Tamara przykucnęła na pędzącej w górę platformie, starając się chwilę odsapnąć. Walka trwała od dobrych kilkunastu minut i nic nie wskazywało na to, by ktokolwiek miał ją wygrać. Mieli podobną ilość punktów. Od kiedy wytrąciła Loyydowi jeden z mieczy, gdy platformy ruszały się po raz pierwszy, nie zadali sobie ani jednego obrażenia. Odbijali nawzajem swoje ciosy, a wszystko działo się na tyle szybko, że dziewczyna nie miała szansy wyjąć noży. Loyyd był całkiem niezły, jak na trzynastolatka. Musiał nieźle trenować, po tym jak przegrał z Melanie. Zresztą Tamara też. Przetrzepali ją porządnie. Jeśli tym razem też przegra, może zapomnieć o udziale w kolejnych edycjach.
Kora przestała się ruszać, więc dziewczyna wstała. Rozejrzała się wokół i roztoczyła wokół siebie głośną falę dźwiękową. Była prawie pewna, że Loyyda nie ma na platformie, bo raczej by to wykorzystał, ale wolała nie ryzykować. Podeszła do krawędzi, spojrzała w dół. Nie było daleko do niższych platform. W razie potrzeby zdoła bez przeszkód zejść na dół. Wyjęła nóż, wzdychając ciężko. Powinna najpierw namierzyć przeciwnika, zanim zacznie działać. Dźwięk nie dawał jej zbyt dużych możliwości ataku. Poza tym już zdradziła swoją pozycję. Wystarczyło poczekać. Liczyła, że Loyyd spróbuje ją podejść. Wtedy ogłuszy go regenerującą się od jakiegoś czasu siłą ataku, i wykończy go mieczem, czy tam nożem. Od biedy, jeśli zauważy go wystarczająco wcześnie, może po prostu trafić go nożami. Trzech strzałów w głowę na pewno nie przetrzyma.
Chłopak pojawił się dosyć szybko. Widziała kątem oka, jak wspina się po platformach, starając nie dać się zauważyć. Liczył na to, że z tej odległości Tamara nie zwróci na niego uwagi. Cóż. Kolejny plus dla niej – zwróciła. I w razie potrzeby miała inną drogę ucieczki. A schodzić w dół jest o wiele szybciej, niż wspinać się pod górę. W końcu Loyyd załączył swoja umiejętność, więc należało chwilowo się wycofać. Dziewczyna zeskoczyła na niższą platformę, pobiegła do kolejnej. Miała nadzieję, że Loyyd nie będzie na tyle bystry, by się cofać, tylko pobiegnie za nią. W końcu od któregoś momentu będzie schodziła tą samą drogą, po której on przed chwilą szedł. Źle, że nie mogła go zobaczyć. Musiała być czujna. Dresiarz. Jak ona nienawidziła dresiarzy. W mieście, w którym miała siedzibę jej Gildia była taka grupka. Szczęściarze, mieli naprawdę przydatne moce. Dobrze, że niektórych nie dało się używać w miastach…
Tamara rozproszyła się na tyle, że nie zauważyła załamania wirtualnego powietrza. Ataku uniknęła tylko dzięki cichemu świstowi. Szybko podniosła miecz i odepchnęła ostrze. Loyyd, już w pełni widoczny, stał tuż obok.
~Bystry dzieciak ~ pomyślała. ~ Zauważył.
Odskoczyła i przyjęła pozycję obronną. Czekała na jego ruch. Rzeczywiście zaatakował. Mimo wszystko nie domyślił się, że to pułapka. Tamara wydała polecenie. Przeraźliwy pisk rozległ się w Korze. Chłopak stanął jak słup. Oczy wychodziły mu z orbit, usta ułożyły się w niemym krzyku. Tamara miała tylko kilka sekund. Rzuciła nożem między oczy i pobiegła w jego stronę, wyciągając drugi. Cięła mieczem, potem wbiła mu nóż w serce, mimo, że już chwilę wcześniej pojawiła się animacja dewirtualizacji. Przekręciła go jeszcze. Oddychała szybko. Czuła satysfakcję. Chętnie wbiłaby nóż w Charlesa. Prosto w serce. Przebiłaby go na wylot…
Subscribe
Login
0 komentarzy