Nic nie czuł. Dziwne.
Podczas ich długiej walki z Xaną Ulrichowi nie raz zdarzyło się stracić przytomność – czasami z własnej winy, czasami „z pomocą” wirusa. Gdy w końcu dochodził do siebie, za każdym razem witał go potężny ból głowy oraz, jeśli akurat nie miał szczęścia i w czasie zmagań oberwał szczególnie mocno, również innych części ciała. Od tej reguły istniał oczywiście jeden wyjątek: Powrót do Przeszłości. Gdy dochodziło do skoku w czasie, zawsze wracał dokładnie do tego stanu, w jakim znajdował się te kilka-kilkanaście godzin wcześniej. Ale tym razem to nie było to; on dosłownie nie czuł nic. Ani powierzchni, na której leżał, ani ubrań, które miał na sobie, ani nawet oddechu, który powinien wydobywać się z jego ust.
Czyżby umarł?
Cóż, istniał tylko jeden sposób, by się tego dowiedzieć.
Gdy młodzieniec otworzył oczy, przywitał go znajomy widok niezliczonej ilości błękitnych danych, które otaczały go ze wszystkich stron. Teraz odpowiedź na dręczące go pytanie wydawała się oczywista: znajdował się w Lyoko, a mówiąc konkretniej, leżał na górnej platformie jednej z wież rozsianych po tym wirtualnym świecie. Ale co on tam robił? Superkomputer powinien być przecież wyłączony. Doskonale pamiętał moment, w którym Jeremie dezaktywował maszynę, a potem…
…a potem…
…co stało się później?
Ulrich chwycił się za głowę i z całych sił postarał się przypomnieć dalszy bieg wydarzeń. Na próżno jednak; nie potrafił pochwycić nawet jednego wspomnienia o czymkolwiek, co miało miejsce później.
– Jeremie? – zawołał niepewnie. – Jeremie, słyszysz mnie?
Odpowiedziała mu jedynie cisza. Okej, to nie jest jeszcze powód do paniki. – pomyślał. – Xanie już raz udało się wymazać mi pamięć, także teraz pewnie to powtórzył, a do tego musiał jakoś odciągnął Einsteina od klawiatury. Chłopak podniósł się z ziemi. Skoro znajdował się w wieży, to znaczy, że zaciągnęli go tam jego przyjaciele; sztuczna inteligencja nigdy z własnej woli nie przytargałaby go do tego bezpiecznego schronienia. A to z kolei znaczyło, że musiał czym prędzej odnaleźć pozostałych Wojowników i pomóc im w… w czymkolwiek, co skłoniło ich do ponownego uruchomienia Superkomputera. Ulrich przeniósł się na dolną platformę, po czym w pełnym biegu opuścił wieżę…
…i jedynie cudem udało mu się nie spaść w otchłań. Ku jego zaskoczeniu nie zobaczył bowiem lazurowego Lodowca, zielonego Lasu, pomarańczowej Pustyni czy fioletowych Gór, lecz jedno z niebieskich pomieszczeń Kartaginy. Na szczęście, dzięki refleksowi nabytemu podczas setek wypraw do Lyoko, w ostatniej chwili zdążył złapać się krawędzi znajdującej się przed nim platformy.
– O cholera… Jeremie! – wrzasnął. – Powinieneś był mnie uprzedzić, że znajduje się w lewitującej wieży!
Po raz kolejny jednak nie dostał żadnej odpowiedzi. Ulrich szybko podciągnął się do góry i, nie oglądając się za siebie, ruszył w kierunku labiryntu. No cóż, może to i lepiej, że znajdował się w Sektorze Piątym; przynajmniej wiedział dokładnie, gdzie powinien się udać. Pozostali musieli zmierzać do interfejsu na zewnątrz kuli, hangaru Skidbladnira lub komnaty rdzenia Lyoko – w Kartaginie raczej nie było niczego innego godnego uwagi. O ile, oczywiście, nie zapomniał o jakimś ważnym odkryciu z powodu amnezji… Miał chociaż tyle szczęścia, że drogi do wszystkich tych miejsc prowadziły przez windę znajdującej się na wewnętrznej powłoce Piątki. Jeżeli się pośpieszy, być może uda mu się dogonić swoich przyjaciół właśnie tam.
– Jesteś pewien, że to wystarczy? – zapytała sceptycznie Maya, gdy Jehan uroczystym gestem przestawił dźwignię.
– Do uruchomienia komputera? Pojęcia nie mam. – odparł chłopak. – Wbrew pozorom, nie dłubię przy antycznych maszynach aż tak często.
– To wystarczy. – potwierdził pewny siebie Jean.
– Ha, czyli masz w tej sprawie więcej doświadczenia niż my, co? – rzucił z uśmiechem Jehan.
– To znaczy… – zmieszał się Jean.
– Hej, chodźcie tutaj! – rozległ się z góry wesoły głos Miriam. – Skanery się otworzyły!
– Chyba faktycznie miałeś rację. Dobra, nic tu po nas, wracajmy na górę. – przyznał w końcu młodzieniec.
Już po chwili cała piątka z powrotem znalazła się na drugim piętrze kompleksu.
– No dobra, teraz musimy tylko sprawdzić, czy to ustrojstwo cały czas poprawnie działa. – Jehan ponownie zabrał głos. – Andre, to chyba zadanie dla ciebie. Myślisz, że sobie poradzisz?
– Spróbuję. – odpowiedział Portugalczyk. – Ale nic nie obiecuję.
– Zaraz, to nie wystarczy sprawdzić, czy konsola się włączyła? – zdziwiła się Miriam.
– Niby tak, ale ten złom wygląda na tak stary, że lepiej skontrolować wszystko dokładnie. Nie wiemy, co działo się z tym sprzętem przez te wszystkie lata. – wyjaśnił w odpowiedzi.
– A co z nami? Możemy jakoś pomóc? – zaoferowała Maya.
– Przydałoby się sprawdzić, czy wszystkie kable są cały czas szczelnie osłonięte. Zwróćcie też uwagę na styki – czy wszystko na pewno jest podpięte i czy nigdzie nie ma spalenizny. A jeśli znajdziecie jakieś panele kontrolne, to dajcie mi znać.
Po tych słowach cała grupa ochoczo zabrała się do pracy.
Ulrichowi udało się dostać do windy w zaskakująco krótkim czasie, lecz niestety nie spotkał tam nikogo. Najbardziej zdziwiło go jednak to, że na swojej drodze nie zobaczył ani jednego potwora. Czyżby nie chodziło o Xanę? – zastanawiał się w duchu. Mimo to zdecydował się nie ponawiać prób skontaktowania z Jeremiem; tylko tego mu brakowało, żeby jego krzyki sprowadziło do niego całe stado pełzaczy. Po chwili namysłu postanowił, że w pierwszej kolejności sprawdzi okolice interfejsu. Kto wie, może Einstein postanowił użyć Superkomputera do… w sumie nie wiem czego – zawyrokował. Szybko jednak okazało się, że również na zewnątrz kopuły nie było absolutnie nikogo. Nie dostrzegł też ani jednej manty – co oznaczało, że komnata rdzenia raczej również była pusta – a oba widoczne z platformy tunele do pozostałych sektorów wyglądały na zamknięte. No cóż, nie pozostaje mi nic innego, jak sprawdzić hangar.
Ale tam także nie spotkał ani jednej żywej duszy. Co gorsza, Skid znajdował się na swoim miejscu; a skoro Wojowników nie było ani w hangarze, ani przy interfejsie, ani nie wypłynęli Skidem w głąb Cyfrowego Morza… Nie, nawet o tym nie myśl. Nigdy by mnie tutaj nie zostawili. – pomyślał. – Skup się, Ulrich. Gdzie jeszcze mogli pójść? Wtedy przypomniał sobie o jednym, bardzo istotnym szczególe: przecież czeluście Kartaginy skrywały jeszcze jedną wieżę prócz tej, w której się obudził! Tak, to musiało być to!
Samuraj biegiem powrócił do labiryntu. Z każdą chwilą obawiał się coraz bardziej, że nie zdąży dobiec na czas; w końcu stracił już tak wiele cennych minut na przeszukanie pozostałych miejsc. Dlatego, choć wydawało mu się to dosyć ryzykowne, postanowił przerwać ciszę i raz jeszcze spróbować skomunikować się z Jeremiem.
– Einsteinie, jesteś tam?
Andre po raz ostatni zerknął na złącza przy skanerze, który znajdował się najbliżej windy, po czym wyprostował się i z uśmiechem stwierdził:
– Nie jestem ekspertem, ale moim zdaniem wszystko wygląda całkiem znośnie.
– Czyli Superkomputer będzie działał? – koniecznie chciała dowiedzieć się Maya.
– Jest chyba tylko jeden sposób, żeby to sprawdzić, prawda? Drużyno, wracamy na górę! – zawołała radośnie Miriam, nim Portugalczyk zdążył odpowiedzieć, a następnie chwyciła za ręce Andre i Jehana i pociągnęła ich w stronę szybu.
Gdy wszyscy zdążyli już wspiąć się na górę, cała grupa zebrała się przy konsoli.
– Czyń honory, szefie. – rzuciła czarnowłosa, odwracając przy tym oparcie fotela w stronę Jehana, po czym żartobliwie zasalutowała.
Lecz jeszcze nim chłopak zdążył zająć miejsce przed klawiaturą stało się coś, czego nie spodziewało się żadne z nich.
– Einstenie, jesteś tam? – na dźwięk głosu, który wydobył się z słuchawek powieszonych na jednym z monitorów, wszyscy zgromadzeni aż podskoczyli.
– Uhm… myślałem, że nikt nie używał tego sprzętu od lat… – wydukał niepewnie Andre.
– Bo tak jest. – odparł Jean. – Jak już mówiłem, muzeum dosyć dawno wykreśliło go z listy swoich zbiorów.
– To jak to wyjaśnisz? – nie odpuszczał Portugalczyk.
– Wiecie, może jednak lepiej byłoby nie gmerać przy tym urządzeniu… – powiedziała Maya; w jej głosie wyraźnie malowało się zaniepokojenie.
– Jeremie? Jeremie, proszę, odezwij się! – nieznajomy cały czas nie odpuszczał.
– Myślę, że powinniśmy… – zaczął Jehan, lecz nie zdążył dokończyć; Jean bowiem bezceremonialnie chwycił za słuchawki, założył je na głowę i odezwał się do załączonego mikrofonu:
– Żadnego Jeremiego Einsteina tu nie ma. Kim jesteś?
O cholera…
Nieznajomy głos zaskoczył Ulricha tak bardzo, że niemalże wpadł do pobliskiej przepaści. Czyżby ktoś przypadkiem odkrył Superkomputer? A może Jeremie nie mógł sam dotrzeć do Fabryki, więc zamiast tego przysłał jakąś przypadkowo napotkaną osobę? Albo, co gorsza, to po prostu był jakiś fortel i za chwilę Niemiec zostanie zdewirtualizowany?
– Eeeee… jestem Ulrich. Kim TY jesteś i co właściwie robisz w Fabryce? – rzucił w końcu, by zagrać na czas; kompletnie nie miał bowiem pojęcia, co powinien powiedzieć.
– Nazywam się Jean. Co masz na myśli mówiąc „w fabryce”? – usłyszał po chwili odpowiedź. Jego rozmówca brzmiał, jakby naprawdę był zbity z tropu, ale chłopak doskonale zdawał też sobie sprawę z tego, że mogła to być po prostu kolejna sztuczka Xany; w końcu wszystkie drogi do laboratorium prowadziły przez tą starą budowlę, więc jakim cudem nieznajomy mógłby nie zrozumieć, o co chodzi?
– Dobra, to teraz nieistotne. – odparł. – Czy to Jeremie cię przysłał? To taki niewysoki blondyn w okularach. – wyjaśnił na koniec, gdyż przyszło mu do głowy, że jego przyjaciel mógł nie mieć czasu na przedstawienie się.
– Nie, sami znaleźliśmy to miejsce.
Sami? – przeraził się Ulrich, wciąż klucząc po korytarzach Kartaginy. – Ile właściwie osób nas nakryło?
– Okej, słuchajcie uważnie: nie ruszajcie niczego, dopóki do was nie przyjdziemy, dobra? – powiedział z naciskiem. – Wtedy wszystko sobie wyjaśnimy. – skłamał; co prawda sam nie potrafił odpalić Powrotu do Przeszłości, ale jeżeli odnajdzie Aelitę, to dziewczyna poradzi sobie z tym bez najmniejszego problemu. Jeden szybki skok w czasie i intruzi zapomną o całym zdarzeniu. – Czy kontaktował się z wami ktoś jeszcze? Mówili, gdzie są? – odpowiedziała mu jedynie cisza. – Jean?
Głos, jak na złość, przestał się odzywać. Całe szczęście, że był już blisko swojego celu; o ile się nie mylił, powinien tylko skręcić w prawo i…
– Nie, nie, NIE! – wykrzyczał sfrustrowany, gdy zobaczył, że druga wieża była dezaktywowana, a wokół niej nie było nawet najmniejszego śladu po jego przyjaciołach. Nie pozwolił sobie jednak na całkowite załamanie; najpierw musiał upewnić się, że również w środku nikogo nie ma. Nie wydawało mu się to zbyt prawdopodobne, ale to była jego ostatnia nadzieja. Ulrich rozejrzał się raz po okolicy, jakby licząc na to, że to wszystko było jednym wielkim dowcipem i za chwilę pozostali ujawnią swoją obecność, naśmiewając się przy tym z jego naiwności, po czym wziął głęboki oddech i powoli wszedł do wieży.
Gdy znalazł się w środku, w oczy od razu rzuciła mu się nieprzytomna dziewczyna leżąca na środku platformy. Szybko jednak zrozumiał, że nie jest to ani żaden z Wojowników, ani nawet ninja podległy profesorowi Tyronowi; postać ubrana była bowiem w niebieski strój, a jej twarz zasłaniały dość długie blond włosy – ze wszystkich osób, które do tej pory widział w Lyoko, nawet jedna nie posiadała którejkolwiek z tych cech. Zaintrygowany Ulrich podszedł do nieznajomej, odgarnął na bok jej niesforne pukle i uważnie przyjrzał się jej twarzy.
Nie, to niemożliwe.
A jednak nie mógł mieć wątpliwości, że patrzy na Laurę Gauthier.
Autor: Mayakovsky
Subscribe
Login
0 komentarzy