Ray stanął przed jasnymi, drewnianymi drzwiami, zastanawiając się, czy dzwonić, czy pukać. W końcu doszedł do wniosku, że wuj przyjaciela powinien być teraz w pracy. Zadzwonił. Po chwili usłyszał dźwięk odblokowywania zamków i nacisnął klamkę.
W przedpokoju było ciemnawo. Zamknął za sobą drzwi, zdjął buty i ostrożnie wszedł w głąb domu. Domyślał się, że to nie Seriz go wpuścił. Zwykle wtedy zbiegał, o ile można to tak nazwać, na powitanie. Teraz dom wydawał się jakby opuszczony. W ciszy było słychać bzyczenie prądu w licznych urządzeniach.
Ray wszedł na górę. Schody były proste, staroświeckie. W nowym budownictwie, do którego przecież należał ten dom, nie powinny się znaleźć. Ludzie w tych czasach kochali spiralne płytki ze szkła, a nie, zajmujące dużo miejsca, solidne stopnie.
Na piętrze chłopak skręcił w prawo, o mało nie potykając się o dywan. Zdziwił się, po chwili jednak machnął ręką, pamiętając, że Seriz kocha utrudniać sobie życie. A może taka pułapka nie stanowiła dla niego problemu?
Ray zapukał do pokoju, który, z tego co pamiętał, należał do Seriza. Odpowiedziała mu cisza. Zapukał ponownie, i ponownie.
– Nessie, to ja – odezwał się, chcąc skłonić Seriza do jakiejkolwiek reakcji.
– Nie wpuszczałem cię tu – odparł w końcu chłopak, jakby od niechcenia.
– Chcę tylko wiedzieć, co się stało.
Cisza.
Ray przygryzł wargę. Przyjaciel nie pojawił się na umówionym spotkaniu, nie odpisywał na wiadomości. Chłopak nie wiedział, co się dzieje.
– Chodzi o walkę z tą dzikuską? Boisz się jej?
Cisza. Ray domyślił się, że przesadził. Spodziewał się, że zaraz drzwi się otworzą, a Seriz wyzwie go od rasistów. Może chociaż zaczęłoby to jakąś rozmowę. Jednak tak się nie stało.
Po minucie, czy dwóch Ray po prostu popchnął drzwi i wszedł do środka. Zastał Seriza na łóżku, z twarzą w poduszce. Zupełnie nie zareagował, że ktoś wszedł.
Sam pokój wyglądał, jakby przeszło po nim tornado – porozrzucane książki, przewrócone krzesło, klawiatura roztrzaskana o ścianę. Seriz też wyglądał jak siedem nieszczęść. Rayowi w tym obrazku brakowało jedynie zakrwawionego noża, ale domyślił się, że Seriz nie miał nawet motywacji po niego wstać.
– Co się stało? – zapytał Ray.
Seriz delikatnie odwrócił do niego głowę, by choć jednym okiem widzieć rozmówcę.
– Tes cię wpuścił. Niech on ci powie.
– Chcę wiedzieć od ciebie. Nie chodzi o Aiyanę, tak? Więc o co?
Seriz z powrotem wtulił twarz w poduszkę, ignorując pytanie.
Ray wyjął z kieszeni telefon. Dotyk padł tuż po odblokowaniu, jakby Tes czekał tylko na sygnał. Przez chwilę wyświetlacz zamigotał, jego część przeskoczyła, niby w starym telewizorze. Potem otworzyła się przeglądarka i odpowiedni artykuł. Ray odzyskał kontrolę nad telefonem i przejrzał tekst.
“Zamach na światowej klasy klinikę leczenia cyfrowego. Śmierć poniosła ponad setka lekarzy z całego świata, zebranych na dorocznej konferencji…”
– Nie rozumiem – przyznał Ray. – Co to ma do rzeczy?
– Nie rozumiesz – powtórzył Seriz. Po tych słowach podniósł się chwiejącymi rękami i usiadł, spuszczając nogę na podłogę. Zmusił się do uśmiechu i poklepał kikut drugiej nogi. – Będę kaleką do końca życia – odparł. – Tam – wskazał na telefon– była moja jedyna możliwość na wyleczenie. Po tych siedmiu razach. Zupełnie inna technika. Profesor sam się ze mną skontaktował. Wyliczył wszytko. Sprawdziliśmy to z Tesem. Zadziałałoby. Miałbym pieprzoną nogę. Za kosmiczną sumę, po którą zgłosiłem się do turnieju. I wiesz co? Miałbym tą sumę. Miałbym nawet teraz, jeśli tylko wygrałbym walkę z Aiyaną. I wiesz? Widzisz? Widzisz, co tutaj napisali? Jego nazwisko jest na liście. On zginął, całe jego badania przepadły. Jaki więc sens w tym wszystkim? Po co mam dalej walczyć? Po co w ogóle mam z tobą rozmawiać?
– Przepraszam, ja…
– Idź już – uznał Seriz, pozbywając się sztucznego uśmiechu. – Nie chcę cię tutaj.
– Poczekaj… – Ray chciał choć spróbować rozmowy.
W tym momencie silna ręka złapała go i wyciągnęła z pokoju.
– Zostaw go w spokoju.
_______________________________________
– Mam walczyć za ciebie?
– Nie. Zachowam resztkę honoru. Czy przegram, czy wygram, i tak czeka mnie jeszcze jedna walka. Co więc za różnica?
– Tylko proponuję.
– Nie ma sensu. Może chociaż trochę się wyżyję.
Chwila ciszy.
– Zmienić ustawienia?
– Ustaw na maksa. Samemu zabić się nie wypada, to chociaż pozwolę Aiyanie mnie pociąć.
– Nie wiem, czy dwa pełne symulatory bólu to dobry pomysł. W razie czego zmieniać?
– Jak uważasz.
– Proponuję połączenie wewnętrzne, żeby uniknąć dyskwalifikacji za zmiany ustawień w czasie walki.
– Aktywacja wieży tylko na czas walki to zły pomysł. Po prostu zostaw jak jest.
– Ale w razie czego…
– Nie. Spokojnie. Ustaw i zostaw.
– Możemy spróbować połączenia stałego.
– Chcesz mnie opętać do końca życia? Dziękuję. Poza tym na to potrzebowalibyśmy więcej czasu. Dwie godziny do walki… W sumie, czemu nie? Co mam do stracenia?
– Połączenie można zerwać. Historia Dunbara na to wskazuje.
– A zanim to się stanie, spróbujesz przejąć kontrolę nad światem?
– Nie jestem Xana, tylko jego kopią. Ale cieszę się, że odzyskujesz humor.
– Może. Ale nie jestem pewny, czy uda nam się przed walką. Z tego, co ostatnio liczyłeś, mogą być problemy.
– W razie czego możesz na mnie polegać.
– Wolałbym sam walczyć.
– Pozwolę ci, dopóki to będzie możliwe.
_______________________________________
Dwoje wojowników opadło na leśne ścieżki. Oboje od razu gotowi do walki. Seriz złapał swoje dwa miecze, Aiyana przygotowała kij. Chłopak od razu rzucił się w stronę przeciwniczki. Wydawała się tylko trochę zdziwiona. Bez problemu odparowała pierwsze kilka, zadanych na oślep ciosów i odskoczyła, przywołując niedźwiedzia, by dać sobie szansę na zmianę w sokoła i odlecenia od przeciwnika. Ku swojemu zaskoczeniu, od razu musiała uniknąć lecącego w jej stronę noża.
Tymczasem Seriz skupił się na niedźwiedziu. Nie miał zamiaru bać się Aiyany, która z dystansu niewiele mogła mu zrobić.
Wiedział, że od miśka nie ma wielkiego sensu uciekać. Był o wiele szybszy, a odwrócenie się do niego plecami mogło skończyć się o wiele gorzej, niż bezpośrednia walka. Seriz więc, niewiele myśląc, zeskoczył ze ścieżki, by wykorzystać swój atut. Lecąc w stronę wody, spokojnie schował miecze, wyjął wędkę i nóż, i pośpiesznie wypatrzył miejsce, do którego mógł bezpiecznie się odbić. Oczywiście spodziewał się, że Aiyana zaraz go tam złapie.
Lecąc już w górę, chłopak rzucił wędkę w stronę jednego z drzew. Oplotła je wysoko. Bardzo dobrze. Prawie od razu przy żyłce pojawił się ptak. Seriz nie był w stanie powiedzieć, czy to Aiyana, czy chowaniec, ale tak czy siak puścił wędkę, lądując w tym samym miejscu, z którego skakał. O tym, że ptak jest jego przeciwniczką, przekonał się prawie od razu, czując spotęgowane odczucie pazurów na jego plecach.
Momentalnie wzniósł za sobą barierę i rzucił się do przodu, na większą polankę
Nie zauważył niedźwiedzia. Był tak skupiony na tym, czy przeciwniczka zainteresuje się wędką, czy nie, że nie zaważył ogromnego niedźwiedzia. Przeklął w duchu.
~ Może pomóc? ~ odezwał się Tes.
Seriz to zignorował. Schował nóż, drugą ręką wyciągając jeden z mieczy. Rozejrzał się za Aiyaną. Nie widząc jej, odwrócił się do niedźwiedzia. Wyciągnął drugi miecz.
Zwierzak nie miał łapy, ale wyglądało na to, że jeszcze się trzyma. Seriz przyjął to ze spokojem. Powinien móc go wykończyć, jeśli tylko bestia spróbuje się ruszyć.
Tylko dlaczego Aiyana nie odwoływała rannego zwierzaka?
” Liczy, że go zaatakuję” – uznał chłopak.
Usłyszał za sobą szelest piór. Obrócił się w porę, by zobaczyć, jak Aiyana kończy zmianę w człowieka i, by sparować jej cios. Momentalnie, korzystając z obrotu, wystawił wprzód nogę. Aiyana zdążyła cofnąć się, jednak wyraźnie się zachwiała.
Miecz Seriza pomknął w stronę dziewczyny. Nie miała jak sparować tego ciosu, więc chłopak domyślił się, że przywoła kolejnego chowańca.
Atak nie był zbyt celny. Odebrał dziewczynie tylko kilka punktów, co szczerze zdziwiło Seriza. Nie miał jednak czasu go poprawić. Zrobił unik w samą porę, by kuguar go nie zranił. Zwierzak jednak wylądował praktycznie na nim, więc zaraz miał kolejną możliwość zadania ciosu. Na szczęście chłopak także. Kopnął zwierzaka odruchowo, choć od razu skarcił się, że powinien użyć miecza. Kot zaskomlał, jednak atak go tylko bardziej rozwścieczył. Seriz nie czekał na jego ruch. Wbił jeden z mieczy aż po rękojeść w ciało kuguara.
Zwierzak zaczął się dewirtualizować. Seriz, nie czekając na koniec procesu, poderwał się. Aiyana momentalnie zaatakowała. Pozwolił jej uderzyć. Nie mogła zadać mu wielkich obrażeń pod kątem, z którego atakowała. Z przyjemnością przyjął ból uderzenia, zaraz jednak zjeżdżający licznik punktów przypomniał mu, że nie powinien dawać się trafić. Zrobił unik przed kolejnym ciosem i z obrotu kopnął dziewczynę. Odsunęła się kilka kroków, jednak nie zabrało jej to punktów.
~ Może…?
“Zamknij się” – pomyślał Seriz, licząc że dotrze to do programu.
Rzucił się w stronę dziewczyny. Odparowała pierwsze ciosy, potem sama spróbowała go kopnąć. Trafiła w lewą nogę. Chłopak w ogóle tego nie poczuł i, zaskoczony, stracił równowagę. Podparł się mieczem, tymczasem dziewczyna zaatakowała. Seriz, nie mając wiele do stracenia, jej także podciął nogi. W rezultacie Aiyana wylądowała na nim, a on po raz kolejny musiał przeklinać swoją głupotę.
Ręka ześlizgnęła mu się z miecza, więc zupełnie runął na ziemię. Złapał go zaraz z powrotem. Musiał szybko działać, zanim Aiyana zorientuje się, że ma przewagę. Przeturlał się, jak najszybciej starając się stanąć na nogi.
Dziewczyna jednak nie pozostawała bierna. Uderzyła go w nogę, także nie chcąc dawać mu przewagi. Uderzenie było silne. Seriz sam się zdziwił. Nie upadł, jednak odskakując, zorientował się, że coś jest nie tak. Cyfrowe drobinki, które pojawiały się przy dewirtualizacji, zaskoczyły go. Ale jego punkty życia nie spadły jeszcze do zera. Potrzebował chwili, nim wylądował na prawej nodze i zorientował się, że lewa już zniknęła.
Jakimś cudem, pewnie przy pomocy Tesa, chłopak zachował równowagę. Cieszył się, że przeciwniczka nie widzi jego przerażonej twarzy. Dziewczyna wstała, nie wierząc w to, co widzi.
– Oszust – syknęła.
– Zgłosiłem to. Nie oszukuję – odparł, zbyt zdezorientowany na nieszczerość.
Aiyana momentalnie przypuściła atak. Chłopak nie miał wielkich szans na odparowanie go. Musiał postawić wszystko na jedną kartę i liczyć na to, że kij zada mniej obrażeń, niż dwa miecze.
Aiyana biegła na niego. Była już prawie przy nim i zaczęła wyprowadzać cios.
Wtedy go olśniło. Wypuścił miecze i, przestając trzymać równowagę, zaczął spadać w tył. Za nim nie było już ścieżki. Ale nie potrzebował nawet wody tam w dole. Wzniósł barierę. Przecięła zaskoczoną dziewczynę na pół.
Mimo wszystko, Seriz trochę żałował, że nie pozna wyniku bezpośredniego ataku dziewczyny.
_______________________________________
W wirtualnym świecie tego nie czół, ale tutaj ból głowy był nie do zniesienia. Chyba miał gorączkę. Spróbował wyjść ze skanera. Upadł na ziemię, na nos. Przez chwilę leżał tak, starając się wytrzymać ból.
– To nie był dobry pomysł – stwierdził.
– Nie – przytaknął Tes.
Ale przynajmniej resztki lewej nogi pulsowały przyjemnym, nierealnym bólem.