[Walka 5-1] Daniel Garcia vs Jerzy Tasiemski

Daniel ostrożnie zsunął się z kolejnego stopnia. Musiał dostać się do starego skanera, zalegającego w piwnicy. Nawet nie dojść, a doczołgać się. Cicho, żeby nikt go nie usłyszał.

Nikomu nie powiedział, że zgodził się na udział w turnieju charytatywnym. Ba! Spaliłby się ze wstydu, gdyby ktokolwiek z rodziny, czy znajomych o tym wiedział. Tak więc nie mógł użyć nowszego urządzenia, bo wysłałoby ono sygnał o użyciu do swojego prawnego właściciela. Skaner starego typu nie miał tego zabezpieczenia – idealnie, by zwirtualizować się niezauważonym.

Pewnie i tak wszyscy się o tym dowiedzą. Może przypadkiem, może jeśli wygra kilka walk. Z drugiej strony, mogliby go wziąć za kogoś innego “Nasz Daniel? On nigdy by się na to nie zgodził”. Owszem. Nie chciał, by ktokolwiek z kręgu turnieju charytatywnego o nim pamiętał. Wstyd, że kiedykolwiek potrzebował ich pomocy, czasem jeszcze nie dawał mu spać po nocach. A jednak się zgodził.

Minęło kilka minut stresu i powolnego czołgania się, zanim Daniel dotarł do piwnicy. Ostrożnie otworzył drzwi, powoli, by nie skrzypnęły i, świecąc sobie kieszonkową latarką, ostrożnie zsunął się po kolejnych schodach.

Jakaś moneta, na którą nie zwrócił uwagi, wysunęła mu się z kieszeni i zleciała na posadzkę, wzbudzając echo. Brzmiało to tak, jakby upadł metalowy kocioł, nie zwykła moneta. Daniel zastygł, bojąc się, że ktoś to usłyszy. W domu w końcu były teraz trzy osoby. Jego rodzice i wuj.

“Jeśli zaczniesz hałasować, będziesz musiał się pośpieszyć” upomniał się w duchu.

Znalazł się na dole schodów i przez moment się zawahał. Nie był pewien, czy powinien wstać, czy dalej iść na czworaka. Powinien się pośpieszyć, fakt, ale powinien liczyć się z tym, że pośpiech wywoła więcej hałasu.

“Daj spokój, nikt obudzony w środku nocy nie sprawdza najpierw piwnicy!”

Pokręcił głową i ruszył dalej na czworaka.

Piwnica była dosyć długa. Skaner znajdował się w jednym z pomieszczeń na końcu. Daniel dotarł do niego i wszedł do środka. Ostrożnie zamknął drzwi, przekręcając niepewnie kluczyk. Zamek zgrzytnął. Daniel miał nadzieję, że nie uwięził się tu na dobre, ale nie miał czasu tego teraz sprawdzać. Złapał latarkę w zęby i zaczął kręcić się po pomieszczeniu, podłączając ostrożnie wszystkie kable.

W końcu skaner zaświecił blado. Daniel uśmiechnął się i powoli podszedł do niego. Skaner stał pionowo. Standard sprzed dziesięciu lat. Teraz każdy, kto mógł, kupował poziome egzemplarze – wygodniejsze, choć zajmujące więcej miejsca.

Daniel ostrożnie wszedł do środka i oparł się o ściankę urządzenia. Westchnął głęboko. Nie był przyzwyczajony do takich eskapad. Czuł się, jakby przeszedł kilka kilometrów, a nie przeczołgał z pokoju do piwnicy.

Wyłączył latareczkę i rzucił ją przed skaner. Nie powinien mieć przy sobie elektroniki, inaczej to dziadostwo mogło nie zadziałać. Zamknął urządzenie jednym z guziczków, które pobłyskiwały słabo na ściance tuby. Wcisnął jeszcze jeden.

Rozpoczął się proces wirtualizacji.

***

– Co wiemy o Jerzym?

– Widzieliśmy jego walki w drugiej edycji Turnieju Aren i ten sławny wywiad. Zrobił się z niego mały celebryta.

– Powinienem się go bać?

– Z twoimi umiejętnościami? Ha! Rozumiem, że po ostatnich wydarzeniach zupełnie straciłeś pewność siebie, ale spokojnie.

– Ehh. Umiejętności umiejętnościami. Gorzej, jeśli ktoś o nie zapyta. Jestem dosyć charakterystyczny. Trochę dziwne: nigdy nie widziany gracz z takimi umiejętnościami.

Milczenie.

– Tak myślałem. Nie wiesz, co wtedy zrobimy.

– Myślę, że nie trzeba się martwić na zapas.

***

Poczekalnia turnieju charytatywnym przypominała tą używaną w Turnieju Aren. Nic dziwnego, skoro organizatorzy korzystali z tego samego silnika imitacji sektorów i transmisji. W pewnym sensie obie imprezy były ze sobą powiązane.

Daniel pojawił się w poczekalni nie bez większych trudności. Przede wszystkim, stary skaner wyrzucił go w zupełnie losowym miejscu – tam nawet nie było lądu! Ale cóż, Daniel poradził sobie przy pomocy umiejętności. Później problemem było znalezienie transportu do tej części wirtualnego świata – pojawił się w pobliżu głównych hiszpańskich serwerów, nie zaś francuskich, gdzie odbywał się turniej.

Platforma teleportacyjna, którą znalazł, nie przyjęła postaci zwirtualizowanej na tak starym urządzeniu (“Względy bezpieczeństwa, przykro nam”), zatem musiał odbyć prawie półgodzinną podróż przez cyfrowe morze. Właściciel stateczku, który go przewoził, oczywiście zawyżył cenę, widząc uczestnika turnieju charytatywnego.

Niech go szlag!

W końcu Daniel dotarł do poczekalni dosłownie kilka minut przed startem.

Jerzy powitał go z uśmiechem. Podszedł do niego i wyciągnął rękę.

– Hej, powodzenia w walce.

– Nawzajem – odpowiedział cicho Daniel, niedostrojonym jeszcze głośniczkiem.

– Nie jesteś wplawionym glaczem, więc dam ci foly – zaproponował Jerzy.

– Dzięki, ale to niepotrzebne. Obaj dajmy z siebie wszystko.

– Powodzenia.

– Nawzajem.

Zaraz potem rozbrzmiał dźwięk przypomnienia. Mieli zaledwie dwie minuty do przeniesienia.

“Ciekawe, czy i tego przeniesienia system odmówi?”

***

Nie odmówił, co było dla Daniela niewielkim zaskoczeniem.

Wylądowali w Dżungli, około dziesięciu metrów od siebie. Byli na dosyć dużej platformie, skąpanej w promieniach wirtualnego słońca. Wokół drzewa tworzyły pozornie nieprzeniknioną ścianę, choć wystarczyło ruszyć się o krok, by zobaczyć, że kryją za sobą kolejne platformy i konary.

Całe otoczenie zdawało się poruszać. Trawa, liście, tekstury drzew, a może nawet i same drzewa. Na niebie snuły się cyfrowe chmury- w którymś momencie zasłonią światło, spowijając sektor w ciemności. To wszystko świetnie współgrało z mocami Daniela. Spodziewał się więc, że przeciwnik będzie chciał wykończyć go szybko.

Nie zawiódł się. Jerzy przypuścił atak.

– Tatsu – wykrzyknął, przyzywając katanę i rzucając się w stronę przeciwnika.

Daniel wyjął jeden ze swoich mieczy. Poczekał, aż przeciwnik wymierzy cios i bez problemu odparował go, teatralnie chowając lewą rękę za plecy. Przez chwilę pojedynkowali się tak – odparowując wszystkie swoje ataki – aż Daniel znudził się tym i, zmieniając w superdym, wycofał do lasu.

– Ej! – krzyknął za nim przeciwnik.

“Nie przesadzaj” brzmiało Danielowi w uszach. “Nie zwracaj na siebie zbytniej uwagi”.

“Nonsens” pomyślał. “Żaden z nas jeszcze się nie rozkręcił”.

Daniel znalazł niewielką platformę, by zmaterializować się i poczekać na przeciwnika. Wyjął drugi miecz i oparł się o jedno z drzew, wypatrując Jerzego. Uznał, że niedługo się pojawi. Albo zastawi pułapkę na Daniela, gdy ten się zniecierpliwi.

Daniel prychnął. “Jeszcze czego. Mogę tu czekać całą wieczność”.

Ale nie miał całej wieczności. Wręcz przeciwnie – system mógłby go ukarać za zbyt długie stanie w miejscu.

Chłopak o mało nie krzyknął, widząc nagle, że tekstury drzewa tuż przed nim  rozsypują się. Zaraz potem zobaczył Jerzego – uzbrojonego w swój zwiększający obrażenia kastet. Biegł w jego stronę, gotowy do wymierzenia ataku.

Daniel mruknął i odbił się od drzewa, wyciągając przed siebie oba miecze. Ruszył na Jerzego.

Wyminęli nawzajem swoje ataki.

Daniel widział kilka okazji do zadania ciosu. Coś go jednak powstrzymywało. Coś kazało mu sądzić, że może odbierze Jerzemu kilka punktów, ale on zdewirtualizuje go zaraz potem.

Miał dobre przeczucie. Gdy w końcu zdecydował się zadać cios, owszem, zadał Jerzemu kilkanaście punktów obrażeń, ale zraz potem sam stracił ponad pięćdziesiąt.

“To chyba jakiś żart!” pomyślał, zmieniając się w superdym.

Na jego szczęście, zaczęło robić się na prawdę ciemno. Wycofał się w głąb lasu. Tym razem widział, że Jerzy za nim podąża. Cóż, tylko w mroku będzie miał jakieś szanse. Inaczej Jerzy wykończy go jednym ciosem.

Wzbił się na wyższe platformy, dając sobie czas, zanim Jerzy do niego przybędzie. Rzucił jeden z głośników na ziemie, później znowu zdematerializował się i wspiął się jeszcze wyżej.

Miał dobry widok na platformę, na której zostawił głośnik. Schował się między liśćmi, odkładając jeden z mieczy na bok. Pojedynczy miecz łatwiej było mu schować za drzewem więc, w półmroku, który za chwile nastąpił, zdawał się być zupełnie niewidoczny, bez zaciemniania swoich mieczy.

Jerzy pojawił się na platformie po chwili. Daniel musiał szybko działać, zanim tamten zacznie wspinać się wyżej, użył więc głośniczka, by wydać z siebie coś na zasadzie bojowego okrzyku.

Jerzy dał się na to złapać. Odwrócił się w stronę dźwięku, gotowy do walki, tymczasem Daniel skoczył na niego.

Jak można się spodziewać po doświadczonym graczu, a czego Daniel nie wziął pod uwagę, Jerzy, nie widząc przeciwnika, odwrócił się.

Daniel wylądował praktycznie na nim, wbijając głęboko miecz, ale nie dając rady go zabić. 20 punktów. Tyle brakowało do zwycięstwa.

Tymczasem Jerzy zadał swój cios.

Daniel poczuł się słabo. Punkty leciały łeb na szyję… By zatrzymać się na jednym. Został mu jeden punkt życia.

– Co kulde? – Jerzy zamarł zaskoczony.

“Twój błąd!”
Daniel zaatakował ponownie i zaraz potem wycofał się w postaci superdymu.

Całkiem niepotrzebnie. Dekapitacja wirtualnej postaci Jerzego wystarczyła, by ten stracił pozostałe punkty życia.

– Świetna walka! – rzucił Daniel.

Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments