Rozdział 5

Muszę przyznać, że Stern mimo wszystko ma talent do walki. Nawet jeśli widać było, że jego technika była trochę zardzewiała, to i tak nie każdy potrafiłby do tego wrócić w tak krótkim czasie. I to po dziesięciu latach przerwy.

A tymczasem on po raz kolejny sparował moje uderzenie, wyprowadzając niemal błyskawiczną kontrę, a przecież niespełna kilka minut temu miał problemy z samym z samym robieniem uników.

Tak… czas ledwie stępił jego umiejętności.

— To jak Stern? To wszystko, na co cię stać — spytałem, unikając kolejnych dwóch cięć, uchylając się na boki.

Tak jak zakładałem, to wystarczyło, by jeszcze bardziej wytrącić go z równowagi i w efekcie, zaczął atakować z jeszcze większą zaciętością.

— Zamknij się — warknął, próbując mnie podciąć.

— To mnie zmuś — odparłem, uskakując przed atakiem, jednocześnie wytrącając superdymem jedną z katan z ręki. Nie przeszkodziło mu to jednak w dalszym natarciu. Ponownie wyprowadzając kopnięcie, przerzucił broń do drugiej dłoni i zaatakował, zmuszając mnie do kolejnego bloku.

Trzeciego uderzenia już jednak nie zablokowałem. Przechodząc w formę dymu, przemknąłem mu między nogami i powróciwszy do swego cielesnego stanu, kopnięciem w plecy posłałem go na ziemię i dla pewności skrępowałem go kolejną porcją cienia.

Gdy stopą przekręciłem go na plecy, by móc spojrzeć mu w oczy, pierwsze co otrzymałem z jego strony, to spojrzenie, które zapewne w każdej innej sytuacji zasługiwałoby na miano “miażdżącego”.

— Jakieś ostatnie życzenie, chłopcze? — spytałem, unosząc miecz mieć do cięcia, które miało pozbawić go głowy.

Nim jednak zdążył odpowiedzieć w jakikolwiek sposób, lub w ogóle odezwać, wokół nas rozszedł się zdenerwowany głos.

— Ulrich, słyszysz mnie?! Odd właśnie wypadł z gry, a Yumi i Aelita są już prawie przy wieży.

— To świetnie Jeremie — stwierdził szatyn, odwracając ode mnie wzrok i spoglądając gdzieś w przestrzeń.

A więc jednak.

— Wygląda więc na to, że nasze plany muszą ulec zmianie, nieprawdaż Stern? — spytałem go, unosząc ostrze jeszcze wyżej.

— Czyżby coś poszło nie po twojej myśli, Xana? — rzucił, znów odwracając się w moją stronę, na chwilę przed tym jak zadałem cios.

Klinga wbiła się w podłoże, niemal muskając mu szyję i to bynajmniej nie z powodu jego uniku. Kleknąwszy, zbliżyłem nasze twarze do siebie na odległość kilku centymetrów.

— Być może. Oznacza to jednak, że nie mogę dłużej zabawiać tylko ciebie, panie Stern. W końcu co ze mnie byłby za gospodarz, gdybym nie zajął się również pannami Schaeffer i Ishiyama. Nie martw się jednak. Nie pozbawię cię rozrywki.

W tym momencie, pęknięcia w lodzie powstałe od mojego ostatniego uderzenia, zaczęły się rozrastać we wszystkich kierunkach, pokrywające niemal całe dno krateru. Sekundę później spod niebieskich skorup w towarzystwie światła zaczęły wygrzebywać się przypominające kamienne bloki stwory. Przebierając sześcioma czerwonymi odnóżami ostatecznie, dały radę wydostać na powierzchnię, obracając we wszystkie strony, choć miały oko na każdej z bocznych ścian.

— One dotrzymają ci towarzystwa. Przekaż jeszcze przeprosiny z mojej strony panu Della Robbia, że nie dane mi było zająć się nim osobiście. Moje pupile potrafią być nieco nadgorliwe. A teraz wybacz, ale jak się okazuje czas mnie goni.

I nie podnosząc się, aktywowałem superdym i pomknąłem w stronę wieży, pozostawiając Sterna w towarzystwie pół tuzina bloków.

***

Yumi i Aelita leciały w stronę majaczącej na horyzoncie wieży.

Odkąd rozdzieliły się z Oddem nie spotkały żadnego potwora. Mogłoby się wydawać, że to dobry znak, to jednak obie wiedziały, że w przypadku ataków Xany, taka cisza w Lyoko mogła nie wróżyć nic dobrego. Żadna jednak nie mówiła tego na głos, nie chcąc zapeszać.

Wtem do ich uszu dotarł charakterystyczny furkot, a chwilę później po obu is stronach pojawiło się po pięć stworzeń wyglądające jak dziwne, pozbawione oczu i odnóży komary z kilkoma parami skrzydełek oraz przypominającym oko znakiem na środku głowy. Najgorszy jednak był fakt, że były długości ludzkiej ręki.

— A więc jednak Szerszenie — stwierdziła Yumi, patrząc po otaczających je potworach.

— Co z Oddem i Ulrichem, Jeremie? — spytała Aelita.

— Słucham…? — rzucił chłopak rozkojarzonym z rozkojarzeniem w głosie. — A! Odd wypadł z gry, a Ulrich jest zajęty Blokami.

— A Xana?

— Xana… No nie! Właśnie kieruje się w waszą stronę…

— A nie mogłeś nam tego powiedzieć wcześniej? — wtrąciła Japonka, wciąż obserwując trzymające się na dystans i dziwnie spokojne potwory.

— Wybaczcie, ale dawno nie siedziałem przy Superkomputerze i muszę sobie trochę rzeczy przypomnieć. No, chyba że chcesz się zamienić miejscami?

— Nie szczególnie — odpowiedziała Yumi, wspominając naukę obsługi Superkomputera.

— Tak myślałem — padło z przekąsem.

— Nic się nie stało Jeremie — stwierdziła różowowłosa, chcąc załagodzić sytuację.

W tym momencie zupełnie jakby czekając na te słowa, zaczęły atakować, strzelając z końców odwłoków laserowymi wiązkami.

— Leć Aelita! — krzyknęła Yumi, zaciekle unikając lecących prawie zewsząd pocisków.

— Ale… — zaczęła elfka, ledwie się trzymając na pojeździe.

— Żadne “ale”. Leć! — zaprotestowała Japonka, przerywając jej, po czym wyciągnęła wachlarz i cisnęła nim w jednego z Szerszeni, próbując go wyeliminować. Nie miała jednak możliwości, by wycelować i stwór bez problemów uniknął trafienia. Tymczasem jeden z jego towarzyszy zdołał dosięgnąć celu i hulajnoga zaczęła się rozpadać.

— Leć do wieży — powiedziała Yumi, spychając przyjaciółkę z pojazdy, nim ta zdążyła zareagować, po czym zaczęła się od niej oddalać. Nie zdołała jednak ulecieć daleko, gdy jej pojazd rozsypał się do końca i zaczęła spadać. Tymczasem Aelicie udało się machnąć ręką nad bransoletką, przywołując na plecach parę skrzydeł z różowych piór, co niemal natychmiast wyhamowało jej upadek i zawisła w powietrzu. A widząc, w jakiej sytuacji znajdowała się jej przyjaciółka, chciała lecieć jej pomóc, lecz jej zapał ostudziła kolejna seria laserów blokująca drogę. Widząc, jak koleżanka jest coraz niżej, z ciężkim sercem stwierdziła, że teraz najważniejsze jest, by dezaktywować wieżę i bez zbędnej zwłoki ruszyła w stronę budowli.

Niemal w tym samym momencie, w którym Aelita odwróciła wzrok od Japonki, zza lodowego ostańca z oszałamiającą prędkością wyłoniła się czarna smuga, zbliżając się do miejsca, w którym miała upaść czarnowłosa. Jednak, gdy od gruntu dzieliło ją raptem kilka metrów, opar wybił się w powietrze i w locie przyjmując ludzką postać, chwycił dziewczynę. I choć lądowanie, jakie im wyszło, nie należało do najdelikatniejszych, to z pewnością było znacznie przyjemniejsze od niekontrolowanego upadku.

— Xa… Xana…? — zdziwiła się Azjatka, zdając sobie sprawę, kto przyszedł jej z pomocą.

— Myślałaś, że pozwoliłbym któremuś z gości wyjść z gry bez odprowadzenia? Wystarczy już, że Della Robia nas opuścił bez pożegnania — oznajmił, stawiając ją na ziemi, po czym spojrzał w kierunku aktywnej wieży. — A teraz wybacz, ale mimo wszystko jest ktoś ważniejszy od ciebie.

I nim zdążyła zareagować, Xana odwrócił się gwałtownie do niej, przywołując w wyciągniętej ręce swój miecz, przecinając ją na pół, po czym nie czekając, aż jej cyfrowe wcielenie zniknie do reszty, puścił się biegiem w stronę wieży.

***

Aelita leciała, najszybciej jak tylko mogła, nie mogąc jednak w żaden sposób pozbyć się siedzącym jej na ogonie Szerszeni. Spróbowała już kilkukrotnie wyeliminować któregoś z nich Polem Energii, lecz strzelanie do tyłu, będąc pod ostrzałem, nie było łatwe i w efekcie trafiła jedynie jednego, tracąc jednocześnie znaczną część przewagi nad nimi.

Gdy w końcu zbliżyła się do wieży na tyle, by móc wylądować, zgrabnie dotknęła gruntu i niemal bez zatrzymywania się ruszyła biegiem w jej stronę, wciąż unikając trafienia. A gdy już myślała, że nie dadzą radę jej zatrzymać, pod jej nogami przeleciała czarna chmura dymu, by zmieniać się w czarnowłosą postać tuż przed ścianą wieży i blokując jej przejście.

— Zostawianie damy samej sobie raczej nie było raczej zbyt grzecznym posunięciem z mojej strony, nieprawdaż panno Schaeffer — spytał, gdy nieomal na niego wpadła. — Zaraz to jednak nadrobimy.

I ruszył za wycofującą się elfką. Nie zaszła jednak daleko, gdyż tuż za nią padło kilka strzałów, którym towarzyszył natarczywy furkot skrzydełek.

— Więc od czego miałbym zacząć…? — zaczął się zastanawiać, ponownie przywołując miecz z obłoku cienia i chwytając go obiema rękami. — Może pomożesz mi w tej decyzji?

Aelita jednak nie zamierzała mu jednak w żaden sposób pomagać w rozwiązaniu tego problemu. Zamiast tego stworzyła w obu rękach Pole Energii i szybko posłała je w jego stronę. Nic jednak w ten sposób nie zyskała, gdyż Xana osłonił się swym wielkim mieczem, niczym tarczą.

— Widzę, że chcesz z miejsca przejść do konkretów — stwierdził, wyglądając zza swojego ostrza. — Proszę bardzo.

I zamachnął się, uderzając bronią zza głowy. Elfka zdołała jednak uniknąć ataku, odskakując od niego. Nim jednak zdążyła przywołać kolejne pociski, musiała uchylić się przed mknącym w jej stronę dyskiem energii, jednocześnie wystawiając się na atak wciąż unoszących się im nad głowami Szerszeni.

Przez dłuższą chwilę uskakiwała przed kolejnymi pociskami, co mimo wszystko nie było znowu takie trudne pomimo ich znaczącej przewagi. Nie wiedziała czemu, ale strzelały pojedyncza, dając jej czas na unik przed kolejnym wystrzałem. Jak gdyby wykonywany przez nią tańca, sprawiał im przyjemność, tak jak ich panu, który stał tuż poza stworzonym przez potwory okręgiem i bez słowa przyglądał się poczynaniom swojej przeciwniczki.

W pewnym momencie, korzystając minimalnie dłuższej przerwy między atakami, rzuciła w jednego z potworów kulą energii. Pocisk trafił celu, wywołując eksplozję potwora, płosząc jednocześnie cztery sąsiadujące z nim stwory. Za późno jednak przypomniała sobie o reszcie przeciwników i kolejny pocisk trafił ją w ramię.

— Aelita, uważaj! — usłyszałam jeszcze głos Jeremiego, jednak nie pomogło jej to w uniknięciu kolejnej laserowej wiązki, trafiającej ją w plecy i posyłając ją na kolana. Nim jednak zdążyła znów poderwać się na nogi, lecz silne pchnięcie w plecy skutecznie posłało ją na ziemię.

Xana bowiem skorzystał z zaistniałej okazji i podszedł do niej niezauważony, by teraz unieruchomić różowowłosą swoim cieniem.

— Znajomo sytuacja, czyż nie? — bardziej spytał, niż stwierdził, unosząc Aelitę do pionu, po czym wraz ze wciąż szamoczącą się dziewczyną, ruszył w stronę krawędzi platformy.

— No ale przynajmniej w końcu wszystko zostanie zrobione, tak jak powinno — dodał w połowie drogi.

W tym jednak momencie oboje usłyszeli dziwny dźwięk.

Czarnowłosy miał już odwrócić się, by dowiedzieć się, co może być jego źródłem, gdy poczuł pchnięcie w plecy, a z jego piersi wyrosła klinga katany.

— Nigdy nie potrafiłeś docenić przeciwnika… Xana… — wydyszał Ulrich, tuż za plecami programu, którego ciało właśnie zaczęło się rozpadać.

— Być może… — zaczął, lecz nim zdążył rozwinąć swą wypowiedź, rozwiał się do końca w strzęp czarnego dymu, który zniknął w powietrzu.

— Wszystko dobrze — spytał Niemiec, podbiegając do przyjaciółki, która boleśnie wylądowała na lodowym podłożu, niepodtrzymywana dłużej przez wstęgi mroku.

— Tak — odpowiedziała, wstając i zaczynając się rozglądać za Szerszeniami, które zdążył w międzyczasie gdzieś zniknąć.

— To może lepiej leć zdezaktywować już tę wieżę.

— Tak chyba będzie najlepiej — zgodziła się i podbiegła do budowli.

Gdy tylko dobiegła do ściany, przeniknęła przez nią niczym przez wodną kurtynę i znalazła się we wnętrzu wysokiej tuby o czarnych ścianach, na których wyświetlały się błękitne ekrany z przelatującymi ciągami jedynek i zer.

Przechodząc po krótkiej kładce, dotarła do okrągłej platformy pokrytej w całości dobrze jej znanym symbolem koła i dwóch koncentrycznie ułożonych pierścieni z jedną cienką kreską wychodzącej z zewnętrznego pierścienia i przebiegającą po pomoście oraz trzech grubszych po przeciwnej stronie.

W miarę jak dziewczyna zbliżała się do środka znaku, kolejne jego części rozświetlały się delikatną poświatą, zupełnie jakby reagował on na samą jej obecność. Gdy tylko znalazła się na środkowej kole, zaczęła unosić się w powietrzu, lecą w stronę mniejszej platformy znajdującej się nad jej głową. Po krótkim locie wylądowała na mniejszej wersji dolnej platformy, a przed nią pojawił się duży, półprzejrzysty ekran. Przyłożywszy na chwilę do niego dłoń, zostawiła na nim jej obrys, który po chwili został zastąpiony słowem “AELITA”, by w następnej chwili jego miejsce zajęło słówko “KOD”. Na sam koniec pod najnowszym napisem, litera po literze wyświetliło się kolejne hasło. “LYOKO”.

— Wieża dezaktywowana — powiedziała dziewczyna, a ekrany pokrywającej do tej pory ściany zaczęły opadać i znikać w mrocznej otchłani, gdzieś w dole.

***

Znalazłszy się z powrotem we własnym ciele, natychmiast wyjąłem, wystającą mi z piersi wtyczkę z niezadowoleniem stwierdzając, że po raz kolejny powrót wywołał dziwny dyskomfort, którego nie potrafiłem wyjaśnić. Zamknąwszy klapkę nad wejściem dla wyjętego co modułu, upewniłem się, że tworzywo maskujące przylega, jak należy i zacząłem się ubierać.

Zapinając ostatni guzik, zacząłem zamykać poszczególne procedury. Może i połączenie między moim sprzętem a Superkomputerem było bezpieczne, ale nie musiałem ułatwiać im odnalezienia mnie. Tym bardziej że nie miałem zamiaru się ujawniać. A przynajmniej nie tak szybko.

Kiedy wszystko było załatwione, zgasiłem światło i ruszyłem po schodach. Przeszedłem jednak ledwie parę stopni, gdy postanowiłem przejrzeć w pamięci stworzoną wcześniej listę

Jak się okazało, zapomniałem zobaczyć, do jakich wniosków dochodzą, po dzisiejszym spotkaniu. Wygląda na to, że będę musiał jednak bardziej się pilnować w tym co robię, by wszystko odbywało się, jak należy.

Nie mogłem jednak pozbyć się przekonania, że to drobne niedopatrzenie mimo wszystko, będzie mogło skutkować kilkoma ciekawymi doświadczeniami.

***

Cała piątka zebrała się w sali holomapy.

— No i co o tym myślicie? — odezwał się w końcu Jeremie, przerywając ciszę, która zalegała w pomieszczeniu już od kilku minut.

— Jak to co?! — zdenerwowała się Azjatka. — Nasz największy wróg, który nieraz próbował nas zabić i przejąć kontrolę nad światem, wraca sobie po dziesięciu latach jak gdyby nigdy nic, by organizować sobie jakąś chorą zabawę naszym kosztem! Walczyliśmy z nim przez ponad dwa lata! Jak w ogóle on przetrwał? Przecież program wieloczynnikowy miał się go pozbyć raz na zawsze?

— Spokojnie Yumi… — zaczął Ulrich, lecz szybko ucichł, widząc spojrzenie, jakie posłała mu jego ukochana

— Nie ważne jak to zrobił. Ważne, że jest i że znów próbuje namieszać — wtrącił Odd, stając między wszystkimi, przy okazji ratując przyjaciela z niezbyt przyjemnej sytuacji.

— Odd może mieć rację… — stwierdził okularnik, ponownie spoglądając w monitory.

— Dzięki Einstein.

— Niech wam będzie… — westchnęła, widząc, że jest w mniejszości. Spojrzawszy jeszcze po wszystkich, dodała:

— To, co robimy?

— Jak to co? Wojownicy Lyoko wracają do akcji — wykrzyknął Włoch, uśmiechając się od ucha do ucha, jak zawsze miała w zwyczaju w takich sytuacjach.

— Powiedział to ten wojownik, który wypadł z gry jako pierwszy — stwierdził Jeremie z lekkim uśmieszkiem, wywołując jednocześnie krótkie parsknięcie u zakochanej pary.

— To może następnym razem wybierzesz się z nami do Lyoko, co? — padło w odpowiedzi.

— Wolę zostawić walkę wam. Spróbuję za to dowiedzieć się nieco więcej o  obecnej sytuacji i w jaki sposób Xana dał radę powrócić.

— Zatem ustalone. Znowu będzie trzeba komuś skopać tyłek — podsumował po chwili Ulrich.

— Szkoda tylko, że teraz raczej będzie trudniej, niż kiedyś — powiedziała czarnowłosa dziewczyna.

— Jakoś damy radę Yumi. Robimy tak jak w szkole. Stale pod telefonem. Jutro zaczynam poszukiwania — postanowił Einstein, wstając z fotela i wraz z resztą grupy ruszył ku windzie.

— Aelita, idziesz? — dodał, spoglądając na dziewczynę, która przez całą dyskusję stała ze spuszczoną głową, nie odzywając się ani słowem.

— Tak. Zaraz was dogonię — odpowiedziała wyrwana z własnych myśli, spoglądając w stronę przyjaciół. Kiedy drzwi zamknęły się z sykiem za nimi, spojrzała, na obracając się powoli hologram.

— Przepraszam, tato…

Autor: Xana

Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments