——————————-
15 września, 2000
Wrześniowa noc dłużyła się tak bardzo, jak tylko mogła. Wydawało się, że zależy jej na tym, żeby wszyscy się wyspali. Albo żeby nocne marki w końcu położyły się do swoich łóżek. Chłodne powietrze współgrało z siąpiącym raz szybciej, raz spokojniej deszczem. Krople spadały najpierw na liście, a później beztrosko leciały na ziemię.
Kilkanaście kilometrów za Paryżem znajdowała się fabryka samochodów, jednak z nieznanych przyczyn została opuszczona i do dziś dumnie stoi na maleńkiej wysepce oddzielonej wodą, do której można trafić tylko za pomocą jednego mostu.
Składała się z dwóch podziemnych pięter oraz jednego nadziemnego. Fabryka mogła być idealnym miejscem do nocowania, uciekania na wagary, a nawet przechowywania używek. Jednak nikt nie znał dobrze tego miejsca poza jedną osobą.
Była nauczycielem fizyki w internacie Kadic znajdującym się niedaleko fabryki. Interesowała się także programowaniem. I co najważniejsze – odkryła najpotężniejszą maszynę w Europie.
Tą maszyną był superkomputer, a odkrywca nazywał się Waldo Schaeffer.
Waldo od dłuższego czasu pracował nad grą, która miała podwyższyć jego nauczycielską pensję. Co noc kombinował nad wszystkimi szczegółami, a raz na trzy dni, kiedy nie miał żadnych lekcji w Kadic, wychodził do fabryki programować. Jego żona, Anthea, nie miała nic przeciwko temu. Ufała swojemu mężowi bezgranicznie.
Po dwuletniej pracy, która już go męczyła coraz bardziej ze względu na wiek, wpadł na genialny pomysł na dodatek do swojej gry. Miał to być wirus, którego zadaniem byłoby przeszkadzanie graczowi w wykonywaniu misji. Jednak nie spodziewał się, że stworzenie tego wirusa może się dla niego źle skończyć.
– Nareszcie! – krzyknął i wyszczerzył zęby do komputera, co było do nauczyciela zupełnie niepodobne. – Po pięciu miesiącach pracy w końcu skończone.
Splótł palce w koszyczek i zarzucił je na tył głowy, będąc dumnym z siebie.
– Zbiję na tym fortunę. Spłacę kredyt i wyjadę z tego francuskiego zadupia.
Po tych słowach zaczął w myślach planować swoje nowe mieszkanie.
– Może zamieszkamy we Włoszech? Albo nie, Norwegia – położył brodę na splecionych wcześniej dłoniach. – Kazachstan? Nie, bez sensu tak daleko. Przecież mam jeszcze ten domek letniskowy w Szwajcarii… to może Austria?
Rozmyślając nad ułożeniem swojego planowanego gabinetu nie zauważył, że z kabli parowała czarna chmura. Kiedy wysiadł prąd w całej fabryce, to zorientował się, że coś się stało.
– Znowu poszły korki. Nawet nie mogę w spokoju się nacieszyć…
Kiedy próbował znaleźć guzik wołający windę, usłyszał podejrzane syczenie. Tętno mu przyspieszyło. Nigdy nie działo się tak, kiedy wysiadał prąd, a zdarzało się to nie raz. Zaczekał z dalszym szukaniem guzika. Poczuł, jak kropla potu spływa po pokrytym zmarszczkami czole. Nie miał pojęcia, dlaczego tak się przejął. Mógł to być też głos urojony w jego głowie.
Wtem ni stąd, ni zowąd wróciło światło. Jednak razem z nim ukazało się coś jeszcze.
Była to czarna chmura z ciemniejszym znakiem wytatuowanym na jej środku. Przemieszczała się powoli, jednak napawałaby nawet największych śmiałków lękiem. Okrążyła stanowisko profesora, który stał jak słup soli. Bał się cokolwiek zrobić.
– K… kkk…kim… – jąkał się, a z każdą wypowiadaną literą jego twarz stawała się bledsza, a przerażenie malowało się coraz mocniej, niczym wielowarstwowy obraz.
Chmura wydała z siebie nieznany dźwięk, po czym w ułamku sekundy zaatakowała swojego twórcę. Wszystko zmieniło się w mgnieniu oka.
Profesor poczuł, jakby jego płuca skurczyły się do granic możliwości. Próbował łapczywie pobierać powietrze, jednak tajemnicza chmura na to nie pozwalała. Pociemniało mu przed oczami i upadł na ziemię, tracąc resztki oddechu.
Chmura wyszła z ciała swojego twórcy, a następnie wzbiła się wysoko, nie zostawiając żadnego śladu.
Ta chmura nazywała się XANA i od tej chwili stała się niezależnym wirusem.
Autorka: Azize