Witaj Klaro!
Wszędzie wokół panowała ciemność, tylko pośrodku, trochę przed sobą można było zaobserować świetlisty, fioletowy punkt. Z niego strugami, w nieregularnych kształtach przelewały się na wszystkie strony światła niczym lasery w klubach.
Ponownie odezwał się damski głos – Twoim wrogiem będzie Aiyana Storm. Walczyć będziecie w sektorze górskim, aż do finałowej dewirtualizacji. Powodzenia!
Punkt pośrodku zaczął rozjaśniać się coraz bardziej, aż w końcu zrobiło się absolutnie biało. W dalszej kolejności na ekranie telewizyjnym dało się zobaczyć wszystko to co własnymi oczami zaobserwowała Klara podczas swojego pojedynku z Indianką.
– Zdrowie! – krzyknęło paru ludzi z gromkim śmiechem.
W rzeczywistości, całość powyższej sytuacji to powtórka która odbywa się w jednej z internetowych stacji telewizyjnych. Jakiś czas temu rozpoczęły się światowe mistrzostwa walk w wirtualnej rzeczywistości, które teraz z ogromną ochotą są oglądane przez całe rzesze widzów. Jedni z nich znajdują się obecnie w wirtualnej karczmie obwołanej dość dziwnie: “Pod zdechłym kotem”. Nikt do końca nie wie, dlaczego została tak nazwana. Właściciel ma jakąś pasję do dziwnych imion, na chwilę obecną sam się zastanawia jaką to dać historię tej nazwy aby nadać jej większego splendoru.
Całość karczmy była pełna ludzi. Wybudowana z drewnianych bali, pięknie ozdobiona różnymi słowiańskimi wzorami. Ot, ktoś akurat miał fazę po ostatniej, sławnej grze gdzie akcja dzieje się w tych klimatach. Sama tawerna nie stała również pusta pośrodku niczego. Wszędzie wokół można było zaobserwować żywopłoty, ławki, duży park… Cały sektor poświęcony tylko na potrzeby owego przybytku.
Wewnątrz opisywanej tutaj, wirtualnej nieruchomości dało się słyszeć rozmowę dwóch przyjaciół:
– No mówię ci, po operacji odbudowywania w skanerach ani śladu! Zresztą, sam popatrz na zdjęcia!
To mówiąc, facet z słomianym kapeluszem na głowie wywołał w powietrzu wirtualny panel. Za jego pomocą przeszedł w galerię zdjęć i pokazał kilka z nich, wykonanych telefonem komórkowym w rzeczywistym świecie. Znajdowały się na nich dość powiedzieć, że zmasakrowane nogi. O chodzeniu o własnych siłach można zapomnieć. No… kilkadziesiąt lat temu.
– Achhhhh… w coś ty uderzył?
– Jakiś fan szybkich prędkości pędził pod prąd czterysta na godzinę… – To mówiąc pochwycił kufel i wypił kilka łyków miejscowego “piwa”, po czym gdy skończył, kontynuował:
– W każdym bądź razie, po wypadku zabrali mnie do miejskiego szpitala i doprowadzili do względnego porządku. Gdy już byli pewni że przeżyję, wpakowali mnie do poziomej wersji skanera i gruntowni sprawdzili. Przez jakieś 2 dni komputer budował mój model zdrowych nóg, komórka po komórce. Potem wsadzili z powrotem do skanera, zwirtualizowali i podczas materializacji poskładali należycie do kupy! Voilà!
– Postęp! – powiedział jego kompan w krótkich, czarnych włosach. – Nie ma co mówić, od czasu jak rozwinęły się komputery kwantowe cały świat pognał do przodu.
A i tutaj jest prawda. Począwszy od medycyny, wojskowości, szkoły czy codziennego życia: wszystko się drastycznie zmieniło. Dzisiaj na szkolnych zajęciach nie przeprowadza się tradycyjnych lekcji historii. Całą klasę wirtualizuje się do cyfrowej mapy, gdzie za pomocą własnych oczu można zobaczyć modele miast sprzed tysięcy lat. Wszystko rozpoczęło się jakieś dwadzieścia lat po pokonaniu XANY. Świat zaczął wkraczać w epokę maszyn kwantowych, największe możliwe firmy informatyczne poczęły sprzedawać swoje własne wersje komputerów i systemów kwantowych. Jako że ich siła zaczęła coraz bardziej dorównywać mocy superkomputera z fabryki, Jeremy Belpuois postanowił upublicznić całemu światu wszystkie jego programy oraz historię. Całkowicie za darmo. Narobiło to niezłego szumu, ale koniec końców dzięki temu świat zaliczył skok. Nie trzeba było wymyślać wielu rzeczy na nowo. Dodaj do tego jeszcze kolejne dwadzieścia lat: ziemia absolutnie odmieniona!
– Tak właściwie… – odezwał się czarnowłosy – kto zaraz powinien walczyć?
– Tadeusz Różan… – leniwie odpowiedział przechylając swój kufel.
– Ten czerwony gracz? A kto przeciwko niemu?
– Sequill Johannes Pradd-Dunbar. Młody, ale z tego co wołają ludzie to całkiem nieźle robi mieczami.
Starcie tych dwóch graczy miało nastąpić w sektorze leśnym. Całość terenu na którym mieli wylądować przypominała duży owal. Wyjście z niego gwarantowały trzy zwalone pnie. Jeden znajdujący się na północy, drugi na południowym zachodzie, trzeci na południowym wschodzie. Wszędzie wokół pełno można było zauważyć bezlistnych drzew.
Na ekranie telewizora zakończyła się powtórka. Pojawiły się imiona dwóch ludzi, którzy zaraz będą mieli za zadanie nawzajem się pozabijać.
– Oho, zaczyna się – rzekł kapeluszasty gość. Dopił szybko swoje “piwo” i usadowił wygodniej, aby lepiej obserwować ekran telewizora.
…
Ciemność, wszędzie wokół nie dało się zobaczyć nic. W tem, nagle pośrodku nicości pojawiło się fioletowe światło. Z jego kierunku dało się usłyszeć damski głos:
– Witaj Tadeuszu! Twoim wrogiem będzie Sequill Johannes Pradd-Dunbar. Walczyć będziecie w sektorze leśnym, aż do finałowej dewirtualizacji. Powodzenia!
Punkt pośrodku rozjaśniał i oblał gracza białym światłem. Chwilę potem biel poczęła znikać. Przed sobą zobaczył wirtualizującego się w powietrzu gracza.
Spadli oboje w tym samym momencie. Elektryczny Samuraj oraz Czarna Pantera, jakieś 50 metrów od siebie. Gdy wylądowali, każdy szybko rozejrzał się po otoczeniu dla zorientowania się w jakim konkretnym miejscu znajdują się na mapie. Tadeusz Różan w roli Czarnej Pantery był tutaj ociupeńkę szybszy, natychmiast po rekonesansie zerwał się z nóg i galopem pognał w kierunku Sequilla. “Czas potestować jego reakcję” pomyślał będąc w szybkim biegu.
Sequill postanowił uraczyć swojego oponenta wstrząsającym powitaniem. Wyprostował oba ramiona, w otwartych dłoniach uformowały się elektryczne kule. Jedna taka kulka potrafiła zdjąć 20 punktów obrażeń, a niekiedy i nawet zdezorientować wroga jeżeli był trochę mniej odporny na prąd. Johannes wystrzelił jedną, potem drugą kulę, ale żadna nie trafiła celu.
– Szybki jest! – pomyślał sobie Samuraj. Wróg był już coraz bliżej, pochwycił więc prawą ręką jeden ze swoich dwóch mieczy. Lewą uszykował jeszcze jedną kulę i wystrzelił ją przed siebie. Tadeusz jednak omijał bez większego problemu je wszystkie. Rwał w kierunku Johannesa co sił. Już prawie przy nim był. Sequill spodziewając się następnego ruchu szybko wykręcił unik w bok z jednoczesną próbą cięcia na szyje, ale tutaj niespodzianka: nie miał szans trafić wroga. Pantera gwałtowanie się zatrzymała, zauważalnie wykręciła stopami w prawo i wyminęła swojego oponenta, krążąc wokół niego. Tadeusz osaczał swojego przeciwnika. Co chwila niby miał zaatakować, ale za każdym razem się zatrzymywał i biegł w innym kierunku. Johannes naon stop odpowiadał właściwym unikiem z cięciem na krytyczne punkty, ale w głowie miał już jedną myśl: “To bydle chce mnie zmęczyć. Trzeba przejść do natychmiastowego ataku!”
Tadziu krążył wokół swojego nieprzyjaciela. Znowu ruszył wprost na niego. Jednak tym razem nie wykręcił. Zatrzymał się, ugiął nisko w kolanach i uderzył łapą pokazując swoje pazury. Udało mu się trafić w nogi, -15 punktów życia. Sam jedak nie miał się z czego cieszyć: w momencie w którym on markował wykręcenie się na bok, Dunbar z obu mieczy zaatakował celując w tułów. Zakładał że wróg będzie trochę wyżej, trafił niestety jedynie w jego pancerz. Nie mniej żadna to strata, gdy tylko poczuł opór w ramionach natychmiastowo dokonał wyładowania elektrycznego w swoich ostrzach. Zbroja wroga nie jest wykonana z drewna, prąd przewodzi, to też po 5 obrażeń od jednego miecza poszły. Łącznie 10.
Pantera przewróciła się i przeturlała trochę przez teren walki. Tadeusz nie spodziewał się że ten atak może go aż tak zamroczyć. Przez dwie sekundy miał zamglony wzrok, ale zdołał rozpoznać to co na niego pędziło. Natychmiastowo wstał, wykręcił w lewo i popędził przed siebie co sił. Dunbar nie pozwalał się nudzić, gdy Panterę zamroczyło ten natychmiastowo wybiegł w jego kierunku by oponenta dobić.
– Cholera, w ten sposób to ja się z nim nie pobawię – pomyślała sobie czteronożna bestia – Nie ma wyboru. Trza znaleźć dogodniejsze miejsce bo mnie wykończy kawałek po kawałku.
Z tą myślą pobiegł co sił w kierunku północnego wyjścia. Przekroczył je, za sobą usłyszał tylko “O nie, tak łatwo to nie ma!”. Samuraj pognał za nim w pościg. Zastosował tutaj umiejętność elektrycznego sprintu, która zwielokrotniała prędkość jego normalnego biegu. Wciąż jednak to było za mało, Czarne Pantery przez samą swoją budowę fizyczną są przystosowane do bardzo szybkich pościgów. Tadeusz mógł trzymać Sequilla na dystans. Nie mniej nie było dla niego spokoju. Samuraj korzystał z każdej możliwej okazji, podczas biegu co rusz z otwartych dłoni bombardował swojego wroga elektrycznymi kulami.
Nie jest to łatwa rzecz biec przed siebie z taką prędkością, i co rusz zerkać za siebie by unikać ataków dystansowych. Bestia z Xan Guldur rozglądała się na tyle ile mogła w poszukiwaniu miejsca które mogłoby przyczynić się do jego zwycięstwa. Jedno takie znalazło się trochę na przeciwko. Z ziemi, pod niskim kątem wyrastała płaska skała. Pewnie jakaś dziwna nowość od developerów mistrzostw. W każdym bądź razie, w pewnym momencie musiała się skończyć, a Johannes według plotek lubi wykonywać ataki z powietrza! Obrał więc kierunek na skałę. Przemierzył jej drobny kawałek, gdy był pewny że wróg również postawił na niej swoją stopę skoczył na lewo, spadł trzy metry w dół i dalej gnał przed siebie.
– Nabrał się? – zastanawiał się Tadeusz. Obrócił głowę, ale nie, dźwięk syczącej tuż nad jego uchem elektrycznej kuli dobitnie przekazał informacje “Nie, nie nabrał się!”. Pantera miała nadzieję że przeciwnik na niego wyskoczy ze skały. W powietrzu będąc tylko człowiekiem nie można zmieniać pozycji, łatwo taką osobę dorwać i wykończyć. Ale Sequill musiał to wiedzieć, takie ataki z pewnością wykorzystuje tylko na nieświadomych niczego przeciwników.
– Dalszy rekonesans, co jest przed nami? Bingo! – Rzekł w myślach Różan. Trochę drogi przed nim dało się zauważyć jak skała gwałtownie się kończy, pnąc się wysoko ku górze. Nieco dalej była krawędź platformy, a niżej Cyfrowe Morze. Pantera widocznie przyśpieszyła i wykręciła w prawo znikając za skałą. “Co jest?” – pomyślał Dunbar – “Chcesz wdrapać się na skałę i mnie zaskoczyć? Nie ma mowy!”. Sequill w niezmienionej prędkości biegł przed siebie, postanowił zaatakować przeciwnika za pomocą elektrycznych kul. “Jeżeli go trafię, tak go zamroczy że spokojnie go wykończę. Jeżeli nie, to wciąż będziemy się bawić w podchody aż w końcu kawałek po kawałeczku ciebię załatwię.” – Z tym planem Johannes wypadł zza skały. Uszykował sobie wcześniej elektryczne kule i już był gotów do strzału, ale tutaj zonk! Nikogo nie ma! Pusto!
– Gdzie on jest?! – Rzekł głośno Johannes. W tem wyrwało mu się nagle z ust – Za mną!
Nie starczyło czasu. Samuraj chwycił za swoje miecze, ale nie zdążył ich wyjąć, Pantera z olbrzymią prędkością okrążyła całą skałę i wpadła na przysłowiowy ogon przeciwnika. Gdy ten tylko się obrócił, Tadeusz zatrzymał się na przednich ramionach i z pół obrotu mocno kopnął swojego przeciwnika do przodu. Nie użył pazurów, to też zadał tylko 10 punktów obrażeń, ale nie to było tragedią. Sequill kopnięty przeturlał się bardzo daleko, aż na samą krawędź Cyfrowego Morza. Zdołał się jej jeszcze chwycić dłoniami, nie mniej jednak sobie swobodnie z niej zwisał. Różan lekkim truchtem podbiegł do swojej ofiary. Gdy był już blisko, zwolnił, krocząc jak najbardziej dumnie się dało. Zatrzymał się przed nim. Patrzył na niego chwilę z góry. W końcu gwałtownie chwycił za dłonie swojego wroga po czym telepatycznie rzekł:
– Niech żye Król!
I zepchnął go z urwiska.
Dunbar zaczął spadać w otchłanie Cyfrowego Morza, ale na jego szczęście to nie była jeszcze chwila przegranej. Tuż na wyciągnięcie ręki znajdowało się drzewo. Szybko więc wyjął swój miecz i silnym ruchem wbił go, tak mocno jak tylko był w stanie. Udało się. Przeżył, aczkolwiek nie zmianiało to faktu, że dalej sobie zwisał. Tadeusz patrzył z lekkim niedowierzaniem. Jako że jego zęby zastępowały ogromne szpile, sam nie umiał mówić. Mógł jednak przekazywać swoje myśli telepatycznie. Efekt tego był taki że Sequill usłyszał głos dobywający się zewsząd. Postanowił drugi raz “przemówić”:
– O ile dobrze pamiętam, Mufasa powinien być teraz martwy!
– Uh… – odpowiedział patrząc w toń znajdującego się pod nim morza – Nie mam w zwyczaju się topić. Sorki kolego, nie dziś!
…
W karczmie panuje już małe znudzenie. Wszyscy są wpatrzeni w jeden, duży, znajdujący się na ścianie ekran. Cały mecz wydaje się być jak najbardziej interesujący, były momenty kiedy krzyki dały się słyszeć na samym końcu sektora z tawerną. Nie mniej nie da się ukryć znużenia, kiedy patrzysz się w ekran w którym nic się nie dzieje od dobrych pietnastu minut…
…
W sektorze leśnym zrobiło się całkiem spokojnie. Johannes rozglądał się na boki szukając wyjścia. Tadeusz leżał wpatrując się w swoją ofiarę. Łapy sobie tylko podłożył pod brodę, aby było troszeczkę wygodniej.
– Wiesz, mógłbyś sobie już darować. – rzekł Tadeusz – Poważnie, topienie się w wodzie ma wiele cudownych zalet! Można dla przykładu, faktycznie się przekonać co istnieje po drugiej stronie.
– Neh, osobiście wolę twardo stąpać po ziemi. A przede wszystkim walczyć tak jak Ulrich Stern.
– Stern? Ten szermierz, dziesiątki lat temu?
– Ta, jest moim wzorem do naśladowania. Chce być trochę taki jak on.
– To ciekawe. Oprócz tego że słyszałem iż był waleczny i dzielny, to ktoś coś wspominał że boczył się na ludzi niemiłosiernie…
– Ta, miał tą wadę. Tak w ogóle, dużo masz jeszcze tych wstawek z filmów? – Zapytał się Sequill, spoglądając na jedno drzewo na prawo od niego.
– Oczywiście że tak! – odpowiedział z nieukrywaną satysfakcją – Obejrzałem całą masę różnych produkcji. Jak chcesz to mogę ci nawet wyrecytować Epokę lodowcową, połowę tekstu znam na pamięć.
– I tak wolę część dziesiątą, wtedy naprawdę dali czadu.
Sequill już miał pomysł. Podciągnął się troszeczkę na mieczu, oparł na tyle ile mógł plecy i stopy o drzewa. – Ale i tak myślę, że na tą chwilę najbardziej by ci się spodobał ten film o pająku!
Pantera popatrzyłą na niego z zainteresowaniem, trochę nie ogarniając o co chodzi. Samuraj podciągnął się troszeczkę na mieczu. Oparł stopami i plecami o drzewo. W jednej chwyli mocno wystrzelił z drzewa. Skoczył w kierunku innego pnia, jednocześnie stosując elektryczny sprint. Udało mu się. Jak w jednej dłoni trzymał wcześniejszy miecz, tak drugą dłonią wbił ostrze w drzewo.
– Juhuuu! Udało się!
Tadeusz patrzył na to wszystko z niedowierzaniem. Wykrzyknął tylko głośno “Pieprzony Spiderman!”. Dunbar wychylił się i rozejrzał jak tylko mógł. Po prawej miał kolejny pień a jeszcze na przodzie, trochę po lewej następny.
– No dobra, zaryzykujmy! – pomyślał – Szybki kurs na prawo i natychmiastowy odskok na tamte drzewo!
Jak wpadł na pomysł, tak go wykonał. Udało się bez nawet najmniejszego problemu. Dunbar miał przed sobą gęsto ułożone drzewa, począł więc kursować między tymi drzewami jak szalony stale poruszając się w miarę w jednym kierunku, wzdłóż krawędzi sektora leśnego. Miecz postanowił wbijać w pień tylko wtedy kiedy będzie mu to potrzebne. Różan nie wiele mógł z tą sytuacją zrobić. pognał w drobny galop, ale co rusz musiał się lekko cofać bo młody szermierz straszył go swoimi elektrycznymi kulami. “Uzdolniony jest chłopaczyna, nie ma co!” pomyślał sobie w głowie. Zaraz również przeklnął trochę pod nosem. Niedaleko przed nim znajdował się jakaś ogromna struktura, coś jak taka duża jaskinia z korzeni, z tym że na wysokości pełno było dziur. Niżej, idealnie po krawędzi zaczęła formować się ściana. Tadeusz stracił konktakt wzrokowy z nieprzyjacielem. Biegł wciąż truchtem starając się wyśledzić wroga słuchem, ale dźwięki poczęły stopniowo głuchnąć. “Cholera, że niby tak daleko że już go nie słychać?” – przeszło to mu przez myśl. Postanowił trochę przyśpieszyć i to był jego błąd. Przy tej prędkości nie miał prawa zauważyć, że po prawej znajdował się zakręt. Z nienacka oberwał elektryczną kulą. W rzeczywistości Johannes w pewnym momencie się zatrzymał i wyczekiwał tu swojego wroga. Tadeusza zamroczyło, zdążył tylko wstać i spróbować zablokować łapami uderzenie.
Nie udało się. Sequill wbił swoje oba miecze w barki Tadeusza. Za każde zdjął 15 punktów życia, łącznie 30. Elektryczna kula skasowała 20 punktów, Panterze zostało ledwo 40.
– No i co teraz, Panie Skaza? – z uradowaniem zapytał się Sequill.
– Uh… – próbuje odpowiedzieć Różan, trochę dysząc – Wiesz… Trzeba było celować w głowę.
– Co? – Wymamrotał szermierz. Pantera była jeszcze zdolna by chwycić oponenta swoimi łapami. Dunbar nie mógł odstąpić, był w pułapce. Bestia otworzyła szeroko swoją paszczę, prezentując całą masę znajdujących się w nim, ogromnych szpil. Szybko stało się jasne co za chwilę może się stać. Sequill począł się wyrywać – bez rezultatu. Puścił więc miecze i uformował w dłoniach elektryczne kule, idealne aby punktowo zlikwidować przeciwnika. Ale było już za późno. Nim ten je wystrzelił, Pantera zakleszczyła swoje zębiska przebijając całą krtań wojownika na wylot. Cios krytyczny, Elektryczny Samuraj zdewirtualizowany.
– O rrrraanyyy… – pomyślał sobie Tadeusz, wciąż jeszcze dysząc – Uh… stałem się zbyt nie ostrożny.
Po tych słowach Tadeusz wyrwał znajdujące się w jego barkach oba miecze. Przeszedł się kilka kroków w kierunku miejsca z którego poleciała wcześniej elektryczna kula i rozejrzał po pniach, po których wcześniej kursował Dunbar. Zaczął się dewirtualizować. Nim proces doszedł do końca, przez jego głowę zdążyła jeszcze przejść myśl: “Skubaniec jest dobry!”.
…
Zdążyła minąć godzina od ostatniego pojedynku. W karczmie od entuzjazmu aż wrze, ale nie z powodu samego pojedynku, a gościa który raczył przyjść ukoić tutaj swoje nerwy. Sequill Johannes Pradd-Dunbar przyszedł do tawerny w dość kiepskim humorze, nie mógł sobie przebaczyć że zginął w taki sposób. Do tego jeszcze wysłuchując jakiegoś popularnego przed laty tekstu niejakiego “Thanosa”. Szybko go jednak otoczyły istne, pocieszające tłumy:
– Chłopie, ale ty mu tam dałeś wycisk!
– Człowieku, głowa do góry, to była piękna walka!
– Prawie go miałeś, następnym razem na pewno się uda!
Nie tego się spodziewał. Co rusz każdy go pocieszał, śmiejąc się w niebogłosy niesamowicie. W końcu postanowił usiąść przy ladzie i zamówić coś do picia. Tuż obok siedział pewien młody gość w zielonym ubraniu, z mieczem średniej wielkości i sztyletem u pasa.
– Barman! “Zielonego Smoka” dla tego tutaj bohatera! – zawołał wyżej opisany nieznajomy. Gospodarz należycie podał stosowny napój w ogrmonym, dębowym kuflu.
– Hah, dziękuję. Nie spodziewałem się tutaj takiego powitania.
– Nie doceniasz się dzieciaku, ta walka była iście przepiękna! Ta kolejka na mój koszt!
Sequil pochwycił kilka łyków. Alkoholu w tym nie było, ale owocowa mieszanka była zacna.
– Sequill się nazywam, ale to pewnie wiesz.
– Możesz mi mówić Rysiek.
– Rysiek? Co to za imię? – zaśmiał się Dunbar
– Polskie, dosyć stare. To ten, kto następny teraz będzie walczyć?
– Melanie Dunbar z Loyydem Stenem – rzekł pewien facet z słomianym kapeluszem na głowie.
– Dunbar? Twoja siostra? – Zapytał się Rysiek.
– Nie, pewnie zbieżność nazwisk – odpowiedział krótko Sequill, szybko zajmując się swoim napojem.
– No cóż – odpowiedział Rysiu – będzie pewno widowisko! Barman! Bardzo uprzejmię proszę potrawkę z królika, głodny jestem jak wilk!