Królewskie porachunki – runda piąta

Czy naprawdę krwawisz, jeśli wszystko się zmywa?”

Nikt nie chciał rozmawiać.

Wojownicy czuli się okropnie. Kolejna z rzędu przegrana runda. Rzucona rękawica przez ich wieloletniego wroga okazała się być gwoździem dobijającym domykającą się trumnę. Nie omieszkał się on w kolejnych atakach. Stawał się on coraz to bardziej bezczelny. Atakował ich bliskich. Odważył się nawet zaatakować służby mundurowe, które miały chronić obywateli. Po pamiętnym ataku w mieście wdrożył się chaos.

A oni? Po prostu stali nad konsoletą.

A oni? Po prostu milczeli.

A oni? Po prostu czuli, jak przegrywają.

Tego dnia minęły równo dwa lata od tajemniczego zniknięcia Williama. Na nic się zdawały oszustwa autorstwa Jeremiego – wszystko zostało zweryfikowane, a zaginiony poszukiwany przez policję. Całe szczęście nikt nie odkrył, kto stał za tymi mitycznymi zwolnieniami od lekarzy oraz wyjazdami do rodziny.

Jeszcze. Jeszcze nikt tego nie odkrył.

– Od teraz będziecie chodzić w parach – zakomunikował Belpois, stukając nieznane reszcie sekwencje na komputerze. Wszyscy spojrzeli na siebie. Po takiej serii porażek nikt nie chciał znowu tam wracać. Nie mogli znieść tego, jak Xana rósł z każdą kolejną ich wizytą. Zupełnie tak, jakby miał wgląd w ich strategię. Nie wiedzieli, jak powinni walczyć.

Może to nie jest taki głupi pomysł?

– Wracam tam.

Powiedzieli w tym samym czasie Ulrich i Yumi. Nikt nie protestował. Nawet Odd, który zawsze zarzucał jakąś dobrą ripostą, siedział w ciszy z założonymi rękami. Aelita chodziła z kąta w kąt, chcąc się uspokoić. Zatrzymała się w momencie, jak padła deklaracja. Czuła, jak zbierały się jej łzy. To ona powinna tam iść.

Nie Ulrich.

Nie Yumi.

Nie Odd.

Tylko ona.

Wróć do nas. Tu jest pięknie! Tu jest pięknie!”

Dziewczynka wtuliła się w starszą koleżankę. Ta objęła się swoimi drobnymi ramionami. Czuła, jak dwie krople spływają jej po lewym obojczyku. Mocniej przytuliła do siebie Aelitę. Trzymały się w uścisku jeszcze przez kilka minut. Czekała, jak się dziewczyna uspokoi… chociaż na dłuższą chwilę. Nie mogła być z tym wszystkim sama.

Nigdy nie była. Nigdy też nie będzie.

Żadna dama nie będzie walczyć sama, gdy sióstr tyle ma.

Jedną siostrę. Ale najważniejszą.

Weszli do windy. W ciszy zjechali piętro niżej. Patrzyli na siebie. Po ostatnim spotkaniu nie rozmawiali ze sobą. Zarówno Ulrich, jak i Yumi nie wiedzieli, od czego zacząć. Kto powinien przeprosić? Czy w ogóle powinien przeprosić? Za co? Za jedną, małą chwilę słabości? Za swoje uczucia? Za coś, co każdy potrzebuje?

Stali naprzeciwko siebie. Drzwi skanerów zaskrzypiały.

– TRANSFER. SKAN. WIRTUALIZACJA. –

Na pustyni nie było żadnej żywej duszy.

Odwrócili się, szukając swojego celu, którego nigdzie nie było. Jedynie wiatr mierzwił czarne włosy japonki na wszystkie strony. Suchy krzak przeleciał przez pagórek. Czy tym razem się pomylili? A może William czeka na nich gdzieś kompletnie indziej?

– Nie ma go tuta…

Nie dokończył Ulrich. Nagle pomiędzy nimi przefrunęła czarna fala dymu, rozrzucając ich na dwie strony. Z rąk Yumi wypadły wachlarze, jednak bardzo szybko odzyskała je z powrotem. Słońce atakowało coraz mocniej. Dziewczyna nic nie mogła zobaczyć. Zupełnie, jakby czarny smog sprawił, że wzrok płata figle. Miała wrażenie, że jest więcej, niż jeden przeciwnik. Lekko chwiejąc się, próbowała wycelować w walczących chłopaków.

Rzuciła wachlarz. Nie trafiła.

Rzuciła jeszcze raz. Odbił się.

Wrócił pierwszy. Odbił się.

Chciała ich uniknąć. Broń podejrzanie leciała zygzakiem. Chciała.

Była za krótko. Zdecydowanie za krótko w Lyoko, żeby już teraz wrócić. Pokonała ją własna broń. A Ulrich? Skutecznie odpierał ataki przeciwnika. Nawet nie zauważył, że zostali sami w sektorze. Był wściekły. Zdeterminowany. Chciał za wszelką cenę go pokonać. Atakował szybko. Jak w amoku.

Dźwięk metalu był rytmiczny. Krótki, lekko piskliwy.

Wtem William strącił Ulrichowi jedną katanę, która spadła w otchłań. Chłopak odwrócił się, wodząc wzrokiem za bronią. W ostatniej sekundzie odskoczył przed mieczem. Ten z kolei wbił się mocno w ziemię. Odetchnął.

Przeciwnik próbował wyciągnąć swoją broń. Ta jednak utknęła.

– Teraz! Szybko!

Wojownik nie omieszkał się zatrzymać. Podbiegł do swojego wroga. Już miał mu wbić nóż. Zamachnął się. Czuł, że w końcu wygra tę rundę. Po wielu latach męki i wiecznych porażek, teraz to on triumfuje. Jak tylko wrócą na ziemię, to tak skopie Williama, że odechce mu się bycia bohaterem. Już nigdy więcej się do nich nie zbliży.

A już na pewno nie do niej.

Wtem… Zniknął. A miecz za nim.

Katana wylądowała w nodze Ulricha. Czuł, jak się rozpada. Po małym kawałeczku. Piksel za pikselem. Wracając na ziemię, krzyczał. Wściekły. Znowu przegrał. Znowu! Znowu Xana ich pokonał. I to w tak perfidny sposób…

Ile czasu nam zostało razem? Nigdy nie wiemy. Wiem tylko, że nie chcę tu być…

Autorka: Azize

Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments