————————————–
14 listopada, 2013
WILLIAM
Siedzę w jednym z przedziałów i oparty czołem o szybę przyglądam się innym ludziom. Jedni chodzą przerażeni po peronie w oczekiwaniu na swój pociąg lub bliskich, którzy mają ich odwiedzić. Drudzy wymachują rękoma w stronę swoich znajomych, jakby mieli ich widzieć po raz ostatni w swoim życiu. Są też ludzie biegnący z wieloma walizkami i plecakami na kolejne perony. Mógłbym wymienić mnóstwo kolejnych wyjątków, jednak nie mam na to zbyt wielkiej ochoty.
Denerwuję się nową szkołą. Zostałem wyrzucony z poprzedniej za rozwieszanie listów miłosnych. Jedna wiadomość pojawiła się na samochodzie szanowanego w Szkocji dyrektora. Nie chciano mnie w ogóle wysłuchać. Nikogo nie interesowały moje wytłumaczenia. Zadecydowano o jak najszybszym wydaleniu ze szkoły. Rodzina jakby tylko mogła, wydziedziczyłaby w trybie natychmiastowym. Co prawda nie zrobiono z tego wielkiej afery w mediach, ale w Duns[1] wieść rozniosła się niesamowicie szybko. Większość mojej rodziny musiała przeprowadzić się, za co mnie szczerze nienawidzą. Rodzice zadecydowali, że zamieszkam w internacie. Co lepsze – w innym kraju. Wybór padł na Francję.
Byłem tam nie raz, nie dwa w swoim życiu, jednak nie spodziewałem się, że będę się tutaj uczyć. Lubię to miejsce, jednak dziwnie się czuję z myślą, że jestem odizolowany od wszystkich moich bliskich. Jestem właściwie zdany na samego siebie. Cały czas to do mnie nie dociera. Jedna dziewczyna sprawiła, że małymi krokami wkraczam w dorosłość. Życie potrafi zgotować niezłe niespodzianki.
Jadę ponad trzy godziny, ciągle słuchając muzyki i podziwiając francuskie widoki. Wbrew pozorom, niewiele różnią się od tych szkockich. Jednak nie wiedzieć czemu, oglądam je z ogromnym zaciekawieniem. Może to moje zamiłowanie do podróży? Kto wie.
Na jednej ze stacji widzę dziewczynę, która swoim wyglądem wyróżniała się wśród innych pasażerów. Przedziałek będący na środku głowy idealnie rozdziela jej białe włosy, które ma upięte w dwa krótkie dobierane warkocze. Usta ma pomalowane na bordowo, a odrobinę poniżej prawego kącika ust ma kolczyk, które na jej niewinnej twarzy wygląda co najmniej dziwnie, przynajmniej dla mnie. Ma na sobie biały croptop, szary, lekko rozpięty płaszcz, czarne dżinsy i buty na niewielkim obcasie o tym samym kolorze. Przez ramię jest przewieszona ciemnoszara torebka. Patrzę na nią przez kilka sekund, zwracając szczególną uwagę na włosy. Trzeba być naprawdę szalonym, żeby zafarbować na taki kolor. Widziałem najróżniejsze – zielone, niebieskie, a nawet wszystkie kolory tęczy, ale po raz pierwszy białe.
Kiedy odjechał jeden z pociągów, dziewczyna znika. Jakby była jedynie wytworem mojej wyobraźni, która zaczęła płatać mi figle. Przecieram oczy kciukami kilka razy, ale nic to nie zmieniło. Nie ma jej. Wzruszam ramionami, po czym zakładam słuchawki na uszy i szukam piosenki na telefonie.
Zanim odpływam wraz z dźwiękami, po korytarzu słyszę stukot obcasów, który jest coraz głośniejszy. Udaję, że nie interesuję się tym, patrząc na odległy czarny punkt znajdujący się na peronie. W rzeczywistości jestem ciekawy, kto to może być. Czyżby konduktor? Mam nadzieję, że przyjmą niepodbitą legitymację, bo nagła zmiana otoczenia na to nie pozwoliła, żeby ją przedłużyć o jeden kolejny rok szkolny.
– Wolne? – pyta typowo dziewczęcy głos. Odwracam się.
Jest to ta sama dziewczyna, która zniknęła w ciągu kilku sekund. Czyli jednak jest ze mną wszystko dobrze. Wtem przez chwilę widzę dwa maleńkie znaki w jej prawie czarnych oczach. Uśmiecha się podejrzanie. Patrzę na nią zaskoczony. Znowu wyobraźnia postanowiła robić sobie ze mnie żarty? Wystarczy, że była to moja własna głupota. Jednak mam nieodparte wrażenie, że ten znak kiedyś widziałem. Może był on narysowany w jakiejś używanej książce? Właściwie, to sam nie wiem.
– Halo? – pyta trochę głośniej, machając mi swoją dłonią przy mojej twarzy. Mrugam kilka razy mocniej oczami i wracam do rzeczywistości.
Pasażerka patrzy na mnie z skrzyżowanymi ramionami i lekko wydętymi ustami, jakby na siłę chciała, pokazać, że jest na coś lub kogoś zła. Kiwam głową. Siada przede mną.
– Kolor włosów cię przestraszył czy moja twarz? – pyta, uśmiechając się ironicznie.
– Skąd! – odpowiadam, po czym uśmiecham się niepewnie.
– Jak już zmyślasz, to rób to dokładniej, bo daleko w życiu nie zajdziesz. Spryt jest kluczem do wszystkiego. Każdy ma do niego dostęp, jeżeli tylko się wysili.
Nieświadomie kiwam głową. Mądrze mówi. Ona natomiast wzrokiem patrzy na mój bagaż.
– Powrót z dłuższego wyjazdu? Z tego, co wiem, wakacje skończyły się trzy miesiące temu.
– Nie. Zmiana szkoły – odpowiadam lekko zmieszany. Dlaczego mówię jakiejś nieznanej mi osobie, dokąd jadę? Nie mam w zwyczaju rozmawiać w pociągach, czy autobusach.
A co tam, zaryzykuję. Nie wygląda na typową pustą lalę.
Wystawiam jej rękę.
– William.
Dziewczyna spogląda na mnie zaskoczona. Nie wie, co odpowiedzieć.
– Ładne imię. Pozwolisz, że mojego póki co nie poznasz – mówi po chwili zamysłu.
– Jak uważasz.
Chyba będę na nią mówić Ciri przez te białe włosy, skoro nie chce zdradzić swojego imienia.
– Co się stało, że zmieniasz szkołę?
– Prywatna sprawa.
Ciri jedynie wzrusza ramionami i kończymy rozmowę. Zakłada słuchawki na uszy i odwraca głowę w stronę okna.
Mija kolejna godzina podróży. Znudzony słuchaniem tych samych piosenek odłączam słuchawki i chowam je do kieszeni. Z Ciri nie zamieniliśmy ani jednego słowa. Czyżby się obraziła, że jej nie powiedziałem, dlaczego zmieniam szkołę? Dziwne. Nie wygląda z takich, co strzelają fochy o byle co.
Zauważam przy lewej stronie szyi duży ślad. Kształtem przypomina wygięty łuk. Ma kolor przypominający znamię, jednak zastanawiam się, czy ona tego sobie nie wytatuowała. Jeżeli tak, co albo jest faktycznie szalona, albo jest na tyle silna, żeby taki ból wytrzymać.
Ciri patrzy na mnie w chwili, gdy skupiam się na śladzie na jej szyi.
– Nie dowiesz się, skąd to mam – odpowiada błyskotliwie, jakby czytała w moich myślach.
– Jesteś obrażona, że ci nie powiedziałem swojej historii? – pytam, chcąc załagodzić chociaż odrobinę sytuację.
Wybucha śmiechem. Nie rozumiem jej reakcji, więc nic nie mówię.
– Nie jestem taka pusta i głupia, żeby nie odzywać się z tak błahego powodu. Po prostu skończył się temat. Nie ma co drążyć, nie mogę ciebie zmusić.
– Też prawda – potwierdzam zakłopotany. – Chcesz dalej wiedzieć, czemu zmieniam szkołę? – pytam nie wierząc w samego siebie.
Ciri przygląda mi się całkowicie skupiona.
– Właściwie, to bez tej informacji przeżyję. Ale jak chcesz, to proszę bardzo.
– Nie było pytania. – tłumaczę się zawstydzony, po czym wychodzę na korytarz, żeby nie widziała tego rumieńca, który na pewno oblał całą moją twarz. Po raz pierwszy, odkąd rozwiesiłem listy miłosne po szkole tak wygłupiłem się przy dziewczynie. Co jest z tobą Dunbar? Tak bez problemu sprawiałeś, że dziewczyny kleiły się do ciebie, a teraz zapominasz języka w gębie? A może to wina złego uroku Ciri? Sam nie wiem.
Słyszę, jak dziewczyna wychodzi z przedziału. Opiera się na barierce wiszącej obok mnie, po czym pyta zdenerwowana:
– Daleko do stacji „Rue des Tertes”?
– Pół godziny – odpowiadam, nie zdziwiony pytaniem. Sam wysiadam na tej stacji. Skoro Ciri zapytała, to może mam szansę spotkać ją właśnie tam? Nie wiedzieć czemu, zaintrygowała mnie. Chyba przez ten głupi wybryk wyobraźni z dziwnym znakiem i nagłym zniknięciem.
Ona natomiast chce krzyczeć na cały pociąg, jednak powstrzymuje się. Patrząc na jej usta widzę, że liczy do dziesięciu. Następnie bierze głęboki wdech i podciąga wyżej czarne spodnie z wysokim stanem. Palcami zgarnia kosmyki włosów, które wypadły z warkoczy do góry. Przez chwilę wpatruje się w odległy punkt.
Staram się patrzeć razem z nią. W głowie szukam pretekstu do rozpoczęcia kolejnej rozmowy. Chociaż… czy ma to sens? Kiedy nie chcę z nikim rozmawiać, to wychodzę jak najszybciej z najbardziej banalnymi wymówkami.
Patrząc w szybę zauważam to samo, co półtorej godziny temu. Identyczny znak w oczach Ciri. Świeci się stopniowo, okrążając dookoła. Wydaje się, jakby to trwało w zwolnionym tempie, jednak prawda jest zupełnie inna, o czym już się dowiedziałem.
Orientuję, że sam stoję na korytarzu, jak jakiś zagubiony dzieciak. Potrząsam głową, żeby wrócić do rzeczywistości. To wszystko jest coraz bardziej dziwne. Albo powinienem iść jak najszybciej do psychiatry, albo Ciri nie jest zwyczajną osobą…
Dunbar, przestań. Wierzysz w te wszystkie brednie o magii i wirusach? No pewnie, że nie.
Pociąg z ogromnym piskiem zatrzymuje się na Rue des Tertes, a konkretniej – na piątym peronie. Zabieram swoje torby i wychodzę z pociągu. Od dziwnego zdarzenia na korytarzu ani razu nie spotkałem Ciri, to było co najmniej dziwne. Statystycznie mówiąc, była chociaż jedna szansa, żebym ją spotkał, ponieważ wychodziłem z przedziału jako ostatni.
Mimo, że jej nie znam, to robi mi się przykro, że ulotniła się w ciągu kilku sekund. Miałem złudne nadzieje, że chociaż powie te głupie „cześć”. Jeżeli ma chłopaka, to mu współczuję takiej oschłej i nieczułej ukochanej. Chociaż mówią, że trafia swój na swego.
Zdążam w ostatniej chwili wyjść z najtłoczniejszej części dworca, nim rozpoczął się prawdziwy harmider. Nie spałem przez kilkanaście godzin i taka przepychanka byłaby zbędna. Zastanawiam się, dokąd powinienem teraz iść. Z tego, co pamiętam, co przystanek do nowej szkoły stoi kilka metrów od wejścia głównego. Jednak jest jeden problem.
Nie mam pojęcia, gdzie mam się teraz kierować.
A myślałem, że to Paryż jest przepełniony, a nie Duns.
Metodą prób i błędów oraz potykanie się o inne bagaże wychodzę z dworca i szukam przystanku autobusowego.
Pół godziny później siedzę w autobusie. W tym czasie zdążyło się porządnie rozpadać i jestem cały mokry. Niezły początek wyprowadzki, myślę.
Szara podłoga autobusu jest pełna czarnych odcisków najróżniejszych butów i w niektórych skrawkach świeci się od nadmiaru wody. Panuje kompletna cisza, jakby każdy trwał w zadumie. Kilka dziewczyn nie rozmawia ze sobą, tylko czyta książki. Jakaś starsza pani ma różaniec w ręce i się modli. Z kolei mężczyzna mający około czterdzieści lat po prostu patrzy się w okno pełne kropel, które coraz szybciej opadają na szybę.
Myślami wracam do sytuacji z pociągu, a konkretniej – z tym dziwnym znakiem w oczach Ciri. Nie mogłem tego sobie ot tak wymyślić, na pewno. Tylko skąd ja ten znak kojarzę? Bo już go gdzieś widziałem. Tylko gdzie?
Wjeżdżamy do tunelu i w autobusie zapada ciemność. Momentami świecą jedynie delikatnie światła w autobusie. Wtedy zdarzyło się coś, czego nawet ja sam się nie spodziewałam.
Światło rozjaśnia się na kilka ułamków sekundy. Na ścianie widzę namalowany czerwoną farbą w spray’u ten sam znak, nad którym rozmyślam. Przypadek? Nie sądzę. Jednak jest coś jeszcze.
Przez kawałek tunelu jest lekko widoczny napis, a raczej groźba. Bez problemu dopatruję się i czytam:
Czas ucieka, sekrety muszą być ujawnione
Patrzę wryty w krzesło, mrugając szybciej powiekami. Nie mogło mi się to przewidzieć. O co z tym dziwnym znakiem chodzi?
– Dobrze się czujesz, młodzieńcze? – pyta mnie przestraszona staruszka, która wcześniej się modliła.
Zastanawiam się, co mam jej odpowiedzieć. Nie uwierzy, jeżeli powiem, że widziałem jakiś rysunek z napisaną groźbą, prawda?
– Nie, wszystko w porządku – kłamię i dodatkowo się uśmiecham, żeby zamaskować kłamstwo.
– Tak bardzo zbladłeś, mój drogi, że się przestraszyłam, że tutaj zemdlejesz w autobusie – mówi staruszka rozczulającym głosem i głaszcze mnie swoją pomarszczoną ręka po policzku. Nie wiedzieć czemu, ale czuję się, jak przyjeżdżałem do mojej babci kilka kilometrów za Duns. Zawsze sprawiała, że miałem prawdziwe rodzinne ciepło, którego czasami mi brakowało od rodziców. Sama myśl, że teraz nie mam szans nawet zadzwonić do kogokolwiek z rodziny, żeby po prostu rozmawiać, przygnębiała mnie.
– Dziękuję za troskę, ale naprawdę jest wszystko dobrze – odpowiadam, patrząc w niebieskie jak czyste morze oczy. Są pełne troski i ciepła.
Uśmiecha się, po czym wysiada na najbliższym przystanku. Patrzę na nią, dopóki nie znika mi autobus z pola widzenia. On jedzie dalej, a ja ruszam powoli w kierunku szkoły.
Wydaje się, że to koniec? Zabawa się zaczęła, jak trafiłem do szkoły.
Cały mokry i jednocześnie zły na siebie trafiam do szkoły. Chcę już znaleźć swój pokój i po prostu w nim posiedzieć, dopóki nie zacznie się nauka i mówienie, że „to ostatni rok i trzeba się przyłożyć”. Jednak nie ma tak kolorowo.
Każdy uczeń patrzy na mnie jak na jakiegoś zagubionego biedaka. Dziewczyny ucinają swoje plotki i z zaskoczeniem patrzą na mnie. Świetnie. Pierwszy dzień i od razu opinia jakiegoś popaprańca.
Wchodzę na pierwsze piętro internatu i zauważam klucz w pierwszych od lewej stronie drzwiach. Od razu się orientuję, że to mój pokój. Otwierając drzwi, słyszę rozmowę dwóch dziewczyn.
– Elitsa, z takim podejściem, to za niecały miesiąc ciebie wyrzucą.
– Przesadzasz – odpowiada jej druga dziewczyna, prawdopodobnie Elitsa.
– Masz pojęcie, która to klasa? W tym roku masz maturę, a zachowujesz się, jakbyś dopiero wyszła ze szkoły elementarnej[2]! – krzyczy jedna z dziewczyn.
– Mam to wszystko gdzieś. Nikogo nie obchodzi moja nauka. Równie dobrze mogłabym spalić Kadic, bo nic nie mam do stra… – mówi Elitsa i zauważa mnie. Wytrzeszcza oczy z przerażenia. Macham jej ręką, jednak ona to ignoruje i wchodzi jak najszybciej piętro wyżej. Przyglądam się drugiej dziewczynie.
Jest ona niska i bardzo chuda. Długie blond włosy opadają na jej ramiona i zasłaniają bluzkę w biało-czarne paski. Ma narzucony szary sweter. Granatowa spódnica odsłania jej chude i blade nogi, na których nosi czarne tenisówki. Przez ramię ma zawieszoną brązową torbę.
Przez chwilę łapiemy kontakt wzrokowy, po czym dziewczyna idzie na górę, a ja wchodzę do swojego nowego pokoju.
[1] – Jest to szkockie miasteczko mające niecałe 2500 mieszkańców
[2] – Szkoła podstawowa we Francji
Autorka: Azize