W wirtualnym barze klubu Leszcz pachniało smażonymi rybami. Był to nowoczesny lokal. Przeważały tu białe i niebieskie kolory. Wielkie okna ukazywały widok na jezioro i góry. Szklane stoliki unosiły się na różnych wysokościach, dostosowując się do modulowanych krzeseł i siedzących na nich klientów. Po barze krzątało się kilku kelnerów w szarych, eleganckich strojach, ze stereotypowymi fartuchami owiniętymi wokół bioder. Wszyscy mieli na piersiach naszywki z imionami i niewielkim logo.
Do lokalu wszedł osiemnastoletni chłopak w luźnym podkoszulku i długich spodniach. Przez chwilę rozglądał się, szukając kogoś. Nie widząc go, zaczepił jednego z kelnerów.
– Jest Seriz? – zapytał. Kelner przytaknął z uśmiechem.
– Zaraz go zawołam – odpowiedział.
Chłopak zgodził się i usiadł przy najbliższym wolnym stoliku. Miał stąd widok na wioskę rybacką przy jeziorze. Bar znajdował się trochę daleko od niej. No cóż…
Nad blatem wyświetlił się hologram z wyborem menu. Chłopak zaznaczył lekką przekąskę i drinka. Hologram zniknął, zostawiając go w spokoju.
– Jestem – usłyszał nad uchem. – Hejka, Ray – chłopak usiadł naprzeciwko.
– Hej. Oglądaliśmy twój występ w eliminacjach. Gratuluję – powiedział, przyglądając się Serizowi. Czarne włosy, zielone oczy. Wieczny uśmiech na gładkiej twarzy. Wyglądał jak zwykle.
– Dzięki. Nie myślałem, że czerwone gildie robią sobie wieczorki filmowe – zaśmiał się Seriz.
– A bo to od dzisiaj? – uśmiechnął się Ray. – Walczysz z Calys, nie? Trudno cokolwiek o niej znaleźć. Tyle, co udostępnili organizatorzy i nagranie z eliminacji. Ciekawa babka. A. Co do organizatorów. Widziałem twoją kartę.
– Są publiczne. Co w tym dziwnego? – zapytał Seriz.
– Zataiłeś to o nodze. Chyba nie uznają tego za oszustwo?
– Organizatorzy wiedzą. Pozwolili zataić tą informację.
– To dobrze – chłopak odetchnął z ulgą. – Jeszcze jedno. 52 kilo? Przytyłeś w końcu?
– Gdzie tam – Seriz pokręcił głową. – Babka, która przyjmowała kartę, jak zobaczyła u dorosłego faceta wpisaną wagę 40 kilo popukała się w głowę i kazała mi zedytować – zaśmiał się.
– Czterdzieści? Czyli jeszcze schudłeś… – stwierdził Ray. Chciał jeszcze coś mówić, ale nagle za nim rozległ się niski, chropowaty głos.
– Serini, miałeś spać – stwierdził stanowczo.
– Mam dwa dni do walki. Jeszcze się wyśpię – chłopak patrzył na kogoś ponad głową Raya.
– Umawialiśmy się. Jeśli zaraz się nie wylogujesz, wyłączam skaner. A potem wracaj sobie z publicznego.
Seriz odwrócił wzrok od rozmówcy. Po minie było widać, że stara się nie odpyskować.
– Nie śpisz już ponad tydzień. Nie puszczę cię tak na turniej. Pięć minut, pożegnasz kolegę i wynocha – mężczyzna klepnął Raya po ramieniu i odszedł.
Ray wzdrygnął się.
– Wujek w humorze, jak widzę – spróbował zażartować. Seriz nie odpowiedział. Nadal patrzył za okno. – Zapomina, że jesteś już dorosły. Moi rodzice są tacy sami – kontynuował. Brak odpowiedzi. – W ogóle, ponad tydzień? To już chyba jakiś rekord.
– W zeszłym roku siedziałem tu prawie cztery miesiące bez wychodzenia – przyznał chłopak. Ray spojrzał na niego, zdumiony. W końcu Seriz spojrzał mu w oczy. – W końcu odłączył mi ten skaner. Wylogowałem się w publicznym. Na szczęście w dzień, to udało mi się złapać taksówkę… No nic – wstał. – Do następnego – podał Rayowi rękę.
– Może wpadniesz po walce oblać zwycięstwo? – zaproponował chłopak.
– A jak przegram? – zaśmiał się Seriz. Pokręcił głową. – Nie. Jestem już umówiony. Ale możemy się spotkać przed półfinałami. Słyszałeś, że Hiszpanie otwierają nowe miasto?
– Ryż na mleku? – zgadł Ray. Rzeczywiście, słyszał, że mają otworzyć prywatny serwer z miastem zwanym po hiszpańsku “Ryż na mleku”, czy tam “Budyń ryżowy”.
– Ta. Możemy się spotkać przed pokazem.
– Sami?
– Wezmę Tes. Ucieszy się. Na razie spadam.
– Pa.
Ray odwrócił się w stronę okna. Po chwili jeden z kelnerów przyniósł mu zamówienie.
” Nie chcieliście przeszkadzać” uznał.
Tes… Dawno nie słyszał tego imienia.
______________________________
Dwa awatary uderzyły jednocześnie o powierzchnię sektora Lodowcowego. Seriz stanął luźno. Nie sięgnął po broń. Przeciwniczka także. Patrzyła się na niego.
Chłopak nie miał zamiaru się śpieszyć. Domyślał się, że Calys od razu zacznie robić iluzje. Ten typ zawsze tak zaczynał. Myśleli, że są oryginalni. Ale Seriz wiele razy walczył z iluzjonistami. Ba! Sam przez kilka miesięcy próbował się tym bawić, jednak w końcu odsprzedał umiejętność, uznając ja za bezsensowną.
Calys wyjęła w końcu swój krótki mieczyk i ruszyła w jego stronę. Przetrzymał ją. Poczekał aż będzie jak najbliżej. Wtedy podniósł przed nią barierę, jednocześnie wyciągając jeden ze swoich mieczy. Gdy to zrobił, od razu, bez problemu odparł atak z tyłu i odskoczył w bok. Przeciwniczka wydawała się zaskoczona.
Dobrze! Spodziewał się, że tak to rozegra.
Coś świsnęło obok Seriza. Zrobił gwałtowny unik i zamknął oczy. Zapomniał, że przeciwniczka może poruszać skopiowaną bronią. Ale każdą kopią iluzji? Nie. To nie mogło tak działać. Pewnie po prostu zostawiła sobie furtkę, jakby się domyślił. Może jej iluzja nie była dokładna? Musiał się jej przyjrzeć.
Tym czasem chłopak ruszył w kierunku Calys. Nie był pewien, czy znów nie użyje iluzji, ale na szczęście nie zdążyła tego zrobić. Ich miecze starły się. Ku zaskoczeniu Seriza, dziewczyna była całkiem silna.
– Słabiutko, leszczyku – zakpiła sobie.
– Nie mam w zwyczaju bić starszych pań – prychnął i kopnął ją w brzuch. Lód sprawił, że odjechała na ponad metr. Wydawała się szczerze zaskoczona. Trudno powiedzieć, czy jego słowami, czy atakiem. W wirtualnym świecie takie zagrywki należały raczej do rzadkości… Ale czy ona sama nie stosowała ataków ciałem?
Chłopak wyjął szybko drugi miecz i przystąpił do ataku. Nie chciał wdawać się w dłuższe pogawędki, nie chciał dać jej czasu na stworzenie iluzji. Mógł próbować dalej ją dekoncentrować, ale i tak już miała okazję użyć umiejętności, kiedy odjeżdżała. O ile nie była zbyt zaskoczona, by zareagować.
Seriz dobiegł do przeciwniczki i ciął lewą ręką. Odbiła to, odskoczyła na prawo. Zaraz potem coś przeleciało po ręce chłopaka. Syknął. To także zaskoczyło dziewczynę. Tym razem pozytywnie.
– Czujesz to? Ha! Pieprzony masochista – zaśmiała się.
– Morda – rzucił się w jej stronę.
Błąd. Spokojnie.
Przeciwniczka nie spodziewała się, że Seriz nagle się zatrzyma.
Momentalnie podniósł barierę i odskoczył.
Dziewczyna od razu zareagowała. Pobiegła w jego stronę.
” Iluzja, czy nie? Nienawidzę takich” prychnął.
Wydawało się, że Calys wygląda normalnie. Nic nie zdradzało, czy jest prawdziwa, czy nie. Miecz w lewej ręce. Strój wyglądał normalnie. Może zniknęło coś innego? Czego przeciwnik tak łatwo nie zauważy?
Naszyjnik? Gdzie ten pieprzony naszyjnik, który wpisała w kartę!?
Ruszył na jej spotkanie. Musiał być uważny. Mimo wszystko, nie wiedział, czy używa iluzji, czy nie. Coś świsnęło tuż przed jego twarzą. Gwałtownie się zatrzymał. Od razu tego pożałował. Calys wezwała swoją broń z powrotem. Seriza na moment oślepiło. Wystarczająco, by dziewczyna zdążyła zaatakować i odjąć mu kilka punktów życia. Ostrze na szczęście trafiło w pancerz na przedramieniu, nie w ciało. Chłopak szarpnął się i odskoczył najdalej, na ile pozwalało mu oślepienie. Efekt na szczęście po chwili zniknął.
Calys wydawała się pewna siebie. Biegła w jego stronę, szyując się do kolejnego ataku. W tym momencie rozległ się sygnał zwiastujący rozpoczęcie sekwencji przeszkadzającej. Przeklęła.
Seriz, nie robiąc sobie nic z tego, zaatakował. Sytuacja była mu na rękę.
Ich miecze starły się. Calys całkiem dobrze radziła sobie z dwoma większymi brońmi. Miała teraz w ręku i mieczyk i swój nóż. Widać było, że umie walczyć. Cały czas jednak cofała się w stronę, widocznej tuż, tuż, wyższej platformy. Liczyła, że się tam dostanie. Naiwna!
W niższych sekcjach platformy, na której się znajdowali, zaczęła pojawiać się woda. Widać było, jak napracowali się modelarze, którzy dostosowywali sektor do sekwencji. Miejscami w lodzie były niewielkie wgłębienia. Przenikała przez nie woda, wypełniając je, niby kałuże. Był to jednak na tyle wolny proces, że można było nie zwrócić na to uwagi. I Seriz właśnie na to liczył.
Calys była dobrą przeciwniczką, naprawdę dawała radę. Odbierała Serizowi pojedyncze punkty, sama dając sobie odbierać tyle samo. Powoli oba paski zdrowia spadały – po dwa, po trzy punkty. Nie spodziewała się jednak, że chłopak prowadzi ją w pobliże jednej z kałuż. Odebrała mu niespodziewanie o kilka więcej, niż normalnie, punktów życia.
Zostało 55.
Zamienili się. Teraz to on szedł tyłem i zdawało się, że jedynie się broni. Tym razem nie dawał sobie odebrać nawet pół punkcika.
Pod maską, Calys nie była w stanie zobaczyć jego triumfalnego uśmiechu. Niespodziewanie wystrzelił w niebo, uderzając ją przy tym nogą. Cofnęła się kilka kroków, patrząc w niebo. Widziała jego sylwetkę. Była jednak tak zaskoczona…
Mimo to próbowała się bronić. Rzuciła swoim nożem w chłopaka, starała się poruszyć. Stworzyła iluzję, by uciekła w drugą stronę.
Nagle jednak poczuła coś na sobie. Spojrzała na ramię. Haczyk. Niewielki haczyk.
“Kiedy on wyjął…?”
W tym momencie Seriz pociągnął ją w miejsce, gdzie przed chwilą stała. Spróbowała jeszcze podnieść miecz, lecz na niewiele się to zdało.
Chłopak wylądował na niej, wbijając oba ostrza w jej głowę.
______________________________
” Dziękuję za dobrą walkę
~ S.”
Calys jeszcze raz przeczytała wiadomość. Cóż…
______________________________
Dziewczyna sprawdziła godzinę na telefonie. Spóźniał się już kilka minut. Chciała iść, ale była zbyt zaciekawiona, by nie poczekać jeszcze chwilę.
Ulica była praktycznie pusta. Gdzieś z tyłu rozlegało się miarowe stukanie o kostkę. Klap, stuk, klap…
– Przepraszam, że musiałaś czekać – rozległo się niespodziewanie. Dziewczyna odwróciła się. – Melanie Dunbar, prawda?
– Jak mniemam Seriz? – odpowiedziała pytaniem, wstając z ławki.
Spojrzała na niego. Najpierw na prawie dziewczęcą buźkę, potem na chorobliwie chude ciało. W końcu zwróciła uwagę na jego nogi. Właściwie jedną nogę i dwie kule, które trzymał w rękach.
– Widzę, że cię zainteresowałem.
– Mów, co masz – uznała, starając się nie zwracać uwagi na to, jak wygląda.
Chłopak podał jej kartkę.
– Skąd mam wiedzieć, że to, co tu napisałeś, jest prawdą?
– Mogę ci pokazać – wzruszył ramionami. Oparł o siebie jedną kulę i wyjął z głębokiej kieszeni telefon.
Odblokował go. Przez chwilę nic się nie działo. Potem uaktywnił się jakiś program.
Melanie spojrzała na swój, lekko błyszczący na palcu, pierścień.
– Co to jest?
– Program, zbudowany na fragmencie kodu Xany.
– Sprawdziłam wszystkie, jakie tylko były dostępne.
– Najwyraźniej ten nie był – zaśmiał się, chowając telefon. Złapał drugą kulę. – Na razie – powiedział, obracając się.
– Nie wierzę ci – rzuciła za nim.
– Twoja sprawa – uznał.
Melanie patrzyła, jak oddala się pustą ulicą. W końcu skręcił za róg.
Spojrzała na kartkę.
” Nie ufam ci, kolego… Ale i tak to sprawdzę” pomyślała z uśmiechem.