[RUNDA 4-2] Charles Soule vs Tamara Benedette

Tamara oparła się o murek z jasnego kamienia, wzdychając ciężko. Denerwowała się walką. Miała zmierzyć się z zupełnie innym przeciwnikiem, niż na eliminacjach, czy podczas szkolenia w gildii. Dodatkowo sektor, w którym miało się odbyć starcie zupełnie jej nie pasował. Pustynia. Zawsze miała problemy z ognistymi atakami. Nie były tak skuteczne, jak chociażby lodowe, choć też nie były najsłabsze. Zawsze brakowało im jakiegoś ciężaru, czy fizyczności. Gasiły je ataki wodne; powietrzne zmieniały tor lotu ognistych kul. Płomieni strzelających z ziemi łatwo było uniknąć, jeśli było się wystarczająco szybkim lub choć raz zobaczyło się, w jaki sposób się ustawiają. Teraz jednak trudnością nie było tylko trafienie w przeciwnika, ale także uniknięcie jego ataków. Nigdy wcześniej nie mierzyła się z kimś, kto był w stanie aktywować cudzą moc. Była to rzadka umiejętność. Droga lub do zdobycia w kilku trudnych misjach. Jednak przeciwnik nie podał w zgłoszeniu żadnych innych mocy. Czyżby wylosowała mu się na starcie? Jeśli tak, na pewno opanował ją do mistrzostwa.
 Dziewczyna odbiła się od murka, stając. Zamaszyście obróciła się, od razu ruszając w stronę drzwi do poczekalni i… O mało nie zderzyła się z ubranym w czarny kombinezon młodzieńcem. Chłopak jednak miał dobry refleks i zdołał uniknąć kolizji.
– Przepraszam – powiedziała zawstydzona Tamara, ganiąc się w myślach za nieuwagę.
– Nic się nie stało – odparł tamten, uśmiechając się. – Charles – dodał, podając rękę.
– Tamara – dziewczyna odwzajemniła gest. Zanim jeszcze puścili swoje dłonie, na twarzy młodzieńca pojawił się jakiś grymas.
– No tak. Mogłem się domyślić – odparł wzdychając, jakby znudzony, czy zniecierpliwiony. – Dziwnie się czuję, walcząc z dziećmi – przyznał. – Spodziewałem się tutaj raczej kogoś starszego. Doświadczonego – podkreślił, mijając Tamarę i klepiąc ją po ramieniu.
– Dzieli nas tylko kilka lat.
– Kilka lat doświadczenia – dodał, nie zatrzymując się.
Tamara chciała coś odpowiedzieć, zatrzymać go, rzucić, że go pokona, ale powstrzymała się. Miał rację. Dzieliło ich kilka lat doświadczenia. Przepaść nie do przeskoczenia, nawet, jeśli ciężko się trenowało. On pewnie stoczył tysiące takich walk.
– Wygram – powiedziała do siebie szeptem, patrząc jak Charles wchodzi do drugiej poczekalni.

***

~ Doświadczenie jest ważniejsze niż siła ~ myślała Tamara, oglądając końcówkę poprzedniej walki na ogromnym ekranie w jednej z poczekalni. ~ Muszę zatem liczyć na łut szczęścia. Przypadek. Liczyć na jego nieuwagę.
Tak naprawdę nie miała żadnych pomysłów, jak tu pokonać Charlesa. Liczyła, że znajdzie inspiracje w innych walkach, ale żadna jej nie pomogła. Co więcej, zaczęła się bać, że Charles może być tak naprawdę najsłabszym przeciwnikiem. Patrzyła, jak walczą inni. Jak cudownie korzystają ze swoich broni i umiejętności. Nawet jeśli jakimś cudem by wygrała, nigdy nie pokona tamtych. Nie pokona Melanii ani Loyyda, bez względu na to, które z nich przejdzie dalej. Nie pokona Klary, Aiyany, Sequila, a tym bardziej Tadeusza, bez względu na to, jak w ogóle miała wymówić jego imię. Tysiące myśli przepływało jej przez głowę. Zwłaszcza ta jedna: “Poddaj się. Poddaj”.
~ Doświadczenie jest ważniejsze niż siła – czy nie tak uczono w gildii? ~ myślała.
Ta myśl odbierała jej całą chęć walki. Nawet tamten chwilowy upór, postanowienie, że wygra chociażby, żeby zrobić mu na złość; to wszystko zniknęło pod jej naporem. Jak ktoś niedoświadczony może wygrać?
Tamara jednak chciała chociaż spróbować. Wiele razy walczyła mimo, iż nie udawało jej się wygrać. To nic. Każda porażka czegoś uczy. Zbliża do wygranej. Daje nowe cele.
~ Chcę być lepsza od Charlesa ~ ostatnia myśl, zanim zabrzmiał gong. Nie zwróciła uwagi, kto wygrał poprzednią walkę. Zresztą, wcześniejszych też nie sprawdzała.
Poprawiła wstążki na włosach, wstrzymując oddech. Gdy zabrzmi trzeci raz, rozpocznie się jej walka.

***

Trzeci gong został przerwany w połowie przez teleportację. Najwyraźniej nie były dobrze zgrane. Tamara poczuła pod nogami zupełnie inny grunt i zachwiała się. Zapomniała zmienić ustawienia, przez co nie zwirtualizowała się nad powierzchnią. Może to i dobrze. Nie musiała słuchać żadnych komunikatów systemu, czy wprowadzenia.
Znalazła się w niedużej jaskini. Wyjrzała na zewnątrz. Z pewnością wyrzuciło ją przynajmniej sto metrów od przeciwnika, bo tego wymagały zasady, choć ta odległość tak na prawdę różniła się w każdym sektorze. W niektórych wynosiła nawet mniej, niż pięćdziesiąt. Tamara mogła przysiąc, że w poprzednich walkach przynajmniej raz wyrzuciło uczestników około 10 metrów od siebie. Weszła z powrotem do środka, wstrzymując oddech i myśląc. Była pewna, że moc przeciwnika, tak jak zresztą i jej, ma ograniczony obszar działania. Podświadomie liczyła na to, że będzie jej szukał właśnie aktywując jej umiejętność. Kula ognia powinna być widoczna z dużej odległości, nawet jeśli szybko zniknie. Tamara przede wszystkim musiała zadbać o to, żeby Charles jej nie zobaczył. Chciała jakoś go zaskoczyć, choć wolałaby unikać walki tak długo, jak tylko się da. Zupełnie nie miała na nią  pomysłu.
W ciągu ostatnich kilku minut rozważała dwie opcje. Po pierwsze – atak ognisty, jeśli znajdzie sobie dobrą pozycję. Niestety musiała się liczyć z tym, że jak tylko wykona swój ruch będzie musiała uciekać. Po drugie atak fizyczny z zaskoczenia – wtedy jednak musiała się liczyć z tym, że Charles po prostu przetnie jej broń, a ją zdewirtualizuje. Zresztą nic innego nie mogło jej spotkać.

***

Gdy po kilku minutach czekania, Tamara utwardziła się w przekonaniu, że Charles jeszcze tu nie dotarł, zaryzykowała wyjście z jaskini. Dopiero teraz mogła porządnie się rozejrzeć. Piasek, piasek, wyrzeźbione przez wirtualny wiatr formacje skalne i… Znowu piasek. Nie mogła się łudzić. Charles na pewno domyślał się, że tam jest. Może nawet sam też znalazł się w podobnej jaskini. A nie było ich tutaj raczej dużo.
Wspomagając się nożem, Tamara weszła na szczyt skałki. Oprócz tej, było ich jeszcze siedem. Niewiele, ale to i tak lepsze, niż otwarty teren. Na lewo widziała skraj sektora, na prawo, trochę bliżej, wieżę i labirynt. Tam mogła mieć jakieś szanse, ale podejrzewała, że Charles nadal siedzi gdzieś wśród skał. Znał przecież minimalną odległość wirtualizacji. Nie poszedłby tam, chyba, że w celu przygotowania pułapki.
Najlepiej byłoby udać się na wprost. Tam widać było wyższą platformę z trochę innymi dodatkami, niż tutaj. Było więcej małych form i, jak podejrzewała Tamara, mogła się znajdować oaza. Nie była pewna, czy wylądowała na oryginalnej mapie, czy na jednej z aktualizacji. Obróciła się. Z tyłu była zupełnie pusta przestrzeń, na widok której Tamarze aż ciarki przeszły po plecach.
~ A co jeśli Charles wycina te słupy po kolei, szukając mnie? ~ przeszło jej przez myśl. ~ Byłam głupia. Muszę szybko stąd uciec.
Pospiesznie zaczęła schodzić na dół, upewniając się tylko, czy przeciwnik już tam na nią nie czeka. Gdy tylko dotknęła gruntu, odepchnęła się od skały i zaczęła biec. Przez chwilę tylko miała dylemat r11; do przodu, czy w stronę labiryntu. Wybrała to drugie. Z mieczem w dłoni, gotowa na ewentualny atak, pognała w prawo. Dopiero później miała się przekonać, że na to liczył Charles.
Choć wcześniej przeszło jej przez myśl, że to dobre miejsce na zasadzkę, nie zwróciła uwagi na nienaturalne dla tego sektora, proste przejścia między skałami, w które wbiegła. Nie zauważyła, że miejscami podłoże to już nie piasek, a równo wycięta skała, a niektóre ściany mają szczeliny, jakby były to zawalone przejścia. Szła dokładnie tam, gdzie chciał jej przeciwnik. Dopiero po dłuższym czasie zwróciła uwagę na to, że nie trafia na żadne rozgałęzienia drogi. Zatrzymała się, patrząc w niebo. W wirtualnym świecie co prawda nie czuło się zmęczenia, ale potrzebowała chwili, by pomyśleć. Dopiero wtedy zorientowała się, że coś nie gra. Nie chcąc zostawać na drodze, wyjęła noże i pośpieszne wspięła się po ścianie labiryntu.
Na górze od razu upewniła się w przekonaniu, że coś jest nie tak. Nie znała tej okolicy sektora, ale nie był to naturalnie wygenerowany teren. Prawdziwy labirynt rozciągał się już dosyć daleko, a nieliczne odnogi od ścieżki, którą szła, były od niej odcięte. Część sektora, w której się znajdowała, była zwykłym płaskowyżem. Cała kręta droga, którą do tej pory szła, prowadziła do jednego miejsca. Widziała je stąd dosyć dobrze. Ogromna owalna dziura w płaskowyżu. Arena. W końcu dotarło do niej, że Charles nie wycinał skałek, w których się początkowo znaleźli. Od razu pobiegł do Labiryntu i w czasie, kiedy ona chowała się przed nim, wyciął drogę do miejsca walki. Raczej nie bawiłby się w aż tak obszerną modyfikację, więc dziewczyna założyła, że “arena” musiała być tutaj już wcześniej. Może niektóre z korytarzy też, ale nie była w stanie tego stwierdzić. Nie wiedziała też jeszcze jednego. Jak bardzo zmanipulował nią Charles? Czy nadal robiła to, co sobie zaplanował, czy może w chwili, gdy zauważyła, że coś nie gra, sprzeciwiła się jego założeniom? Uznał ją za głupią, czy założył, że prędzej czy później zorientuje się, że wpadła w pułapkę?
Dziewczyna oddaliła się od krawędzi kanionu i zaczęła ostrożnie iść w stronę “Areny”, rozglądając się, czy nie jest atakowana. Uznała, że przeciwnik traktuje ją raczej jak smarkulę, nie jak równą sobie. Wydawało jej się, że Charlesowi nie przeszło nawet przez myśl, że może go przejrzeć. Postanowiła zatem, że obejdzie pułapkę i zaatakuje od tyłu. Oczywiście wciąż musiała uważać, żeby Charles nie aktywował jej ataku przedwcześnie i nie zorientował się, gdzie jest, ale wystarczyło, że będzie w znacznej odległości od ścieżki, a później areny, by po prostu tego nie zauważył. Kula ognia znikała po przebyciu określonej odległości, a moc chłopaka też powinna mieć jakieś ograniczenie. Tymczasem Tamara musiała wymyślić, jak w ogóle rozpocząć walkę. Zajdzie Charlesa od tyłu… I co dalej? Strzeli kulą ognia, czy podpali grunt pod nogami? Jak on na to zareaguje?
Powoli zbliżała się do Areny, rozważając, jak może się potoczyć walka po jej ataku. Jak odpowie Charles? Czy od razu użyje umiejętności? Może zaatakuje ją nożem? A może będzie próbował wyprowadzić ją z równowagi? Zaczynając od końca: będzie się musiała powstrzymać od rozmowy z nim. Już tamta krótka wymiana zdań przed walką sprawiła, że Tamara straciła całą pewność siebie. Charles doskonale znał się na manipulacji, więc dziewczyna założyła, że będzie starał się sprowokować ją do ataku bezpośredniego, czy chociażby wejścia w zasięg jego umiejętności, jeśli był to mały obszar. Natomiast atak nożem w tym momencie był mało prawdopodobny. Charles pewnie wolałby czekać, aż Tamara straci cierpliwość i sama do niego podejdzie, niż rzucać swoją jedyną bronią, lub biegać po Arenie w celu zabicia dziewczyny. Najlepszą opcją dla niego było w tej chwili aktywowanie mocy Tamary, by zadać jej obrażenia, a samemu bronić się przed kulami ognia za pomocą noża, czy uników.

Dziewczyna ostrożnie przyczołgała się do krawędzi, przylegając płasko do podłoża. Widziała Charlesa przy samym wejściu na Arenę. Rzeczywiście teren wyglądał na naturalny. Wbrew pozorom, nie była to płaska powierzchnia. W środku znajdowało się kilka poziomów zagłębienia prowadzących do wieży. Tamara nie pamiętała tego miejsca, jednak chłopak musiał zdawać sobie sprawę z jego istnienia. Nie mniej, przestrzeń idealnie nadawała się na walkę – dużo płaskiej powierzchni, ale także zmienny teren.
W tym momencie znajdowała się za daleko na atak, ale aż kusiło ją, by podejść chłopaka od tyłu. Zdecydowała jednak, że zostanie na bezpiecznym płaskowyżu. Zaczęła ostrożnie zbliżać się do wylotu Areny, przygotowując  się do ataku. Była w stanie wysłać kulę ognia i – nim dotrze do celu – podpalić ziemię pod Charlesem. Nie była jednak pewna, czy zdoła to zsynchronizować. Tymczasem ułożyła się wygodnie, licząc na to, że przeciwnik jej nie zauważy i wzięła kilka głębokich wdechów. Nigdy tak bardzo nie denerwowała się przed rozpoczęciem walki. Musiała trafić, bo kolejnej okazji na zadanie Charlesowi obrażeń może już nie być. Miała nadzieję, że to, co za chwilę zrobi, odbierze mu chociaż połowę punktów życia.
~ Marne szanse ~ pomyślała.
Zaatakowała. Po szybkim oddechu, kazała płomieniom wystrzelić pod nogami Charlesa. Nie spodziewała się, że uderzą w jednym momencie, co niesłychanie wystraszyło chłopaka. Szybko jednak odskoczył, odwracając się w stronę przeciwniczki. Uśmiechał się. Tymczasem Tamara szepnęła coś nerwowo przez zaciśnięte zęby. 30 punktów życia. Czego więcej mogła oczekiwać? Oderwała się od ziemi. W samą porę by uniknąć płomieni tuż pod jej stopami. Stanęła w bezruchu pomiędzy nimi i naglę ją olśniło.
Doskonale wiedziała, jaki zasięg ma jej moc. Jak ustawiają się płomienie. Na jakiej wysokości i jak szybko leci kula ognia. Szybki oddech różnicy między jednym czarem a drugim, wycelowanymi w ten sam punkt.  Jest w pełni bezpieczna; to jest – o ile Charles nie zaatakuje jej nożem. Odwzajemniła uśmiech, pewnie patrząc w oczy przeciwnika. Rzuciła kolejną kulę, tym razem czekając z płomieniami, aż chłopak zrobi unik. Nie zrobił. Szybkim ruchem ręki wyciągnął nóż i przeciął atak.
~ A atak z ziemi też przetniesz? ~ zapytała w myślach, rozkazując płomieniom zakwitnąć.
Charles bez problemu ich uniknął. Musiał już wcześniej przyjrzeć się, jak się układają – chociażby oglądając eliminacje, czy pokazy gildii. Jakby rozumiejąc, o czym myśli Tamara, wyciął w ziemi dziurę. Płomienie zniknęły wraz z resztą.
~ Trzeba spróbować inaczej.
Charles jednak nie dał jej czasu do namysłu. Kolejny raz aktywował jej moc, biegnąc przy tym w jej stronę. Tamara odskoczyła i także zerwała się do biegu. Liczyła na to, że zejdzie na ziemię kilkanaście metrów dalej. Niespodziewanie grunt osunął jej się pod nogami. Część wirtualnych skał zniknęła, część spadła wraz z nią. Nie spodziewała się, że tak to działa. Podniosła się w ostatniej chwili. Nóż wbił się w skały tuż obok niej, lekko ją zahaczając. Kilkanaście punktów życia. Zacisnęła zęby i znowu zaczęła biec. Zdawała sobie sprawę, że Charles potrzebuje tylko kilku sekund na podniesienie noża, ale właśnie ta chwila mogła ją uratować. Słysząc szczęk żelaza, niewiele myśląc skoczyła na niższą platformę.
Charles miał nad nią piorunującą przewagę. Nie mogła z nim walczyć mieczem, mocą, a rzut nożem tak czy siak był łatwy do uniknięcia w wirtualnym świecie. Nie miała się co oszukiwać – musiała przegrać. Nie zmieniało to jednak faktu, że chciała choć trochę przedłużyć walkę. W końcu zawsze może spróbować następnym razem.
– Myślałem, że się od razu poddasz, dzieciaku – rzucił Charles, nagle znajdując się tuż przed nią.
– Czyżbyś się mnie bał? – wymusiła żart dziewczyna, jednocześnie wypuszczając w stronę przeciwnika kulę ognia.
Z łatwością ją przeciął, jednak dało to dziewczynie kilka sekund na zmianę kierunku, w którym biegła. Teraz była do niego odwrócona, ale wciąż starała się zwracać uwagę na to, co robi.
Wirtualne noże miały to do siebie, że było je wyraźnie słychać. Tamara nigdy nie interesowała się, dlaczego, ale w pewnym stopniu ułatwiało to uniki. Poza tym przeciwnik chyba nie zamierzał atakować dystansowo. Tamara dopiero po fakcie zorientowała się, że stoi i czeka, aż znajdzie się nad nim. Szybkim ruchem przeciął ścianę, po której właśnie biegła. Zaczęła spadać na niższą platformę i przed kończącym walkę ciosem uratowało ją tylko szybkie wyjęcie miecza. Rozpadł się oczywiście pod naporem broni przeciwnika, ale dał jej możliwość uniknięcia ran. Choć sama utrata broni była bolesna.
Niewiele myśląc, Tamara odskoczyła najdalej, jak tylko mogła, wypuszczając kulę ognia. Krzyknęła nagle, czując, że spadają jej punkty życia. Całkiem zapomniała, że Charles może aktywować jej moc. Szybko jednak wyskoczyła z płomieni i pognała z powrotem na górę, tym razem jednak bacznie obserwując chłopaka i ciskając w niego raz po raz, coraz słabszymi, kulami ognia. Oczywiście, on z łatwością je przecinał, niektórych unikał, ale widać było, że coraz bardziej go denerwują. Gdy Tamara była tuż pod nim, skoczył na nią, lecz w ostatniej chwili dziewczynie udało się uniknąć jego noża. Przeturlała się kilka metrów i znowu płynnie przeszła do biegu. Znowu była wyżej od niego, lecz tym razem nie chciała dawać mu szansy na zniszczenie ściany. Wyciągnęła jeden ze swoich noży, by znów użyć go do wspinaczki. Musiała liczyć na to, że przeciwnik nie będzie w stanie wykorzystać swojego do tego samego celu. Dzięki temu Tamara mogła zdobyć nad nim znaczną przewagę.
Tak naprawdę podczas ucieczki dziewczynę najbardziej zajmowała myśl “dlaczego on nie atakuje?” Rozumiała, że chłopak musiał też wydostać się z zagłębienia, ale potem, gdy biegł za nią do labiryntu, miał naprawdę świetną okazję na atak. Dlaczego tego nie robił? Chciał ją wpędzić w kolejną pułapkę?
Tamara musiała skorzystać z tego, że droga była kręta. Zostawiała strzelające z ziemi ognie, by spowolnić wroga i w końcu postanowiła wspiąć się z powrotem na płaskowyż. Mimo wszystko, szczerze nie spodziewała się, że Charles wpadł na ten sam pomysł i, że prawie od razu skoczy na nią. Kopnęła go, robiąc dziwaczny unik. Trudno powiedzieć, czy to on odebrał jej kolejne punkty życia, czy może przeciwnik ciął ją nożem. Znalazła się jednak kilka metrów od niego i wyglądało na to, że wciąż żyje. Wciąż miała obie ręce, nogi i, co najważniejsze, głowę. Do pasa wciąż miała przypięte dwa noże, a trzeci trzymała w ręce.
– Nie ma sensu uciekać, Tam – rzucił Charles. – Nic ci to nie da. Walka też jest bezcelowa, ale przynajmniej nie uznają cię za tchórza.
– Co za różnica? – rzuciła dziewczyna, zaczynając krążyć wokół przeciwnika, choć trudno było jej się powstrzymać przed reakcją na przekręcenie jej imienia.
– Rozumiem. Dołączyłaś do turnieju, nie myśląc w ogóle. Nie masz pojęcia, jak ze mną walczyć, nie masz pojęcia jak uciekać. Dlaczego po prostu się nie wycofałaś? Jesteś żałosna. Tamera? Co to w ogóle za imię!?
W tym momencie dziewczyna nie była w stanie się powstrzymać. Wypuściła w jego stronę kulę ognia, a zaraz potem kazała płomieniom strzelić z ziemi. Z łatwością uniknął obu ataków. Był w świetnym humorze. Widział, że Tamara słabnie. Chciał ją zupełnie wykończyć. Dziewczyna jednak nie zważała na to. Przez kilka minut ciskała kulami ognia jak opętana. W końcu jednak, zmęczona, przestała i odskoczyła na kilka metrów. Towarzyszył temu śmiech Charlesa.
– Daj sobie spokój – polecił, rozbawiony. – Myślałaś, że nauka w jakiejś podrzędnej gildii ci coś da?
Tamara nie odpowiedziała. Gildia była dobra. To ona się nie przykładała. Wróciła do krążenia wokół przeciwnika, oddychając ciężko i zastanawiając się, co może zrobić. Rzucanie kulami ognia na dłuższą metę zupełnie ją wypali. Z drugiej strony… Mogłaby być to dobra przykrywka do innego ataku. Czy Charles byłby w stanie uniknąć kilku kul, jedna po drugiej, a potem jeszcze noża? Większość cyfrowych ataków wydawało jakieś dźwięki. Może dałoby się ukryć rzut nożem, jeśli przeciwnik byłby skupiony na atakach ognistych. Tamara nie była pewna, czy jest w stanie wyrzucać je tak szybko, ale musiała spróbować. To była w tej chwili jej ostatnia szansa.
Tymczasem Charles spróbował zaatakować. Kazał płomieniom strzelić pod nogami dziewczyny, a następnie skoczył w jej stronę z nożem. Z łatwością uniknęła ognia, lecz znowu atak nożem sprawił jej problem i zabrał kilka punktów. Nie była pewna, ile już jej zostało, może dosłownie kilka, więc musiała szybko działać. Rzuciła kulą ognia, odskakując jak najdalej mogła. Potem kolejną i kolejną, aż znalazła się prawie na granicy działania mocy. Dała sobie kilka metrów, w razie, gdyby przeciwnik zorientował się, że odsunęła się jak tylko może. Mimo, że kule były coraz mniejsze, nie przestawała atakować.
Charles niezbyt przejął się atakami Tamary. Tnąc kule, przesuwał się wciąż w stronę dziewczyny z szerokim uśmiechem. Musiała naprawdę się pośpieszyć. Pierwszy nóż – ten, który trzymała cały czas w ręce – rzuciła po sześciu kulach, w na tyle dużym odstępie, by Charles widział, co robi i uznał, że jest po prostu wolna. Po tym odskoczyła, nie czekając na efekt. Nie zdziwiła się, gdy chłopak po prostu uniknął ataku. Zatrzymał się jednak na chwilę, co dało Tamarze nadzieję, że da radę go zaskoczyć. Co prawda widział, że ma jeszcze dwa noże, ale widząc, z jaką prędkością był wyprowadzony atak, mógł uznać, że będzie wiedział, kiedy dziewczyna postanowi zaatakować. Jeśli tak, dziewczyna miała przewagę. Spędziła kilka tygodni na samych treningach szybkiego wyciągania i celnego rzutu nożem. Owszem, nie łączyła tego nigdy ze swoimi ummiejętnościami, ale nic nie zabraniało jej połączyć obu ataków. Nie było żadnych zasad odnośnie użycia mocy.
Tamara znowu zaczęła krążyć, tym czasem Charles zaczął raz po raz aktywować moc dziewczyny, czego jednak z łatwością unikała. Nie trzeba mu było dwa razy powtarzać, że jest to nieskuteczne. Zaczął biec w jej stronę, jednak zatrzymała go kolejną serią ognistych kul. Odskoczyła, wzięła oddech i znowu zaatakowała. Starała się urozmaicić walkę płomieniami z ziemi, ale Charles albo ich unikał, albo wycinał zupełnie podłoże. Praktycznie się nie zatrzymywał.
Tamara przygryzła wargę i niespodziewanie zerwała się do biegu, co chyba trochę zaskoczyło przeciwnika. Wciąż rzucała w niego kule ognia, obiegając go dookoła i wzniecając płomienie w różnych miejscach. Przez większość czasu z łatwością unikał kul, ale dziewczynie wydawało się, że przynajmniej dwa razy w niego trafiła. Nie dało to raczej wiele, ale zaczęła mieć nadzieję, że może wygrać. W końcu, gdy widziała, że przeciwnik jest mocno zdenerwowany i zamierza zaatakować, zatrzymała się, odskoczyła do tyłu i przeszła do końcowej części planu.
Seria ognistych kul poleciała w stronę Charlesa. Dziewczyna jedynie upewniała się, że jest wciąż daleko i, że nie zrobił uniku i atakowała prawie na ślepo. Musiała bardzo szybko wyjąć noże i rzucić, najlepiej w dwa różne miejsca, by chłopak nie był w stanie obu przeciąć. Nie była pewna, czy się uda, jednak nie było już możliwości odwrotu. Po kolejnej dłuższej serii kul ognia, Tamara w końcu wyjęła noże i rzuciła jeden po drugim, zaraz po tym aktywując płomienie pod Charlesem. Wypuściła jeszcze jeden ognisty atak, licząc że jest szybszy od noży i ukryje je. Jednocześnie odskoczyła, wstrzymując wirtualny oddech i zamykając oczy. Jeśli się nie udało, to był jej koniec.

***

Tamara tak naprawdę nie wiedziała, jak wyglądały ostatnie chwile Charlesa. Trafiły w niego noże, czy może kule ognia odbierały mu powoli punkty życia, aż spadły do zera? Była wciąż zupełnie oszołomiona, gdy weszła do wirtualnego baru. Przywitały ją lodowate spojrzenia starszych graczy. Chciała usiąść gdzieś na uboczu, gdy tylko zamówi jakąś przekąskę, ale szybko obskoczyły ją znajome z gildii.
– To było świetne, Tamara – mówiły. – To jak go załatwiłaś na końcu. Musisz nas tego nauczyć – powtarzały.
Jedynie jedna ze starszych koleżanek podeszła do niej bez takiego entuzjazmu. Poklepała ją po ramieniu i z uśmiechem powiedziała:
– Z takim planem daleko nie zajdziesz. Gdzie ty byłaś, jak uczyli strategii? – zaśmiała się.
– Chyba uczyła się rzucania nożami – odparł ktoś za plecami Tamary. Odwróciła się.
Nie znała tej kobiety, ale była ubrana w strój Tizii. Dziewczyna przez moment walczyła z chęcią cofnięcia się.
– Ale brakuje ci pewności siebie – dodała, także poklepując Tamarę po ramieniu. – Lepiej się przygotuj, jeśli chcesz wygrać z Melanią.
– Hę? – zdziwiła się Tamara. No tak, miała poprzednie walki do nadrobienia. Nie może sobie pozwolić, by następnym razem wystąpić nieprzygotowana. Pokiwała więc głową.
Kobieta uśmiechnęła się i podeszła do baru.
– Gorącą czekoladę proszę! – zawołała.
Tamara przez chwilę patrzyła się na nią, zastanawiając się, kim może być. Nigdy wcześniej nie spotkała jej w gildii. A może to…?

Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments