William? — zdziwiła się Yumi, odruchowo przywołując do ręki wachlarz.
Reszta również jak na komendę przygotowała się do walki. Ulrich wyciągnął z pochwy obie katany, Odd wycelował w nowoprzybyłego zaciśniętą pięścią, a w dłoniach elfki pojawiły się dwie sfery różowego światła.
— Ej… Einstein… Jego też zaprosiłeś? — palnął mimo wszystko Odd, nie odrywając wzroku od swojego celu.
Nim jednak Jeremy zdążył odpowiedzieć, odezwał się czarnowłosy, zatrzymując się kilka metrów od nich.
— Wszystko i wszyscy są dokładnie tam, gdzie mieli być Della Robia.
— To, co ty tu robisz William? — warknął Ulrich, mimowolnie przypominając sobie kolejne walki, które ze sobą stoczyli. — Tylko nie mów, że to ty znów włączyłeś Superkomputer.
— Przecież mówię, że miałem tu być tak samo, jak i wy. Choć wygląda na to, że i tak nie obejdzie się bez wyjaśnień — stwierdził brunet, po czym podrzuciwszy miecz, chwycił go i wbił w grunt. Następnie oparł się obiema dłońmi na rękojeści i jak gdyby nic się nie stało, kontynuował swoją wypowiedź. — Po pierwsze… Tak… to ja ponownie uruchomiłem Superkomputer. Po drugie to JA was tu sprowadziłem. A po trzecie nie jestem tym, za kogo mnie bierzecie.
Po tych słowach zapadła cisza, której dopiero po paru sekundach odważył się przerwać Odd.
— To, kim w takim razie jesteś — spytał, wciąż celując rozmówcy między oczy.
— Dziesięć lat temu zdawaliście się bardziej domyślni.
— To Xana — krzyknął nagle Jeremi, na co cała czwórka krzyknęła zszokowana.
— Xana we własnej osobie? — nie dowierzała Włoch.
— Jesteś tego pewien Jeremi? — upewniał się Ulrich. — Na pewno nic nie pomieszałeś?
— To niemożliwe! Przecież on przestał istnieć! — zaprzeczała elfka.
— Brawo Belpois — pogratulował Xana nieobecnemu mężczyźnie, spoglądając w niebo, gdy reszta obecnych umilkła, oczekując jakiejś odpowiedzi. — A co do wyrażenia “we własnej osobie” Della Robia, to jest ono raczej mocno…
— Ty nie możesz być Xaną! — przerwała mu Aelita. — Mój ojciec poświęcił się, byśmy mogli cię zniszczyć!
— …nietrafione — dokończył program, po czym zwrócił się w stronę różowowłosej. — Może i to zrobił, ale jak widać na załączonym obrazku, nie specjalnie wam to wyszło. A teraz, jeśli pozwolicie i formalności zostały dopełnione, ja wasz opuszczę, gdyż muszę dokończyć jedną sprawę.
I nim ktokolwiek zdążył odpowiedzieć, machnął ręką, rozwiewając swoją broń w chmurze czarnego dymu, po czym sam również zmienił się w kłąb dymu, który pomknął w stronę, z której dopiero co przybył.
— O nie… — szybko zareagował Ulrich. — Tak łatwo nie dam mu uciec. Supersprint! — wykrzyknął, ruszając w pogoń za przeciwnikiem.
— Ulrich, czekaj! — zawołała za nim Yumi, po czym wszyscy ruszyli za nim biegiem.
— Co mu jest, Yumi — spytała po chwili Aelita, patrząc na wciąż oddalającą się sylwetkę przyjaciela.
— Nie wiem, ale jakiś tydzień temu było podobnie. Skończył rozmawiać przez telefon i tak samo się zdenerwował. Próbowałam się dowiedzieć, co się stało, ale w ogóle nie chciał o tym mówić. Jeremie! Zaprogramujesz nam pojazdy?
— Chwila. Już je wysyłam. Muszę tylko coś znaleźć.
— Tylko się pospiesz Einstein, bo zaraz obaj nam zniknął z oczu — wtrącił się Odd, sadząc susy na czworaka.
Ledwie jednak skończył mówić, a kawałek przed nimi zaczęły wirtualizować się dwa, unoszące tuż nad podłożem pojazdy. Fioletowo-różowa deska z przodem o wyglądzie kociej głowy oraz srebrny pojazd wyglądający jak połączenie hulajnogi i skutera.
Bez zatrzymywania, Odd wskoczył na deskę i momentalnie wystrzelił do przodu, natomiast Yumi stanęła za sterem drugiego wehikuł, a gdy tylko Aelita zajęła miejsce za nią i złapała w pasie, również wystartowała.
***
Ulrich pędził za czarną smugą, powoli zmniejszając dzielący ich dystans. Wiedział jednak, że Supersprint zaraz przestanie działać i straci możliwość dogonienia przeciwnika.
Miał już prosić Jeremiego o podesłanie mu motoru, gdy niespodziewanie Xana wrócił do ludzkiej formy, wykonując jednocześnie szerokie cięcie mieczem, które niechybnie miało pozbyć się szatyna z gry.
Niemiec jednak w ostatniej chwili padł na kolana i ślizgając się po lodowej powierzchni, zdołał uniknąć ataku, który minął go ledwie o kilka milimetrów i wbił w podłoże.
Zatrzymawszy się już za przeciwnikiem, Ulrich natychmiast poderwał się na równe nogi, przygotowując do walki.
— Czyli jednak chcesz się zabawić, jak za starych, dobrych czasów — stwierdził Xana, cały czas będąc zwróconym do niego plecami.
Wyrwawszy ostrze z podłoża, uniósł je na wysokość oczu i spoglądając przez ramię, dodał:
— To miło z twojej strony, choć nie wiem, czy dasz radę dotrzymać mi kroku.
Usta Ulrich wykrzywiły się w grymasie złości, gdy bez słowa zaatakował, tnąc obiema katanami.
***
— Ej, Einstein… — zaczął Odd. — Wiesz może, gdzie ich tak niesie?
— Wydaje mi się… że mogą się kierować do krateru na skraju platformy — odpowiedział mu po chwili Jeremi. — Tylko że… to nie ma żadnego sensu… Po co Xana miałby się tam kierować, skoro nie ma tam żadnej wieży?
— A może jednak chodzi o wieżę? — zastanawiała się na głos Aelita, trzymając się przyjaciółki.
— Przecież Jeremie powiedział, że… — zaczął Odd, lecz elfka mu przerwała.
— Nie ma tam żadnej wieży. A jeśli właśnie o to chodzi? Co, jeśli Xana próbuje odciągnąć nas jak najdalej od aktywowanej już wieży?
— Możesz mieć rację — wtrąciła się Yumi, odrywając spojrzenie od lodowego szczytu, za którym właśnie zniknął Ulrich. — Gdzie jest ta wieża, Jeremie?
— Na… Północny zachód od was.
— Ale kochani. Przecież nie zostawimy Ulrich sam na sam z naszym starym kumplem Xaną — wtrącił się blondyn.
— W takim ty Odd polecisz za Ulrichem, a ja z Aelitą zajmiemy się wieżą.
— Tak jest, sir — zasalutował jej Odd.
— Yumi! Uważaj! — krzyknęła niespodziewanie elfka, szarpiąc koleżankę w pasie, dzięki czemu obie uniknęły trafienia serią laserowych wiązek.
Gdy czarnowłosa spojrzał przez ramię, zobaczyła grupę sześciu podążających za nimi stworów, przypominających czerwone grzyby na czterech patykowatych nogach każdy.
— Ekstra! Kraby! — ucieszył się Odd, również spoglądając za siebie w przerwie między jednym a drugim unikiem. — A właśnie robiłem się głodny.
— Odd… Czy ty kiedykolwiek dorośniesz? — odezwała się Yumi, lawirując swoim pojazdem między kolejnymi pociskami.
— W Lyoko? — odparł, wykonując pętlę, po czym na jego twarzy pojawił się głupawy uśmiech, który cała piątka pamiętała jeszcze z czasów szkolnych. — A po co?
— To ty zajmij się owocami morza, po czym ruszaj za Ulrichem, a my w tym czasie lecimy do wieży.
— No to na razie — podsumował Włoch, po czym wykonując ciasny zwrot, ruszył na goniące ich potwory. — Banzai!
— Wariat… — westchnęła Yumi, patrząc na poczynania przyjaciela z lekka rezygnacją wymalowaną na twarzy.
— Ale to nasz wariat — stwierdziła elfka z uśmiechem, również patrząc na blondyna.
— A no nasz — odparła japonka, przewracając oczami, a na jej ustach zagościł lekki uśmiech. Następnie już bez słowa skierowała hulajnogę w stronę wskazaną im przez Jeremiego.
***
Ulrich wciąż nacierał na Xanę, który mimo wszystko zdawał się nic nie robić z jego starań, wciąż kierując się w swoim kierunku.
Nie ważne jak się starał, każde jego cięcie, uderzenie, czy sztych wciąż spotykało się z wielkim ostrzem przeciwnika. Tak jakby ten z minimalnym wyprzedzeniem wiedział jaki ruch zaraz zostanie wykonany.
W pewnym momencie zorientował się, że przestali się przemieszczać i już od jakiegoś czasu ich zmagania odbywały się na dnie otoczonego wodą krateru, tworzącego naturalną arenę.
I choć wymiana ciosów przestała być jednostronna, to jednak Niemcowi wydawało się, że pomimo pozornego impasu, to właśnie program cały czas dyktuje warunki starcia.
— No dalej Stern. Wpierw sam chciałeś się bawić, a teraz ledwie dajesz radę — spytał z niewymuszonym uśmiechem brunet, wyprowadzając kolejne uderzenie zza głowy, które jednak nie dosięgnęło swego celu i jego klinga wbiła się w lód, tworząc sieć pęknięć. — Kilka lat temu radziłeś sobie zdecydowanie lepiej.
— Jesteś tego pewien? — warknął Ulrich, tnąc na krzyż obiema katanami. Żadna jednak nie trafiła wroga, gdy ten bez większego trudu odskoczył do tyłu, zostawiając ostrze na miejscu.
— A owszem — padło w odpowiedzi, gdy czarnowłosy lawirował pomiędzy kolejnymi atakami szatyna.
Wtem przyjął oba ostrza na znajdujący się na jego lewym przedramieniu, nabity kolcami karwasz, zatrzymując dotychczasowy taniec śmierci.
— W ogóle, to co tam u ojca — zapytał, wyglądając zza uniesionej ręki. — Podobno nie najlepiej, ale wolałbym usłyszeć to z pierwszej ręki.
I nim Ulrich zdążył w jakikolwiek sposób zareagować na zaczepkę, Xana zmienił się w dym, wytrącając go z równowagi nagłym brakiem oporu.
— Skąd ty to niby wiesz? — rzucił gniewnie, odzyskawszy stabilną postawę i odwracając się do bruneta, który zdążył wrócić do swej fizycznej formy i podnieść porzucony miecz.
— No wiesz… — zaczął, wzruszając ramionami. — Ma się swoje źródła.
— Trzymaj się z dala od mojej rodziny — krzyknął Niemiec, z impetem nacierając na rozmówcę, który ponownie zasłonił się swym mieczem niczym tarczą.
— To zależ — padła odpowiedź, gdy Ulrich został odepchnięty na kilka kroków, a posiadacz wielkiego miecza ruszył na niego.
***
Odd elegancko wylądował na wszystkich czterech łapach, a znajdujący się kilka kroków za nim krab eksplodował.
— Proszę państwa…! Widownia szaleje, kiedy Niesamowity Odd odnosi kolejne spektakularne zwycięstwo…! — komentował człowiek-kot, podnosząc się na równe nogi, przemawiając do wyimaginowanego mikrofonu i rozglądając się po nieistniejących trybunach.
— Odd… — rozległo się w powietrzu, lecz blondyn zdawał się tego nie zauważać, wciąż pochłonięty żywym komentarzem do widowni. — ODD!
— Tak Jeremie? — spytał, nawoływany przez przyjaciela, jak gdyby nigdy nic.
— Mam ci przypomnieć, że miałeś pomóc Ulrichowi z Xaną?
— Nie musisz — oznajmił spokojnie Włoch, ruszając biegiem. — Możesz mi za to powiedzieć, ile jeszcze mi życia zostało?
— Gdyby mnie wcześniej słuchał, wiedziałbyś, że przez tą twoją popisówkę zostało ci zaledwie piętnaście…
Niespodziewanie wiązka czerwonego lasera trafiła Odda w sam środek pleców, omal nie powalając na ziemię. Nim jednak dotknął podłoża, czy choć wydał siebie okrzyk zaskoczenia, jego ciało rozpadło się niczym szklana figurka na setki białych kwadracików, które rozpłynęły się w powietrzu.
— …punktów życia.
Autor: Xana