3 lutego 2008, wieczór
To mogła być ostatnia szansa.
I byłem pewien, że Ulrich też to wiedział. Obawiałem się trochę, że Niemiec w końcu się przełamie, dlatego postanowiłem postawić wszystko na jedną kartkę: porozmawiać z Yumi jeszcze przed Walentynkami i zaprosić ją na randkę. Naprawdę porządnie się do tego przygotowałem; kupiłem kwiaty, czekoladki i bilety do kina. Znałem Japonkę na tyle dobrze, by wiedzieć, że typowa dla 14 lutego komedia walentynkowa nie przypadłaby jej do gustu, dlatego postawiłem na zwykły film akcji. Miałem nawet przygotowaną wymówkę, by wywabić ją na zewnątrz – stary, sprawdzony trik na pożyczone notatki.
Nie potrafiłem powiedzieć, jak to wszystko się skończy. Przez ostatnie miesiące Yumi była całkowicie pochłonięta nauką do egzaminów końcowych i nie spędzała z Wojownikami zbyt wiele czasu. Jako jej rówieśnik miałem więc naprawdę dobry pretekst, by z nią przybywać. Zresztą, jak sama stwierdziła, z całego rocznika to właśnie ja powinienem poświęcić na naukę najwięcej czasu, nawet jeżeli miałem już jej serdecznie dość po wakacyjnym maratonie. Najwyraźniej moje towarzystwo nie przeszkadzało dziewczynie, bo raz czy dwa sama inicjowała wyprawy do biblioteki; nie byłem pewien dlaczego jej nastawienie się zmieniło – w końcu rok temu dosyć wyraźnie dała mi do zrozumienia, że nie jest mną zainteresowana – ale byłem dobrej myśli.
Gdy wybiła dwudziesta, zebrałem wszystkie rzeczy i opuściłem Fabrykę, w której czekałem na początek akcji (no dobra, jak mam być w pełni szczery, to sprawdzałem też, czy przy Superkomputerze nie dzieje się nic dziwnego). Nie zdążyłem jednak nawet przejść przez most, nim zatrzymała mnie znajoma postać.
– Miałam takie przeczucie, że się cię tu spotkam – uśmiechnęła się smutno niewysoka, różowowłosa dziewczyna.
– Aelita? Co ty tutaj robisz o tej porze? – zapytałem zaskoczony.
– Uhmmm… no wiesz, dokładnie rok temu… mój tata…
– No tak. Wybacz – odparłem niezręcznie. Czemu nie pomyślałem o tym wcześniej? – Ale dlaczego przyszłaś tu sama? Gdzie reszta?
– Rozeszliśmy się dosłownie kilka minut temu. Jeremie uznał, że dzisiaj nie powinnam być sama, więc zorganizował małe spotkanie ku pamięci taty. Ale… poczułam, że jednak chwila samotności jest mi potrzebna – wyjaśniła. – Przepraszam, nie pomyślałam wcześniej, żeby cię zaprosić. W końcu też byłeś w to wszystko wplątany.
– Nie, nie, w porządku. Jestem naprawdę ostatnią osobą, którą powinnaś się dziś przejmować – odpowiedziałem szybko. – Yumi też z wami była? Jak widzisz… – Podniosłem ręce, w której nadal trzymałem prezenty. – …chciałem się dzisiaj z nią zobaczyć.
– Oh… – Aelita zawahała się. – Tak, była. Wydaje mi się, że poszła do domu, bo Ulrich zaproponował, że ją odprowadzi.
– Ulrich zaproponował… – powtórzyłem bezwiednie. Zdecydowanie mi się to nie podobało. – Wiesz co, chyba muszę już lecieć.
Dziewczyna nie próbowała mnie zatrzymać i byłem jej za to wdzięczny; jako bliska przyjaciółka ich obojga niewątpliwie im kibicowała, a mimo to pozwoliła mi spróbować zawalczyć o Japonkę. Nie miałem ani chwili do stracenia, więc zostawiłem różowowłosą i biegiem ruszyłem w stronę domu Yumi. Nieliczni spacerowicze rzucali mi niekiedy zdziwione, a niekiedy pobłażliwe spojrzenia, ale nie zwracałem na nich większej uwagi; nigdy dotąd nie przejmowałem się opiniami innych ludzi i zdecydowaniem nie zamierzałem zacząć się nimi przejmować właśnie teraz. Zamiast tego starałem się wypatrzeć dziewczynę, ale niestety bez powodzenia.
Zobaczyłem ją dopiero wtedy, gdy znalazłem się przecznicę od siedziby Ishiyamów. Towarzyszył jej nieco niższy od niej chłopak – choć było już dosyć ciemno, nie miałem najmniejszych wątpliwości, że był to Ulrich. Wiejący w moją stronę wiatr niósł ze sobą ich spokojne głosy, ale z takiej odległości nie byłem w stanie zrozumieć o czym mówią. Gdybym spróbował do nich dołączyć albo odciągnąć dziewczynę na bok, Niemcowi na pewno by się to nie spodobało i zacząłby robić wszystko, byle tylko pokrzyżować mi plany. Przepychanka z Niemcem na oczach Yumi brzmiała jak kiepski pomysł, dlatego postanowiłem po prostu poczekać, aż Stern sobie pójdzie.
Gdy dotarli do bramy domu dziewczyny, oboje zatrzymali się, by dokończyć rozmowę. Wkrótce jednak Yumi chwyciła za klamkę furtki i pożegnała się z Ulrichem. Mój moment zbliżał się wielkimi krokami, dlatego zebrałem się w sobie i powolnym krokiem ruszyłem w ich kierunku. Ku mojemu zdziwieniu jednak Stern nie odszedł w kierunku Kadic, lecz zatrzymał przyjaciółkę, łapiąc ją za rękę i coś cicho do niej mówiąc.
O nie. Nie, nie, nie, nie, NIE. Ulrich chyba nie zamierzał teraz…
A jednak, choć wydawało się to nieprawdopodobne, po samych ich gestach byłem w stanie zrozumieć, że Stern wybrał właśnie tą chwilę, by wreszcie szczerze porozmawiać z Yumi. Dziewczynę, podobnie zresztą jak mnie, wyraźnie zamurowało. Nie miałem pojęcia, co powinienem w tej sytuacji zrobić. Czekać na rozwój wypadków? A może czym prędzej się wtrącić, nim dziewczyna zdąży mu cokolwiek odpowiedzieć?
Yumi podjęła decyzję znacznie szybciej ode mnie. Być może wyszeptała coś do Ulricha, tego nie potrafię stwierdzić. Liczyło się jednak to, co zrobiła później: Japonka złapała chłopaka za ramiona, przyciągnęła do siebie i mocno przytuliła. Nie patrzyłem już na to, co stanie się dalej; po prostu odwróciłem się na pięcie i odszedłem w głąb miasta.
Przegrałem.
Długo jeszcze błąkałem się bez celu po wyludnionych ulicach. Rozmyślałem o tym, co się stało i wyrzucałem sobie, że do tego dopuściłem. Zastanawiałem się też, co mogłem zrobić inaczej i w którym momencie zaprzepaściłem swoją szansę; czy to dzisiejszy dzień był przyczyną moją klęski, czy też może był jedynie konsekwencją dawnych błędów? I czy ta szansa w ogóle kiedykolwiek istniała, czy też tylko ją sobie przywidziałem? No i… co dalej?
Całkowicie nieświadomie moje nogi ponownie zaniosły mnie do Fabryki. Z każdym upływającym dniem coraz trudniej było mi wierzyć w to, że historia Lyoko jeszcze się nie skończyła. Jednocześnie trudno mi było oprzeć się wrażeniu, że jest to moja ostatnia nadzieja; kilka miesięcy wcześniej Ulrich uświadomił mi, że nie uda mi się wkraść w ich łaski – nawet jeżeli niektórzy członkowie paczki nie byli wobec mnie nieprzyjaźnie nastawieni, to odzyskanie zaufania ich wszystkich zdawało się być niemożliwe. Dzisiaj natomiast kolejny mój cel – zdobycie serca Yumi – okazał się nieosiągalny. Jeżeli również i w tej kwestii się myliłem i Xana naprawdę nigdy nie wróci, to co tak właściwie mi w życiu pozostanie? Nic.
Postanowiłem chwilowo nie wracać do akademika – wizja spotkania z triumfującym Niemcem była na tyle odpychająca, że wolałem nie ryzykować i postanowiłem przespać się w fotelu w laboratorium. Po wejściu do windy jednak mimowolnie zjechałem dwa poziomy niżej; do pomieszczenia, w którym znajdował się rdzeń Superkomputera. Po moim przybyciu maszyna wysunęła się do góry, uwalniając przy tym nieco dymu; zupełnie tak, jakby od wyłączenia komputera minął ledwie jeden dzień, a nie cały rok. Klapka ozdobiona okiem Xany usłużnie otworzyła się, ukazując niewielką, czarną wajchę – to właśnie za jej pomocą można było włączyć Superkomputer. Moja lewa powędrowała w jego stronę i niepewnie chwyciła połyskujący uchwyt.
Czy powinienem go uruchomić?
Przez dobrą minutę zastanawiałem się, co zrobić. Jeżeli Xana rzeczywiście nie żyje, to przecież nic by się nie stało, gdyby maszyna była włączona przez jakiś czas, prawda? A jeśli sztuczna inteligencja jakoś przetrwała, to czy nie lepiej byłoby dowiedzieć się o tym teraz, dopóki wszyscy wciąż znajdują się w Kadic? Przecież za niecałe pół roku Yumi i mnie już tu nie będzie…
Moja dłoń zadrżała.
Wtedy jednak zauważyłem coś, czego zupełnie się w tym miejscu nie spodziewałem: niewielki bukiecik kwiatów, chyba ręcznie zerwanych, a także starą maskotkę elfa – musiała zostawić je Aelita… Na ten widok zrobiło mi się głupio, więc puściłem wajchę i zrobiłem dwa kroki do tyłu. Choć nadal trochę korciło mnie, by go włączyć, w głębi serca doskonale zdawałem sobie sprawę, że to zły pomysł; gdyby pozostali się o tym dowiedzieli, z pewnością by im się to nie spodobało. Po chwili westchnąłem i dołożyłem swój bukiet, którego sam nie wiedząc czemu jeszcze nie wyrzuciłem, do tego zostawionego przez Aelitę. Następnie wróciłem na górę i rozsiadłem się wygodnie w fotelu przy interfejsie Superkomputera. A gdy w końcu udało mi się zasnąć, w mojej głowie po raz kolejny usłyszałem ten dziwnie znajomy głos:
– Nie odpuszczaj…
Tym razem towarzyszyło mu coś jeszcze: odległa, nieziemska, przyzywająca mnie do siebie muzyka. Ale choć starałem się dotrzeć do jej źródła, to jakaś dziwna, trudna do opisania siła mnie od tego powstrzymała.
27 czerwca 2008, wczesne popołudnie
I wszystko się skończyło. Tak po prostu.
Dotarło to do mnie w momencie, gdy na sali gimnastycznej rozległy się gromkie oklaski po przemówieniu dyra Delmasa. Za chwilę wszyscy wstaniemy ze swoich miejsc i udamy się do wyjścia, a gdy przekroczymy próg szkoły, nie będziemy już dłużej jej uczniami; gdy opuścimy Kadic, wszystko bezpowrotnie się zmieni. Nawet jeśli kiedyś ponownie odwiedzimy te mury, nic już nie będzie takie samo. Historia dobiegła końca.
Ale… to za wcześnie! Przecież nadal nie udało mi się zrealizować ani jednego z moich celów. Nie mogłem tak po prostu odejść i o wszystkim zapomnieć. Bo jak miałbym żyć ze świadomością, że Yumi wybrała innego? Że przegapiłem swoją szansę na bycie bohaterem i w Lyoko byłem jedynie podrzędnym antagonistą? Że byłem o krok od znalezienia przyjaciół na całe życie, a zamiast tego zostałem wyrzutkiem? Nie, to się nie mogło tak skończyć, potrzebowałem więcej czasu.
Więcej czasu…?
Nagle zdałem sobie sprawę z tego, że byłem jedną z naprawdę niewielu osób, które rzeczywiście mogły go zdobyć. Gdy tylko ceremonia dobiegła końca, poderwałem się z miejsca i szybkim krokiem opuściłem salę, mijając bez słowa żegnających się wzajemnie uczniów. Nie było to zbyt uprzejme z mojej strony, ale nie miało to większego znaczenia – po Powrocie do Przeszłości dzisiejszy dzień stanie się jedynie momentem, który kiedyś musi nadejść, ale od którego wciąż dzieli mnie wiele, wiele miesięcy. Jeżeli los nie chciał dać mi szansy, to sam ją sobie stworzę. Przeżyję to wszystko jeszcze raz i tym razem postąpię tak, jak należy.
Gdy dotarłem do Fabryki, natychmiast zjechałem do pomieszczenia z rdzeniem Superkomputera. Tym razem już się nie wahałem; nie bacząc na konsekwencję, jednym szybkim ruchem uruchomiłem maszynę, a następnie skierowałem się do laboratorium i zająłem miejsce w fotelu przy klawiaturze, który niegdyś zwykł zajmować Jeremie. Chłopak wytłumaczył mi kiedyś jak skorzystać z podstawowych funkcji komputera kwantowego (cała paczka musiała się tego nauczyć na wypadek, gdyby okularnik nie był w stanie sam nim operować), ale od tamtego dnia minęło już sporo czasu i zdążyłem już w większości zapomnieć jak uruchomić Powrót do Przeszłości. No trudno; będę musiał trochę pokombinować. Sięgnąłem do ukrytej między kablami instrukcji, którą Einstein zostawił dla nas właśnie na wypadek, gdyby zawiodła nas pamięć.
– Całe szczęście, że Jeremie zapomniał ją stąd zabrać… – wymamrotałem do siebie pod nosem i zabrałem się za lekturę.
Nim jednak jednak zdążyłem zrobić jakiś znaczący progres, znajdujące się za moimi plecami drzwi windy otworzyły się ze zgrzytem. Kompletnie się tego nie spodziewałem, więc panicznie schowałem instrukcję za plecy i odwróciłem się w stronę wejścia. Do środka powolnym krokiem weszła Aelita; wyglądało na to, że była sama. Dziewczyna otaksowała wzrokiem najpierw wiszącą w powietrzu holomapę, następnie świecący w półmroku ekran monitora Superkomputera, a na końcu mnie samego.
– Słuchaj, to nie tak jak myślisz… – zacząłem mówić, ale ona tylko pokręciła głową, a potem bez słowa podeszła do mnie i wyciągnęła rękę. Zawstydzony wyciągnąłem zza siebie zeszycik Jeremiego i go jej oddałem, unikając przy tym jej wzroku. Aelita odłożyła go na jego stare miejsce, po czym złapała mnie za dłoń i, nadal milcząc, pociągnęła mnie w stronę windy. Nie mając tak naprawdę innego wyjścia posłusznie za nią poszedłem. Razem zjechaliśmy do pomieszczenia ze rdzeniem. Gdy maszyna wyłoniła się już z podłogi, różowowłosa zaprowadziła mnie do klapki z okiem Xany.
– Wyłącz go – poprosiła cicho, a następnie, gdy już to uczyniłem, dodała: – Usiądź, proszę.
Oboje usiedliśmy na ziemi i zapadła cisza. Dziewczyna w ogóle na mnie nie patrzyła; jej wzrok utkwiony był w starym elfie, który nadal leżał w tym samym miejscu, w którym zostawiła go w lutym. Naszych bukietów już nie było; przez te miesiące zdążyły już zwiędnąć, więc któregoś dnia je sprzątnąłem. Przyszło mi wtedy do głowy, żeby zamiast nich położyć coś innego, ale ostatecznie tego nie zrobiłem; raz, że to miejsce pamięci nie należało do mnie i nie wypadało mi zbytnio w nie ingerować, a dwa, to nie było to w moim stylu. Nie wiedząc, co powinienem teraz zrobić, po prostu czekałem, aż Aelita się odezwie. Jednocześnie zacząłem odczuwać niepokój, a w głowie miałem tylko jedno pytanie: co się teraz stanie?
– Kiedyś sama się zastanawiałam, czy nie skorzystać z Powrotu do Przeszłości – zaczęła w końcu mówić. – Co prawda Jeremie wiele razy mówił nam, że skok w czasie nie przywróci zmarłych do życia, ale… właściwie dlaczego nie? Przecież nigdy tego nie sprawdziliśmy. Nie ma żadnego powodu, dla którego wszystko inne mogło wrócić do pierwotnego stanu, ale akurat ta jedna rzecz miałaby być wyjątkiem. Może tym razem się pomylił? Jak uważasz?
– Nie mam pojęcia – odparłem zgodnie z prawdą. – Ale wątpię, by powiedział to bez powodu.
– Też długo nie potrafiłam zrozumieć jak doszedł do takiego wniosku, więc w końcu go o to zapytałam. Odpowiedział mi, że są dwie rzeczy, które przenoszą się podczas skoku w niezmienionym stanie: dane Superkomputera oraz wspomnienia zwirtualizowanych osób. Ale skoro w punkcie startowym nie udałoby się odnaleźć wspomnień taty, to co właściwie trafiłoby do punktu docelowego? Ciąg zer? Coś wygenerowanego losowo? Gdy Jeremie mówił, że skok w czasie nie przywróci zmarłych do życia, miał na myśli nas samych. Owszem, zwykłego człowieka dałoby się w ten sposób uratować, ale nie wskrzesiłbyś w ten sposób mnie, ciebie, mojego taty… – różowowłosa spojrzała na mnie przenikliwym wzrokiem – …ani Xany, na co chyba liczyłeś. Ale to niemożliwe. Jedynie zmarnowałbyś nam wszystkim czas.
– Ja… – zająknąłem się, bo ogarnął mnie potworny wstyd. – Nie jestem waszym wrogiem, naprawdę. Po prostu… po prostu chciałem w ten sposób wszystko naprawić. Gdybym tylko był ostrożniejszy podczas mojej pierwszej wyprawy do Lyoko, to może wszystko potoczyło się inaczej. Może Xana by mnie nie opętał i Lyoko nie zostałoby zniszczone. A później, już z moją pomocą, może mielibyśmy wtedy dość siły i czasu, by uratować twojego ojca – westchnąłem. – Przepraszam. To wszystko moja wina… a świadomość tego mnie przerasta.
I wtedy Aelita zrobiła coś, co totalnie mnie zaskoczyło: dziewczyna przysunęła się bliżej mnie i objęła pełnym przyjacielskiego współczucia gestem.
– Wybaczam ci, William. I żałuję, że nie mogę zrobić nic więcej, bo wiem, że jest ci ciężko. To nie jest sprawiedliwe, że my wymazaliśmy wiele naszych błędów Powrotami do Przeszłości, a ty po jednej pomyłce musisz się tak męczyć. Zwłaszcza, że wina nie leży wyłącznie po twojej stronie; my też mogliśmy zachować się lepiej. Powinniśmy byli poświęcić więcej czasu na wytłumaczenie ci jak działa Lyoko albo chociaż powiedzieć ci o Scyfozoi.
– Dzięki. Dobrze jest wiedzieć, że chociaż ty jedna nie chowasz do mnie urazy – odparłem z uśmiechem. – Naprawdę super z ciebie dziewczyna. Aż zaczynam się zastanawiać, czy nie zakochałem się nie w tej Wojowniczce co trzeba.
Aelita odepchnęła mnie ze śmiechem.
– Uważaj na słowa, bo inaczej będę musiała powiedzieć o wszystkim Jeremiemu – zażartowała w odpowiedzi, ale po chwili znowu spoważniała. – Obiecasz mi, że nie będziesz więcej rozrabiał? Skoro ukończyłeś już Kadic, to mógłbyś gdzieś wyjechać. Miałbyś szansę, żeby zacząć wszystko od nowa i…
– Wybacz, ale nie mogę – przerwałem jej. – Daję ci słowo, że nie będę więcej próbował użyć Superkomputera dla własnych korzyści i że nie będę więcej majstrował przy Powrocie do Przeszłości, ale nie jestem gotowy, żeby odpuścić. Nie wiem, czy kiedykolwiek będę. Zresztą, raz już uciekłem przed swoim błędem i sama widzisz dokąd mnie to zaprowadziło. – Nawiązałem w ten sposób do swojej poprzedniej szkoły, z której wydalono mnie za rozwieszenie listów miłosnych do jednej z uczennic.
– Rozumiem – Dziewczyna była wyraźnie rozczarowana, ale postanowiła odpuścić temat. – Chyba musi mi to wystarczyć. Lepiej już wracajmy, bo pozostali na pewno już się zastanawiają gdzie jesteśmy. – Aelita wstała z podłogi, otrzepała elegancką sukienkę, którą założyła na zakończenie roku, i ruszyła w stronę windy. – I William… mam nadzieję, że kiedyś odnajdziesz spokój.
Autor: Mayakovsky