Bywały dni, że na zazielenionym, wirtualnym klifie aż roiło się od przechodniów; to właśnie stąd mogli podziwiać bazę Armstrong, z której startowały wszystkie amerykańskie wyprawy badające bezkresne głębie Cyfrowego Morza. Przez ostatnie lata netonautyka praktycznie całkowicie wyparła tradycyjne loty w kosmos. Nie było w tym nic dziwnego; choć w ciągu ostatniego wieku technologia znacząco się rozwinęła, ludzkości nadal nie udało się odnaleźć sposobu na osiągnięcie prędkości nadświetlnych, a bez tego loty międzygwiezdne były po prostu zbyt niepraktyczne. Owszem, teoretycznie dałoby się wysłać astronautów do układu Alfa Centauri (a światowe mocarstwa wciąż zarzekały się, że wyścig do gwiazdy wciąż trwa), ale byłoby to przedsięwzięcie niesamowicie ryzykowne i jeszcze bardziej kosztowne. Mało kto zresztą byłby gotowy poświęcić piętnaście lat swojego życia na taki lot, w którym jeden błąd mógł oznaczać śmierć wszystkich uczestników, dlatego zebranie załogi również nie należało do najłatwiejszych zadań. Cyfrowe Morze stanowiło więc niezwykle ciekawą alternatywę; podróże przez jego odmęty były równie długie, lecz jednocześnie niemalże całkowicie bezpieczne i wręcz śmiesznie tanie. Wyglądało zatem na to, że choć człowiek z krwi i kości jeszcze długo nie postawi stopy na planecie spoza Układu Słonecznego, to jego spektralne widmo już wkrótce będzie mogło podziwiać potrójny wschód słońca*.
Tego dnia harmonogram nie przewidywał jednak żadnych startów, więc po okolicy kręciła się jedynie garstka największych zapaleńców. Właśnie z tego powodu Aiyana wybrała klif na miejsce jej dzisiejszego spotkania – wystarczyło tylko, by zamieniła swój wirtualny indiański strój na coś mniej rzucającego się w oczy i już nikt nie zwracał na nią większej uwagi. I całe szczęście, bo była wystarczająco zestresowana nadchodzącą rozmową nawet bez chmary dziennikarzy szukających taniej sensacji na karku. Zwłaszcza, że akurat dzisiaj mogliby ją faktycznie znaleźć…
Stojąca przy krawędzi Indianka spostrzegła, że w jej stronę zmierza niewysoka, młodziutka dziewczyna o jasnoróżowych włosach i azjatyckich rysach. Ubrana była jak uczennica japońskiego liceum – białą koszulę z czerwoną wstążką, czarną spódnicę i pasujące do niej ciemne podkolanówki. Nie trudno było się domyślić, że była fanką anime; pomimo upływu lat wielbicieli animacji z Kraju Kwitnącej Wiśni wciąż była cała masa i większość z nich lubiła podkreślać swoim wyglądem przynależność do tej subkultury. Ku zdziwieniu Aiyany Japonka wydała jej się dziwnie znajoma. Czyżby to właśnie była…?
– Ohayo, Aiya-chan – zaświergotała nieznajoma słodkim głosikiem. – Prawie w ogóle się nie zmieniłaś, siostrzyczko.
– Dyani? To naprawdę ty? – nie mogła uwierzyć czarnowłosa.
– Nie nazywaj mnie tak! – powiedziała teatralnie obruszonym głosem Dyani Storm, jej młodsza o rok siostra. – Już od dawna nią nie jestem; teraz noszę inne imię: Shika Arashi**. Ale ty możesz nazywać mnie Shi-chan.
– A ty dalej swoje, Dyani? – Aiyana pokręciła głową z roczarowaniem. – Nawet po tylu latach?
– Cofam, co powiedziałam: ty w ogóle się nie zmieniłaś, Aiya-chan – westchnęła uroczo Shika, marszcząc przy tym nosek. – Dlaczego nawet po tak długim czasie nie potrafisz zaakceptować mojego prawdziwego ja?
– Prawdziwego ja? Jesteś Washoanką, Dyani. Washoanką! Jeżeli chcesz oglądać swoje chińskie bajki, to w porządku, oglądaj sobie, ale nie możesz aż tak ostentacyjnie deptać naszej kultury! Zapomniałaś już, ile przeszli nasi przodkowie, żebyśmy mogli zachować naszą tożsamość?
– A wy nie możecie siłą wpychać mi tej kultury do gardła! – w głosie różowowłosej nie było już ani śladu słodyczy. – Tak, urodziłam się w indiańskiej rodzinie, ale wcale się o to nie prosiłam, rozumiesz? Nie mam ochoty biegać z dzidą po lesie ani modlić się do zmarłych praprapradziadków o opiekę. Cholera, ze wszystkich członków plemienia to ty powinnaś rozumieć to najlepiej, w końcu bierzesz udział w turnieju walk w wirtualnym świecie! Dałaś się im kompletnie zindoktrynować, Aiyano, także jeżeli przyszłaś tu tylko po to, by prawić mi kazania, to lepiej rozejdźmy się w swoje strony.
– Nie, siostrzyczko, nie dlatego chciałam się z tobą spotkać – wycofała się ostatecznie Indianka; kiedyś w końcu będą musiały przebrnąć przez ten temat, ale dzisiaj nie mogła sobie pozwolić na sprzeczkę. – Tego dnia, kiedy uciekłaś z domu… powiedziałaś mi, że zamierzasz dołączyć do Trojańczyków. Faktycznie to zrobiłaś?
– Ah, mogłam się domyślić, że to o to chodzi… Tak, zostałam Trojanką, bo czy tak naprawdę miałam jakieś inne wyjście? Przecież wiesz, że najlepiej wychodzi mi programowanie, a jakoś musiałam się utrzymać; modyfikowanie wirtualnego DNA może i nie jest legalne, ale za to przynosi spore zyski. Rozumiem, że chcesz poprawić to i owo, by lepiej wyglądać przed kamerą?
– Oczywiście, że nie! – jęknęła Aiyana. – Chociaż faktycznie muszę prosić cię o pomoc; potrzebuję modyfikacji, która sprawi, że nie będzie się dało mnie zmaterializować.
– Serio? – Shika wybuchnęła gromkim śmiechem. – Tego to się nie spodziewałam, Aiya-chan. Aż tak bardzo boisz się tego Seriza, że zaczęłaś szukać kodów na nieśmiertelność? Przykro mi, ale nic z tego.
– Nie zrozumiałaś mnie; chodzi mi o to, by w żaden sposób nie dało się mnie ściągnąć na Ziemię, nawet z pomocą komputera kwantowego. Domyślam się, że prędzej czy później dałoby się to obejść, ale to nie problem; wystarczy mi, by proces był zablokowany przez kilka godzin. Da się to zrobić?
– Oh… – dziewczyna zawahała się. – Tak, teoretycznie to chyba możliwe, ale opracowanie takiej zmiany zajęłoby sporo czasu; na pewno nie załatwię ci tego do najbliższej walki. No i bez urazy, ale trochę by cię to kosztowało.
– Niech i tak będzie – odparła zrezygnowana czarnowłosa. Po cichu liczyła na to, że jej siostra zgodzi się pomóc jej bezinteresownie, ale nie była na nią zła; w końcu to, że aż tak bardzo się od siebie oddaliły, było również jej winą. – Mogę poczekać do rundy finałowej. A jeżeli chodzi o zapłatę… – Aiyana wręczyła Dyani niewielki srebrny zegarek.
– Zaraz, czy to…?
– Zgadza się, to zegarek Łucji Mazur. I tak, sprawdziłam: nowi posiadacze również mogą korzystać z Minitu, także to cacko musi być warte małą fortunę. Możesz go wziąć pod zastaw; jeżeli po turnieju ci nie zapłacę, będziesz mogła go sprzedać i kupić sobie za to jakiś ładny dom w Japonii.
Shika zaniemówiła.
– Nic z tego nie rozumiem – powiedziała w końcu. – Co ty kombinujesz, siostro?
– Powiedzmy, że staram się naprawić błędy. I swoje, i cudze.
– Słowo daję, każdy kolejny przeciwnik jest coraz bardziej dopakowany – rzuciła kwaśno Aiyana, gdy tylko wylądowała nieopodal Seriza na wąskiej ścieżce w sektorze leśnym. – Dwa miecze, dwa noże, wędka, sakiewki zmniejszające, wodna tarcza, odporność na cyfrówkę… trzeba było od razu całą ciężarówkę z zaopatrzeniem zarejestrować.
– I co mam ci na to odpowiedzieć? – Cortez wzruszył ramionami. – Poczekaj na kolejną rundę, to jeszcze zmienisz zda… – nagle chłopak rzucił się w kierunku przeciwniczki, licząc na to, że uda mu się ją zaskoczyć. Storm była jednak zbyt doświadczona, by nabrać się na coś tak prostego; swoim kijem bez trudu zbiła na bok nadchodzące ostrze, po czym szybko obróciła się w miejscu i drugim końcem uderzyła go w nogę.
I trafiła, ale zamiast zadać obrażeń, laska po prostu się odbiła się od celu.
– Co do… – zawołała zaskoczona Indianka, odskakując od rywala. Chłopak tylko na to czekał; jego drugi miecz przejechał po plecach dziewczyny, zabierając jej w ten sposób całe pięćdziesiąt punktów życia. – No bez jaj. Pancerna noga? I co jeszcze? Może zioniesz ogniem?
W odpowiedzi Seriz tylko się uśmiechnął. Oboje zdawali sobie sprawę, że właśnie udało mu się użyć najgroźniejszej broni Aiyany – podstępu – przeciwko niej samej, a przecież była to dopiero pierwsza ze sztuczek, jakie miał w zanadrzu. Teraz, kiedy uzyskał już przewagę, nie zamierzał dawać czarnowłosej nawet chwili wytchnienia, więc czym prędzej na nią zaszarżował. Ta była jednak teraz niezwykle ostrożna i jedynie blokowała ciosy, jednocześnie wycofując się do tyłu. W ten sposób dotarli do sporej rozmiarów owalnej platformy, na której środku znajdował się ogromny, pusty w środku spróchniały pień, a w pobliżu krawędzi rosło kilka samotnych drzew.
Indianka miała tu znacznie więcej miejsca, dlatego wreszcie zdecydowała się działać; gdy nieopodal niej pojawił się ogromny niedźwiedź brunatny, dziewczyna wbiła swój kij w ziemię, podparła się na nim jak na tyczce i przeskoczyła nad przeciwnikiem; teraz Seriz znajdował się dokładnie pomiędzy nią i jej chowańcem. Zaatakowali jednocześnie, ale najwyraźniej wędkarz był przygotowany również i na taką sytuację, bo od razu skierował się w stronę zwierzęcia. Jednakże, zamiast skorzystać ze swoich mieczy, chłopak przywołał swoją barierę dokładnie wtedy, gdy niedźwiedź zamachnął się na niego swoją potężną łapą; gdy tylko zwierzę dotknęło powierzchni wody, natychmiast zniknęło w rozbłysku jasnego światła. Następnie chłopak zwrócił się w stronę Aiyany i spróbował zaskoczyć ją swoim drugim asem w rękawie: wykorzystał swoją własną barierę, by przy pomocy drugiej mocy, wodnego tancerza, wystrzelić samego siebie w kierunku Storm. Cały manewr zajął mu jednak zbyt długo i dziewczyna zdążyła przygotować się na atak; zanim Seriz zdążył zareagować, Indianka złożyła swój kij, upadła na ziemię i obiema nogami kopnęła w brzuch lecącego nad nią Corteza, odbierając mu dwadzieścia punktów życia i posyłając go w ten sposób za krawędź platformy.
Pomysł był naprawdę dobry, bo przez najbliższe kilka minut – czyli najprawdopodobniej aż do końca walki – nie mógł skorzystać ze swojej odporności na cyfrową wodę. Jedyne, co mu pozostało, to szybko skorzystać ze swojej wędki i przyciągnąć się do najbliższego drzewa rosnącego na platformie. Aiyana już tam na niego czekała; Seriz doskonale zdawał sobie sprawę, że nie da razy wylądować, jeżeli jej nie odpędzi, dlatego zmuszony był cisnąć w nią jednym ze swoich noży. Dziewczyna bez trudu przed nim uskoczyła, ale jednocześnie dała mu dość czasu, by Cortez mógł bezpiecznie dotrzeć na ziemię. Jedyne, czego nie przewidział, to że Storm nie będzie tam sama; gdy tylko dotknął stopami ziemi, w jego stronę skoczył przywołany przez nią kuguar. Chłopakowi cudem udało się uniknąć szarży chowańca i wbić w niego swój miecz, ale nie miał czasu by go wyciągnąć i mógł jedynie obserwować, jak broń znika w odmętach Cyfrowego Morza.
– Ojej, i co ty teraz poczniesz bez tych wszystkich klamotów? – zawołała do niego czarnowłosa z udawanym współczuciem. – Biedaczysko… może zarządzimy przerwę? Będziesz mógł pojechać do sklepu i uzupełnić zapasy.
Seriz zdecydował się kontynuować starcie z mieczem w jednej ręce i nożem w drugiej; co prawda miał jeszcze swoją wędkę, ale przy jej pomocy raczej ciężko byłoby mu zadać jakiekolwiek obrażenia. Niestety w bezpośrednim starciu Indianka miałaby sporą przewagę, dlatego chłopak zdecydował się zagrać va bank i postawił wszystko na ostatni trik, jaki miał w zanadrzu. Gdy Storm spróbowała go zaatakować, chłopak zatrzymał nadchodzący cios swoim mieczem i natychmiast podniósł swoją barierę, niszcząc w ten sposób obie bronie, a później, aby nie dać dziewczynie nawet chwili na ucieczkę, po prostu wpadł na nią całym swoim ciężarem, próbując jednocześnie przebić ją nożem.
Nim upadła na ziemię, Aiyana zdążyła chwycić rękojeść broni obiema dłońmi i zaczęła desperacko siłować się z Serizem; wędkarz nie był szczególnie silny, ale mógł napierać na ostrze całym ciężarem ciała i przez to nóż z każdą chwilą coraz bardziej zbliżał się do jej szyi. Nim jednak broń dosięgnęła celu, głowę chłopaka zaatakował przywołany przez Indiankę jastrząb. Dziewczyna wykorzystała ten moment, by odepchnąć rękojeść na bok i sztylet wbił się w ziemię, nie czyniąc jej żadnej krzywdy. Następnie oplotła nogami lewe udo Seriza, a dłońmi zdarła jego maskę i przyciągnęła do siebie jego lewe przedramię; nie był to może zbyt wyszukany chwyt, ale wystarczający do tego, by przytrzymać przeciwnika w miejscu.
– ZABIERZ GO ODE MNIE! – ryknął Cortez, bowiem ptak przy pomocy swojego dzioba i pazurów próbował wydłubać mu oczy. – ZABIERZ GOOOOO…!
Ale było już za późno; zanim zdążył zebrać dość sił, by raz jeszcze skorzystać z wodnej bariery, jastrząb zdołał odebrać mu wszystkie pozostałe punkty życia. Po chwili krzyki Seriza ucichły, a sam chłopak rozpadł się na miliony drobnych kawałków.
Aiyana nie podniosła się z ziemi, obserwując górujące nad nią wirtualne niebo. Po raz kolejny udało jej się zwyciężyć, ale widmo nadchodzących wydarzeń nie pozwalało jej się z tego cieszyć. Wciąż czekały ją jeszcze dwie walki, bez wątpienia najważniejsze w jej dotychczasowym życiu. Dziewczyna obiecała sobie, że jeżeli tylko uda jej się ją przetrwać, to spróbuje pogodzić się z siostrą. Nieważne, czy była Dyani Storm, czy Shiką Arashi; ważne, że nadal była jej rodziną.
Tylko czy będzie w stanie samotnie powstrzymać nadchodzącą burzę…?
* W skład układu Alfa Centauri wchodzą trzy gwiazdy: krążące blisko siebie Alfa Centauri A i Alfa Centauri B oraz znacznie mniejsza i bardziej odległa Alfa Centauri C, znana lepiej pod nazwą Proxima Centauri.
** Choć siostra Aiyany zarzeka się, że zmieniła imię, jest to tylko połowiczna prawda. Zarówno “Dyani”, jak i “Shika” można przetłumaczyć jako “jeleń” (albo może raczej “łania”), a “Storm” i “Arashi” to po naszemu “burza”. Co właściwie dziewczyna chciała osiągnąć tym zabiegiem pozostawiam już Waszej ocenie.