Three Days Greece – Fallen Angel
——————————
WILLIAM
Siedzimy przytuleni przez chwilę. Jestem zaskoczony – nigdy nie wyrażająca jakichkolwiek emocji Elitsa Senel jest we mnie wtulona i nic nie mówi. Nie sądziłem, że dożyję takiej sytuacji. Teraz wiem, że ona posiada jakiekolwiek uczucia. Tylko dlaczego to wszystko ukrywa?
– Powiesz mi, co się dzieje?
– Nic. Poważnie mówię.
– Obiecaliśmy mówić sobie prawdę.
Elitsa ciężko wzdycha, następnie wstaje, robi kilka kroków w przód. Obraca się do mnie i mówi zrezygnowanym tonem:
– Przysięgaj mi, że nic nie powiesz Laurze. Nie może wszystkiego wiedzieć.
– Obiecuję.
– Wszystko zaczęło się od snu… Śniło mi się, że Stern poznał fabrykę oraz Xanę. Był przez niego opętany. Chciałam go zabić, jednak nie dałam rady…
– To tylko sen, spokojnie.
– To nie wszystko – tłumaczy. Wyciąga jedną fajkę, którą się bawi. Nie chce mi patrzeć prosto w oczy. Czy jest aż tak źle?
– Rano przyszedł do mnie właśnie Ulrich… zaraz, wiesz w ogóle o kim mówię?
– Wiem. Pewnego razu przyłapałem go, jak znęcał się nad młodszym uczniem. Coś mi wtedy groził, ale nie pamiętam, co to było.
– Dlaczego mi nic nie powiedziałeś?! – krzyczy Elitsa, po czym zakrywa twarz dłońmi. Liczy po cichu do dziesięciu i wraca do swojego problemu. – Powiedział, że posiada on klucz do Sali chemicznej… to jest ta, co ostatnio wybuchła. – robi kilka kroków do przodu – Nie wydaje mi się, żeby człowiek maczał w tym palce.
– W czym tkwi problem?
– Taki, że chce, żebym przespała się z nim za ten pieprzony klucz!
Patrzę na nią zaskoczony. Nie spodziewałem się takiego zachowania. Taki człowiek ma czelność uczyć się w Kadic…
– Dyrektor to zapewne zbagatelizuje, bo nie ma dowodów żadnych. William, potrzebujemy tego klucza obydwoje. Z tej sali możemy się wiele dowiedzieć.
– Ty chyba nie chcesz…
– Nie chce, ale zupełnie nie wiem, co zrobić.
Wstaję i otrzepuję się z kurzu. Zastanawiam się, jak mogę pomóc Elitsie, ale nic nie przychodzi mi do głowy. Najchętniej bym go zamordował w tej sekundzie, ale niewiele to pomoże, a wręcz zaszkodzi. Albo…
– Wiem!
– Ale co? – pyta zaskoczona Elitsa.
– Posłuchaj uważnie – podchodzę do dziewczyny i zaczynam jej tłumaczyć. – Musisz wywabić go z pokoju na pięć minut. Dosłownie. Ja w tym czasie wejdę do jego pokoju, poszukam klucza i ucieknę, a podróbkę zostawię na miejscu właściwego.
– Plan idealny. Myślisz, że poradzę sobie i jednocześnie nie zwymiotuję na jego twarz z obrzydzenia?
– Musisz. Sama mówiłaś, że potrzebujemy tego klucza.
– Na pewno wystarczy ci pięć minut? Więcej nie zniosę jego jakiegokolwiek bliższego kontaktu z nim. – pyta Elitsa.
– Zapewniam cię. Jeszcze dzisiaj zdążymy dorwać tego… człowieka i niczego nie zauważy.
– Oby… wracajmy do Laury. Wolę ją mieć na oku.
– Może najpierw zdobądźmy klucz? Od razu weźmiemy jakiś koc, czy coś ciepłego do picia.
Elitsa patrzy na mnie przez chwilę zdziwiona, jednak zgadza się na moją propozycję.
Stoimy na korytarzu, sprawiając pozory interesującej rozmowy. Czekamy, jak pojawi się Ulrich. Jestem zestresowany – nigdy nie włamałem się do czyjegoś pokoju, a tym bardziej nie kradłem. Przyjaźń wymaga poświęceń i tutaj nie chodzi o portfel.
– Idzie. Schowaj się. – mówi Elitsa, a czmycham do swojego pokoju, zostawiając lekko uchylone drzwi, aby widzieć sytuację.
– Ulrich! – krzyczy przez cały korytarz dziewczyna do niego i podchodzi.
– Czyli się zdecydowałaś… takiej desperacji u ciebie nigdy nie widziałem – po tych słowach otwiera drzwi do pokoju i gestem wskazuje jej wejść do środka.
– Głuptasku… tutaj jest Jim, który w każdej chwili może nas przyłapać. A tego zapewne nie chcesz… – odpowiada, podchodząc do chłopaka bliżej. Cholera, dobra jest.
– No proszę, proszę…
– Chodź, a nie będziesz prosić tutaj! – Elitsa bierze go za rękę i ciągnie korytarz wyżej. Mam teraz szansę.
Kiedy nie ma nikogo na korytarzu, po cichu wbiegam do pokoju Ulricha. Ma on szare i zabrudzone ściany od różnych substancji. Biurko, które stoi naprzeciwko mnie jest prawie puste, leży na nim jedynie plecak z rozrzuconą zawartością.
Wchodząc do środka, potykam się o coś. Czuję piekący ból w kostce, jednak staram się go ignorować. Gdzie ten cholerny klucz? Rozglądam się. Biurko puste, łóżko pościelone, szafy lepiej nie ruszać. Myśl Dunbar, masz mało czasu.
Przymykam drzwi i widzę. Jeden srebrny klucz i różowa zawieszka z zapiskiem „chemia”. Znalazłem!
– Poczekaj chwilkę – mówi Ulrich. Niedobrze.
– No dajże spokój… – zatrzymuje go Elitsa i słyszę, jak znowu wchodzą o pół stopnia wyżej. Zamieniam klucze, a następnie szybko wychodzę z pokoju i kieruję się do wyjścia.
Zdenerwowany czekam na nią. Mam nadzieję, że zdążyła uciec od niego i nic jej nie zrobił. Nadal nie rozumiem, dlaczego trafiłem do tej szkoły. Niby jest ona każdemu polecana, a już po niedługim czasie marzę, aby stąd uciec.
Zauważam Elitsę, która idzie z drugiej strony.
– Mało brakowało, a cały plan szlag by trafił. – odpowiada lekko zadyszana.
– Racja, ale na szczęście go mamy.
– Nigdy więcej jakiegokolwiek kontaktu z tym śmieciem. Nawet nie wiesz, jak mu śmierdzi z gęby. On wie, że istnieje coś takiego, jak pasta do zębów?
Parskam śmiechem.
– Ty się nie śmiej, bo byś zwymiotował na moim miejscu – po tych słowach daje mi kuksańca.
– Dobrze, dobrze. Masz jakiś koc?
– Wzięłam jeden, nie zdążyłam pójść do Rosy po herbatę.
– Trudno, damy jakoś radę.
Wchodzimy zadowoleni z udanej akcji do fabryki. Zauważamy Laurę, która jest na nas zapewne wściekła.
– Dłużej was być nie mogło? Znalazłam coś interesującego.
– Tak szybko? Wyszliśmy dosłownie na chwilę – tłumaczę, próbując powstrzymać się od śmiechu. Wygląda ona bardzo uroczo, jak się denerwuje.
– Chwila, czyli pół godziny?!
– Ups…
Zjeżdżamy piętro niżej i podchodzimy do interfejsu. Laura siada na fotelu i wpisuje nieznane mi kody. Wtem na monitorze pojawia się intrygująca notatka.
– Zobaczcie.
– To jest notatka o Xanie! – krzyczy zszokowana Elitsa. – Tyle czasu tego szukałam, a to było tutaj. W tym miejscu.
– Widzisz, wystarczyło poprosić kuzynkę o pomoc.
– Czyli to faktycznie Hopper…
– Schaeffer – poprawia mnie Elitsa.
– Nieważne. To on stworzył Xanę.
– Dokładnie. W celu urozmaicenia gry komputerowej. Tylko jak to możliwe, że ten wirus przetoczył się w takiego potwora? – zastanawia się Laura.
– Ja bym poszukał coś w fabryce. Jest ona ogromna, więc pewnie znajdzie się przyczynę jego rozwoju – odpowiadam.
– Możliwe. Idziemy?
– Ja zostaję. Rozszyfruję pozostałe części pamiętnika Walda i może dowiem się, dlaczego przyjął taką nazwę. Może znajdę coś jeszcze ciekawego, wtedy do was zadzwonię.
Spoglądam na Elitsę, która potwierdza skinieniem głowy, żebyśmy poszli zwiedzić fabrykę.
– Powiesz kiedyś Laurze o tej sytuacji z dzisiaj? – pytam, kiedy wychodzimy z windy i skręcamy w lewo.
– Wątpię. Czuję, że źle zrobiłam, zabierając ją tutaj – odpowiada przygnębiona.
– Dlaczego? Potrzebujemy takiego geniusza, jak ona.
– Nie rozumiesz. Obiecałam sobie, że będę jej pilnować. Żeby nie skończyła jak ja. A teraz to może coś jej się stać. Xana jest nieobliczalny, co poczułeś na własnej skórze.
Spoglądam na swoją dłoń i przypominam sobie tę bliznę, którą zauważyłem u pielęgniarki. Przez moje ciało przechodzi dreszcz. Wtedy ciekawość mnie zgubiła. Czuję ten sam ból, kiedy przeleciała przeze mnie ciemna chmura dymu, która coś do mnie powiedziała.
Wtem rozlega się dźwięk telefonu Elitsy. Niewiele przeszliśmy, a już Laura coś od nas chce.
– Wracajcie jak najszybciej, ktoś was śledzi!
– Umiesz strzelać z broni?
– Powiedzmy.
– To trzymaj – po tych słowach dostaję do ręki srebrny pistolet. Nie wygląda na służbowy. – Będziemy walczyć. Xana przepuścił na nas atak.
– Myślisz?
– Jestem pewna. Kiedyś przyszła pewna kobieta z krukiem i mnie straszyła, żebyśmy więcej się tutaj nie pojawiali.
– Szybko to mówisz.
– Nie po to zmarnowałam rok swojego nędznego życia żeby sobie odpuścić przez jakąś idiotkę gadającą do ptaka. Zrozumiano?
Kiwam głową zaskoczony.
– To cudownie. Zaraz zaczniemy atak – Elitsa wyciąga z kieszeni dwie średniej wielkości katany. Następnie cofa się kilka kroków wstecz. Przez fabrykę przechodzi zimna fala powietrza. Przyglądam się broni. Jak mam to cholerstwo odblokować?
– Uważaj! – krzyczy Elitsa, po czym rzuca katanę na mnie. W ostatniej chwili schylam się i ląduje ona w drewnie. Słyszę złowieszczy śmiech, jakby przybyła tutaj czarownica. Nagle widzę promień piorunów, który Ciri z gracją omija.
– Rzuć katanę!
Wyciągam jej broń i rzucam bez wahania. Rozglądam się, gdzie może być potencjalny wróg, jednak nic nie widzę. Przelatuje kruk dookoła nas i skrzeczy w niebogłosy. Niedobrze.
Strzelam do ptaka, jednak nie trafiam. Leci kolejna fala błysku, które obydwoje pomijamy.
– Idę na górę – mówię i biegnę na schody.
– Nie rób tego! – krzyczy Elitsa, jednak nie słucham jej. Muszę znaleźć tę ciągle śmiejącą się wiedźmę i ją zabić.
Wchodzę piętro wyżej, cały czas się rozglądając za siebie. Czuję oddech wroga na swoich plecach. Czeka on na odpowiednią chwilę, aby zaatakować. Nie pozwolę, aby komukolwiek coś się stało. Szczególnie dziewczynom.
– Nie odpuszczasz… – słyszę ten pełen spokoju głos. To ona.
– Lepiej się słońce pokaż, zamiast ciągle tylko mówić.
Śmiech wypełnia pusty korytarz.
– Po co? Jest dobra zabawa z tobą i twoją koleżanką o białych dłoniach.
– Chyba włosach – poprawiam nieznajomą.
– Dłoniach – nagle przede mną skacze zakapturzona postać. Odwraca się do mnie i uśmiecha się podejrzanie. – Nie strzelisz? Spójrz, jestem taka bezbronna.
Kobieta podnosi ręce do góry jako znak poddania walki. Nie daj się sprowokować, Dunbar. Nie możesz na to pozwolić. Musi być haczyk. Wtem zauważam przelatującego ptaka nad moją głową. Słyszę kolejne pioruny.
Zabijając tego kruka, pozbędę się też i kobiety.
– Nie strzelę do ciebie – po tych słowach celuję do ptaka. Trafiam za pierwszym razem. Zwierzę upada na ziemię martwe. Przez kilka sekund trwa przerażająca cisza.
Nagle z ciała kruka lecą serie błysków i piorunów. Kobieta podchodzi do mnie.
– Zabiłeś go. Teraz mnie popamiętasz, gówniarzu jeden! – krzyczy mechanicznym głosem i łapie mnie za gardło. Z dłoni wypada mi pistolet.
– Puszczaj mnie – szarpię się z wiedźmą, jednak bezskutecznie. Patrzę w jej oczy. Zauważam ten okropny znak Xany zamiast źrenic. Zadowolona podnosi mnie do góry.
– Nie pokonasz mnie. Jestem zbyt idealny, aby mnie zniszczyć. Miałeś szansę zostać moim pomocnikiem w zdobywaniu całego świata.
– Zniszczymy ciebie. Każdy ma swój jeden problem.
Kobieta śmieje się, a następnie zaciska swoją dłoń na mojej szyi coraz mocniej. Czuję jej szpiczaste paznokcie na skórze, które mnie kłują. Próbuję ją kopnąć, jednak ma za długą rękę i nie sięgam.
– Zostaw go w spokoju, przebrzydła wiedźmo – słyszę głos Elitsy. Sekundę później w głowie opętanej ląduje katana, która zostaje w skroni. Ścisk wokół szyi się zmniejsza. Rozluźniam jej dłoń i ląduję na ziemi. Kobieta nadal się nie rusza. Spoglądam na Ciri z wdzięcznością.
– Dobrze, że zabiłeś to ptaszysko. Prawie mnie zabiły te pioruny.
Oddycham z ulgą. Mało brakowało. Odwracam się, patrząc, jak ze skroni zmarłej sączy się krew i powoli kropelki spadają na podłogę.
– Biorę katanę i spadamy. Jeszcze nas czeka mały trening wytrzymały.
– Słucham? – pytam zaskoczony stwierdzeniem.
– Zaraz zobaczysz.
Nagle ciało martwej kobiety znika w postaci czarnego dymu, a broń Elitsy spada z hukiem na ziemię. Patrzę zszokowany, jak chmura unosi się coraz wyżej i wyżej, a później już jej nie widać.
– Pokonaliśmy jednego z łowców Xany.
– Ilu ich jest? – pytam.
– Nie mam pojęcia. Właśnie ją widziałam ostatnim czasem. Musiała być ulubienicą.
– Czyli Xana stracił potężną broń. To dobrze.
– Racja, ale tak czy siak musimy być gotowi na inny, nawet gorszy atak.
Schodzimy na dół w milczeniu. Pomimo dziwnej sytuacji, jestem z siebie dumny. Znalazłem miejsce wroga, trafiłem za pierwszym razem w cel. Jednak bez Elli dawno bym już nie żył.
Zauważam szkody, jakie wykonał Xana. Część belek jest złamana w kilku miejscach. Po podłodze walają się puszki, liście i inne różne rzeczy. Kiedy spoglądam na windę, to łapię się za głowę w szoku.
Guzik jest zniszczony na mnóstwo małych części.
– To jest ten trening wytrzymały?
– Dokładnie tak. Musimy zejść schodami – odpowiada Elitsa. Otwiera klapę i schodzi w dół.
Autorka: Azize