Liis Lemsalu – Breaking the Rules
—————————————————
WILLIAM
Czekam przy miejscu, które Elitsa wyznaczyła na rozmowę. Nie rozumiem, dlaczego bagatelizuje ten problem. Ktoś wykradł jej dane osobowe, a ona zostawia temat na później. Moi rodzice na pewno nie zostawili tego bez echa. O ile w ogóle byliby teraz zainteresowani.
Czy ją poznałem w innych włosach? Oczywiście. Miała spięte włosy, więc blizna, nad którą się zastanawiałem była widoczna. Cały czas dręczy mnie myśl, skąd ją ma. Nie wygląda na taką, jakby miała od urodzenia, jest zbyt równa, jakby odrysowana od linijki. Z pewnością nie wytatuowała sobie tego znaku – z tego, co wiem, to nie tworzą takich o kolorze zbliżonym do karnacji.
– Cześć – to słowo przywraca mnie do rzeczywistości. – Wybacz to małe opóźnienie, ale… – zaczyna mówić, jednak urywa w połowie zdania. Patrzę na nią pytająco. Nie lubię, jeżeli ktoś zaczyna dany temat, a potem go bez powodu urywa.
Nie umyka to uwadze dziewczyny. Uśmiecha się niepewnie, a następnie wzrok kieruje na ziemię. Wzdycham głośno, bo wiem, że będzie chciała mi wmówić jakąś bzdurę.
– Musiałam poszukać zapalniczki – odpowiada, a jej poprzednia mina zniknęła w ułamek sekundy. Opieram się o balustradę i podziwiam widoki. Widok miasta tętniącego nocnym życiem jest piękny. Zupełnie inny, jak ten w małym miasteczku.
– Pięknie, prawda? – pyta Elitsa.
– Cudownie.
– Niewiele osób tutaj przychodzi. Uważają, że przynosi ono nieszczęście.
– Dlaczego? – pytam zainteresowany.
– Jesteś pewien, że chcesz wiedzieć?
– Pewnie. Nasłuchałem się tyle historyjek, że nie powinno mnie nic zdziwić – blefuję błyskotliwie. Nie zauważa niczego podejrzanego. Unosi brwi z zaskoczenia, a następnie zaczyna opowiadać:
– Niecały rok temu nauczyciel fizyki, Waldo Schaeffer ostatni raz był w tej szkole właśnie tutaj. Interesował się także programowaniem. Pokazywał nam wiele ciekawych planów, dzięki którym fizyka stawała się przyjemnością. Jednak niespodziewanie zmarł. Z wyglądu przypominał może i niewidomego staruszka, jednak nie skończył nawet pięćdziesięciu lat. Jego ciało znaleziono w opuszczonej fabryce samochodów. Jako przyczynę zgonu uznali nagłe zatrzymanie krążenia – przerywa opowieść na chwilę oddechu. – Podobno to miejsce, gdzie stoimy, przepowiada śmierć.
Nie odzywam się. Powoli analizuję każdy szczegół historii. Nauczyciel niespodziewanie zmarł, a po raz ostatni stał w tym samym miejscu, co ja i Elitsa.
– Wierzysz w to? – pytam.
– Według mnie ta historia jest przekłamana, a ta nibyklątwa powiedziana tylko po to, żeby nikt się nie pałętał tutaj – odpowiada, po czym wyciąga z kieszeni paczkę papierosów.
– Chcesz?
– Nie palę.
– Nawet lepiej dla ciebie – komentuje, po czym zapala jednego papierosa.
– Powiesz mi, o co ci chodzi z tymi aktami? Dlaczego się nie przejęłaś?
Elitsa wydmuchuje nikotynę z ust, tworząc mgłę.
– To normalne w tej szkole. Nie raz wykradali takie rzeczy. Najczęściej robią to chłopcy, który są w desperacji, aby zdobyć numer do dziewczyny. Albo nauczyciele sieją niepotrzebny zamęt. Przyzwyczaisz się – po tych słowach klepie mnie po plecach. Niespodziewanie pyta:
– Jak się tutaj znalazłeś?
Automatycznie się ożywiam. Co mam jej powiedzieć? Jak usłyszy moją historię, to z pewnością wybuchnie śmiechem i rozpowie wszystkim. Chociaż… zaryzykuje. Najwyżej będę mieć opinię zakochanego debila.
– W mojej poprzedniej szkole była jedna dziewczyna. Pamiętam, że była bardzo podobna do tej Laury. Tyle, że ona miała brązowe włosy. Chciałem, żeby mnie jakoś zauważyła, jednak nic to nie dawało. Ostatecznie zaczynałem po całej szkole rozwieszać listy miłosne, a jeden z nich trafił na samochód dyrektora. Mówić dalej?
– Jak chcesz. Ciekawa historia – odpowiada Elitsa, uśmiechając się tym razem szczerze. Odpowiadam jej tym samym. Jest ona pierwszą osobą, której co nieco uchyliłem tajemnicy o nagłym wyrzuceniu.
– A ty?
– Sama chciałam tutaj iść. Jednak nie wiedziałam, że będę musiała tutaj zostać do końca nauki. Ale co zrobić, takie życie – odpowiada, po czym zaciąga się po raz kolejny.
Stoimy w milczeniu. Zastanawiam się, czy nie spytać o ten dziwny znak na jej szyi. Może to jej kompleks i nie chce o nim odpowiadać?
– Skoro wyjaśniłam ci sprawę dokumentów i nieco powiedziałam o sobie, to może jeszcze porozmawiamy? Dawno nie spędzałam z nikim czasu.
Łapiemy kontakt wzrokowy. W jej zielonych oczach jest nadzieja na dalsze pogawędki. Nie odmówię. Przyjemnie się rozmawia z osobą, która nie narzeka na nowy kolor lakierów do paznokci.
– Skąd pochodzisz? – pytam pierwsze, co mi przychodzi do głowy.
– Alanya – mówi, a ja patrzę zdziwiony. – Małe miasto w Turcji. A ty? Poczekaj! Spróbuję zgadnąć.
– Proszę bardzo – odpowiadam, pokazując rękami chęć zabawy.
– Polska? Nie. Niemcy.
– Dwa razy pudło – przerywam, uśmiechając się. Elitsa robi pseudozamyśloną minę.
– Norwegia?
Kręcę głową, a następnie odpowiadam:
– Anglia.
– No tak, przecież masz świetny angielski – mówi, po czym puka się w głowę.
– Wiesz, ktoś może doskonale umieć włoski, a być na przykład Rosjaninem.
– Zorientowałbyś się, czy ktoś jest rodowitym Włochem w kawiarni. Jeżeli ktoś po południu zamówi cappucino, to nie pochodzi z tego kraju. Włosi piją cappucino tylko na śniadanie.
Patrzę na nią z podziwem.
– Mieliśmy o tym w jednej z czytanek na lekcji.
– Uczycie się tutaj włoskiego? – pytam nakręcony.
– Oczywiście. Do wyboru jest też niemiecki i uczy się go większość uczniów ze względu na interesy. Niemiecki jest drugim najważniejszym językiem urzędowym, zaraz po angielskim.
– Super! Uwielbiam włoski.
– Uważaj, bo jeszcze zmienisz zdanie. Albo dostaniesz świetnego nauczyciela, pana Caggia, albo największą jędzę w tej szkole. Ot tak, żebyś nie spodziewał się taryfy ulgowej. Bo masz dwa lata z kawałkiem no nadrobienia – tłumaczy Elitsa, a następnie wymierza mi kuksańca w lewę ramię.
– To co, wracamy do środka?
– Trzeba, żeby nas nie złapali.
– Boisz się?
– Nie, tylko ostrzegam. W tej szkole nigdy nie było, nie ma i nie będzie jakiejkolwiek ulgi. Nawet w sprawie kar i dodatkowych godzin.
Po tych słowach odchodzi w kierunku drzwi. Otwiera je, po czym spogląda na mnie i pyta:
– Idziesz? Czy zamierzasz zostać tutaj na całą noc?
Idę za Elitsą przez korytarz w milczeniu. Zainteresowała mnie tym wszystkim, co mi opowiedziała w ciągu kilku minut. Z początku jestem zdziwiony, że mówi to wszystko z ogromnym spokojem. Czy jest za niektóre akcje odpowiedzialna? Kto wie.
– Co mamy jutro pierwsze? – pytam, próbując przerwać niezręczną ciszę.
–Wf. Lepiej się nie spóźnij, bo nasz nauczyciel, delikatnie mówiąc, jest walnięty – odpowiada. Uśmiecham się mimo woli.
– To do jutra – mówię, kierując się piętro wyżej.
– Do jutra.
Elitsa zamyka szybko drzwi, a Kadic okrywa cisza nocna. Wracam do siebie i od razu idę spać. Nie wiadomo, czego można się spodziewać następnego dnia.
16 listopada
Budzę się wyjątkowo wcześnie. Słońce jeszcze nie wzeszło, a ja najchętniej bym wyszedł na lekcje właśnie teraz. Co z tobą, Dunbar? Jeszcze nie tak dawno narzekałeś na wstawanie o godzinie siódmej. Chyba to wpływ tego wyrzucenia za własną głupotę. Znając samego siebie, minie mi to po jakiś… trzech dniach?
Wstaję i szukam rzeczy, które gdzieś rzuciłem w kąt. Moja zmora od najmłodszych lat – nigdy nie potrafię utrzymać porządku dłużej, jak kilka godzin. Doskonale pamiętam słowa mamy „Dopiero co sprzątałeś, a już bałagan”.
Uśmiecham się do siebie. Ciekawe, czy rodzice w ogóle za mną tęsknią. Byli wściekli, jak się dowiedzieli od znajomych w pracy, że ich syn został wyrzucony.
Znajduję rzeczy. Przebieram się i idę na dół. Może znajdę Elitsę, bo w ogóle nie wiem, w którą stronę iść. Decyduję się skręcić w dół.
Idąc długim i słabo oświetlonym korytarzem słyszę krzyki. Odwracam się, jednak jest jedynie dźwięk dudniących rur i migoczących żarówek. Za dużo naoglądałem się horrów i mam jakieś zwidy. Kilka kroków jest to samo – młodszy, prawdopodobnie przerażony uczeń krzyczy, jednak jak szybko słychać, tak samo krzyk zanika. Wsłuchuję się i idę za głosem. To może oznaczać coś złego.
Korytarz sprawia wrażenie, jakby nigdy się nie kończył. Czuję lekkie zmęczenie przez stały bieg za krzykiem. Nie mam pojęcia, co zastam na miejscu. Szaleńca z piłą łańcuchową? Nastolatka, który chciał na siebie zwrócić uwagę? Po tym, co mi wczoraj powiedziała Elitsa wolę mieć się na baczności.
Wtem docieram na miejsce. Widzę dwójkę uczniów. Jeden trzyma drugiego w powietrzu i mówi do niego przez zaciśnięte zęby:
– Jeszcze raz nakablujesz na mnie, to tak ci stłukę mordę, że własna matka ciebie nie pozna. Zrozumiano? – pyta starszy uczeń. Młodszy nie odpowiada. Wygląda identycznie jak ja, kiedy próbowałem rozmawiać z Elitsą.
Dlaczego myślę teraz o jakiejś dziewczynie? Jakiś wariat chce zabić dzieciaka, a ja sobie myślę o niebieskich migdałach.
Postanawiam wkroczyć do akcji.
– Co ty wyprawiasz? – pytam, odpychając chłopaka. Młodszy uczeń upada na ziemię, rozmasowując sobie szyję. – Nic ci nie jest? – pytam łagodnie chłopca. Ten kiwa głową i ucieka przed siebie.
– Ty debilu! – krzyczy na mnie drugi chłopak. Nie widzę zbyt dokładnie, jak on wygląda przez zepsute światło.
– Masz coś z głową? Mogłeś zabić tego dzieciaka. – mówię tak spokojnie, jak tylko mogę.
– Jakbym chciał, żeby zginął, to dawno bym to zrobił, bez czekania na przybycie wielkiego bohatera – odpowiada, a następnie uderza ręką w ścianę. Odbija się echo, jednak on nic z tym nie robi. Unoszę brwi. Wariat jakiś.
– Co on ci takiego zrobił?
– Urodził się. Nie wchodź mi lepiej w drogę, panie bohaterze, bo ciebie również dopadnę. – straszy mnie chłopak, a następnie znika w głąb korytarza. Patrzę jeszcze przez chwilę, dopóki nie znika za rogiem. Dziwny koleś.
Nagle słyszę dzwonek. Już ósma? Jak to możliwe?
Biegnę jak najszybciej, żeby wyjść ze szkoły. Mam nadzieję, że nie trafię tym razem na jakiegoś szaleńca.
– Dunbar, co to ma być na spóźnienie?! – krzyczy nauczyciel od wychowania fizycznego. Przez sekundę stoję jak słup soli. Jestem w tej szkole od dwóch dni, a już ten człowiek zna moje nazwisko?
– Taki jesteś cwaniak? W takim razie cztery godziny kary! – krzyczy jeszcze głośniej, a następnie zapisuje coś na kartce, którą mi wręcza.
– To była tylko minuta spóźnienia – odpowiadam, nie rozumiejąc kary. – Zgubiłem się.
– Masz mnie za idiotę? Doskonale wiem, że szwendałeś się po piwnicach. Jeszcze raz wymyślisz jakąś bzdurę z myślą, że mnie oszukasz, to dorzucę ci kolejne cztery godziny, co daje razem osiem godzin kar!
Nic nie mówię. Nie chciałbym na sam początek mieć problemów, bo jak z tej szkoły zostanę wyrzucony, to chyba już nigdzie mnie nie przyjmą.
– Zaczynamy rozgrzewkę! Dwa okrążenia dookoła naszej placówki, a później skoki przez płotki na ocenę. Do roboty! – tłumaczy nauczyciel. Wszyscy wzdychają z niezadowolenia, nawet ja. Po dzisiejszym zdarzeniu jestem niemal pewny, że internat jest niemiłosiernie wielki.
W tłumie próbuję znaleźć Elistę, jednak nigdzie nie mogę dopatrzeć się białych włosów. Gdzie ją wcięło? Mówiła, że nie ma taryfy ulgowej, a sama nie przychodzi na lekcję. Nie rozumiem jej.
Odwracam się i widzę Laurę wpatrzoną jak w obrazek tablecie. Zastanawiam się, co ona ma w nim takiego interesującego, że cały czas go nosi przy sobie. Przyglądam się – jest ubrana identycznie, jak wtedy, kiedy po raz pierwszy ją zobaczyłem. Ogromnie mi przypomina tę dziewczynę z poprzedniej szkoły, w której byłem zakochany. Laura ma jedynie inne włosy, ale jakoś nie wyobrażam sobie jej z ciemnym kolorem. Ten blond sprawia, że wygląda jak typowy aniołek.
Na sekundę odrywa wzrok spod laptopa i patrzy na mnie. Uśmiecham się, a ona robi to samo, po czym znów wraca do tableta.
– Widziałam. – mówi ktoś za mną złośliwym głosem. To Elitsa.
– Tylko się uśmiechnąłem – odpowiadam, unikając jej wzroku.
– Polubi cię, jeżeli interesujesz się programowaniem, masz wzorowe oceny jak ona i lubisz fizykę kwantową.
– Jaką fizykę? – pytam, zaskoczony nowym słowem. – To coś takiego istnieje?
– Pewnie. Jest to o wiele gorsza od zwykłej fizyki w collège. Ale taka jest Laura. Lubi coś, co mało kto zna, a tym bardziej rozumie.
Potakuję głową, próbując jeszcze znaleźć Laurę, jednak zniknęła. Wtem moim oczom ukazuje się wychylona głowa zza białego słupa. Widzę brązowe, nieuczesane włosy i oczy tego samego koloru. Grymas twarzy wyraźnie każe mi spierdalać w podskokach. Po chwili jednak tajemnicza osoba znika, a Elitsa patrzy na mnie jak na wariata.
– Laura ma teraz informatykę, więc jej tutaj nie znajdziesz.
– Akurat nie o nią chodziło.
– To o kogo? – dopytuje się, patrząc swoimi zielonymi oczami prosto we mnie. Jakby miała mnie za chwilę przesłuchać, niczym rodzic po ostrej imprezie swojego dziecka.
– W sumie… to nie wiem. Chyba mi się przywidziało.
– Przywidziało… – powtarza Elitsa. – Jak chcesz, to mogę ciebie przedstawić na dłuższej przerwie Laurze.
– Naprawdę nie trzeba… – mówię.
– Ta, jasne. W rzeczywistości chcesz ją poznać i nie mów mi teraz zbędnych pierdół.
Wzdycham głośno.
– Może i mało się odzywam, ale jestem doskonałym wzrokowcem i słuchowcem. Ale wszystkiego dowiesz się w swoim czasie. Teraz zacznijmy biec, żeby Jim nas nie złapał na obijaniu się – mówi Elitsa. Chcę zapytać, kim jest Jim, ale domyślam się, że to nauczyciel. Zaczynamy biec, jednak coś czuję, że ona coś wymyśli, żeby obijać się całą lekcję.
Autorka: Azize