WALKA GOŚCINNA 1-2 – Tadeusz Różan kontra Melanie Dunbar

Na dworze od godziny panowała ciemność. Młodzież już dawno siedziała w swoich domach, skupiając się na nauce lub oglądaniu seriali. Po pokoju rozległ się dźwięk bębnów oraz skrzypiec. Muzyka powoli wypełniała pomieszczenie, które w połączeniu z kilkoma świecami zapachowymi nadawała iście klimat sabatu czarownic.

 Czy taka stała się i ona? Nie potrafiła tego określić. Fakt – zmieniła swój styl bycia. Niegdyś buntownicze dziecko, które z jednego zagrożenia wpadało w drugie. Doskonale pamięta spalone na blond włosy. Bardzo długo odrastały, a odżywki polecane przez przyjaciółkę pomogły doprowadzić czerń do stanu sprzed błędu. Ten okres pełen tajemnicy, jaką było Lyoko.

Chodziła jak w transie. Od jednego treningu do szkolnych bójek. Dziewczyna nie dawała sobie nigdy w kaszę dmuchać. O ile ojcu nie przeszkadzał twardy charakter córki, tak macocha musiała wszystkie wezwania dyrektora znosić. Pamiętała wszystkie awantury o zachowanie. Bardzo chciała powiedzieć jej prawdę. Po prostu wyjaśnić, że wkopała się w niezłe bagno, z którego nie może się wydostać. Ale i tak by nic nie zrozumiała. Co innego ojciec, który znał cyfrowy świat jak własną kieszeń.

Tato, nawaliłam… ale zapewniam, że się zmienię!

Jak obiecała, tak też zrobiła. Panna Dunbar przyłożyła się do przedmiotów, z których przez rok walki miała braki. Z najsłabszej uczennicy stała się jedną z lepszych w swojej klasie. Nadal była wysportowana – nikt nie mógł jej dorównać w siatkówce oraz samoobronie. Zachowała swój charakter, jednocześnie będąc normalną dziewczyną. Znalazła swój sposób na uspokojenie, co pomogło uporządkować też i głowę.

Putujemtebi… Kao Rijeka…1

Melanie wzięła głęboki wdech, po czym ścisnęła dłonie w pięści. Odczekała kilka sekund, po czym poluzowała je razem z wydechem. Wcześniej zapalone kadzidło z dodatkiem eterycznych ziół ułatwiały ten rytuał.

Natapamobale… Tvogasvijeta…2

Zadzwonił telefon dziewczyny. Zignorowała go. Nie pozwoli sobie przerwać tej błogiej chwili, jaką praktykuje od zakończenia pojedynków w Lyoko. Komórka zabzyczała po raz drugi. Dunbar nawet nie drgnęła. Spojrzała w sufit, zamknęła oczy i uniosła wyżej dłonie, skierowane spodem do góry.

Wtem ktoś zapukał do drzwi. Westchnęła niezadowolona. Wstała z miękkiego dywanu, pogasiła wszystkie świeczki, a muzykę zatrzymała. Podeszła do drzwi i je otworzyła. Ku zaskoczeniu, w progu stał jej ojciec.

– Was? – spytała bez humoru w języku, którego pan Dunbar od zawsze nie lubił.

– Kapusta i kwas – odegrał ojciec. – Tak ciężko telefon odebrać?

Czarnowłosa pokiwała głową, jakby odpowiedź była oczywista.

– Dziecko, masz problem… – zaczął William, po czym wręczył swojej córce kopertę. Zaskoczona dziewczyna otworzyła list przy jego obecności. Powoli wczytywała się w treść, jaka została jej przekazana.

Nie… to nie jest możliwe…

Im dalej zagłębiała się w tekst, tak nie docierała do niej wiadomość. Spoglądała to na swojego ojca, to na kartkę. Po prostu ją zatkało. Nie wiedziała, co powinna w tym momencie mu powiedzieć. Wyjawiła prawdę o walkach na arenie kilka dni po starciu z Aiyaną. Chociaż więcej tutaj zdziałały media, niż sama nastolatka. Była głupia wtedy. Miała piętnaście lat i pstro w głowie. Chciała zrezygnować nawet z tego. Jednak upór nie dawał za wygraną. A bardziej kierowała się zemstą. Na kim? Chyba na wszystkich.

– Ja… Ja nie dam rady… – wyszeptała Melanie, po czym schowała się w ramionach taty. On nic nie mówił. Po prostu przytulił swoje dziecko… które już nie było takie malutkie i rozrabiające. Walki ukształtowały charakter. Ale jaka była droga do normalności, to wiedzą tylko oni.

– Dasz radę. Jesteś Dunbarka. Najtwardsza rodzina w tym mieście.

***

Nadszedł dzień walki.

Wstała bardzo wcześnie. Przebiegła się po osiedlu, chcąc ostudzić chociaż część emocji, jakie kumulowały się w jej głowie. Czy to był strach? Pewnie tak. Czy to była obawa? Na  bank. Stres? Nie mogło go zabraknąć. Jednak ta mieszanka była podsycona czymś jeszcze.

Demonem przeszłości, którym był brak wiary w siebie.

Zatrzymała się, żeby zaczerpnąć powietrza. Za kilka godzin stanie oko w oko ze swoim nemezis. Nie miała wcześniej okazji, żeby zawalczyć z bestią XanGuldur. Największym postrachem podczas pierwszych walk. Różan po prostu ich miażdżył. Nie bawił się ze swoimi przeciwnikami, chociaż mógł zrobić z nich szmacianki do przerzucania między łapami. Najbardziej emocjonujące pojedynki to właśnie on rozegrał.

– Ciao, Melanie… – powiedziała cicho dziewczyna, która od razu przytuliła czarnowłosą. Późnym wieczorem zadzwoniła do swojej najlepszej przyjaciółki i przez krótki czas współlokatorki w Kadic. Najśmielsza blondynka, która swoim urokiem nadrabiała każde potknięcie językowe. Pomimo tego, że znały się od trzech lat, nadal się ona myliła w swojej wypowiedzi. Stało się nieodłącznym elementem jej koleżanki.

Ciao… – przywitała się niepewnie. Dwie licealistki kroczyły powoli w kierunku fabryki. W kompletnej ciszy. Melanie nadal nie mogła normalnie funkcjonować po otrzymaniu tego listu. Bezczelna nastolatka walczyła ze spokojną kobietą. Stawką było ciało dziewczyny.

Dotarły na miejsce. Blondynka uniosła wyżej głowę, żeby móc spojrzeć w oczy Melanie, pomimo posiadania na nogach szpilek. Ujęła dłonie swojej przyjaciółki.

– Wierzę, że sobie poradzisz… – zaczęła mówić. Z kieszeni spodni wyciągnęła jedną rzecz. Od razu wcisnęła w dłonie Dunbar. Trzymała cztery palce zamiast pięciu z lewej dłoni. – Mettilosu. Questa è la tuaforza e determinazione.3 (Załóż go. To twoja siła i determinacja) – dodała, po czym puściła dłonie przyjaciółki. Czarnowłosa spojrzała na podarunek.

To był dokładnie sygnet, w który tak mocno wierzyła dwa lata temu. Wierzyła, że drzemie w nim Xana, który pomoże przezwyciężyć nawet najgorsze ciosy od losu. Uśmiechnęła się do Włoszki.

– Nie sądziłam, że go jeszcze masz…

– Zawsze mam wszystko. Powodzenia.

Arrivederci…(Do widzenia)

Zgodnie z obietnicą, Melanie założyła sygnet, który wręczyła jej jedyna przyjaciółka. Odczekała kilka sekund przed otwartym skanerem. Przejrzała go od góry do dołu. Nic się nie zmieniło, pomimo tak dużej różnicy czasu. Wzięła głęboki oddech.

Nie zawiodę cię, tato…

Z podniesioną głową weszła do środka. Nie zamykała oczu, jak wtedy przy pierwszej walce. Nią nie włada Xana, tylko Melanie. To właśnie ona wygra walkę. A jeśli ma przegrać, to nie przez jej tchórzostwo. Nie da się złamać psychicznie.

Nie pozwoli, żeby znowu ktoś miał wpływ na to, jak będzie dalej funkcjonować.

– Witamy w sektorze leśnym drugiego zawodnika, a nawet zawodniczkę!

Dziewczyna wylądowała z gracją na zielonej powierzchni. Rozejrzała się po arenie. W tym samym miejscu pojawiła się po raz ostatni. Zacięta walka z Indianką dała jej do myślenia. Na szczęście nie miała kontaktu z żadnym uczestnikiem. Po prostu odeszła jako zdobywczyni trzeciego miejsca. Żaden zagorzały fan pojedynków nie spodziewał się, że Melanie powróci do Lyoko po takim łomocie, jaki wcześniej dostała od Charlesa.

Wdech… Wydech…

Piekło zamarzło. Nawet kibicie zamilkli. Komentatorzy nie wiedzieli, co powiedzieć. Po prostu czekali na początek. Melanie postawiła pierwsze kroki w sektorze. Chociaż wizualnie nic się nie zmieniło, to wyczuwała z każdym krokiem pewną zmianę.

No i czuła narastający strach przed spotkaniem z bestią, która pojawiła się jako pierwsza.

Bezgłośnie wzywam Cię…

Czarna pantera powolutku zbliżała się do dziewczyny. Czekał za ogromnym pniem, w którym z reguły mogłyby spać wilki, lwy czy rysie. Był bardzo cierpliwy. Wiedział, że zaatakowanie maga nie będzie prostym zadaniem. Dlatego też nie mógł dać się złapać na zielone lasso.

Zbliżała się do kryjówki Tadeusza. Brakowało tylko kroków…

Jeszcze trzy…

Dwa…

Jeden…

Bestia skoczyła na swoją ofiarę. Melanie odwróciła się i zauważyła, jak zwierzę się do niej zbliża. Przyłożyła dłoń przed siebie. Sygnet wytworzył na chwilę tarczę. Tadeusz zadrapał tylko tarczę. Na środku widniały trzy ślady po pazurach.

– Panienka zawsze taka przygotowana? – spytał niespodziewanie przeciwnik.

– Yyy… powiedzmy – odpowiedziała niepewnie Melanie, a następnie odsunęła się kilka kroków. Przygotowała pierwsze pnącza. Uginając palce u lewej dłoni, wytworzyła zielone kolce, które od razu rzuciła w zwierzę. Bestia była jednak cwana i odskoczyła. Przygotowała dwie fale pnączy. Wpierw rzuciła pod przednie łapy. Tadeusz po prostu skoczył nad nimi. Zrobiła obrót, aby zaatakować mocniej.

Nie trafiła. Drzewo przyjęło na siebie nowe rośliny.

– Florystka się trafiła! Może w końcu będzie tutaj ładnie! – krzyknął Różan zadowolony. Tłum zaśmiał się. Nawet sama Dunbar uśmiechnęła się pod nosem. Chociaż była zaskoczona tym, że zwierzak mówi. Takie rzeczy były tylko w bajkach.

To tylko przebranie. Pamiętaj o tym.

Melanie podskoczyła wyżej, a pół metra nad ziemią powstał pierwszy schodek. Był on w kolorze limonki. Atakowała stopniowo swojego przeciwnika, który sobie po prostu skakał. Za każdym razem, gdy ten próbował się do niej zbliżyć, tak pnącza na to nie pozwalały. Kilka razy nawet trafiła w grzbiet pantery. A jemu? Po prostu nic nie było. Nawet nie miał żadnego zarysowania na srebrnym pancerzu.

Zwierzę ponownie schowało się za zniszczonym drzewem. Dziewczyna podskoczyła kilka metrów wyżej. Chciała zaatakować z góry. Miała nad nim pewną przewagę, którą był dystans. Skoczyła jeszcze raz, tym razem do przodu…

To był błąd.

Duży błąd.

Bestia wdrapała się na górę pnia i zwinnie rzuciła się na dziewczynę. Różan po prostu są zrzucił ze schodów, które sama utworzyła. Czarnowłosa z hukiem uderzyła o ziemię. W duchu cieszyła się, że tutaj są ważne punkty. Chociaż sam upadek nie był niczym dobrym.

To boli…

– Dunbar traci trzydzieści punktów! Ale Różan nie zdążył jej chwycić i zatrzymał się przy wschodnim pniu!

Wstawaj… wstawaj…

Podniosła się, lekko otumaniona po zderzeniu z powierzchnią. Potrząsnęła głową trzy razy. Nie miała za dużo czasu – Tadeusz od razu pędził na nią. Już miał ją zaatakować po raz drugi. Znowu sprowadzić na ziemię. Żeby potem zadrapać do samej dewirutalizacji…

Sygnet.

Melanie ponownie wystawiła dłoń przed siebie, padając na jedno kolano. Pierścionek wytworzył jeszcze raz fioletową tarczę, po której pantera zwyczajnie przebiegła. Patrząc zza osłony zauważyła, że brzuch rywala jest cały czarny…

To jego słaby punkt. Na pewno!

Kiedy tylko Tadeusz chciał z powrotem skoczyć na cztery łapy, cisnęła jednym pociskiem pnączy na próbę. Trafiła prosto w futrzastą część. Panterę delikatnie odrzuciło. Mało brakowało, a mogła wypaść poza mapę. Błyszczące pazury pomogły utrzymać się na powierzchni.

– Piękne trafienie ze strony Dunbar! Tym atakiem pozbawiła go dziesięciu punktów!

Tarcza zniknęła. Ponownie zobaczyła swojego przeciwnika w normalnych barwach. Klasnęła szybko w dłonie. Pojawiły się dwa pierwsze słupy pnączy. Melanie skupiła się jeszcze mocniej. Moc była potężna. Czuła, jak wypełnia ją siła kolców, które rosły coraz grubsze i ostre. Tym razem postawiła wszystko na jedną kartę.

Zwierzyna sądzi, że mnie przechytrzy…

Zamachnęła się lewą dłonią. Nie minęła sekunda, a druga też poszła w ruch. Potężne kolce zaczęła gonić bestię z XanGulduru. Była ona jednak zbyt szybka, by mogły ją dogonić. Wymachiwała jednak naprzemiennie utworzonymi roślinami. Powoli podskakiwała, zostawiając za sobą po dwa stopnie – jakby musiała uciekać. Tadeusz nie zamierzał się poddawać. Melanie też nie.

Zwierzak zatrzymał się na sekundę. A co zrobiła Dunbar?

Skoczyła z impetem na ziemię. Dłonie przestały działać. Ogromna ilość pnączy podskoczyła wraz z uderzeniem srebrnego obcasa i opuszków placów dziewczyny. Bestię podrzuciło do góry. Ustawił się tak, że nieokryta część jego ciała była jak ruszająca się kaczka, którą myśliwy w postaci Melanie chciał zastrzelić.

– Poczuj ciernisty uwiąd!

Wypuściła trzy ataki z prawej dłoni, a lewą przytrzymała, żeby tylko uwiązać panterę. Kolce próbowały dobierać się do pancerza. Niestety bez skutku. Ale z drugiej strony… wszystkie pomniejsze pnącza trafiły idealnie w brzuch Tadeusza.

– Chyba wiemy, kto wygra… – powiedział do samego siebie przez przypadek komentator, co usłyszeli kibice. Krzyczeli na przemian imię damskie i męskie. Dziewczyna nie miała zbyt pochlebnej opinii po swoich walkach. Może to byli jacyś nowi fani. Albo w końcu uwierzyli w jej moc.

Tak jak sama Melanie w tym momencie.

Dziewczyna puściła drugą dłoń. Razem z opadającą rośliną, przeciwnik tak samo pojawił się na ziemi. Powolutku zamieniał się w cyfrowy proch. Zanim jednak całkowicie zniknął z Lyoko, zdążył krzyknąć:

– Dzisiaj na obiad świeże mięsko z pantery!

Tym razem nie wytrzymała i parsknęła śmiechem. W strefie kibica zawrzało. Jedni krzyczeli z radości, drudzy dopijali swoje piwa, a trzeci klaskali ironicznie przez stracone pieniądze przez zakłady.

– Zwyciężyła panna Melanie Dunbar!

Dziewczyna ukłoniła się. Następnie zaczęła znikać z wirtualnego świata. W pomieszczeniu ze skanerami znalazła się bardzo szybko. Odrobinę bolały plecy, ale radość z wygranego pojedynku rekompensowała każde strzyknięcie kości oraz nowe siniaki.

Zauważyła w windzie chłopaka, który najprawdopodobniej jej przeciwnikiem z sektora leśnego. Stał tyłem do dziewczyny. Miał czarną bluzę i spodnie. Widziała tylko, że jest podobnego wzrostu oraz bardzo szczupły.

– Chciałam ci podzię… – zaczęła mówić, jednak nie zdążyła. Drzwi od windy od razu się zamknęły i odpowiednio zabezpieczyły. Nie była zbytnio tym faktem pocieszona. Bardzo chciała jednak podziękować za tę walkę. Obawiała się tego pojedynku. W końcu to była bestia z XanGuldur. Najpotężniejszy przeciwnik sprzed dwóch lat. Każdy się go obawiał.

Wychodziło jednak na to, że Melanie nigdy więcej nie zobaczy się z Tadeuszem Różanem. Może to nawet lepiej. Dziwne byłoby spotkać osobę, która wcześniej chciała zadrapać Dunbarkę na śmierć ot tak w kawiarni, czy na parkiecie.

Zgłodniałam. Chyba skuszę się na kebaba. Wyjątkowo z baraniną, nie falafelem.

————————

1 – „Podróżuję do ciebie, tak jak rzeka” (tł. z języka chorwackiego)

2–„W zasięgu wybrzeża do twojego świata” (tł. z języka chorwackiego)

3 – „Załóż go. To twoja siła i determinacja” (tł. z języka włoskiego)

Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments