— Nie próbuj się wymigiwać, braciszku i zmieniaj swój avek — oznajmił Colin, siedząc przy stole naprzeciw popijającego herbatę z kubka Alexa.
— A ja ci powtarzam, że zakładając się, mówiłeś, że jak nie zajmę miejsca na podium, to będę musiał zmienić.
— Ty nie próbuj wykręcać kota ogo… — zaczął, lecz przerwano mu w pół słowa.
— Nie wykręcam. To ty nie dopilnowałaś szczegółów własnego zakładu. Podium ma trzy miejsca, a nie tylko jedno. Mam więc jeszcze szansę.
— Niech będzie Sekmet… Ale masz za to kolejne zadanie.
— Nie przesadzasz przypadkiem? Jeszcze z pierwszego nie skończyliśmy — stwierdził Alex, po czym odruchowo dodał: — I przestań w końcu mnie nazywać Sekmet.
— W porównaniu do Aren, to będzie ledwie drobnostka — stwierdził Colin z chytrym uśmiechem. — Załatw mi po prostu spotkanie z Niilo Ahonenem. Jak ci się nie uda, to wyjdziemy sobie razem do klubu Immortal, gdzie wypijesz całą butlę Pogromcy Smoków.
— Nie przesadzasz, aby przypadkiem?
— Ani trochę — odparł Colin, kręcąc głową, a na ustach wciąż gościł pewien siebie.
— Siamo davvero gemelli…?* — spytał sam siebie pod nosem, opuściwszy głowę z rezygnacją.
***
Miejscem, w którym zaczęli wirtualizować się obaj zawodnicy była okrągła komora z jednym, wykutym w skale wyjściem oświetlonym wiszącą na łańcuchu latarnią z emanującego białe światło kryształu. Gdyby nie gładka jak szkło podłoga, pokryta setkami kanciastych, wyglądających jak runy znaków, rozświetlających dolną część jaskini czerwonawym blaskiem, to miejsce wyglądałoby niemal jak naturalny twór tysięcy lat powolnego wymywania skał.
— Dobra stary… — zaczął, od razu po wylądowaniu i ruszył w stronę bruneta. Nie biegł, nie skoczył. Po prostu energicznie podszedł do Niilo, który chyba będąc nieco zaskoczony takim obrotem sprawy, nie ruszał się z miejsca. Choć jego palce już czekały na strunach, gotowe w każdej chwili zagrać akord. — Nic do ciebie nie mam, tak jak do twojej muzyki, ale pozwól mi to zakończyć szybko, bez żadnych gitarowych solówek. Spotkasz się później z moim bratem na jakimś piwie, czy czym innym i wszyscy będą szczęśliwi. Ja nie będę musiał zmieniać swojego wyglądu, on pozna swojego ulubionego wykonawcę, a ty będziesz mógł się spotkać z jednym ze swoich fanów. To jak? Co ty na to? — zakończył swój przydługi monolog, stając tuż przed swoim oponentem w tym starciu i wyciągnął w jego stronę w przyjacielskim geście, chcąc uściskiem dłoni przypieczętować tę umowę.
— Piwka z fanem nie odmówię — odparł po chwili muzyk, uścisnąwszy wyciągniętą dłoń blondyna. — Nie licz jednak, na to, że dam ci fory w walce.
— Ehh… Chociaż tyle dobrego. Nawet nie zdajesz sobie sprawy jaka uparta z niego istota.
I bez ostrzeżenia chwycił za wyciągnięte przedramię Niilo i nim ten zdążył cokolwiek powiedzieć, szarpnął z całej siły, przerzucając nad sobą i rzucają na skalne podłoże.
Nie chcąc dać brunetowi czasu na reakcję, Alex od razu zaatakował pazurami, celując w głowę rozciągniętego na ziemi chłopaka. Okazało się jednak, że tamten mimo wszystko miał głowę na karku. Używając Smoke on The Water rozwiał się w strzęp dymu, tuż przed utratą kolejnych punktów, a palce Becjeta ze zgrzytem przejechały po kamieniu.
Widząc jednak, jak ciemna chmura znika tuż za nim, natychmiast obrócił się, wyprowadzając poziome kopnięcie, chcąc uniemożliwić Niilo zaatakowanie gitarą, co z całą pewnością nie mogło być czymś przyjemnym.
Okazało się jednak, że nikogo za nim nie było. Zamiast tego tuż obok niego z brzdękiem wylądowało coś przypominającą puszkę napoju gazowanego. Nim jednak Alex zdążył zareagować, ów przedmiot eksplodował, tworząc mały chaos.
Dym. Huk. Wielobarwne rozbłyski wszędzie wokół. Przez krótką chwilę, cały świat blondyna ograniczał się właśnie do tych rzeczy. Aż do pojawienia się informacji, że właśnie stracił siedem punktów życia. Po której nadeszło silne uderzenie w lewe ramię, które niemal zwaliło go z nóg.
Na jego szczęście, dym zdążył się już rozwiać i w porę dostrzegł kolejny nadciągający atak gitarą wykonywany z gracją kata z wieloletnim stażem ścinania ludziom głów.
Odchylając się do tyłu, uniknął ciosu, po czym odskakują od przeciwnika, rozeznał się w sytuacji.
Właśnie oberwał za piętnaście punktów z gitary. Brunet zniknął mu z oczu, a przed nim stało dwóch Niilo. A raczej dwa widma wyglądają jak on, trzymając swoją gitarę jak jakiś topory, czy inne maczugi. I bynajmniej żaden z nich nie zamierzał dać Alexowi okazji do kontrataku.
Natarli na niego jednocześnie, wyprowadzając dwa poziome ataki. Ten po lewej wysoko, celując w szyję, zaś ten po prawej obrał sobie za cel kolana blondyna. I choć na pierwszy rzut oka, było to całkiem niezłe posunięcie, bo został wzięty w kleszcze, to jednak jego aktualnie oponencie zdawali się w ogóle nie zdawać sobie z tego sprawy. Po prostu atakowali, znajdują się po obu stronach przeciwnika.
Zrobiwszy salto do przodu, między obiema gitarami, wylądował na kolanie, po czym wystrzelił linkę w nogę tego po prawej, co z tej odległości nie mogło się nie udać. W chwili zaczepienia się szarpnął ręką, co w połączeniu z siłą znajdującej się w rękawicy wyciągarki, skutecznie wytrąciło trafionego bruneta z równowagi, wskutek czego upadł na plecy, a jego prowizoryczna broń wypadła mu z rąk. Było to też, ostatnie co zdążył zrobić, gdyż w następnej chwili cztery metalowe pazury przejechały po jego pierś, odsyłając go w cyfrowy niebyt.
I chyba ten fakt nie spodobał się jego bliźniakowi, który najwyraźniej swoim następnym atakiem zamierzał odpłacić się kociemu wojownikowi, łamiąc mu przy okazji przynajmniej kilka żeber.
Niestety dla widmowego Niilo, żadna gitara, nigdy nie była dobrą białą. A już w szczególności w rękach kogoś, kto próbuje jej tak używać bez żadnego pomyślunku, czy choćby jakiegoś planu awaryjnego.
A on zdecydowanie takowego nie miał, na sytuację, w której przeciwnik wyskakuje i przelatując mu nad głową, znika mu z pola widzenia.
Ledwie bowiem spróbował spojrzeć za siebie w jego poszukiwaniu, a z jego piersi wysunęła się uzbrojona w pazury dłoń.
— To gdzie też jest oryginał… — zaczął się zastanawiać, próbując zlokalizować bruneta, choć ciągłe dzwonienie w uszach z pewnością nie ułatwiało mu tego zadania. W końcu, czy jest jakiś prosty sposób na odnalezienie muzyka, jeśli nie podążanie za jego muzyką?
— Musiałem być zdecydowanie za blisko wybuchu tego granatu… — dodał, odruchowo próbując pozbyć się tego dźwięku z uszu.
— Specjalne gitarowe solo dla gościa w stroju czarnego kota! — usłyszał niespodziewanie za sobą.
W chwili, w której spojrzała w tamtą stronę, potężną wiązkę akustyczną posłana przez Niilo już leciała w jego stronę. Była jednak na tyle wolna, że Becket zdążył uskoczyć w bok. I choć uniknął w ten sposób zapewne dewirtualizacji na miejscu, to konsekwencje jego posunięcia też nie należały do przyjemnych.
Wiązka z hukiem uderzyła w podłogę, tworząc na niej pajęczynę pęknięć. Nie był to jednak koniec konsekwencji. Hałas wywołany uderzeniem dalej odbijała się od ścian i wyglądało na to, że zamiast stopniowo słabnąć, to przybierał na sile.
Ignorując to, jak i zaczynające spadać ze stropu drobiny Alex ruszył na muzyka, nie chcąc dać mu czasu na zagranie kolejnej solówki, lecz Niilo bynajmniej nie ułatwiał mu tego zadania. Co chwila odskakiwał od blondyna i zmieniając się na chwilę w dym, by odlatując kilkanaście metrów, ponownie wracał do ludzkiej formy. Nie przynosiło to jednak większej korzyści, bo ilekroć to robił, Alex z wykorzystaniem swoich wyciągarek, by już tuż obok z zamiarem zadania mu kolejnego ciosu, przez co Finlandczyk ponownie musiał uciekać.
Pewnym momencie komplet pazurów zahaczył o jego ramię, zabierając mu dziesięć punktów, lecz w tym samym momencie ich mała zabawa w kotka i myszkę została brutalnie przerwana.
Jeden ze stalaktytów oderwał się od sklepienia i uderzył w podłogę, omal nie przebijając na wylot jednego z pojedynkujących się mężczyzn. Żaden z nich też nie oberwał odłamkiem, gdyż naciek nie roztrzaskał się w kontakcie z podłożem, a przebił się przez nie, pozostawiając po sobie pokaźną dziurę i powiększając istniejącą sieć pęknięć o kolejne odnogi.
I choć zarówno Niilo, jak i Alex stanęli w bezruchu, przyglądając się to powstałemu otworowi, to sobie nawzajem, próbując wyczytać kolejne posunięcie tego drugiego, to niespodziewanie grunt z trzaskiem osunął się o kilka centymetrów, powiększając kilkukrotnie mozaikę szczelin, po czym runął kompletnie w zapadlisko.
Niilo natychmiast skorzystał ze Smoke on The Water, uciekając po kolejnych fragmentach podłogi poza zasięg wyrwy, podczas gdy Alex wystrzelił jedną ze swoich linek. Niestety udało mu się trafić jedynie w skałę na krawędzi przepaści, choć to już wystarczyło, by uniknąć zniknięcia w mrocznej otchłani, która właśnie rozwarła się pod jego nogami.
Niestety obrany przez niego cel okazał się być kiepskim wyborem, gdyż ledwie doleciał ściany, a skała, o którą się zakotwiczył, również z rumorem pękła. I choć podobno czarne koty przynoszą pecha, a przynajmniej takie można było takie odnieść wrażenie, biorąc pod uwagę, co właśnie się stało, to on jednak miał w pewnym stopniu szczęście, ponieważ udało mu się wbić pazury w ścianę i przez chwilę zjeżdżał po niej ze zgrzytem, aż stopy nie zatrzymały mu się na skalnym występie.
— Takiego doła, to chyba jeszcze w życiu nie zaliczyłem… — rzucił, zerkając w dół, próbując dostrzec dno szybu. Nic takiego jednak nie było mu dane zobaczyć. Tylko zdająca się ciągnąć w nieskończoność i niknąca w mroku pustka. Nie był też pewien, ale chyba jakieś kilkanaście metrów niżej, na granicy jego pola widzenia, były jakieś skalne pułki, połączone ze sobą czymś, co wyglądało jak mosty linowe.
Nie miał jednak więcej czasu, na rozglądanie się, bo w tym właśnie momencie do jego uszu dotarł dźwięk przywodzący na myśl krótka gitarową solówkę, a zaraz po niej donośny rumor.
Spoglądając w górę, jedyne co Alex zdążył zrobić, do przycisnąć się bardziej do skalnej ściany, chcąc uniknąć spadających głazów i kamieni.
— Rock and roll… Normalnie prawdziwy rock and roll… — westchnął, próbując jak najbardziej rozpłaszczyć się na nierównej powierzchni.
Na razie plan się sprawdzał, bo co większe odłamki przelatywały obok tuż obok, nie robiąc mu krzywdy, choć Niilo raz po raz grał kolejne akordy, posyłając w ten sposób kolejne porcje gruzu. Na szczęście dla Alex, była to bardzo nieprecyzyjna metoda, o dużym rozrzucie potencjalnej amunicji, a jego czarny strój jeszcze bardziej utrudniał zadanie, jakim było trafienie go.
A przynajmniej do czasu, gdy kamień wielkości piłki baseballowej nie trafił, go w głowę, niemal zwalając z występu, na którym stał. Jedynie wbite cały czas w skałę pazury uratowały, go przed kolejną podróżą w dół.
— Ejj…! Nie po ludziach z łaski swojej — krzyknął po chwili w stronę niewidocznego z tej pozycji muzyka. I w tym momencie nie interesowało go, czy Ahonen, go posłucha, czy nie. Po prostu musiał odreagować. I to nawet nie utratę piętnastu punktów, a zwyczajnie oberwanie kamieniem w głowę.
O dziwo po paru kolejnych sekundach dźwięki kolejnych dźwiękowych pocisków ustały, a cyfrowy gruz przestał spadać.
Czekając jeszcze chwilę w bezruchu, Alex zaczął liczyć do dwudziestu. Nic jednak się przez ten czas nie stało. Zupełnie jakby gdzieś wcięło bruneta.
Albo czekał na górze z zasadzką.
Niestety blondyn nie miał raczej wyboru i jeśli faktycznie istniała, to musiał w nią wejść. Opcja z zejściem na dół i poszukiwaniem innej drogi, którymś z przejść raczej nie wchodziła w rachubę. W końcu ten sektor był jednym wielkim labiryntem i nie byłoby żadnej gwarancji, że droga, którą by wybrał, doprowadziłaby go do przeciwnika. Tym bardziej że ten najpewniej nie czekałby na niego w jednym miejscu.
Zaczął więc mozolną wspinaczkę, z każdym kolejnym posunięciem wbijając pazury w skałę przed sobą. Na ten moment wyciągarki nie wydawały się najbezpieczniejszym posunięciem, biorąc pod uwagę, jak mocno niepewne.
Gdy w końcu udało mu się pokonać krawędź, dysząc po wspinaczce zaczął się rozglądać za Niilo, lecz tego nigdzie nie było widać. Już nawet zaczął podejrzewać, że brunet opuścił komorę, bo przecież w niej samej nie było miejsca, w której mógłby się ukryć, a poza tym było stanowczo za cicho, by ten mógł gdzieś w oddali szykować kolejne mordercze solo.
Wtem tuż przed nim wzniósł się obłok dymu i przybrawszy ludzką formę, natychmiast rozbłysnął jasnym światłem, które oślepiło Alexa, na co ten próbował zasłonić oczy przedramieniem. Niilo zaś jedynie na to czekał i celując w głowę blondyna, zamachnął się gitarą.
Ta jednak nie natrafiła na żaden opór, gdyż koci wojownik, przypuszczając jakie są zamiary przeciwnika, zwyczajnie się pochylił, unikając ataku.
— Czyżbyś postanowił nie iść w stronę światła? — usłyszał głos Niilo, który kopnięciem w pierś chciał go posłać z powrotem w mroczną czeluść, z której dopiero co wyszedł.
— No właśnie nie — rzucił wciąż lekko zdyszany Alex w odpowiedzi, łapiąc go za nogę. — Nie spieszno mi do śmierci. Nawet jeśli ta twoja muzyka jest cięższa, niż mi się dotąd zdawało.
I nim Ahonen zdążył zareagować, blondyn obrócił się do niego plecami i uderzył go łokciem w twarz. To wystarczyło, by muzyk, cofając się o kilka kroków, rozluźnił chwyt na szyjce gitary, a światło którym emanował, zgasło.
— Koniec koncertu stary — podsumował ubrany na czarno mężczyzna, łapiąc upuszczony instrument, po czym już bez żadnego komentarza rzucił nim w przepaść.
To powinna zwiększyć jego szanse w tym starciu. Pozbawiając Niilo jego gitary, pozbawił go również głównej broni jak i możliwości ataków na dystans. Teraz pozostawało pozbawić go również reszty punktów życia.
A patrząc na starszego mężczyznę, widział, że myśli o tym samym o ewidentnie kombinuje co tu teraz zrobić.
— Czyli chcesz rzucić mi rękawicę i walczyć ze mną na pięści — spytał niespodziewanie Ahonen.
— A mogę rzucić — padła odpowiedź, po czym Becket faktycznie ściągnął rękawicę z lewej ręki i rzucił ją na ziemię między nimi. — Zadowolony?
— A żebyś wiedział — jego rozmówca się uśmiechnął, po czym rzucił w niego kolejnym granatem, zaraz po tym zamieniając się w dym.
Lecz tym razem Alex widząc, co się święci, w porę uskoczył przed eksplozją, sięgając po swoją rękawicę. Lecz nie dane mi było mieć czas na założenie jej, bowiem w jego stronę już leciał kolejny granat. I choć zdecydowanie nie było mu to na rękę, to nie uskoczył przed nadlatującymi pociskiem. Zamiast tego, wykonał obrót i kopnięciem posłał cylinder w stronę nadawcy. Ten jednak nie zamierzał przyjąć z powrotem własnego prezentu i znów zmieniając się w dym, uniknął eksplozji i wystrzelił w stronę zajętego pospiesznym zakładaniem rękawicy Becketa, po czym ponownie wrócił do ludzkiej formy, tuż za jego plecami, jednocześnie owijając mu szal wokół szyi, zaczął go dusić.
Zaskoczonym takim manewrem blondyn natychmiast chwycił za materiał, próbując zmniejszyć uścisk na gardle, lecz Niilo skutecznie mu to uniemożliwiał, dociskając kolano do pleców.
Szarpali się we wszystkie strony, lecz wyglądało, na to, że żaden nie mógł uzyskać większej przewagi, bo niemal natychmiast, drugi mu ją odbierał. Nie mogło to trwać jednak w nieskończoność, a już w szczególności biorąc pod uwagę, że do swojej szamotaniny wybrali sobie właśnie krawędź przepaści.
W pewnym momencie stopa czarnowłosego trafiła w pustkę, a jako, że drugą noga wciąż spoczywała na plecach Becketa, tak Finlandczyk zaczął spadać, pociągając przyduszanego mężczyznę ze sobą.
Nie zapowiadało się również, by zamierzał pod postacią dymu wrócić do komory, bo wciąż przytrzymywał ubranego na czarno przeciwnika. Najwidoczniej Niilo chciał spaść wraz z nim na dno przepaści, lecz, jako że Alex spotkałby się z podłożem pierwszy, oznaczałoby to minimalnie wcześniejszą dewirtualizację i przegraną.
On bynajmniej nie zamierzał współpracować w tym przedsięwzięciu. Rozrywając w końcu wciąż zaciskany na jego krtani materiał, bez chwili zwłoki wykręcił obie ręce za siebie i bez celowania wystrzelił obie linki, modląc się w duchu, by choć jedna trafiła w most, który przed ułamkiem sekundy minęli, oraz by ten się nie zarwał.
Nie wiadomo, czy ktoś wysłuchał jego modlitw, ale obie liny trafiły w cel, a on zahamował gwałtownie, gubiąc z pleców pasażera na gapę, który z krzykiem niedowierzania, samotnie kontynuował podróż w dół.
— Chyba zapomniałem mu powiedzieć, że Colin jak nic, nie poprzestanie na wydębieniu od niego autograf… — stwierdził nagle olśniony, spoglądając na miejsce, w którym jeszcze przed chwilą widział muzyka, z przeświadczeniem, że w normalnych warunkach manewr, który przed chwilą wykonał, skończyłby się przynajmniej wyrwaniem rąk ze stawów.
— Possa lui non essere arrabbiato per questo…** — rzucił, gdy po wspięciu się na most, jeszcze raz spoglądając w dół. W następnej chwili jego cyfrowe wcielenie zaczęło się rozpadać, co oznaczało, że Niilo właśnie dosięgnął dna i wypadł z gry.
* Czy naprawdę jesteśmy bliźniakami…?
** Oby nie był z tego powodu zły…