Rozdział 2

Każde miasto na świecie zdaje się mieć choć jeden taki budynek, który stoi opuszczony, jakby wszyscy o nim zapomnieli. Paryż nie wyłamywał się z tej reguły.

Pustelnia. Dwupiętrowy dom z ogrodem otoczonym drzewami, które zapewniały nieco wytchnienia, od zgiełku miasta. Coś jednak sprawiało, że niemal nikt się nim nie interesował. Zarówno nieliczni przechodnie, jak i władze. Jednak w przeciwieństwie, od starej fabryki, to miejsce nie uległo latom zapomnienia. To, co tak naprawdę zdradzało lata opuszczenia, było zardzewiałe ogrodzenie z łuszczącą się tabliczką i ogród, który zdążył zmienić się w dzikie chaszcze. Wszystko inne zdawało się takie samo jak w dniu, w którym jego właściciel zniknął bez śladu.

Dziś jednak dom cieszył się wyjątkowym zainteresowaniem.

Pod furtką stali niewysoki, szczupły blondyn w okularach i dziewczyna z różowymi włosami sięgającymi ramion.

— Gdzie oni są? — rzucił podenerwowany blondyn, kolejny raz spoglądając na zegarek. — Ja rozumiem, że Odd może się spóźniać, ale Yumi i Ulrich? Z tego, co wiem, to oni wszystkich mają najbliżej.

— Nie denerwuj się Jeremy. Na pewno zaraz przyjdą.

— Może i masz rację, ale mogli chociaż zadzwonić, że się spóźnią.

W tej samej chwili ukryty w kieszeni Jeremiego telefon zapikał, informując o przyjściu wiadomości. Wyciągnąwszy go, spojrzał na wyświetlacz. Westchnął ciężko i bez słowa wyjaśnienia podał urządzenie dziewczynie.

Nie stujcie jak słupy soli, tylko whodźcie. WL2 — przeczytała na głos, odwracając się do okularnika, który przyglądał się oknom Pustelni. — To od Odda?

— Doszłaś do tego po błędach? — spytał, z trudem otwierając skrzypiącą furtkę, a ona przytaknęła.

— Tylko co właściwie znaczy „WL2”?

— Nie wiem Aelita. Zapytasz go o to osobiście. Ja już dawno przestałem próbować zrozumieć, co mu przychodzi do głowy. Pamiętasz, jak próbował przemycić Kiwiego do Lyoko?

— Ciężko to zapomnieć — stwierdziła, przypominają sobie, wszystko, co wynikło tamtego dnia.

***

Wnętrze zdecydowanie odbiegało od większości wyobrażeń opuszczonego od lat domostwa. Nigdzie nie walały się żadne papiery, czy śmieci. W kątach nie było pajęczyn, a meble, choć najlepsze lata miały już dawno za sobą stały na swoich miejscach.

Widać było, że ktoś musiał, zadbać o to miejsce. Nawet jeśli wciąż nikt nie zechciałby tu mieszkać.

— No cześć kochani — przywitał się z nowoprzybyłą dwójką, przeraźliwie chudy blondyn wychodząc z salonu. — Wiecie, że się spóźniliście?

Przydługie włosy opadały mu swobodnie, co po przyzwyczajeniu się do jego szkolnego czuba wydawało się dziwne. Ubrany był w większości w fiolet i róż, czyli w kolory, które nie specjalnie do większości ludzi w ich wieku. Jednak ktokolwiek go bliżej poznał, wiedział, że dobór ubioru był najmniejszym z jego dziwactw.

— Nie spóźniliśmy się Odd. Czekaliśmy na ciebie i resztę — odparł Jeremie, witając się. — A w ogóle to jak wszedłeś do środka, skoro byliśmy przed czasem?

— Chyba zapomniałeś Einsteinie, że są tu jeszcze takie rzeczy jak tylne drzwi.

— A co z Yumi i Ulrichem? — spytała z zaciekawieniem Aelita, rozglądając się.

— Już są. Byli pierwsi i siedzą teraz na górze — stwierdził Odd, wskazując głową na szczyt schodów. — A jak zamierzasz do nich iść, to możesz im powiedzieć by zeszli? Żołądek zaraz przyrośnie mi na stałe do kręgosłupa.

Jakby na potwierdzenie jego słów z jego brzucha dobiegło ich donośne burczenie.

— A nie mogłeś po prostu czegoś zjeść? — spytała, wchodząc po schodach.

— Nie mogłem — odparł chłopak z pretensją w głosie. Yumi jakimś cudem znalazła klucz do drzwi od kuchni i zamknęła je, zabierając go ze sobą. Wspominała coś o tym, że jakby tego nie zrobiła, to niczego bym nie zostawił… Albo coś w tym stylu… Nie słuchałem…

— Coś w tym jest — mruknęła do siebie dziewczyna. Na szczęście jej wypowiedź została zagłuszona przez kolejną falę odgłosów wydobywających się z żołądka Włocha.

— A czy ty przypadkiem nie potrafiłeś otwierać zamków? — spytał Jeremy, próbując niepostrzeżenie ukryć przyniesioną przez nich paczkę.

— A ty zawsze jesteś gotowy do biegu na setkę? — odparł Odd, krzyżując ręce na piersi.

***

Znalazła ich w starym gabinecie swojego ojca. Oboje prawie się nie zmienili przez te lata.

Yumi wciąż ubierała się na czarno, co podkreślało jej figurę. Jej uczesanie również nie zmieniło się od czasów szkolnych.

Podobna sytuacja była z Ulrichem, który podobnie jak japonka niewiele się zmienił przez te lata. Jak zawsze szczupły i wysportowany, wciąż nosił opadającą na czoło grzywkę. Ubrany był w ciemne odcienie zieleni i brązu. Jedyne co zmieniło się w jego wyglądzie to krótki zarost goszczący na jego podbródku.

Brunet stał oparty o ścianę z rękami w kieszeniach i z lekko nachmurzoną miną przyglądał się, jak czarnowłosa przegląda ustawione na zniszczonych półkach książki.

— Znalazłeś coś ciekawego, Yumi? — zaczęła Aelita, wchodząc do pomieszczenia.

— Nic specjalnego — odpowiedziała, odwracając się z uśmiechem do przyjaciółki, po czym obie wpadły sobie w ramiona.

— Co u was słychać? — dopytywała dalej różowowłosa, odsuwając się od Japonki na długość ramion.

— Zgadnij — stwierdziła Yumi, podnosząc lewą rękę, na której w świetle wpadającym przez okno błysnął złoty pierścionek z diamentowym oczkiem.

— Oświadczył ci się? — okrzyknęła podekscytowana dziewczyna, patrząc to na jedno, to na drugie, przy czym Ulrich wydawał się zmieszany całą sytuacją. — To wspaniale! Odd już wie?

— Chyba właśnie się dowiedział — podsumowała Yumi z uśmiechem, po czym obie zaczęły się śmiać.

— Tak właściwie… To ja… — zaczął chłopak z wyraźnym zakłopotaniem i usilnie unikając spojrzenia na obie dziewczyny.

— Macie już datę ślubu?

Nim jednak któreś z nich zdążyło odpowiedzieć, z dołu dobiegł ich zdenerwowany głos Odda.

— Gratuluję i w ogóle, ale zabłądziliście tam, czy jak?! Co poniektórzy mają coś takiego jak żołądek!

— Wszyscy mamy Odd, ale nie każdy grozi swojemu właścicielowi samo strawieniem co godzinę — doszła ich jeszcze odpowiedź Jeremiego.

Cała trójka mimowolnie parsknęła śmiechem.

— Lepiej już chodźmy, bo jeszcze nasz worek bez dna zrobi coś Jeremiemu — podsumował Ulrich, wciąż się uśmiechając.

***

Zamek w drzwiach zachrobotał. Chwilę później klamka z impetem uderzyła o ścianę, a fioletowo-różowa smuga wleciała do pomieszczenia, zatrzymując się dopiero przed zastawionym pakunkami stołem.

— Odd! Mógłbyś chociaż poczekać, że to rozpakujemy — skarciła przyjaciela Yumi, wchodząc wraz z resztą do kuchni.

— Chyba już zapomniałaś, że jak Odd jest głodny, to spokojnie mogły pokonać każdy rekord na dowolnym dystansie — stwierdził Ulrich, podchodząc do stołu i podobnie jak ich wiecznie głodny przyjaciel zaczął otwierać znajdujące się przed nim opakowania. Jednak w przeciwieństwie, od niego, nie wkładał do ust, wszystkiego, co wyciągnął.

— A przynajmniej póki nogi nie odmówią mu posłuszeństwa — dodał Jeremi, dokładając swój tobołek i również zabierając się za rozpakowywanie.

— Ha ha… Bałdzo zabałne… — wydusił z siebie Odd z pełnymi ustami. A gdy w końcu udało mu się, przełknął ich zawartość, dodał. — Jakbyście kiedyś sami doświadczyli takiego ssania w brzuchu, to nie byłoby wam do śmiechu.

      — Może i tak, ale dalej uważam, że chyba tylko miniaturowa czarna dziura mogłaby wyjaśnić, w jaki sposób potrafisz zjeść taką ilość pokarmu.

      — Co to? — Aelita zainteresowała się dużym tekturowym pudłem stojącym na szafce przy zlewie. Wyglądało bardziej jak paczka niż jak opakowanie na jedzenie.

       Pozostała czwórka spojrzała na tajemniczy karton, lecz nikt nie odpowiedział na jej pytanie.

       W końcu Ulrich poszedł po paczkę i postawił ją na stole w zrobionym przez resztę miejscu.

      — Strasznie lekka — podsumował, przyglądając się jej dokładniej.

Nic jednak nie dostrzegł. Było to zwykłe pudło z brązowej tektury, zaklejone szarą taśmą. Żadnych adresów, informacji o adresacie, czy czegokolwiek. Jedynie złożona na cztery kartka przyczepiona na wierzchu.

Odd bez słowa sięgnął po nią i rozłożył jednym ruchem ręki.

— Do Aelity Schaeffer, Jeremiego Belpois, Odda Della Robia, Ulricha Sterna i Yumi Ishiyamy. Dla tych, których nie widziałem od lat. — przeczytał na głos, z trudem przełykając pół kanapki, po czym spojrzał na resztę. — To chyba do nas.

— No co ty nie powiesz Odd… — rzucił Jeremi, biorąc od niego kartkę.

— Tylko jak? Kto mógł wiedzieć, że tu będziemy? — dopytywała się Aelita.

— Tego nie wiem.

Tymczasem Odd zaczął, odrywać taśmę. Po chwili pudło było otwarte i wszyscy mogli spojrzeć do środka.

Karton był niemal po brzegi wypełniony styropianowym granulatem, a na środku tego wszystkiego leżał czerwony kartonik z wiadomością.

Napisana czarnym mazakiem treść brzmiała następująco:

 

                                            KOLEJNA RUNDA WŁAŚNIE SIĘ ROZPOCZĘŁA

                                                   MIŁO BĘDZIE SIĘ ZNÓW SPOTKAĆ

                                                    PUNKT 16.00 TAM GDZIE ZAWSZE

                                                                             X.

 

Autor: Xana

Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments