Prolog

Sięgnęła ręką po lekko zroszoną szklankę. Zimny, pomarańczowy płyn z odrobiną prądu najpierw schłodził wnętrze jej ust, by potem rozgrzać przełyk i stale podgrzewać wyczulony żołądek. Wątroba, próbująca przefiltrować zażyte leki starała się protestować, lecz jej właścicielka nigdy nie chciała jej słuchać.

-Na co patrzysz? – Spytał starszy mężczyzna, widząc kątem oka jak jego wnuczka ogląda jedną z fotografii. Niegdyś czarno białą, teraz już pożółkłą od upływu lat.

-Sprawdzam, czy znam kogokolwiek z tego zdjęcia – Dziewczyna pomachała ramką, pokazując dziadkowi zawartość zdjęcia. Emeryt uśmiechnął się i lekko zaśmiał pod nosem. – Wnioskuję, że jednym z nich jesteś ty.

Przez okna dostawały się promienie letniego słońca, ujawniając tumany kurzu i kociego futra fruwające po całym pokoju.

-Co pokazuje, że jesteś nawet kumata, jak na swój wiek – Spojrzała protestująco i lekko uderzyła rozmówce w ramię – To jestem ja i reszta moich braci, od lewej obok mnie stoi kolejno Kazimierz, Franciszek, Mateusz i Waldemar. Nasza matka prosiła byśmy się ustawili od najstarszego do najmłodszego.

-Ojciec pewnie nie zna żadnego wujka. Nie bez powodu mówię, że bycia odpowiednim opiekunem uczy się od mistrza – Nastolatka uśmiechnęła się zadziornie, lekko marszcząc przekłuty nos.

-Nie miał okazji, nie tylko z mojej winy. Z pierwszą trójką pokłóciliśmy się o spadek po ojcu, który został w pełni przepisany na mnie. Natomiast Waldemar… – Mężczyzna machnął ręką i zmarszczył twarz w grymasie – Nie ma o czym gadać. – Po czym zabrał wnuczce zdjęcie. Powietrze między nimi zaczęło wyczuwać rosnące napięcie.

-Opowiedz mi o nim! Wszystko jest ciekawsze od czytania piąty raz wszystkich części “Chłopów”. To mi się nawet w szkole nie przyda! – Dziewczyna rozłożyła ręce w geście protestu.

-Musisz znać klasyki polskiej literatury!

-Uczę się we Francji, więcej ci powiem o ciasteczkach żony Ludwika XVI niż o Mickiewiczu! – Mimo osłabienia organizmu w dziewczynie rósł temperament – Chcę żebyś mi o nim opowiedział!

Starszy mężczyzna zdjął okulary i przetarł dłonią pomarszczone od upływu lat czoło.

-Masz temperament swojej babci, gówniaro.

-Przyganiał kocioł garnkowi – Rozmówczyni odwróciła krzesło w kuchni w stosunku do stołu i posadziła na nim swoje ciało, dłonie i twarz opierając na ramie – Chce opowieść dziadku!

Uśmiechnął się widząc już prawie dorosłą kobietę, zachowującą się jak mała dziewczynka, której przez własne wybory nie miał możliwości poznać. Usiadł na krześle obok i znów spojrzał na starą fotografię.

-Waldemar był z nas wszystkich najmłodszy, ale najmądrzejszy. Z całej grupy był moim najlepszym przyjacielem, dlatego bolało mnie jak wyjechał. Sam też chwilę później musiałem odejść z rodzinnego domu, komuna w Polsce robiła swoje, a za coś trzeba było żyć. – Westchnął. – Wylądował we Francji, znalazł dobrą pracę w jakimś rządowym laboratorium, ożenił się, nawet urodziła mu się córka – Siegnął do szafki za stołem, z której wyciągnął zbiór kilkudziesięciu kopert. Z jednej z nich wyciągnął fotografię. Mężczyzna z gęstym zarostem, trochę niższa od niego kobieta i ich córka, wszyscy ubraniu w ciepłe płaszcze, w tle widok na Alpy.

-Jak się nazywały?

-Anthea Hopper, a dziewczynka to Aelita. Urocze dziecko, był zachwycony, że został ojcem. – Uśmiech z ust mężczyzny zniknął. – Ale potem zaczęły się problemy.

-Jakie?

-Trafił na złych ludzi, całą trójką musieli uciekać do Szwajcarii, jego żonę porwano, po czym znów wrócił do Francji i ukrywał się jako nauczyciel przedmiotów przyrodniczych w jednej ze szkół. Ukrywał się tam z córką przez jakiś czas, na bieżąco wysyłał listy, już pod zmienionym nazwiskiem na panieńskie małżonki. Ostatni list który do niego wysłałem wrócił, ponieważ uznano go za zmarłego. – Westchnął – Nie wierzę w to, bo z listami stało się coś dziwnego.

-Co może być dziwnego z listami? Przychodziły po latach?

-Nie, przyszło ich kilkaset – Podniosła brwi – Wszystkie z tą samą datą, 6 czerwca 1994 roku.

-Gdzie je masz?

-Na strychu, łącznie jest 2546. – Otworzyła usta, zaskoczona podaną liczbą – Każdy z nich opowiada o innej fazie tworzenia jakiegoś superkomputera i programu w nim zawartego – Podał dziewczynie jedną z kartek – To jest ostatni.

6 czerwca 1994

Dzień 2546

Mój drogi

Udało mi się ukończyć przygotowywanie skanerów i programu wirtualizacyjnego. Za kilka godzin przeniosę się wraz z córką do miejsca gdzie nareszcie będziemy bezpieczni. Oboje zostaniemy władcami absolutnymi, żyjącymi wiecznie w dziele mojego życia. Szkoda, że Anthea tego nie widzi.

Twój brat i przyjaciel

Franciszek

-Jest to bardziej pojebane niż to co słyszałam na holu oddziału

-Język! – Warknął starzec – Owszem, był szalony, ale potrafił w tym szaleństwie odnaleźć siłę napędową w procesie tworzenia swojego najlepszego wynalazku. – Przetarł znów oczy. – Nigdy nie powiedział gdzie dokładnie znajduje się fabryka, ale sądzę, że jest położona w okolicy Kadic, szkoły w której uczył, a do której uczęszczała Aelita.

-Czyli jest możliwość że oni jeszcze żyją? – Uśmiechnął się widząc ciekawość młodej kobiety.

-Przypomnę ci że jesteś asem jeśli chodzi o zdobywanie wszelkich danych, teraz masz zajęcie na resztę lata.

Autorka: little.nefilim

Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments