[Walka 4-2] Lidica Harrison vs Sebastian Krzaczasty

– Witaj Sebastianie! – odezwał się damski głos w czarnym pomieszczeniu. Jedynie fioletowe światło skupiające się w jednym punkcie przed dzisiejszym zawodnikiem było czymkolwiek zauważalnym. Sebastian Krzaczasty, zapalony kucharz miał dzisiaj stoczyć bój z niejaką Lidicon Harrison, co zresztą damski głos nie omieszkał się poinformować – Walczyć dzisiaj będziesz z Lidicon Harrison w sektorze górskim do wyzerowania punktów życia. Powodzenia!

Światło poczęło robić się coraz jaśniejsze, wypełniając ciemnie niczym sadza pomieszczenie by finalnie pochłonąć Sebastiana oraz wszystko co było w zasięgu nieprzebijalną bielą. Krzaczasty dołączył tak po prawdzie do tego turnieju bo chciał spróbować się trochę pobić. Przez wiele lat swojego życia był jednym wielkim warzywem, nie zdolny do zrobienia czegokolwiek. Stosunkowo względem jego życia, dopiero od niedawna zaczął je smakować, i jeszcze nie zdarzyło mu się z kimkolwiek walczyć. Wkręcił się więc: bo czemu by nie? I spodobało mu się! Chociaż tak naprawdę już dwa razy dostał po ryju, to jednak sama wizja dynamicznego, sportowego pojedynku przypadła mu w sam raz. Biel w końcu przestała dawać się we znaki, niczym po granacie oślepiającym: otoczenie wracało do normalnego stanu. Znajdował się pośrodku owalu, tym razem jednak nie było tutaj żadnego normalnego korytarza na resztę świata, a po północy, wschodzie, zachodzie i południu łatwo rozkruszające się, małe latające platformy. Raz skoczysz i już tracisz grunt pod nogami! Jakieś 10 metrów naprzeciwko niego znajdowała się jego przeciwniczka.

Generalnie Krzaczasty nie miał problemów do ludzi, ale tutaj czuł że Pani Harrison zacznie go męczyć. Jako kucharz chciał być jak najlepszym, więc wyszedł z dewizą „Karmić wszystkich!”. Bądź jednak człowieku kucharzem, gdy przychodzi do ciebie bogaczyna z wielkiego miasta, patrzy na ciebie jak na kogoś gorszego, traktuje z aroganckim akcentem i w ogóle poniekąd zachowuje się tak jakby oddychanie jednym i tym samym powietrzem było wystarczającą obrazą. A przed sobą miał „damę”, która już zdążyła go zbadać chłodnym okiem. Polak wyciągnął ponad głowę chochlę myśląc  „Do dzieła!”.

Z miejsca powietrze zawirowało , zahuczało niemiłosiernie rwąc wszystko co tylko było w stanie unieść. Sebastiana omal samego nie porwało, szybko przykucnął starając się jak najbardziej nie odrywać od ziemi. Nieznana z wagi Lidicon użyła na samym początku starcia umiejętności „Finał”, który ściągnął cztero sekundowy tajfun na pole walki. Kucharz rozglądał się na lewo i prawo: ale tak jak szybko tajfun się pojawił, tak po czterech sekund zwyczajnie ucichł. Wystawił głowę troszeczkę wyżej ponad tarczę za którą się ukrył by zobaczyć że jego oponentka już daje dyla! Przeskakiwała właśnie nad przedostatnią latającą platformą na północy, która zaraz się skruszyła. Krzaczasty postanowił ją ścigać, ale zauważywszy że platformy się nie regenerują (a przynajmniej chwilowo), postanowił przeskoczyć na wschodnie platformy i tam ewentualnie poszukać czegoś po drodze.

Nasza nieznana z wieku uczestniczka starcia, choć beznadziejna w walce bezpośredniej tak była niesamowita na starciach dystansowych. Owszem, jej wachlarz którym mogła strzelać zadawały wręcz śmiesznie małe obrażenia, ale wszystko rekompensowały debuffy którymi mogła razić wrogów, oraz sam fakt że zasięg nie stanowił dla niej najmniejszego problemu. Trafić mogła w niemal wszystko! To właśnie dlatego jak najszybciej zwiększyła dystans między nią a Kucharzem, by jak tylko ten zacznie skakać między platformami zasypać go gradem laserów. Strzelała raz za razem, ten jednak podniósł swoją tarczę – ala pokrywa od garnka – zasłaniając swoją lewą stronę, więc co tak naprawdę trafiło: z miejsca było anihilowane. Sebastian przeskoczył w końcu owe rozpadające się kawały głazów, i szybko schował się za dużym kamieniem. Rozglądał się z dziesięć sekund szukając jakiegoś miejsca aby się ukryć, ale szczęście nie było po jego stronie: sporo było tutaj najzwyczajniejszej pustej przestrzeni. O wiele szczęśliwsza była Harisson, u której co jakiś czas dało się znaleźć głazik, wyschnięte drzewko, albo postawioną na sztorc kolumnę. Z miejsca do jednej z nich podbiegła, użyła umiejętności „Przelot” by się pojawić na jej szycie, i znów (z już przeładowanym dzięki przelotowi magazynkiem) spamowała laserami w Krzaczastego. Ten się oczywiście zasłonił, nie musząc obawiać się o swoje zdrowie. Trza powiedzieć że jednak te lasery były całkiem mocne, bo o ile obrażeń nie otrzymywał: tak każde następne odpychało go na pół centymetra.

Chwila przerwy, Tarczownik wyścibił nos spoza swojej zasłony. Oponentka zeskoczyła z kolumny i wybiegła w stronę naspamowanych jak cholera głazów: jeden większy od drugiego. Szybko się rozejrzał i zauważył że za jakieś 200 metrów na skraju krawędzi platformy znajduje się pomost. Nie ma co! Szybko wybiegł do szarży: byle w jak najkrótszym czasie zmniejszyć dystans! Przeciwniczka znowu użyła możliwości przelotu przeładowując drugi raz swój wachlarz: granatowe lasery pomknęły jeden za drugim. Wszystkie w tarcze: trzeci przelot, trzecie przeładowanie. Sebastian już dopada pomostu, przyjmuje piąty, szósty, siódmy strzał aż nagle zonk. Będąc w połowie na moście nie padł ósmy laserowy pocisk. Zamiast tego, niczym jakieś rakiety, cztery jaśniejący punkty, po różnych torach lotu sunęły po niebie. Wszystkie wykręciły w kierunku kucharza by z każdej możliwej strony chwycić go w kleszcze. Ten natychmiastowo ruszył aby dobiec do końca pomostu, ale tam jak na złość rozszalała się wichura! Pociski sunęły, były tuż tuż. Kucharz zasłonił się tarczą, przyjął pierwsze uderzenie, drugie. Trzecie próbowało go brać od boku: odskoczył! Usłyszał za sobą czwarte: natychmiastowo, na jedną sekundę użył swojej umiejętności by zamienić się w parę. „Rakieta” przeleciała przez niego jak przez powietrze, by po kilku sekundach zatoczyć krąg. Wichura ustała, Dama dworu nie ustępowała w bezlitosnych atakach wciąż posyłając grad strzał.

„No zlitujcie się!” – Przeszło przez głowę Krzaczastego. Dobiegł w końcu do platformy, próbował schować się za pobliską kolumną ale już musiał użyć drugiego „Parowego Jestestwa” by nie dać się pociskowi trafić. Przeleciał przez niego próbując wykręcać nie wyrobił i uderzył w wysuszone drzewko.

Został jeden pocisk! Nie, czekaj, poprawka! Pięć, Harrison właśnie (czysto z automatu) wystrzeliła następne cztery samonaprowadzacze. W niebogłosy rozległo się jakże Polskie:

– Nosz kurwa!

Pierwszy trafił: dwa i pół punkta obrażeń! A potem po kolei: drugi, trzeci, czwarty jakoś nie wyrobił i zgłupiał na zakręcie, ale piąty uderzył pod same żebra! Łącznie za wszystko dziesięć punktów. Krzaczastego owe pociski zdążyły powalić, ten z trudem podnosił się z ziemi bo nic nie widział. Jedno takie trafienie powoduje dosyć duże problemy ze wzrokiem na 2-4 sekundy. Zasłonił się instynktownie, żadnego jednak ciosu nie zebrał. W końcu zaczął widzieć, rozejrzał się… Gdzie ona? Postanowił nie stać w miejscu, ruszył przed siebie… Bęc! Znowu Tajfun! I grad strzał! Tarczownik oczywiście się osłania, ale po trzecim strzale siła wiatru go po prostu porwała i uderzyła o głaz, zwiększając przy okazji dystans. Kolejne 10 punktów poszło w …

„Akhhhirin! „ – Krzyknął w myślach Sebastian, wymyślając sobie w głowie jakiekolwiek przekleństwo aby nie rzucać polskimi wiązankami za mocno. – „Robi se ze mną co chce”. Podniósł się i w sumie po raz pierwszy szczęście się do niego uśmiechnęło: mgła zaczęła się podnosić. Szybko. Wykorzystał to z miejsca: biegiem ruszył przed siebie. Oponentka pewnie teraz sama daje nogi za pas, ale całe szczęście gdzieś tam w tej mgle zauważył jak jej sylwetka mignęła. Ścigał ją więc bez ustanku. Wykręca w lewo, potem w prawo, kluczy między głazami. Mgła robi się coraz mocniejsza, niechybnie za dziesięć, może dwadzieścia sekund nie będzie w stanie zobaczyć czubka własnego nosa. W głowie pojawiły mu się miliardy pytań. „Co robić? Co robić? Co robić?!”. W końcu przypomniał mu się jeden informatyk, który u niego w restauracji zwykł mówić „Najprostsze rozwiązania problemów z reguły są tymi najlepszymi”.

W sumie… A kij z tym! Zamachnął się i rzucił chochlą w głowę wroga!  Spudłował, ale ta nie za bardzo zauważyła co obok niej przeleciało. Usłyszała tylko brzdęk i przewróciła się o broń swojego przeciwnika. Z miejsca wstała ale że mgła zrobiła się za gęsta to nie wiedziała w którym kierunku biegła. Usłyszała krzyczącego bojowo Kucharza, wyłonił się zza naturalnej zasłony i z miejsca przywalił pięścią prosto twarz Harisson! 10 punktów! Ta turlając się szybko postawiła się na nogi w przykucu, oddała kilka granatowych laserów, ale Sebastian zamiast się zasłonić… rzucił tarczą. Ta oberwała prosto w podbrzusze, co kosztowało ją 20 punktów obrażeń. Ze dwa jej lasery może trafiły. Ta odrzuciła tarczę ale w starciu bezpośrednim była bez szans:  Sebastian dobiegł i niczym kopniakiem „This is Sparta!” przewrócił ją z powrotem na ziemię. A następnie brutalnie, bez litości skopał jak się tylko da swojego wroga, by ta nie była w stanie kontratakować. Przy jednym z nich się przewrócił, wylądował na plecach. Chciał szybko wstać, ale tutaj przeciwniczka, sama go dopadła nie pozwalając mu wstać. Usiadła na nim odwdzięczając się pięknym za nadobne: teraz ona tłukła go pięściami. Ciosy padały za szybko i tak naprawdę Sebastiana zdrowo zamroczyło. W końcu jednak zasłonił się łokciami, chwycił za dłoń Harrison i przewrócił ją na bok. Wstał kulawo, podniósł tarczę. Lidica też się podniosła i przez opadającą mgłę zobaczyła jak Krzaczasty już do niego biegnie. Chociaż nie posiadała uszu aż tak szpiczastych jak te elfie, coś dziwnego wstąpiło w Sebastiana. Zamachnął się lewym ramieniem, uderzył tarczą prosto w szyję krzycząc z całych swoich sił:

– DUVVELSHEYSS! (z krasnoludzkiego: smocze gówno. Przekleństwo/obelga)

Kija wie ile w trakcie tej rozgrywki ubyło punktów życia. Pewnym jest na pewno że nieznana z wagi Dama zaczęła się dewirtualizować. Polak cofając się dwa kroki padł na dupsko i mocno dysząc spojrzał na wroga. Po chwili nim jeszcze jego wróg całkowicie się zdewirtualizował powiedział słyszalnie pod nosem „O kurwa… ja pierdolę…”

Sebastian wygrał, chociaż trza powiedzieć, że w restauracji po walce długo się zastanawiał czy brać udział w kolejnej walce.

Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments