Rozdział drugi

Aynur Aydın – Bi Dakika

————————————-

ELITSA

            Siedzę w swoim pokoju beztrosko wpatrując się w plan lekcji. Czy Delmas naprawdę tak nienawidzi, żeby tak ustawić naszej klasie lekcje? W sumie, to mu się nie dziwię. Sama dostałabym szału z bandą dzieciaków, która w każdej sekundzie może kogoś uderzyć, zadźgać, a nawet zabijać. Ale sam się na coś takiego zgodził. Chyba, że nie jest niczego świadomy…

            Senel, ogarnij się i skup się w końcu.

            Próbuję zapamiętać trzeci raz zmieniony plan, jednak nie daję rady. Cały czas jestem w szoku, że Dunbar będzie tutaj chodzić do szkoły. Właściwie, to mogłam się tego spodziewać, bo sama trafiłam w połowie roku szkolnego i miałam nie mniejszy bagaż. Ciekawe, skąd on pochodzi… Niemcy? Norwegia? Polska? Kto wie. Tak samo jest ze mną – wiele osób myśli, że jestem Francuzką.

            Dlaczego myślę o jakimś chłopaku, którego poznałam w pociągu? Coś jest ze mną nie tak.

            Odpuszczam sobie uczenie się planu lekcji i wychodzę z pokoju. Korytarz nie jest w ogóle oświetlony, jednak nie przeszkadza mi to. Szorstki dywan drapie moje stopy mimo tego, że mam na sobie ciepłe skarpety. Chwilami czuję gęsią skórkę przez psujące się ogrzewanie.

            Kiedy oczy przyzwyczajają mi się do panującej ciemności, powoli i cicho schodzę na dół. Nie mogę pozwolić, żeby znowu ktoś mnie przyłapał na wychodzeniu w trakcie ciszy nocnej, bo nie mam zamiaru znowu sprzątać toalet z woźnym przez tydzień.

            Wychodzę na szkolny dziedziniec. Jest on w kształcie prostokąta i zdobią go niedawno posadzone drzewa i czarne ławki. Droga jest oblana asfaltem, który jest w wielu miejscach popękany. Za bramą białe światła oświetlają drogę razem z lampami z bloku po drugiej ulicy.

            Lubię tutaj przychodzić wieczorami po prostu popatrzeć na tę ulicę. Niedawno wróciłam od fryzjera, jednak już tęsknię za tą małą chwilą wolności. Uczucia, że żadna kamera i żaden nauczyciel nie obserwuje ciebie dwadzieścia cztery godziny na dobę. A przede wszystkim brakuje mi samotności od wszystkich z mojej szkoły.

            Na twarzy i dłoniach czuję chłód. Prawdopodobnie za chwilę się rozpada albo zaatakuje potężny wiatr. Jedno i drugie mi nie przeszkadza. Pofalowane włosy od warkoczy opadają mi na twarz. Zdmuchuję je i dalej wpatruję się w tętniące życie za murami tej szkoły. Też bym tak chciała, ale jedna rzecz na to nie pozwala. Coś, co stworzył jakiś człowiek jako zwykły dodatek.

            Zaczyna padać. Krople stukają o rynny i metalowe rury odprowadzające wodę do kanałów. Czuję, jak łza leci mi po policzku, co się nie często zdarza. Marzę o tym, żeby skończyć edukację i uwolnić się od swojej przeszłości.

            Wtem w pokoju dyrektora zapala się światło. Cholera, czas uciekać.

            Uspokajam się i skupiam się na jak najszybszym powrocie do pokoju. Ostatnio przyłapał mnie nauczyciel od WF’u, ale od dyrektora to byłoby jeszcze gorzej. Prosty układ –
Sağa, merdivenlerden yukarı, sola biraz, açmak düz. Znaczy… prosto, skręt w lewo, schodami do góry, trochę w lewo.

            Idę zgodnie z planem. Czuję, jak po karku spływa mi kropla potu i kołaczące z nerwów serce. Nie powinnam się tym przejmować, ale czuję, jakby od tego zależało moje życie. Coraz gorzej ze mną.

            Na szczęście dyrektor zgasił lampę i wyszedł z gabinetu w momencie, kiedy trzasnęłam swoimi drzwiami od pokoju. Jest on niewielki, jednak nigdy na niego nie narzekałam. Po lewej stronie jest stare łóżko obrzucone podręcznikami i zeszytami. Biurka nie używam, odkąd prawie się zawaliło, kiedy się uczyłam na kartkówkę z fizyki. Została wymieniona lampa, dzięki czemu nie muszę pracować przy latarce. Niewielka szafa jest naprzeciwko łóżka.

            Decyduję się strącić wszystkie podręczniki na podłogę i posprzątać dopiero rano. Cały pokój wypełnia huk spadających przedmiotów, jednak nie przejmuję się tym. Wchodzę pod kołdrę i zapadam w sen.

            Siedziałam skulona w białym pomieszczeniu. Nie wiedziałam, co się dzieje. Słyszałam głos krzyczących matek i dzieci. Pomimo zatykania uszu, nadal wszystko słyszałam.

            Nagle zapadła cisza, co było mi zdecydowanie na rękę. Wstałam i rozejrzałam się. Wszędzie była krew pomieszana ze łzami. Pisnęłam z przerażenia. Moje stopy były całe czerwone, a ręce stały się czarne. Wtem ktoś szeptał cały czas jedno słowo.

            Morderczyni.

            Następnie usłyszałam głośny dzwonek.

15 listopada, 2013

­­– Zamknij się, cholero jedna! – krzyczę jak jakaś idiotka do budzika. Strącam go ręką z biurka, a następnie siadam na łóżku. Patrzę na siebie w niewielkim lustrze wiszącym na szafie. Na czarnej bluzce z biało-szarymi jest plama bo porannej kawie. Włosy są skręcone i we wszystkich stronach świata. Na twarzy widnieją dwie plamy, potocznie nazywane worami pod oczami. Czerwona szminka rozjechała się dookoła ust, a tusz, który powinien być na rzęsach, obecnie jest w okolicach oczu.

– Ostatni raz idę spać w makijażu – obiecuję sobie, chociaż wiem, że będę tak robić, dopóki nikt mnie nie zobaczy w takim stanie. Wstaję z łóżka i biorę płyn do demakijażu, płatki i idę do łazienki. Nie szukam kapci, bo minęłoby pół stulecia, nim bym je znalazła.

– Co ty, filmy romantyczne oglądałaś? Czy płakałaś za Turcją?

Świetnie. Marzyłam o tym, żeby z samego rana trafić na niego – Ulricha Sterna.            

Odwracam się i przyglądam się. Odkąd go poznałam, diametralnie się zmienił. Kiedyś sięgał mi zaledwie do ramion i był chudy jak patyk. A teraz przerósł mnie prawie o głowę i nieco przypakował, przez co większość dziewczyn piszczy na jego widok, jakby widziały swojego idola. Może i jest przystojny, ale dla mnie nie zmienił się pod względem swojej wrednej gęby.

– Nawet jeśli, to masz jakiś problem? – zadaję pytanie.

– Nie no, skądże znowu… – prycha, po czym opiera się o ścianę. Kiedy próbuję go wyminąć, on łapie mnie za rękę.

– Chyba, że znowu piłaś. A może coś innego? Dopalacze, narkotyki?

– Patrz na siebie, bo aniołem nie jesteś – wyrywam się z jego ucisku i idę do łazienki, nie zwracając uwagi na niego.

Kilka minut później siedzę pod salą od geografii. Zastanawiam się nad słowami Sterna. Skąd on zna moje pochodzenie? Nikt nie zna mnie na tyle dobrze, żeby to wiedzieć. Właściwie, to on jest tak zdolny do wszystkiego, jak ja. 

Kiedy wspomniał o alkoholu i używkach, to czułam, że go porządnie stłukę. Mam z tym problem, a on o tym doskonale wie. Szczególnie z tym pierwszym.

Ogarnij się. Będziesz przejmować się słowami tego półgłówka?

– Cześć – te słowa wyrywają mnie z zamysłu. Kiedy obracam się, potrząsam głową z niedowierzania.

– William?

– We własnej osobie! – odpowiada szczęśliwy.

Nie wiem, co odpowiedzieć. Dawno się nie widzieliśmy, a kiedy się poznaliśmy, za wiele o sobie nie powiedziałam. Sam fakt, że się do mnie odezwał i mnie pamięta, graniczy z cudem. Zwykle to ludzie mają mnie gdzieś. Właściwie, to po czym wiedziałam, że to on? No tak – wredny uśmieszek nigdy nie opuszczający jego twarzy.

– Hej – zbieram się na powiedzenie jedynie takiego słowa.

– Znowu zmieniłaś kolor włosów? Wcześniej miałaś białe…

– Niczym Ciri, wiem – dokańczam za niego. – Tylko dzisiaj jestem marchewką.  A co, stęskniłeś się za białym?

– Był bardzo charakterystyczny. Nie poznałbym ciebie, gdyby nie blizna.

Nie odpowiadam. Lepiej, jeśli nie wie, dlaczego ona jest akurat na szyi.

– Nie wiedziałam, że będziesz się tutaj uczyć – kłamię.

– Przecież widzieliśmy się wczoraj, ale ty uciekłaś piętro wyżej.

– No tak, ale myślałam, że postanowiłeś kogoś odwiedzić…

– Elitsa, nie zmyślaj, proszę cię.

Odpuszczam, jednak zastanawia mnie, skąd on zna moje imię.

– Domyślam się, że tak masz na imię. Jakaś dziewczyna tak do ciebie mówiła.

– Nie jakaś dziewczyna, tylko moja kuzynka. – opowiadam ze szczególnym naciskiem na słowa „jakaś dziewczyna”.

William zabawnie pokazuje rękami, że nie wiedział. Uśmiecham się delikatnie.

– Od czego zaczynamy?

– Geografia. Chyba… trzy razy nam zmienili nam plan. – odpowiadam, wpatrując się na szkolny dziedziniec, który jest pełen uczniów. Wśród uczniów zauważam Sterna, który łapie ze mną kontakt wzrokowy. Uśmiecha się złośliwe, bo czym pokazuje dwoma palcami znak „Mam cię na oku”. Kręcę głową, co nie umknęło uwadze Williamowi. Od razu zaczynam się tłumaczyć:

– Znowu jakieś dzieciaki z podstawówki zrobiły coś głupiego.

Nie odpowiada, a następnie dzwoni dzwonek. W milczeniu idziemy pod salę.

– Senel, jeszcze jedna jedynka ze sprawdzianu, a przysięgam, że nie zdasz z chemii! – krzyczy Suzanne Hertz, nauczycielka chemii i fizyki. Wszyscy ją zapamiętują przez burzę szarych loków, okrągłe okulary i biały fartuch, z którym nigdy się nie rozstaje.

Biorę sprawdzian do ręki i przyglądam się punktacji.

– Serio? – mówię na głos.

– Co się stało? – pyta zaciekawiony William.

– Znowu zabrakło mi jednego punktu do oceny wyżej.

Próbuje się nie zaśmiać, jednak widzę, że uśmiecha się złośliwie. Jak Stern.

– No i z czego się śmiejesz? Zobaczymy, jak ty będziesz miał taką sytuację.

– Albo dostaję banię1, albo piątkę. Nie ma nic pomiędzy.

– Jasne – odpowiadam z sarkazmem.

Dunbar szczerzy się złośliwie. Znowu się uśmiecham. Jest on pierwszą osobą, która sprawia, że się uśmiecham. Chyba zostaniemy przyjaciółmi. Zakładając, że niczego nie zepsuję, co się często zdarza.

Z przemyśleń wyrywa mnie dźwięk dzwonka. Pakuję się i bez słowa wracam do pokoju. Następnie rzucam plecak w kąt i wychodzę na spacer.

Mija kolejna godzina, jednak nie chcę wracać do internatu. W parku jest cisza, której potrzebuję. Biorę głęboki wdech i wstaję, żeby się przejść. Muszę się nacieszyć tą chwilą, dopóki znowu nie zostanę zamknięta w czterech kątach szkoły.

Z pewnością zastanawiasz się, dlaczego chcę już zacząć studia i zapomnieć o tym miejscu. W czym tkwi problem? W tym, że przez głupotę jednego nauczyciela od fizyki zniszczone życie ma ponad sześćset dzieci, począwszy od szkoły elementarnej, po collège2 a nawet nastolatki ze szkoły średniej. Do ostatniej grupy zaliczam się między innymi ja.

Od roku próbuję odkryć tajemnicę i powstanie wirusa nazywanego Xaną. Niewiele osób jest świadomych tego, dlaczego znalazła się akurat w tym internacie. Większość to głównie osoby porywcze lub wyrzucone z innych szkół na niewłaściwe zachowanie. Czasami zastanawiam się, czy aby sam dyrektor nie jest świadomy tego wszystkiego.

Mija druga godzina, a ja dalej okrążam park. Nie czuję zmęczenia, ani bólu. Po prostu idę, jakby to miała być moja ostatnia droga w życiu.

Do szkoły trafiam około godziny dziewiętnastej. O tej porze zwykle uczniowie idą na kolację, lub siedzą na dworze, odpoczywając po ciężkim dniu nauki.  Ja z kolei wolę zabrać się za lekcje dopiero, jak posprzątam pokój. Zwykle jest tak, że po kilku godzinach wygląda, jakby przeszedł przez niego huragan. Nie umiem utrzymać porządku zbyt długo.

Kiedy idę w kierunku pokoju, średnio co druga osoba milknie, kiedy przechodzę obok nich. Przyzwyczaiłam się do tego. Zawsze czuję wzrok innych na sobie, jakby zobaczyli ducha, a nie przeciętnego ucznia internatu.

– Elitsa! – słyszę swoje imię. Odwracam się. To William mnie woła. Podbiega do mnie, a następnie pyta:

– Gdzie ciebie wcięło na ostatnie dwie godziny?

– Wyszłam na spacer – odpowiadam bez cienia zainteresowania dalszą rozmową. Co ty robisz? Chcesz, żeby kolejna osoba określiła ciebie zupełnie bezpodstawnie?

– To wyjaśnia, dlaczego nie wiesz, co się stało.

Ożywiam się na ostatnie słowa.

– Mów.

– Nagle chcesz rozmawiać? – pyta, po czym uśmiecha się szelmowsko.

– Nie odwracaj kota ogonem, tylko mów, o co chodzi – mówię stanowczo. Krzyżuję ręce w piersi, oczekując odpowiedzi.

– Ktoś włamał się do szkolnych dokumentów.

Prycham, a następnie śmieję się.

– Też mi coś. Nie raz to się zdarzyło.

– To jest naprawdę ważne. Chodzi między innymi o Ciebie.

– Norma…

– Nie tym razem.

– Czy naprawdę nigdy nie miałeś takiej sytuacji w szkole? – pytam zirytowana słowną przepychanką, która jedynie marnowała mój czas. Po sekundzie jednak odpuszczam i mówię spokojna – Możemy za piętnaście minut o tym porozmawiać. Przy patio, pasuje? ­– pytam, jednak nie oczekuję odpowiedzi.

– Dobra. Do zobaczenia.

Kiedy on odchodzi, ja patrzę na niego zupełnie zdziwiona. Nie miałam jeszcze sytuacji, kiedy ktoś, pomimo mojego oschłego tonu dalej chciał w ogóle się do mnie odzywać. Może to i dobrze, Laura wtedy chyba przestanie się czepiać, że z nikim nie rozmawiam.

Kiedy chciałam iść na chwilę do pokoju, słyszę szelest kurtki. Odwracam się i w tej samej chwili w całym korytarzu gaśnie światło. Czuję, że jestem przez kogoś obserwowana. Serce bije mi coraz szybciej, a na rękach dostaję gęsiej skórki.

Idę powoli do przodu. Rękami macam ścianę, żeby znaleźć swój pokój, który ma charakterystyczne dziury w klamce. Pierwsze drzwi – pudło. Drugie – to samo.

Szukając pokoju, nagle przede mną ktoś niesamowicie szybko przebiega. Przyglądam się czarnemu cieniowi. Nie zauważam wiele, ponieważ znika on na rogiem, a światło ogarnia cały korytarz.

Wzrokiem kontroluję, czy coś się nie zmieniło. Wszystkie lampy działają. Okna nie są powybijane, a dywan idealnie czysty.

– Muszę się w końcu wyspać, bo wyobrażam sobie jakieś duchy.

Wchodzę do pokoju, a następnie rzucam na nieposkładane łóżko. Z podłogi zabieram klucz, a potem zamykam pokój i idę na umówione wcześniej spotkanie.

________________________________________________________

1- potoczne określenie złej oceny (jeżeli ktoś nie wie)

2- odpowiednik gimnazjum, które w przeciwieństwie do polskiego trwa 4 lata

Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments