Kolejne nuty wypływały łagodnie z głośnika i płynęły po pokoju, snując się wzdłuż ciepłych, miękkich promieni popołudniowego jesiennego słońca. Tak jak one, ukradkiem wślizgiwały się na drewniane półki, ciemne obicia foteli, zmięty koc przykrywający łóżko i zmęczoną twarz leżącego na nim Charlesa.
Na biurku na środku pokoju stał niewielki ekran, teraz wygaszony w oczekiwaniu na kolejne polecenie właściciela. Jeszcze przed chwilą wyświetlały się na nim wszystkie informacje, jakie Soule zdołał znaleźć na temat Melanie Dunbar.
Nie było tego mało. Stare zdjęcia, wyniki nauki w szkole, nagrania jej walk, tych sprzed lat i tych zupełnie niedawnych. Garść filmów, które zostały w publicznych archiwach różnych serwisów społecznościowych. Każdy z tych okruchów informacji Charles przeanalizował dokładnie, starając się zrozumieć swoją przeciwniczkę – jej historię, jej myśli, jej pragnienia i frustracje.
Nie było to trudne.
Dla każdego, kto umiał i chciał patrzeć, córka Williama Dunbara była otwartą księgą. Jedno tylko nie było jasne. Co sprawiało, że dziewczyna, która nigdy wcześniej nie potrafiła trzymać się obranej ścieżki, która nie była w stanie unieść ciężaru odpowiedzialności, która mimo swojej ciekawości nigdy nie zachłysnęła się pełnią życia, mimo przeciętnych umiejętności dotarła na sam szczyt, do finałów wielkiego turnieju?
Innymi słowy – co każe Melanie Dunbar iść do przodu?
And if only for a second…
Charles westchnął i powoli usiadł na łóżku.
– Send message 01 to „Melanie Dunbar”.
>>Przetwarzam instrukcje. W toku<<
Will be alive…
W głowie Melanie irytacja wygrała z ciekawością już kilka minut temu. Tempo przesuwania się obrazów za oknem, choć malowniczych, zalanych złotym blaskiem chylącego się ku zachodowi słońca, doprowadzało dziewczynę do białej gorączki. Niemal natychmiastowa podróż przez łącza szerokopasmowe o ile dekadę temu wciąż była ograniczona do nowoczesnych stolic, dziś była uniwersalnym standardem na wszystkich kontynentach.
Poza kilkoma zapomnianymi przez czas miasteczkami na końcu świata, najwyraźniej. Wśród nich tym, do którego zmierzała Melanie.
Gdy miarowy stukot kół, kolejna rzecz, przez którą młoda Dunbar kilka razy zwątpiła w sens podróży, wreszcie umilkł i dziewczyna wysiadła z pociągu, irytacja w kilka sekund wystarczających na wzięcie oddechu przemieniła się w zmęczenie. Lokomotywa ruszyła, odprowadzana przez coraz dłuższe kładące się po torach cienie wagonów i puste spojrzenie Melanie. Po kilku chwilach wojowniczka na peronie została sama.
Za plecami miała oddalone o kilkaset metrów niewielkie miasteczko, niemrawe i senne, szykujące się po cichu do nocy. Przed nią, poniżej, na końcu rozpadającej się asfaltówki leżał stary cmentarz. Dziewczyna ruszyła w jego stronę. Dokoła panowała cisza, nie zakłócana już rykiem silników samochodów, wprawiającym ziemię w drżenie odgłosem nadjeżdżającego pociągu ani nawet krzykami ptaków, które Melanie dostrzegła na stacji. Dlatego brunetka aż podskoczyła, gdy w pewnej chwili ostatnie promienie słońca z buczeniem zastąpiły zimne, migoczące światła ulicznych latarni. Przy tym biały blask wydobył z mroku poza niknącą w ciemnościach drogą także stojącą w bramie cmentarza niewysoką postać. Mężczyzna stał oparty o żeliwną furtę i wyglądał zdecydowanie znajomo.
– Soule? – krzyknęła Melanie. – To był jeden drink. Co kazało ci sądzić, że będę się chciała udać na potajemną schadzkę?
Charles postanowił nie odpowiedzieć na to nawet przewróceniem oczami, tylko obrócił się i ruszył w stronę jednego z grobów. Dziewczyna nie dała się zbić z tropu tak ostentacyjnym ignorowaniem i dziarsko ruszyła za swoim przyszłym przeciwnikiem.
– Chyba nie chcesz mnie tu zabić i zakopać? Nie sądziłam, że jesteś gotowy na tak tanie zagrania, żeby wygrać walkowerem!
Mężczyzna nie spiesząc się usiadł na rdzewiejącej ławce przed starym pomnikiem i spojrzał wyczekująco na swoją towarzyszkę. Ta nie zamierzała się dosiadać, tylko prychnęła.
– Romantyczniej z każdą chwilą. Powiedziałeś, że masz mi do pokazania coś o Xanie. No to się streszczaj, mamy walkę za 5 godzin.
Soule znów nie odpowiedział, tylko wyjął z kieszeni małe pudełeczko na biżuterię. Gdy je otworzył, Melanie dostrzegła w środku ciemny pierścień.
– Zamierzasz się od razu oświad…?
– Ależ ty jesteś wkurzająca – przerwał jej Soule w pół zdania, zakładając pierścień na palec. – Chcesz wiedzieć, po co cię tu ściągnąłem? Przypatrz się dobrze.
Po tych słowach mężczyzna zerwał się z ławki i jednym błyskawicznym ruchem chwycił nadgarstek Dunbar. Dziewczyna spróbowała uwolnić dłoń z żelaznego uścisku, i w tej chwili jej sygnet zaczął pulsować czerwienią. Tak, jak pierścień Soule’a.
– Szukasz Xany, prawda? Starałem się zrozumieć, jakim cudem doszłaś do finału. Jesteś nikim. Nic nigdy ci się nie udało. Skaczesz od pragnienia do pragnienia, żyjesz porzucając przeszłość, a za każdym razem, gdy to robisz, porzucasz przyszłość! – z każdym słowem Charles podnosił głos, nie pozwalając dziewczynie się odezwać. W końcu puścił rękę dziewczyny i już spokojniej dodał:
– A jednak tu jesteś. Tu – na turnieju, na tym cmentarzu na końcu świata. I dlaczego? Proste, obsesja. Ale nie byle jaka. Xana.
– Jesteś szurnięty. Bawisz się w psychiatrę, przywozisz mnie tutaj, krzyczysz jak wariat… – dziewczyna zaczęła swoją litanie obelg, ale z każdą chwilą pulsujący w jej pamięci obraz drugiego pierścienia, teraz na powrót wygaszonego na palcu Soule’a, gasił jej zwyczajny wybuchowy temperament. Mówiła wolniej i ciszej, aż w końcu sama umilkła.
Kąciki ust Charlesa na chwilę krótką jak mrugnięcie oka uniosły się do góry w lekkim uśmiechu. Mężczyzna przykucnął przy grobie i położył na nim dłoń. Wtedy sygnet znów wybuchnął szkarłatnym blaskiem, który nienaturalnie omiótł cmentarną płytę i rozpalił granit do czerwoności. Stary nagrobek spowity elektryczną łuną otworzył się, a wydobyty z ciemności napis, Xavier Schaeffer, został zastąpiony w holograficznej projekcji jednym słowem.
Xana.
– Co to jest? – Melanie nie wiedziała, czy tylko to pomyślała, czy jej usta wypowiedziały słowa na głos.
Dziewczyna powoli uniosła dłoń i zaczęła nachylać się do otwartego grobu. W środku leżał…
Sygnet na palcu Melanie obudził się do życia, i jaśniał coraz bardziej, aż w końcu ostre światło wyrwało wojowniczkę z transu.
Podniosła się i tym razem, chociaż była pewna odpowiedzi, zdecydowanie spytała:
– Co to jest?
– Xana.
– Nie wierzę.
Wierzyła.
– Xana umarł. Zszedł na Ziemię, narobił nam wszystkim problemów, ale koniec końców dożył swoich dni w spokoju. Xana nie żyje. Ale z jakiegoś powodu jego widmo wciąż wisi nad życiami ludzi, którzy go poszukują. Dokładnie tak samo, jak pięćdziesiąt lat temu. To obłęd. I będzie trwał, dopóki jego ciało i Sumienie wciąż istnieją.
– Sumienie?
Charles uśmiechnął się lekko i uniósł zaciśniętą pięść, prezentując czarny pierścień.
– Nie powiesz mi, że Go nie czułaś? Ale – przy tych słowach otworzył dłoń – najwyższy czas to zakończyć.
Oczom dziewczyny ujrzał się niewielki przedmiot. Prosty drucik, przypominał trochę klucz ze stalowym kółkiem.
Charles uniósł drugą dłoń, w której spoczywał stary, przedwojenny granat. Bez zawleczki.
Mózg Melanie nie zdążył zareagować. Wszystko działo się tak szybko, że nawet instynkty wyostrzone przez treningi w Lyoko nie obudziły się na czas. W powietrze poderwała się chmura ziemi, trawy, krwi, kości, elektroniki i kamienia, który jeszcze przed chwilą tworzył nagrobną płytę. Wraz z przebrzmiewającym hukiem, powoli rozmywały się tarcze karmazynowej energii, którymi pierścienie ochroniły przed wybuchem swoich właścicieli.
– Co ty…!? – Melanie nie zdołała dokończyć, zanim Soule zdetonował kolejny ładunek.
Tym razem obyło się bez huku. Dziewczyna poczuła unoszące się jej własne włosy i mrowienie gdzieś na skraju świadomości. Czerwony blask sygnetów i grobu rozprysł się i zniknął. Latarnie znaczące drogę z cmentarza do stacji w oddali zakaszlały i zgasły. Zapadł mrok.
EMP.
W ciszy niemąconej teraz już nawet buczeniem elektryczności, Charles bezszelestnie podszedł do dziewczyny i szybkim ruchem zerwał jej pierścień z dłoni. Melanie zdołała w końcu wyrwać się z oszołomienia i rzuciła się na przyszłego rywala.
Uderzyła go prosto w pierś, cofnął się. Za drugim pchnięciem padł na plecy. Podniósł się i podszedł do zniszczonego grobu. Melanie uderzyła go jeszcze raz. Utrzymał się na nogach. Wyjął z kieszeni maleńką świeczkę, zapalił ją i postawił na roztrzaskanej płycie. Obok położył sygnet Xany.
Uderzył w niego pięścią, a niezniszczalny obiekt nie wybuchł czerwienią ani przywoływał błyskawicy, tylko rozprysnął się, jakby ciemny kamień, który go tworzył, był w rzeczywistości szkłem.
– Nie pozwól, żeby zmarli mieli taką władzę nad twoim życiem. Nadają się tylko do opłakiwania – powiedział Charles Soule i zniknął w ciemności, pozostawiając Melanie Dunbar wpatrzoną w migotliwy płomień.
Tysiąc oddechów później zerwał się zimny północny wiatr. Rozwiał szklane okruchy, zgasił maleńki płomień, i porwał Melanie Dunbar ze sobą.
Na widok powoli wspinającej się na wzgórze sylwetki Charles podniósł się z ziemi, otrzepał spodnie z cyfrowego piachu i pomachał do przybysza. Na tle sztucznego nieba Nowego Sektora, najstarszego publicznego wirtualnego świata, które tego dnia przybrało morski odcień zieleni, był doskonale widoczny.
Walka skończyła się niecałą godzinę temu i centrum Sektora, wraz z każdym pubem w promieniu kilku kilometrów, były niewiarygodnie zatłoczone. W takich chwilach odrobinę spokoju i prywatności można było znaleźć tylko na rozległych wzgórzach wokół miasta.
– Co to było, stary!?
– Cześć – odparł z uśmiechem Soule na nietypowe przywitanie.
– Prawdziwa rzeź. Laska nie miała żadnych szans. Coś ty jej zrobił?
– Niektóre walki wygrywa się jeszcze przed walką. A, właśnie – przy tych słowach wyjął z kieszeni niewielkie pudełeczko i rzucił je Ryśkowi – Dzięki.
Zielony wojownik uchylił skrzyneczkę i zajrzał do środka. Na to Charles przewracając oczami dodał:
– Serio? Przecież nie zepsułem ci tego pierścionka. Możesz przekazać moje podziękowania Mari.
– Lepiej nie – odparł ze śmiechem Rysiek. – Ona i tak już chce cię zabić.
– To może i nie. W każdym razie, na mnie już czas.
Charles przeciągnął się powoli, klepnął przyjaciela w ramię na pożegnanie i ruszył spokojnym krokiem w dół wzgórza. Odwrócony już plecami do Ryśka rzucił jeszcze:
– A, właśnie, jakbyś pytał, zniszczyłem ciało Xany.
– Co zrobiłeś!?
– Wyluzuj, to i tak był już najwyższy czas – Soule zatrzymał się, zerknął przez ramię i dodał na odchodne – Przynajmniej wkurzona Mari poszczuje na mnie swojego zwierzaka. Szykuje się dobry finał!
Na Ziemi noc była jasna, księżycowa. Po wejściu do mieszkania Charles nie zapalił więc światła, tylko rozebrał się, nalał sobie szklankę wody i podszedł do terminala. Na pulpicie migały niewyświetlone wiadomości z całego dnia. Kilka od Ryśka, jedna od Marionetki i jedna od Melanie Dunbar.