Rozdział 1 – Przyjaciele

Miałam wtedy trzynaście lat.

            Wyjechałam razem z moją rodziną do Francji. Cel? Praca dla ojca. Tylko dlatego musieliśmy opuścić nasze rodzime miasto i trafić na inny kontynent. Obawiałam się, że będę tutaj sama. Nikt nie będzie chciał ze mną rozmawiać, tak jak w Tokio. Dodatkowo w kraju, którego nawet dobrze nie znam – ani języka, ani zwyczajów, ani komunikacji miejskiej.

            Trzy dni po rozpoczęciu nowego roku szkolnego poznałam Ciebie.

            Byliśmy wtedy na treningu u Jima Moralesa. Nie wiedziałam, że ktoś interesuje się pencat silatem1 w Europie. Przynajmniej znalazłam z kimś wspólny temat, co mnie bardzo cieszy.

            – Nie, to nie są potrawy serwowane w chińskiej restauracji „Złoty Smok” – mówi do ciebie Jim, a następnie spogląda na mnie i tłumaczy się nerwowo – Bez obrazy, panno Ishiyama.

            – Nie obrażam się, jestem japonką – odpowiadam, a następnie siadam na stopach. Spoglądam ukradkiem na ciebie. Miałeś wtedy czarne dresy oraz podkoszulek, który pokazywał twoje umięśnione ręce. Najchętniej patrzyłabym na ciebie cały czas, jednak wyglądałoby co najmniej dziwnie.

            – Dobierzcie się w pary. – decyduje pan Morales. Wielkiego wyboru nie mieliśmy, ponieważ na pierwszym treningu pojawiły się dwie osoby. Kłaniam się na początek walki, jednak ty tego nie robisz. Dziwne.

            Zaczynam atak, jednak unikasz go. Robię to samo, tyle, że jednocześnie robię salto do tyłu. Spoglądam na ciebie, odgarniając włosy do tyłu. Patrzysz zaskoczony, po czym mówisz:

            – Nieźle, jak na początkującą.

            Nie wytrzymuję i atakuję kopniakiem w twarz. Padasz na ziemię. Ty idiotko! Mogłaś inaczej to załatwić. Podchodzę sprawdzić, czy nic ci się nie stało. Te przepiękne, niebieskie oczy… wzroku nie mogłam odeprzeć od nich.

            Zaraz… przecież tutaj jest też nauczyciel! O matko, co on sobie teraz o mnie pomyśli? Jakaś niewyżyta chińska2 dziewczynka, która przyszła na zajęcia, aby popatrzeć na ładnych chłopców. Żart.

            – No dobrze. Na dzisiaj koniec zajęć.

            Wstajesz bez niczyjej pomocy. Chcę ci podać dłoń, jednak ty wychodzisz obrażony z sali. Jest mi jednak przykro. Liczę w duszy, że jeszcze kiedyś się spotkamy.

            Następny dzień.

            Klasa wydaje się bardzo w porządku. Poznałam Willliama Dunbara. Jest także nowym uczniem Kadic. Uwierzysz, że został wyrzucony ze szkoły za rozsyłanie listów miłosnych? Takie rzeczy dzieją się przecież tylko w kinach! Zaskoczył mnie tym wyznaniem. Spędziłam z nim bardzo dużo czasu i czuję, że jako jedyny mnie w wielu kwestiach zrozumie. Jest jedna różnica, która nas dzieli – on nie wstydzi się niczego, co powie. Ze mną tak jednak nie jest.

            Idę do sali gimnastycznej, aby przygotować się na kolejne zajęcia. Znowu się spotkamy! Nawet nie wiesz, jak mnie to cieszy. To tylko godzina treningu, ale sprawiła ona, że bardzo chciałabym ciebie poznać. Chociaż zapewne ty masz mnie już dosyć…

            Ktoś wchodzi do środka.

            – A więc jednak jesteś.

            – Rewanż za wczoraj. Cały czas boli mnie ten policzek – odpowiadasz średnio zadowolony moim towarzystwem. Udaję, że mnie to nie rusza.

            – Chętnie. Polubiłam walkę z tobą.

            Szykujemy się do walki. Tym razem kłaniasz się na powitanie, co mnie bardzo cieszy. Walczymy razem przez kilka minut, jednak zmęczeni oddajemy walkowerem.  

            – Kiedy… nauczyłaś się tak… walczyć? – pytasz zdyszany.

            – Rodzice kiedyś się o mnie bali – odpowiadam. – Nie jesteś na mnie zły za wczoraj? – pytam nieśmiało. 

            – Tylko troszkę, mogłaś trochę lżej kopnąć – odpowiadasz.

            – Wybacz, nie znam twojego progu bólu. Jak ci na imię?

            – Ulrich. A ty masz na imię… eee… – jąkasz się. No dalej, na pewno je znasz. – Yuri?

            Podcinam ci nogi i upadasz na ziemię. Uśmiecham się, a następnie odpowiadam.

            – Jestem Yumi.

            Mijają następne tygodnie, a kolejne treningi wzmacniają moje zauroczenie do ciebie. Tak zawziętej i interesującej osoby jeszcze nie spotkałam. Smuci mnie jedynie fakt, że nie odzywasz się do mnie na korytarzu. Jakbym dla ciebie nie istniała. Jakbyśmy nigdy się nie poznali. Jakbym nic nie znaczyła w twoim życiu.

            – Cześć, Yumi! – woła mnie William pełen entuzjazmu. Uśmiecham się lekko. Ciągle myślę o mojej relacji z tobą. Chciałabym, żebyśmy zostali kimś więcej, niż tylko znajomymi z treningu. Jednak czy ty chcesz tego samego, co ja? Powiedz mi kiedyś.

            – Wszystko dobrze? – pyta Dunbar.

            – Tak, czemu pytasz? – zastanawiam się.

            – Po prostu się martwię. Nie lubię patrzeć, jak ważne dla mnie osoby cierpią – tłumaczy chłopak. Kochane to.

            – Rozumiem – odpowiadam zamyślona. Dzwoni dzwonek. Próbuję znaleźć ciebie w tłumie, aby ostatni raz spojrzeć przed kolejną lekcją. Na darmo – nawet nie wiem, kiedy zniknąłeś wśród uczniów. Może kiedyś się spotkamy i chociaż się uśmiechniesz na mój widok.

            Noc mija bardzo powoli. Nie mogę przestać myśleć o kolejnym naszym spotkaniu na treningu. Ponownie będę mogła po prostu na ciebie spojrzeć. Gdybyś tylko wiedział, co o tobie myślę… życie byłoby zdecydowanie dużo prostsze.

            Ale jak mam to zrobić, żeby też niczego nie stracić?

            Wyciągam maleńki kołonotatnik z narysowaną białą różą. Otwieram pióro i rysuję cokolwiek, żeby przestać o tym wszystkich myśleć. Dźwięk telefonu przerywa ciszę. Sprawdzam, kto napisał. Znowu on – William Dunbar. Wiadomość była krótka, a było to jedno pytanie:

William: Czemu nie śpisz?

No i co ja mam odpowiedzieć… że myślę o niezwykle przystojnym chłopcu z treningu?            Pomyśl Yumi, wymyśl cokolwiek, żeby ci nie przeszkadzał.

Yumi: Zaraz idę spać.

Przychodzi szybciej wiadomość, niż się spodziewałam.

William: No to dobranoc. Nie zapomnij o książce! 🙂

Yumi: Spokojnie, pamiętam.

Odkładam telefon na szafkę. Tak właściwie, dlaczego on też nie śpi? Jest po północy, a zazwyczaj w internacie pilnują ciszy nocnej. Może on też myśli o swojej miłości, która nie wiadomo, czy w ogóle się spełni? Kto to wie.

Przypominam sobie twój uśmiech. Szczery, nie pokazany na prośbę kolegów czy koleżanek. Widać dwa urocze dołeczki wtedy. Przypominam sobie twoje brązowe włosy, które można czochrać w nieskończoność, chociaż pewnie tego nie lubisz. Przypominam sobie twoje piękne, niebieskie, wielkie oczy ciekawe świata. Przypominam sobie twoją karnację niewiele ciemniejszą od mojej.

Jesteś idealny. Dlaczego tego w sobie nie widzisz, kochany?

Następny tydzień.

Wypatruję ciebie na korytarzu. Zauważasz mnie, uśmiechasz się i podchodzisz do mnie. Czuję, jakby serce miało mi zaraz wyskoczyć z radości. Czy to będzie ten dzień, w którym zostaniemy przyjaciółmi?

– Cześć, Yumi.

– Cześć. Jak mija dzień? – pytam. Nie wyglądasz na szczęśliwego.

– Kiepsko. Moi starzy przyjeżdżają do Kadic.

– To źle? – Co za idiotyczne pytanie. Oczywiście, że nie jest dobrze.

            – Źle, to mało powiedziane – odpowiadasz urażony moim zapytaniem. – Jest beznadziejnie. Chodzi znowu o oceny… to nie tak, że nic nie robię, tak jak ten osioł Odd.

            Odd? Kim on jest?

            – Z czego masz problemy?

            – Fizyka i chemia. Obydwa przedmioty prowadzi pani Hertz… ta, co ma włosy jak Einstein – tłumaczysz. Porównanie mnie śmieszy i uśmiecham się.

            – Jeżeli chcesz, to ci pomogę z materiałem. Całkiem dobrze sobie radziłam.

            – Dam radę. Miło, że proponujesz – odpowiadasz, jakby była to dla ciebie obraza. Zaskakujesz mnie z każdym kolejnym dniem. – Muszę iść. Spotkamy się na treningu.

            Nim się orientuję, ciebie już nie ma. Nikogo. Stoję sama na dziedzińcu. Czy ja sobie ciebie tylko wymyśliłam? Nie, to niemożliwe. Przecież rozmawialiśmy przez chwilę.

            Mijają kolejne dni, tygodnie, miesiące. Znamy się długo. Spędzamy dużo przerw, śmiejąc się i docinając złośliwie. Mam wrażenie, że nie znam jednak ciebie zbyt dobrze. Czy  ty na pewno jesteś ze mną w pełni szczery?

            Zauważam ciebie, siedzącego na jednej z samotnych ławek. Znowu jesteś przygnębiony. Podejdę, może dam radę poprawić humor. Kiepska w tym jestem, jednak nie mogę patrzeć, jak cierpisz.

            – No witam.     

– Yumi, chciałbym porozmawiać…

            Serce podchodzi mi do gardła. Błagam, żebyś tutaj został. Nie chcę ciebie stracić, już na zawsze. Nie po tym, ile już ciebie znam. Jesteś moim jedynym przyjacielem.

            – Co się stało?

            – No, bo wiesz… chciałbym… zaprosić pewną dziewczynę na zbliżający się bal…

            Szczęściara.

            – Na co jeszcze czekasz? Zaproś ją, póki nikt tego nie zrobił za ciebie!

            – Ale… ja nie wiem, od czego zacząć.

            – Powiedz prosto z mostu.

            – No dobrze. Dzięki za pomoc – odpowiadasz bez emocji, a następnie wstajesz i idziesz prosto. Powiedziałam coś złego? Obraziłeś się na mnie?

            Powinnam za tobą pobiec i ciebie przeprosić. Wiem, że jestem oschła i bez uczuć. Nie potrafię tego w sobie zmienić.

            – Yumi! – słyszę znajomy krzyk. Znowu on.

            – Cześć, William – odpowiadam z uśmiechem na twarzy. Nie chcę, aby znowu mnie pytał, co się dzieje. Denerwuje mnie to ciągłe jego węszenie przy mnie. Powinien zająć się sobą.

            – Nie chciałabyś iść ze mną na bal?

            Patrzę na niego zaskoczona. Naprawdę? Ze wszystkich dziewczyn, zdecydowanie piękniejszych, zgrabniejszych i milszych, wybiera on właśnie mnie. Czy mam coś do stracenia? Myślę, że nie. Ty i tak przyjdziesz z jakąś swoją wybranką. Nie mam innych przyjaciół. Tylko ciebie. No… Williama w pewnym sensie też. Jednak to jest tylko kolega, nic więcej.

            – Hej, obudź się – Dunbar wymachuje mi ręką przez twarzą.  – To jak?

            – Bardzo chętnie. Tylko, że nie potrafię tańczyć…

            – Nie martw się, nic w tej szkole nie umie – odpowiada William, dodając mi odrobinę otuchy.

Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments