[Walka 11-2] Cassandra Ann Benoir vs Sebastian Krzaczasty

Każdemu z nas zdarzy nie raz wdepnąć w porządne tarapaty. Czasami sami się o nie prosimy, czasami tarapaty proszą się o nas. Ten ostatni przypadek tyczy się Cassandry Benoir: uczestniczki aren charytatywnych, która miała akurat tego pecha że wracając z wirtualnego muzeum, wpadła w grupę nieprzyjemnie wyglądających gości, mających porachunki z jakimś klientem. Z aparatem w dłoniach. Biegła teraz ile tylko sił w nogach, aby nie dać się złapać. Za sobą miała jakąś szóstkę przeciwników, nie było więc mowy o sensownej walce. Szybko odwróciła głowę, zauważyła że jeden z nich zaczyna ją doganiać.

– Nie ma co, czas znikać! – Przestraszyła się już na dobre i postanowiła użyć swojego reporterskiego asa w rękawie: szybki teleporter. Potrafi on przenieść użytkownika do jednej z kilku ostatnio odwiedzonych lokacji. Nacisnęła guzik na przedmiocie przypominający swym wyglądem zegarek, i nagle w błysku białego światła zniknęła.

Świat jej na chwilę się zaciemnił przed oczami. Gdy się zrobiło jaśniej, ujrzała zbliżającą się w jej kierunku podłogę. To troszku zabolało, wstała, rozejrzała się: znajdowała się w restauracji w której pracuje jej dzisiejszy oponent Aren: Sebastian Krzaczasty.

– Lucky! – Rzuciła zadowolona po cichutku. Wiedziała że owe teleportery da się namierzać, także czym prędzej przemknęła między stolikami dążąc do wyjścia. W tym momencie na tyłach przybytku pojawiła się szóstka bandyterii, jeden z nich wylądował plackiem na stole, przy którym stołował się jeden z klientów.

– Ach! – Rzucił niezadowolony. – Prosto w jakieś ciasto! – Rozejrzał się szybko. Dostrzegł reporterkę, wskazał ją palcem wołając „Tam jest!”. Już chciał się do niej wyrywać, kiedy jeden z klientów szarpnął go za bark. Wysoki, niebiesko włosy trzydziesto latek patrzył na niego srogim wzrokiem:

– Ten sernik kosztował.

– Spadaj, albo będziesz miał problemy. – Rzucił mu groźnie ubrany gotycko czarno-włosy mężczyzna. Badał wzrokiem niebiesko włosego, ten jednak zamiast kozaczyć krzyknął tylko w stronę kuchni:

– Gruździk! Niezadowoleni klienci do ciebie!

Z kuchni wylazł ogromny jak dąb kucharz. Spojrzał na sytuację, zawołał swoich, wyszło z nich jeszcze kilku następnych. Cassandra się temu po cichutku przyglądała, teraz niczym Różowa Pantera, na paluszkach już sięgała drzwi wyjściowych. Wtem się jednak zamknęły. Kilka metrów dalej, Sebastian Krzaczasty zauważając swoją oponentkę w dzisiejszych arenach, wcisnął na ladzie guzik tym samym zamykając wszystkie dostępne wyjścia. Po jego dłoniach widać było, że to właśnie on robił dzisiejsze serniki. Wyszedł zza lady pewnym krokiem, nim jednak dotarł do Ann Benoir spojrzał na lewo na swoich kumpli, bo sytuacja rozgorzała na dobre: Kucharze sięgnęli po patelnie z wałkami, bandyteria za krzesła, co zapoczątkowało restauracyjną burdę!

Jeden z gotycko ubranych jegomości wyrwał się z bezpośredniej walki i natychmiast pomknął ku stojącym uczestnikom aren. Dziewczyna użyła swojej w sposób nieznaczny swojej mocy, aby Odrzutem rzucić stołem prosto na nadbiegającego napastnika. Oberwał w twarz, przewracając się na podłogę. Sebastian z Cassandrą uchowali się przed nadlatującym krzesłem, kryjąc się za przewróconym stołem.

– Mój. Sernik! – Troszku rozzłoszczony Krzaczasty spojrzał niemiłym wzrokiem na dziewczynę. Przywołał do prawej dłoni chochlę.

– Spokojnie, mogę ci to zaraz wszystko wyjaśnić! – Próbowała opanować kucharza przed staniem się jej następnym oponentem w tej dzisiejszej sytuacji. Ten jednak jej nie zaatakował, wstał gwałtowanie i wymachem uderzył nadciągającego dresa prosto w jego głowę.

– Kasa albo praca! – Zdzielił po dłoniach następnego twardziela. Za sobą usłyszał huk, dziewczyna w trymiga Odrzutem wywarzyła drzwi i poleciała w długą dystansową. Ten z niedowierzaniem popatrzył na opuszczającą go z tym wszystkim konkurentkę. Niewiele się namyślił, zawołał do swoich kolegów „Zostawiam to wam!” i pomknął ścigać sprawczynię całego zamieszania. Gonił ją przez kawał niezłej drogi, sceneria się zmieniała aż oboje dobiegli do między sektorowego portalu. Dalej spotkali się dopiero na Arenie. Gdy oboje stanęli naprzeciwko siebie, wyjątkowo rozmowny dzisiaj Sebastian zawołał w jej kierunku:

– Płać!

– Oj, przepraszam! Mam dzisiaj zły dzień! – Wykrzyczała z siebie Benoir. – Nie zrobiłam wam tego specjalnie, odkupię ci wszystko po walce.

– Uhhh… – Wymamrotał Krzaczasty. Chyba się zgodził. Widząc to rzuciła z zadowoleniem:

– No dobra, w takim razie do dzieła! Złap mnie jeżeli potrafisz! – Krzyknęła rozpromieniona w jego kierunku, znowu dając dyla! Sebastianowi chyba jakiś tik nerwowy się od tego uaktywnił, jego brew co chwila podskakiwała. Zamachnął się solidnie i silnie rzucił wzwyż swoją tarczą. Ta pomknęła w niebiosa, ruchem parabolicznym delikatnie zwolniła i teraz całą swoją mocą kinetyczną pędziła po ukosie na dziewczynę. Omal jej nie ścięło przy tym głowy. Ta zatrzymała się natychmiastowo jak wryta, gdy ten dziwny kształt spadł dwa metry przed nią prosto w ziemię. Zdążyła się delikatnie obrócić w tył, by dostrzec że Krzaczasty nie próżnował: sprintem zaskakująco szybko zmniejszał dzielącą ich odległość. Dziewczyna wystrzeliła swoje niewidzialne ostrze, ale wtedy Polak na ułamek sekundy zmienił się w parę. Jej atak po prostu przez niego przeleciał jak przez powietrze, chłopak z pary z powrotem zamienił się w człowieka i teraz atakiem z prawej dłoni pod skos próbował swoją chochlą zadać obrażenia. Cassandra się uchyliła i przeszła do kontrataku: ponownie cisnęła w niego niewidzialnym ostrzem. Sebastian kucnął omijając atak i rzucił się na przód z chochlą.

Dziewczynie w ułamku sekundy przeszło przez myśl, że jeżeli nie zwiększy odległości to nie ma szans na wygraną. Odpowiedziała Odrzutem: moc oboga z nich cisnęła z dala od siebie. Oboje przypłacili tym samym jakieś 10 punktów obrażeń, ale Cassandra już miała większe pole do popisu. Im dalej od niego się znajduje tym obrażenia ma mocniejsze! Jej ukryte ostrza były teraz delikatnie potężniejsze: zmusiła na chwilę kucharza by ten schował się za swoją tarczą. Chłopak wykorzystał stary już dla siebie trik: chowając się za olbrzymią pokrywą od garnka, mógł powoli posuwać się do przodu bez narażenia własnego zdrowia. Usłyszał ciche wianie wiatru: powoli wzmagała się burza piaskowa. Wbił swoją tarczę w ziemię. Reporterka zauważywszy to spróbowała Odrzutem wyrwać mu tą tarczę z podłoża, na niewiele jednak to się zdało. Ten za to zrobił inną rzecz: Jednym susłem wspiął się na tarczę, a następnie z wyskoku rzucił na swoją oponentkę.

Ta wystrzeliła w niego swój pocisk: znowu jednak przemknął przez niego jak przez powietrze. Zaatakował, dziewczyna wykonała unik na ziemię, ale nie wystarczający: po barku właśnie przejechało jej 10 utraconych punktów życia. Ta raz, dwa wstała z podłoża i sprintem wybiegła w kierunku tarczy. Sebastian okazał się tym razem delikatnie szybszy, więc Benoir zaczęła się bawić w ciu ciu babkę przy tarczy: gdy ten chciał ją zajść z lewej, ona uciekała na prawo. Raz po raz próbowała zza węgła uderzać niewidzialnym ostrzem. Bawili się tak chwilę, aż przyszła burza piaskowa.

– Nareszcie, moja szansa! – Rzuciła Reporterka. Wykonała na tarczy Odrzut, uleciała parę metrów i w try miga dała nogi za pas. Mniej więcej pamiętała w którym kierunku było do filarów, z tego miejsca mogłaby dowolnie się teleportować i nękać swojego nieprzyjaciela. Biegła więc tam bez wytchnienia, stale zwiększając swoją odległość. Korzystając z faktu, iż podczas owej burzy widoczność jest bardzo utrudniona: przeteleportowala się na szczyt filaru korzystając z Dalekiej Gwiazdy. Teraz tylko poczekała, aż pogoda się uspokoi.

Tarcza wciąż stała wbita tak jak stała wcześniej. Rozejrzała się, Sebastiana nigdzie nie widziała. Założyła że może się kryć za tarczą, także pokazowo, z zamachem strzeliła niewidzialnym ostrzem. Dystans był już tak duży, że uderzenie spokojnie wyrwało kawałek blachy z podłoża i cisnęło daleko, hen daleko w przestrzeń!

– No dobra, więc gdzie nasz fan bigosu się znajduje… – Powiedziała po cichu sama do siebie. Nigdzie go nie było.

Tymczasem nasz Sebastian w momencie jak się zrobiło z burzą gorąco, opuścił swoją wierną pokrywę od garnka. Zobaczywszy owe kolumny sam uznał je za dobrą pozycję snajperską, więc troszku innym torem, ale sam pognał w tamtą stronę. Właśnie skończył się po cichutku wspinać. Stał teraz za rozglądającą się w dal Cassandrą. Krocząc na paluszkach niczym Różowa Pantera zbliżył się do niej, przyjął pozycję bejsbolisty, chwycił oburącz swoją chochlę i taki zamach wykonał, że zdewirtualizował dziewczynę natychmiastowo. Chłopak tylko sam sobie na pozytywne potwierdzenie załatwienia sytuacji chrząknął „Yhm!”, po czym sam zniknął z pola bitwy.

Gdy Kucharz pojawił się w poczekalni Aren, zastał czekającą na niego, opierającą się Cassandrę Ann Benoir. Spojrzała na niego mówiąc:

– Niech ci będzie, załatwiłeś mnie. Masz może ochotę na kawę?

Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments