Od tłumacza: prezentujemy wywiad, który przeprowadziła ekipa francuskiego bloga “Ces Dessins Animés-Là qui méritent qu’on s’en souvienne”. Choć rozmowa pojawiła się 10 lat temu, to sądzimy, że zainteresuje ona fanów także teraz, z racji smaczków, jakie w niej ukryto. Wywiad oryginalnie był po francusku, ale od razu przy publikacji wersji video udostępniono tekst po angielsku, którego użyto do tłumaczenia tej rozmowy na polski.
Pozwólcie, że się przedstawię. Nazywam się Sophie Decroisette. Jestem scenarzystą i przez dłuższy czas byłam główną scenarzystką Code Lyoko.
Przy jakich produkcjach pracowałaś, zanim powstało Code Lyoko?
Było ich wiele. Zaczynałam w 1992 roku, więc przewinęło się sporo tytułów, w które byłam zaangażowana. Pracowałam z Sergem Rosenzweigiem przy „Caroline and her friends”, „Iznogoud”, „Nanook of the North”, „Fantomette” oraz „Leo and Popi” – to była moja pierwsza produkcja, w której zostałam główną scenarzystką. Działałam także przy „Jim Button”, „Highlander”, „Night Hood”, „Ivanhoe”… z pewnością o czymś zapomniałam. Generalnie tego było bardzo dużo, mój udział był tam większy lub mniejszy… zaś od 2002 skupiłam się na Code Lyoko, i to mi zajmowało wiele czasu.
Jak to się stało, że zaangażowałaś się w Code Lyoko?
Zakończyłam prac nad „Malo Korrigan”, co było dość skomplikowane i zrobiłam sobie przerwę, gdyż urodziło się moje pierwsze dziecko. Moonscoop – wtedy jeszcze działający jako Antefilms – skontaktował się ze mną, by zaoferować mi posadę głównej scenarzystki. Wahałam się. Znałam stylistykę science fiction, bo czytałam książki, ale nigdy nie pisałam niczego w takich klimatach… Poznałam Jeroma Mouscadeta, złapaliśmy wspólny język i to chwyciło! Zatrudniono już autora scenariusza do „Misia Godzilli”, był nim Frederic Lenoir. Zaczęłam pracę z nim i Carlo de Boutinym, który stworzył jedną z pierwszych koncepcji. Tak naprawdę pierwowzór napisali studenci Les Gobelins, Thomas Romain i Tania Palumbo i ten plan rozszerzył Carlo de Boutiny. A potem przybył Fred Lenoir, jeśli dobrze pamiętam, choć nie jestem pewna, gdyż na tym etapie mnie jeszcze nie było. Tak więc Fred przybył i próbował tworzyć scenariusz tak, aby był spójny. Tak powstał pierwszy odcinek. Wtedy przyszłam i zaczęłam kierować pracami nad pierwszym sezonem.
Skupiając się na pierwotnym projekcie Garage Kids – co zmieniono w momencie, gdy przyszłaś? I co sama zmodyfikowała?
W dużej mierze zajmowaliśmy się szukaniem motywacji dla bohaterów. W szczególności dotyczyło to Jeremiego. Podczas jednego ze spotkań Francoise Chapiart zasugerował koncepcję, że Jeremie chciał sprowadzić Aelitę na Ziemię. Ten pomysł był mocnym punktem pierwszej serii.
Jak wygląda ta pierwotna idea scenariusza Garage Kids, jeszcze zanim wprowadzono postać Aelity? W jaki sposób wyglądałaby ta historia, gdyby niczego w niej nie zmieniano?
Cóż, to byłoby coś na zasadzie „uczniowie, którzy podróżują do innych światów”. Ale trzeba było wyjaśnić wszystkie techniczne aspekty: jak działał superkomputer, skanery, wirtualizacja… A w tamtej koncepcji tego kompletnie nie było. Wszystko tam miało odbywać się stopniowo. Naszym, wraz z Jerome, pomysłem, było to, aby odnieść się do tych kwestii bardziej precyzyjnie, dzięki czemu fabuła byłaby ciekawsza. Poza tym chcieliśmy to zrobić by odcinki były spójniejsze. Na początku widziałam tylko zapowiedź skupiającą się na obrazach. To wyglądało świetnie, szczególnie przejście z jednego świata w inny, ale fabularnie to nadal było tylko że oni sobie podróżują, bez żadnego wyjaśnienia jak ani po co. Nie było żadnej motywacji ku temu. Bohaterowie walczyli z Xaną, reprezentowanym przez jakieś czarne elementy, ale nic tu nie było jasne. Naszym zdaniem było wprowadzić pewnego rodzaju dokładność naukową.
Co najbardziej lubisz w Code Lyoko?
Myślę, że to, iż wspólnie zdołaliśmy coś zrobić z fabułą, wprowadzić nutę tajemniczości i narrację w cyberpunkowym stylu, co świetnie zadziałało. Mam też takie poczucie, że postacie się rozwijają, dojrzewają i są coraz bardziej skupione na swoich motywacjach. To mnie fascynowało. Poza tym mieliśmy sporo frajdy przy tworzeniu fabuły i jej tajemnic. Im bardziej się nad tym pracowało, tym bardziej się to lubiło.
Którą postać najbardziej lubisz?
Jako widz, bardzo lubię Jima, bo to totalnie komediowy charakter. W paczce głównych bohaterów wszyscy są interesujący, bo każdy z nich ma jakąś rolę w prowadzeniu narracji. Lubię Odda. Mam skłonności do lubienia postaci komediowych. Ale nie ma jakiegoś bohatera, którego lubiłabym mniej od reszty.
Czy zgodzisz się z tym, że psychologicznie te postacie są do ciebie podobne? Dałaś im sporo ze swojej osobowości?
Prawdopodobnie tak! Ale podobnie jak inni scenarzyści… Mój mąż jest naukowcem, więc myślę, że Jeremiemu dałam właśnie trochę z jego charakteru, jak obsesję na punkcie matematyki. Inni twórcy, tacy jak Jean-Remi Francois, byli dobrzy w pisaniu Odda. Byli bardzo zabawni i uszczypliwi, dlatego świetnie im szło z Oddem czy Jimem. Widzę sporo swoich cech u Yumi, gdyż ona jest poważna i wycofana. Nawet w pani Hertz widzę cząstkę siebie (może poza odcinkiem „Atak śmiechu). Myślę też, że daliśmy trochę ze swoich wspomnień z dzieciństwa, choćby w tym odcinku, gdzie Odd zostaje przewodniczącym klasy. My pamiętamy takie zdarzenia, podobnie jak widzowie, więc jest to coś, z czym każdy się może utożsamić… Jak podrywać dziewczyny i być przez nie stale odrzucany, co się dzieje w przypadku Odda chociażby.
Gdybyście nie mieli żadnych ograniczeń, to co byście zrobili inaczej?
Powinniście o to zapytać Jerome’a. Gdyby nie miał tylu ograniczeń finansowych, to na pewno zrobiłby ładniejszą grafikę 3d, ale ja, jak sobie przypominam, nie czułam, żebym była powstrzymywana przed czymś podczas tworzenia. Tak naprawdę pisarz bez ograniczeń… to bardzo skomplikowane. Ograniczenia są częścią tej pracy. Mają wpływ na historię. Gdyby powiedziano mi „pisz wszystko, co chcesz”, nie wiedziałabym, co pisać. To, co marzyłam, by zrobić, to odcinek, w którym wyjaśniamy historię Franza Hoppera. Ba, był nawet pomysł, żeby stworzyć na ten temat pełnometrażowy film, w którym pojawiłyby się na przykład podróże w czasie.
Jaki był tu pomysł na fabułę?
Mieliśmy scenariusz, myślę że dość podobny do „Terminatora”. Nasi bohaterowie podróżowaliby w przyszłość i obserwowali konsekwencje mocy Xany. Dlatego musieliby rozwiązać problem w teraźniejszości, by przyszłość tak nie wyglądała. Mieliśmy już zapisane pewne pomysły. Inna sprawa, że istnieje coś takiego jak „odcinek specjalny”, który w całości trwa prawie tyle, ile film. Wyjaśniamy w nim, jak odkryto superkomputer. Wyemitowano to wraz z 3 serią. Mieliśmy zabawę, pisząc to, bo był to format niezwyczajny. Ale nadal chciałabym zrobić pełnometrażową produkcję.
Czy tematyka tego projektu na pełny metraż była odpowiednia do filmu skierowanego do dzieci?
Tak. Oczywiście, macie rację, że to dość mroczny scenariusz, ale nie było tam nic szokującego ani traumatycznego. Ale jednak Code Lyoko jest trochę mrocznym serialem. Rozrywkowym także, ale jednak… Zauważyliście, że wojownicy cały czas przegrywają? Pomyśleliśmy, żeby było to częścią serialu. Oni prawie nigdy nie wygrywają, tylko stawiają opór. Dlatego ten serial jest dość ostry. To, że bohaterowie popełniają błędy, jest moim zdaniem tym, co robi CL świetną produkcją.
Powiedziałaś, że Francoise Charpiat rzuciła ideę, aby motywacją Jeremiego była materializacja Aelity. Ale czy ona była stworzona specjalnie dlaczego, czy też wcześniej?
Aelita już istniała. Gdy przybyłam do firmy, istnieli wszyscy bohaterowie, szkoła, powrót do przeszłości, ja to rozwijałam. Fred Lenoir szukał powodu, jak wyjaśnić to, że nic nie niszczeje po ataku Xany. To miało wyglądać na zasadzie „wszyscy wiedzą ,że jest jakaś superpotężna siła powodująca problemy”, więc zdecydował się na podróże w czasie, ale nie wyjaśnił tego. Usiedliśmy i rozpisaliśmy koncepcję z problemami kwantowymi superkomputera oraz skokami w czasie. A wracając do Aelity – ona już była, ale nie powstał jeszcze pomysł sprowadzenia jej na Ziemię, to wymyśliła Francoise. Pamiętam, jak na jednym ze spotkań powiedziała „Zastanawiam się, czy interesujące byłoby to, aby Jeremie chciał to zrobić”. To nam rozwiązało wiele problemów.
Więc koncepcja Xany była już gotowa, jak przyszłaś.
Tak, ale tylko wizualnie. Nie było to wyjaśnione. Moja praca polegała na tym, aby stworzyć podstawy narracyjne do wielu spraw, z pomocą scenarzystów. Dotyczyło to praktycznie każdego pytania, które mogło paść. Jak choćby taka kwestia: mamy skaner, jak on działa? Bohaterowie przybywają do Lyoko, jak to wszystko funkcjonuje – strzały, punkty życia… Zdecydowaliśmy, że karaluch mają określoną pulę punktów życia, a strzały powodują dane obrażenia. Tutaj działaliśmy trochę tak, jakbyśmy tworzyli grę RPG i obmyślali wszystkie te parametry.
Czy w pierwszej wersji Biblii koncepcyjnej natura Xany oraz jego sposób działania były już znane? Czy też trzeba to było wymyślić?
W Biblii Xana był opisany jako zła istota, która chce przejąć kontrolę nad światem. Nie wspominano tam jednak o spektrach ani o wykorzystaniu źródeł prądu. Może to było jakoś napomknięte, ale nie wyjaśnione wprost. Od drugiego sezonu Jerome i ja zaczęliśmy myśleć o ambicji Xany. Sądziliśmy, że to, co czego chciał, to kontrola. Zniewolenie ludzkości. Na tej podstawie zaczęliśmy rozwijać jego moc, powodować że mógł przejmować kontrolę nad ludźmi, uzbrojeniem, czy też budować roboty. Wszystko w celu zniewolenia ludzi.
Wprowadzenie koncepcji znanych z RPG ograniczało możliwości tworzenia scenariusza?
Tak, ale to nie był problem. Podstawowa zasada fabuły jest taka: są zasady, a twoim zadaniem jest pomyśleć, jak przedstawić historię wykorzystując te zasady. Czasami wprowadzaliśmy coś nowego albo jakiś sposób, by te reguły obejść. Ale gdy je obmyśliliśmy – i to jest coś, czym zajmowaliśmy się wraz z Jeromem – choćby z holomapą, nie uznaliśmy już „a kto by się tym przejmował? Zróbmy tak, jakby tej holomapy nie było”. Jeśli w jednym odcinku ustaliliśmy, że Jeremie może zlokalizować Odda, to musieliśmy wprowadzić zagłuszacz sygnały, by wyjaśnić, dlaczego Jeremie nie może nagle tego zrobić. Wiele odcinków obracało się wokół usterek. Łatwo to było wykombinować w otoczeniu informatycznym. Jest usterka, która powoduje następstwa, które musimy brać pod uwagę. Mieliśmy sporo zabawy z wymyślaniem tych reguł, na przykład dlaczego wieża się nagle sama aktywuje. Dla nas, scenarzystów, gdy napotykaliśmy na coś niezwyczajnego, zadaniem było wplecenie tego w już funkcjonujące ramy lub wprowadzenie jako nową regułę. To nie może być niespójne, żeby widz sobie nie pomyślał „robią mnie w balona, w poprzednim odcinku pokazali, że to działa tak, a teraz, że inaczej…”. Nienawidzę czegoś takiego. Myślę, że z szacunku dla widzów ta holomapa powinna być utrzymana, jeśli pojawiała się wcześniej.
Przy zapowiedzi 4 serii w 2007 roku określano Xanę jako „ona”. Dlaczego?
To zabawne, ponieważ… nie jestem pewna co do tego, ponieważ to jest istota (we francuskim słowo to ma rodzaj żeński), ale jednocześnie program (co jest rodzaju męskiego). Dlatego uznaliśmy, że skoro to głównie program, to Xanę określamy jako „on”. Ale że Xana kończy się na „a”, to miałam tendencję do używania żeńskiej formy. Ale to jest „un programme”. Tak naprawdę Xany nie da się zdefiniować do końca. Coś, z czym musieliśmy naprawdę walczyć, to naciski ze strony producentów, abyśmy zobrazowali Xanę. Nie chcieliśmy tego robić, gdyż woleliśmy, aby to była istota bez reprezentacji.
Podczas oglądania odcinków można odnieść wrażenie, że Xana inspiruje się tym, co wojownicy aktualnie robią w szkole i na tej podstawie planuje ataki. Czy to jest celowe, czy też to tylko sztuczka fabularna?
Cóż, Xana atakuje w szczególności wojowników, więc oczekuje się, że wybierze każdą możliwość do ataku w szkole. Dlatego jeśli są w stołówce, zaatakuje w stołówce. Ale macie rację, to sztuczka. Interesujące jest tworzenie powiązań w wątkach pobocznych, łączenie tego w taki sposób, aby wątek poboczny miał wpływ na akcję w głównym wątku, przez co staje się niejako motywem odcinka. Ale nie zawsze tak robiono. Dla przykładu: Odd jest atakowany przez jedzeniowego potwora. To nie powoduje od razu czegoś, co dzieje się w Lyoko. Ale wtedy, gdy uznaliśmy, że takie połączenia nam dobrze wychodzą, wykonywaliśmy to.
W serialu jest sporo odniesień do popularnych filmów, szczególnie w pierwszej serii.
Owszem. Jesteśmy kinomanami, mamy podobne zainteresowania, więc pojawia się na przykład odcinek, w którym jest film o zombie. I taki właśnie mieliśmy pomysł. Autorzy piszą swoje historie w odniesieniu do swoich zainteresowań i jest to całkowicie celowe. Zazwyczaj robią to sami, ale czasem ja coś podpowiadam. Na przykład podczas 4 sezonu Bruno Regeste chciał, żeby powstał odcinek skoncentrowany na Jimie. Powiedział: „Chcę taki odcinek, w którym ujawnimy jego sekrety”. Wcześniej wymyśliliśmy dla tej postaci tekst „Wolałbym o tym nie mówić”. Wokół Jima było sporo tajemnic, więc Bruno powiedział, by napisać tego typu odcinek. Ta postać jest bardzo interesująca. Mieliśmy listę prac, które Jim podejmował w swoim życiu. To było zabawne, bo lista liczyła sobie wiele pozycji.
Przy okazji – Jim naprawdę pracował w aż tylu miejscach?
Nie wiemy tego. To tajemnica. W wielu przypadkach można uznać, że tak, ale są też rzeczy wyolbrzymione lub wymyślone. Chcieliśmy, żeby to pozostało niejasne. Na początku był to tylko żart. Wymyślił go chyba Jean-Remi Francois, który umieścił to w dialogu. Spodobało nam się to, więc użyliśmy tego ponownie. Pojawiały się sceny, gdzie Jim mówił coś w stylu „to mi przypomina czasy, gdy byłem tajnym agentem/laborantem itd.”, po czym dodawał „ale wolałbym o tym nie mówić”. Wymyśliliśmy sporo zawodów, więc uznaliśmy, że odcinek na ten temat byłby interesujący.
Ale na przykład tajnym agentem nie mógłby być, bo w jednym z odcinków Jim mocno spieprzył sprawę.
Ale może jakoś dla służb pracował?
Możliwe, że tak, ale tego naprawdę nie wiemy. Cały pomysł polegał na tym, aby to było tajemnicą.
Skąd pomysł na zaczęcie historii od środka z odcinkiem „Miś Godzilla”?
To dlatego, że początek powstał później. Gdy zaczynałam prace nad CL, nie było żadnej genezy tej historii. Nikt nad tym nie myślał. Jerome, autorzy i ja zaczęliśmy pytać, jak to działa i jak wojownicy odkryli superkomputer, bo w biblii napisano jedynie „odkryli”. Ba, wtedy to nawet nie nazywało się superkomputerem. Ale o to chodziło, nie wiedzieliśmy dlaczego, zastanawialiśmy się na przykład, dlaczego to się znajduje na wyspie. Musiałam wykombinować, co stało się przedtem, dlaczego Xana atakuje właśnie ich i jak w ogóle możliwe było to, by w fabryce znajdował się superkomputer. Kto go zbudował? To ja wymyśliłam Franza Hoppera. Musieliśmy zdecydować także, dlaczego Aelita się tam znalazła, bo tego też nie wyjaśniono. Ale dlatego, że pracowaliśmy nad tym później, to wymyśliliśmy prequel wyjaśniający widzom te sprawy?
Więc tutaj nie było pomysłu, żeby stworzyć fabułę bardziej tajemniczą?
Ona była tajemnicza tylko dlatego, że nie napisano genezy.
W drugiej serii dowiadujemy się, że Aelita zawsze była człowiekiem. Ale czy w biblii dotyczącej pierwszego sezonu nie było wzmianki, iż jest sztuczną inteligencją?
Istotnie, tak było. Ale po tym, jak wymyśliliśmy, żeby Jeremie chciał sprowadzić Aelitę na Ziemię, uznaliśmy że zabawnie by było uznać, iż jednak ona jest człowiekiem. Poza tym to dobrze funkcjonowało z historią naukowca, Franza Hoppera. Ale tak, gdy przybyłam do serialu, ona była istotą, ale bez realnych podstaw. Myślę, że to dlatego, iż ona była elementem stabilizującym uniwersum, a nic co dotyczyło funkcjonowania jej oraz Lyoko, nie było zorganizowane.
Dialogi w pierwszej serii świadczą o tym, że Aelita była zaprogramowana.
Tak, ale potem musieliśmy to wyjaśnić, żeby się odbić od tamtych założeń. W drugiej serii jest ona na Ziemi. Ten fakt był znaczący. Code Lyoko nie było budowane w jednym kawałku. My to rozwijaliśmy przez 10 lat, stopniowo. Inne superkomputery, repliki…to wymyśliliśmy przy czwartej serii. Wcześniej o tym nie myśleliśmy. Za każdym razem, gdy producenci mówili o powstaniu nowych serii, zastanawialiśmy się, co nowego wprowadzić.
Wielu widzom przeszkadzało, że bohaterowie ryzykują bezpieczeństwo świata dla uratowania Aelity.
To właśnie lubię w tym serialu.
Czy dlatego została ona człowiekiem, żeby fakt jej przeżycia był istotniejszy?
Nie. Tak naprawdę uczłowieczyliśmy ją tylko po to, by wprowadzić tajemnicę i uzupełnić historię Franza Hoppera. Nie było tutaj żadnych motywów etycznych. Nigdy o tym tak nie myślałam. Ale prawdą jest, że to sprawa dyskusyjna: dlaczego zostawiono superkomputer włączony, skoro Aelita to program?
Pierwszy sezon ma otwarte zakończenie. Czy wtedy planowano już kolejne odcinki?
Nie pamiętam szczegółów, ale myślę, że rozmawialiśmy o tym. Ale nic nie było wtedy pewne, bo takich decyzji nie podejmuje się z wyprzedzeniem. Sukces serialu o tym decyduje. A już bardzo rzadko planuje się od razu cztery sezony. Ale możliwe było, że gdy zaczynaliśmy prace nad finałowymi odcinkami pierwszego sezonu, zaczęto myśleć nad kontynuacją. Z drugiej strony – wtedy bohaterowie nie pokonali Xany, ale sprowadzili Aelitę na Ziemię, to można traktować jak pewnego rodzaju koniec.
W drugim sezonie wprowadzono nowe postacie, szczególnie Hirokiego, brata Yumi. Skąd na niego pomysł?
To było zalecenie producentów. Mieliśmy stworzyć postacie towarzyszące i pomyśleliśmy, że fajnie byłoby dać kogoś młodszego. Może też po to, żeby przyciągnąć młodszych widzów… nie pamiętam dokładnie. Tak czy inaczej, odniosłam się do tego bardzo entuzjastycznie, gdyż to wprowadzało wątek konfliktu z Yumi, a poza tym sam Hiroki był zabawny. Był także jego przyjaciel, zakochany w Yumi, również zabawny. Zawsze fajnie się wprowadza nowe postacie w kolejnych seriach, gdyż to powoduje nowe sytuacje.
Rodzinę Yumi widzieliśmy już w pierwszym sezonie, ale tam Hirokiego nie było.
Ponieważ wtedy go nie stworzyliśmy. Nie traktuję tego jednak jak niekonsekwencję. Mógł być wcześniej w innej szkole. Nigdy tego nie wyjaśnialiśmy. Ale myślę, że akurat rodziny Japonki nie było zbyt wiele w pierwszej serii.
Skąd decyzja o tym, aby Ulrich miał lęk wysokości, o którym dowiadujemy się w drugim sezonie?
Chcieliśmy stworzyć odcinek, w którym miałby on jakieś problemy osobiste, a mi spodobała się idea z lękiem wysokości, którą zresztą potem jeszcze wykorzystaliśmy. Nie kojarzyliśmy, aby to było sprzeczne z pierwszym sezonem. On się nie wspinał po drzewach. Miejmy na uwadze, że w Lyoko Ulrich nie boi się wysokości. Tak więc pomysł się pojawił przy pisaniu odcinka.
A teraz obowiązkowe pytanie: co możesz nam powiedzieć o Projekcie Kartagina i nieujawnionych wątkach?
Nie mogę na to pytanie odpowiedzieć. Tak naprawdę oryginalny pomysł polega na tym, iż problemy Hoppera są spowodowane przez to, że stworzył coś, nad czym stracił kontrolę. Poza tym ma wroga, który spowodował jego wypadek. Więcej nie mogę powiedzieć, gdyż jest to utajnione.
Czy te pomysły były wykorzystane w Code Lyoko: Evolution?
Nie, nie były. Twórcy nie chcieli ich użyć.
Więc dlaczego to wciąż jest tajne?
Nie wiem. Może jest taka możliwe, że poproszą nas o napisanie czegoś typu „Code Lyoko: tajne akta”.
Ale to byłoby wtedy spójne z piątą serią?
Pewnie tak, ale byłoby też spójne z animowanymi seriami. Podczas tworzenia piątego sezonu zdecydowano się na zmiany, które odbiegają od tego, co wymyśliliśmy, więc nie uważam tego za część tego samego serialu.
Myślisz, że kiedyś te informacje przestaną być tajne?
Jeśli tak się stanę, wyślę to do was. Jest to dość złożone. Sedno sprawy jest polityczny. Nie mogę tego wyjaśnić pokrótce, ale… Franz Hopper miał wroga. Naukowca.
Czy on wciąż żyje w momencie, gdy dzieje się akcja serialu?
Tak, ale go nie widać. Jest uśpiony.
Amerykańcy i francuscy widzowie oskarżają się wzajemnie w kwestii podejścia do wątków romantycznych pojawiających się od 2 sezonu. Jak tu wygląda prawda?
Pamiętam, że producenci nie chcieli, żeby odcinki skupiały się na tych wątkach. Nie uśmiechała im się wizja Code Lyoko jako telenoweli. Ale nie kojarzę, żeby takie głosy szły tylko od francuskich czy tylko od amerykańskich producentów. Martwiono się po prostu, że pójdziemy za bardzo w stronę telenoweli. Może mieli takie podejście, bo główna scenarzystka była kobietą? Ale owszem, kilka razy ostrzegano mnie przeciwko zbytniemu skupieniu się na miłości. Zgodziłam się z tym, jest sporo wątków, które można przedstawić w środowisku szkolnym. Nie pamiętam, żeby były jakieś szczególne instrukcje od konkretnych osób, mówiące „zabraniamy wątków miłosnych”.
A co z Williamem?
To jedna z moich ulubionych postaci! Początkowo miał on mieć na imię Orlando. Chcieliśmy stworzyć kogoś nowego, kto byłby rywalem Ulricha i wraz z Jeromem zdecydowaliśmy, że to powinien być trochę „czarny” charakter. Trochę też taki wolny elektron. Świetnie wyszedł nam pomysł, aby przeszedł na ciemną stronę mocy.
Ale gdy to nastąpiło, to poza swoją rolą w Lyoko jego wątek wyleciał z fabuły na resztę serialu.
Tak, tu trochę wpadliśmy we własną pułapkę. Jeśli uwięziliśmy go w Lyoko, to musieliśmy go też uratować, co nie było łatwe. Ta koncepcja pozwoliła nam użyć spektrum. Nie wspominam już o tym, że chcieliśmy mieć kolejną postać w Lyoko, więc mogliśmy dzięki uwięzieniu Williama wprowadzić tam czarny charakter. Wydaje mi się, że tego też oczekiwali producenci. Poza tym lubię Williama, bo fajnie było mieć takiego konkurenta dla Ulricha.
Skąd wziął się pomysł na repliki?
W czwartej serii Xana chce przejąć władzę nad światem, więc zaczęliśmy się zastanawiać, jak to byłoby możliwe. Co mógłby zrobić. Chcieliśmy też, aby nasi bohaterowie mogli się materializować na Ziemi jako spektra. Nie pamiętam tego tak dobrze, ponieważ nie działałam wtedy w pełni. Spodziewałam się dziecka. Bardzo zaangażowany w repliki był Bruno Regeste. On chciał, aby wojownicy walczyli na Ziemi. Tak narodziła się idea replik: Xana zaczął budować superkomputery i inne Lyoko wszędzie. Powód zawsze był ten sam: jako scenarzyści musimy myśleć o tym, jak coś jest zrobione, jak wyglądają procedury, w jaki sposób Xana może działać. Musieliśmy myśleć trochę naukowo. Sporo zabawy było przy tworzeniu wojowników w strojach z Lyoko w wersji 2D.
Mamy wrażenie, że czwarta seria ma taki trochę motyw powrotu do pierwszej. Szczególnie postaci, które wydawały się nieco zgorzkniałem w sezonach 2 i 3, wróciły do swoich bardziej idealistycznych osobowości. Co o tym sądzisz?
Mogło tak być. Może miałam tendencje, aby te postacie były bardziej znerwicowane niż chciał tego Bruno. Może to też dlatego, że w czwartej serii są one bardziej na bojowych pozycjach, podczas gdy choćby w drugiej skupiają się na badaniu sprawy Franza Hoppera. Szczególnie Jeremie, który wydawał się być trochę szalony. W trzecim sezonie często się wściekał, rozwijały się jego problemy, a że jest on kluczowym składnikiem grupy, to mogło być powodem. Ale nie robiliśmy tego z rozmysłem. Myślę, że wojownicy zjednoczyli się przy walce z replikami, podczas gdy wcześniej skupiali się na odkrywaniu wszystkiego, badaniu… Oni są niespokojni. Poza tym, może bohaterowie byli mniej znerwicowani, gdy ja nad nimi nie pracowałam.
Zauważyliśmy też, że w czwartym sezonie wrócono do używania tych ścieżek dźwiękowych, których nie wykorzystywano za bardzo po pierwszym sezonie.
Możliwe, nie pamiętam tego. Może wtedy, gdy mnie nie było, to dano instrukcję, żeby fabuły odcinków były bardziej klasyczne. Tak naprawdę wróciłam do serialu w końcowej części czwartego sezonu, byłam odpowiedzialna za odcinki z replikami.
Wielu fanów uważa, że zakończenie było zbyt szybkie. Dlaczego wybraliście motyw z systemem wielkoczynnikowym, zamiast finałowej bitwy?
Nie chciałam robić finałowej batalii. Pomyślałam, że dobrze byłoby tu zrobić bardziej technologiczne zakończenie, poza tym nie mieliśmy chodzi na kolejną scenę bitewną. A też jednak to Jeremie jest centralną postacią w serialu. Chcieliśmy, żeby on i jego umiejętności były decydujące na końcu. Oczywiście to było całkowicie do przedyskutowania, nie mieliśmy żadnego zakazu na scenę bitewną albo ograniczeń budżetowych. Naszym zdaniem w tej serii walczą ze sobą Jeremie (który jest w pewnej mierze następcą Franza Hoppera) oraz Xana. To ten konflikt musieliśmy rozwiązać. Sądzę, że ten odcinek był naprawdę dobry! I też taki był pomysł – rola Jeremiego jako „mózgu” całej operacji musiała być krytyczna.
Czy planowaliście, że czwarty sezon będzie ostatnim?
Tak. Dlatego stworzyliśmy ostatni, zamykający odcinek.
To była wasza decyzja, czy też producentów?
Powiedziano nam, że nie będzie kolejnych sezonów. Wraz z Jeromem sugerowaliśmy ideę serii w technice live-action, lecz wtedy tego nie zaakceptowano. Telewizja nie chciała odnawiać kontraktu. Nie planowano żadnej kontynuacji. Dlatego ustaliliśmy, że kończyliśmy. Byliśmy szczęśliwi, że mieliśmy możliwość zakończenia serialu.
Czy to rzadkość?
Tak, to bardzo rzadkie. Po pierwsze- rzadko pracujemy nad seriami, gdzie historie są uodcinkowione i często, gdy mamy nadzieję na kolejny sezon, polegamy na cliffhangerach. W takim wypadku jeśli jednak nie ma nowej serii, wątki nie są pozamykane. W przypadku Xany jest taka zaleta, że można go znowu uaktywnić. Superkomputer można ponownie włączyć. Jednak dla nas to był koniec. Nasi bohaterowie przestali być wojownikami.
Tego dotyczył ostatni odcinek.
Tak. Myśmy musieli walczyć o ten odcinek, bo to jednak epizod pełen kontemplacji, gdzie praktycznie nic się nie dzieje. Było tam trochę nostalgii i takich głębszych przemyśleń. Ludzie mieli na ten temat różne opinie.
Sprzeczności między tematem tego odcinka a dialogami i wspomnieniami pokazanymi w odcinku dają takie wrażenie, jakby szczegóły tworzył ktoś, kto nie rozumiał pierwotnego zamysłu. Czy to ma związek z różnymi opiniami, o których mówiłaś?
Cóż, tutaj także użyliśmy scen już wcześniej zrobionych. Musieliśmy zrobić taki myk i postanowiliśmy go zachować na koniec. To wszystko dało taki efekt końcowy, jaki zobaczyliśmy. Może tych retrospekcji było za dużo, przez to można mieć wrażenie, że ten odcinek jest niesubtelny. Ale pamiętajmy, że oni w tym odcinku wspominają. Zrobiliśmy to rozmyślnie: bohaterowie wspominają i uświadamiają sobie, że to już koniec. Ale owszem, można uznać, że ten odcinek jest trochę marginalny.
Sezon pierwszy jest bardziej artystyczny i eksperymentalny. Czy to jest powiązane z tym, w jaki sposób tworzono scenariusze do niego?
Tak, ponieważ wtedy wszystko nabierało kształtów stopniowo w miarę pisania. Poszczególne odcinki budowały serial. Przy „Misiu Godzilli” Frederic Lenoir wymyślił zasady ataku Xany. Musieliśmy się zastanowić, jak Xana przejmuje kontrolę nad pluszowym misiem, dlaczego on urósł… Stopniowo tworzyliśmy cały mechanizm, stawiając sobie pytanie, jakie mogą być skutki ataku elektrycznego. Na przykład kontrola nad suszarką. Ale jak możesz zaatakować kogoś suszarką? To wszystko dojrzewało, dlatego stawiliśmy sobie dalsze pytania: czy da się opanować zbroję samuraja? W taki sposób stawialiśmy sobie granice w tworzeniu. Może tu jest źródło tego aspektu eksperymentalności.
Tłumaczenie: Jeremie_96