[RUNDA 2-2] Morrigan Lennox vs Alex Becket

Siedząc w poczekalni, Alex próbował skupić się na treści Krótkiej historii czasu, lecz sens czytanych słów ciągle mu umykał. Po trzeciej próbie odnalezienia sensu, w czytanym akapicie, blondyn zrezygnował i zamknął książkę, choć zrobił to z odrobinę większą siłą, niż była potrzebna.

Zerkając na zegar, wskazujący mu ile pozostało czasu, do jego kolejnego starcia, uśmiechnął się lekko, ciesząc się, że jest w pomieszczeniu sam. Jeszcze tego by mu brakowało, by jego przeciwniczka dostrzegła, jak się denerwuje tym, co ma nadejść, nawet jeśli starał się to ukryć przed samym sobą. Wciąż jednak nie zmieniało to faktu, że nieprzyjemne uczucie w klatce piersiowej w ogóle nie zamierzało ustąpić.

— Jak to wszystko się skończy, to lepiej miej się na baczności Colin… — rzucił w przestrzeń, po czym wstał i ruszył do skanera, choć do rozpoczęcia samej wirtualizacji pozostało jeszcze parę minut. Nie usiedziałby jednak już ani minuty dłużej w jednym miejscu.

***

Po zwirtualizowaniu się Alex tradycyjnie wylądował na czworaka. Znajdował się pośrodku szerokiej alei otoczonej z obu stron wysokimi murami z ciemnych, wyglądających jak metal bloków, przy czym ten po jego lewej wznosił się, a ten po prawej chował się w podłożu. Dopełnieniem widoków, było pomarańczowe niebo ze słońcem skrytym wśród białych chmur, oraz ubrana w fioletową szatę postać jego przeciwniczki, podnosząca się na równe nogi jakieś dwadzieścia metrów przed nim.

— Prawie jak czarownica i jej czarny kocur — stwierdził, a na jego twarzy zagościł szczery, choć nie za szeroki uśmiech. Ponownie cały stres sprzed walki gdzieś zniknął.

— Uważaj lepiej na słowa pchlarzu, bo skończysz jako dywanik przed łóżko — odparła dziewczyna, tworząc w prawej ręce kulę fioletowej magii.

— Wybacz moja pani — powiedział, podnosząc się i ściągając z głowy nieistniejący kapelusz, ukłonił się elegancko, na chwilę odrywając wzrok od czarnowłosej. Podnosząc wzrok, od razu musiał zrobić unik, by jego walka nie zakończyła się pięknym strzałem w głowę. Nie odrywając stóp od podłoża, obrócił się w bok, odchylając jednocześnie do tyłu i podparł lewą ręką, tworząc prowizoryczny mostek. Nie pozostał jednak długo w tej pozycji, gdyż już mknęła w jego stronę kolejna porcja magii.

Odbił się nogami od podłoża i stanął na chwilę na obu rękach, przyglądając, się jak pocisk przelatuje niecałe pół metra od jego twarzy, by następnie zderzyć się podłożem kawałek dalej.

— Próbuj dalej. Mogę tak cały dzień — oznajmił, ponownie lądując na czworakach, po czym puścił do niej oczko.

Ona zaś w odpowiedzi posłała kolejną fioletową kulę, lecz tym razem znacznie niżej, niemalże na wysokości jego kolan, a nie głowy czy tułowia. Alexowi wystarczyło zrobić ledwie pół kroku w lewo, by zejść z linii strzału. Zapomniał jednak uwzględnić, że była to już trzeci posłany przez Morrigan pocisk.

Ułamek sekundy później silna eksplozja zwaliła go z nóg, jednocześnie odbierając mu dwadzieścia pięć punktów.

— Tak się bawimy? — rzucił, podnosząc się. — A więc zgoda. Zero taryfy ulgowej.

I szczerząc zęby w uśmiechu, rzucił się biegiem w jej stronę. Biegł pochylony do przodu tak bardzo, że jeszcze trochę, a musiałby poruszać na czworaka. Nie przeszkadzało mu to jednak. Wypatrywał każdego znaku, czy choćby gestu, który zdradziłby kolejne posunięcie czarnowłosej. Ona jednak czekała niewzruszona, patrząc, jak dystans między nimi się zmniejsza. W końcu atakowała na odległość, a do momentu, w którym znajdowała się poza zasięgiem jego pazurów, była bezpieczna. W przeciwieństwie do blondyna, który skracając odległość między nimi, zwiększał jedynie szanse na trafienie go.

W chwili, w której zbliżył się na niespełna pięć metrów, Morrigan wystrzeliła w niego dziełem zniszczenia. Zielonooki wojownik jednak nawet nie próbował uskoczyć przed falą energii. Zamiast tego padł na kolana, wystrzeliwując jednocześnie obie swoje linki. Te mijając dziewczynę z obu stron, przyczepiły się do podłoża kawałek za nią i natychmiast zaczęły się zwijać, nadając chłopakowi pędu, dzięki któremu zdołał powalić zaskoczoną przeciwniczkę.

— Ty nieznośny, wyrośnięty, czarny…! — zaczęła, jednocześnie próbując wstać i sięgnąć po swoją włócznię, która wypadła jej z ręki.

Nikt jednak nie dowiedział się, co czarnego miała na myśli, bowiem w tym momencie w jej plecy wbił się komplet pięciu szponów, pozbawiając trzydziestu punktów życia. Kolejnych już jednak nie zdążył jej pozbawić, gdyż najzwyczajniej dostał trzonkiem włóczni w szczękę, co odrzuciło go na kilka kroków, co dało czas Morrigan na stanięcie na nogi.

— Runda druga — rzuciła, łapiąc swą broń w obie ręce i próbując pchnąć nią zamaskowanego blondyna.

— Bardzo chętnie — odparł, unikając ataku, po czym sam zamachnął się, próbując ciąć pazurami po zwieńczonej koroną głowie niższej od siebie dziewczyny. Ta jednak zdołała zablokować jego przedramię drzewcem włóczni. Nie dała już jednak rady zapobiec próbie podcięcia.

Nim jednak jej ciało ponownie spotkało się z twardym gruntem, odziana w szatę postać zmieniła się w kruka i ze skrzekiem wzniosła się w wysoko w powietrze, gdzie zaczęła krążyć nad głową Alexa.

— A to sprytna, mała sroczka… — stwierdził blondyn, gdy Morrigan niespodziewanie zaniechała robienia kółek i skierowała się za wciąż wznoszący się mur.

Zbliżywszy się do ściany, wystrzelił jedna z linek, a gdy ta się zaczepiła, zaczął się wspinać, czy też raczej wchodzić po niej, bardziej korzystając z siły wyciągarki, niż z własnych mięśni i całego zestawu pazurów. Taka sposób pokonywania pionowej ściany pozwalał mu zaoszczędzić siły, a te najpewniej mu się przydadzą, bo nie zapowiadało się, by to starcie miało się szybko skończyć.

Zbliżając się do miejsca zaczepienia liny, wystrzelił drugą i rozpoczął kolejny odcinek. Powtórzywszy całą sekwencję jeszcze raz, a no nigdzie nie mógł dostrzec Morrigan, zarówno w powietrzu jak i u szczytu muru. W szczególności, że znajdował się w najkorzystniejszej do tego pozycji.

Dlatego, gdy zbliżył się do krawędzi ściany, zatrzymał się. Jeśli bowiem jego przeciwniczka czekała na moment w jego pojawie w polu widzenia, by zaatakować, to nie miał specjalnie co zrobić. Przesunięcie się kawałek dalej raczej nie robiło dużej różnicy z jej możliwością ataku na odległość, a opcja powrotu zdecydowanie nie wchodziła w grę, gdyż jak gdyby nigdy nic, powierzchnia alejki właśnie chowała się pod ścianą, na której się znajdował, odsłaniając widok na długą drogę w dół, prowadzącą prosto w objęcia Cyfrowego Morza.

— Raz się żyje — mruknął do siebie, zerkając w dół, jednocześnie mimo wszystko przeklinając swego bliźniaka za ten zakład i przysięgając srogą zemstę za nowego avatara, który malował się w coraz wyraźniejszych barwach. Odczekawszy jeszcze chwilę i sprężywszy się, wyskoczył, będąc świadom konieczności zrobienia uniku. Wystrzelił nawet jedną z lin, by ta jak najszybciej ściągnęła go z linii strzału.

Okazało się jednak, że nie było to potrzebne, bowiem żaden pocisk, czy inna wiązka magii nie pędziła w jego stronę. Samej koronowanej dziewczyny też nigdzie nie było widać. Tylko sporych rozmiarów platforma z paroma wystającymi z niej blokami, oraz z majaczącą w oddali ciemną kulą.

Zdziwiony Alex odczepiając linę od podłoża, rozglądał się na boki, próbując w porę dostrzec nadciągające zagrożenie. Te jednak nie nadchodziło.

— U znowu szukaj wiatru w polu — podsumował, ponownie wyruszając na poszukiwanie przeciwnika. Niestety i tym razem oponenta nigdzie nie było widać, a jedynym dźwiękiem, jaki dobiegał do jego uszu, był stukot jego okutych butów.

To się jednak szybko zmieniło, gdy mijał róg jednego z bloków. Wtedy bowiem w jego stronę wystrzeliły groty trzech włóczni, celując w jego lewy bok. Nie trafiły jednak celu, a przynajmniej nie wszystkie trzy. Jedna z nich rozorała na dwa centymetry w głąb żebra uchylającego się zielonookiego wojownika, który korzystając z nie straconego pędu, obrócił się wokół własnej osi w powietrzu i amortyzując upadek wyciągniętymi rękami. Zrobił przewrót, puścił się biegiem przed siebie, kierując się w stronę gigantycznej kopuły ukrytej wśród przesuwających się brył.

— Jednak zmieniam zdanie — krzyknął przez ramię, po uniknięciu kolejnej kuli magii. — Daje ci taryfę ulgową. Gonisz!

Uskakując raz za razem przed kolejnymi pociskami, zbliżał się do końca platformy, choć zaczynał zdecydowanie zwalniać. Dystans okazał się jednak znacznie większy, niż przypuszczał i zaczynało brakować mu kondycji. Nie zatrzymywał się jednak nawet pomimo faktu, że w jego stronę przestały nadlatywać kolejne magiczne ataki. Bowiem zamiast nich jego śladem leciał kruk z koroną na głowie.

Próbując utrzymać tempo, Alex odbił się od krawędzi, by po chwili zniknąć swojej przeciwniczce z oczu. Ta jednak również nie zwalniając, przeleciała nad miejscem jego wybicia. Lecz jego samego nie było na znajdującej się jakieś trzy metry niżej powierzchni.

Zamiast tego rozglądająca się w swej ptasiej formie Sinéad dostrzegła, jak blondyn właśnie wspiął się z powrotem na wyższy blok i próbował biec z powrotem w stronę miejsca zasadzki.

Kracząc głośno, zawróciła, jednocześnie nabierając wysokości, po czym zaczęła pikować na Becketa, który słysząc niepokojący dźwięk, spojrzał za siebie i dostrzegając czarnowłosą akurat w chwili, w której na powrót przyjmowała swoją ludzką postać. Chwilę później ona jak i jej dwie kopie uderzyły w powierzchnię, wbijając wszystkie sztuki broni w jedno miejsce.

Które jednak nie było piersią stojącego dopiero co w tym miejscu młodzieńca.

Słysząc jednak za swoimi plecami odgłos jego obuwia, dziewczyna obróciła się, wystrzeliwując z lewej ręki dzieło zniszczenia.

Wtem jednak od dołu został wyprowadzony cios nasadą dłoni prosto w jej podbródek. Robiąc dwa kroki do tyłu, aby utrzymać równowagę, szarooka musiała zrobić unik, by uderzająca niczym grot włóczni, uzbrojona w komplet pazurów dłoń nie przebiła jej piersi w miejscu serca.

W tej też chwili kątem oka zauważyła, że lewa dłoń jej przeciwnika pozbawiona jest rękawicy, która leżała niecałe trzy metry dalej.

Szybko stając pewnie na obu nogach, spróbowała pchnąć wciąż trzymaną w prawej ręce włócznią. Ta jednak została zatrzymana tuż przed odzianą w czerń piersią, gdy blondyn chwycił obiema dłońmi za trzonek jej broni tuż za grotem.

Nie chcąc dać Morrigan możliwości przygotowania kolejnego zaklęcia, z krótkim okrzykiem pchnął mocno trzymaną broń, przy okazji odpychając lekko jej posiadaczkę. Było to jednak tylko krótka chwila, bo zaraz ruszył do ataku, wyprowadzając kolejne ciosy jeden za drugim, to tnąc pazurami, to znów uderzając gołą pięścią, czy też wyprowadzając kopnięcia. Jej zaś pozostawało robić uniki, a przynajmniej próbować, bo choć duża część nie dosięgła celu, to cztery szramy na zewnętrznej stronie prawego uda i cios w splot słoneczny pozbawiły jej kolejno dwudziestu i dziesięciu punktów. Sama przemiana w ptaka równie nie za bardzo wchodziła w grę, gdyż istniało zbyt duże ryzyko, że z tej odległości ją trafi, a ona sama niewiele mogłaby zrobić w tej formie.

W ostatniej chwili uchyliła się przed wyprowadzonym z wyskoku poziomym kopnięciem. Nie zdołała jednak w porę zabrać włóczni z linii ataku, którego siła wyrwała jej broń z ręki. W zamian udało jej się posłać w ubranego na czarno mężczyznę kulę magii, trafiając go w plecy i redukując jego punktów życia do trzydziestu pięciu. Becket jednak nie wyglądał na takiego, który martwiłby się tą informacją.

Obracając się w powietrzu, wylądował na rękach i zwinąwszy się w kłębek, wybił się, uderzając obydwiema podeszwami w brodę Irlandki. I choć pozbawiło jej to kolejnych punktów, redukując jej pasek życia do trzydziestu, to pozwolił na kolejną zmianę w kruka. I choć w pierwszej chwili niemal nie spadła na podłoże, to udało jej się wyrównać lot i skierować się w stronę najbliższego monumentu, który jako jedyny nie schował się w podłożu w czasie ich niemalże jednostronnej wymiany ciosów.

Wylądowawszy na jego szczycie, od razu wróciła do swej ludzkiej formy i zaczęła wysyłać kolejne kule magii w zielonookiego, który zdążył pokonać dopiero połowę dzielącej go trasy od zajmowanego przez odzianą w szatę kobietę ostańca.

Ten jednak zauważywszy schemat, według którego powstawały kolejne eksplozje, w miarę zgrabnie unikał trafienia, wykorzystując pozostałą mu wyciągarkę, by w porę uskoczyć przed wybuchami.

Dystans dzielący oboje zawodników topniał w oczach, lecz wciąż pozostawał problem dotarcia do znajdującej się na podwyższeniu dziewczyny, która z całą pewnością nie zamierzała stać bezczynnie, czekając, aż jej oponent wespnie się do niej te kilka metrów. Tym bardziej że nie zajęłoby mu to dużo czasu.

Gdy zbliżył się już niemal do podstawy, posłała w niego falę energii. On jednak ponownie uskoczył w bok, zbliżając się w ten sposób do narożnika bloku. Zrobił to jednak w inny sposób, niż dotychczas. Zamiast wybić się płasko, wyskoczył bardziej do góry, jednocześnie w połowie lotu wystrzeliwując linkę w dalszy z wierzchołków formacji.

W tym samym momencie ubrana na fioletowo dziewczyna wystrzeliła kolejny stworzony z magii pocisk, lecz gwałtowne szarpnięcie, trafiającej w cel wyciągarki zabrało go z jego trajektorii, sprawiając jednocześnie, że zniknął jej z pola widzenia. Gdy zaś próbowała zlokalizować, gdzie Alex się podział, ten przeturlał się przez krawędź i niemal jak prawdziwa pantera rzucił się na nią.

Ona zaś mogąc zrobić tylko jedną rzecz, zrobiła ją. Wyciągnęła rękę, chcąc strzelić mu prosto w twarz fioletową sferą, lecz jej przeciwnik okazał się minimalni szybszy i ułamek sekundy przed tym jak atak został wystrzelony, chwycił ją za nadgarstek i szarpnięciem posłał jej magię gdzieś w bok. Na tym jednak nie poprzestał i wciąż trzymając Morrigan za rękę powalił ją na ziemię, po czym wylądował na niej okrakiem i wbił wciąż odzianą w rękawicę dłoń w sam środek jej piersi, niemalże przybijając ją do podłoża.

— Normalnie… nie uderzyłbym dziewczyny, ale… tutaj rządzą inne zasady… — wydyszał, między kolejnymi próbami złapania oddechu.

— Przy okazji… Świetny manicure… — dodał z mimowolnym uśmiechem, przyglądając się zakończonej szponami rękawicy dziewczyny, nim ta do końca nie rozsypała się w cyfrowy proch.

Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments