[RUNDA 2-2] Charles Soule vs Melanie Dunbar

Co dla ciebie?

– Sok wiśniowy.

– Nie kamikaze?

– Sok.

Barman nie drąży tematu i idzie wykonać zamówienie złożone przez dziewczynę. Odprowadza go przez chwilę wzrokiem, po czym patrzy pusto na ladę i stuka paznokciami o nią.

Przygląda się swojej dłoni. Ma na niej wiele siniaków, otarć, a po wewnętrznej stronie naklejony profilaktycznie opatrunek. Zgina wszystkie palce ostrożnie – z każdym kolejnym ruchem czuje palący ból, który przypomina jej wszystkie mordercze treningi. Ile razy rezygnowała ze spotkania z koleżankami, czy spędzenia wspólnego czasu z ojcem, żeby porządnie się przygotować.

Dziewczyna miała zwyczajnego farta. Żałosne.

Te słowa prześladują ją niemal cały czas. On miał rację, miała mnóstwo szczęścia. Gdyby atak Loyyda nie był w stronę sygnetu, z pewnością byłaby dużo spokojniejsza i mogła skupić się na czymś zupełnie innym. Po co ona w ogóle się zgodziła w tym wziąć udział? Ma tylko piętnaście lat, a zgoda na udział w Arenie została perfekcyjnie przez nią podrobiona.

– Mówiłem, że pójdzie łatwo – krzyczy ktoś, po czym śmieje się grupa biesiadników.

– Mistrz jest tylko jeden! – komentuje dziewczyna, która daje mężczyźnie buziaka w policzek. Pewnie to jego ukochana, albo bliska koleżanka.

Melanie odwraca wzrok na ekran telewizora. Pokazują wyniki z pierwszych starć.

W notowaniach bukmacherskich zajmuje ostatnie miejsce.

Prawie nikt nie daje jej szans.

Nie jest z tego powodu zadowolona – nigdy nie lubiła być najsłabszym ogniwem. Zawsze czuła się, jakby kogoś zawiodła. Kogoś? Może samą siebie? Matki nie ma jak zawieść, bo jej nawet nie zna. Ojciec jest dumny nawet, jak powinie się jej noga. Przynajmniej tyle pokazuje.

– Zaraz będą pokazywać pary półfinałowe! – krzyczy ta sama kobieta, która wcześniej wiwatowała zwycięstwo swojego znajomego.

Melanie milczy. Powinna z ekscytacją spoglądać na ekran, aby poznać swojego drugiego przeciwnika. Jednak nie potrafi. Jest zmęczona tym wszystkim. Chce już to wszystko skończyć i wrócić do normalności.

Patrzy na ogromny ekran, który wisi dumnie na ciemnoczerwonej ścianie. Wszyscy na niego patrzą. Za chwilę wszystko będzie wiadome. Barman przynosi dziewczynie sok.

– Kurwa mać – mówi po cichu i uderza pięścią w stół. Sekundę później żałuje tego, co zrobiła – szybko ją zabiera i chowa, kuląc się z bólu. Czuje, jakby ktoś przejechał jej po skórze rozgrzanym nożem. Leci jedna, dziewicza łza po prawym policzku, a zęby są twardo zaciśnięte.

– Nic ci nie jest? – pyta ciepło jakaś osoba. Melanie podnosi się i zauważa brodacza.

– Wszystko dobrze. Dziękuję za troskę.

Po tych słowach wychodzi z baru. Zostawiła w nim ponad połowę soku, ale nie myśli o nim. Jej strata, przynajmniej barman trochę zarobił.

Jutro walka z Charlesem Soulem.

Jutro walka z tym od drinka.

Jutro walka.

Jutro.

 

—————————————————————————————————————————

 

Dunbar idzie pewnym krokiem do szatni, aby zalogować się. Liczy, że zdążyła przyjść przed swoim przeciwnikiem. Czuje, jak spływa jej zimna kropla potu po karku. Czym się tak denerwuje? To tylko walka. Nawet, jak przegra, to niewiele straci. Jest w najlepszej czwórce.

W przeciągu kilkunastu sekund zmienił się jej wygląd oraz strój. Przydużą czarną bluzę, szary dres i zwykłe buty sportowe zamieniła zielona spódnica oraz posrebrzane buty na obcasie sięgające za kolano. Czarna góra stroju niezmiennie zlewa się z długimi włosami. Nie jest już blondynką z delikatnym odrostem. Cały czas widać szeroki pas, zdobiony przeróżnymi szlachetnymi kamieniami oraz maleńkimi, okrągłymi lustrami. Na głowie dumnie leży śnieżnobiały wianek.

Próbuje delikatnie poruszyć dłońmi. Brak bólu. Idealnie.

– Dzień dobry, droga panno.

Melanie spogląda posągowo w lewą stronę. A więc przyszedł wcześniej.

Charles Soule. Dwudziestojednolatek, najprawdopodobniej ma dziewczynę. Obecnie nie pracuje. Jest na drugim miejscu w notowaniach bukmacherskich. Ma na sobie czarny kombinezon ze spiralnym motywem, a oczy są prawie całe zakryte przez gogle. Uśmiecha się zadowolony do swojej przeciwniczki. Po raz pierwszy będzie walczyć z osobą, którą wcześniej chociaż znał. Poznanie kosztowało go jeden drink. Ale za to jaki dobry!

– Nie przywitasz się? – pyta mężczyzna. Melanie nie odpowiada, co go zaskakuje. Unosi brwi do góry, jednak ona nadal nic. Czy to specjalna taktyka tej młodej panny? Myli go to zachowanie.

 

180 sekund do rozpoczęcia.

 

Nadal trwa cisza pomiędzy przeciwnikami. Melanie nadal patrzy na niego pustym wzrokiem. Nie chce tutaj być, ale wie, że za rezygnację grozi jej surowa kara. Jest zmęczona, chociaż walka nawet nie rozpoczęła się na dobre.

– Niepotrzebnie wtedy kłamałaś – odzywa się Charles, a jego słowa potwierdza ciągnące się echo. Dziewczyna nadal nic nie mówi, co dziwi jej przeciwnika coraz bardziej. Sprawdza, czy nie dzieli ich przypadkiem jakaś niewidzialna ściana. Okrąża dookoła swoją przeciwniczkę. Wszystko działa.

 

60 sekund do rozpoczęcia.

 

– To nie moja wina, że mało kto w ciebie wierzy. Nie masz o co się obrażać.

Melanie tylko oddycha, nawet nie patrzy na chłopaka. Poczeka grzecznie sobie, jak zacznie się walka. Jak ona ma go pokonać? W jaki sposób pokonać jednego z faworytów do wygranej? Średnio co godzinę zamienia się miejscami w tabeli z Tadeuszem.

Bestia z Xan Guldur. Więcej legend, niż prawy o nim. Ma nad nią największą kontrolę.

 

30 sekund do rozpoczęcia.

 

>> Witaj, Melanie. Twoim przeciwnikiem będzie Charles Soule. Walczyć będziecie w Sektorze Górskim, aż do finałowej dewirtualizacji. Powodzenia! <<

– Po swojej wygranej wydawałaś się bardziej wygadaną osobą – żachnął się Charles. Dziewczyna odwraca lekko głowę w stronę swojego rywala.

– A ty wydawałeś się wyższy.

Purpurowe światło zalewa całe pomieszczenie. Widzą przez sekundę tylko swoje sylwetki.

„ Dasz radę, zrób to dla swojego ojca. Zrób to dla informacji.”

 

SEKTOR GÓRSKI

Najbardziej znienawidzony przez wszystkich sektor, gdzie nigdy nie można być pewnym, że stąpa się po bezpiecznym terenie. W każdej chwili możesz wylądować z głową w chmurach, nie czując nawet ich miękkości. Poruszające się platformy zmylą nawet najbardziej doświadczonego wojownika.

Charles rozgląda się dookoła. Nigdy nie wiedział tego sektora, ale wie wiele o jego działaniu. Musi się jak najszybciej poruszać, inaczej podniebny klimat go pokona, a nie wysoka dziewczynka.

Idzie do przodu i próbuje znaleźć swoją ofiarę. Każdy kolejny krok jest coraz to bardziej przemyślany. Tętno mu podskakuje, kiedy jeden schodek chociaż odrobinę zadrży. Co kilka metrów podskakuje co dwa lub co trzy.

– Gdzie jesteś, Melanie? – pyta głośno Soule, chociaż wie, że mu nie odpowie. Wtem w mgnieniu oka czuje, jak coś podcina mu nogi. Zalicza spotkanie z bordową ziemią. Unosi wzrok i widzi winowajcę jego upadku.

Widzi, jak dziewczyna w zielonej spódnicy przebiega zgrabnie ruchome schodki i ucieka dalej. Szybko podnosi się i rzuca swój śnieżnobiały nóż prosto w jej głowę. W ostatniej chwili schyla się, a broń utyka w tunelu.

Nie jest zadowolony. Teraz będzie musiał ją gonić i bawić się w wilka poszukującego zająca.

 

– Tutaj mnie jak na razie nie znajdzie.

Zmęczona dziewczyna zatrzymuje się po długim biegu przez lawinę schodków zarówno tych sektorkich, jak i własnych. Nadal czuje, jakby sygnet chciał za wszelką cenę wypalić skórę. A jest już niebieski. Może się popsuł? Sama nie wie.

Gdy siedzi oparta plecami o chłodną, chropowatą, cyfrową skałę, zauważa czarną kulkę z przezroczystym elementem na widoku. Zaciekawiona podchodzi do niej i kuca blisko niej. Nie widziała w sektorze polarnym podobnych kulek. Unosi ją delikatnie do góry, po czym obraca w lewej dłoni.

Przecież to jest kamera, jak mogła tego nie zauważyć na samym początku?

Oburzona nią Melanie rzuca w otchłań, gdzie po chwili maleńką kamerę zabierają cyfrowe chmury w nieznane nikomu miejsce. Delikatnie wychyla się za teren. Słyszy podejrzane buczenie. Unosi lekko głowę, a następne atakuje przed siebie. Garść pnączy odbija się od niewidocznej kreatury i znika.

Jest na końcu sektora. Pomimo tego, obserwują ją.

– O, tutaj jesteś! – krzyczy zadowolony Charles. Nawet nie musiał długo szukać swojej ofiary. Rzuca perfekcyjnie nóż prosto celując w jej głowę. Tym razem odchodzi w tył, a broń odbija się od nieznanej przeciwnikom kreatury. Soule nie wie, co to było.

Nagle widzi swoją broń w dłoni dziewczyny.

– Oddaj to.

– Dasz mi wygrać, to odzyskasz.

Na te słowa mężczyzna wybucha śmiechem. Co ta dziewczynka sobie myślała? Że wygra szantażem emocjonalnym? Jaka szkoda, że nie zna jego umiejętności dodatkowej. Mógłby użyć jej właściwie teraz, ale po co? Niech ma element zaskoczenia. Zachciało się młodocianej zabawić w partyzantkę, to niech ta gra trwa.

– Oddaj to, Melcia…

Melcia? Co za paskudne zdrobnienie.

Charles robi jeden krok do przodu, co zauważa dziewczyna, która robi dwa do tyłu, stojąc jeszcze bliżej krawędzi. Nóż trzyma nad przepaścią.

– Skoczę razem z nim. Daj mi wygrać!

Jest strasznie zdesperowana. Nie pomogą jej bukmacherzy w ten sposób. Jest za młoda na tę walkę. Kto normalny robi coś takiego publicznie?

– Walcz po ludzku. Wygra po prostu lepszy.

Melanie unosi brwi.

– Twoja decyzja.

Po tych słowach rozkłada ręce i przechyla się do tyłu. Charles leci za nią. Nie rozumie dzisiejszej młodzieży. Ba, własnej kobiety nawet chwilami rozumie.

Melanie ląduje z gracją, dzięki swoim schodkom, trzymając broń przeciwnika kurczowo w dłoni. Nie rozumie tego, co właśnie zrobiła. Dlaczego tak postąpiła? Przecież powinna walczyć, jest w półfinale.

>> Jeśli nie zaatakujesz twojego przeciwnika w przeciągu trzydziestu sekund, zostaniesz zdyskwalifikowana <<

– Słucham?! – krzyczy przerażona dziewczyna, słysząc ten komunikat. – Nie było tego w regulaminie!

– Nie musiałaś uciekać. – mówi za nią Charles, niezwykle opanowany. Wyciąga swojego asa z rękawa. W stronę dziewczyny lecą trzy fale pnączy, wszystkie omija, chociaż bardziej jest zdezorientowana z sytuacji. To bardzo dobrze. Szybciej ją pokona i skończy ten cyrk.

– Oddaj moją broń.

– Nie – odpowiada chłodno Melanie i zaczyna atakować. Pierwsza seria cała chybiona.

Skup się, dziewczyno. Po coś trenowałaś. Nie zawiedź ojca.

– Nie wygrasz. Tylko się pogrążasz. Jakim cudem ty przeszłaś dalej? To na bank jakaś tajna moc. Oddaj tę broń!

Dunbar go ignoruje. Strzela co sekundę, wręcz na ślepo. Jakby wpadła w jakiś amok. Gdy atakuje, nie pali ją dłoń. Naprzemienne ruchy dłońmi stały się mechaniczne. Prędzej czy później musi go trafić. Chce już skończyć te walkę. Chce już być na ziemi.

Nawet nie zauważyła, jak przeciwnik prysnął tuż za nią.

– Dosyć tej szopki.

Charles kieruje na dziewczynę nieznaną nikomu, poza nim samym siłę, która odpycha jego rywalkę kilka metrów do przodu. Nie spodziewał się, że do tego się posunie. Żal mu było tej nieznajomej z baru. Taka młoda, ale za to jaka naiwna. Może chociaż to nauczy ją odrobiny profesjonalizmu.

Kilka strzałów i po sprawie. Łatwizna.

Nagle jednak magiczna karta odwraca całkowicie bieg zdarzeń, jakby przybył kibicować osobiście Król-Wino. Płochliwa dziewczynka, która uciekała przez większość walki, nagle stoi kilka metrów nad ziemią. Jej sygnet barwy nie zmienia, jej mimika – owszem. Rzuca jego miecz pod siebie, ale nic nie mówi.

Charles jest całkowicie zmieszany. Ona tak łatwo nim gra? Czuje się jak mała, szmaciana marionetka, do której sterowania potrzebne są zaledwie dwie cieniutkie linki. Czuje się mały przy niej.

Szybko się otrząsa z szoku i atakuje jej mocą. Pierwszy atak sprawia, że tworzy nowy schodek i unika zderzenia z ziemią. Drugi z kolei pudłuje. A trzeci?

Trzeci, pomimo celowania w samo serce rywalki, odbija się od niej.

– Co się…

Soule jednak nie ma czasu myśleć. Musi odzyskać swoją broń. Musi po nią pobiec. Musi to zrobić, nawet jakby dał się podejść jak amator.

Wbiega prosto pod schodek Melanie. Cudem unika wszystkich pocisków, których stopniowo jest coraz mniej. Spogląda mimochodem na nią. Nadal ma ten sam wyraz twarzy. Może to w ogóle nie ta osoba, z którą ma walczyć? Może się pomylił?

>>Za dziesięć sekund będzie automatyczna dewirtualizacja. Oboje zostaniecie wykluczeni<<

– Nie pozwolę na to – mówi na głos mężczyzna, po czym rzuca nóż w dziewczynę. Gdy ona upada, niczym Lucyfer z nieba, atakuje jeszcze pnączami.

Wszystkie złośliwym cudem musiały zostać trafione. Charles pada na ziemię. Melanie z większym hukiem.

Przy obydwu sylwetkach pojawia się dziwna materia. Spowija wojowników aura skałek wielkości ziarenek ryżu. Wszystko wygląda tak, jakby zostali pochowani w Lyoko i właśnie tworzą się nich nagrobki.

Charles chce jeszcze walczyć, ale nie może wstać. Czuje się przygnieciony do podłoża. Jest bezradny.

Melanie po prostu leży i spokojnie zamyka oczy. Sekundę przed końcem rozluźnia dłonie.

—————————————————————————————————————————Francję od kilku godzin wita ciemność wraz z delikatnymi podmuchami wiatru. Młoda dziewczyna idzie spokojnie przez dosyć ryzykowną dzielnicę. Normalnie by siedziała w barze i opijała swój sukces.

Ale co to za osiągnięcie? Pobiegała sobie z nim i nagle pauza.

Sama nie wie, co się właściwie stało. Strzelała jak w amoku. I ta dziwna tarcza…

– Myślałem, że nigdy ciebie nie dogonię.

Odwraca się nerwowo w lewo. Widzi swojego towarzysza z walki. Nawet teraz musi non stop myśleć o tym pieprzonym turnieju. Chce jednocześnie krzyczeć, jak i płakać.

– Powiedz mi, ale tak szczerze. Ile zapłaciłaś?

– Słucham?

– Wiedziałem, że jesteś bardzo dziwna, ale nie przypominam sobie, żebyś była bardzo bogata.

– O co ci chodzi?

– Ile dałaś organizatorom za ochronę?

– Nic nie dałam!

– A może twoja wymyślona istotka ci pomogła?

Nagle Charles czuje, jak dziewczyna łapie go za kurtkę i przyciska kurczowo do ściany. Nawet nie próbuje się bronić. Doskonale wie, że go nie skrzywdzi. Postawił jej drinka, za bardzo go lubi. Czuje ciepły oddech Dunbar na twarzy.

– Xana…

Soule nadstawia uszu, żeby usłyszeć to, co chce wiedzieć. Może będzie mieć dowód w sprawie.

Melanie jednak milczy. Chyba wie, dlaczego ją zaczepił. Na jej twarzy widnieje smutek.

– Przepraszam. Nie chciałam.

Po chwili biegnie przed siebie. Chce już być w domu. Niedługo ostatnia jej walka. Być może i w całym życiu, gdzie następną może być tylko Sąd Ostateczny. Albo coś zupełnie innego.

————————————————————————————————————————–

– Tato?

– Tak, córeczko?

– Ja… bardzo Cię kocham.

– Ja ciebie też.

– Pomimo tych problemów, przez które wyrywasz się z pracy?

– Pomimo tego. Bądź ze mną tylko szczera.

– Jasne… zawsze jestem.

—————————————————————————————————————————

– I co, wydukała ci coś ta gówniara? – pyta Rysiek.

– Nic. Mało brakowało, a by się wsypała. – odpowiada niezadowolony Charles.

– Nie szkodzi. Niedługo sama wpadnie. – zapewnia go kolega, a następnie stukają butelki piwa.

Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments