————————————-
WILLIAM
Przez ostatnie dwie godziny do szkolnej pobudki nie mogę zasnąć. Cały czas myślę o wczorajszym ataku. Xana opętał zdrowego człowieka tylko po, żeby zabić drugą osobę. Ten wirus jest jeszcze gorszy, niż myślałem. Co w głowie miał twórca tej gry? Specjalnie zaprogramował takiego potwora, który chce zniszczyć wszystko, co stworzyła ludzkość?
Obracam w prawej dłoni koronę duńską, którą kiedyś tutaj znalazłem. Nie wiem, co mam ze sobą zrobić. Dalej mam przed oczami opętanego Ulricha, który bawi się niemal martwym ciałem Elitsy. Dobrze, że została tylko zaklęta. Nie wyobrażam sobie, żeby cokolwiek jej się stało. Jest jedyną osobą, z którą utrzymuję kontakt w szkole. Zaakceptowała mnie.
Obiecałem jej, że znajdę winowajcę tego okropnego włamania.
Zrobię to. Muszę jednak od czegoś zacząć…
Wyciągam kartkę, długopis i zaczynam pisać potencjalnych winnych.
Ulrich Stern
Sąsiadka Elitsy
Sissi (?)
Spoglądam na wypisane osoby. Tak mało osób? Niemożliwe, że jestem tak słabym detektywem.
Wtem dzwoni budzik. Zrezygnowany zwijam listę podejrzanych w kulkę i wyrzucam do kosza. Dzisiaj poniedziałek – dzień, od którego zależy nastrój pozostałego tygodnia.
Stoję przy sali od matematyki. Dookoła mnie przechodzi większość uczniów z młodszych klas. Nie zwracałem nigdy szczególnej uwagi
– Cześć, Angliku – wita mnie Elitsa z uśmiechem, dając kumpelskiego kuksańca.
– Widzę, że Ciri ma dzisiaj dobry humor i nie będzie mnie obrażać – komentuję bez nawet sekundy zastanawiania się.
– Mam dwie wiadomości. Dobrą i złą – mówi dziewczyna, a uśmiech zniknął z jej twarzy.
– Zacznij od tej dobrej.
– Nie będzie dzisiaj włoskiego. Caggia jest chory, mamy mieć nietypowe zastępstwo.
Jest! Nie dostanę kolejnego zera! Ten tydzień zapowiada się bardzo dobrze.
– Zła jest związana z Xaną.
Tyle było z mojej radości.
– Nie można być zaatakowanym po raz trzeci przez tego wirusa. Inaczej witaj się z kostnicą.
– Żartujesz? – pytam po minucie szoku. Zostałem raz zaatakowany przez niego. Zostały mi jeszcze dwa życia do czasu pokonania Xany. Na samą myśl, że mogę być po raz drugi pod kontrolą groźnego programu napawa mnie lękiem. Krew pulsuje mi mocniej w skroniach, a nóg nie czuję. Jakby po prostu zniknęły.
– William? – pyta zmartwiona dziewczyna. Otrząsam się i spoglądam na nią.
– Zestresowałem się – wyjaśniam nieudolnie.
– Widzę. Zrobiłeś się bielszy niż moje kıllar1. Zastanawiałam się, czy nie trzeba będzie ciebie łapać. – opowiada rozbawiona Elitsa. – Na pewno dobrze się czujesz?
– Oczywiście. Zwarty i gotowy do działania! – odpowiadam z niebywałym optymizmem.
– To dobrze. Po obiedzie idziemy do fabryki. Trzeba wybadać sytuację z wczoraj.
Siedzimy od piętnastu minut zamknięci w sali, oczekując na zastępstwo. Większości nieobecność nauczyciela zupełnie nie przeszkadza. Grupki znajomych rozmawiają ze sobą, grają w karty oraz rysują na tablicy.
Przyglądam się Elitsie. Patrzy nieruchomo w podłogę i stuka powoli prawą dłonią o ławkę. Przykro jest mi patrzeć na osobę, która zazwyczaj jest wulkanem energii. Nie dotarł jeszcze do niej fakt, że Xana stał się do tego stopnia silny, że będzie miał żądzę mordu.
– Ella? – wołam ją nieśmiało. Dziewczyna nawet nie odwraca głowy w moją stronę. Jedynie wzdycha głośno i odpowiada niemrawo:
– Wyjście jest aktualne…
– Nie o to pytam – przerywam jej wypowiedź. – Myślisz o wczorajszej sytuacji, mam rację?
– Masz – mówi Elitsa, a następnie przestaje stukać palcami, a dłoń układa w pięść – Próbował mnie zahipnotyzować. Gdy tylko odmówiłam, zaczął strzelać – po tych słowach delikatnie uderza w ławkę – Boję się, że was też w ten sposób dopadnie.
– Nas?
– Ty jeszcze sobie poradzisz – kontynuuje dziewczyna, nie zważając na moje pytanie. – Dobrze radzisz sobie z bronią. Ale Laura? Ona jest drobna, nieświadoma pewnych rzeczy.
Drugą dłoń składa w pięść i uderza nimi ponownie o ławkę.
– Jeśli tylko stanie jej się krzywda… – przerywa, żeby wziąć głęboki wdech – Nie wybaczę sobie tego. Nigdy. Obiecałam swojej ciotce, że będę jej pilnować.
– Ile jest od ciebie młodsza?
– Tylko rok. William, ona jest dla mnie jak siostra – mówi Elitsa. – Od ostatnich kilku lat tylko z nią mam kontakt, poza rodzicami. Nie mogę jej stracić.
Nie tylko ty, Ciri. Nie tylko ty…
Dzwoni dzwonek na przerwę. Uczniowie powoli wychodzą w sali, zadowoleni z braku lekcji.
– Nie uważasz, że to było dziwne? Nigdy nas nie zostawiali samych na całą lekcję.
– Przesadzasz. Miło spędziliśmy poranek – komentuję, po czym dojadam resztę klusek.
– To nie jest normalne. Coś się musiało stać. Oby to nie był Xana…
– Potrzebujesz odpoczynku. Nie wszędzie jest podstęp, Elitso – przerywa kuzynce wypowiedź Laura, a następnie pije sok. Dziewczyna przełyka resztę obiadu i wstaje, rozjuszona słowami Gauthier.
– Przesadzam? Czy wy już zapomnieliście, co się zdarzyło wczoraj?
– Ella… – próbuję ją uspokoić. Część uczniów spogląda na nasz stolik, milcząc. Ciri nie zwraca na to uwagi. Podchodzi do nas, żeby nikt nie podsłuchiwał naszej rozmowy.
– Śledził nas obcy człowiek pod kontrolą Xany.
– Ella… – próbuję jej przerwać. Wiem, co chce teraz powiedzieć. Za nią ktoś jest, a ona nawet tego nie zauważa. Błagam, nie wymawiaj jego nazwiska. Chociaż jeden raz bądź rozsądna…
– Mało tego, tym kimś w fabryce był Ulrich Stern!
Cholera jasna, wykrakałem.
– Słucham? – mówi zaskoczony chłopak. Elitsa właśnie uświadomiła sobie, czyj był to głos. Bierze głęboki wdech. Odwraca się do niego i mówi:
– Wiesz, że nieładnie jest podsłuchiwać?
– Nie byłem w żadnej fabryce – broni się Ulrich.
– Skąd wiesz, że chodziło o ciebie? – brnie dalej Ciri. Nie mogę jej powstrzymać. Laura milczy.
– Nie rób ze mnie idioty, terrorystko.
Nagle dziewczyna uderza Sterna w twarz. Wszyscy dookoła milczą i skupiają wzrok na stojącej parze osób. Za chwilę przyjdą nauczyciele i będzie prawdziwa zadyma. Nie mogę na to pozwolić. Elitsa za dużo razy już witała się z dyrektorem w jego gabinecie.
Wstaję.
– Odpu…
– Siadaj – przerywa mi dziewczyna. W jej głosie słychać zarówno złość, jak i nutę spokoju. Robi dwa kroki do przodu, a Ulrich do tyłu. Kładzie dłonie na jego ramionach, wbijając paznokcie w jego zieloną kurtkę.
– Nie jestem żadną terrorystką, ty… zakuty… Szwabie. Zrozumiałeś? – mówi do chłopaka, akcentując każde kolejne słowo przesadnie otwierając buzię. Stern nic sobie z tego nie robi. Kpi z niej.
Nagle zauważam, jak z kieszeni wyciąga wojskowy scyzoryk. Ostrze kieruje na Elitsę. On ją zabije! Dziewczyno, miej trochę rozumu i uciekaj. Uciekaj, do jasnej cholery!
Od razu zauważa zbliżony nożyk koło brzucha.
– Zrób to – prowokuje swojego przeciwnika.
– Wiesz, że jestem do tego zdolny.
– Oczywiście. Zrób to przy wszystkich – prowokuje dalej Elitsa. – Mi już jest wszystko jedno.
Ulrich rozgląda się. Wie, że wszyscy na niego teraz patrzą. Nie może teraz jej skrzywdzić. Nigdy jej nie zaatakuje. Dopilnuję tego.
Zauważam jednak czerwony element w jego kieszeni. Czy to nie jest przypadkiem filc?
– To jeszcze nie koniec, wstrętna muzułmanko – dodaje Ulrich, po czym pluje na stolik obok Elitsy. Po tym czynie wychodzi ze stołówki. Dziewczyna nawet nie drgnie. Spogląda na swojego rywala z ogromną nienawiścią w oczach. Dłonie powoli prostuje od wcześniej zaciśniętych pięści. Reszta uczniów po chwili zachowuje się, jakby ta sytuacja nie miała w ogóle miejsca. Wszystko wraca do normy. Ciri siada ponownie przy stole.
– Przepraszam was, ale idźcie beze mnie do fabryki. Dołączę za godzinę – mówię dziewczynom, a następnie wychodzę ze stołówki. Jestem pewien. To był czerwony filc. Muszę teraz tylko udowodnić jego winę. Bezczelny dupek…
– Dunbar! – krzyczy Laura, jednak nie odpowiadam na zawołanie. Nie teraz, gdy rozwiązanie zagadki jest bardzo blisko. Praktycznie tuż obok mojego pokoju. Nie wierzę, że wcześniej tego nie zauważyłem.
Wchodzę na piętro, a winowajca przed sekundą trzasnął drzwiami. Zatrzymuję się przy poręczy. Nie jestem przekonany, czy powinienem teraz do niego iść. Ciągle widzę w nim elementy Xany, jakby w nim po prostu został. Czy w takim razie wirus w ten sposób zniszczył każdego z nas?
– Nudzi ci się?
Głos Sterna wytrąca mnie z natłoku myśli. Młodszy uczeń stoi obok mnie, mając skrzyżowane dłonie, żądając ode mnie jakichkolwiek wyjaśnień. Sprawia pozory silnego. Jeśli tylko pokażę, że nie boję się jego jakiejkolwiek reakcji, straci pewność siebie.
– Chyba musimy sobie coś wyjaśnić – odpowiadam spokojnie, po czym przyjmuję identyczną pozycję, jaką ma Ulrich. Chłopak uśmiecha się szyderczo i zaczyna się śmiać. Nie jest szczery.
– Elitsa ciebie zawołała? Wolne żarty. Niech sama przychodzi i wszystko naprawia.
– Przyszedłem tutaj sam – tłumaczę ze stoickim spokojem. – Pokaż, co masz w kieszeniach.
– Ale po co? – pyta Stern, któremu mina zrzedła. Nie spodziewał się takiej rozmowy ze mną. Bardzo dobrze, szybciej się do wszystkiego przyzna. Mam taką nadzieję.
– Głuchy jesteś? Wyciągaj wszystko z kieszeni.
– Nie masz prawa! – krzyczy zdenerwowany chłopak. Ewidentnie ma coś do ukrycia.
– Wiem, ale dyrektor wraz z policją mają – odpowiadam z uśmiechem. Takim samym, jaki jeszcze kilka minut temu miał na swojej twarzy Ulrich. Jedynie nie śmieję się. To poważna rozmowa.
– Śpieszę się… – rzucił Stern, obracając się na pięcie. Od razu łapię go za rękaw. Nie uciekniesz tak łatwo, chłopcze. Jeszcze za to wszystko odpowiesz przed Delmasem…
– Pokaż, zanim dowie się o wszystkim Jean-Pierre.
– Ale…
– Dobrze ci radzę, nie nadużywaj mojej cierpliwości – przerywam mu jakąkolwiek próbę obrony. On już wie, że znam jego tajemnicę związaną z dziwnym włamaniem do pokoju pewnej dziewczyny. Jednak ma pewność, że na pewno jemu nie odpuszczę.
Zrezygnowany chłopak wpierw sprawdza kieszenie od zielonej kurtki. Wystawiam obok niego swoją lewą dłoń na ewentualne fanty. Na razie daje na nią klucz do pokoju oraz zwinięta w kulkę mała karteczka. Przechodzi do sprawdzania spodni. W lewej kieszeni nic nie ma, jednak z prawej wyciąga maleńką, czerwoną sowę wykonaną z filcu. Do drugiej dłoni biorę ostatnią rzecz i pokazuję Ulrichowi tuż przed oczami.
– To chyba nie należy do ciebie.
– Skąd wiesz? – pyta naiwnie Ulrich.
– Nie rób ze mnie idioty. To ty okradłeś Elitsę. Mam rację?! – odpowiadam, podnosząc na niego głos. Nie mogę na niego patrzeć. Jak bardzo ten chłopak musiał zostać zniszczony przez życie, żeby dopuścić się do kradzieży. W dodatku nie zabrał pieniędzy, tylko taki drobiazg.
– Jesteście w zmowie. Nic więcej nie powiem.
– Twoja strata – odpowiadam, wzruszając ramionami. – A mogłeś uniknąć kary… – dodaję, po czym kieruję się do swojego pokoju, nie patrząc nawet na reakcję chłopaka.
– Zaczekaj – zatrzymuje mnie Ulrich przy ostatnim schodku. – Sprawa może obejść bez większych konsekwencji? Dobrze usłyszałem?
Słysząc jego pytania prycham śmiechem. On naprawdę się boi. A tak zgrywał bezdusznego chłopaka. A wystarczyło tylko zdobyć jeden dowód przeciwko niemu…
– Jednak się obawiasz, że trafisz do Delmasa?
– Byłem już dwa razy na dywaniku… – tłumaczy się Ulrich.
– Po co jej to zabrałeś?
– Ty nic nie rozumiesz…
– W takim razie mnie oświeć.
– Kurwa, Dunbar! – krzyczy Stern, zaciskając dłonie w pięści – Daj mi dokończyć myśl!
Gestem pokazuję, żeby kontynuował. Chłopak bierze dwa głębokie wdechy i mówi dalej:
– Wiem, że mam niepochlebną opinię u Elitsy. Nie tylko u niej…
Zaczyna się, granie na litość…
– Wiem, że boją się mnie młodsze klasy…
Wcale nie straszyłeś jakiś czas temu pierwszaka w szkolnej piwnicy.
– …Ale przysięgam, że to nie ja okradłem muzułmankę!
O nie, teraz przesadziłeś chłopcze z tym tekstem.
– Trzymasz w ręce rzecz, która należy do niej! – przerywam wyjaśnienia Ulricha. – Nie rób ze mnie większego idioty, niż nim jestem!
– Ale…
Szarpię go za ramię i przyciskam do ściany. Jest zaskoczony. Zupełnie nie wie, co powinien teraz robić. Boi się mnie. Czyżbym w tym momencie zamienił się z nim miejscami? Czy właśnie teraz jestem oprawcą, a Ulrich ofiarą, która nic nie może zrobić i liczy na moją łaskawość?
Zmniejszam nacisk na niego, ale dalej trzymam przy ścianie.
– Zapamiętaj sobie coś jeszcze… – cedzę przez zęby.
Stern milczy, co jest normalnie do niego niepodobne. Biorę głęboki wdech i mówię dalej, akcentując każde kolejne słowo:
– Elitsa jest człowiekiem, nie religią.
Chłopak tylko potakuje głową, a w jego oczach nadal jest przerażenie. Nie spodziewał się, że ktokolwiek mu kiedykolwiek podskoczy. Może teraz zmięknie i przestanie się nad każdym słabszym znęcać.
– A teraz – zaczynam, ze zwycięskim uśmiechem – Oddaj mi wszystkie jej rzeczy.
Następnie wyciągam dłoń i czekam na reakcję bruneta. Nadal utrzymuję z nim kontakt wzrokowy. Jako pierwsza ląduje sowa. Potem klucz z niebieską zawieszką. Spoglądam na rzeczy. Uśmiecham się.
– Możesz się teraz ode mnie odpieprzyć?! – krzyczy wściekły Ulrich.
– Ależ proszę bardzo – odpowiadam. Puszczam go wolno, wskazując na wejście do jego pokoju. On jedynie pokazuje mi środkowy palec, po czym idzie do swojego pokoju. Na korytarzu rozlega się dźwięk zamykającego zamka od drzwi.
Jestem sam. Śmieję się.
Naczelny postrach internatu został właśnie zdetronizowany.
Autorka: Azize