Rozdział dwudziesty

Loreen – Statements

——————————————————————

ELITSA

– Nie, daj spokój… – mówię do niego, jednak i tak przychodzi, a następnie przytula. Nawet go nie odpycham, nie próbuję walczyć. Przede wszystkim William jest zbyt silny…

A może tego po prostu potrzebowałam? Sama nie wiem.

Przytula mnie przez kilka sekund. Nie pamiętam, kiedy ostatni raz to miało miejsce. Nie byłam taka. Byłam twardą, bezczelną dziewczyną, która nie stroniła od papierosów oraz zabawy katanami w starej fabryce samochodów. Uwielbiałam się buntować przeciwko nauczycielom, a przede wszystkim dyrektorowi Kadic. Rodzice? Jedynie tłumaczyli się Delmasowi i go przepraszali za moje zachowanie. Próbowali ze mną rozmawiać, jednak bezskutecznie – nie chciałam ich wysłuchać. To była moja wina, że rodzice w Antalyi rwali sobie włosy z głowy, byle ich jedyna córka skończyła szkołę.

Jak to możliwe, że jeden ludzki gest sprawia, że cała mięknę?

Oj, Dunbar. Po co wybrałeś Kadic… mogłeś zostać w tej Anglii.

Ludzie się zmieniają. Tylko, czy ze mną jest na lepsze czy gorsze?

– Dzielna jesteś, Ellie. Wiesz o tym? – mówisz spokojnie.

Pierdolisz głupoty, chłopie.

– Bez przesady… – odpowiadam cicho. Niestety, ale William to usłyszał. Puszcza mnie ze swoich objęć, dalej patrząc prosto w oczy.

– Proszę Cię. Nic dziwnego, że byłaś typem samotnika… – komentuje Dunbar. Następnie bierze moją dłoń. Próbuję ją zabrać, jednak jest szybszy Całe szczęście, że umalowałam się wcześniej. Z pewnością jestem cała czerwona na policzkach, w dodatku nie ze zmęczenia. A może jednak ono do mnie dociera…

Tłumię w sobie ziewanie. Nadal jestem w szoku.

Nikt nie trzymał mnie za rękę – w taki sposób.

Jeszcze nikt nie był tutaj wobec mnie wyrozumiały.

– Ale nie jesteś z tym teraz sama, Ellie… – kontynuuje bardzo spokojnie, delikatnie przejeżdżając kciukiem po wierzchu lewej dłoni. Ciągle patrzę w jego szare oczy. Cały czas jestem skupiona na nim: nie zwracam uwagi na chłodne powietrze, które przedziera się do pokoju przez otwarte okno. Nie słyszę wyraźnej awantury trzech dziewczyn, najprawdopodobniej o kosmetyki lub chłopaka ze starszej klasy – nie mam pojęcia.

Uparcie patrzę tylko na Williama, jakby mnie zaczarował swoimi gestami.

Cisza. Wracam do rzeczywistości. Ktoś klasnął w dłonie i wszystko, co się wokół nas dzieje, zarówno czuję, jak i słyszę. W tym momencie powinnam mu odpowiedzieć.

Tylko… co mu odpowiedzieć…? Wiesz? Pomożesz? Pewnie nie…

Kiwam głową, jak w jakimś transie. Zupełnie, gdybym chciała jedną nogą powrócić do tego uczucia. Jednak nie udaje się to. Nie daję rady tego powtórzyć.

– Jutro wrócimy do fabryki. – odpowiadam, po nie wiem, jakim czasie.

– Jasne… Dobrej nocy… – zgadza się William, a następnie wychodzi z pokoju. Drzwi zamykają się same z małym, choć nieszkodliwym hukiem. Patrzę jeszcze na nie kilka… kilkanaście sekund.

Brr… zimno dziś. Nie znoszę zimy. Bardziej nas wtedy kontrolują w Kadic.

Dźwięk odpalanej zapalniczki działa na mnie całkiem uspokajająco, pomimo ujemnej temperatury na zewnątrz. Szybko zaczynam palić. Nie założyłam nic na siebie poza grubszą bluzą oraz cieplejszymi skarpetami, które bardzo często służą mi za kapcie. Ręce odrobinę się trzęsą, a nawet zauważam pierwsze czerwone ślady. Staram się nie szczękać zębami, chociaż bardzo to kusi. Nie potrzebna jest kolejna wpadka w szkole.

Zastanawiałaś się kiedykolwiek, jak powstał Xana?

Oczywiście, że niekoniecznie. Jakbym mało go miała.

Nie sądzisz, że nagły przypływ mocy jest podejrzany?

Połowa papierosa za mną. Większość popiołu trafiła na bluzę bądź kamienną posadzkę. Wypuszczam powoli powietrze pełne nikotyny, aby napawać się tym rytuałem, który uskuteczniam od dłuższego czasu. Zostało to częścią mnie. Bycie pyskatą, chętną do ucieczek oraz różnych innych problemów. W momencie, gdy zostałam tutaj przeniesiona, to czułam, że coś jest nie tak tutaj…

Tylko czy rodzice o tym wiedzieli i nie chcieli mnie ochronić?

Patrzę na zegarek: minęło czterdzieści minut od wyjścia.

Koniec na dziś. Gaszę papierosa, chowam do kieszeni i wracam.

– SENEL! – krzyczy ktoś do mnie. Odwracam się momentalnie. To Jim, najbardziej absurdalny nauczyciel, jakiego kiedykolwiek miałam okazję poznać. Czego on może chcieć ode mnie? Nie przypominam sobie, żebym mijała poprzedniego wieczoru. William także nie informował, aby został przyłapany na spacerowaniu po ogłoszeniu ciszy nocnej.

– Na co czekasz? Do mnie, w tej chwili! – woła mnie nauczyciel.

Przybiegam jak najszybciej, cały czas zastanawiając się, co takiego zrobiłam. Zaczęłam regularnie chodzić na zajęcia. Poprawiłam oceny, przestałam aż tyle wagarować. Uczyłam Dunbara włoskiego, tak jak poprosił mnie o to pan Caggia. Co tym razem zrobiłam?

Stoję przed nauczycielem. Patrzę na niego lekko z góry, co mnie odrobinę peszy. Niemal zawsze otrzymuję wtedy komentarze, że nie traktuję ich słów na poważnie. No dobrze… czasem tak było. Ale się zmieniłam, na dobre. Tak mi się wydaje…

– Poprowadzisz rozgrzewkę.

Oddycham z ulgą, uśmiechając się. Jim jedynie przygląda się posępnie, a następnie wychodzi z sali gimnastycznej. A ja wykonuję ćwiczenia: tak jak mi kazano. Z ogromną radością oraz chęcią do działania. Zupełnie, jakbym coś rano wzięła, zanim poszłam na śniadanie. Coś, czyli wesołą tabletkę, lub małpkę na rozbudzenie.

– Gotowa na dzisiejszy sprawdzian? – pyta mnie William przed salą od matematyki.

– Powiedzmy. Nie lubię rachunków. – odpowiadam z mniejszym entuzjazmem.

– Proste to, daj spokój. Kto da radę jak nie ty!

– Zmieniłeś zawód? Zamiast cwaniaka zostajesz trenerem?

– Ktoś musi ciebie zmotywować. A ja tego lepiej nie zrobię! – komentuje zadowolony z siebie. Mimowolnie uśmiecham się bardzo szczerze. Fakt, Dunbar jest bardzo często irytujący, jednak potrafi poprawić humor swoim zachowaniem. Wymierzam mu przyjacielskiego kuksańca, jak zawsze.

– Już się tak nie panosz, panie motywacjo – mówię ze śmiechem.

Nagle w całej szkole rozlega się alarm, który wszystkich wyrywa z codzienności. Syreny wyją przez wszystkie megafony szkoły. Uczniowie automatycznie zaczynają zbierać swoje rzeczy, jeden po drugim. Hałas wdziera się do uszu, jak wiertarka. Nikt nie wie, co się dzieje. Patrzę na Williama pytająco, a on tak samo na mnie.

Do czasu, jak rozpoczął się krzyk. Nienaturalny, jak z jakiegoś koszmaru.

Zdanie piekielnie proste, jednak nie każdy je rozumie – w tym i ja.

Czas ucieka, sekrety muszą zostać ujawnione…

Komputerowy wrzask, przemieszany z alarmem powtarza się jeszcze przez dobre kilka minut. Zaczyna się panika – każdy chce za wszelką cenę uciec ze szkoły. Ludzie się przepychają, niektórzy się potykają. Wtem ktoś łapie mnie mocno za lewe ramię i ciągnie ze sobą. Kątem oka widzę, że to William. Prawie się przewracam, jednak ściana ratuje mnie przed mocnym upadkiem. Zatrzymujemy się w małej wnęce, w której nikt nas nie zepchnie.

– Co się tutaj odpierdala?! – krzyczę, żeby w ogóle mógł mnie usłyszeć.

– To Xana.

– Jak kurwa Xana?!

– Widziałem ten cytat jadąc do Kadic.

– I TERAZ TO MÓWISZ?! KURWA, CHŁOPIE.

– Idę szukać Laury – mówi, bagatelizując mój krzyk. Czuję, jak w żyłach gotuje się krew, a w oczach złość bije na kilometr. Mieliśmy być ze sobą wszyscy szczerzy. Każdy, nawet najmniejszy znak sygnalizujący coś niepokojącego, miał zostać przekazany. Można było tego uniknąć. Tego, że właśnie sekrety dotyczące Xany mogą zostać ujawnione.

Tylko… co on chciał tym osiągnąć? Tak długo się ukrywał, nie dawał o sobie znać.

Wystraszył się? Chciał pokazać swoją siłę, którą zaczął tworzyć od śmierci Hoppera.

Laura. To jej właśnie chce się pozbyć. Dzięki niej kolejne karty zostały odkryte.

– Nie. Ja po nią pójdę. To ja was w to wciągnęłam.

Nie czekając na reakcję Williama, opuszczam go i biegnę na piętro, naprzeciw wszystkim pozostałym, którzy uciekali ze szkoły. Przeciskanie się przez wszystkich spowalnia mój plan, ale na pewno go nie odrzuca. Nie mogę pozwolić na to, aby cokolwiek się Laurze stało. Obiecałam to jej rodzicom: będę ją chronić. Za wszelką cenę.

Podchodzę do piętra dziewczyn. Nikogo nie ma – stoję tylko ja. Nagle gasną wszystkie światła, nic nie widać. Szukam po omacku w kieszeniach telefonu. Przy kilku próbach odpuszczam: został on w plecaku, a ten gdzieś się zawieruszył podczas alarmu.

Coś syczy. Odwracam się automatycznie w kierunku przerażającego dźwięku. Próbuję cokolwiek zauważyć, ale bezskutecznie – nie ma wokół żadnego większego źródła światła. Oby nie było za późno, oby nie było za późno…

Coś we mnie wbiega. Upadam na ziemię od razu. Czuję, jak blizna pulsuje. Chcę krzyczeć, ale nie mogę, dziwna kreatura zaciska mi gardło. Boli, cholernie boli. Nie mogę nic zrobić, wszystko jest bez mojej kontroli. Powoli dociera do mnie, co się stało.

Złapał mnie. Już po raz drugi. Po raz drugi nie mam kontroli. Jestem tego laleczką.

Próba ruchu aparatu mowy. Raz, dwa, raz dwa.

Próba ruchu kończyn. Jedna, druga, trzecia, czwarta.

Wszystko działa jak należy. Można działać.

Co się dzieje? Dlaczego ja to słyszę? Moja własna głowa to mówi?

Wybrana jednostka jest wysoka, szczuplutka, ale bardzo zwinna. Nie boi się wyzwań. Będzie idealna do ukazania sekretów panienki, która polubiła się z komputerem Franza. Wreszcie świat pozna o niej prawdę. Wydawała się niewinna, jednak iloraz inteligencji przerastał większość tych głupich dzieciaków z Kadic. Jest za dużym zagrożeniem dla mnie. A mnie nigdy się nie traktuje pobłażliwie.

Czy on właśnie mówi o Laurze? Czy o mnie?

Ruszamy. Idziemy do pokoju dziewczęcego numer 23. Pukamy, drzwi otwiera wybrany cel. Głosem jednostki mówimy, że trzeba jak najszybciej opuścić Kadic. Zaprowadzimy ją do miejsca, gdzie zostanie dokonana egzekucja. Na moich zasadach.

NIE! NIE! NIE!

Dziewczyna nie zwraca większej uwagi na zachowanie jednostki. Ruszają dość pokaźnym tempem na sam dół. Już mają wychodzić na zewnątrz, jednak mocno bierzemy ją za nadgarstek i ciągniemy do pomieszczenia dla pracowników. Jestem zaskoczony, że nigdy nie znaleziono tego przejścia. Z pewnością by to ułatwiło całej trójce wycieczki do fabryki.

Naprawdę można było tam iść…?

Cel zaczyna nabierać podejrzeń. W ogóle nie kojarzy tej drogi jako przeciwpożarowej. Zaczyna zadawać niewygodne pytania. Strasznie męcząca jednostka. Wymądrza się, że zachowujemy się nieodpowiedzialnie i powinniśmy jak najszybciej dołączyć do reszty uczniów podczas ewakuacji.

Zostaw ją! Zostaw! Już mnie się pozbądź, ale nie jej!

Pora się ujawnić. Uderzając prawą pięścią o lewą, otwartą dłoń, drzwi zamykają się z hukiem. Nie umyka to uwadze celowi operacji. Zamykamy oczy na kilka sekund. Cel zaczyna krzyczeć do nas, czy coś się z nami dzieje. Próbuje nas ocucić. Potrząsa naszymi ramionami i woła po imieniu.

Jestem tutaj, Laura! Jestem! Wiem, że tego nie słyszysz, ale uciekaj!

Wybrana jednostka próbuje jej pokazać, aby zaczęła uciekać w głąb przejścia. Próbuję wszystko udaremnić. Niestety – nie wszystkie sygnały zostały przeze mnie zablokowane. Inteligencja celu ułatwia zrozumienie powagi operacji i zaczyna biec. Tworzę jednak pole elektromagnetyczne, które ją może bardzo łatwo zabić. Nie chcemy tego aż tak szybko. Pamiętamy, że to ma być egzekucja, a nie przypadkowa śmierć.

ZOSTAW JĄ W SPOKOJU! NIE DOTYKAJ JEJ!

Otwieramy oczy. Wybrana jednostka posiada aktualnie mój symbol zamiast normalnych źrenic. Stoimy i czekamy na reakcję celu – nie trzeba było długo stać w miejscu. Cel zdaje sobie sprawę, co zaraz nastąpi. Krzyczy, błaga o litość. Nie jesteśmy tym w ogóle wzruszeni. Nie woła imienia jednostki, czym zaczyna nas drażnić. Zależy nam, aby każdy wiedział, kto został jej katem.

Jesteś skurwysynem. Zdechniesz bardzo szybko, ty gnoju!

Wyciągamy z płaszcza pistolet drugiej potencjalnej jednostki. Jest to Glock 17 gen 3, austriacka precyzja. Celowo wtedy postawiliśmy ten model dla niego. Tym razem okazaliśmy się cwani i tym samym broń zabraliśmy podczas jednego spotkania. Odbezpieczamy narzędzie zbrodni. Szybko i bez większego hałasu. Wymierzamy w cel.

BŁAGAM, NIE! STRZEL MI W GŁOWĘ, ALE NIE W NIĄ!

Stoimy niewzruszeni. Patrzymy, jak cel zaczyna panikować. Cofa się, a my idziemy nadal za nim. Spacer nie trwa długo, ponieważ pole elektromagnetyczne nadal funkcjonuje i świszczy, kiedy tylko cel do niego podchodzi. Spogląda nam w oczy, prawdopodobnie godząc się ze swoim losem. Nikt nie kazał jej grzebać w Superkomputerze. Za błędy się płaci.

Nie…

Rozpoczyna się seria strzałów. Pierwsze trzy są nietrafione – wybrana jednostka zaczyna się szamotać, aby tylko nie zrobić krzywdy. Walczymy, aby przestała się tak buntować. Przecież została wybrana. Powinna się czuć dumna z tego, co właśnie robi. Zostanie wielką bohaterką.

Przepraszam… tak bardzo ciebie przepraszam…

Jednostka dzięki naszej sile się poddaje. Padają już konkretne strzały. Cel został usunięty w czasie dłuższym, niż został zaplanowany. Operacja zakończona sukcesem. Pole elektromagnetyczne znika. Broń zabieram ze sobą. Jednostka może być już wolna. Na jakiś czas to jest koniec.

Co ja zrobiłam… gdzie on jest… kręci mi się w głowie…

Xana – Trójka nastolatków. 1:0

Autorka: Azize

Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments