—————————————-
ELITSA
Drzwi od windy otwierają się. Wita mnie chłodne powietrze z piętra wyżej. Jest to miły akcent na zakończenie tego ciężkiego dnia. Symulacja walki z dziwnym, zielonym, jednookim ninją była naprawdę męcząca. Przez chwilę myślałam, że będzie już po mnie i zostanę pokonana.
Myślałam, że lepiej władam katanami. Rzut w stronę Dunbara był na miarę Wilhelma Tella. Tymczasem walka z cyfrową postacią była dużo cięższa, niż się tego spodziewałam. Czy osoba opętana przez Xanę ma podobną siłę, jak ninja bez jednego oka?
Próbuję rozmasować bliznę, którą zostawił mi komputerowy przyjaciel. Czasami ona boli, jednak dzisiaj uczucie jest wyjątkowo upierdliwie. Gdybym źle spała, czułabym całą szyję, a nie tylko element, gdzie posiadam skazę po Xanie.
Gdy tylko dotykam liny, żeby wspiąć się do wyjścia, słyszę dźwięk toczącej się puszki.
Odwracam się, ale nikogo nie widzę. Chyba zadzwoniło w mojej głowie, że czas już spać.
Nagle przez fabrykę roznosi się złowieszczy śmiech. Zaczyna mnie boleć prawa skroń. Decyduję się pozostać i sprawdzić wszystkie pomieszczenia. Tym bardziej, że w środku są Laura i William. Nie daruję sobie, jeśli cokolwiek im się stanie.
Przechodząc najrozmaitszymi korytarzami trafiam do ogromnego pomieszczenia. Imponuje mi jego wielkość – czuję się przy nim malutkim człowiekiem. Jest dosyć ciemno przez słabe oświetlenie, padają tylko smugi światła i jedno migocze ze słabej jarzeniówki. Przede mną rozbudowane są taśmy produkcyjne. Żadna z nich nie działa. Na pierwszej od prawej strony stoi częściowo skonstruowany robot. Podchodzę do niego, żeby się przyjrzeć.
Kształtem przypomina siedzącego kruka w powiększonej skali. Jest ustawiony bokiem. Ma zamknięty dziób, a tyle skrzydło w połowie rozwarte. Przedniemu brakuje kilku elementów, jakby twórca nie zdążył wykonać części piór. Oko ma skierowane bezpośrednio na mnie.
Przyglądam się mechanicznemu zwierzęciu. Nagle w jego oku widzę znak Xany.
Odsuwam się jak oparzona.
– Niemożliwe…
Robot wzbija się do góry. Oddech niespodziewanie przyśpiesza, a panika zaczyna przejmować władzę nad moim ciałem. Co mam zrobić? Co mam teraz robić? Jak mam uciec? Jak mam ostrzec?
Próbuję brać głębokie wdechy, żeby nie krzyczeć z przerażenia.
– Wdech… wydech… – uspokajam samą siebie. Unoszę wzrok, żeby znaleźć metalowego kruka. Pomieszczenie wypełnia dźwięk zardzewiałego metalu. Robot wykonuje jeszcze dwa okrążenia dookoła sufitu, po czym ląduje na swoje miejsce i zastyga.
Podejść? Nie, lepiej nie.
Powolnym krokiem opuszczam przeklęte miejsce i wracam do głównego korytarza fabryki.
Znowu złowieszczy śmiech. Wydaje się dziwnie znajomy…
Wyciągam dyskretnie dwie katany, które schowałam po pierwszym cyfrowym treningu. Cały czas czuję nieprzyjemnie uczucie na bliźnie. Jakby sama się podgrzewała, a następnie piekła tylko po to, by za chwilę zastygnąć po oblaniu wodą.
Nagle słyszę pewne słowa tuż przy moim uchu:
– Szukaj mnie…
Gwałtownie się obracam, jednak znowu nikogo nie ma. W oddali zauważam jednak czyjąś sylwetkę. Wysoki mężczyzna w kurtce. Więcej nie widzę przez dominującą wszędzie ciemność. Powoli podchodzę do poruszającego się cienia. Krok po kroku, żeby tylko go nie wystraszyć. Postać przestaje się ruszać. Bardzo dobrze.
Gdy tylko odwraca się, poznaję tego człowieka.
Ulrich Stern. Odwieczny wróg.
Dodatkowo ma zamiast źrenic znak Xany.
– Jasna cholera… – mówię na głos i stopniowo odsuwam się od niego.
– Czemu się boisz? – pyta chłopiec. Nie, to Xana pyta, wykorzystując jego ciało. Jest opętany.
– Nie boję się. Po prostu… – próbuję wymyślić jakąś wymówkę, żeby zyskać na czasie.
– Podejdź. Tak dawno ciebie nie widziałem.
Stern wyciąga prawą dłoń w moim kierunku. Nie dam mu się zmanipulować.
– Mam narzeczonego – kłamię, co szybko zauważa. Śmieje się swoim zniekształconym głosem. Kilka sekund później znowu wraca do stanu wyjściowego. Przestaję się cofać. Coś jest nie tak z nim. Jeden raz widziałam tylko, jak człowiek został zaatakowany przez tego wirusa. Swojej sytuacji nie pamiętam. Nikt chyba nie zna prawdy, dlaczego ma w danym miejscu bliznę i uczy się w Kadic.
– Przyjmij tę dłoń! – krzyczy Ulrich, a znaki Xany migają w czerni i czerwieni. Kiwam nerwowo głową, po czym przełykam głośno ślinę. Nie mogę go zabić – to nie jest spektrum, tylko człowiek. Zauważą jego brak obecności na zajęciach i rozpoczną poszukiwania. Nikt nie może z sił wyższych pojawić się w fabryce.
– Posłuchaj mnie. Nie jesteś sobą – mówię do chłopaka łagodnie, jednak tylko go denerwuję. Rzuca we mnie kulą z piorunami. Odskakuję w lewo. Przyglądam mu się. Xana nie odpuści tak łatwo.
Wtem Ulrich bierze kuszę z przygotowanym bełtem1 i kieruje broń w moją stronę.
Żarty się skończyły.
Pierwszy jego strzał ochraniam kataną. Drugą unikam schyleniem. Trzecią nie trafia.
Mam szansę uciec.
Biegnę do przejścia na główny korytarze fabryki. Większa szansa, że nie trafi prosto w głowę.
Chowam się za rzędem dużych, nieotwieranych skrzynek. Są tak idealnie rozstawione, że jednocześnie będę widzieć jego część ciała, a mnie nie znajdzie. Bycie wysokim jest przeklęte.
Opieram głowę o kolano i próbuję uspokoić oddech. Jak pokonać opętanego człowieka przez Xanę, jednocześnie nie robiąc mu krzywdy? Strzelać nie można. Skup się Senel, na pewno coś pamiętasz z notatek, które sumiennie robiłaś przez dłuższy czas.
Nic. Pustka. Cholera jasna!
Wtem słyszę dźwięk otwierającej się windy. Przyglądam się z ukrycia. Główny hol fabryki rozbrzmiewa światłem. Na szczęście nie pada ono na miejsce, w którym jestem. Obserwuję z niewielkiej szczeliny. Po krokach nie rozpoznam, musi jeszcze trochę przejść.
Postać zatrzymuje się.
– No dalej, idź – szepczę do samej siebie. – Przejdź jeszcze kilka kroków.
Nieznajomy, jak za użyciem czaru, porusza się. Widzę tylko buty i nogi do ud. Ma dżinsowe spodnie z podwiniętymi nogawkami do wysokości czarnych, sznurowanych butów podobnych do stylu renesansowego.
William? Powiedz, że to jesteś ty.
Nagle dzwoni mój telefon. Niech do szlag! Wykrył mnie.
Odwracam wzrok i patrzę w ścianę. Liczę w myślach do pięciu.
– Dasz radę, dasz radę, dasz…
– Elitsa? – pyta postać. Zdezorientowana podnoszę wzrok.
To Dunbar. Bogu dzięki!
Spoglądam na niego, ciągle nie móc wyjść z ciężkiego szoku. Byłam przekonana, że Xana wymyślił sztuczkę, która skutecznie skończyłaby moje kiepskie życie. Czyli nie jest taki mądry ten program, jak myślałam.
Przyciągam Williama do siebie, żeby tylko opętany kolega ze szkoły go nie zauważył. Anglik jest zaskoczony moim zachowaniem. Gdy już leży na ziemi, zaczyna pytać głośnym tonem:
– Co ty…
Przymykam mu lewą dłonią usta, a prawym palcem wskazującym kładę na usta. Od razu rozumie komunikat i przestaje cokolwiek mówić. Zaglądam przez szparę na wszelki wypadek. Nie ma opętańca. Bardzo dobrze.
Zabieram dłoń z ust Williama. Zadaje mi szeptem pytanie:
– Dlaczego nie jesteś w Kadic?
– Mamy gościa – odpowiadam zdawkowo.
– Wiem. Laura zauważyła na kamerze, że ktoś kręci się w fabryce.
– Ale…
– Dookoła wbudowanych jest dziewięć kamer – szybko wyjaśnia Dunbar. Czyli ten prototyp kruka nie był kamerą. Czy Xana też go oznaczył jako własność?
– Wiem, kto przyszedł. To Ulrich Stern – odpowiadam, chcąc zachować spokój.
– Co on tutaj robi? – pyta zaskoczony chłopak. W jego głosie można wyczuć złość. Nie dziwię mu się. Niemiec ma tyle za uszami, że można o tym napisać sporych rozmiarów książkę.
– Został opętany przez Xanę.
– To nie problem. Strzał w skroń i wirus sobie pójdzie – mówi William, zacierając dłonie na samą myśl o strzeleniu do wroga.
– Wybij to sobie z głowy. Nie możesz go zabić.
– Myślałem, że go nienawidzisz.
– To akurat prawda. Jeśli jednak zginie, w szkole zauważą jego nieobecność. Tym bardziej nie może do fabryki wejść policja, czy wojsko. Rozumiesz? – tłumaczę mu, nadmiernie gestykulując. Potakuje głową na znak zrozumienia powagi sytuacji.
Jeszcze raz zaglądam przez szparę, czy opętaniec nie krąży blisko nas. Teren jest pusty. Odwracam się do Dunbara.
– Musi być jakiś inny sposób na wypędzenie z niego ducha Xany.
– Zapytam Laurę. Na pewno coś znajdzie w notatkach. Tam jest wszystko – decyduje chłopak i ostrożnie wstaje. Rozgląda się w poszukiwaniu opętanej osoby. Szybkim krokiem czmycha do windy.
– Uważaj tylko. Stern ma ze sobą kuszę – wspominam.
– Tak jest, szefowo – odpowiada, puszczając do mnie oko. Następnie wchodzi do środka, a ja zostaję sama razem z szalonym łucznikiem.
Czas działa wszystkim na niekorzyść. Ulrich pod kontrolą Xany nadal grasuje po fabryce, William nie wrócił z informacją zwrotną, a do tego z pewnością jest już środek nocy. Z przyjemnego wiaterku zrobił się nieprzyjemny chłód. Dostałam już gęsiej skórki od ciągłego siedzenia w jednym miejscu. Nie mogę teraz wyjść. Nadal nie wiem, jak wyzbyć z ciała Sterna ducha Xany. W każdym momencie może mnie znaleźć wśród skrzyń i zastrzelić na śmierć.
A może tego właśnie wirus chce? Może właśnie dlatego opętał pierwszego lepszego chłopca, żeby mnie zabić przez to, że za dużo o nim teraz wiem? Co bym zrobiła na miejscu groźnego programu stworzonego przez nauczyciela Internatu?
– Buonasera2, Elitso – słyszę głos, którego się właśnie boję.
On jest za mną. Jestem tego przekonana. Znalazł mnie. Williama tutaj nie ma. Laura nie jest nawet świadoma niebezpieczeństwa, które właśnie ciągnie. To moja wina. Nie powinnam się zgodzić na wtajemniczenie jej w świat Xany i zagadkę nagłej śmierci Franza Hoppera.
Nie wszystko stracone, dasz radę.
– Buonasera. Come va3? – pytam z uśmiechem na twarzy. Robię obrót i kopnięciem strącam opętańcowi kuszę, która upada na ziemię. Od razu biorę jedną katanę, po czym rzucam ostrze prosto w broń oprawcy. Po ataku zabieram swoje rzeczy, żeby odsunąć się od Sterna. Cały czas serce wali jak szalone.
Opętany Stern zwykłym gestem dłoni podnosi broń i zaczyna strzelać. Biegnę do tyłu, ciągle broniąc się katanami przed trafionym strzałem. Nagle wytrąca mi broń z lewej ręki, która spada kilka metrów za mną. Ulrichowi w tym czasie skończyły się strzały.
Przerażona rzucam drugą katanę w jego stronę. Podskakuje nienaturalnie do góry, a moja jedyna obrona ląduje w ścianie. Kiedy odwracam się, żeby dalej uciec, opętaniec ląduje tuż obok mnie. Podcinam mu nogi i skręcam w prawo. Ulrich szybko wstaje. W końcu nic nie czuje, będąc pod kontrolą.
Nagle część ściany odrywa się i atakuje. Próbuję się obronić dłońmi. Bezskutecznie.
Padam długa na ziemię. Nie mam siły się podnieść.
Ciągle słyszę śmiech kontrolowanego Ulricha, który z każdym kolejnym jego krokiem jest coraz głośniejszy. Nie mogę wstać – jakbym została przymocowana do gruntu. Widzę tylko jego dłoń, która rusza się w nieznanym zaklęciu.
Nagle czuję, jak moc podarowana od Xany mnie unosi. Próbuję się wyrywać – szarpię się i szamotam. Bez skutku. Ustawia mnie do pionu, po czym przyciąga powoli do siebie. Bawi go moja bezwładność. Chce, żebym do końca była pozbawiona wolności.
– Zostaw ją, Xana!
Kiedy ktoś krzyczy te słowa, upadam na ziemię. Podpieram się dłońmi po raz drugi, żeby zobaczyć, co się stało. Widok był straszny.
Opętany Ulrich stoi zamurowany, a pewna osoba trzyma go kurczowo na prawy bark. Chłopiec ma lekko rozwarte usta, a oczy nie mają życia. Jakby wyfrunęła z niego dusza po dotyku. Z jego oczu małymi strumieniami wypływa czarna chmura, która unosi się do góry.
Xana wychodzi z jego ciała…
Chmura zatacza koło wysoko nad nami, po czym znika, niczym zdmuchnięty kurz.
W tym samym czasie Ulrich pada jak długi obok mnie. Profilaktycznie odsuwam się.
– Jesteś cała? – pyta znajomy głos.
– William! – krzyczę z radości. – Tak, chociaż mało brakowało – odpowiadam chłodniej. – Co mu zrobiłeś, że nagle przestał atakować?
– Spójrz – mówi Dunbar, pokazując na nieprzytomnego Sterna. Dookoła niego wytworzyła się czerwona aura. Podobną po ataku Xany miał kiedyś William. Tyle, że miała ona kolor biały…
Laura wychodzi z windy średnio zadowolona. Pewnie chciała jak najwięcej poszukać informacji na temat groźnego wirusa, jednak zmusiliśmy ją, żeby wróciła z nami do Kadic. Trzyma pasek od brązowej torebki, w której trzyma wyłącznie tableta. Kiedy zauważa leżącego Ulricha, pyta zaskoczona:
– Co on tutaj robi i dlaczego ma zamknięte oczy?
– Xana go zaatakował – odpowiadam, otrząśnięta z szoku, jakiego doznałam po walce z nim. Pani Einstein kręci zmartwiona głową i cmoka ustami.
– Ten wirus jest dużo groźniejszy, niż myślałam.
– To znaczy? – dopytuje William.
– Mamy do czynienia z groźnym wirusem. Podejrzewam, że będzie chciał stopniowo dążyć do przejęcia władzy nad światem internetu i całą ludzkością.
– Jakim cudem zwykłe utrudnienie do gry może wyrządzić taką szkodę? – pytam, nie mogąc zrozumieć za wiele z tego, co mówi moja kuzynka.
– Elitsa, pomyśl. Xana zostaje stworzony przez Franza Hoppera. Ten, programując go, przesadził do tego stopnia, że wirus wyszedł z superkomputera przez zwarcie.
Układam w głowie tezę Laury.
– No tak! Dziwny błysk. Mówili o tym w gazecie – dokańczam myśl pani Einstein.
– Czyli Xana zabił swojego twórcę i teraz szuka zemsty? – pyta William.
– Jest to możliwe. Zanieśmy Ulricha do pokoju. Zaraz będzie wschód Słońca.
– Nie zamierzam go nosić! – krzyczę oburzona z obrzydzeniem. Dunbar głośno wzdycha, po czym bez słowa podnosi nieprzytomnego Sterna i wszyscy wracamy do Kadic.
Ulrich leży w swoim pokoju, nieudolnie przykryty przez nas kołdrą. William zamyka drzwi do jego pokoju, a następnie żegna się i zmierza w kierunku swojego pokoju.
– Dobranoc, dziewczyny.
– Dobranoc – odpowiadamy jednocześnie, po czym idziemy piętro wyżej do siebie. Spoglądam na zegarek. Za dwie godziny będzie pobudka. Pierwszą lekcją jest matematyka z panią Meyer. Mam nadzieję, że będzie miała dobry humor. Inaczej cała klasa przywita się z kostnicą.
– Trzymaj się, kuzynko. Jakoś przeżyjemy ten dzień – pociesza Gauthier. Uśmiecham się słabo.
– Nie mamy wyjścia. Po południu pójdziemy do fabryki.
– Nadal masz siłę na kolejną symulację walki? – pyta zaskoczona dziewczyna.
– Można tak powiedzieć – odpowiadam z uśmiechem. Kiedy pani Einstein idzie w kierunku swojego pokoju, na sekundę ją zatrzymuję.
– Lauro?
– Słucham.
– Co zrobił William, że Sterna opuścił Xana? – pytam zaciekawiona zjawiskiem.
– Musiał swoją blizną po wirusie dotknąć znamienia Ulricha i przetrzymać przez chwilę. Pamiętam, że opowiadał o dziwnym rozcięciu nożem na korytarzu – tłumaczy Laura.
Potakuję głową, chcąc zrozumieć znaczenie walki z programem. Wystarczył tylko dotyk.
– Jeszcze jedno – zatrzymuję jeszcze kuzynkę.
– Mów.
– Gdy Xana opuścił ciało… – zbieram się w sobie, by powiedzieć głośno jego imię – Ulricha, to miał dookoła siebie czerwoną aurę. Wiesz, co to może oznaczać?
Laura patrzy na mnie przerażona.
– To był na pewno czerwony?
– Tak.
– Niedobrze. Drugi raz opętał go Xana.
– To znaczy? – dopytuję przerażona.
– Jeśli zaatakuje go po raz trzeci, to tego już nie przeżyje.
——————————————————————————————————————
1 – krótka strzała, używana jako pocisk w kuszy
2 – „dobry wieczór” (tłumaczone z j. włoskiego)
3 – „Dobry wieczór. Jak się masz?” (tłumaczone z j. włoskiego)
Autorka: Azize