Cassandra czuła się nadal trochę niewyraźnie. Raz na jakiś czas czuła pulsujący ból w głowie, ale jego siła była porównywalna może do lekkiego przeziębienia.
Tym razem spotkały się w jej domu, nie w kawalerce przyjaciółki. Cass była już po fryzjerze i makijażystce. Jej przyjaciółka nie pozwoliła nawet dotknąć swoich bujnych, czarnych włosów, ale makijażystka pomalowała ją cudownie. Blondynka zazdrościła przyjaciółce tak czystej i jasnej cery, ale musiała przyznać, że obie wyglądały bardzo dobrze.
Dwa dni wcześniej wybrały się na zakupy, oczywiście z pieniędzy Cassandry, i kupiły sukienki. W zasadzie do tego miały też kilka drobiazgów, ale kto by na to patrzył. Najwięcej wydały na kreacje.
Jej przyjaciółka po zmierzeniu mnóstwa sukienek różnego kroju, które nie do końca jej pasowały, zdecydowała się na srebrną suknię balową do kostek. Dolna część była szyta w tak zwany “syreni ogon”, a góra miała trójkątny dekolt, chociaż niezbyt głęboki.
Sukienka dziennikarki była zdecydowanie bardziej wyzywająca. Koktajlowa, do kolan. Ciemnoczerwona, z lekką falbanką u dołu i głębokim dekoltem. Kupiła też złotą bransoletę i wysokie, wiązane na kostce szpilki.
Czarnowłosa zdecydowała się na jasno niebieskie koturny, a przy biżuterii została codziennej, co nie było wcale wadą. Kolczyki świetnie podkreślały jej jasne oczy.
Były gotowe na wyjście, chociaż nadal było trochę czasu. Nikt jednak nie zabronił im być wcześniej. I tak musiały jeszcze poczekać na partnera, którego Cassandra zaprosiła. A miała na liście kilku.
***
Pojawili się w sektorze piątym, naprzeciw siebie. Całkiem miło, że raz widziała się z przeciwnikiem. Chociaż nie było co narzekać. Ta walka i tak miała być spokojna. Cassandra uśmiechnęła się do siebie.
Teraz walka, a potem gala. Zero stresu. Szczególnie, że może źle wpływać na zdrowie.
ー Miło znowu z tobą rozmawiać ー krzyknęła entuzjastycznie, do stojącej na wprost sylwetki.
ー Wzajemnie ー odpowiedział zniekształcony, mrukliwy głos z głośników. Zdecydowanie nie brzmiał najszczerzej ー… Lepiej się już czujesz?
ー Moi lekarze mówią, że nic mi nie jest. Organizatorzy prowadzą śledztwo, ale pewnie to tylko błąd. Zdarzają się. Tak czy inaczej, do walki się nadaję ー zapewniła, stając w pozycji do ataku. Rozgadała się jak zwykle.
ー To dobrze. Powodzenia ー odpowiedział krótko, nieczytelnym tonem głosu. Również przybrał pozycję bojową.
Cassandra jak zwykła robić, cofnęła się wpół kroku do tyłu. Nie chciała walczyć na całego, chociaż ostatnio też nie chciała, a jednak wygrała. Ale naprawdę nie czuła potrzeby zwycięstwa. Z Danielem była w dobrych relacjach, chociaż ledwo się znali, ale wydawał się miły. Poodpowiadał na parę pytań. Cofając się, przecięła powietrze, wymuszając na przeciwniku unik w stronę unoszącej się platformy. Miała już doświadczenie na tym sektorze, nie ważne jak bardzo go nie lubiła. Chyba żadnego sektora tyle nie analizowała.
Miała aż wrażenie, że wie, kiedy niektóre platformy się podniosą, ale było raczej mylne.
Z pewnym siebie uśmiechem, rzuciła szybko okiem na okolicę, szukając luki, z której mogłaby skorzystać. Przez unoszącą się platformę została zmuszona do cofnięcia się o kilka kroków do tyłu.
Przeciwnik, korzystając z przewagi wysokości, biegł w jej stronę. Cass zgrabnie wycofywała się, korzystając z ruchu platform. Nie miała szczęścia do wysokości, ale przynajmniej nic nie blokowało jej drogi.
Przemieszczając się przez dość niewielkie pomieszczenie w porównaniu do otwartej przestrzeni innych sektorów, dość szybko, odbijając się od bloków, można było dotrzeć do ściany. Cassandra, będąc w najdalszej chwilowo możliwej odległości od przeciwnika odwróciła się żeby jak najszybciej użyć cięcia. Celując z daleka miała oczywiście plan trafić. Ale dość szybko zdała sobie sprawę ze swojego błędu. Była to maksymalna odległość, więc dla Daniela oczywistym było, że najlepiej będzie go uniknąć. Oczywiście używając mocy. Ulatniając się, szybko zniknął z oczu Cass. Była niemalże pewna, że albo skryje się, żeby ją zaskoczyć, albo ruszy od razu w jej stronę. Ale wydawało jej się, że granie na zwłokę nie miałoby sensu.
Nie myliła się. Zaatakował ją z bliska, korzystając z teleportacji żeby uderzyć z góry. Celował dwoma mieczami, ale Cassandra korzystając z odległości pozostałej między nimi użyła cięcia żeby go odepchnąć. Oczywiście atak został sparowany, ale dał jej wystarczająco czasu żeby znaleźć miejsce do teleportacji. Oślepiając chwilowo przeciwnika i zyskując kilka sekund przewagi, gdy tylko znalazła się na drugim końcu pomieszczenia, znów wycelowała cięcie. Ataki po umiejętnościach były tak naprawdę jedynymi pewnymi uderzeniami w zasobie Cass. Nie każdy to widział, ale Daniel zdawał sobie z tego sprawę i unikanie szło mu ponadprzeciętnie dobrze.
Korzystając z chwilowego roztargnienia przeciwnika, skryła się za unoszącą się platformą. Przeciwnik doskonale zdawał sobie sprawę, w którym kierunku się teleportowała, ale nie miał pewności gdzie była teraz. Tak czy inaczej skierował się w stronę światła, równym biegiem. Schował broń, żeby w wypadku kolejnych uderzeń być mniej zauważalnym.
Cassandra cały czas była skryta za unoszącym się pod sam sufit blokiem. Nie stała jednak bezczynnie, pilnowała terenu. Musiała mieć drogę ucieczki w razie jakiejś pędzącej na nią platformy. Zerkała zza ściany, ale kompletnie nic nie widziała. Znaczy się – przeciwnika. Utrudniło jej to prowadzenie walki. Dlatego czekała tylko, aż którykolwiek z stojących obok słupów ruszy się korzystnie. Niekoniecznie nadszedł ten moment, więc wysunęła się zza platform powoli, nie zwracając na siebie za bardzo uwagi.
Zaciągnęła na czoło kaptur. Po ostatniej walce nie chciała go zostawiać, czuła, że będzie jeszcze jakoś potrzebny. Może mylnie. Ale jego obecność dodawała jej otuchy. Był jasno niebieski, w jedynie lekko jaśniejszym odcieniu niż sektor. Mógł służyć jako kamuflaż. Chociaż nie taki był jego użytek. Był dla niej jak talizman szczęścia. Prezent od brata.
Znowu poczuła to samo co w kilku poprzednich walkach. Nagły błysk przed oczyma. Podczas walk czuła się znacznie wyczulona na ruch. Odwróciła głowę w lewo w idealnym momencie, blokując ostrzem atak przeciwnika. No to teraz tylko nie dać się zepchnąć z unoszącej się platformy.
Niewidzialne ostrze ledwie zablokowało dwa silne miecze Daniela. Musiała przyznać, był silny, już kilkukrotnie ją zepchnął. Ale tym razem nie mogła na to pozwolić. I miała w zanadrzu idealną odpowiedź na jego próbę.
Ich bronie się ścierały. Przeciwnik był świetny z mieczami. Nie była w stanie zdobyć nawet pojedynczego punktu, próbując przejść do ataku. Właściwie widocznie cały czas była w defensywie. Starała się utrzymać miejsce i w miarę możliwości powiększyć przewagę punktową. Bezskutecznie. Przynajmniej w miarę faktycznie udawało jej się stać w miejscu, mimo swojej tendencji do cofania się. Tak, to też grało przeciwko niej.
Był niezły, wykorzystywał jej wady.
Ciągle uderzał w jej ostrze, ale Cassie udawało się stać spokojnie. Zauważyła, że mimo wprawy w walce, nie był jednak aż tak silny. Ostatnie razy, gdy uderzył ją z siłą, miał przewagę wysokości. Na tej samej powierzchni, pomimo jego pewnej przewagi w sztuce walki, nie miała aż takiego problemu z odpychaniem go. Ale mimo to jej ręce zostały kilkukrotnie draśnięte. Niewidzialność ostrza nie zawsze była atutem.
W pewnym momencie jednak platforma, na której stali, lekko się osunęła. Cassandra potknęła się i instynktownie sunęła nogę do tyłu. Jej przeciwnik został od tyłu zablokowany przez inny poziomy blok. Było ciasno, a przed chwilą byli w otwartej przestrzeni.
Daniel został pchnięty przez platformę za nim. Dziennikarka odbijając się od ściany uderzyła nogą o szparę w podłodze, próbując odzyskać równowagę po poprzednim potknięciu. Od kilku sekund nie wiedziała kompletnie co się dzieje. Chciała użyć odrzutu, ale w tej odległości byłby on kompletnie bezużyteczny.
Ledwo sparowała uderzające na nią z na wprost miecze. Byli w sztucznym pomieszczeniu mającym zaledwie kilka metrów.
Była w przegranej sytuacji. Dopóki nie wrócili na otwartą przestrzeń, nie mogła tak naprawdę nic zrobić.
Zażarcie odbijała tyle ataków ile mogła, aż w pewnym momencie jej ostrze wysunęło się z ręki. Potrzebowała kilku minut, żeby przywołać nowe. Tak, niewidzialność zdecydowanie potrafiła być wadą.
~ Cholera ~ mruknęła do siebie w myślach.
ー Koniec? ー spytał zniekształcony głos.
ー Chyba tak. I tak długo to przeciągnęłam, nie sądzisz? ー zaśmiała się, szczerze się uśmiechając.
ー Zgoda.
Cassie miała ręce uniesione w znaku przyjęcia przegranej. Daniel nakierował na nią miecze.
ー Do później? ー spytała, przybliżając się do broni przeciwnika.
ー Do później.
***
Muzyka była miła dla ucha. Kilka par tańczyło na środku sali, reszta gości zajęła stoliki po bokach i prowadziła przyciszone rozmowy przy winie i wykwintnych daniach.
Calys popijała wino, nie zwracając uwagi na niezręczną ciszę przy ich stole. Cassandra próbowała jeść, ale nie była zbyt głodna, więc grzebała bez powodu w talerzu, czując się dość niezręcznie. Miała wielką ochotę posączyć trunku z przyjaciółką, ale nie był to najlepszy pomysł po jej ostatnim załamaniu w zdrowiu. Po za tym, nie była pewna, czy wypadało przy Danielu. Może i go zaprosiła, ale niezbyt wiedziała jak się przy nim zachować. To nie był wywiad. Po za tym, chłopak był niewiele starszy od jej młodszego brata.
Daniel widział, że obie kobiety czują się nieswojo. Sam też czuł się niepewnie, widząc tu Calys. Cassandra co prawda wspominała mu o swojej przyjaciółce, ale nie spodziewał się, że będzie to ta sama dziewczyna, która brała udział w ostatniej edycji aren.
Westchnął.
– Cassie, w sumie, nie pytałem cię o to, ale dlaczego zgodziłaś się na udział w turnieju charytatywnym?
– Emm… – zaczęła, odkładając widelec. Odwróciła wzrok na Calys – Wiem, że otwarcie mówiłam o testowaniu swoich umiejętności i innych takich przeciętnych rzeczach, ale w zasadzie robię to dla niej – skinęła głową na przyjaciółkę.
– Cassie… – Calys spiorunowała ją wzrokiem. Odstawiła lampkę wina i oparła się o stół.
Jej reakcja od razu poprawiła Cassandrze humor.
– No, tak właściwie, to panna Jaques chciała pójść na randkę z gościem, z którym przegrała – zaśmiała się, odsuwając od przyjaciółki jej napój. Calys potrafiła zachowywać się bardzo skrajnie po alkoholu.
Czarnowłosa cała poczerwieniała na twarzy. Trudno było powiedzieć, czy była tak zła na Cassandrę za zdradzenie jej “sekretu”, do którego nawet się nie przyznawała, czy zalała się rumieńcem.
Normalnie zaczęłaby się kłócić, ale jednak byli w miejscu publicznym. W formalnym otoczeniu. Więc ścisnęła tylko pięść pod stołem i ścisnęła usta.
Cassandra znów skinęła na nią głową, bardzo ożywiona całą tą sytuacją.
– Hmm? – Daniel zawiesił się na chwilę. – Kogo masz na myśli..?
Calys westchnęła, zirytowana. Zacisnęła usta, zastanawiając się, czy mówić, czy nie. W końcu wyręczyłą ją Cassandra.
– Seriz Cortez.
Daniel zbladł. Wyraźnie zbladł. Zdobył się jednak na delikatny uśmiech.
– Och… To ten w masce, tak?- zapytał nerwowo. Wydawać się mogło, że trochę mu duszno.
– Ta, wiesz, ten tajemniczy i w ogóle – Cassandra ciągnęła. Poczuła potrzebę pomęczenia przyjaciółki jeszcze chwilkę – Calys lubi takich mężczyzn najwyraźniej.
– Przestań – Calys fuknęła na nią, wywołując jej śmiech.
Daniel zmusił się, by także się zaśmiać.
– Oboje przestańcie.
– Skoro prosisz. – Cassandra wzruszyła ramionami, po czym wróciła do poważnego tonu – Rozmawiałam z twoim bratem. Starałam się ignorować jego docinki na ciebie, ale tak czy inaczej, muszę się z nim zgodzić, że w swoim wieku potrzebujesz partnera.
– Mówi stara panna – skwitowała Calys.
– Ty też zaraz nią zostaniesz – odgryzła się dziewczyna. Po chwili pstryknęła palcami i spojrzała na Daniela. – Może zatańczycie? Uratujesz drogi Danielu tą pannę przed mym losem? – zapytała teatralnie.
Daniel uśmiechnął się niepewnie.
– Nie umiem tańczyć.
Cassandra prychnęła, wstając. Zachwiała się, jakby wypiła już trochę za dużo. Okrążyła stolik i podeszła do Daniela.
– Wstawaj. Dasz radę – złapała go pod ramiona i uniosła.
Calys prychnęła śmiechem, widząc to.
– Nie mogę tańczyć. Kuleję.
– Nie kulejesz. Widziałam, jak tu szłeś.
– Kuleję.
– Calys, zatańczysz z nim? – dziewczyna zupełnie go zignorowała
– Pewnie – odpowiedziała. Wystarczyło jej wina, żeby być w tanecznym nastroju. Nawet, jeśli partner nie specjalnie jej podchodził.
Cassandra podniosła się lekko żeby powiedzieć mu coś do ucha.
– Może nie wygląda, ale tańczy świetnie. Nawet jeśli faktycznie nie umiesz, to powinna cię poprowadzić – puściła do niego oko, po czym odwróciła krzesło i usiadła przodem do parkietu, mimo woli łapiąc lampkę wina.
– Oczywiście, że nie umiem – prychnął, stukając ręką w nogę. Rozbrzmiał cichy dźwięk uderzania o sztuczne tworzywo.
Calys dostąpiła do chłopaka. Ten prychnął, ale złapał ją za rękę.
Nawet się nie odwracając pociągnęła go za sobą w tłum ludzi. Daniel odetchnął, zdając sobie sprawę, że w tak zapełnionym miejscu nikt nie zwróci uwagi na jego utykanie.
Calys mniej więcej pomogła mu z pozycją, po czym skinęła głową, żeby próbował za nią. Nie było tak źle. Z samym ruszaniem się do muzyki nie miał problemu, gorzej było ze skoordynowaniem ruchów. Partnerka ruszała się szybko i zgrabnie, dając mu sporo miejsca na ewentualne pomyłki. Których za pewne nie brakowało. Ale nie zwracała na to specjalnie uwagi. Kiedy raz nadepnął jej na szpilki, tylko zachichotała, po czym ciągnęła dalej.
Nikt za specjalnie nie zwracał na nich uwagii, zlewali się z tłem. Chociaż zdenerwowany Daniel często odwracał wzrok patrząc na innych tancerzy, co skutkowało potknięciami, albo kolejnym odbiciem buta na jasno niebieskich szpilkach Calys.
Nagle jednak rozległ się szmer. Potem głośniejsze poruszenie. Muzyka ucichła. Zdezorientowani tancerze rozglądali się po pomieszczeniu. Daniel szybko zauważył, że tłum zbiera się tam, gdzie przed chwilą siedzieli. Calys była jednak pierwsza, która poznała, dlaczego.
– Cassandra! – krzyknęła, rzucając się w stronę przyjaciółki.