Daria Zawiałow ft. Sokół – Laura
————————————-
WILLIAM
Kiedy próbuję zapytać o szczegóły, Elitsa znika. Jak zwykle. To jest jakiś paradoks, że nie mogę się niczego dowiedzieć. Jakby na siłę unikała odpowiedzi. Nie rozumiem tego.
Przyglądam się czarnej chmurze, która krąży nad moją głową. Wstrzymuję oddech z nadzieją, że za chwilę zniknie i wszystko wróci do normy. Chociaż kogo ja oszukuję – nigdy nie będzie tak samo, jak myślałem.
Chmura, nazywana przez Elitsę Xaną, zatrzymuje się. Światła powoli gasną, jakby było przygotowanie do czyjejś śmierci. Nastaje chłód, a wyjście zamyka się z hukiem. Czuję na rękach gęsią skórkę i słyszę złowieszczy śmiech kobiety. Co, lub – kto to może być?
Idę kilka kroków do tyłu, po czym zatrzymuje mnie zimna ściana. Świetnie.
Wtem podchodzi do mnie właścicielka przerażającego śmiechu. Pomimo panujących ciemności widzę ją bardzo dobrze. Ma ciemnofioletowe włosy, które zasłaniają część jej bladej twarzy. Usta są pomalowane identycznie. Zielone oczy posiadają pewien blask, jednak nie wiadomo, czy dobry, czy zły. Nieznajoma uśmiecha się do mnie, pokazując śnieżnobiałe zęby. Można powiedzieć, że jest chodzącym ideałem.
Wszystko jednak się zmienia kiedy podchodzi do mnie jeszcze bliżej. Dostrzegam w jej oczach dwa maleńkie, iskrzące się, niebieskie znaczki.
Czyli idealne kobiety istnieją w bajkach oraz stworzone przez chory program. Cudownie.
– Mamy potencjalnego tropiciela – mówi skrzeczący głos, który przyprawie mnie o dreszcze. Wtem na ramieniu nieznajomej pojawia się czarny kruk, który ponownie coś krzyczy, jednak nic z tego nie rozumiem.
– Bądź bardziej uprzejmy, nikomu to jeszcze nie zaszkodziło – odzywa się kobieta do ptaka, głaskając go po dziobie oraz patrząc na mnie z podejrzanie łagodnym uśmiechem. – Witaj, nieznajomy. Nawet nie wiem, jak na imię masz…
– Kim ty do jasnej cholery jesteś i dlaczego gadasz do kruka? – pytam zaskoczony całą sytuacją. Właśnie byłem świadkiem rozmowy człowieka ze zwierzęciem. A to zdarza się jedynie podczas wigilii. Chyba.
– Zważaj na słowa, chłopcze! – krzyczy niezadowolony kruk. Kobieta niezadowolona, prawdopodobnie jego właścicielka zrzuca go z ręki, a ten leci do góry, kracząc niemiłosiernie głośno.
– Nie zwracaj na niego uwagi. Czasami za bardzo się denerwuje. Ostatnio nie idą mu polowania…
– Jakie polowania?
– Na złoczyńców, który usilnie próbują pokonać Xanę. Biedni ludzie – tłumaczy nieznajoma melancholijnym głosem, cmokając po ostatnich słowach. Następnie odwraca się do mnie i mówi dalej. – Jakim trzeba być głupcem, żeby chcieć zniszczyć program, który jest mądrzejszy od samego jest twórcy.
Następuje niezręczna cisza. Kobieta nuci coś pod nosem, co rozchodzi się po pomieszczeniu. Gdyby nie fakt, że prawdopodobnie nie jest prawdziwa, słuchałbym jej głosu do końca swojego życia.
– Moim zadaniem jest dopilnowanie, aby śmiałkowie wrócili na poprawną stronę swojego życia.
– To znaczy? – dopytuję zaciekawiony jak małe dziecko.
– Czyli wrócili do swoich obowiązków. Sprzątali, uczyli się, gotowali, i tak dalej… – po tych słowach nieznajoma odwraca się do mnie. – Widzę ciebie tutaj po raz pierwszy. Nie zgubiłeś się może?
– T… tak. Błądziłem sobie po parku i przypadkowo trafiłem tutaj – kłamię, unikając jej hipnotyzującego wzroku. Przez chwilę czuję, jakby to wszystko było iluzją.
Ona natomiast śmieje się. Mam wrażenie, jakbym miał przed sobą uroczą dziewczynkę, a nie mrożącą krew w żyłach kobietę, która w każdej chwili może zaatakować.
– Nie po to pozbyłam się tego ptaszyska, żebyś teraz kłamał. Naprawdę nie warto – po tych słowach niespodziewanie podchodzi do mnie. Pomiędzy jej twarzą, a moją jest kilka centymetrów.
– Przyszedłem tutaj specjalnie – odpowiadam pod wpływem emocji, jakich na mnie wywiera. Przeraża mnie pod każdym względem.
– Tak czułam – komentuje niezadowolona. W przeciągu sekundy jednak zmienia nastawienie. Uśmiecha się i dodaje – Pozwól, że coś ci opowiem – następnie podaje mi swoją rękę. Nie wiem, co zrobić. Czuję, że od tej chwili każda moja decyzja będzie niosła za sobą fatalne skutki.
Biorę jej dłoń w swoją. Wtem robi się całkiem ciemno. Przez sekundę nic nie mogę zobaczyć, jednak szybko to się zmienia, kiedy patrzę na jej twarz. Wcześniej fioletowe są zastąpione śnieżnobiałymi. W oczach nieznajomej nie ma już pobłysków znaku.
Zastąpił on jej źrenice w całości.
Odskakuję z przerażenia, jednak kobieta szybko mnie uspokaja.
– Nie martw się. To nic poważnego – mówiąc te słowa drugą ręką głaska mnie po prawym policzku. Zupełnie nie wiem, co ja w niej widzę, ale automatycznie nie przeraża mnie ten widok. – To pojawia się w chwili, kiedy postanowisz służyć Xanie.
– Na czym polega ta służba?
Kobieta wdycha niechętnie. W głębi duszy mam nadzieję, że to jakiś głupi sen albo żart. Jeżeli to jednak okaże się prawdą…
– Zacznę liczyć, ile razy usłyszałam to pytanie. Może się przejdziemy?
Zaskakuje mnie to pytanie. Nie wiem, gdzie jestem, z kim rozmawiam, a nieznajoma proponuje spacer. Zastanawiam się nad odpowiedzią. Każde słowo, jakie ja powiem, bądź ona, jest na wagę złota.
Jedynie, na co się zbieram, to kiwnięcie głową. Kobieta uśmiecha się, a następnie idziemy przed siebie.
– Służba w gronie elitarnych łowców i łowczyń Xany przede wszystkim polega na likwidowaniu wrogów na najróżniejsze sposoby. Czy to za pomocą strzały, czy przez nieco brutalniejsze taktyki…
– Na przykład?
– Pożeranie dusz, wnikanie w ciało śmiałka i niszczenie jego organów po kolei…
Po tych słowach przechodzi mnie dreszcz i robi mi się niedobrze. Czy to jest w ogóle możliwe? Po prostu wejść w czyjeś ciało i je niszczyć, niczym narkotyki oraz inne używki? To musi być okropne. Czy na pewno chciałbym to przeżyć?
– Pierwszy atak jest ostrzegawczy. Wtedy Xana oznacza swoje ofiary jakimkolwiek znakiem. Pewnie też masz…
Ukrywam rękę do kieszeni. Liczę, że tego nie zauważy. Przełykam głośno ślinę. Nie mam pojęcia, co ta kobieta ma w sobie. Zarówno chciałbym ją pocałować, jak i uciekać od niej w popłochu, ponieważ wygląda jak psychopatka z prawdziwego zdarzenia.
– Nie masz czego się wstydzić. Znamię na dłoni to nic złego. – po tych słowach kobieta odsłania dekolt, gdzie są ogromne skrzydła. Wyglądają zjawiskowo. Ta dokładność w szczegóły, każde pióro jest dopracowane…
– Czy to ma związek z tym ptaszyskiem? – pytam nieco bardziej pewnie.
– Z Vorsordem*? No pewnie! – odpowiada z entuzjazmem. – Został mi on przydzielony od razu, kiedy się zdecydowałam o dołączeniu. Dosyć się różnimy w poglądach, jednak często mi przynosi najciekawsze informacje ze świata, zarówno ważne, jak i takie zwyczajne plotki.
Kiwam głową, nie wiedząc, co o tym wszystkim myśleć. Może to jednak mi się wszystko śni i za chwilę obudzę się w pokoju? Nic nie wydaje się rzeczywiste.
– To jak? Dołączysz do mnie, Vorsorda i reszty grupy? – pyta mnie znienacka.
Nie odpowiadam. Zapada niezręczna cisza. Nie chcę być sługą jakiegoś dziwnego programu, który powstał z rąk jakiegoś szaleńca. Jak tutaj odpowiedzieć, żeby jeszcze odrobinę pożyć? Myśl Dunbar, musisz coś wymyślić…
– Jeszcze jedno pytanie. – mówię, chcąc mieć jeszcze kilka sekund na zastanowienie się. O ile mi to jakkolwiek uratuje skórę.
– Słucham, jakie? – pyta kobieta.
– Jak cię zwą moja droga?
Nieznajoma patrzy na mnie zaskoczona. Odsuwa się odrobinę ode mnie. Następnie wzdycha głośno i odpowiada:
– Nie mogę ci powiedzieć. Za krótko cie znam, chłopcze. Ale nie martw się. To jest bardzo ważna decyzja. Możliwe, że kiedyś się spotkamy.
Po tych słowach kobieta gwiżdże. Przylatuje ten skrzeczący ptak. Jak on się zwał, Vorsord? To nie jest teraz istotne.
– Czekaj! – krzyczę do niej, jednak daremnie.
– Misja mnie wzywa. Trzymaj się. Do zobaczenia… kiedyś tam…
Kobieta znika, pozostawiając po sobie jedynie kawałek materiału z jej białej sukni. Cały czas mam w głowie jej cudowny głos. Wyobrażam sobie te śliczne, fioletowe oczy, które później zmieniły się w dwa znaki ciskające piorunami. Dobrze, że nie było tego paskudnego ptaka, tylko by przeszkadzał. A tak to mogłem pobyć tę krótką chwilę z nią. Sam na sam. A teraz? Jestem samotnością twarzą w twarz.
Mogłem jednak powiedzieć, że chcę zostać, byleby widzieć ją codziennie…
– William! Załatwione – krzyczy ktoś z końca fabryki. Pomimo mojej wiecznej ciekawości do wszystkiego, tym razem nie odwracam się, aby zobaczyć, kto to. Czuję pustkę po nieznajomej kobiecie, która urzekła mnie pod każdym aspektem. Pomimo, że napawała mnie strachem, to jednak chcę być obok niej. Po prostu.
– Wszystko dobrze? – pyta ktoś zdecydowanie z bliska. Unoszę głowę. To Elitsa. Kiwam jedynie przecząco głową, cały czas trzymając materiał z sukienki.
– Była taka pewna kobieta. Wyjątkowo urodziwa…
– Skąd? Nie słyszałam, żeby ktokolwiek nas śledził – przerywa zaskoczona dziewczyna.
– Rozmawiałem z nią o różnych rzeczach.
– Jakich?
Unoszę głową i zmuszając się na maleńki uśmiech, odpowiadam:
– Pozostaje to moją tajemnicą. Nie musisz wszystkiego wiedzieć.
– Widać, że moja szkoła – odpowiada złośliwie Elitsa, wymierzając mi kuksańca w prawe ramię. – Wracamy do Kadic? Tak się martwiłeś, że będą nasz szukać i będzie niepotrzebna zadyma…
– Czepiasz się trochę, ale masz rację. Pora wracać – odpowiadam, a następnie wstaję. Pamiątkę po nieznanej mi kobiecie chowam do prawej kieszeni kurtki.
– Rozmawiałeś z Laurą?
– Niby kiedy miałem to zrobić? Wybuchła sala od chemii, zabrałaś mnie do fabryki, a teraz nie wiem, która jest godzina.
Elitsa unosi brwi zaskoczona. Czyżbym ją po raz pierwszy zaskoczył?
– No dobrze, faktycznie takiego obrotu sprawy nie przewidziałam. Ale chociaż wiesz, od czego zaczniesz swoje wytłumaczenie?
– Można tak powiedzieć – kłamię. Tak naprawdę niczego dokładnie nie przemyślałem.
– To co wymyśliłeś?
– Po co ci to wiedzieć? To moja sprawa pomiędzy mną, a Laurą – odpowiadam lekko zirytowany jej ciekawością do prywatnych spraw.
– Tylko zapytałam. To nie jest powód, żeby od razu się wściekać. Wyluzuj.
Po tych słowach zapada niezręczna cisza. Wtem przypominam sobie sytuację z pociągu, kiedy jeszcze nie wiedziałem, że zaprzyjaźnię się z Elitsą. Te dwa znaki Xany w jej oczach.
– Muszę ci coś ważnego powiedzieć. A tak właściwie, to cię zapytać – mówię lekko zdenerwowany reakcją.
Elitsa patrzy na mnie z pełną powagą. Traktuje to co mówię, poważnie. To dobrze.
– Kiedy zapytałaś mnie o wolne miejsce w pociągu, przez kilka sekund widziałem w twoich oczach dwa znaki Xany. Później nagle pytałaś, kiedy jest najbliższa stacja. Na sam koniec zniknęłaś. Co się wtedy stało? I co najważniejsze, czy no… te znaki.. ja je sobie tylko ubzdurałem?
Nagle Elitsa zatrzymuje się. Następnie dłońmi zakrywa dłoń i usta, jednak wybałuszone oczy zdradzają, że jest zaskoczona tym, co usłyszałem. Chyba powiedzenie tego w tej sytuacji nie było dobrym pomysłem.
Kiedy chcę zapytać, czy wszystko jest w porządku, Elitsa mnie uprzedza.
– Wszystko dobrze? – następnie dotyka wierzchem prawej dłoni mojego czoła – Hm… nie masz gorączki. O co tutaj chodzi… – mówi sama do siebie, po czym przyśpiesza kroku w kierunku szkoły.
– Poczekaj! – krzyczę, jednak ona nie słucha i idzie dalej. Zaczynam ją gonić.
Doganiam ją przy wejściu do szkoły. Podbiegam do niej, łapię za ramię i odwracam do siebie. Jednak Elitsa jako pierwsza wyskakuje z pytaniem.
– Dlaczego nie powiedziałeś mi tego wcześniej?!
– Nie wiedziałem, że to może mieć jakiekolwiek znaczenie w przyszłości. A teraz mi powiedz, tu i teraz. Co się stało, że tak się przeraziłaś moją informacją?
Elitsa strąca moją rękę i trzyma mnie za ramiona. Nie ma z tym problemu, bo jesteśmy podobnego wzrostu. Następnie bierze głęboki wdech i spokojnie odpowiada.
– William, to nie byłam ja. Nie jechałam wtedy pociągiem.
* Vorsord – łowca (tł. z ormiańskiego)
Autorka: Azize