Rozdział 1

Jacht kołysał się prawie niewyczuwalnie na cyfrowych falach. Sklepienie, imitujące nocne niebo znad Australii, świeciło miliardem gwiazd, zabarwione na tysiące kolorów. Nadwodne szlaki cyfrowego morza były zazwyczaj opustoszałe, jednak na horyzoncie majaczył się inny okręt, płynący w przeciwnym kierunku. Pozorny spokój. Jednak w cyfrowym powietrzu dało się wyczuć coś. Napięcie. Jacht płynął szybko. W nieosiągalnym w realnym świecie tempie.
Seriz westchnął, zeskakując z platformy widokowej i wyłączył wgrany w awatara filtr świateł. Lampy jachtu błysnęły mu po oczach i potrzebował chwili, żeby się przyzwyczaić. Został zaproszony wielką kwotą pieniędzy, bez żadnych wyjaśnień. Nie do końca wiedział, czego może się spodziewać. Po kilku godzinach bez wyjaśnień uznał, że powinien sam pójść do właściciela jachtu, Ilgarda Willsona i poprosić o wyjaśnienia. Znali się niegdyś więc liczył, że jest to coś godnego uwagi.
 Zszedł pod pokład, kierując się w stronę kwater właściciela. Idąc sterylnie pustymi korytarzami, nucił coś pod nosem. Nie musiał długo szukać. Zgodnie z podejrzeniem, Willsona zastał w jacuzzi, w wielkim, białym pomieszczeniu na tyłach statku. Mężczyzna, widząc Seriza, kazał pracownikom odejść.
– Nie musiałeś – prychnął chłopak, gdy zostali sami. Właściciel uśmiechnął się.
– Wolę rozmawiać bez świadków. Sam wiesz, że zagłuszenia nie działają bez zarzutu. Wydaje mi się, że sam jesteś w stanie je obejść.
– Są do tego programy – Seriz wzruszył ramionami i usiadł na podłodze na przeciwko. – Czy dowiem się w końcu, jaki jest cel mojej wizyty?
– Oczywiście.
Właściciel machnął ręką. Choć w realnym świecie był to raczej gest zbywania rozmówcy, w tej samej chwili Seriz otrzymał wiadomość. Nie drgnął nawet.
– Nie przeczytasz?
– Już przeczytałem – odparł chłopak. Nie była to do końca prawda. Przeczytać miał Tes, dopiero później informacja miała wpłynąć do pamięci Seriza. W ludzkim mniemaniu… Właściwie wymawiając te słowa, już wiedział, o czym jest wiadomość.
Nie otrzymał żadnych informacji, dokąd zmierzają, ani co mają robić. Powstrzymał się przed uśmiechem, przyjmując do wiadomości, że jeśli wyprawa, jakkolwiek miała przebiec, się skończy – dostanie dodatkową kwotę i informacje, o które poprosi. Najwyraźniej Willson wiedział, że to ich Seriz teraz poszukuje. Informacji o Xanie i pierwszych wirtualnych światach. O oryginalnym Lyoko, Korze… I może nawet prawdziwej Kartaginie?
Ale czemu wciąż nie pisał o zadaniu?
– A więc to prawda, że nie jesteś człowiekiem? – zgadł właściciel z uśmiechem. Słyszał, że Seriz – ten, którego znał, zniknął podobno ze świata i zastąpił go program.
Nietrafna informacja, ale otwierająca ciekawe furtki. Seriz nigdy by nie pomyślał, że przez dwa miesiące pozna takie zakątki cyfroświata, o jakich nawet mu się nie śniło.
– Ma to znaczenie? – zapytał tylko. Oczywiście, że miało. Budowało jego legendę o wiele szybciej, niż dawne aktywności.
– Nie, skąd – mężczyzna pokręcił głową.
– Do rzeczy. O co chodzi?
Właściciel westchnął. Powoli wyszedł z wody, gestem zmieniając strój na bardziej formalny. Kliknął coś jeszcze i, po chwili, w miejscu wanny stanęły dwa fotele.
– Proszę.
Usiedli. Najpierw on, leniwie, układając się przez moment w fotelu. Później Seriz, lekko, na skraju, nawet nie zwracając na to uwagi. Zwrócił za to uwagę na kolorystykę. Dwa użyte tu kolory nie istniały w realnym świecie. A przynajmniej nie były zauważalne dla ludzkiego oka. Tes próbował podpowiedzieć ich nazwy, jednak Seriz odrzucił tą myśl, chcąc skupić się na rozmowie.
– Na początek zapytam – odezwał się właściciel, wirtualizując przy fotelach stoliki i kieliszki napełnione szampanem – masz jakieś podejrzenia?
Seriz uśmiechnął się nieznacznie.
– Kwota była wysoka. Duże ryzyko lub długi czas wykonania. Zaproszenie na jacht, fakt, że nie płyniemy przez cyfrowe morze, tylko po nim. Bardzo szybko – podkreślił. – Polujemy na kogoś lub na coś. Jeszcze miesiąc temu od razu obstawiłbym jeden z legendarnych sektorów. Xan Guldur, czy inne takie. Ale nie zmieniamy kursu. Cel albo płynie przed nami, tym samym szlakiem, albo znajduje się w odległym miejscu, do którego dostaniemy się tylko w ten sposób. Szuka pan Atlantydy, panie Willson? – zakpił.
– Cóż, zależy, co określamy mianem Atlantydy. – odparł właściciel, popijając szampana. – W pewnym sensie zgadłeś, wspominając o legendarnych sektorach. W pewnych… kręgach krąży ostatnio plotka, że na morzu cyfrowym pojawił się właśnie taki sektor. Nie jest wpisany w żadnym rejestrze. Nie przypomina nic, co do tej pory zostało opisane. Chociaż nie. Może wyrażę się inaczej. Facet, który to widział… Określił to mianem Podniebnego Zamku. To jest film…
– Z lat ’80. Znam go. Ktoś pokusił się o rekreację zamku w wirtualnym świecie. Są prywatne sektory z całymi światami. Nie widzę w tym nic dziwnego. Poza tym, o ile to oczywiście prawda, że nie jest zarejestrowany… – chłopak zastanowił się przez chwilę. – Sektor się nie porusza?
– Och, oczywiście, że się porusza. W tym tkwi cały problem. Jak na razie podążamy za wskazówkami, że tak to nazwę, z materiału źródłowego. Poza tym- nie mamy nic.
– A koordynaty tego, który to widział?
– Dopłyniemy tam za kilka godzin. Ale były już kilkakrotnie sprawdzane. Nikt nic nie znalazł.
– Może łatwiej będzie znaleźć naszyjnik wskazujący drogę – rzucił bez entuzjazmu Seriz.
– Słucham? – zdziwił się Willson. – A tak. Z filmu. Cóż, to by było wielce pomocne, lecz myślę, że taki gadżet ma jedynie właściciel. Więc tu przydasz się ty.
– Jako…?
– Jako tropiciel, nie-człowiek i gość Xan Guldur.
– Skąd taka informacja? – Seriz przechylił lekko głowę. Nie chwalił się nikomu swoim pobytem w zamku Różana. Wolałby na razie nawet go nie wspominać.
– Nie sądziłem, że zaprzeczysz – przyznał się Willson. – Mniejsza. Byłbyś w stanie wytropić ten sektor?
Seriz nie odpowiedział od razu.
– To zależy. Po pierwsze – kiedy się pojawił. Po drugie – ile osób przepływało tamtędy od tamtego czasu. Po trzecie – czy ktokolwiek był wtedy w sektorze… Po czwarte – czy to w ogóle jest sektor.
– Co masz na myśli?
– Ogromny statek powietrzny. Przez tyle lat nie słyszało się o wielu. Ale przecież statki podwodne wylatują z hangarów i do nich wracają. Mniejsze pojazdy unoszą się nad ziemią. Więc jest to możliwe. Pytanie tylko, czy na taką skalę.
– Załóżmy, że byłby to statek. I co wtedy?
– Normalnie do superkomputerów da się wejść, znając klucz. Klucz jest powiązany z adresem. Jeśli znasz klucz, znajdziesz miejsce, do którego przynależy. Zwykle, stawiając nowe sektory, ludzie nie zdają sobie sprawy z klucza, przez co nie blokują do siebie dostępu. Jeśli zdajesz sobie z niego sprawę, możesz go zmienić. To powoduje przemieszczanie się sektora. Losowo lub według konkretnego systemu. Taki klucz też można wyśledzić. Gdybyś miał podstawowy klucz do Xan Guldur, byłbyś w stanie znaleźć fortecę bez żadnych problemów. Tak samo, jeśli pozyskalibyśmy klucz Podniebnego Zamku- a tak może się stać, jeśli dotrzemy w odpowiednie miejsce; znajdziemy go.
– Sugerujesz, że byłbyś w stanie namierzyć Xan… – wyłapał Willson, lecz Seriz mu przerwał.
– Nie. Bo nie mam podstawowego klucza. Nie sądzę, by ktokolwiek go miał. Ale sugeruję, że jeśli Podniebny Zamek jest sektorem i, może, jego właściciel nie zdaje sobie sprawy z istnienia klucza, będziemy w stanie go wyśledzić – tu na chwilę przerwał. – Dochodzimy jednak do pytania: co jeśli Zamek jest statkiem? Wtedy śmiem wątpić, że wyśledzenie go jest możliwe.
– Dwa pytania – Willson pokazał dwa palce. – Po pierwsze- skoro zmiana miejsca jest zależna od klucza, jak właściciel zmieniający miejsce może nie być go świadom? Po drugie- jaki jest zatem związek z twoimi trzema pierwszymi ” zależy”?
– Zacznę od końca. Każda drobinka cyfrowego świata, to multum informacji. Milimetr sześcienny tego pokoju zająłby jakąś… sześćset stronicową księgę. Nie byłoby źle, gdyby to był obiekt nieruchomy. Jednak się rusza i te sześćset stron jest cały czas nadpisywane. Pierwsza rzecz: kiedy? Im dawniej, tym więcej danych jest do przeanalizowania, zanim trafi się na te właściwe. Druga: ile osób? Jeśli od pojawienia się Zamku przepłynęło tamtędy… Dajmy na to dziesięć statków, będziemy musieli sprawdzić każdy z nich. Tak na prawdę, powiedziałeś mi już, że było tam kilka ekspedycji. Poza tym musimy dodać przynajmniej kilkoro nieświadomych podróżników. To może nam dać setki ludzi i przynajmniej kilkanaście statków. Trzecia rzecz- czy ktoś był w Zamku, gdy się pojawił. To akurat może nam ułatwić zadanie. Jeśli na tamtym skrawku terenu, w tamtej chwili, znajdowały się dwie osoby – mamy od razu informatora i właściciela. Gorzej, jeśli jedna- wtedy znaczyłoby, że Zamek był pusty, lub to informator jest jego właścicielem. Jeśli trzy lub więcej… Byłoby trzeba je wszystkie sprawdzić. To kolejna przeszkoda.
Teraz w sprawie klucza. Jego zmiana przemieszcza sektor. Ale przemieszczenie sektora nie zmienia klucza. Jest kilka sposobów na przemieszczenie sektora. Przemieszczenie superkomputera, na którym jest postawiony, jest najprostszym przykładem. Ale czy nie słyszałeś nigdy o Edgre? Pływającej wyspie morza cyfrowego? Przemieszcza się, choć jej klucz jest niezmienny od lat. Do tego służą wieże, lub odpowiednio zaprogramowana struktura sektora. Gdyby przyjrzeć się ruchowi Edgre, pływa ona po torze z liter- imienia fundatora. Tutaj może być podobnie… mam nadzieję, że jest podobnie, bo to by nam bardzo ułatwiło życie.
– Dobrze. A śledzenie statku?
– Statek… Ach. Tak. Tutaj podobna kwestia. Czas i ile innych statków tamtędy przepłynęło. Poza tym, wątpię, żebyś nie słyszał o programach ukrywających. Nie zdziwię się, jeśli twojego jachtu też nie dałoby się namierzyć. Poza tym- inna rzecz- gdyby dało się namierzyć Zamek, już ktoś by to zrobił.
– Racja. A przynajmniej płynąłby jego śladem.
– Tak. Wydaje mi się, że brak Zamku w rejestrze można by wytłumaczyć właśnie tym, że jest statkiem. Pytanie tylko, czy statek o rozmiarach sektora… Dużego sektora… Jest w stanie utrzymać się w powietrzu? Jak traktuje go fizyka wirtualnego świata? Kolejna rzecz, jak o tym myślę… Jak to możliwe, że nikt tego wcześniej nie zauważył? Chociażby podczas tworzenia… Jesteście pewni, że informator nie zmyślił całej historii?
– Wydaje się, że wszystko jest prawdziwe. Ale tak na prawdę dowiemy się dopiero, gdy coś znajdziemy.
– Jeśli coś znajdziemy.
– Racja. Może jednak przejdziemy do najważniejszego pytania – westchnął Willson.
– Słucham.
– Zgodzisz się na to zlecenie?
– Cóż, zważywszy na to, że wszystkie pieniądze przepiłem już w barze… Chyba nie mam wyjścia.
Właściciel zaśmiał się.
– Tęskniłem za twoim poczuciem humoru – przyznał. – Może mimo wszystko brak mi gildii? – zapytał sam siebie.
– Ray przyjmie cię z otwartymi ramionami.
Willson skrzywił się.
– Obawiam się, że zepsułoby to moją reputację. Mniejsza. Prześpij się bezoki, bo jutro czeka nas dużo pracy.
Seriz skrzywił się. Bezoki. Kolejna rzecz, która budowała jego legendę od dwóch miesięcy. Za każdym razem, gdy słyszał to przezwisko, zastanawiał się – znaleźć Aiyanę i sprać ją wszystkimi swoimi umiejętnościami, czy może dziękować jej, podobnie jak Tesowi dziękował za otworzenie nowych furtek.
~ Myślisz, że chodzi mu tylko o ten sektor? ~ na skraju świadomości Seriza pojawił się cichy głosik Tesa.
~ Dowiemy się.

Autorka: Ananasims

Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments