oraz dwóch par rękawiczek – jednej białej, drugiej czarnej. Była także wersja letnia – niebieska koszulka na ramiączkach ze zdobieniami oraz spódnica tego samego koloru.

Sissi wiedziała, jak będzie wyglądać jej pasowanie, ćwiczyła to od dwóch tygodni. Właśnie zaczynała kolejny trening, postanawiając, że ostatni raz robi na sucho, ubrana tylko w białą koszulkę i czarne legginsy.

– Więc tak – mówiła sama do siebie,zaczynając maszerować po pokoju – najpierw idę w pierwszym szeregu, pierwsza od prawej. Potem, gdy już docieramy na miejsce, stajemy wszystkie na baczność i salutujemy do tych, którzy wniosą proporzec oraz laskę tamburmajorską. Następnie odczytywana jest decyzja o moim mianowaniu. Wtedy pada polecenie, żebym wystąpiła na środek. Idę trzy kroki w przód, potem w lewo zwrot, dwanaście kroków, w prawo zwrot i pięć kroków pod trybunę honorową.

Wszystko to Sissi robiła w miarę dokładnie, gdyż jej pokój był dość spory, by to wykonać bez zbytniego skracania kroków.

– OK, co tu dalej mamy… – dziewczyna spojrzała na wskazówki. – A, mam to. Przyklękam na prawe kolano, obśliniam róg proporca, a następnie wstaję, zdejmuję furażerkę, oddaję ją i pozwalam, by mi nałożyli nową czapkę. Potem przyjmuję wręczaną buławę i…

Nagle ktoś zapukał do drzwi. Nim Sissi zaprosiła do swojego pokoju, klamka ruszyła się w dół, a w progu pojawił się ojciec.

– Co robisz, ćwiczysz?

– Ćwiczę. W końcu wiem, co mam robić. A ty co…nie masz pracy? – córka spojrzała na dyrektora pytająco.

– Nie, wszystko już załatwiłem, miałem tylko telefon od pani Ishiyamy. Wiedziałaś, że Yumi może mieć zdiagnozowanego raka?

Sissi była nieco zaskoczona informacją?

– Jak to? U lekarza jej to powiedzieli?

– Tak – przyznał dyrektor. – Podobno to jeszcze nie jest w stu procentach potwierdzone, ale podejrzenia są. Zastanawiam się, co jako szkoła możemy zrobić.

– A coś się w ogóle da? Przecież nie wyleczymy za niej choroby – powiedziała dziewczyna.

– Tego nie możemy zrobić. Ale warto jej okazać jakieś wsparcie, w końcu to niebywale ciężki moment. A jakby tak zrobić do tego pogadanki? Tak, żeby uczniowie mieli świadomość, że ich też to może spotkać…cóż, pomyślę o tym. Mam też prośbę – nie rozpowiadaj o tym od razu wszystkim, dobrze?

– Tak jest, tatku drogi – odpowiedziała Sissi.

W głębi duszy jednak wiedziała, że jutro i tak wszyscy o tym będą wiedzieć. Zaczęła myśleć: „Yumi ma raka? Cóż, tego bym jej nie życzyła. Ale tak patrząc w przyszłość… Yumi zniknie, nie będzie jej, możliwe że na zawsze, a pewnie i tak jej włosy wypadną. A jeśli Yumi nie będzie, to Ulrich wtedy nie ma wyboru. Musi ze mną być. A że ktoś najpierw umrze… c’est la vie!”.

W pokoju Jeremiego, oprócz głównego lokatora, była jeszcze Aelita. Telewizor ustawiony na jeden z kanałów informacyjnych pokazywał reklamę magazynu publicystycznego. Prezenter stojący przy stole zapowiadał:

– Czy inflacja zadusi Europę? Co z sytuacją na Ukrainę, czy temu krajowi wojna? Oraz w jaki sposób reforma edukacji poprawi poziom francuskiej młodzieży, jeśli w ogóle? O tym porozmawiam z pięcioma politykami, którzy będą tak jak zwykle przekrzykiwać się między sobą, uznając, że nikt inny poza nimi nie ma racji. Program „Polityczne pierdololo” jak zwykle w niedzielę o 10:35.

Potem pokazała się plansza zapowiadająca kolejny biuletyn informacyjny oraz jego tematy

– W najbliższych trzydziestu minutach powiemy między innymi o pogodzie, zajrzymy do Polski i zastanowimy się, jaki szok wśród części społeczeństwa wywołało odkrycie prawdy o pewnym aktorze, którzy okazał się agentem komunistycznych służb, sutenerem i miał też kontakty z zabójcami, a mimo to nadal są ludzie, którzy uznają, że grał w kultowych według nich filmach, będzie także raport z ostatnich przygotowań naszej kadry do piłkarskiego mundialu – w tym momencie pokazał się prezenter w studiu, w którym ze wszystkich stron widać było różnej wielkości monitory.

Jeremie i Aelita nie za bardzo mogli skupić na tym, co mówią w telewizji. Nadal myśleli o tym, co powiedziała Yumi.

– Pewnie Ulrich to przeżywa najbardziej – stwierdziła różowowłosa. – Wiemy, jak bardzo jest z nią związany emocjonalnie.

– Dziwisz się? – spytał okularnik. – Przecież od razu widać, że jest zakochany. Od zawsze to było jasne, tylko dotychczas jeszcze jakoś może niekiedy umiał to maskować. Ale nie w obecnej sytuacji. Mało się obecnie odzywa, chyba nawet na treningi już nie chodzi, z tego co mi Odd mówił. Siedzi tylko w pokoju, na lekcjach jest nieobecny, na posiłkach je w całkowitym milczeniu. Trochę się o niego martwię.

– Ja też. Widać, że trudno mu teraz funkcjonować ze świadomością, że Yumi może kiedyś już nie być.

– W zasadzie wszyscy musimy mieć to na uwadze… wiesz, to jest o wiele trudniejsza sytuacja, niż wtedy, gdy ktoś z was wpadał do Cyfrowego Morza. Na takie przypadki zawsze znajdowałem rozwiązanie, ale tu za cholerę nie wiem, co zrobić. Powiedzieć, że będzie dobrze, choć sam nie jestem do końca przekonany, czy na pewno tak będzie?

– Jeremie, nadzieję zawsze trzeba mieć. Sam mi to mówiłeś, pamiętasz? Jeszcze wtedy, gdy przebywałam cały czas w Lyoko i myślałam, a w zasadzie wszyscy myśleliśmy, że nie jestem człowiekiem.

– Może i tak… – zamyślił się Jeremie.

Tymczasem Ulrich znów siedział sam w pokoju. Odd poszedł się przejść, ale Niemiec nie miał ochoty na spacer. Wolał posiedzieć na swoim łóżku, zresztą i tak nie za bardzo mu się chciało coś robić. Był bardzo przygnębiony myślą o tym, że pewnego dnia się dowie, iż Yumi… nawet nie potrafił sobie tego wyobrazić.

Gdy chłopak był zamyślony, do drzwi, bez pukania, weszła Sissi. Odstawiła się w sumie tak jak zawsze, mając na sobie obcisłe jeansy i zieloną koszulkę z dość odważnym dekoltem. Widocznie chciała wykorzystać ostatnie momenty przed wprowadzenie nakazu noszenia mundurków.

– Hej, Ulrich, czemu się ostatnio w ogóle nie odzywasz, nie wychodzisz, stało się coś? – spytała dziewczyna.

– Czego chcesz? Mówiłem, żebyś wchodziła? – Niemiec był zirytowany nagłą obecnością nieproszonego gościa.

– Nic nie mówiłeś, więc sama postanowiłam sprawdzić, czy coś się nie stało. Pewnie chodzi o Yumi, tak?

– A skąd to niby wiesz?

– Oj, Ulrich… ja, córka dyrektora, miałabym nie wiedzieć o takich rzeczach? Cała szkoła już wie, że Yumi może być chora. Szczerze mówiąc to nawet trochę mi jej szkoda.

– Tobie? Szkoda Yumi? Nie kpij…

– Serio mówię. Wolałabym, żeby to się tak drastycznie nie kończyło, wystarczy mi tylko, jak z tobą będę, zaś Japonka mogłaby sobie żyć, ale skoro już tak musi być, to nic na to nie poradzimy.

– Czekaj, czekaj… – Ulrich spojrzał z niedowierzaniem na dziewczynę. – Co ty w ogóle opowiadasz? Yumi żyje!

– Na razie tak, ale kto wie, ile to jeszcze potrwa? A już nawet poeta mówił, że trzeba z żywymi naprzód iść. Nie lepiej będzie, jak się z tym pogodzisz i będziemy już razem, skoro los i Bóg tak chciał?

– Boga do tego nie mieszaj. Poza tym skąd pomysł, że miałbym być akurat z tobą? Czy ty jesteś jakaś niedomyślna? Dwieście razy mówiłem, że nigdy w życiu nie chcę być z tobą w związku! Wolałbym pójść do ruskiej niewoli pod Putinem, niż się z tobą wiązać. Mniejsza to byłaby dla mnie katorga – Ulrich był już mocno wkurzony.

– Spokojnie, wiem że to jest dla ciebie stres i jeszcze z tym nie pogodziłeś, ale spójrz na to z innej strony. Będziesz chodzić z najpopularniejszą dziewczyną w szkole, a może i nawet w całej Francji, w końcu będę tamburmajorką. Wszyscy będą nam zazdrościć – przystojny młody piłkarz i najzgrabniejsza dziewczyna z buławą w tej części Europy.

– W pizdę sobie tę buławę wsadź!

– Ulrich… nie podoba mi się, jak do mnie mówisz, ale wybaczam ci to – powiedziała Sissi z uśmiechem na ustach.

– A mi się nie podoba, że chcesz wykorzystać sytuację. Wiesz, kim ty jesteś? Hieną najzwyklejszą! Najgorszą, jaka może być! Ty w ogóle siebie słyszysz? W głębi duszy się cieszysz z choroby Yumi, ja to wiem. I właśnie dlatego nigdy z tobą nie będę, bo jesteś dwulicowa, zakłamana, pusta, kretyńska, obłudna… tobie tylko pierdoły w głowie! A teraz wypierdalaj z tego pokoju, póki jeszcze nie chcę ci dać w ryj, bo jestem honorowy i za samą głupotę dziewczyn nie biję. No, już, won mi stąd! I nigdy więcej się do mnie nie odzywaj!

– Cóż… to ja może faktycznie przyjdę innym razem – Sissi spodziewała się nieco takiej reakcji, więc nawet się nie zasmuciła. Cel, do jakiego dążyła, wynagradzał jej to. Natomiast Ulrich jeszcze bardziej posmutniał i zaczął znowu płakać, gdyż ponownie wróciły do niego czarne myśli. W pewnym momencie z tego wszystko zaczął krzyczeć:

– Kurwa mać, dlaczego…!

Korekta: Azize

Rozdział 37

Przyjaciele przez dłuższy czas siedzieli w milczeniu, próbując jakoś sobie przetrawić w myślach to, co usłyszeli. Spadło to na nich jak grom z jasnego nieba. Wreszcie odezwał się Odd:

– I co teraz?

Yumi westchnęła:

– Zobaczymy, co będzie po drugich badaniach. Ale szczerze mówiąc to boję się ich. Wiecie…ta perspektywa, że może zostało mi już niewiele czasu, cholernie przytłacza. A tyle jeszcze miałam planów. Chciałam skończyć Kadic, iść na studia, już nawet myślałam nad kierunkami, może coś ze sztuką albo ewentualnie jakieś sportowe. Ale teraz nawet nie wiem, czy jest sens planować to, co zjem na obiad za dwa tygodnie.

Ulrich zapytał:

– A gdyby jednak wyszło…no, to, czego nie chcemy, to jest jakaś opcja leczenia?

– Tego nie wiadomo, to zależy od tego, jak bardzo skomplikowany byłby to nowotwór. Może to być taki, którego łatwo da się zwalczyć, a może też być jakaś złośliwa odmiana śmiertelna. Do tego dochodzą też koszty. To są drogie sprawy.

– Spokojnie, Yumi – włączył się Jeremie. – Dopóki jeszcze nie ma wszystkich wyników, warto brać pod uwagę każdą ewentualność, także z tymi lepszymi. A gdyby trzeba było zapłacić za leczenie, to pomożemy ci w tym. Damy oszczędności, zorganizujemy zbiórkę.

Japonka spojrzała na okularnika i się wzruszyła.

– Serio byście to zrobili dla mnie?

– Nawet byśmy inaczej nie mogli – odpowiedziała Aelita. – Przyjaciele muszą sobie pomagać w każdej sytuacji, nawet tak trudnej. Poza tym skoro pokonaliśmy Xanę, to z tym też sobie poradzimy.

William siedział w kanciapie Jima i obserwował obraz przekazywany przez kamery szkolnego monitoringu. Było spokojnie, nie działo się nic nadzwyczajnego. Młodsi uczniowie ganiali się po boisku, zaś starsi siedzieli na ławkach, pijąc napoje energetyczne. Chłopak skorzystał z okazji i włączył monitor podłączony do telewizji satelitarnej, aby zabić czas i zobaczyć, co też ciekawego emitują. Jedna ze stacji nadawała właśnie reklamy:

– Tylko u nas super promocja! Kup 24 puszki Pepsi, a zapłacisz tylko za 12. Oferta ważna do wyczerpania zapasów.

Ciemnowłosy pomyślał, że to jest nawet dobra oferta. Przełączył jednak kanał, żeby sprawdzić, czy gdzieś indziej jest jakiś normalny program. Trafił właśnie na kolejny odcinek show z Kononowiczem. Otyły Warmianin siedział za ogrodowym stołem i trzymał w rękach kartki. Był to kolejny list od fana.

– Zobaczcie, liścik dostałem, przeczytajmy – powiedział Kononowicz. – A jak się ładnie zaczyna: cześć, spaślaku! No to ja na to: witaj, chuju!

– Ale czemu przeklinasz? Nie przeklinaj – upomniał go siedzący obok Suchodolski. – Znów obrażasz ludzi.

– Jak on do mnie spaślaku to ja do niego chuju.

William zostawił pilota, choć w innych okolicznościach zapewne znowu by zmienił kanał. Tym razem jednak nie za bardzo mu się chciało, szczególnie że zauważył coś na jednej z kamer. Obraz pokazujący tyły budynku oraz trawnik nagle bardzo zainteresował chłopaka.

– Kto tam jest… – powiedział sam do siebie. – Ktoś się chce za krzakami ukryć. Czyżby… o kurna, toż to Johnny oraz Hiroki, brat Yumi. Co oni tam będą robić?

Po chwili okazało się, że Johnny wyjmuje paczkę papierosów, wyciąga z niej jedną sztukę i zapala. Dzieciak nie miał zbyt dużego doświadczenia, więc nieco to potrwało, jednak wreszcie zapalił. Zaciągnął się i… po chwili skręcił z ataku kaszlu.

– Ot, niedoświadczony organizm – rzekł Will.

Hiroki również spróbował, jego także nieco zakręciło, choć nie kaszlał tak mocno jak jego kolega. Niemniej jednak obaj młodzieńcy mieli niezbyt zadowolone miny. Z jednej strony poznali, że papierosy jednak są do dupy, z drugiej zaś obawiali się nieco tego, że ktoś ich przyłapie, a wtedy atak kaszlu będzie najmniejszą konsekwencją nielegalnego próbowania zakazanego, trującego owocu.

Przed chłopakiem oglądającym wszystko na kamerach leżał zeszyt zwany kapownikiem. To tam miał wpisywać wszystko, co się działo. Zazwyczaj nie miał z tym problemu, bo dotychczasowe zajścia dotyczyły osób, których nie znał albo nie lubił, lub też wpisał tylko to, że coś się stało, na przykład pomalowano kawałek muru, ale sprawcy nie ustalono. Tym razem jednak rzecz dotyczyła brata jej przyjaciółki.

– Cholera – powiedział William. – Niby powinienem to wpisać do zeszytu, ale narobię kłopotów Hirokiemu. A Yumi się od razu dowie, kto powiedział. Muszę się z tym przespać.

To mówiąc odłożył długopis na miejsce.

Ulrich postanowił, że odprowadzi Yumi do domu. Można by uznać, że stało się to pewnym rytuałem, który Niemiec wykonywał od dłuższego czasu. Jednak informacje, których się dowiedział kilka godzin wcześniej, sprawiły, że ten spacer miał swoją dodatkową symbolikę. Szli niespiesznie chodnikiem, gdy nagle Yumi stwierdziła:

– Ej, Ulrich, coś mało dzisiaj mówiłeś. Czyżby to miało związek z… tylko mów szczerze.

Chłopak przez chwilę zastanawiał się, co powiedzieć.

– Nie co dzień się dowiaduję, że ktoś z moich przyjaciół ma raka.

– Przejąłeś się tym pewnie, co?

– A jak niby miałbym nie przejmować? – zdziwił się Ulrich. – Znamy się tyle lat, że nie wyobrażam sobie, że miałabyś nagle zniknąć.

– Przecież sam mówiłeś, że trzeba wierzyć.

– Tak, mówiłem i to podtrzymuję, ale… wiesz, nie mówiłem ci tego, ale przypomina mi się teraz, jak mój dziadek miał raka. Wszystko rozwinęło się w ciągu roku. Jednego lata jeździł jeszcze rowerem do sklepu i czytał gazetę, złorzecząc na rząd. Drugiego lata nie doczekał. Wtedy też mieliśmy nadzieję, ale nie wyszło… – Ulrichowi zrobiło się smutno.

– Rozumiem to – dziewczyna złapała go za rękę. – Ale spokojnie, jeszcze nie wszystko stracone. Przypomnij sobie, że myśmy już wiele razy mieli okazję umrzeć. Ty przez pewien czas tkwiłeś w ciele Kiwiego, potem Jima, ja wpadłam do Cyfrowego Morza, ale wszystko kończyło się szczęśliwie.

– Tak, pamiętam to – Niemiec na chwilę się uśmiechnął na wspomnienie przygód z czasów walki z Xaną. – Tyle że wtedy zawsze jednak mogliśmy liczyć na Jeremiego, wystarczyło, że coś kliknął albo uruchomił. Teraz tak łatwo już nie ma.

– Ale nie możemy się jeszcze łamać. Tak, wiem, ja sama jestem teraz w kropce i przepłakałam pół nocy, ale jeszcze się jakoś trzymam. I jeśli coś mogę zrobić, to przeżyć te dni, które mi zostały, niezależnie od tego, czy będzie ich 30, 60, 180 czy kilka tysięcy, najlepiej jak potrafię. I liczę, że będziesz mi w tym towarzyszyć, Ulrich.

– Jeśli tylko będziesz chciała, Yumi.

Japonka dotarła już do domu, jednak nie chciała tak od razu rozstawać się z Ulrichem, dlatego jeszcze przez kilka minut tuliła się do niego, tak jakby mieli się już nigdy więcej nie zobaczyć.

Gdy Niemiec wrócił do internatu, zobaczył że Odd siedzi i ogląda obrady parlamentu. Podał mu dużą puszkę energetyka o smaku mohito.

– Energol? – rzekł Odd. – Dawno nie piłem.

Chłopcy posiedzieli przez chwilę w milczeniu, zerkając co chwilę na telewizor. Kolejny poseł przemawiał, mówiąc o zmianie podatków, czego słuchało może 20 osób na sali. W pewnym momencie odezwał się Włoch.

– Ech… niefajnie, co?

Ulrich wziął zdjęcie Yumi, które miał w oprawionej ramce. Zrobił je bodajże rok temu. Zwyczajna fotka, dziewczyna ubrana tak jak miała w zwyczaju, uśmiechnięta. On uznał jednak, że to zdjęcie zasługuje na oprawienie. Przez chwilę się zamyślił, jednak słysząc słowa Odda, odrzekł:

– Niefajnie…? Niefajnie to jest, jak zjesz za dużo pizzy i się porzygasz, albo jak ściągniesz na klasówce z chemii, a i tak dostaniesz pałę – w głosie Niemca słychać było żal. – Natomiast to, co stało się z Yumi, nie jest niefajnie. To jest tragedia.

– Ale przecież jeszcze żyje…

– I oby żyła. Ale wiesz, ona może mieć raka. Może wyzdrowieć, ale może też być tak, że niedługo będziemy się z nią spotykać tylko na cmentarzu. I wtedy już nigdy nic nie powie… – Ulrich wziął spory łyk z puszki, żeby nieco stłumić napływające łzy.

– Kurde…znamy Yumi już tyle lat, że nie wyobrażam sobie, żeby jej nie było.

– Ja też nie, Odd, ja też nie… tyle razem przeszliśmy, tyle przygód, tyle chwil wspaniałych… i tych nieco mniej, gdy się czasem sprzeczaliśmy, ale jednak wciąż jest z nami w paczce.

– Ulrich… mam takie niedyskretne pytanie – powiedział po chwili milczenia Odd.

– Wal. Teraz mnie już nic nie zaskoczy.

– Powiedziałeś jej wreszcie, co do niej czujesz?

Ulrich spojrzał znowu na zdjęcie.

– Nie… jeszcze nie było okazji.

Nagle jego oczy znowu się załzawiły.

– A co, jeśli jednak nie zdążę… muszę to wreszcie zrobić. Muszę powiedzieć Yumi, że ją kocham, i że będę z nią aż do śmierci. Tylko co wtedy, jeśli stanie się to za kilka miesięcy… Yumi…

Niemiec ukrył twarz w dłoniach i zaczął cicho płakać. Odd wiedział, że to nie jest moment na rzucanie głupich tekstów, choć nigdy wcześniej nie widział swojego przyjaciela w takiej sytuacji. Rozumiał jednak, że prawdopodobna choroba Yumi jest ciosem dla całej ekipy, a co dopiero dla Ulricha.

Rozdział 36

Puszka Pepsi, otwarta paczka chipsów o smaku śmietanki z cebulką, radio włączone na popołudniowy blok Aktualitów – Jeremie w tym momencie nie potrzebował więcej do szczęścia. Może ewentualnie komputera, na którym bez pośpiechu przeglądał sobie strony z nowinkami technicznymi oraz witryny sklepów sprzedających tanie książki. Miał czas tylko dla siebie, gdyż Aelita wyskoczyła z Monicą do galerii na drobne zakupy. Z głośników rozlegał się głos Jeremiasza:

– Pisaliście do nas od rana, że chcielibyście posłuchać rozmowy o Eurowizji z naszą ekspertką w studiu w Breslau, ale nie mogliście, gdyż nadaliśmy ją zbyt późno. Zdajemy sobie z tego sprawę, że ten punkt naszego nocnego wydania się przesunął z racji innych ważnych wydarzeń, które musieliśmy omówić, dlatego teraz przedstawiamy rozmowę raz jeszcze. A jako wstęp zagramy przebój zwycięzców zeszłorocznej edycji, czyli grupy Maneskin.

Jeremie się skupił na słuchaniu, gdyż chciał sobie przypomnieć kawałek, którym Włosi wygrali poprzedni konkurs. Po utworze, tak jak zapowiadano, puszczono wywiad.

– W zeszłym roku Włosi podbili świat, czy w tym roku będzie podobnie? – spytał prowadzący.

– Tym razem wątpię w to – odpowiedziała dziewczyna o aksamitnym głosie, łącząca się z redakcji w Breslau. – Ich propozycja na konkurs jest bardziej hiphopowa, a jednocześnie spokojniejsza niż poprzednio, i to raczej może nie chwycić, nie będzie to zapamiętane przez jury i słuchaczy.

– Kto w takim razie może mieć szanse na triumf?

– Zwróciłabym uwagę na Francję. Tym razem trójkolorowych spod wieży Eiffela będą reprezentować Alvan z zespołem Ahez, którzy zaprezentują utwór „Fulenn”. Co ciekawe, piosenka jest wykonywana w zapomnianym języku bretońskim. To jest o tyle istotne, że w taki sposób utwór będzie się wyróżniać już samym tekstem, co będzie mieć znaczenie przy ocenie jury i podbiciu serc widzów w Europie.

– Oraz w Australii – dopowiedział Jeremiasz.

– W końcu płacą dolary z królową, by się prezentować na konkursie. Ciekawie wygląda też reprezentant Polski…

W tym momencie głos się urwał. Po chwili pojawił się jingiel dźwiękowy i głos lektora
– To są Aktuality z ostatniej chwili.
Einstein przerwał czytanie tekstu o zapowiedziach literackich wydawnictwa zajmującego się reportażami. Tego typu zapowiedź pojawiała się dość rzadko.
– Przerywamy nasz program, aby przekazać wieści, które otrzymaliśmy dosłownie sekundy temu – Jeremiasz trzymał kartkę, co było słychać. – W tym momencie prezydent Rosji Władimir Putin występuje przed kamerami państwowej telewizji i zapowiedział, cytuję, „operację specjalną na terenie Ukrainy”.

– To, krótko mówiąc – włączył się Alek – oznacza, że Rosja chce przejąć siłą co najmniej teren wschodnich obwodów naszego sąsiada.

Jeremie czytał od pewnego czasu o tym, co planuje Putin, jednak ledwo co dwa dni temu trafił na wywiad, w którym sugerowano, że on jednak nie będzie chciał wprowadzać wojsk na wschodnie obwody.

Ktoś zapukał do drzwi. Okazało się, że to Odd i Ulrich. Mieli ze sobą kilka butelek Pepsi o smaku mango.

– Hej – powiedział Ulrich. – Nie przeszkadzamy? Mamy nowy trunek do spróbowania.

– Skądże, wchodźcie. Spróbujemy, choć okoliczności dość niecodzienne…

– A co się stało? – spytał Odd. – Jesteś trochę zmartwiony, tak jakby Xana zaatakował.

– Tym razem to nie on. To ktoś o wiele gorszy…

Yumi siedziała oszołomiona w samochodzie. Odkąd wyszła ze szpitala, nie odezwała się ani słowem. Próbowała ułożyć sobie w głowie to, co usłyszała do lekarza. Bardziej rozmowna była matka.

– Wiem, że to bardzo trudne, ale spróbuj się aż tak nie martwić. To tylko wstępne wyniki. Zrobimy dodatkowe badania. Wszystko będzie dobrze. Jeśli chcesz, to możesz powiedzieć o tym swoim przyjaciołom. Jeśli nie chcesz, nie musisz. To twój wybór.

Yumi kiwnęła głową. Gdy wróciła do domu, zobaczyła Hirokiego, oglądającego telewizję. Widok brata ją wzruszył, gdyż uświadomiła sobie pewną rzecz.

„Kto z nim będzie, gdy…?”

Japonka weszła do swojego pokoju. Zbierała się przez dobrych kilka minut, by napisać smsa do Ulricha. Ostatecznie wysłała wiadomość:

„Muszę wam coś powiedzieć. To bardzo osobiste. Spotkajmy się u ciebie i Odda w pokoju jutro o 11:00”.

Potem wyłączyła telefon i położyła się na łóżku. Po chwili zaczęła płakać, mówiąc po cichu sama do siebie:

– Kurwa…dlaczego ja… dlaczego mnie to spotkało?

Z radia płynęły kolejne doniesienia po orędziu Putina, jednak wciąż nie nadchodziły żadne informacje o tym, czy Rosja faktycznie dokonała już ataku na Ukrainę, czy też jeszcze nie. Jeremie nieco ściszył odbiornik, aby móc pogadać z przyjaciółmi. Najpierw zaczęli degustować Pepsi o smaku mango. Po tym, jak ocenili, że jest nawet smaczna, choć zdaniem Odda było w niej za mało cukru, Ulrich postanowił poruszyć temat zmian w szkole.

– Słyszałeś, Jeremie, kto ma się zapisać do legii szkolnej? Herve i Nicolas.

Della Robia po raz kolejny wybuchł śmiechem.

– A tobie co? – zdziwił się Einstein.

– Wyobrażasz sobie, jak oni będą wyglądać? Jak pajace! – powiedział Odd.

Jeremie chwilę się zastanowił, po czym powiedział:

– Coś w tym jest, ale… nie jest mi zbytnio do śmiechu. Oni tam nie idą po to, żeby wyglądać w mundurkach i łazić za Sissi w spódniczce odsłaniającej tyłek.

– Jeszcze jakby było co oglądać… – dodał Włoch.

– Nie, oni mają inny cel. Kojarzycie może eksperyment więzienny Zimbardo?

Ulrich i Odd pokręcili przecząco głową.

– Więc tak – Jeremie wstał z fotela i zaczął chodzić po pokoju. – Zimbardo był amerykańskim socjologiem. Zajmował się, krótko mówiąc, badaniem tego, jak się ludzie zachowują. Pewnego razu sobie wykombinował, że zamknie kilku studentów w więzieniu, a drugiej grupie każe być strażnikami. Efekty były oszałamiające. Tak się wszyscy wczuli w rolę, szczególnie niby-strażnicy, że eksperyment zaplanowany na dwa tygodnie trzeba było przerwać po sześciu dniach. Zimbardo i tak już wszystko wiedział: funkcje i uprawnienia dające władze deprawują.

– Czyli co – odpowiedział Ulrich – teraz Herve, Nicolas i cała reszta, która się tam zapisała, zaczną zgrywać ważniaków?

– Biorąc pod uwagę teorię Zimbardo, to tak.

– Ale co mogliby w szkole robić? – Niemiec zaczął mieć wątpliwości. – Bo w pierdlu to rozumiem, trzeba mieć środki niezbędne do tego, by chronić się od kryminalistów. Ale ta legia szkolna miała być podobno takim tylko nowym harcerstwem, tylko nie w krótkich spodenkach.

– I tu jest pies pogrzebany – Einstein podszedł do biurka i wziął plik papierów. – Okazuje się, że pewnej rzeczy nam nie powiedziano. Ta cała legia to będą siły porządkowe kontrolujące szkołę, i to nawet z możliwością użycia środków przymusu bezpośredniego.

– A co to jest? – spytał Odd.

– Użycie siły, pałek w razie agresywnych zachowań… generalnie dzięki tym uprawnieniom ci, którzy wcześniej byli nękani, teraz jako przedstawiciele, nazwijmy to, władzy, będą górą. A to jest niebezpieczne, bo przeczuwam, że Nicolas będzie się chciał mścić na wszystkich, podobnie jak Herve.

– Czekaj, czekaj… pałki? – zdziwił się Ulrich. – Babcia mi kiedyś opowiadała, że w jej kraju istniało coś takiego jak milicja, gdzie też przyjmowano idiotów, zresztą teraz podobno jest tak samo. I tam był dokładnie ten sam mechanizm. Mało tego, publiczna telewizja nadaje kretynizmy, dzięki którym jakieś kilka milionów nierozgarniętych ludzi wierzy, że policja pomaga księdzu w rozwiązaniu zagadek kryminalnych, mimo że to właśnie jej przedstawiciele mordowali kapłanów. Tak kojarzę z rozmów z nią.

– Więc co my teraz mamy zrobić, jak taki Nicolas się na nas rzuci z pałą, albo nie daj Boże karabinem na kulki? – spytał Włoch.

– Szczerze mówiąc to nie wiem… zawahał się Einstein. – Ale nie powinniśmy dopuścić do tego, żeby oni tych uprawnień nadużywali, ani tego do tego, aby reszta była traktowana gorzej, bo się do żadnej formacji czy organizacji nie zapisze. Dlatego liczę, że ten strajk, który wspólnie planujemy, a którego Yumi ma być liderką, będzie skuteczny.

– Właśnie, Ulrich, gdzie jest Yumi? Nie widziałem jej dzisiaj – spytał Włoch.

– Była dzisiaj na badaniach, ale się nie odzywała jak dotąd… – w tym momencie telefon Niemca zadzwonił krótko. Był to sygnał przysłanej wiadomości. Ulrich sprawdził ją i odczytał. – „Powiedz reszcie grupy, że chcę się z wami spotkać w twoim i Odda pokoju jutro o 12:00. Mam wam coś ważnego do powiedzenia…”. To Yumi. Chce nam coś powiedzieć.

– Ale co? – rzekł Odd.

– Tego nie napisała, ale zazwyczaj takich wstępów nie robi, więc to musi być coś poważnego.

– Oby tylko nie jakaś akcja z przeprowadzką – stwierdził Jeremie. – Poprzednio się udało, ale teraz może być inaczej, a nie chcę żeby Yumi w tym momencie znikała. Nie przed strajkiem.

Dla Japonki była to chyba najtrudniejsza noc w życiu. Nie mogła zasnąć, gdyż myślała nad tym, w jaki sposób przekazać swoim przyjaciołom to, czego się dowiedziała u lekarza. Wciąż jeszcze nie mogła w to uwierzyć, ale z drugiej strony uznała, że spróbuje jakoś, choć to szalenie kłopotliwe, postarać się przywyknąć do nowej rzeczywistości, w jakiej się znalazła. Wreszcie zasnęła około 5:30. Całe szczęście nie było lekcji, a z przyjaciółmi umówiła się w samo południe.

Tuż przed 12:00 w pokoju Ulricha i Odda byli już prawie wszyscy. Jeremie i Aelita przyszli pół godziny wcześniej. Brakowało tylko Japonki.

– Jak myślicie, o czym Yumi chce nam powiedzieć? – spytała różowowłosa.

– Nie mam pojęcia, ale zabrzmiało to poważnie – odrzekł Ulrich.

– Może chce sobie psa kupić i będzie się nas o zdanie pytać? – rzucił Odd.

– O psa? – zdziwił się Niemiec. – I określałaby to jako coś ważnego? To nie w jej stylu.

Rozważania przerwało wejście Japonki. Była ubrana tak jak zwykle. Lekko podkrążone oczy wskazywały na nieprzespaną noc. Yumi starała się choć lekko uśmiechnąć, żeby nie było po niej od razu widać, że jest zmartwiona. Po tym, jak przez chwilę przyjaciele pogadali o pogodzie, uznano, że trzeba przejść do rzeczy.

– Poprosiłam was, żebyście wszyscy tu byli, gdyż to, co chcę wam przekazać, jest dla mnie bardzo trudne – zaczęła Japonka. – Mówiąc szczerze… nigdy nie myślałam, że znajdę się w takiej sytuacji.

– Co się stało? – zapytał Jeremie.

– Byłam wczoraj na badaniach kontrolnych. Wszystko wydawało się w porządku, jednak gdy odbierałam wyniki, lekarz zaczął mnie pytać o tryb życia i inne tego typu sprawy. Po chwili wyjaśnił, że pyta o to dlatego, iż zauważył… no, coś niepokojącego.

– Co takiego? – zdziwiła się Aelita. – Przecież nigdy praktycznie nie chorujesz.

– Właśnie, też mnie to zdziwiło. Okazało się podczas rentgenu, że w lewej piersi mam takiego dziwnego guza… no i… – Yumi zaczął się lekko łamać głos. – To jeszcze będzie sprawdzane, ale najprawdopodobniej… mam raka.

Wszyscy zastygli, nie mogąc uwierzyć w to, co usłyszeli. Aelita miała łzy w oczach, Jeremiemu osunęły się okulary, także Ulrich był zaszokowany. Po chwili się odezwał.

– Ale… to jeszcze nic pewnego?

– Czeka mnie jeszcze druga seria bardziej specjalistycznych badań, ale lekarz prosił, żeby się na wszelki wypadek nie nastawiać zbyt optymistycznie…

– Cholera jasna – odrzekł Jeremie. – Ale to chyba nie przez Lyoko…?

– Nie, spokojnie, gdyby tak było, to byśmy wszyscy mieli to wykryte i to co najmniej rok wcześniej. Ale… kurwa mać, dlaczego wypadło na mnie? Przecież nie mogę jeszcze umrzeć, jestem młoda.

– Nikt z nas nie chce, żebyś zmarła – powiedział Odd. – Kto by wtedy pilnował Kiwiego?

Yumi przez chwilę się uśmiechnęła.

– Czyli jeden powód do przeżycia już jest.

– Jest ich o wiele więcej, Yumi – powiedziała Aelita. Następnie wstała i przytuliła przyjaciółkę. – Wiedz, że jesteśmy tu z Tobą i zawsze będziemy. Aż do końca.

– Mojego czy waszego?

– Yumi! Nawet tak nie gadaj – rzucił Ulrich. – Dopóki jest nadzieja, trzeba wierzyć w to, że będzie dobrze.

Rozdział 35

Pokój Aelity trzeba było nieco przearanżować na przybycie nowej lokatorki. Na szczęście nie było z tym problemu, więc Monica nie musiała się obawiać, że będzie spać na podłodze. Właśnie stała w swoim nowym lokum wraz z Aelitą oraz Jimem, który wniósł bagaże i zamierzał wytłumaczyć nowej uczennicy zasady panujące w Zespole Szkół Kadic.

– Posłuchaj, panno Calliente. Jesteś tu nowa, więc warto, abyś wiedziała o kilku sprawach. Śniadania są o 7:30, kolacje o 19:00, zaś obiad… – nauczyciel spojrzał na zegarek. – Obiad za kwadrans. W pokojach nie wolno przebywać podczas trwania lekcji. Cisza nocna o 22:00. I teraz najważniejsza zasada, fundamentalna, absolutnie – tu podniósł palec wskazujący prawej ręki – nie wolno jej łamać. To jest piętro dziewczyn. Chłopcy są na górze. Po 22:00 kategorycznie zabronione jest przebywanie dziewczyn na piętrze chłopców i chłopców na piętrze dziewczyn.

Różowowłosa powstrzymywała się, żeby nie parsknąć śmiechem, gdyż wiedziała, że ten przepis uczniowie łamią przynajmniej tak często, jak rząd państwa, w którym mieszka babcia Ulricha, łamie konstytucję.

– O innych sprawach opowie ci panna Stones, ale jakbyś czegoś potrzebowała, to będę w swoim gabinecie na parterze – Jim stanął z uśmiechem na ustach i wyciągnął prawą dłoń, jakby oczekując, że coś w nią dostanie. Dziewczyny spojrzały na niego ze zdziwieniem.

– Yyy, Jim? Co ty robisz? – spytała Aelita.

– No…eee..ja… – wuefista zorientował się i szybko schował dłoń, nieco się pesząc. – Po prostu jak te walizki tu nosiłem, to mi się przypomniało jak kiedyś, będąc jeszcze na studiach, pracowałem jako boy hotelowy.

– To ciekawe. A w którym hotelu?

– Wiesz, wolałbym o tym nie mówić…

Jim zostawił dziewczyny same w swoim pokoju.

– Nie przejmuj się, Monica. On tak zawsze – zapewniła nową koleżankę Aelita. – Jim jest pocieszny i chwilami trochę głupi, ale nigdy nikomu krzywdy nie zrobił.

Cała paczka wraz z Monicą, która przysiadła się do stolika, zaproszona przez rózowowłosą, jadła obiad. Była to jednocześnie dobra okazja do tego, by zapoznać przybyszkę z Italii ze zwyczajami panującymi w Kadic i przestrzec przed ewentualnymi niebezpieczeństwami. Nie chodziło tu oczywiście o coś w rodzaju „bezpieczeństwa i higieny pracy”, ale o bardziej praktyczne sprawy.

– Uważaj na Sissi – powiedział Odd między jednym a drugim kęsem polędwiczki z kurczaka. – To ta w czarnych, dość długich włosach. Zawsze ma przy sobie dwóch mało rozgarniętych gości: Herve’a i Nicolasa, dlatego łatwo poznać, że to ona idzie.

– A czemu na nią należy uważać, coś z nią nie tak? – zapytała Włoszka.

– I to jeszcze jak! Ona jest bardzo głupia i naiwna, ma mózg wielkości orzeszka ziemnego, a do tego jak się uczepi, to potrafi być zwyczajną wredną suką. Ulrich wie coś o tym.

Niemiec kiwnął głową.

– Tyle lat, a ona sobie nie może odpuścić…

Jeremie dodał:

– W ogóle to nie wiem czy wiesz, czy dyrektor ci to już zdążył powiedzieć, ale będziemy mieć nowy regulamin, mundurki i ogólnie tu się pozmienia, tak więc nie wiem, czy ci się to spodoba…

– Cóż, w pewnych sprawach może być trudno, cenię sobie niezależność w wyborach, nawet jeśli chodzi o ubiór czy makijaż, ale zobaczymy, jak to będzie wyglądać – odpowiedziała z uśmiechem Monica.

Yumi, dotąd jedząca w milczeniu, postanowiła dołączyć się do rozmowy, co miało jej pomóc zająć myśli choćby przez chwilę czymś innym niż swoje problemy rodzinne:

– Jak się tutaj znalazłaś?

Włoszka zwróciła się głową do Japonki:

– Generalnie to od urodzenia mieszkałam we Włoszech, dokładniej w Toskanii. Ale kilka miesięcy temu moi rodzice dostali atrakcyjną ofertę pracy właśnie tutaj, a wiecie, jak to teraz jest, trzeba brać okazje, póki się zdarza. Większe zarobki, lepsze warunki, więc ta przeprowadzka była nieco przymusowa. Na szczęście znam nieco te tereny, bo całkiem niedaleko mieszka tutaj moja kuzynka.

– Pewnie wpadałaś do niej na wakacje?

– Tak, zdarzało się, w końcu to nie jest aż tak daleko.

Po zjedzonym obiedzie był czas wolny, gdyż tego dnia nie było popołudniowych lekcji. Aelita postanowiła zrobić wycieczkę po szkole i okolicach nowej przybyszce. Jeremie uznał, że dobrze będzie, jeśli tym razem dziewczyny zrobią sobie babski wypad, a sam poszedł do pokoju trochę poczytać. Odd tradycyjnie udał się na poobiednią drzemkę. Yumi zaś miała już wracać do domu, jednak nie za bardzo miała ochotę tam wracać. Dała znak Ulrichowi, że chce z nim porozmawiać, by nieco zrzucić z siebie ciężar wydarzeń ostatnich godzin. A nic tak dobrze na nią nie działało, jak rozmowa z przyjacielem w parku w towarzystwie niebieskich puszek z gazowanym napojem.

Herve chodził z jednego kąta w kąt i głośno myślał. Oprócz niego w pokoju był jeszcze Nicolas, który siedział na fotelu. Była to jedna z niezbyt licznych chwil, podczas których chłopakom nie towarzyszyła Sissi. Odkąd córka dyrektora zapisała się do zespołu mażoretek, wiele czasu poświęcała na próby, szczególnie teraz, gdy miała zostać liderką grupy.

– Słuchaj, Nicolas – powiedział okularnik. – Taka szansa trafia się raz na dziesięć lat. Zapiszmy się do tej legii szkolnej. Naprawdę, nie pożałujesz.

– Czy ja wiem… – przyjaciel nie był aż tak entuzjastycznie nastawiony. – Latać z plastikowym karabinkiem po placu w kółko i ciągle się obracać w prawo i w lewo? I to jeszcze pod komendami Jima? A skąd on wie, jak to się robi?

– Kiedyś mówił, że był na przeszkoleniu w Legii Cudzoziemskiej. Prawdę mówiąc, to uważam, że co najwyżej mógł tam być kucharzem, ale niech już mu będzie. Poza tym o co innego mi chodzi. O władzę – tu Herve’owi oczy się zaświeciły.

– Jak to, o władzę? – zdziwił się Nicolas. – Myślałem, że to tylko miało być takie do ozdoby i zabicia czasu.

– A widzisz, byś poczytał pewne dokumenty, to byś wiedział. Otóż członkowie legii będą dbać o porządek w szkole. I to nie na zasadzie „czy kibelek jest czysty”. Nie, my będziemy sprawdzać, czy regulamin jest przestrzegany, a jak ktoś będzie go łamał, to wtedy wlepiamy kary. I mamy ku temu cały wachlarz możliwości, wraz ze środkami przymusu bezpośredniego. Wiesz, jaka to jest szansa? Ile razy chciałeś komuś przypierdolić, bo cię wkurzył, ale nie mogłeś, bo bałeś się konsekwencji?

– No, dużo… – przyznał kolega.

– To teraz my będziemy mogli się zemścić za te wszystkie lata poniżeń, drwin i ośmieszeń. I będziemy mogli to wszystko zrobić zgodnie z przepisami. Bo my będziemy dbać o to, aby w szkole zadbało prawo i sprawiedliwość! – Herve był już bardzo nakręcony. – Skończy się samowolka tego idioty Belpois. W końcu to ci, którzy powinni być na pierwszym miejscu, będą tam.

– To ma sens – powiedział Nicolas. – A poza tym to przypomniało mi się powiedzenie pewne: za mundurem panny sznurem. Może się uda nam kogoś poderwać?

– O, i to mi się podoba, to jest myślenie perspektywiczne, nawet jeśli to nie jest nasz główny cel. Ale nikt nie powiedział, że nie możemy z tego czerpać żadnych korzyści. W końcu – co nie jest zabronione, jest dozwolone.

Yumi i Ulrich poszli do parku. Po chwili milczenia Japonka opowiedziała chłopakowi o tym, co stało się poprzedniego dnia, a także o ostatniej sprzeczce z Sissi. Nie kryła przy tym emocji i chwilami musiała brać głębszy oddech, żeby się całkowicie nie rozpłakać. Ulrich był przygotowany na taką ewentualność, miał przy sobie paczkę chusteczek. Gdy Yumi skończyła swoją opowieść, zapytał:

– A jak wychodziłaś rano z domu, ojciec coś mówił?

– Szczerze mówiąc to chciał jakby coś mi powiedzieć – odpowiedziała dziewczyna – ale nie zdążył, bo śpieszyłam się do szkoły.

– Może jak wrócisz, to będzie chciał porozmawiać?

– Może… tylko wiesz, mam teraz trochę mieszane uczucia. Z jednej strony chciałabym, aby nasze relacje układały się normalnie, tak jak wcześniej, z drugiej zaś nie mogę pozwolić na to, aby on bił Hirokiego albo w ogóle kogokolwiek w naszym domu. To, co wczoraj zrobił… jest niewybaczalne. Dlatego trochę boję się wracać do domu, choć wiem, że muszę.

– Spokojnie, Yumi – chłopak przysunął się do dziewczyny, a zauważając, że z jej oczu płyną łzy, wyjął chusteczkę z opakowania, i otarł jej twarz. – Wiedz, że zawsze przy tobie będę.

Japonka przytuliła się do swojego przyjaciela.

Jeremie skorzystał z tego, że ma wolne popołudnie i postanowił poszukać nowych programów do swojego komputera. Odkąd przestali wydawać „Komputer Świat” na papierze, przestał kupować jakiekolwiek pisma z dołączanymi płytami, bo takowych praktycznie nie było, nie licząc specjalnie zakrywanych w kioskach gazetek z filmami erotycznymi. Włączył sobie radio, żeby coś grało w tle. Właśnie nadawano reklamę:

– Najnowszy film Patryka Vegi, reżysera, którego nienawidzicie, a i tak chodzicie na jego dzieła. Tym razem bezkompromisowy autor przedstawi wam prawdziwy świat prostytutek i domów publicznych. Kurewskie Porachunki – już w kinach!

Ktoś zapukał do drzwi. Po chwili wszedł Odd.

– Hej, zajęty jesteś?

– Nie, tak tylko sobie siedzę i grzebię, a co, masz sprawę?

Chłopak podszedł bliżej komputera:

– Bo wiesz, Jeremie… – Odd wyjął z kieszeni pendrive. – Potrzebowałbym czegoś do oglądania, bo mi się nudzi, a w telewizji same pierdoły, nawet obrad parlamentu teraz nie dają.

– Coś do oglądania… – okularnik zaczął się zastanawiać. – Widziałem niedawno taki serial o czwórce przyjaciół, którzy znajdują w pustostanie komputer z wirtualnym światem, w którym to świecie zamieszkuje dziewczyna, chciałem to nawet sobie obejrzeć, ale czasu brak.

– Czekaj, czekaj… – Włoch się nieco zdumiał. – Komputer z wirtualnym światem? Kurna, ktoś nasze przygody zekranizował?

– Niee, myślę, że to tylko zbieg okoliczności.

– A wiesz, chyba już wpadłem na to, co bym chciał obejrzeć, tylko musiałbyś wejść na stronki pewne. Kojarzysz taki film „Kurewskie Porachunki”?

– Tak, nawet przed chwilą go zapowiadali w radiu.

– Chcę sprawdzić, czy jest tak, jak z innymi obrazami Vegi.

– Czyli jak? – spytał Einstein.

– Vega bierze kartkę, pisze “kurwa, chuj, pizda, dupa”, podpisuje jako scenariusz do filmu. Potem dzwoni do 14 aktorów, którzy mają kredyty i zagrają nawet w filmie o Smoleńsku, byleby dostać kasę. I zagrają. A że Vega to leń, więc dialogi sobie sami aktorzy wymyślają, co nawet jest dla nich lepsze. No i słuchaj – zabawa jest taka: film wchodzi do kin. Recenzenci piszą, że to jest totalne gówno, że chujowe, nie warto iść. Ludzie to czytają i wiesz co robią? Idą specjalnie do kina, żeby zobaczyć, czy to takie gówno! Vega nawet potem tym recenzentom prezenty daje, pierniki czy paczki cukru, bo teraz to towar limitowany, bo oni mu tylko dobrze robią.

Po chwili milczenia Jeremie zapytał:

– A co ty o tych jego produkcjach sądzisz?

– Wiesz, Jeremie…to jest takie głupie… no głupie jak Sissi.

– Ale oglądasz każdy film Vegi, czyli go jakby wspierasz.

Della Robia wybuchł gromkim śmiechem.

– Kolego, ja od 4 lat w kinie nie byłem! Wszystko przecież ty mi ściągasz.

Gdy Yumi wróciła do domu i weszła do swojego pokoju, tuż za nią pojawił się ojciec. Miał skruszoną minę.

– Wiesz, chciałem ci to już rano powiedzieć, ale nie było okazji… wybacz mi to wczorajsze. Po prostu za bardzo się ostatnio stresuję pracą i czasami nie wiem, co we mnie wstępuję.

Dziewczyna była trochę nieufna:

– OK, tylko dlaczego odreagowujesz to na nas? Na Hirokim, na mnie… nie wiesz, że tak się nie robi?

– Wiem, Yumi… tylko to się tak samoistnie robi. Wstyd mi za to. Zdaję sobie sprawę, że może ty też wczoraj byłaś podminowana, w końcu jesteś w wieku dojrzewania i buntu, czasem te emocje się mogą skumulować. Matka mi powiedziała, że dowiedziałaś się o siniakach Hirokiego…

– Zdajesz sobie sprawę z tego, że chłopak może mieć potem traumę? – spytała dość ostro Japonka.

– Tak, i nawet nie wiesz, jak mi z tym źle… staram się zmienić, już zapisałem się na terapię do psychologa, ale potrzebuję wsparcia matki… i twojego. Bo to dla was chcę odrzucić te nawyki. W końcu sama pamiętasz, że kiedyś taki nie byłem.

– No, nie byłeś – przyznała dziewczyna. – Zawsze pracowałeś dużo, ale wcześniej to tak nie wpływało na twoją psychikę. Posłuchaj, ja… ja zawsze będę cię wspierać. Ale nigdy nie będę akceptować bicia nas, a szczególnie tego, co zrobiłeś wczoraj. To bardzo nadwątliło moje zaufanie do ciebie.

– Zdaję sobie z tego sprawę, Yumi. Dlatego chcę je odzyskać.

Ojciec i córka jeszcze przez długie minuty rozmawiali ze sobą o tym, co działo się w domu, gdy Takeo był w Hiszpanii, i co ciekawego można zobaczyć na Półwyspie Iberyskim. Z każdą chwilą coraz lepiej się dogadywali. Wyglądało na to, że rodzina Ishiyama przezwycięży ten kryzys.

Następnego dnia Yumi nie poszła do szkoły, gdyż musiała jechać na rutynowe badania. Nieobecność była usprawiedliwiona przez matkę już podczas zebrania, dyrektor nie miał nic przeciwko, ba – pochwalił nawet za sumienność w dbaniu o zdrowie.

– To jest najważniejsze, w końcu mamy je tylko jedno – podkreślił.

Japonka nie bała się nigdy lekarzy, jednak pojechała do szpitala z Akiko, gdyż zawsze to lepiej mieć darmową przewózkę niż korzystać z nie zawsze niezawodnej paryskiej komunikacji miejskiej. Badania przebiegły sprawnie, pobrano krew, próbkę moczu, dokonano ważenia, mierzenia, sprawdzono drogi rodne, wykonano rentgen oraz kilkanaście innych działań, choćby ultrasonografem. Wyniki zbierano na bieżąco, tak aby pacjent nie musiał specjalnie fatygować się drugi raz tylko po plik kartek z zapisanymi rezultatami.

Z racji tego, że Yumi miała już szesnaście lat, mogła sama wejść do gabinetu po odbiór wyników i ostatnią rozmowę z lekarzem prowadzącym.

– Dobrze… panna Yumi Ishiyama, tu mam twoje wyniki. Analizowałem je i muszę zadać ci jeszcze kilka pytań – powiedział starszy pan w kitlu i okularach z dwudniowym zarostem.

– Jasne, nie ma sprawy.

– Czy czujesz jakieś bóle podczas poruszania się?

– W zasadzie nie, raz na miesiąc złapie mnie lekki skurcz, ale to normalne przy trenowaniu pencat-silat.

– A uprawiasz sport, oprócz tych zapasów?

– Czasem jeżdżę na rowerze.

– Nie odczuwasz żadnego większego zmęczenia, duszności ani innych tego objawów?

– Raczej nie, zawsze staram się odpowiednio rozkładać siły.

– OK… – doktor spojrzał przez okulary na wyniki i powiedział – cóż, jesteś już praktycznie dorosła, więc pozwolisz, że przejdę do sedna. Z badań wynika, że chyba niedługo twój tryb życia się zmieni…

Yumi się nieco przestraszyła:

– Co pan ma na myśli, doktorze…?

– No… nie mam dla ciebie dobrych wieści…

Korekta: Azize

Rozdział 34

Rodzina Ishiyama po raz pierwszy od kilku miesięcy mogła zasiąść w komplecie do wspólnej kolacji. Gdy Takeo przebywał na delegacji w Hiszpanii, często było tak, że każdy z pozostałych domowników jadł osobno: Yumi w kuchni, Hiroki w salonie, oglądając kolejne odcinki „Kononowicz & Suchodolski Show”, zaś Akiko często korzystała ze stołówki na mieście. Powrót taty wymagał jednak przywrócenia pewnych zwyczajów.

– Kochanie, to sushi wyszło przepysznie, czuję się, jakbym wieki tego nie jadł – mówił Takeo, sprawnie posługując się pałeczkami. Pobyt w środowisku, w którym używa się tylko widelca, nie zmienił nawyków Japończyka.

– Oj tam, przesadzasz… To zwykła ryba – Akiko nieco się zawstydziła. – Przecież tam w Madrycie chyba są jakieś bary sushi?

– E tam, domowe najlepsze. Tam to dają jakąś papkę, a nie prawdziwe japońskie danie. Lepiej było chodzić na tortillę, przynajmniej nie zbankrutowałem.

Po chwili milczenia ojciec zapytał Yumi:

– A jak tam w szkole? Podobno mają wam wprowadzić mundurki. Cieszysz się? Będzie prawie jak w Japonii.

Młoda dziewczyna w czarnej marynarce nie wykazywała jednak takiego entuzjazmu:

– Szczerze? Nie wiem po co nam te mundurki wprowadzają. Ja się dobrze czuję w takich ubraniach, jakie noszę na co dzień.

– Odrobina rygoru dobrze wam zrobi. Przynajmniej nie będziecie się ubierać jakbyście na dyskotekę szli.

– Nie to żeby coś – zaoponowała Yumi – ale akurat ja nigdy się nie stroiłam. Zawsze ubieram się stosownie do okoliczności.

– A ten odsłonięty brzuch? – spytał Takeo. – Myślisz, że taki ubiór jest odpowiedni dla dziewczyny w twoim wieku?

– Ja mam już szesnaście lat! Nie mogę się ciągle ubierać jak przedszkolak.

– Więc to, że masz już szesnaście lat, świadczy o tym, że możesz nosić byle co? Przecież jak pamiętam, to praktycznie zawsze masz ten czarny sweter, który odsłania brzuch i uwydatnia, choć nie wiem jakim cudem, piersi…

– Takeo! Co ty opowiadasz! – lekko zdziwiona wtrąciła matka. – Toć jeszcze jej aż tak nie urosły..

– Ej! Nie przesadzaj, dobra? Jestem zadowolona z rozmiaru moich piersi… a w ogóle to kurwa mać, jak myśmy skręcili na temat tego, jakie mam cycki? Co tu się do jasnej cholery dzieje? – powiedziała zirytowana Yumi.

– Młoda damo, jak się odzywasz? Nie zagalopowałaś się? – rzekł nieco zaskoczony, a jednocześnie zły z powodu zachowania córki Takeo. – Wracając do tematu: dobrze, że mundurki wprowadzą, przynajmniej będziesz się inaczej ubierać.

– Tak? A może wolałbyś, ojcze, żebym wyglądała tak jak Sissi Delmas? Jej ojciec pozwala, aby nosiła krótsze spódniczki, niż ja kiedykolwiek na dyskotekę zaprosiłam.

– Mnie inni nie obchodzą. Jak dyrektor chce wychować córkę na kurtyzanę, to jego sprawa, jego problem.

W tym momencie wtrącił się najmłodszy członek rodziny:

– A ja wiem, czemu Sissi się tak stroi. Ona chce poderwać Ulricha, ale jej się to nie uda, bo Ulrich jest już zaklepany, on kocha tylko Yumi, a ona kocha tylko jego.

Yumi się mocno zaczerwieniła i powiedziała:

– Zamknij mordę, Hiroki!

Ojciec tym razem zareagował bardziej stanowczo:

– Yumi! Trochę szacunku do brata! Chyba za mało dyscypliny dostałaś ostatnio. Trzeba to zmienić.

– Czyli co? Dasz mi po łbie? Albo kablem po plecach? – Yumi nie pozostała dłużna. Wstała i patrzyła dość gniewnym wzrokiem na ojca. Zastanawiała się, czy już teraz nie wygarnąć mu sprawy z biciem Hirokiego.

– Marsz do pokoju, gówniaro i nie wychodź z niego do samego rana!

– Tylko nie „gówniaro”, dobrze? W ogóle jak możesz tak do mnie mówić, tak wiele nas uczyłeś na temat szacunku do innych ludzi, a teraz mnie obrażasz?

– Wychowuję, a nie obrażam – Takeo wstał i podszedł do swojej córki. – Dla mnie jesteś gówniarą, jeśli się tak zachowujesz. A na szacunek trzeba sobie zasłużyć.

– I to ostatnie powiedziałeś bardzo mądrze – Yumi wyprostowała ręce i spojrzała ojcu w oczy. – Na szacunek trzeba sobie zasłużyć. A ci, którzy biją swoich synów, są zwykłymi frajerami, którzy nie zasługują na to z mojej strony.

Mężczyzna się zapowietrzył. Przez krótką chwilę myślał, co powiedzieć, ale zanim coś rzekł, podniósł rękę i uderzył Yumi w policzek. Dziewczyna była oszołomiona. Po chwili w jej oczach pojawiły się łzy. Japonka odwróciła się na pięcie i poszła na górę, a z każdym krokiem napływało jej łez

– Nie masz już córki! – krzyknęła, będąc już przy drzwiach do pokoju. Po chwili trzasnęła nimi i przekręciła zamek.

Jeremie spędzał kolejny wieczór przed laptopem, czytając e-booka. Tym razem był to esej o sztuce reportażu, który napisał Mariusz Szczygieł. Francuz polubił tego autora już dobre kilka lat temu, gdy zdobył przygotowaną przez niego antologię reportażu. Dwutomowe wydawnictwo kosztowało ponad 100 euro, miało jakieś 2 tysiące stron, ale było warte swojej ceny. Od tego momentu Jeremie polował na każdą nową rzecz, jaką wydał Szczygieł. Okularnik wiedział, że może dzisiaj spokojnie czytać, gdyż Aelita była na próbach do koncertu Subsonics i wróci późno, jednak trochę się zdziwił, zauważając, że było już po 23:00, a rózowowłosa jeszcze nie powiadomiła, że wróciła, ani nie weszła do niego, by spełnić wymyślony przez nią samą rytuał codziennego wyrażania wdzięczności za uratowanie życia.

Aby coś grało w tle, odpalił radio. Właśnie rozpoczynała się audycja.

– Na zegarach za dwadzieścia minut północ, oto ostatnie, późnowieczorne Aktuality, a przy mikrofonach jak zwykle Jeremiasz i Alek – powiedział ten pierwszy przedstawiony redaktor.

– W tym wydaniu powiemy o tym, czy Putin zamierza napaść na Ukrainę, jak wyglądają sondaże przedwyborcze we Francji, przedstawimy najnowsze ustalenia komisji Macierewicza, która od 12 lat próbuje nas przekonać, że Smoleńsk to był zamach, będzie też tradycyjnie przegląd sportowy i serwis kulturalny – dodał Alek.

– A w ramach części o kulturze – tu znowu Jeremiasz przejął głos – specjalny raport. Pojawi się nasza ekspertka do spraw Eurowizji, najlepsza w całym kontynencie, która oceni szanse wszystkich 40 reprezentantów w tegorocznym konkursie. Łączenie ze studiem w Breslau za jakieś 50 minut.

Chłopak czytał spokojnie, a w radiu trwał program, gdy nagle drzwi do pokoju otworzyły się dość gwałtownie. Aelita wręcz przybiegła. Nie zdążyła nawet zdjąć niebieskiego płaszcza, pod którym miała czerwoną bluzkę i dżinsy.

– Która godzina? – zapytała lekko zadyszana?

– Dokładnie za trzy minuty północ – odpowiedział Jeremie.

– Uff… zdążyłam – rózowowłosa wyraźnie się uspokoiła. Podeszła do chłopaka. Ten chciał spytać, co dziewczyna ma na myśli, ale nie zdążył, gdyż ujęła jedną dłonią jego policzek, przybliżyła go do siebie i zaczęła całować.
Po kilku minutach Aelita skończyła, choć Jeremiemu to się bardzo podobało i wcale by się nie pogniewał, gdyby to potrwało jeszcze dłużej.

– Wybacz, że tak późno, ale próby się przeciągnęły – wyjaśniła dziewczyna. – Tak w ogóle… mamy już po dwunastej, tak?

Jeremie potwierdził.

– Wiesz, jak chcesz, to za kilka minut możesz do mnie przyjść, tylko daj mi się nieco ogarnąć.

– O tej porze? – zdziwił się chłopak.

– A czemu nie? Zaczynamy lekcje dopiero od bodajże 10:30, możemy nieco pospać, a poza tym chciałabym trochę z tobą pobyć, bo ostatnio trochę mniej spędzaliśmy czasu razem.

– Cóż… skoro chcesz. Nie mam nic przeciwko. Daj mi znać smsem, gdy będziesz już gotowa.

Minął kwadrans. Jeremie otrzymał wiadomość.

„Przyjdź do mnie, jestem już gotowa. I przygotuj się, że coś będziesz musiał dla mnie zrobić ;)”

Chłopak przez chwilę się zastanawiał, co jego ukochana miała na myśli, jednak nie za bardzo nawet miał pomysł, co to by miało być. Po tym, jak przeczesał włosy, poprawił koszulę i użył odrobiny perfum, poszedł do jej pokoju. Drzwi nie były zamknięte na klucz, jednak Einstein był dobrze wychowany i zapukał.

– Wejdź, proszę – zaprosiła go dziewczyna. Stała teraz w pokoju. Na głowie miała biały kapelusz, którego rondo było z tyłu tak jakby przyklejone do reszty, a z przodu normalnie wystawało, co przypominało nieco czapkę pani podpułkownik z serialu „JAG”. Poza tym ubrała się w białą marynarkę, zapiętą na jeden guzik, co pozwalało Jeremiemu zobaczyć, że ma pod nią również białą koszulę. Także spódniczka, dość krótka, była w tym samym kolorze. Założyła też czarne kozaki na obcasie, sięgające do połowy łydki. Poprawiała właśnie rękawiczki długie aż do łokcia.

– Aelita… – chłopak był oszołomiony, jakim cudem w tak krótkim czasie jego dziewczyna zdołała się przebrać i nawet lekko podkreślić usta szminką. – Czy my mamy dzisiaj jakąś okazję, o której nie pamiętam, ale ty tak, i dlatego się odświętnie ubrałaś?

– W zasadzie tak – przyznała różowowłosa. – Mija kolejny rok, odkąd postanowiłeś, że nie wyłączysz superkomputera, zanim mnie nie sprowadzisz na Ziemię. Gdyby nie to, nie stałabym tu teraz przed tobą, mój bohaterze.

Einstein się zaczerwienił, a po chwili spytał:

– Pisałaś, że coś będę musiał zrobić. Co takiego dokładniej?

Aelita wskazała ręką na poduszkę leżącą na biurku. Znajdowała się tam para skrzydeł.

– Jeremie, najpierw chciałabym cię o jedną rzecz poprosić, choć to może będzie dziwne. Czy pozwolisz, abym dzisiaj wydawała ci rozkazy? – zapytała z lekką nieśmiałością.

– Tak jest, pani kapitan! – Jeremie bez wahania stanął i zasalutował swojej ukochanej.

– Cieszę się. W takim razie… – tu dziewczyna na chwilę zamilkła, tak aby po chwili, już bardziej stanowczo, kontynuować. – Dziś chcę stanąć przed tobą jako anielska dziewczyna. Do tego potrzeba jednego elementu, skrzydeł. Tym razem ktoś musi mi je założyć. Wybrałam ciebie, byś to zrobił, bo wiem, że wykonasz to starannie.

– Skoro tak mówisz… – leciutko krygował się Jeremie.

– Belpois, podejdź do skrzydeł i pokaż mi je – Aelita uznała, że tym razem będzie się zwracać do chłopaka po nazwisku, aby wzmocnić nieco efekt. Jeremie wziął poduszkę i powoli podszedł.

– Pani kapitan, oto twoje skrzydła – rzekł, stając na baczność przed swoją dziewczyną. Ta podniosła na chwilę jedno z nich i je delikatnie ucałowała, a następnie odłożyła i przyłożyła dłoń do kapelusza.

– Belpois, do nałożenia skrzydeł przystąp!

– Tak jest! – chłopak stuknął obcasami i wziął lewe skrzydło. Podszedł do dziewczyny od tyłu i delikatnie, z wyczuciem przyczepił za pomocą specjalnego ramiączka skrzydło do lewego ramienia dziewczyny, tak aby było stabilne i nie spadało przy każdym ruchu. Następnie poprawił mocowanie od przodu. Podobnie zrobił z prawym skrzydłem. Cała operacja trwała około czterech minut. Gdy Jeremie uznał, że skrzydła się trzymają, ponownie stanął przed dziewczyną, zasalutował i powiedział:

– Pani kapitan, melduję wykonanie zadania.

Aelita odwzajemniła gest, a następnie zrobiła rundę po pokoju, by sprawdzić, czy wszystko jest w porządku. Gdy się upewniła, podeszła bliżej chłopaka.

– Jeremie… jesteś moim strażnikiem, bohaterem i wybawcą – rzekła. Po chwili ujęła dłońmi w rękawiczkach twarz chłopaka i ucałowała policzki i czoło, a potem usta.

Po dość długim pocałunku Einstein spojrzał z czułością na stojącą przed nim miłość swojego życia. Zawsze uważał, że jest piękna, ale w tym momencie poczuł to jeszcze głębiej, a fakt, że teraz był na jej rozkazach, choć to tylko na chwilę, bardzo go ekscytował.

– Panno Schaeffer, chciałbym ci coś powiedzieć – zwrócił się do niej, po czym swoją lewą rękę położył na lewej piersi, a prawą wyprostował w łokciu, wystawiając dwa palce dłoni. – A dokładniej złożyć przed tobą ślubowanie.

Dziewczyna wyprostowała się i skinęła głową na znak przyzwolenia.

– Aelito, jesteś miłością mojego życia – zaczął chłopak z lekką tremą. – Ślubuję ci moją dozgonną wierność, uczciwość oraz to, że będę przy tobie w zdrowiu i chorobie, wtedy gdy będzie dobrze i gdy będzie źle. Nigdy cię nie zranię i nie zdradzę. Ślubuję też to, że pragnę ci służyć tak jak dzisiaj. A gdy nadejdzie taka konieczność, oddam za ciebie życie, moja pani kapitan Schaeffer.

W tym momencie Jeremie podszedł do dziewczyny, która wzruszyła się tą przysięgą i ledwo powstrzymywała łzy szczęścia. Ujął jej dłoń i pocałował z najgłębszą czułością, Następnie zrobił tak z policzkiem, a potem z ustami. Poczuł wtedy słodki smak jej ust, niczym najlepszego deseru.

Aelita przez dość długi czas nic nie mówiła, a jedynie patrzyła na swojego wybawcę. Jednak w pewnym momencie postanowiła przerwać ciszę:

– Jeremie, nie wiem co powiedzieć, więc powiem tylko tyle – w tym momencie zdjęła kapelusz i przełożyła do lewej dłoni, prawą zaś podnosząc – mój wybawco, ślubuję być twoja na zawsze i kochać na wieki.

Para przytuliła się do siebie, Jeremie poczuł dotyk skrzydeł. Był w raju. Nie chciał z niego wychodzić.

– Mam dla ciebie jeszcze jedno zadanie – powiedziała różowowłosa po kolejnych czułościach. – Rozkazuję ci zostać w moim pokoju i spędzić ze mną noc.

– Jeśli tylko tego pragniesz. Ale… – Jeremie nieco się zawahał. – Przecież tu jest tylko jedno łóżko. Ale spokojnie, prześpię się na podłodze.

– W żadnym wypadku – zaoponowała dziewczyna. – Śpisz ze mną, bo pragnę się do ciebie przytulić.

Jeremiemu się ten układ nawet spodobał, nawet jeśli przez chwilę się krępował. Postawa Aelity go jednak onieśmieliła. Podeszła do niego i zaczęli się całować po francusku przez kolejne minuty. Przerwali tylko na chwilę, aby dziewczyna mogła odłożyć skrzydła, zdjąć marynarkę i spódnicę oraz rozpiąć koszulę. Chłopak przez chwilę mógł dostrzec, że rózowowłosej było ciepło, gdyż poza koszulą nie miała już nic od pasa w górę, przez co przypadkowo jego wzrok przeniósł się na rosnące piersi dziewczyny. Gdy to zauważyła, szybko się zawstydził, jednak nie miała mu tego za złe.
– Tobie, mój najwspanialszy wybawco, wolno – zapewniła.

Para położyła się i zasnęła w swoich objęciach, wcześniej jeszcze wymieniając kolejne pocałunki. Jeremie chciał, aby ten moment trwał jak najdłużej. Aelita marzyła, aby tak było każdego wieczoru.

Ulrich leżał w swoim łóżku i myślał o tym, czy Yumi sobie poradziła z powrotem ojca. Napisał do niej wiadomość:

„I jak poszło? Jest ok?”

Widział, że wiadomość odczytano 3 godziny temu, jednak nie dostał odpowiedzi. Postanowił napisać jeszcze raz:

„Yumi, wszystko w porządku?”

Nadal bez odpowiedzi. Wybrał jej numer. Po 8 sygnałach usłyszał:

– Wybrany numer nie odpowiada. Proszę nagrać się na pocztę głosową.

Niemiec nie mógł wiedzieć, że Yumi nie miała siły odbierać telefonów ani pisać smsów. Leżała załamana na łóżku i płakała po cichu. Bolało ją to, co się stało.

Następnego dnia cała paczka spotkała się na stołówce. Cała oprócz Yumi.

– Widzieliście ją może? Trochę się o nią martwię – powiedział Ulrich.

– Nie, ja jej nie spotkałem od rana – odezwał się Odd.

– Ja też nie – dodała Aelita.

– Chyba siedziała na ławce przy głównym wejściu – zauważył Jeremie. – Była bardzo smutna.

– Czyli musiało coś się stać – rzekł po cichu Niemiec. – Wiecie, ja przyjdę zaraz do klasy, tylko najpierw z nią pogadam.

Yumi siedziała na ławce skierowana tyłem do podwórka. Wciąż czuła się źle. Z jednej strony chciała o tym pogadać, ale z drugiej nie czuła się jeszcze do tego gotowa.

– Hej… – odezwał się Ulrich. – Coś się stało?

– Wybacz, Ulrich – rzekła przygnębiona Japonka – ale teraz nie chcę o tym rozmawiać. Proszę, daj mi przez chwilę być samą. Później się odezwę…

– OK, jak chcesz… wiesz, gdzie mnie szukać – Ulrich oddalił się trochę zaniepokojony. Martwił się o przyjaciółkę.

W tym momencie do ławki podeszła Sissi wraz ze swoimi przydupasami.

– O, proszę, kogo my tu mamy! Smutne azjatyckie czarne gówno. Zrozumiałaś już, że nie będziesz mogła nosić tych szmat i dlatego ryczysz, bo wiesz, że nigdy nie będziesz choćby w połowie tak atrakcyjna jak ja – powiedziała córka dyrektora.

– Spierdalaj… – rzekła zrezygnowana Japonka.

– Ej, ale skąd takie słowa, przecież powiedziałam samą prawdę.

– Spierdalaj, dobrze ci radzę! Nie mam nastroju do słuchania pierdów z ust największej idiotki w Kadic – Yumi była już zdenerwowana.

– Matka cię kultury nie nauczyła, albo tego, by nie pyskować do tych, którzy osiągnęli więcej od ciebie?

– Co niby osiągnęłaś? Latanie z patykiem po ulicach? Nie rozśmieszaj mnie…

– To nie patyk, ignorantko, a laska tamburmajorska. Ale skąd możesz o tym wiedzieć, skoro u was w tej Japonii to tylko same gejsze i prostytutki.

– Odpierdol się, dobra? Nie znasz się na kulturze kraju, z którego pochodzę, to stul mordę!

– Oj, nieładnie tak przeklinać… chyba powiem ojcu, by porozmawiał z twoimi rodzicami, o ile jeszcze się tobą chcą zajmować, zamiast się wyprowadzić do Japonii, by nie mieć nic do czynienia z taką nieudaną dziewczyną.

– Ty…ty… – Yumi wstała. Z jej twarzy lał się pot, a policzki były zaczerwienione. – Ty jebana kurwo! Ty szmato! Odpierdol się, pierdolona imbecylko! Co ja ci, kurwa mać, zrobiłam! Zazdrościsz, że Ulrich woli się ze mną zadawać? Przynajmniej ma rozum, pizdo!

– Nooo, pokazałaś pazurki, brawo. A co, jeśli teraz powiem ojcu, że złamałaś regulamin? Od razu cię wyrzuci.

– Tylko spróbuj, konfidentko! – Japonka podeszła i uderzyła Sissi w twarz, a następnie jeszcze kopnęła tak, że ta upadła na ziemię.

– Ale…Yumi, ja tylko żartowałam – Sissi się wystraszyła reakcji dziewczyny.

– Ja natomiast nie – czarnowłosa uderzyła Sissi jeszcze kilka razy, pozostawiając ją skuloną na dziedzińcu szkolnym.

Suzanne Hertz rozpoczęła lekcję wychowawczą. Tym razem miała do przekazania uczniom informację, która rzadko się zdarzała. Pojawiła się nowa uczennica,

– Moi drodzy, mam wam coś ważnego do zakomunikowania – w klasie momentalnie zapadła cisza. – Dzisiaj do naszej klasy dojdzie nowa koleżanka. Jest z Włoch, a dokładniej z Toskanii. Byłeś tam kiedyś, Odd?

– Kilka razy, ale trochę drogo tam mają – odpowiedział chłopak. Klasa się zaśmiała.

– OK, zapamiętam wskazówkę. Ale.. wracając do tematu, zaraz powinna tu być.

Po chwili rozległo się pukanie do drzwi.

– Proszę – powiedziała Hertz.

Do klasy wszedł dyrektor, prowadząc ze sobą dziewczynę o lekko śniadej karnacji i uformowanych w loki włosach koloru blond sięgających nieco za ramiona, a także kształtnej jak na swoje 15 lat figurze. Miała na sobie koszulę w tęczowe paski, dżinsy z dziurami oraz trampki.

– Witajcie, dzisiaj mury naszej szkoły przekroczyła nowa koleżanka. Nazywa się..,

– Monica. Monica Carla Calliente – przedstawiła się dźwięcznym głosem z odczuwalnym włoskim akcentem dziewczyna.

– Właśnie… witaj, Monico, w nieskromnych progach naszej szkoły. Mam nadzieję, że ci się u nas spodoba. Usiądź sobie koło Aelity Schaeffer, to ta dziewczyna z różowymi włosami, dobrze, abyście się poznały, bo będziecie razem w pokoju. OK, to ja już nie przeszkadzam, proszę dalej prowadzić lekcję.

Gdy dyrektor wyszedł, Hertz powiedziała:

– No, to może powiesz nam coś o sobie, Monico, abyśmy cię lepiej poznali?

Korekta: Azize

Rozdział 33

Jak to w ogóle się mogło stać, że ten mój klon wpieprzył mnie w zagrożenie z wuefu? – pytał zdziwiony William. Był właśnie w pokoju Jeremiego, gdzie przesiadywała także Yumi. – Jeszcze fizyka czy chemia to rozumiem, ale wf?

– Słuchaj, William… – Jeremie przez chwilę szukał odpowiednich słów, by to wytłumaczyć. – Sprawa wyglądała tak: kod DNA zawarty w ludzkim ciele różni się od skompilowanego kodu, który posiadał klon stworzony przeze mnie. Do tego zakres jego funkcji motoryczno-poznawczych był ograniczony tylko do zdarzeń automatycznie programowalnych i przewidywalnych. Klon, jako maszyna półelektroniczna, nie potrafił reagować na polecenia niepoddające się wcześniejszej antycypacji, do tego jego pamięć wykonawcza nie potrafiła dokonywać transsubstancjacji poleceń przekazywanych oralnie w czyny wykonalne, przez co klon nie reagował wtedy, gdy otrzymywał zadania, co do których nie posiadał schematu wykonawczo-deklaratywnego…

Po chwili ciszy odezwała się Yumi:

– A tak na nasz normalny język?

– Dubler Williama był za głupi, bo trzeba było go robić szybko, by nikt się nie zorientował. Toć pamiętasz przecież, że mówiłaś mi, kiedy macie klasówki, żebym mógł wgrać w pamięć dublera informacje potrzebne do zaliczenia danego testu.

– Faktycznie, kojarzę.

Po chwili ciszy William ponownie zabrał głos:

– Nie mogłeś tego bardziej dopracować…?

– Uwierz mi, chciałem. Ale czas nas gonił, dlatego wymyśliliśmy cały plan z kwarantanną, żebyśmy mieli chociaż te dwa tygodnie. A to też nie jest moja wina, że technika nie jest aż tak rozwinięta, żeby takiego humanoida zrobić na takim poziomie, by się zachowywał w stu procentach jak normalny człowiek – odpowiedział mu Jeremie.

Yumi postanowiła zmienić temat:

– Czyli teraz musisz pilnować tych kamer, tak? I masz podgląd na wszystkie miejsca, w których one są?

William przytaknął.

– To bardzo dobrze… – rzekła Japonka. – Przyda się. Bo skoro wiemy, gdzie są kamery, to jednocześnie wiemy też, gdzie ich nie ma. A to jest niezbędna informacja, jeśli mamy zacząć prowadzić strajk. Z nieba nam spadłeś z tym zagrożeniem, William. Tylko pamiętaj, Jimowi ani słówka.

Odd siedział przed swoim laptopem. Właśnie podłączył głośniki i korzystając z nieobecności Ulricha odpalił program do tworzenia muzyki, by sobie nieco poćwiczyć granie na klawiaturze, a lepiej mu się to robiło, gdy nie musiał używać słuchawek. Nie to, żeby sprawiały mu dyskomfort, ale wolał czasem usłyszeć w pełni to, co odgrywał. Włoch powoli się przymierzał do tego, by kupić specjalną klawiaturę, taką jak w pianinie, jednak nauczył się w międzyczasie grać na tradycyjnej laptopowej, co z racji jej układu było nieco trudniejsze. Niemniej jednak nadal zastanawiał się, czy nie lepiej byłoby zainwestować w tradycyjną organową strukturę, tak aby mógł spróbować się nauczyć bardziej wymagających utworów. Pomyślał chwilę, co by tu teraz zagrać i zaśpiewać. Szybko znalazł odpowiedni utwór.

– Jebać Putina, kurwę i skurwysyna,

Jebać Putina, co znów wojnę zaczyna,

Jebać Putina, zbrodniarza wojennego,

Masz krew na rękach cywila niewinnego!

Domorosły kompozytor nie spostrzegł się, będąc w pewnego rodzaju transie, że do pokoju przyszedł Ulrich. Wrócił ze sklepu.

– Widzę, że się koncert zaczął – zaśmiał się Niemiec.

Jego partner z pokoju przerwał grę, ale się nie speszył zbytnio.

– Nie pamiętasz, co nam Jim zawsze mówił? Ćwiczenie czyni mistrza, więc trzeba ćwiczyć, ćwiczyć i jeszcze raz ćwiczyć – ostatnie zdanie powiedział, udając nauczyciela.

– A umiesz coś jeszcze zagrać oprócz piosenek o Putinie? – zapytał Ulrich.

– Pewnie że tak. Sam zobacz. Teraz kliknę tu i będę miał piękny instrument.

Istotnie, po chwili z głośników rozległy się tony kościelnych organów. Odd zagrał krótką przygrywkę, a potem zaśpiewał na melodię psalmu:

– Kto piję wódkę, jest alkoholikiem!

Ulrich nie mógł się powstrzymać od śmiechu.

– Może zostaniesz organistą w kościele? Wiesz, jaki to jest dochodowy zawód? Nawet byś się nie napracował zbytnio, wieczory wolne, bo ostatnia msza to koło 18 albo 19 jest, do tego za każdy pogrzeb i ślub dodatkowo kilkaset euro… żyć nie umierać!

– Wiesz, Ulrich… to nawet ciekawa propozycja. Zastanowię się nad tym. Ale najpierw pokażę ci, czego mnie twoja babcia nauczyła, jak byliśmy w Polsce.

Odd rozgrzał palce jeszcze raz i ponownie uderzył palcami w klawisze. Tym razem muzyka była bardziej poważna i podniosła. Po dość długiej, około minutowej przygrywce, Włoch postanowił śpiewać to, czego się nauczył podczas wycieczki:

– Nie będzie Niemiec pluł nam w twarz! Ni dzieci nam germanił…

– Ej, ej! Zwariowałeś? – Ulrich z jednej strony był nieco wzburzony, z drugiej zaś docenił inteligencję babci, która przypomniała sobie pieśń z dawnych czasów. – Ja nikogo nie chcę germanić i nikomu w twarz nie pluję. No, może oprócz Sissi… W ogóle jak przy niej jesteśmy, to coś ci powiem, tylko trzymaj się krzesła.

– Dawaj, co się stało? Sissi wyhodowała sobie mózg?

– Niee, lepszy numer się stał. Herve i Nicolas chcą się zapisać do tej całej legii czy legionu szkolnego.

Pokój wypełnił teraz gromki śmiech Odda.

– Pierdolisz! Oni? Do legii? Toć wiesz jak będą wyglądać w tych beretach i mundurkach z lumpeksu oraz plastikowych karabinach? Jak łachmaniarze. Zresztą to w ogóle będzie śmieszne. Sissi w tym swoim ubranku do parad i oni jako jej strażnicy. Komedia lepsza niż z De Funesem.

– Podobno mają ich wysłać na jakieś szkolenia?

– Szkolenia? Chyba takie, jak się ustawić do kasy w Auchanie, jak zadzwonią po nową kasjerkę, gdy się zrobi ogromna kolejka. Poszliby do harcerstwa, to by wtedy ich uczono przeprowadzania staruszek przez jezdnię.

– Wiesz, Odd, tak teraz pomyślałem… a co, jak nas też tam wsadzą na przymus? – powiedział z lekką obawą Niemiec.

– A mnie to nie wezmą, pierdzielę to! – z odwagą odpowiedział Odd, – Już byłem kiedyś w harcerstwie, nigdy więcej.

– Byłeś? A dlaczego już nie jesteś?

– Wypierniczyli mnie za niesubordynację… rozumiesz, jakie tam były tortury? Wyobraź sobie: śpisz smacznie, masz piękny sen, w którym występuje, dajmy na to, Monica Belluci, Penelope Cruz, Gal Gadot czy nawet Victoria de Angelis. Już, już ma do czegoś dojść. A tu nagle jakiś kretyn trąbi, drugi kretyn wrzeszczy „pobudkaaaa!”, a za oknem ciemno jak w dupie, bo jest 5:30. No szlag by cię trafił od razu!

Yumi wróciła do domu. Matka kończyła przygotowania do obiadu, gdyż niedługo miał przyjechać ojciec. Dzwonił, że jego samolot już dociera do lotniska w Paryżu. Prawie wszystko było już gotowe, nakryty stół czekał na to, by położyć na nim sushi.

– Tylko się przebierz, Yumi, żebyś elegancko wyglądała! – powiedziała matka.

– Dobrze, właśnie idę – odpowiedziała jej córka.

„Elegancko, kurwa. A co to, cesarz Japonii przybywa, czy prezes Kaczyński? Wystarczyłoby, żeby ciuchy brudne nie były” – pomyślała.

Gdy weszła do swojego pokoju, skierowała swoje pierwsze kroki do szafy z ubraniami. Yumi nigdy nie była typem modnisi, która ubiera się w to, co uznają za trendy w kolorowych żurnalach. Żeby było śmieszniej, to każdy z nich uznawał kompletnie co innego za ostatni krzyk mody. Zresztą, wystarczyło że w Kadic główną czytelniczką kolorowych pisemek była córka dyrektora. Nie zmieniało to jednak faktu, że na powrót taty należało się jakoś ubrać. Sukienka nie wchodziła w grę, gdyż Yumi praktycznie nie tolerowała takich ubrań od czasu, gdy jako 9-latka wbito ją w różowy kostium księżniczki i zrobiono zdjęcie, które trafiło po kilku latach, dzięki Oddowi zresztą, do „Wiadomości Kadic”. Japonka pamiętała nawet, że Ulrich wziął winę na siebie.

„Co by tu wziąć… nie no, ta spódniczka się nie nadaje, zbyt imprezowa… spodnie w szkocką kratę też nie, to na wyjazdy są…. Ale zaraz, wiem już, co zrobić!”

Yumi postanowiła, że nie będzie zmieniać czarnych spodni, bo będą pasować do koszuli z guzikami i marynarki w tym samym kolorze.

„A jakby tak się ubrać jak premier Finlandii, bez koszuli… tylko to by było ryzykowne, bo wtedy ojcu stanęłoby serce. I chyba tylko to…hihihi, coś się trochę demoralizuję”.

Yumi szybko się przebrała i zeszła na dół. Po chwili rozległ się dźwięk przekręcanego klucza od drzwi wejściowych.

Korekta: Azize

Rozdział 32

Następnego dnia Gustave Chardin przechadzał się po szkolnym dziedzińcu. Widział, że uczniowie są pogrążeni w lekturze nowego wydania „Wiadomości Kadic”, gdyż opublikowano tam szczegóły dotyczące nowego regulaminu. Słysząc mimowolnie rozmowy swoich podopiecznych, mógł odnieść wrażenie, że nie są delikatnie mówiąc zbyt zadowoleni ze zmian, jakie będą wprowadzone:

– Na jaką cholerę nam te mundurki?

– Ja do żadnego harcerstwa ani innego z bronią nie pójdę, nie nadaję się. Nie wezmą mnie żywcem.

– Czemu nam nie dali wyboru?

– Dobrze redaktorki piszą w artykule, powinniśmy się jakoś przeciwstawić.

Słysząc te głosy, nauczyciel był nieco uspokojony, domyślał się, że Milly i Tamiya wyraziły w gazetce swoje krytyczne zdanie. Wszedł do stołówki i podążył w stronę stolika dla nauczycieli. Tam Jean-Pierre przeglądał najnowszą gazetę, komentując głośno do zebranych wokół niego:

– Widzicie, jakie mamy odpowiedzialne redaktorki? Wiedzą, co napisać i kiedy. Niektórzy by oczekiwali, żeby podburzały uczniów, dobre sobie… o, witaj, Gustave! Zostawiłem dla Ciebie egzemplarz.

Nauczyciel wziął pismo i zaczął je przeglądać w poszukiwaniu tekstu młodych redaktorek. Gdy go wreszcie znalazł, bardzo się zdziwił.

„Trzeba uczyć dobrych manier…skromny strój to podstawa… mundurki to nasza przyszłość? Co jest? Czy one to same napisały? A dalej… warto wstępować do harcerstwa, obrony uczniowskie i mażoretek, tak aby się rozwijać i działać dla dobra szkoły? Kurna, co to za bełkot? I dlaczego nie ma ani słowa o przeciwstawianiu się?”.

Chardin dość szybko mógł rozwiązać to ostatnie pytanie. Gdy szedł do pokoju nauczycielskiego, zauważył, że na jednej z ławek na korytarzu leżał egzemplarz pisma otwarty na felietonie redaktorek naczelnych. Już na pierwszy rzut oka wydawało mu się, że to inny tekst niż ten znaleziony w kopii, którą otrzymał od dyrektora. Głębsze wczytanie się w tekst tylko potwierdziło jego przypuszczenia. Nauczyciel postanowił to sprawdzić u źródła. Miał szczęście. To właśnie klasa redaktorek miała z nim zajęcia za pięć minut.

Jim Morales spojrzał na zegarek. Nadchodził moment zakończenia zajęć. Wstał z fotela, z którego obserwował, jak uczniowie grają w piłkę. Sam niekiedy wolał się nie przemęczać, uznając, że swoje już wyćwiczył i teraz powinien o siebie dbać. Dlatego w tych dniach, gdy czuł, że nie może się forsować, po krótkiej rozgrzewce rzucał piłkę uczniom i doglądał tego, żeby się nie pozabijali, czasem tylko zerkając, kiedy zakończyć lekcję. Użył gwizdka i powiedział:

– Dobra, słuchajcie, koniec lekcji, idźcie się przebrać.

Uczniowie skierowali się do wyjścia, gdy nauczyciele dodał:

– Dunbar, chodź tu na chwilę, pomożesz mi uporządkować salę.

Willam został, chociaż się nieco zdziwił, gdyż widział, że sala jest czysta. Gdy wszyscy pozostali uczniowie wyszli, Jim powiedział:

– Chodź ze mną, muszę z tobą porozmawiać.

Przeszli razem przez drugie wyjście i skierowali się do internatu. Nauczyciel, aby zabić ciszę, zaczął pytać:

– I jak tam, oglądałeś ostatnio Ligę Mistrzów? Nieźle Katalończycy dostali w dupę, co nie?

Dunbar zaczął się zastanawiać, co też Jim znowu wygaduje i czy naprawdę chciał z nim porozmawiać o piłce nożnej?

– Yyy, faktycznie, nie idzie im – powiedział głośno, dodając po chwili szeptem. – Naprawdę o tym chciałeś ze mną pogadać?
– Poczekaj chwilę, wejdziemy do mnie, to ci wyjaśnię całą sytuację – odpowiedział równie cicho Jim, by potem głośno już powiedzieć – Nie idzie? Mało powiedziane! Wiesz, jak na mieście śpiewają? Barcelona, Barcelona, stara kurwa pierdolona! Ech, gdzie te czasy, gdy grał Ronaldinho, czy nawet Messi… nic już z potęgi nie zostało.

Weszli do pokoju, w którym mieszkał wuefista.

– No dobrze, więc o co tak naprawdę chodzi? – spytał czarnowłosy chłopak.

– Wiesz… – zaczął Jim. – Sprawa jest delikatna i tak naprawdę wolałbym o tym nie mówić, ale muszę. Spojrzałem na twoje oceny z wuefu i mówiąc krótko – jest nie za dobrze.

– Dlaczego? – zdziwił się William. – Przecież chodzę na zajęcia, zdobywam nawet przyzwoite stopnie.

– Owszem, teraz tak, ale był taki okres, w którym najpierw w ogóle nie byłeś w szkole, a jak już wróciłeś, to zachowywałeś się dziwnie. Nie reagowałeś na polecenia. Stałeś, gdy kazałem biegać. Biegałeś, gdy kazałem się zatrzymać. Rozumiem, że to wszystko z racji pobytu w szpitalu i koronawirusa, jakiego się nabawiłeś.

Dunbar zdziwił się w myślach:

„Jakiego, kurwa, koronawirusa? Jaki szpital?”

A nauczyciel kontynuował swoją wypowiedź:

– Sam też nie chcę tutaj jakiejś krzywdy robić. Formalnie powinienem teraz pisać wniosek o to, żeby odbył się egzamin komisyjny, ale pewnie ty tego nie chcesz, ale przyznam ci się, że ja też nie mam ochoty na te wszystkie pierdoły z papierkami. Dlatego wpadłem na inny pomysł. Przepiszę oceny i wyniki z tych, które teraz uzyskałeś, na wcześniejsze terminy zaliczeń. Papiery będą się zgadzać.

– No, to fajnie – odrzekł chłopak. – Ale pewnie jest haczyk? Coś bym musiał zrobić, w końcu nic w tym świecie nie jest za darmo, szczególnie jak inflacja zapierdala.

– Masz rację, William. Dlatego cię tu zaprosiłem. Mam pewną sprawę… zamontowali mi w pokoju zestaw do monitoringu szkoły, ale nie zawsze mam czas i ochotę, by tam siedzieć. Zrobimy tak: ja załatwię sprawę z ocenami, a ty będziesz popołudniami tu przychodzić i pilnować kamer.

– W sumie… całkiem niezły układ. A co miałbym tak dokładniej robić? – spytał Dunbar.

– W zasadzie to nie jest zbyt męczące. Patrzysz na ekrany, obserwujesz, czy ktoś nie robi niczego nie dozwolonego. Jak coś takiego zauważasz, to piszesz w takim zeszycie, który jest na biurku, co się stało, kiedy to miało miejsce, w którym miejscu i ewentualnie, jak rozpoznasz, to także nazwisko ucznia czy uczniów. Tylko pamiętaj o dokładnym spisywaniu godziny i daty, to się potem przydaje podczas wyciągania odpowiedniego fragmentu.

– A jak nic się nie będzie działo na dyżurze?

– To sobie wtedy odpalasz na takim wolnym ekranie telewizję i oglądasz to, co leci. Mam dostęp do satelity. Masa kanałów… Eurosport, Canal+, nawet arabskie, niemieckie i włoskie są, więc na pewno byś się nie nudził.

– Zgoda.

Gdy William wyszedł z pokoju Jima, nagle mu się przypomniało, czemu nauczyciel mówił o jakimś szpitalu i koronawirusie. Przecież jego nie było w szkole przez kilka miesięcy, gdy przebywał w Lyoko jako więzień Xany. Jeremie i reszta ekipy musieli coś wykombinować, aby wyjaśnić nieobecność chłopaka. A potem powstało polimorficzne spektrum, które – mówiąc delikatnie – odbiegało normą od tego, w jaki sposób zazwyczaj się zachowuje. Jedno jednak nie dawało mu spokoju.

„Czy oni mi na pewno wszystko powiedzieli? A może są jakieś zdarzenia, jakieś zachowania, które miały miejsce tu, na Ziemi, w czasie gdy siedziałem w niewoli? Muszę o to spytać Jeremiego, Yumi, Odda i Ulricha… i może też Aelitę, ona w końcu też widziała, co się działo. A co, jak jeszcze jakieś niespodzianki czekają, o których dopiero mam się dowiedzieć? Co jeszcze spierdzieliło to cholerne spektrum?” – myśli kłębiły się w głowie Williama coraz bardziej. Nie mógł tak zostawić tej sprawy. Musiał działać.

Chardin skończył już lekcję i poprosił, aby redaktorki szkolnej gazetki zostały na chwilę.

– Spokojnie, nie chodzi o oceny, te macie dobre. Zamknę jednak drzwi, bo ta rozmowa wymaga odrobiny dyskrecji.

Dziewczyny nieco się zdziwiły tymi słowami.

– Otóż – zaczął nauczyciel, siadając za swoim biurkiem – przeczytałem felieton na temat regulaminu szkolnego w Wiadomościach Kadic. Dokładniej dwie jego wersje.

– Ale jak to? – zapytała Tamiya. – Jak to pan odkrył?

– Jeden egzemplarz dostałem od dyrektora. Tam bardzo chwaliłyście regulamin. Natomiast drugi znalazłem na ławce, tam z kolei się przejechałyście mocno po nowych przepisach. Zresztą słyszałem, jak uczniowie ten tekst komentowali, więc się zorientowałem w pewnym momencie, że coś jest nie tak.

– Panie profesorze… – odpowiedziała nieco zalękniona Milly. – Ale nie wyda nas pan?

– Spokojnie, nie bójcie się. Powiem wam nawet coś w zaufaniu, ale wiecie, teraz to jest, jak to dziennikarze mówią, off the record, rozumiecie? – nauczyciel uśmiechnął się do reporterek.

– Rozumiemy, te zasady znamy bardzo dobrze – powiedziała Tamiya.

– Otóż sam jestem sceptyczny wobec tych zasad i mundurków. Owszem, dress code jest ważny i powinny być jakieś reguły ubierania się, żeby nie było przegięcia, ale skoro i tak to wy macie w tym chodzić, to powinniście mieć prawo głosu, powinno być jakieś referendum zrobione. A o zapisywaniu się do harcerstwa to nawet nie wspominam, tu nie powinno być ani przymusu, ani uprzywilejowania tych, którzy się zapisują do tych wszystkich organizacji względem ludzi, którzy nie czują do tego żadnego pociągu. To jest niesprawiedliwe.

– To bardzo mądre, co pan mówi – odezwała się Milly – ale dlaczego nie przedstawił pan tego dyrektorowi?

– No, wiecie, dziewczyny… – tu nauczyciel się lekko zawahał. – Nie jest to prosta sprawa, to jednak jest zalecenie odgórne, a naszemu dyrektorowi bardzo zależy na tym, by wypaść jak najlepiej. Dlatego nie za bardzo też jest klimat teraz do takich uwag. Ale mogę was zapewnić, że będę wspierać uczniów, którzy będą podążać swoimi ścieżkami, a nie tylko sztywno trzymać się reguł. A jeśli nie będę mógł pomóc, to przynajmniej nie będę przeszkadzać. Zastanawia mnie jednak inna sprawa: dlaczego się na coś takiego zgodziłyście?

Dziewczyny opowiedziały nauczycielowi całą historię z Jimem, artykułem i turniejem piłki nożnej.

– I wy naprawdę myślicie, że gdyby nie ten artykuł, to byście nie mogły wywiadu zrobić?

– No… chyba tak – rzekła Tamiya.

– A kto wam tych wywiadów udziela? Jim? Czy zawodnicy?

– Jak dotąd to najczęściej z nami rozmawiał Ulrich.

– Właśnie. A czy Ulrich wam kiedykolwiek odmówił?

– Nie, nigdy się nie zdarzyło – powiedziała rudowłosa reporterka. – Ulrich zawsze chętnie z nami rozmawia.

– Widzicie? Bo Ulrich jest uprzejmy i jak się go poprosi, to teraz też porozmawia i to bez forteli.

– Racja, Ulrich jest naprawdę najbardziej uprzejmym chłopakiem w szkole. Kiedyś nawet poszedł ze mną na bal… – dziewczyna uśmiechnęła się na to wspomnienie.

– Rozumiem, że pewnie to zrobiłyście, żeby nie było nieprzyjemności i jakiejś blokady papieru. Doceniam wasz fortel z dwoma wersjami. Tylko teraz musicie być uważne. Z tego co słyszałem, to uczniowie raczej też nie akceptują tych zasad. Miejcie uszy i oczy szeroko otwarte, a notesy i dyktafony, oraz kamerę, zawsze w gotowości. Niedługo będzie się działo w Kadic, oj, będzie się działo…

Korekta: Azize