Klub “Beyond” był prawdziwym unikatem; był to pierwszy lokal w historii, w którym zabawa trwała jednocześnie zarówno w świecie rzeczywistym, jak i wirtualnym. Dodatkowego smaczku dodawał fakt, że nikt nie wiedział, gdzie tak naprawdę się znajdował; do środka można było się bowiem dostać jedynie poprzez wejście w wirtualnym mieście Étoile en acier. Po ziemskiej stronie klubu próżno było szukać drogi na prowadzącej na zewnątrz; choć ludziom zainteresowanym rozwiązaniem tej zagadki czasami udawało się zakraść na zaplecze, jak dotąd nie znaleźli ani żadnego przejścia. Ba, nie natknęli się nawet na żaden otwór, przez który dałoby się dostarczyć zapasy potrzebne do prowadzenia lokalu. Tajemnica generowała na tyle duże zainteresowanie, że liczba chętnych kolosalnie przewyższała pojemność budynku i w rezultacie tylko bogate i wpływowe osoby miały szansę na otrzymanie wejściówki.
Siedząca samotnie przy stole Aiyana, rzecz jasna, taką osobą nie była i wcale nie była szczęśliwa z faktu, że trafiła do tak prestiżowego miejsca. Zdecydowanie tutaj nie pasowała; wszystkie pozycje z menu zdecydowanie wykraczały poza jej budżet, a na bawiących się celebrytów i biznesmenów patrzyła z ledwie skrywaną niechęcią. To właśnie tego typu ludzie, którzy bezwzględnie dążyli do sławy i pieniędzy, doprowadzili w przeszłości do tego, że jej plemię utraciło należne im ziemie. Humoru nie poprawiało jej też to, że goście bardzo szybko ją rozpoznali i co odważniejsi z nich próbowali namówić ją na wspólne zdjęcie – najwidoczniej taka zdobycz przyniosłaby spore zainteresowanie w social mediach. Choć czarnowłosa z całego serca pragnęła opuścić klub, musiała zacisnąć zęby i cierpliwie poczekać, aż ten cholerny Charles Soule wreszcie raczy się zjawić.
– Aiyana! Jak dobrze cię widzieć! – przywitał się entuzjastycznie, gdy w końcu dotarł na miejsce. Całe trzydzieści minut po umówionym czasie. – Mam nadzieję, że lokal przypadł ci do gustu.
– Daruj sobie, Soule – odparła zimno Indianka. – Doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że wybrałeś “Beyond” na miejsce spotkania tylko po to, by wyprowadzić mnie z równowagi.
– Oboje wiemy też, że jesteś zbyt dumna i uparta, by odrzucić takie wyzwanie. – Charles przyjrzał jej się uważnie i zagwizdał. – I muszę przyznać, że chyba wygrałaś; w tej małej czarnej wyglądasz jak modelka.
– Nie przeginaj, Soule… – warknęła z cieniem groźby w głosie czarnowłosa.
– Dobrze już, dobrze. – Chłopak uniósł ręce, pokazując, że się poddaje. – Przejdźmy zatem do interesów. Tak jak przeczytałaś w mojej wiadomości, ostatnio przypadkiem wszedłem w posiadanie twojego łuku.
– Taaa, przypadkiem – rzuciła sarkastycznie Aiyana. – Czystym przypadkiem wydałeś równowartość porządnego samochodu na wirtualną broń. Wcale jej nie szukałeś. Jasne.
– Jeżeli nie wierzysz w jego autentyczność, w każdej chwili możemy się zwirtualizować i wtedy sama ocenisz, czy jest prawdziwy – kontynuował niezrażony Charles. – I tak jak wspomniałem, jestem gotowy ci ją zwrócić i to za bardzo niewygórowaną cenę. Nie martw się, nie chodzi o pieniądze; jak się zapewne domyślasz, po wygraniu Areny starczy mi ich do końca życia. Zapłacisz mi informacją; chcę wiedzieć za czym tak uporczywie goniłaś przez ostatni rok. – Młodzieniec jeszcze raz otaksował ją wzrokiem. – Szczerze mówiąc, nie pogardziłbym też romantyczną kolacją…
Indianka podniosła się gwałtownie z siedzenia i uderzyła otwartymi dłońmi o stół tak mocno, że goście znajdujący się w pobliżu odwrócili się w ich stronę. Nawet Soule zaniemówił, rozumiejąc, że pozwolił sobie na zbyt wiele. Storm ostatkiem sił udało się opanować przed przywaleniem Charlesowi; wzięła głęboki wdech, usiadła z powrotem na miejsce i powiedziała zmęczonym głosem:
– W porządku, dobijemy targu; powiem ci wszystko, co chcesz wiedzieć. Ale nie za łuk; możesz go sobie zatrzymać. Chcę, byś w zamian odblokował dla mnie terminale wież na Arenie. Nie mów, że nie masz do nich kodów dostępu, bo w to nie uwierzę; nawet jeżeli to nie ty majstrowałeś przy nich przed półfinałami poprzedniej edycji, to na pewno zadbałeś o to, by taka sytuacja nie powtórzyła się w twoim finale.
– Niech będzie, mogę to załatwić. Mamy umowę – powiedział ostrożnie Charles; nie ośmielił się wspomnieć drugi raz o kolacji. – Domyślam się, że nie zdradzisz mi dlaczego mam to zrobić, ale wszystkiego dowiem się w trakcie finału, prawda? A więc do rzeczy: opowiedz mi o swoim ostatnim roku. Czym się zajmowałaś i dlaczego robisz z tego taki sekret?
Aiyana przyjrzała mu się swoimi brązowymi oczami. Charles nie znalazł już w nich jednak żadnej frustracji; widział tylko znużenie.
– Jak myślisz, co tak naprawdę się stało, gdy zniszczyłeś ciało Xaviera Schaeffera?
W dniu finałowego starcia stadion wypełniony był tak bardzo, że nawet grube ściany poczekalni nie były w stanie wytłumić całego tego harmidru. Nie było w tym nic dziwnego; w końcu był to pierwszy raz, gdy widownia mogła na żywo podziwiać zawodników ruszających w bój. Rzecz jasna, organizatorzy zadbali też o odpowiednią oprawę: przed walką wieczoru odbyło się kilka starć pokazowych oraz wywiadów z pozostałymi uczestnikami turnieju, a komentarzem na żywo zajmowali się Todd Morales i Mike Valderamma. Zainteresowanie było tak duże, że pomimo niebotycznej ceny bilety zdążyły się rozejść w kilka minut.
– Oho, ktoś się tu chyba trochę zestresował! – Wesoły, dziewczęcy głos przebił się przez odległe okrzyki tłumu.
– Walkiłia? A co ty tu łobisz? – zapytał zaskoczony Jerzy. Faktycznie był podenerwowany; na tyle, że nie wiedział nawet kiedy jego przyjaciółka weszła do środka.
– No jak to co? Przyszłam dodać ci otuchy. Choć szczerze mówiąc myślę, że twoja przeciwniczka potrzebuje go bardziej. Widziałam ją po drodze do twojej pakamerki; wyglądała tak, jakby czekała na ścięcie.
– Napławdę? – zdziwił się Tasiemiec. – Dziwne. W popszednich walkach zawsze tłyskała pewnością siebie. Mosze to pszez ten cały cyłk, któły zołganizowali ołganizatoszy. Sto dwadzieścia tysięcy ludzi… – Jerzy pokręcił głową trochę z niedowierzaniem, a trochę z uznaniem. – Oni wszyscy powałiowali.
– Po prostu mają lepszą głowę do interesów, niż ty – roześmiała się dziewczyna. – W przeciwieństwie do ciebie, oni na pewno wiedzieliby jak wydać całą tą kasę, która jest do wygrania. A tak swoją drogą: mam nadzieję, że gdy już zostaniesz milionerem, to nie zapomnisz o swojej najlepszej kumpeli.
– Oczywiście, że nie – zapewnił pośpiesznie chłopak. – Jak to wszystko się jusz skończy, to stawiam kolację. Gdziekolwiek będziesz miała ochotę, moszemy iść nawet do najdłoszszej knajpy w mieście.
– Czyżbyś zapraszał mnie na randkę? – zasugerowała żartobliwie Walkiria.
Na szczęście dla Jerzego, który natychmiast się zaczerwienił, właśnie w tej chwili członek obsługi technicznej wszedł do pomieszczenia i nakazał mu udać się do wejścia na arenę; sądząc po rozbrzmiewającej w tle muzyce* oraz ryku zachwyconego tłumu, Aiyana zmierzała właśnie w stronę ustawionych na środku stadionu skanerów i za chwilę miał nadejść moment jego własnego wejścia.
– Walkiłia… – zaczął Jerzy, gdy szli do wskazanego przez asystenta miejsca. – Chyba powinniśmy o czymś pogadać…
– Cśśśś – przerwała mu, kładąc swój palec wskazujący na jego ustach. – Na rozmowę przyjdzie czas później. – Motyw muzyczny Indianki zakończył się, a jego miejsce zajął utwór wybrany przez Jerzego**; gdy go rozpoznała, pokiwała głową z uśmiechem. – Oh tak, zdecydowanie jesteś gotowy. Dasz radę, Jerzyk; wierzę w ciebie.
Tasiemiec zawahał się, po czym podziękował jej kiwnięciem głowy i pewnym krokiem wyszedł przed publiczność. Widzowie przywitali go głośną owacją, ale chłopak prawie jej nie zauważył; teraz liczyła się dla niego tylko stojąca na środku areny Indianka. Choć było zbyt ciemno, by dostrzec twarz Aiyany, Jerzy czuł na sobie jej przeszywające spojrzenie. Storm wyraźnie rzucała mu wyzwanie, a on nie obawiał się go przyjąć.
Po wirtualizacji Storm i Tasiemski odpuścili sobie wymianę uprzejmości i próby prowokacji. To nie był czas słów, to był czas walki; wielki finał, do którego oboje z takim uporem dążyli. Tym razem organizatorzy nie silili się zbytnio z wyborem miejsca; postawili na dużych rozmiarów płaskowyż z rozsianymi gdzieniegdzie. Jedyną rzucającą się w oczy charakterystyczną cechą była znajdująca się w pobliżu nieaktywna wieża.
– Kamakiłi! – Jerzy wykorzystał pierwszą ze swoich rękojeści do przywołania niewielkiej kosy, którą od razu cisnął w stronę Aiyany. Indianka bez problemu uniknęła pocisku, ale chłopak się tego spodziewał; miał zupełnie inny plan. – Tatsu! – krzyknął, a następnie teleportował się do rzuconego wcześniej sierpa, po czym obrócił się na pięcie i wykorzystał nowo przywołaną katanę do zadania potężnego poziomego cięcia mającego rozpłatać ramię Storm. W odpowiedzi dziewczyna wykorzystała swój kij do podbicia do góry pędzącego ostrza, a następnie szybko złożyła broń i pochyliła się; miecz przeleciał nad nią, nie czyniąc jej większej krzywdy. Zanim zdążyła jednak odpowiedzieć kontratakiem, Tasiemiec ponownie rzucił kamą i wykorzystał swój Doskok, by oddalić się od Aiyany.
– Kułen! – obie rękojeści Jerzego złączyły się teraz w jeden podłużny kij o krótkich ostrzach na każdym z jego końców.
– Chyba sobie żartujesz – prychnęła czarnowłosa, sugerując dobitnie, że nie ma z nią szans w walce bronią tak podobną do jej własnej. I faktycznie, gdy Jerzy spróbował ciąć ją jednym z ostrzy naginaty, dziewczyna zablokowała atak jednym końcem bō, a jednocześnie drugim trzasnęła w ramię rywala, niemal wytrącając mu przy tym broń z ręki. Pierwsza krew należała do niej, bo przy okazji chłopak stracił dwadzieścia punktów życia.
– Choleła… – burknął i czym prędzej wycofał się do tyłu. Naginata zupełnie się nie sprawdziła, dlatego Jerzy na powrót przywołał kamę i katanę, po czym raz jeszcze rzucił niewielką kosą w kierunku dziewczyny. Tym razem jednak zmodyfikował nieco swój plan; gdy broń znalazła się wystarczająco blisko Aiyany, chłopak wrzasnął:
– HEBI!
Przy rękojeści wirującej w powietrzu kamy nagle pojawił się długi łańcuch z odważnikiem na końcu, co sprawiło, że kosa gwałtownie zmieniła tor lotu. Próbująca uniknąć niebezpieczeństwa Indianka była na to całkowicie nieprzygotowana i ostrze rozorało jej lewe udo, zabierając w ten sposób trzydzieści pięć punktów i wytrącając czarnowłosą z równowagi. Tasiemski tylko na to czekał; od razu przeniósł się do opadającej kusarigawy, złączył ich rękojeści i przemienił je w długą włócznię yari, którą wyprowadził szybkie pchnięcie w kierunku obojczyka przeciwniczki. Indianka nie miała szansy tego uniknąć, dlatego zamiast tuż przed sobą przywołała swojego sokoła. Biedne zwierzę nie zdążyło nawet się w pełni zwirtualizować, ale przynajmniej powstrzymało pędzący w jej stronę grot. Dało też Aiyanie dość czasu na to, by sama mogła przemienić się w sokoła i oddalić się od zagrożenia.
W tej formie była bezpieczna, ale nie miała ani chwili do stracenia; zobaczyła bowiem, że w ich zbliża się burza piaskowa, w której nie byłaby w stanie dalej latać. Jerzy również zorientował się, że nadchodzi korzystny dla niego moment i przy pomocy sprawdzonej już metody rzut-Doskok starał się dotrzymać kroku kołującej coraz niżej nad ziemią sokolicy. Gdy w końcu wylądowała, od razu pochłonęła ich ściana pędzącego we wszystkie strony piasku.
– Toła! – W dłoniach chłopaka natychmiast pojawił krótki kij, do którego przymocowany był niespełna dwumetrowy łańcuch z metalowym obciążnikiem nabitym całym mnóstwem kolców. Jerzy zaczął wymachiwać nim w stronę Indianki, licząc na to, że ciężarek wytrąci jej kij z ręki. Dziewczyna bez większego trudu utrzymywała bezpieczny dystans, ale jednocześnie nie miała zbytnio możliwości na kontratak. Tasiemski szybko zrozumiał, że niczego w ten sposób nie osiągnie, dlatego w pewnej chwili zamienił chigiriki na włócznię yari i spróbować przebić nią Aiyanę. Ta jednak była gotowa i jednym płynnym obrotem uniknęła ciosu, po czym sama spróbowała wbić kij w grdykę rywala. Atak był idealny.
Ale choć dosięgnął celu, nie zrobił Jerzemu żadnej krzywdy.
– Bastion. Koniec gły – powiedział, szybko wypuszczając yari z rąk. Swoją lewą dłonią złapał za broń dziewczyny, a prawą sięgnął po kolejną rękojeść. Indianka doskonale zdawała sobie sprawę, że nie może sobie pozwolić na utratę kija, dlatego jedną ręką złapała Jerzego za nadgarstek, próbując powstrzymać go przed wyciągnięciem nowego oręża. Chłopak nie próbował się z nią siłować; zamiast tego puścił bō i z całej siły przydzwonił dziewczynie z łokcia, odrzucając ją do tyłu i odbierając kolejne cenne punkty życia. Zanim jednak udało mu się dobić rywalkę świeżo dobytą kamą, na ziemię powalił go szarżujący na niego niedźwiedź. Moc Jerzego wciąż działała i zwierz nie mógł go w żaden sposób zranić, ale nie przeszkodziło mu to w przygnieceniu chudzielca. Aby się go jakoś pozbyć, młodzieniec przycisnął do jego boku ostrze sierpa, a następnie przemienił go w katanę, która zatopiła się w jego potężnym ciele; było to aż nadto, by zdewirtualizować chowańca.
Zanim zdążył się podnieść, Aiyana zaatakowała go jego własną włócznią, ale dzięki Bastionowi Jerzy raz jeszcze pozostał nietknięty; na więcej takich sytuacji nie mógł jednak liczyć, bo właśnie wtedy moc się wyczerpała. Natychmiast nakazał broni rozdzielić się na dwie mniejsze – kamę i kusarigawę – Indianka zaklęła i wypuściła je z dłoni, przywołując jednocześnie kuguara, swojego ostatniego towarzysza.
– Toła! – Tasiemski wykorzystał swoje dwie ostatnie rękojeści, by po raz kolejny skorzystać z chigiriki i spróbował wycofać się do tyłu. Wtedy jednak Aiyana zrozumiała, że chłopakowi właśnie wyczerpały się możliwości: jednoręczne oręża leżały bezużytecznie pomiędzy nimi, więc nie mógł ani z nich skorzystać, ani się do nich przeteleportować. Nie mogła przepuścić takiej szansy. Gdy obciążnik chigiriki leciał w jej stronę, dziewczyna wyrzuciła swój kij do przodu i w ostatniej chwili złapała dłońmi za jego koniec. Nie zdołała w ten sposób trafić Jerzego, ale cel tego manewru był zupełnie inny: łańcuch, do którego przyczepiony był kościec, od razu zahaczył o jej broń i siła pędu sprawiła, że zawinął się wokół niego. Teraz oboje byli bezbronni.
Ale Tasiemiec był całkiem sam, a Aiyana nadal miała pumę.
W ostatniej desperackiej próbie Jerzy spróbował jeszcze Doskoczyć do którejś z leżących na ziemi broni, ale było już za późno; kuguar jednym susem powalił go na ziemię i szybkim kłapnięciem zębów rozszarpał mu tchawicę.
– Dobła… walka… – zdołał wycharczeć jeszcze chłopak.
– Dobra walka – potwierdziła Aiyana, kiwając mu głową z uznaniem.
A potem chłopak powoli rozpadł się na miliony drobnych kawałków. Ale dla niej to jeszcze nie był koniec.
EPILOG
– Panno Storm, gratuluję w pełni zasłużonego zwycięstwa – usłyszała dobiegający z góry głos, gdy po omacku starała się odnaleźć pobliską wieżę; burza piaskowa wciąż szalała wokół niej i widoczność była naprawdę nikła. Wydawało jej się, że skądś zna tego mężczyznę… czyżby to był sam prezydent organizacji odpowiedzialnej za Areny? – Obawiam się, że mamy drobne problemy techniczne; z jakiegoś powodu nie jesteśmy w stanie ściągnąć panią z powrotem. Proszę nie panikować; nasi najlepsi technicy już zajmują się tą sprawą.
“Dziękuję, siostrzyczko.”
– Jak to? Dlaczego? – powiedziała zbolałym głosem. – Czy to jakiś zamach?
– Nie możemy tego wykluczyć, ale…
– Czułabym się zdecydowanie pewniej, gdybyście mnie wyleczyli – przerwała mu Indianka. – Jestem dużą dziewczynką i zwykle potrafię o siebie zadbać, ale w tym stanie raczej nie dałabym radę się obronić. Nalegam. Przecież nie chcemy, by prasa się dowiedziała, że nie dbacie o bezpieczeństwo zawodników, prawda?
– Nie, oczywiście, że nie. Zaraz się tym zajmiemy. – Aiyana nie była pewna, czy mężczyzna faktycznie zrobił to dla jej bezpieczeństwa, czy też może wyczuł subtelną groźbę w jej głosie.
Wreszcie udało jej się dotrzeć do wieży. Bez wahania weszła do środka i udała się prosto na jej szczyt.
– Panno Storm, co pani robi? Proszę pozostać na miejscu, terminal i tak jest niedostępny. Za kilka minut powinniśmy naprawić usterkę.
Gdy dotarła na górną platformę, zadrżała z niepokoju; jeżeli Soule nie odblokował terminalu, cały jej wysiłek pójdzie na marne. To była jej jedyna szansa. Wyciągnęła rękę przed siebie i…
…po chwili rozbłysł przed nią niebieski ekran. Charles dotrzymał słowa.
– Co?! To niemożliwe! Panno Storm, proszę natychmiast odejść od terminalu! – zażądał nieznajomy głos. – Szlag. Szybko, odetnijcie jej dostęp!
Aiyana odnalazła folder z danymi o sektorach, które przechowywane były na superkomputerze organizatorów, a potem weszła w plik zatytułowany “Ruiny Starej Kartaginy”. Następnie spróbowała pozyskać dane dotyczące wież. Jej oczom ukazały się następujące informacje:
RUINY STAREJ KARTAGINY
ILOŚĆ WIEŻ: 1
W TYM WIEŻ PRZEJŚCIA: 1
SZCZEGÓŁY:
WIEŻA 1. PUNKT DOCELOWY: ?????????
– Storm, to ostatnie ostrzeżenie! Natychmiast odejdź od terminalu!
Pogłoski o powrocie Xany tak naprawdę pojawiały się cały czas; zwolennicy teorii spiskowych zawsze twierdzili, że wirusowi jakimś cudem udało się przetrwać działanie programu wieloczynnikowego i teraz czeka tylko na dogodny moment, by raz jeszcze spróbować zniszczyć ludzkość. Aiyana przez wiele lat w nie nie wierzyła; rzekome dowody zawsze udawało się wytłumaczyć w inny sposób, a ludzie nie napotykali żadnych przeszkód podczas badania głębin Cyfrowego Morza.
Wszystko zmieniło się jednak, gdy Charles Soule zniszczył ciało Xaviera Schaeffera; na całym świecie w kodzie źródłowym przeróżnych programów zaczęły pojawiać się dziwne fragmenty świadczące o tym, że ktoś niepowołany przy nich majstrował. Jakby tego było mało, jeden ze statków, który zwiedzał odległe rejony Internetu, zaginął bez śladu. Gdy Aiyana połączyła ze sobą te wszystkie fakty, postanowiła, że dla dobra swojego plemienia musi poznać prawdę. W ciągu rocznej wędrówki nie udało jej się znaleźć sztucznej inteligencji na żadnym ze światów, które odwiedziła; natknęła się za to na poszlaki wskazujące na to, że Ruiny Starej Kartaginy tak naprawdę były jedynie placówką badawczą; prawdziwy świat stworzony przez Kartaginę miał dalej pozostawać nieodkryty. Wydawały się niezbyt prawdopodobne, ale czy można było sobie wyobrazić lepszą kryjówkę dla Xany? Mogła je zweryfikować tylko w jeden sposób: włamując się do superkomputera, na którym obecnie znajdowały się ruiny. Właśnie w ten sposób trafił na drugą edycję.
“A więc to prawda. O przodkowie, to wszystko prawda…”. W takim wypadku mogła zrobić tylko jedno:
PUNKT DOCELOWY: ?????????
STARY PUNKT DOSTĘPU: RUINY STAREJ KARTAGINY. WIEŻA 1.
NOWY PUNKT DOSTĘPU: PUSTYNIA, WIEŻA 23.
CZY NA PEWNO CHCESZ ZATWIERDZIĆ WPROWADZONE ZMIANY?
Aiyana potwierdziła, a jej wieża zadrżała w posadach, gdy superkomputer przekierował do niej tajemnicze połączenie. Jeżeli Xana faktycznie czaił się po drugiej stronie, to musi zrobić wszystko, by go powstrzymać. Jednym machnięciem ręki wyłączyła terminal; nie będzie już jej do niczego potrzebny.
A potem podeszła do krawędzi platformy, rozłożyła ręce i spadła w nieznane.
* Raphael Lake & Royal Baggs – Devil’s Gonna Come https://www.youtube.com/watch?v=wIrzOQyyy5A
** Disturbed – Are You Ready https://www.youtube.com/watch?v=fXrpnl3NkFE
Finał zakończył się zwycięstwem Aiyany Storm ~ Mayakovsky