————————————
WILLIAM
Od kilku minut siedzę w szkolnej bibliotece i patrzę na zegarek. Nie słucham się zaleceń Elitsy, żeby zabrać się za pracę domową. Za każdym razem, gdy chociaż odrobinę się ruszę, to nauczyciel wf’u – Jim Morales, patrzy na mnie, jakbym miał uciekać ze szkoły i tym samym ominąć szlaban. Po takich akcjach odechciewa mi się wszystko. Wolę po prostu siedzieć i czekać jak na zbawienie.
Zastanawia mnie sytuacja z rana, kiedy jakiś wysoki chłopak zaatakował młodszego. Jaki mógł być powód tego incydentu. Porachunki starych znajomych? A może zwykłe słowne przepychanki? Jednego jestem pewien – nie przywidziało mi się nic z tych rzeczy.
Spoglądam przez okno. Taka ładna pogoda, a ja muszę tutaj siedzieć za pięć minut spóźnienia na pierwszą lekcję. Nie mogę wstać, czytać, a nawet obrócić się bez wzroku nauczyciela. Do tego Elitsa zbagatelizowała tę sprawę. Bardzo uroczo to wszystko brzmi.
Wtem kilka siedzeń dalej siada Laura, trzymając w ręce opasłą książkę, na którym leży zeszyt oraz długopis. Nie ma przy sobie tableta, co się stało? Czyżby miała jakiś dobry dzień?
Dziewczyna otwiera książkę i zaczyna czytać. Okładka jest ustawiona, abym mógł specjalnie przeczytać, czym się będzie, albo nawet i teraz – zajmuje. Tytuł mnie nie do końca zaskoczył.
„Fizyka kwantowa – zadania dla początkujących”
– Masz zamiar tak cały tom przestudiować? – pytam, szukając punktu zaczepienia do rozmowy. Podejrzewam, że Jim za chwilę będzie kazał mi się zamknąć i uczyć się, jednak korzystam z okazji, że jego to nie interesuje.
– Oczywiście. W pokoju mam drugą część – odpowiada Laura, podnosząc wzrok znad zeszytu. Nagle kieruje do mnie pytanie.
– Też się interesujesz fizyką kwantową?
Milknę. Co by tutaj odpowiedzieć? Słabo będzie skłamać, ale jeszcze gorzej jest powiedzieć prawdę i zakończyć rozmowę. Chętnie bym się z nią zaprzyjaźnił, albo i nawet umówił.
Ej, skup się!
– Zdarzało się, że czytałem to i owo w Internecie – mówię, częściowo kłamiąc. Czytam różne informacje w Internecie, ale niekoniecznie o fizyce kwantowej, czy nawet tej podstawowej. Zauważam jednak, że Laura się uśmiecha. Odwdzięczam się tym samym.
– Ja ciebie skądś chyba znam…
– Dziwne by było, jakbyś nie znała – odpowiadam z lekkim przekąsem.
– Mówię serio. Nie chodzi o tę akcję z… wiadomo kim – mówi Laura, po czym kiwa głową w stronę nauczyciela i kontynuuje wypowiedź – tylko z czymś innym. Uczyłeś się może w Duns?
Czuję, jak staje mi serce z przerażenia. To nie możliwe, aby ta dziewczyna była moją miłością w Anglii. Stukam palcami o blat stołu, jednak staram się, żeby nie zauważyła mojego przerażenia tym pytaniem.
– Duns? Gdzie to jest? – pytam z udawanym zaskoczeniem.
– Czyli to nie jesteś ty. Szkoda – po tych słowach Laura spuszcza głowę i ma smutny wyraz twarzy. Następnie wraca do podręcznika z fizyką, którą „niby się interesuję”, a tak naprawdę nawet nie wiem, od czego pochodzi jej nazwa. Siedzę w milczeniu, poważnie się zastanawiając się nad jedną, kluczową w tej sytuacji rzeczą.
Jak ja się potem z tych wszystkich kłamstw wytłumaczę zarówno Elitsie, jak i Laurze?
Kolejna godzina mija, jakby się chciała skończyć, a nie mogła. Zdążyłem w tym czasie policzyć ilość czerwonych, niebieskich i czarnych książek na półce, która stoi centralnie przede mną. Aktualnie liczy sto pięćdziesiąt egzemplarzy, z czego trzydzieści dwa są w kolorze czerwonym, a dwanaście – niebieskim. Czarnych jest zaledwie pięć. Teraz zaczynam liczyć brązowe, jednak na razie nie znalazłem żadnej. Poziom nudy sięga zenitu. Nie przypominam sobie, żebym liczył książki – ja prawie nie czytam.
Z Laurą nie rozmawiam, odkąd ją okłamałem, że nie uczyłem się w Duns. Nie mogę uwierzyć, że to jest ta sama dziewczyna, przez którą zostałem wyrzucony. Co ciekawe, kiedy ją poznałem, miała brązowe włosy. Brązowe? Tak, jeżeli dobrze pamiętam.
Wtem rozlega się alarm w bibliotece, który mnie ogłusza. Szybko zatykam uszy i spoglądam na krzesło Laury, które teraz jest puste. Wymyśliłem ją sobie? To niemożliwe, na pewno nie jest ze mną aż tak źle.
Nagle gasną wszystkie światła, a w tle alarm przestaje działać1 i pomieszczenie ogarnia mrok. Jeszcze oszołomiony patrzę na bibliotekę, a następnie wstaję i zaczynam się rozglądać.
– Jest tutaj ktoś? – pytam niepewnie, jednak nikt nie odpowiada. Zaczyna mnie to niepokoić. Przechodzę przez korytarz, patrząc każdy regał w poszukiwaniu czegokolwiek, co może to wszystko wyjaśnić. Poszukiwania nie mają wielkiego sensu. Nikogo tutaj nie ma.
Nagle zza jednego regału leci czarna chmura, która zmierza w moim kierunku. Mimowolnie się cofam. Wygląda ona bardzo podejrzanie.
– Dunbar! Dunbar! – słyszę głosy. Patrzę w lewą i prawą stronę, ale nadal nikogo nie ma.
Różnica pomiędzy mną a chmurą wynosi kilka centymetrów. Momentalnie przyśpiesza mi oddech. Cała ta sytuacja mnie przeraża. Co się nagle stało? Gdzie Jim i Laura?
Czarna chmura przybiera dziwną postać, a następnie ogląda mnie. Ja natomiast stoję w totalnym bezruchu i nie wiem, co powinienem zrobić. Jak zareagować? Zacząć uciekać czy stać i czekać na dalszy rozwój wydarzeń?
Decyduję się na próbę ucieczki. Jeszcze przez kilka sekund utrzymuję kontakt wzrokowy z czarną postacią, a następnie omijam ją i próbuję biec przed siebie. Nagle chmura przelatuje przeze mnie. Upadam na kolana, po czym czuję ból w sercu. Zamykam oczy z nadzieją, że to tylko sen. Kiedy je ponownie otwieram, dalej widzę chmurę, która krąży wokół mnie, jakby chciała na mnie zapolować. Po raz drugi mnie atakuje, a ja widzę jedynie ciemność…
– Dunbar, obudź się! – krzyczy Jim, szturchając mnie w ramię.
Przerażony otwieram oczy i gorączkowo się rozglądam. Wszystko jest na swoim miejscu. Światło normalnie działa, a na dworze nadal świeci słońce. Jedynie nie ma Laury.
– Która godzina? – pytam bez powodu, ponieważ tuż przed sobą mam zegar, który wskazuje osiemnastą. – Już się skończyła kara?
– Tak. A konkretnie to piętnaście minut temu! Jazda do swojego pokoju i czekaj do czasu inspekcji. Pokój ma lśnić! Zrozumiano? – krzyczy Jim. Kiwam głową lekko otępiały, a następnie wracam do siebie.
Cały czas próbuję zrozumieć, co się właściwie stało. Nagle włączył się alarm, zniknęła Laura oraz Jim, a światła pogasły. Ta dziwna chmura nie dawała mi spokoju. Nie mam pojęcia, skąd się ona wzięła. Podejrzewam, że to był wytwór mojej wyobraźni. Jeżeli to prawda, to był to decydowanie najstraszniejszy, jakikolwiek pamiętam.
Wracając do pokoju, próbuję przemyśleć wszystko, co powiedziałem Laurze podczas naszej rozmowy. Nie mogę uwierzyć, że z głupoty powiedziałem tyle kłamstw. A wszystko tylko dlatego, żeby się je przypodobać. Powiem wprost – Laura wpadła mi w oko i bardzo chciałbym, żeby to zauważyła.
Czytałem co nie co na temat fizyki kwantowej. A co to właściwie jest? Tak zwana „wyższa fizyka”? Czy coś związanego z komputerami? Cholera jasna to wie.
W drodze do pokoju, zauważam z jednej ze sal otwarty notatnik nauczyciela od geografii – Gillesa Fumeta. Skąd to wiem? Na jednej z lekcji miał właśnie ten sam dziwny notatnik, w którym coś zapisywał. Czy coś się stanie, jeżeli zobaczę, co tam jest ciekawego? Chyba nie.
Po cichu podchodzę do biurka, rozglądając się jednocześnie, czy nikogo tutaj nie ma. Nie żebym się martwił, jednak średnio mam ochotę na nowe kłopoty. Wystarczy mi na razie ta sprawa sprzed poranka. Właśnie, trzeba będzie się dowiedzieć, co się tak właściwie stało. Ale to później.
Zaglądam do notatek nauczyciela. Na razie nie ma nic ciekawego, dopóki nie znajduję zapisanej informacji, która jest podkreślona dwa razy i wzmocniona wykrzyknikiem:
3D – kartkówka z trzech ostatnich tematów, jeżeli nikt nie będzie chętny do odpowiedzi.
Wtem słyszę czyjeś kroki. Szybko czmycham z klasy i idę dalej, jakby nic się nie stało. Tak właściwie, to niczego złego nie zrobiłem – wiem o kartkówce z jakiś trzech tematów.
Z czego ja mam cokolwiek wiedzieć, skoro ja nawet nie mam wszystkich zeszytów? Mam jeden, który wystarcza bez problemu na dwa przedmioty. Czasami jedynie zdarza się wyrwać kartkę, żeby zająć się czymś innym jak spanie z nudów. No dobra – zdarza się więcej jak jedną kartkę.
Elitsa na pewno coś będzie miała. Niby udaje, że nic nie robi na lekcjach, ale widać, że czasami, jak ma ochotę, to uważa i coś notuje. Takie totalne przeciwieństwo mnie. Zawracam i kieruję się na pokoje dziewczyn. Możliwe, że jest w pokoju, zakładając, że nigdzie nie wyszła, tak jak ostatnio jej się zdarzyło.
Zeszyt zdobyłem, jednak moją uwagę przykuły pewne notatki zupełnie nie związane z nauką. Dotyczyły one jakiejś dziwnej rzeczy pod nazwą „Xana”.
Xana… skądś kojarzę to słowo. Próbuję sobie przypomnieć, skąd, jednak nic mi nie przychodzi do głowy. Czy to słowo padło w jakiejś książce? Nie, raczej nie.
Zachowanie Elitsy jest co najmniej dziwne. Najpierw mówiła, że nie ma wiele czasu, a przy temacie nauki nagle znalazła czas. I te informacje o Xanie… coś ona kombinuje. Muszę się dowiedzieć, co to jest.
Na dalszy rozwój akcji nie muszę wiele czekać. Elitsa wychodzi z pokoju, zamykając go na klucz. W ręce trzyma jakąś książkę, a w jednej kieszeni zauważam błysk stali. Po co jej nóż i gigantyczna książka z kolejnym dziwnym tytułem?
Kiedy spogląda w moją stronę, cofam się za ścianę, żeby mnie nie zauważyła. Stoję z bezruchu, słysząc jedynie swój oddech. Ostrożnie wyglądam zza kryjówki. Nikogo nie było.
– Świetnie… – mówię do samego siebie. Teraz to nie dowiem się, gdzie poszła. Normalnie bym to zostawił i wrócił do pokoju, jednak jestem zbyt ciekawy tego wszystkiego. Coś tam było wspominane, że to miejsce nie jest dla normalnych ludzi, jednak nie sądziłem, że te słowa będą teraz bardzo ważne.
Wtem zauważam kosmyki białych włosów wypadających spod szarego płaszczu. Uśmiecham się. Zostawiam zeszyt na schodach i powoli idę za nią. Tym razem nie mogę jej zgubić.
Jestem w parku. Na dworze jest dużo chłodniej, niż w internacie. Właściwie, to co się dziwić – tam jest ogrzewanie, a jest listopad. Że też nie pomyślałem o zabraniu kurtki, tak jak Elitsa.
Trzęsąc się z zimna podążam za nią w odległości kilku metrów. Na razie mnie nie zauważyła, co można właściwie uznać za sukces. Nie mam w zwyczaju śledzić ludzi. Tylko teraz – wyjątkowo z czystej ciekawości. Bardzo chciałbym wiedzieć, dlaczego prawie cały czas gdzieś wychodzi lub siedzi jednie w pokoju, zamknięta pod kluczem.
Brzmi to trochę jak stalking. Ale nic z tych rzeczy.
Wtem dziewczyna odwraca się z myślą, że ktoś ją obserwuję. Chowam się za ogromnym i – na moje oko – dosyć starym dębem, którego korzeń jest cztery razy grubszy ode mnie samego. Staram się nie odwracać, aby mnie nie zauważyła. Po kilku sekundach nie wytrzymuję i zaglądam zza drzewa. Stoję wmurowany w ziemię.
Elitsa otwiera potężną, metalową klapę i wchodzi do środka. Zaraz, dlaczego ona idzie do kanalizacji?
Czekam dłuższą chwilę, próbując zrozumieć sens tej sytuacji. Czyżby było coś tam na tyle ciekawego, żeby iść niemalże codziennie do miejsca, gdzie smród jest na porządku dziennym?
Wiem tylko jedno – muszę to zobaczyć.
Podchodzę do dziury, gdzie bez problemu otwieram klapę, a następnie powoli wchodzę do środka, zamykając przejście tak cicho, jak tylko mogę.
Idąc przez wszelkie korytarze, zdołałem napotkać zdechłego szczura, resztki najróżniejszego jedzenia oraz wszelkie robactwo. Trochę mnie to obrzydza, jednak wiem, że większą głupotą było pójście do ścieków z własnej woli. Inna sprawa, że zdążyłem w czym zgubić Elitsę z oczu minimum siedem razy. Urocza orientacja w terenie rodziny Dunbarów.
Kątem oka zauważam wyjście z kanałów. Uśmiecham się niemalże z tęsknoty za normalnym powietrzem. Bez zdechłych zwierząt, zepsutego jedzenia i
– Nareszcie… – mówię z radością do samego siebie.
Bez wahania idę w tym kierunku. Mam już dosyć tego smrodu, Elitsę najwyżej znajdę przy okazji.
Wychodzę z kanalizacji i wdycham powietrze z ogromną radością. W końcu bez tego przeklętego smrodu. Biorę kolejny głęboki wdech z przyjemnością. Moja radość jednak nie trwa zbyt długo. Na końcu korytarza stoi tajemnicza osoba, która na pewno nie jest Elitsą Senel.
Niewiele widzę z tej odległości, jednak zauważam postawną sylwetkę średniego wzrostu. Nie mam pojęcia, czy to kobieta, czy mężczyzna. Zastanawiam się przez chwilę, czy spróbować podejść. Jest to dosyć ryzykowne, bo nie wiadomo, czy to kolejny wybryk mojej wyobraźni, czy tam ktoś faktycznie jest.
Idę. Jestem zbyt ciekawski tego wszystkiego, żeby nie zobaczyć.
Podchodzę pewny siebie do postaci. Kiedy jest kilka kroków przed nią, ona się cofa, a następnie rzuca się w ucieczkę
– Zaczekaj! – krzyczę, jednak na darmo. Widz jedynie dzień podejrzanej osoby. No nic, było blisko, ale nie można mieć wszystkiego.
Wtem zauważam, że nieznajomy wraca.
Autorka: Azize