Jakiś czas temu na Buntownikach Lyoko, dzięki jednej z użytkowniczek (pozdrowienia, sweter!), pojawił się bardzo intrygujący temat: jak wyglądałoby Wasze życie, gdybyście zostali osadzeni w świecie Kodu Lyoko? Choć zdążyłem już co nieco napisać w tej sprawie na naszym Discordzie, szybko doszedłem do wniosku, że zagadnienie warte jest nieco dłuższego tekstu. A czy istnieje seria, która nadaje się do tego lepiej, niż “Równolegle Rzeczywistości”?
Na wstępie chciałbym powiedzieć, że ze wszystkich sił starałem się podejść do tematu jak najbardziej uczciwie, to jest: uniknąć zarówno wybielania i idealizowania samego siebie, jak i przedstawienia mojej osoby jedynie w negatywnym świetle. Wbrew pozorom nie jest to takie proste i bardzo możliwe, że nie będziecie w stanie zgodzić się z moją wizją. Nie wykluczam, że nie będziecie mieli chociaż częściowej racji – w końcu postrzeganie samego siebie często znacząco odbiega od tego, jak postrzega nas otoczenie, dlatego jestem ciekawy, jak bardzo Wasza opinia będzie się różnić od mojej.
Moment, w którym pojawiłbym się w Kadic, miałby niewątpliwie przeogromny wpływ na to, jak potoczyłyby się moje losy w tym uniwersum. Pójdźmy zatem po linii najmniejszego oporu i uznajmy, że moją naukę w tej szkole rozpocząłbym już od pierwszej klasy podstawówki. Ponadto musimy założyć, iż znalazłbym się w tym samym roczniku, co Jeremie i Ulrich – w przeciwnym wypadku nie widzę zbyt wielkiej szansy na to, by moja obecność jakkolwiek wpłynęła na grupę Wojowników – oraz że w miarę płynnie potrafiłbym posługiwać się językiem francuskim (w rzeczywistości nie miałem z nim żadnej styczności; znam jedynie angielski oraz podstawy włoskiego), by być w stanie prowadzić w miarę normalne życie w Paryżu. Chciałbym także zaznaczyć, iż trafiając do Kadic nie posiadałbym żadnej wiedzy o Lyoko, Superkomputerze i tak dalej – byłbym po prostu jedną z wielu osób, którzy przewijają się przez mury tej szkoły.
Skoro reguły gry zostały już ustalone, a wszystkie pionki rozstawione, czas w końcu rozpocząć rozgrywkę. Przez pierwsze siedem lat mojej edukacji w Kadic wyróżniłbym się jedynie ponadprzeciętnymi ocenami (ah, ta skromność). Nie jestem w stanie określić, czy byłbym w stanie osiągnąć wyniki na poziomie Jeremiego czy Herve`a, ale prawdopodobnie to właśnie oni byliby wyznacznikami, do których często bym się porównywał. Niewykluczone, że obecność tej dwójki zadziałałaby na mnie motywująco i nauce poświęciłbym trochę więcej czasu, niż miało to miejsce w rzeczywistości. Wydaje mi się, że to właśnie Einstein byłby osobą, z którą najłatwiej byłoby mi się zaprzyjaźnić; obaj interesujemy się informatyką, jesteśmy dosyć spokojni oraz trochę introwertyczni, dlatego chyba udałoby nam się nawiązać bliższe stosunki (choć tutaj przyznam, że Pichon również jest wiarygodnym kandydatem i możliwe, że dołączyłbym do Herve`a i Nicolasa. Nieco przygnębiająca wizja, prawda?).
Kiedy nadszedłby ten pamiętny dzień, w którym Jeremie postanowiłby poszukać w Fabryce części do swoich robotów, Wasz Mayakovsky najpewniej stanowczo by mu to odradził w obawie, że komuś nie spodobałoby się nasze wałęsanie po jej terenie lub że byłoby to po prostu zbyt niebezpiecznie (no wiecie, nikt tam nie zaglądał od dłuższego czasu, więc skąd pewność, że nic na was nie runie?). Być może właśnie w tym miejscu powinienem przerwać swoje rozważania i uznać, że faktycznie przekonałbym okularnika do mojego punktu widzenia i Superkomputer pozostałby nieodkryty; znacznie zabawniej będzie jednak założyć, iż Belpois kompletnie zignorowałby moje uwagi i prędzej czy później trafiłby do laboratorium, o którym szybko dowiedziałbym się również ja.
Jeżeli myślicie, że byłby to już koniec problemów i w końcu wszystko wskoczyłoby na odpowiednie tory, to (zapewne) grubo się mylicie; w pewnym momencie bowiem pojawiłby się temat pierwszej wyprawy do Lyoko oraz włączenia kolejnych osób do grupy. O ile Jeremiemu być może udałoby się nakłonić mnie do wirtualizacji w momencie, gdy Aelita znalazłaby się w niebezpieczeństwie (a przynajmniej mam taką nadzieję), o tyle z rekrutacją nowych Wojowników byłby już dużo większy problem. Ba, zakładam nawet, że wtajemniczenie Yumi i Odda nigdy by nie nastąpiło. Może to dla was brzmieć co najmniej dziwnie – w końcu w oryginale oboje spisywali się wyśmienicie – ale to wcale nie byłby jakiś dziwny kaprys, lecz wynik bardzo długich rozważań na ten temat. Z całą pewnością dosyć szybko doszedłbym do wniosku, iż zwiększenie liczebności ekipy jest konieczne, ale jednocześnie nie chciałbym dopuścić do tego, by tajemnicę poznały przypadkowe (z mojej perspektywy) osoby; zamiast tego próbowałbym wraz z Jeremiem dokładnie omówić wszystkie możliwości i dopiero wtedy podjąć odpowiednie kroki. Sami pewnie przyznacie, że w tym wypadku kompletnie nieznajoma Japonka z innego rocznika i nowoprzybyły do szkoły Włoch raczej nie zajęliby zbyt wysokiej pozycji na liście kandydatów na Wojowników. Ulrich mógłby mieć w tym przypadku więcej szczęścia, gdyż trochę czasu już bym go znał (może nawet dzielilibyśmy pokój? W końcu nie wiemy, jak długo Niemiec nie miał współlokatora, prawda?). Oczywiście nie da się ustalić, kogo rzeczywiście byśmy wtajemniczyli, gdyż nie wiemy wystarczająco dużo o pozostałych uczniach w Kadic, dlatego dalsze rozważanie w tej kwestii nie ma chyba sensu.
No dobrze, załóżmy zatem, że w grupie Wojowników ostatecznie znalazłbym się ja, Jeremie, Ulrich, Aelita oraz jeszcze jedna nieznana nam osoba, która stanęłaby na wysokości zadania (wiem, nie sposób tego przewidzieć, ale w przeciwnym wypadku nie będziemy mogli iść do przodu) i zastanówmy się, jak właściwie wyglądałaby moja rola w tym zespole, gdyż zapewne byłaby ona niemała. Po pierwsze, jako miłośnik informatyki z pewnością starałbym się wspomóc Einsteina we wszelkich sprawach związanych z programowaniem, dzięki czemu prace nad materializacją Aelity, pojazdami i tak dalej zakończyłyby się trochę szybciej. Po drugie, prędzej czy później zacząłbym brać udział w wyprawach do Lyoko. Bardzo możliwe, że odmówiłbym zostania królikiem doświadczalnym i poddania się wirtualizacji jako pierwszy (chyba, że nie byłoby innego wyjścia, jak już zresztą wspomniałem wyżej), ale po zobaczeniu, że jest to bezpieczne (no, w miarę), wizja przyłączenia się do zmagań w wirtualnym świecie byłaby dla mnie niezwykle kusząca. Jeżeli miałbym zgadywać, jak wyglądałbym w Lyoko, to obstawiałbym coś związanego z moim ówczesnym hobby, czyli powieściami fantasy: długa szata, miecz (lub dwa) i jakaś forma magii jako umiejętność specjalna to najbardziej prawdopodobna opcja.
Nie będę próbował odgadnąć jak historia potoczyłaby się dalej, gdyż jest to po prostu niemożliwe – chociażby ze względu na obecność w grupie kompletnie nieznanej nam osoby: postaram się jednak ogólnie wspomnieć o tych dalszych wydarzeniach, które moim zdaniem miałyby miejsce (o ile Xana nie zrobiłby ze mnie krwawej miazgi podczas jednego ze swoich ataków, co wydaje mi się niepokojąco prawdopodobnym scenariuszem):
– Rutyna nie byłaby problem jedynie dla Ulricha: w pewnym momencie dopadłaby również mnie. No chyba, że paranoja byłaby pierwsza i bałbym się oddalić od Superkomputera, bo a nuż Xana zaatakuje. Nieciekawa perspektywa, co?
– Spadająca na łeb na szyję średnia mogłaby spowodować, że tymczasowo zrezygnowałbym z bycia Wojownikiem. W tym momencie mogłoby również dojść do spięcia z Jeremiem, który pomimo Lyoko wciąż miałby wyśmienite oceny.
– W mojej głowie pojawiłby pewnie się pomysł wykorzystania Superkomputera do innych spraw, niż walki z Xaną. Być może, tak jak Niemiec, zdecydowałbym się nawet na potajemne jego użycie, jeżeli uznałbym, że cel jest tego warty.
– Konsekwencją trzech powyższych sytuacji byłoby wyraźne osłabienie przyjaźni z Jeremiem i zacieśnienie więzi z Ulrichem. Nie wykluczam, że stałoby się to dla nas dosyć problematyczne, gdyż w ten sposób mogłyby wykreować się swoiste stronnictwa wewnątrz grupy Wojowników.
– Konflikt z Sissi, jeżeli w ogóle by do niego doszło, zakończyłby się znacznie szybciej. Myślę, że szybko zorientowałbym się jak bardzo jest on dla nas niebezpieczny i zrobił wszystko, by czym prędzej go zażegnać.
– Po materializacji Aelity dogadywalibyśmy się całkiem dobrze i być może udałoby się uniknąć problemu wyobcowania dziewczyny znanego z “Nowego Terytorium”.
– W pewnym momencie ktoś nowy dołączyłby do grupy – być może nawet więcej niż jedna osoba – choć najprawdopodobniej nie byłby to William (z tego samego powodu, co Yumi i Odd): duże szanse dawałbym za to Jimowi, o ile historia z “Kod: Ziemia” oraz “Falstart” miałaby miejsce również w tej rzeczywistości.
– Ciężko powiedzieć, czy doszłoby do długotrwałej xanyfikacji kogokolwiek, gdyż do wszystkich nowych członków podchodziłbym ze sporą podejrzliwością i nieustannie patrzyłbym im się na ręce (co, swoją drogą, mogłoby doprowadzić do kolejnego sporu).
– Jeżeli walka z Xaną trwałaby równie długo (lub dłużej), co w oryginale, najpewniej podniósłbym kwestię nadchodzącego zakończenia szkoły; pytania typu “co zrobimy, jeśli zdążymy ukończyć Kadic przed pokonaniem AI?” oraz “zdajecie sobie sprawę, że przez Lyoko możemy mieć problem z dalszą edukacją?” przewijałyby się bardzo często. Sam nie wiem, w jaki sposób ta kwestia zostałyby rozwiązana: może pojawiłby się pomysł zrekrutowania nowego pokolenia Wojowników?
– Po pokonaniu wirusa temat użycia Superkomputera do innych celów wróciłby jak bumerang. Pozostawienie go wyłączonego uznałbym za wielkie marnotrawstwo i nalegałbym, by poszukać dla niego nowego zastosowania. Zapewne byłoby to zarzewie sporego konfliktu, który mógłby doprowadzić nawet do całkowitego rozbicia grupy.
I to już by było na tyle. Jeżeli po przeczytaniu tego tekstu czujecie niedosyt i chcielibyście przeczytać na ten temat coś jeszcze dłuższego lub macie ochotę poznać inną perspektywę na tą sprawę, polecam sięgnąć po opowiadanie “Intermission” autorstwa The Blade of Osh-Tekk, którego podstawą są właśnie tego typu rozkminy, dlatego powinno Wam się spodobać. A jeśli chcielibyście poteoretyzować o własnym losie w świecie Kodu Lyoko, nie bójcie się poruszyć tego tematu na Buntownikach lub w komentarzu pod tym tekstem – z chęcią porozmawiałbym więcej na ten temat.
Autor: Mayakovsky