Tango z własnym lękiem

– Świetnie, Yumi! – mówi zadowolony Jeremie. Akcja zdobycia informacji do materializacji Franza Hoppera przebiega bez żadnych niespodzianek. Jego przyjaciele jak zawsze w formie. Każda kolejna fala potworów Xany jest przez nich niszczona, jakby to były zwykłe mrówki stąpające niewinnie po trawniku. Tak ich szkolił. Na prawdziwych Wojowników Lyoko. Czuje ogromną satysfakcję.

– Wykluwają kolejne manty. Wiecie, co macie robić.

– Tak jest, Einstein! – krzyczy z podekscytowaniem Odd Della Robbia. Uwielbia mówić na swojego kolegę właśnie tak. Jest to niemały komplement. Kto jest porównywany do jednego z największych geniuszy matematycznych i fizycznych na świecie? Właśnie on.

– Zaprogramujesz pojazdy? – pyta Ulrich. Uśmiecha się na to pytanie. Pojazdy. Dobrze, że je wtedy zaprogramował po materializacji Mai… znaczy, Aelity.

– Robi się – odpowiada z powagą, po czym klika na klawiaturze w klawisze, które przekształcają się w komendy. Enter i wszystko gotowe.

– Dzięki wielkie. Geronimo! – woła zadowolony Odd. Pewnie już wskoczył na swoją ulubioną deskę w kolorze jest stroju w Lyoko.

Nagle w fabryce zapada ciemność. Chłopiec w okularach nie wie, co się stało. Czuje narastający niepokój w sobie.

– Słyszycie mnie? Odpowiedzcie!

Cisza. Zostali sami w Lyoko. Jest zdenerwowany coraz bardziej. Stuka w klawiaturę, chcąc uzyskać łącze. Przeraża go, kiedy nic się nie dzieje. Jakby cała elektryczność po raz pierwszy nie chciała z nim współpracować. Może naprawdę walczy z nią? On nie boi się takich rzeczy.

– Działaj…

Ostatnia komenda. Enter. Ekran ładuje się do maksimum. Pojawiają się karty z punktami życia, mapa Centrum Lyoko, nachodzący wrogowie oraz kolejne informacje do walki.

– Udało ci się. Twoja ksywka do ciebie bardzo pasuje.

Ten głos mrozi jemu krew w żyłach. Nerwowo przełyka ślinę, a echo rozchodzi się po pomieszczeniu, jakby traciło ono coraz to kolejne podłączenia. Zamyka na chwilę oczy.

Uspokój się. To tylko on. Poradzisz sobie. Musisz. Nie możesz nikogo zawieść. Przyjaciół, rodziców, samego siebie. Jesteś geniuszem. Dasz radę… dasz.

– Jesteś też bardzo dobrym pływakiem. Nie spodziewałem się tego po tobie, szkieleciku.

Kolejna szpila w plecy. Szkielecik. Dopadają do wspomnienia z ostatniego spotkania.

Nagły atak zza siebie. Podcięcie nóg – najpierw upada lewa, później prawa. Upadek okularów w twarzy tuż obok. Próba obrony, daremna. Pociągnięcie za i tak już pomięty błękitny sweter. Brak ostrości widoku. Upadek. Kolejna próba – przetrwana. Skutek? Ten sam. Zwiększające się braki tlenu. Zaparcie w chudych ramionach. Wypłynięcie na brzeg. Tęsknota za francuskim powietrzem.

– Chciałem ciebie zniszczyć, jednak nie udało się. Ty to zrób.

Postać podchodzi krok bliżej. Następnie następny, kolejny i kolejny. Dwie krople potu spływają po obu skroniach Jeremiego.

– Na co jeszcze czekasz? Dawaj.

Głęboki wdech. Nie mogę dać się sprowokować. Nie mogę.

– Dawaj!

Zaczyna go boleć głowa. Delikatnie masuje prawą skroń, a z lewej ściera drugą kropelkę potu.

– Ruszaj się!

Dosyć. Pokonam go, albo zginę.

Chłopiec z blond włosami zdejmuje słuchawkę z ucha. Zamyka oczy i bierze głęboki wdech. Odwraca się. Widzi samego siebie z kpiącym uśmiechem. Porusza brwiami, po czym wystawia dłoń do przodu i mówi pewnym głosem:

– Zatańczmy.

Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments