13 lutego 2007, popołudnie
ZABIJ.
Rozkaz wydany przez Xanę wybrzmiał mi głowie donośnym głosem, a moja dłoń wbrew mojej woli skierowała się w stronę stojącego przede mną Ulricha. Choć ze wszystkich sił starałem się oprzeć poleceniu sztucznej inteligencji, moje wysiłki były kompletnie bezowocne; Xana miał w tej chwili całkowitą kontrolę nad moim ciałem, a ja mogłem jedynie biernie obserwować rozwój wypadków. W mojej ręce uformował się niewielki piorun kulisty, który pomknął w stronę głowy Niemca. Tym razem jednak Ulrich okazał się szybszy. Chłopak zanurkował przed lecącym do niego pociskiem, a potem jednym płynnym kopnięciem podciął moje nogi, posyłając mnie w ten sposób na ziemię. Choć zbytnio za nim nie przepadałem, to musiałem przyznać, że walczy naprawdę dobrze.
– Hehehe, już dawno chciałem to zrobić – rzucił zadowolony z siebie Ulrich, ale szybko spoważniał. Sytuacja była poważna i nie miał czasu na żarty.
Xana też zdawał sobie sprawę z tego jak kluczowa była dzisiejsza potyczka; z przepływających przez moją głowę danych udało mi się dowiedzieć, że Wojownicy Lyoko próbowali właśnie uruchomić program wieloczynnikowy, który byłby w stanie zniszczyć wirusa. Ulrich, Odd i Yumi zostali już zdewirtualizowani, ale Aelita i jej ojciec nadal przebywali w Sektorze Piątym, pracując na konsoli znajdującej się na zewnątrz kuli. Chwilowo brakowało im energii potrzebnej do aktywowania programu, ale w jakiś niezrozumiały dla Xany sposób powoli gromadzili jej coraz więcej. Sztuczna inteligencja była więc zdeterminowana zrobić absolutnie wszystko, byle tylko ich powstrzymać.
ZABIJ.
Xana ponownie zmusił mnie działania; posłusznie chwyciłem Ulricha za koszulkę i cisnąłem go w powietrze. Chłopak przeleciał dobre kilka metrów, a potem uderzył w ścianę i stracił przytomność. Następnie moje ciało podeszło do leżącego Niemca, a w mojej ręce ponownie zgromadził się ładunek elektryczny. Nim jednak zdążyłem cisnąć nim w nieprzytomnego Ulricha, poczułem, że coś się zmieniło.
Wojownikom udało się odpalić program wieloczynnikowy.
Moje ciało zamarło, a umysł zalało prawdziwe tsunami informacji; w ostatnim desperackim zrywie Xana przekierował wszystkie swoje zasoby na próbę znalezienia jakiegokolwiek wyjścia z tej sytuacji. Dzięki temu udało mi się zrozumieć, co dokładnie się stało: brakująca energia pochodziła od Franza Hoppera, który postanowił poświęcić samego siebie, żeby zasilić program wieloczynnikowy. Jego ofiara nie poszła na marne; wyczuwałem, że z każdą mijającą sekundą wirus coraz bardziej słabnie i pomimo zaciekłej walki nie był w stanie zatrzymać działania wrogiego algorytmu. Gdy Xana zrozumiał, że nie jest w stanie zwyciężyć, postanowił uciec.
A jedynym miejscem, w którym mógł się ukryć, byłem ja.
Trudno opisać to, co stało się dalej. Do tej pory moje ciało było jak samochód, a moja świadomość – jak pasażer, który mógł obserwować co się dzieje, ale nie miał wpływu na to dokąd jedzie auto, bo to sztuczna inteligencja siedziała za kierownicą. Teraz jednak wirus otworzył drzwi i próbował siłą wyrzucić mnie na zewnątrz. Gdyby mu się to udało, z całą pewnością bym zginął, dlatego opierałem mu się ze wszystkich sił. Mimo to utknąłem gdzieś pośrodku – przez chwilę byłem jednocześnie Williamem Dunbarem i Xaną, człowiekiem i kodem, bytem rzeczywistym i wirtualnym. Dopiero wtedy zdałem sobie sprawę z tego jak potężny stał się wirus; nie był już tylko jednym z niezliczonych fragmentów Internetu, lecz naroślą, która niemal całkowicie go oplotła.
Byłem w stanie wyczuć również program wieloczynnikowy, który niszczył repliki jedna za drugą i odrywał kolejne elementy Xany od fundamentów sieci. Ale… było w nim coś dziwnego. Wyglądało na to, że energia życiowa Franza Hoppera nie tylko zasiliła algorytm, lecz również wpłynęła na jego istotę. To już nie był zwykły program komputerowy. Nie był czymś żywym, a już z całą pewnością nie czymś świadomym. Był… czymś innym. A gdy docierał w kolejne zakątki Internetu, one również zmieniały się pod jego wpływem – nieznacznie, ale odczuwalnie. Charakter tych zmian dalece jednak wykraczał poza granice mojego pojmowania. Wyczuwałem, że nawet Xana nie był w stanie ich zrozumieć. Choć, szczerze mówiąc, niespecjalnie go to teraz nie obchodziło; obecnie liczyło się dla niego wyłącznie przetrwanie.
Ale ja się nie poddałem; nie po to ledwie kilka dni temu Wojownicy wyrwali mnie z niewoli wirusa, żebym teraz jak ostatni frajer pozwolił mu mnie zastąpić. Pomimo olbrzymiego nacisku ze strony sztucznej inteligencji moja świadomość kurczowo trzymała się ciała. Na skutek działania programu wieloczynnikowego napór jednak stopniowo malał i wkrótce byłem w stanie przejść do kontrofensywy. Teraz to ja zacząłem wypychać Xanę na zewnątrz. Nad moją głową zaczął formować się kłąb czarnego dymu, który z każdą chwilą coraz bardziej się powiększał. W końcu, gdy już całkowicie pozbyłem się wirusa, mgła uformowała się w kształt twarzy.
– Nie… NIEEEEE! – zawył przeraźliwym głosem Xana. A potem dym zniknął.
Byłem wolny.
Gdy Xana opuszczał ludzi których opętał, ci zwykle zapominali o całym okresie, w którym znajdowali się pod jego kontrolą. Tak również miało być i tym razem. Zazwyczaj było to coś dobrego; wspomnienia przebywania w jednym ciele ze sztuczną inteligencją były tak odrażające, że mózg sam dobrowolnie się z nich oczyszczał. Ale, jak się to miało jednak później okazać, być może w tym konkretnym przypadku lepiej byłoby, gdybym wszystko zapamiętał, nawet jeżeli byłoby to dla mnie bardzo nieprzyjemne. Choć dalej nie rozumiałbym zdarzenia, którego byłem świadkiem, być może zdecydowałbym się opowiedzieć o nim Jeremiemu, Yumi lub któremuś z pozostałych Wojowników. I choć oni również by go nie zrozumieli, być może razem postanowilibyśmy dokładniej tę sprawę zbadać.
Być może wtedy wszystko potoczyłoby się inaczej.
Autor: Mayakovsky