Żartujesz sobie? – pyta zszokowany Odd, trzymając w prawej dłoni widelec, na którym nabił wcześniej trzeciego klopsika z dodatkowej porcji.
– Chciałbym.
Niemiec grzebie łyżką w niedosolonym puree ziemniaczanym.
– Musisz coś zrobić! Komu będę zabierać porcję na obiad?
– Proszę! Dokończ sobie.
Po tych słowach podrzuca resztę swojego jedzenia pod nos przyjaciela. Widelec rzuca w kąt stołu i wychodzi ze stołówki, mając cały czas zaciśnięte pięści. Jedyne, o czym teraz marzy, to spokój. Błogi spokój. Chociaż wie, że przez najbliższy miesiąc nie będzie go mieć.
Nikomu nie chciał mówić o tym, co mu powiedział dyrektor. Nadal ma tę sytuację przed oczami. Pamięta minę dyrektora, który przechodził do sedna sprawy. Ciągle czuje oceniający go wzrok Delmasa. Wypowiedziane wtedy słowa sprawiają, że dostaje gęsiej skórki.
W ramach resocjalizacji wyjeżdżasz na miesiąc do ośrodka.
Ulrich kopie maleńki kamień ze ścieżki gdzieś w lewą stronę. Złość po słowach współlokatora mija, a ręce chowa do kieszeni. Zatrzymuje się na rozwidleniu. Lewe prowadzi do Internatu, drugie na jedną z wielu paryskich ulic.
– Quo Vadis, Ulrich? – pyta samego siebie. Jego przemyślenia przerywa dźwięk telefonu. Zrezygnowany sprawdza, kto do niego dzwoni.
Odd Della Robbia.
Nie odbiera telefonu. W tej chwili potrzebuje ciszy i spokoju. Wie, co musi właśnie zrobić.
Serce bije mocniej, gdy ze mną przybywasz
Piękna senorita1 kroczy wśród poddanych
A za tobą karawan ciał martwych
Gdyż boli fakt, jak bardzo szybko znikasz
Rysuje prostą kreskę tak równo, jak tylko jest w stanie jego trzęsąca się dłoń.
Piękna, szczupła, czasem złośliwa….
– Nie, źle…
Skreśla ostatnie napisane zdanie. Kartkę zwija w kulkę i rzuca do kosza. Jak zawsze celnie.
Zawsze czekam na każdy nowy dzień
By móc ciebie z radością przywitać
Czasem jednak nauka każe mi znikać
Ale silniejsze jest widzieć twój cień
– Chyba przejdzie…
Ktoś puka do drzwi. Ulrich odruchowo chowa kartkę, ale nie woła, żeby gość wszedł do środka. Kilka sekund później słyszy odchodzące spod drzwi kroki. Oddycha z ulgą. Wraca do tekstu:
Na zawsze i na wieczność
Uczyńmy z życia święto
By będąc przez chwilę wszystko pamiętać
Chłopiec ociera pot z czoła. Czuje, że to, co pisze dla swojej ukochanej jest w pełni szczerze. Mówiła, że uwielbia miłosne listy oraz czerwone róże. Kwiatów co prawda nie ma ze sobą, ale ta praca powinna wystarczyć.
– Ulrich, skup się. To ostatnia zwrotka.
Bierze głęboki wdech i jednym ciągiem pisze na kartce:
Nie umiem, powiedzieć tego, że wciąż
Jesteś dla mnie
Prawdziwym Powietrzem…
Po dopisaniu trzech kropek rzuca na łóżko pióro z czarnym nabojem. List dla ukochanej odkłada na biurko, a on sam kładzie się jak długi na łóżko. Czuje się teraz lekki, jakby napisanie tego utworu sprawiło odwiązanie jego ciężaru, który trzyma ze sobą już ponad rok.
To tylko przyjaciółka.
Tak wszystkich oszukiwał. Znajomych, swojego współlokatora, a nawet jego psa – Kiwiego. Przede wszystkim oszukiwał samego siebie. W tym tkwił przez ten czas problem. Próbował sobie wmówić, że nie widzi jej jako swojej przyszłej żony.
To tylko przyjaciółka?
Ulrich wstaje i jeszcze raz przygląda się swojej pracy. Czyta ją dokładnie, wers po wersie. Strofa po strofie. Rymy zachowane, kompozycja również. Może polubi ten sonet jako list miłosny.
To nie jest tylko przyjaciółka.
On ją kocha. Szkoda, że bez wzajemności. Ciężko mu będzie przez ten miesiąc bez każdej spędzonej wspólnie przerwy. Jak sobie poradzi z matematyką bez jej – często nieskutecznej przez jego głupotę – korepetycji? Jak sobie poradzi bez jej obecności?
– Można? – pyta nieśmiało Odd.
– To przecież twój pokój.
– Tak, ale nie chcę dostać widelcem po twarzy – wyjaśnia Włoch, próbując rozchmurzyć swojego przyjaciela. Po chwili jednak zrozumiał, że nie da rady reanimacja radości współlokatora, skoro nawet pies nie jest w stanie tego zrobić.
Della Robbia w milczeniu przygląda się, jak Ulrich pakuje część swoich rzeczy. Sportowe buty, duża ilość dresów, koszulki w różnych odcieniach zieleni oraz strój piłkarski.
– Stary, posłuchaj.
– Cały czas ciebie słucham.
– My porozmawiamy z Delmasem. Nie wyda ciebie tak daleko!
– Nawet nie próbuj.
– Poprawisz jakoś te oceny. Ja mam prawie same zera i trzymam się.
– Masz szóstki z zajęć plastycznych, będąc ulubieńcem Chardina.
– Ty masz z wf’u, a Jimbo nazywa ciebie legendą Kadic!
Po tym stwierdzeniu przyjaciele wybuchają śmiechem. Gdy Ulrich do końca pakuje swoją sportową walizkę, Odd przypomina mu najsłynniejsze sytuacje szkolne. Przypomniał sobie wszystkie sytuacje, w których cała ekipa ratowała mu skórę. Pamięta, jak kiedyś Sissi zabrała mu pamiętnik, w którym była ogromna ilość jego sekretów. Na samą myśl ujawnienia ich w światło dzienne sprawia na jego ciele falę dreszczy.
Zapina wypełnioną ubraniami oraz wspomnieniami walizkę. Odd wstaje z łóżka, poklepuje Sterna po ramieniu i mówi do niego:
– Idziemy na spacer! Jak na razie ostatni…
Wieczór. Para przyjaciół decyduje się wrócić do Internatu. Mają dosyć jak na dziś wizyt Jima.
– Ulrich?
– Słucham – mówi spokojnie brunet.
– Kiedy jej powiesz?
– Komu?
– No Yumi! – krzyczy Odd, na co Stern pokazuje mu znak palca na buzi.
– Chyba wie, że wyjeżdżam na miesiąc.
– Nie o tym mówię, głąbie.
– To o czym? – pyta zaskoczony.
– Kiedy jej powiesz, że ją kochasz?
– To tylko przyjaciółka.
Nie jest, Ulrichu Sternie.
Chłopiec wsiada niepewnie do pociągu wraz z innymi uczniami. Nie wie czemu, ale bardzo się stresuje całą sytuacją. Zazwyczaj jest bardzo pewny siebie i zaradny. Gdzie to zatem zniknęło?
Idzie do ostatniego przedziału w dwunastym wagonie. Pokazuje konduktorowi bilet, po czym wrzuca torbę na górę i siada przy oknie. Drzwi są przez kogoś otwarte, jednak nie zwraca na to uwagi.
– Ulrich?
Gdy tylko słyszy swoje imię, wstaje jak poparzony. Kiedy ją zauważa, nie może ukryć swojego szczęścia. Szok miesza się z radością i nawet rozum mówiący opanowanie ma problem z popchnięciem chłopaka w stronę spokoju.
– Yumi! Co tutaj robisz?
– Jadę razem z tobą – odpowiada pewnie dziewczyna, kładąc walizkę pod fotele.
– W co zostałaś wrobiona? – pyta zmartwiony. Zna ją nie od dziś, ona jest uczynna.
– Wolontariat. Szukali ludzi do pomocy w ośrodku. Od razu się zgłosiłam.
– Nawet nie wiesz, jak się cieszę, że ciebie widzę – mówi ze szczerym uśmiechem.
– Ja też. Dostałam przepiękny wiersz. Przepraszam, sonet. Chcesz zobaczyć?
Z początku Ulrich nie wie, co ma zrobić. Jeśli odmówi, zrobi jej przykrość.
– Pewnie.
Yumi daje mu kartkę z napisanym sonetem. Od razu rozpoznał swoje działanie.
– Nigdy nikt nie nazwał mnie senoritą. Bardzo to romantyczne.
Wtem konduktor gwiżdże, a pociąg zaczyna ruszać. Ulrich oddaje Yumi list.
Teraz jej nie powie, kto jest autorem tego sonetu. Warto było pisać, żeby teraz zobaczyć radość w oczach senority. A teraz czeka go zupełnie nowa przygoda w ośrodku. Wraz z ukochaną wspólnie spędzą więcej czasu razem. Odnowią swoją znajomość. Carte blanche2 właśnie zaczyna się wypełniać pięknymi wspomnieniami.
Pamiętaj, Ulrich. To tylko przyjaciółka.
————————————————————————————————————————
1 – panna (z j. hiszpańskiego)
2 – biała kartka ( z j. francuskiego)
Autorka: Azize